ROZDZIAŁ 1 PORWANIE
Pokój był dźwiękoszczelny. Mogłem krzyczeć godzinami, a i tak nikt by mnie nie usłyszał. Przynajmniej tak mi powiedziano. Bałem się nawet szeptać. Pierwszą dobę przesiedziałem skulony w kącie. To wygodne łóżko, biurko i telewizor, to musiał być jakiś podstęp. Dlaczego nigdy nie przeczytałem żadnej psychologicznej publikacji? Może wiedziałbym, jak się zachować. Miałem kiedyś małe szkolenie, co robić w trakcie porwania. Liczyć zakręty. Pamiętać drogę, zachować spokój. Teoria była świetna, ale w moim przypadku wszystko potoczyło się inaczej.
Od czego się to zaczęło? Od moich urodzin? To na pewno miało wpływ na moją obecną sytuację. Urodziłem się w rozpolitykowanej rodzinie, a mój ojciec obecnie był premierem. Gdybym się urodził jako syn lekarza, pewnie bym teraz wysłuchiwał w prywatnej przychodni jako lekarz – następca o czyichś czyrakach na dupie. A tak od tygodnia odmierzam czas między posiłkami. Wtedy pojawiają się oprychy. Ubrani są w jakieś mundury z demobilu. A może to prawdziwi żołnierze? Może urządzili ojcu pucz? Chciałbym powiedzieć, że dobrze mu tak, ale ze względu na swoją obecną sytuację czuję się jeszcze bardziej od niego i jego wpływów uzależniony. Nie czas na spóźniony bunt. I nie ma co kogo obwiniać za przegrane życie. Aczkolwiek porwanie to na pewno przez niego.
A może to moja wina? Ojciec chyba wiedział, co się święci, pofatygował się przed swoim wystąpieniem i osobiście zadzwonił, żeby mi powiedzieć, że lepiej, żebym siedział w domu. I że moi ochroniarze będą czuwać nad moim bezpieczeństwem.
Poczułem się jak skarcony nastolatek, który dostaje szlaban. Jakim prawem on śmie rozporządzać moim życiem? Ochroniarzy przywlekło się dwóch. Jeden chudy i wysoki, drugi napakowany. Chudy żuł gumę, nie przejmując się żadną etykietą pracowniczą. Ten napakowany gadał i gadał, aż rozbolała mnie głowa i myślałem, że już nigdy nie przestanie. Zastanawiałem się, czy to po jakichś sterydach ma takie gadane, czy też przez to, że ochrania polityków. Przerwałem mu po pięciu minutach, mówiąc, że muszę się iść napić wody i czy im też coś przynieść. Skinęli łaskawie głowami. W kuchni otworzyłem okno i postawiwszy nogę na ozdobnym gzymsie zeskoczyłem na podwórze. Cicho, żeby nie narobić hałasu i nie zaalarmować moich opiekunów, opuściłem teren willi. Dwie ulice dalej stało moje auto.
Miałem siedzieć w domu? Był piątek wieczór? Właśnie w piątek tydzień wcześniej widziałem w jednym z klubów tę dziewczynę. Miała długie czarne włosy i lekko kpiący uśmieszek. Stwierdziłem, że doskonale będziemy wyglądać razem na zdjęciu, o ile uda mi się podejść, zagadać i zainteresować ją czymś innym niż fuchą mojego ojca. Czy było czym? Ojciec załatwił mi pracę w urzędzie gminy rodzinnej miejscowości. Zajmowałem się zatwierdzaniem planów domów.
Ale czy to była moja przyszłość? Nie, na pewno nie. Nie tak to sobie wyobrażałem dziesięć lat wcześniej, gdy kończyłem architekturę. Nie sądziłem też, że wyląduje w dźwiękoszczelnym pokoju. Wszystko przez tę dziewczynę. Uśmiechnęła się do mnie i wyszła na zewnątrz. Stwierdziłem, że to moja szansa. Wtedy mnie dorwali. Ktoś mnie najpierw lekko klepnął w ramię, odwróciłem się automatycznie i dostałem cios prosto w nos, po którym mnie lekko zamroczyło. Usłyszałem pisk opon. Wrzucili mnie do jakiegoś vana i zarzucili worek na głowę. I naprawdę nie w głowie było mi liczenie zakrętów, nasłuchiwanie po jakiej nawierzchni jedzie auto i tego typu sprawy. Walczyłem, żeby się nie porzygać. Okręcili mi worek szczelnie wokół twarzy i położyli na plecach. Co będzie, jak zacznę rzygać i się zakrztuszę własnymi wymiocinami? Próbowałem przekręcić się na bok, ale cios pod żebra wybił mi to z głowy. Skupiłem się więc na połykaniu śliny. Próbowałem wyobrazić sobie siebie na szczycie góry i w ogóle gdziekolwiek, tylko poza miejscem i sytuacją, w której się znajdowałem.
Co tak spokojnie leżysz? Przyłożyć ci jeszcze? - Najwyraźniej moje zachowanie odbiegało od przyjętych norm zachowania w trakcie porwania.
Poruszyłem się więc, tylko po to, by zaliczyć kolejny cios w żołądek. Torsji już nie dało się powstrzymać. Na szczęście zerwali mi worek z głowy, inaczej byłoby już po mnie. Zapewne chcieli mnie żywego.
Pomieszczenie, w którym mnie umieścili, miało też łazienkę. Prysznic bez zasłonek, kibel i umywalkę. Stało tam kilka moich ulubionