Rozmowy przy dołku [P]

1
Jest takie miejsce, gdzie ciszy nie mąci

Śpiew ptaków i gwar na ulicy.

To miejsce, gdzie wiatr jest bez dreszczy

A słowa bez dźwięku.

Tam stoją ich cienie i patrzą nie widząc.


— Ciekawe, jakie miał życie? — Chłopak oparł się rękoma o styl szpadla i uniósł głowę. Mógł sprawiać wrażenie rozmarzonego.
— Nie gadaj tyle, tylko machaj tą łopatą — odpowiedział mu mocno zasapany głos.
Styliszcze stęknęło pod ciężarem. Glina głucho spoczęła na świeżej pryzmie.
— Ale co ja zrobię, że mnie to zastanawia? — chłopak niechętnie oderwał się od swoich myśli.
Kamienie i stal zagrały pod naporem buta.
— Więcej nabieraj! — stary coraz trudniej łapał powietrze. Pochylił się dysząc ciężko. Musiał odpocząć. A była to doskonała okazja, by nie przyznać się do swoich słabości. — No dobrze. Odpowiem. Podejdź bliżej.
Nabrał głęboko powietrza i wypuścił powoli wsłuchując się rozszalały puls w skroniach.
— Co on tam ma na tabliczce napisane?
Chłopak odrzucił szpadel na bok. Przedarł się przez leżące wieńce i odszukał tabliczkę nagrobną. Palcem przesuwał po wymalowanych literach.
— Bernard Kmy... Kwy... albo... nie dowidzę. Do dupy są te czcionki.
— Ale czy to ktoś ważny był?
— A skąd mam wiedzieć?
— Na tabliczce znamionowej zawsze jest wszystko, co ważne — warknął zniecierpliwiony stary.
— No jest. Imię, nazwisko. Sześćdziesiąt dziewięć lat. Bóg tak chciał. I daty.
— Czyli nikt ważny.
Chłopak odpowiedział pytającym spojrzeniem. Jego towarzysz kontynuował.
— Napisaliby coś. Dyrektor albo profesor chociaż. Kiedyś to pisali nawet magister inżynier.
— Też mi coś. Ja jestem magister inżynier.
— Ale tobie tego nie napiszą — stary oparł się dłońmi o styl i prostował nadwyrężony kręgosłup. — Dziś liczy się fach w ręku. A ty masz studia i łopatę do dyspozycji. Jakoś żyć trzeba.
Machnął w powietrzu szpadlem jako niezbitym dowodem potwierdzającym uniwersalność przytoczonej myśli. Podobał mu się własny mentorski ton, zatem przystąpił do dalszego objaśniania logiki życia.
— Zobacz ile jest tu kwiatów. Mnóstwo kasy na to poszło.
— A jak umarł? — chłopaka interesowało zupełnie coś innego.
— A bo ja wiem.... chyba nagle. Jakby był chory długo, to kwiatów byłoby mniej.
Młodzieniec nie dostrzegał związku między sposobem zgonu a ilością kwiatów na grobie. Zapytał więc:
— A co to ma do rzeczy?
— Ooo, bardzo dużo, chłopcze. Kiedy jesteś długo i ciężko chory, to jest problem. I dla ciebie, i dla innych. Ile razy znajomi mogą Cię odwiedzić w szpitalu? W końcu im się znudzi. Koledzy z pracy? Też mają swoje problemy. Jak się złożą parę razy na prezenty, to w końcu wolą poczekać na zbiórkę na wieniec. Ekonomia, chłopaku. No i wiesz, te więzi z czasem zanikają. — Wyprostował się gotów do dalszej pracy. - No, chyba, że jesteś ważny. To wtedy wypada przyjść się pokazać. Ale ten nie był ważny.
— Bo tego nie napisali…
— Dokładnie tak.
— Ale po co ludzie piszą takie rzeczy na tych tabliczkach? — młodszy nie ustawał w poszukiwaniach.
— Powody są przeróżne. Najczęściej właśnie po to, żeby pokazać innym, że w tym oto miejscu zakopano kogoś ważnego. Ludzie zatrzymują się, czytają. A jak stoisz przy takim grobie, to myślą, że też jesteś ważny, bo miałeś ważnego przodka. Tak to działa.
— Aha.
— No dobra, młody. Koniec tej przerwy. Machaj, machaj tym wiosłem.
Przez chwilę kopali nic nie mówiąc. Ciężkie oddechy mieszały się z chrzęstem wbijanych łopat i dudnieniem rozrzucanej ziemi.
— Ja już nie mam siły — odezwał się wreszcie chłopak i rzeczywiście ton jego głosu przypominał ostatnie tchnienie.
— Chryste Panie! — stary ze złością odrzucił szpadel, — coraz słabszych was robią. Ja w twoim wieku, to potrafiłem sam taką robotę wykonać w godzinę. A wy dziś nic, tylko siedzieć na ławce i odpoczywać. Do żadnej uczciwej roboty się nie nadajecie. Mięczaki. Lenie zasrane. Człowiek całe życie dba, pielęgnuje, wykształcenie daje. Do fachu sposobi, a tu żaden pożytek, tylko kłopoty. Jak ty będziesz na życie zarabiać słabeuszu?
— Ale tato! — chłopak nie krył oburzenia, — staram się!
Stary zreflektował się chyba, że trochę za ostro potraktował młodzieńca i dobrotliwym gestem wskazał ławeczkę przy sąsiednim grobowcu.
— Chodź usiądziemy. Może faktycznie trzeba trochę odpocząć. Ale pamiętaj. Robotę trzeba skończyć, a odpoczywać wtedy, kiedy obowiązek jest spełniony. Młody jesteś. Charakter masz niewyrobiony. Ale z drugiej strony, jak ty ten charakter masz mieć, skoro roboty masz w rękach tyle co nic. Ale dobrze. Nauczę cię i jeszcze będę z ciebie dumny. Siadaj. Wody się napij.
Młody chwycił butelkę z wodą i pił chciwie. Ojciec ciągnął dalej.
— Jest tylko jeden sposób, by w życiu do czegoś dojść. Praca. Ciężka i uczciwa praca — to był dobry moment, by zapalić papierosa. Pauzy pomiędzy zaciąganiem się tytoniowym obłokiem wzmacniały siłę myśli, a i pozwalały niespostrzeżenie dla słuchającego je zbierać w całość. — Ja nie miałem tyle szczęścia, co ty. Mój ojciec, a twój dziadek nie trudnił się niczym chwalebnym, co wreszcie zawiodło go pod sąd. Słowem, dyndał na linie, zanim skończył trzydzieści lat. Postanowiłem wtedy, jako mały jeszcze chłopaczek, że nie pozwolę, aby taki los mnie spotkał. Nie będę wystawał na gościńcach czekając na łatwą okazję. Pamiętaj synu, Bóg wynagradza tylko ciężką pracę.
—I dlatego zacząłeś kopać groby...
Chłopak pytał serio, jednak nie został dobrze zrozumiany. Ojciec wybuchnął:
— A co ty myślisz gówniarzu jeden, że to hańba? Dzięki temu, że twój ojciec jest sumiennym kopidołem masz i szkołę, i szansę na fach, który nie pozwoli ci z głodu zdechnąć. A i twoim dzieciom też, jeśli jakaś cię kiedyś zechce.
Spoglądał pogardliwie na syna, do głębi najmniejszej komórki ciała oburzony niewdzięcznością swego pierworodnego.
— I taka mnie nagroda spotyka za lata ciężkiej pracy i poświęcenie. — Zdusił papierosa pod butem. — Do roboty.
— Tato… — chłopak nie dawał za wygraną.
— Czego jeszcze?
— Ale to chyba nie jest w porządku?
Stary wbił z całych sił szpadel w świeżą kupę ziemi
.
— Wszystko, co nie szkodzi innym jest uczciwe. Do roboty.
***
Uderzenie szpadla zadudniło na czymś twardym. Jednak chłopak miał swoje wątpliwości.
— Chyba sosna, kiepsko to widzę.
Stary wskoczył do dołu.
— Przestań marudzić i dawaj siekierę.
Mimo, że sosna to dość miękkie drzewo, wieko rozpadło się dopiero po kilku uderzeniach.
— Dawaj tu latarkę!
Chłopak posłusznie skierował snop światła na wyrąbany otwór.
— A niech to jasna cholera. — Stary ryknął tak, że młody wzdrygnął się wystraszony.
— Co się stało?
— Nawet butów mu nie założyli...
***
Usiedli na skraju rozkopanego grobu wpatrując się w świetle latarki na owinięte w obrus ciało.
— Tato, może jednak obejrzymy dokładnie...
Stary milczał długo nie dowierzając temu, co widział.
— Oj chłopcze, ten świat zszedł na psy. Jak żyję, nie widziałem, żeby zmarłego wyprawić w ostatnią drogę w taki sposób. Nie pozostawiając mu nic, co miało dla niego wartość — można było odnieść wrażenie, że łkał.
— Nie widzę dla ciebie przyszłości synu. Oj, nie widzę.

Rozmowy przy dołku [P]

2
Naprawdę dobre. Zaskoczyłeś na końcu! Widzę dla Ciebie przyszłość, oj, widzę! :)
Pamiętaj: kiedy ludzie mówią ci, że coś jest źle lub nie działa na nich, prawie zawsze mają rację.Natomiast kiedy mówią ci, co dokładnie nie działa, i radzą, jak to naprawić, prawie zawsze się mylą.
Neil R. Gaiman

Rozmowy przy dołku [P]

3
Mam mieszane uczucia.

Najpierw minusy: mam wrażenie, że zakończenie miało być zaskakujące, a nie jest. O tym, że postaci rozkopują grób a nie wykopują przed pogrzebem/zakopują po pogrzebie wiadomo od momentu, gdy zestawi się wieńce i świeżą pryzmę (skoro pryzma to nie zakopują, a wykopują, a skoro są wieńce, to pogrzeb już był).
Problem mam też z dialogami. Momentami wychodzą żywe i wiarygodne, ale jest sporo miejsc, w których stylizacja się gubi i dziadek zaczyna nagle mówić językiem artykułu ze szkolnej gazetki, np. "wykonać robotę". W ostatniej wypowiedzi, która jako element pointy powinna być szczególnie dopracowana, język sypie się zupełnie.
Narrator też jest żaden. Kwestia do dyskusji, znam teksty, w których taki zabieg przeszedł ale osobiście strasznie, ale to strasznie nie lubię narratora, który skacze między głowami postaci, w międzyczasie zawisając jeszcze poza nimi w perspektywie neutralnego obserwatora, wnioskującego o przeżyciach wewnętrznych postaci po ich zachowaniu. Po co, skoro i tak ma dostęp do ich myśli?
Niespecjalnie też klei się wywód o wieńcach. Ojciec stwierdza, że jeśli ktoś umiera po długiej chorobie, wieńców jest mniej. Potem tłumaczy, że krewni i przyjaciele chorego wolą złożyć się na wieniec, zamiast kupować liczne prezenty. To znaczy, że zdaniem Twojego bohatera na grobie zmarłego po długiej chorobie powinno być szczególnie dużo kwiatów, skoro kupiono je za pieniądze, które w innym wypadku przeznaczonoby na prezenty. Rozumiem, co chciałeś przekazać, ale logika w tym wywodzie trochę się pokiełbasiła.

No i kardynalny błąd: ojciec mówi o wieńcach, syn (nie widząc związku między ilością kwiatów a przyczyna zgonu) natchniony Duchem Świętym pyta o przyczynę zgonu właśnie w tym momencie tylko po to, by ojciec mógł wyjaśnić związek między przyczyną zgonu a ilością kwiatów. Zaraz potem na wszelki wypadek Kapitan Oczywisty wyjaśnia, że młody pyta o związek ilości kwiatów z przyczyną zgonu dlatego, że nie rozumie związku ilości kwiatów z przyczyną zgonu.
:)

Z plusów: w pierwszej części tekst nieźle płynie. Potem robi się lekko przegadany, ale początek udanie buduje obraz i snuje historię.
Jest kilka celnych spostrzeżeń, przekazanych ustami staruszka.
Udało Ci się oddać atmosferę pracy i zmęczenie. Podobają mi się małe "stop klatki", opisy pewnych konkretnych obrazów, wrażeń i doznań.

Rozmowy przy dołku [P]

4
AndrzejQ pisze:
Dziękuję.
MargotNoir pisze:
Również dziękuję.

Z tymi kwiatami się pokiełbasiło. Powinno być: jak się parę razy złożą na prezenty, to potem braknie na wieniec". I wtedy zaczyna się to trzymać. Nagła śmierć dużo kwiatów. Długa, ciężka choroba, mało kwiatów. Chyba, że to ktoś ważny, ale tabliczka mówi, że nie.

W sumie to wcale nie chciałem jakoś specjalnie ukrywać, że rozkopują grób. Z pierwszej wersji wywaliłem jakiś blask księżyca na początku, ale tylko po to, żeby nie przesadzać z dopowiadaniem. Zależało mi na wywołaniu pewnej konsternacji. Ok, rozkopują grób, pewnie, żeby go okraść. Stary cały czas moralizuje o uczciwości. Gdzie to zmierza. Ano, do podwójnych standardów. Nie twierdzę, że się udało. Ale od czego są "weryfikacje" :-) By nie tkwić w wyobrażeniach o własnym geniuszu. :p

Trochę nie rozumiem kardynalnego błędu. O ten fragment chodzi, zapewne.
Mane Tekel Fares pisze: — Zobacz ile jest tu kwiatów. Mnóstwo kasy na to poszło.
— A jak umarł? — chłopaka interesowało zupełnie coś innego.
— A bo ja wiem.... chyba nagle. Jakby był chory długo, to kwiatów byłoby mniej.
Młodzieniec nie dostrzegał związku między sposobem zgonu a ilością kwiatów na grobie. Zapytał więc:
Stary gada o kwiatach, a młodego rzeczywiście interesowało coś innego. Niemniej ojciec doświadczony kopidołek, kontynuował myśl wplatając odpowiedź. Kapitan O, faktycznie mógłby zamilknąć w tej chwili.

W poincie przede wszystkim rozleciał się zapis. Chociaż sprawdzałem. Eh.

GodEdit: Tak chciałeś jak teraz? Sprawdź i daj znać.

Rozmowy przy dołku [P]

7
Bardzo fajnie się to czytało. Chciałoby się rzec, że szkoda iż takie krótkie, ale wtedy pewnie by się nie chciało zabierać do czytania :D
Dobrze skonstruowana scenka na bazie praktycznie samych dialogów, przez większość czasu faktycznie odnosiłem wrażenie, że to grabarze - mój mózg najwyraźniej odrzucał wszystkie sprzeczne z tym informacje. Końcówka sama faktycznie lekko się gubi ale całościowo fajnie się to spina.

Rozmowy przy dołku [P]

9
Przeczytałam tę cmentarną historię z zaciekawieniem. Chociaż prawie od początku domyśliłam się, że robotę "odstawiają" wykopywacze - hieny cmentarne. To moralizowanie ojca jawi mi się, jako nieskrywane, sardoniczne (a może nawet metaforyczne) spojrzenie na podwójne standardy, z jakimi mamy do czynienia niemalże we wszystkich aspektach współczesności. Ta cała pompa; wieńce, kwiaty, napisy na szarfach oraz... licha sosnowa trumna i nieboszczyk nieobuty.
Hipokryzja, "udawactwo", bylejakość.

Trochę czuję niedosyt mocnej puenty, takiej kropki nad i, ale i tak nakreśliłeś całkiem interesujący, z pogranicza czarnego humoru (a lubię takowy) klimacik.

Pozdrawiam
n

Rozmowy przy dołku [P]

10
Tekst przypadł mi do gustu, a moja psychika kazała mi myślec pomimo wskazówek, że to grabarze.

Z konkretnych uwag tylko jedna przychodzi mi do głowy. W poniższym fragmencie narracja pomieszała mi się z dialogiem.
Mane Tekel Fares pisze: — Jest tylko jeden sposób, by w życiu do czegoś dojść. Praca. Ciężka i uczciwa praca — to był dobry moment, by zapalić papierosa. Pauzy pomiędzy zaciąganiem się tytoniowym obłokiem wzmacniały siłę myśli, a i pozwalały niespostrzeżenie dla słuchającego je zbierać w całość. — Ja nie miałem tyle szczęścia, co ty.

Rozmowy przy dołku [P]

11
antek pisze: Bardzo fajnie się to czytało.
Czarna Emma pisze: Podobało mi się. Duży plus za klimat
Dziękuję.
nebbia pisze: Trochę czuję niedosyt mocnej puenty, takiej kropki nad i
Dobra pointa to trudna rzecz. Jeszcze nie nabyłem tej umiejętności.
Zigmunt pisze: narracja pomieszała mi się z dialogiem.
Rzeczywiście zapis powinien być bardziej przejrzysty.

Rozmowy przy dołku [P]

13
— Ale co ja zrobię, że mnie to zastanawia? — chłopak niechętnie oderwał się od swoich myśli.
— Ale co ja zrobię, że mnie to zastanawia? — Chłopak niechętnie oderwał się od swoich myśli.
— Więcej nabieraj! — stary coraz trudniej łapał powietrze.
— Więcej nabieraj! — Stary coraz trudniej łapał powietrze.
Pochylił się dysząc ciężko.
Pochylił się, dysząc ciężko.
Nabrał głęboko powietrza i wypuścił powoli wsłuchując się rozszalały puls w skroniach.
Nabrał głęboko powietrza i wypuścił powoli, wsłuchując się rozszalały puls w skroniach.
Powinno być „w rozszalały puls”. Ale żeby nie powtarzać „w”, należałoby trochę przeredagować.
Może na przykład: ...wsłuchując się w rozszalały puls rozrywający skronie.
— Na tabliczce znamionowej zawsze jest wszystko, co ważne — warknął zniecierpliwiony stary.
Nie zawsze. Wypisywanie (ziemskich i doczesnych skądinąd) tytułów i honorów nie jest w dobrym guście i raczej rzadko jest spotykane. Poza tym, jeśli ktoś był naprawdę znanym, to jest to zbyteczne. Na przykład na grobie Prousta w Paryżu mamy tylko „Marcel Proust”. Wiadomo, kim był. A kto nie wie – to wiedzieć nie musi.
— Ale tobie tego nie napiszą — stary oparł się dłońmi o styl i prostował nadwyrężony kręgosłup.
— Ale tobie tego nie napiszą. — Stary oparł się dłońmi o styl i prostował nadwyrężony kręgosłup.
— Zobacz ile jest tu kwiatów.
— Zobacz, ile jest tu kwiatów.
— A jak umarł? — chłopaka interesowało zupełnie coś innego.
— A jak umarł? — Chłopaka interesowało zupełnie coś innego.
„Chłopak” powtarza się zbyt często.
Ile razy znajomi mogą Cię odwiedzić w szpitalu?
„cię”
Jak się złożą parę razy na prezenty, to w końcu wolą poczekać na zbiórkę na wieniec.
Prezentów do szpitala koledzy z pracy raczej nie przynoszą. Najwyżej jakieś owoce, słodycze, ale trudno zakwalifikować je jako prezenty.
- No, chyba, że jesteś ważny.
- No, chyba że jesteś ważny.
(spójnik złożony)
To wtedy wypada przyjść się pokazać.
To wtedy wypada przyjść, się pokazać.
— Ale po co ludzie piszą takie rzeczy na tych tabliczkach? — młodszy nie ustawał w poszukiwaniach.
— Ale po co ludzie piszą takie rzeczy na tych tabliczkach? — Młodszy nie ustawał w poszukiwaniach.
Napisałbym: Młodszy nie ustawał w poszukiwaniach odpowiedzi.
— Chryste Panie! — stary ze złością odrzucił szpadel, — coraz słabszych was robią.
— Chryste Panie! — Stary ze złością odrzucił szpadel. — Coraz słabszych was robią.
— Ale tato! — chłopak nie krył oburzenia, — staram się!
— Ale tato! — Chłopak nie krył oburzenia.— Staram się!
— Chodź usiądziemy.
— Chodź, usiądziemy.
skoro roboty masz w rękach tyle co nic.
skoro roboty masz w rękach tyle, co nic.

Trzy zdania tutaj rozpoczyna „Ale”. Nie wygląda to najlepiej.
Ciężka i uczciwa praca — to był dobry moment, by zapalić papierosa.
Ciężka i uczciwa praca. — To był dobry moment, by zapalić papierosa.
a i pozwalały niespostrzeżenie dla słuchającego je zbierać w całość.
a i pozwalały niespostrzeżenie dla słuchającego zbierać je w całość.
Nie będę wystawał na gościńcach czekając na łatwą okazję.
Nie będę wystawał na gościńcach, czekając na łatwą okazję.
Dzięki temu, że twój ojciec jest sumiennym kopidołem masz i szkołę, i szansę na fach, który nie pozwoli ci z głodu zdechnąć.
Dzięki temu, że twój ojciec jest sumiennym kopidołem, masz i szkołę, i szansę na fach, który nie pozwoli ci z głodu zdechnąć.
— Tato… — chłopak nie dawał za wygraną.
— Tato… — Chłopak nie dawał za wygraną.
Zamiast chłopaka, dałbym „Syn”.
— Wszystko, co nie szkodzi innym jest uczciwe.
— Wszystko, co nie szkodzi innym, jest uczciwe.
Mimo, że sosna to dość miękkie drzewo, wieko rozpadło się dopiero po kilku uderzeniach.
Mimo że sosna to dość miękkie drzewo, wieko rozpadło się dopiero po kilku uderzeniach.
(spójnik złożony)
Usiedli na skraju rozkopanego grobu wpatrując się w świetle latarki na owinięte w obrus ciało.
Usiedli na skraju rozkopanego grobu, wpatrując się w świetle latarki na owinięte w obrus ciało.
Wpatrując się w...
Napisałbym: Usiedli na skraju rozkopanego grobu, wpatrując się w świetle latarki w owinięte obrusem ciało.
Stary milczał długo nie dowierzając temu, co widział.
Stary milczał długo, nie dowierzając temu, co widział.
Nie pozostawiając mu nic, co miało dla niego wartość — można było odnieść wrażenie, że łkał.
Nie pozostawiając mu nic, co miało dla niego wartość. — Można było odnieść wrażenie, że łkał.

Błędów sporo, interpunkcja płacze, zapis dialogów też szwankuje. Rozmowy nieco sztuczne; tyrada ojca o uczciwej pracy – lekko niestrawna, a jego reakcja (doświadczony grabarz, czy złodziej cmentarny, widzi taki pochówek po raz pierwszy?) na - jak wynika z treści - incydentalny przypadek tego typu, absolutnie niewspółmierna. Raz się zdarzyło i już taka tragedia? Brzmi sztucznie i nierealistycznie. Sama historia niezbyt interesująca, niewiele z niej wynika, oczekiwałem też bardziej oryginalnego (żeby nie powiedzieć – wstrząsającego czy przerażającego – stosownie do okoliczności) zakończenia.

Rozmowy przy dołku [P]

14
elka pisze: Witaj, Mane.

Ja to kupuję w całości. Pomysł świetny i wykonanie, i ta końcówka pełna rozgoryczenia, braku perspektyw... dobre!

Pozdrawiam.
Dzięki za łagodne traktowanie. :)
Gorgiasz pisze: Błędów sporo, interpunkcja płacze, zapis dialogów też szwankuje. Rozmowy nieco sztuczne
Taaak, z interpunkcją u mnie słabo. Co do dialogów, to ktoś określił dobitniej: są drewniane. :)
No nic, do pracy. :D

Rozmowy przy dołku [P]

15
Bardzo fajny pomysł. Czytało się bardzo płynnie i lekko, a sam koniec zaskoczył.
„Ludzie myślą, że ból zależy od siły kopniaka. Ale sekret nie w tym, jak mocno kopniesz, lecz gdzie”. - Neil Gaiman
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”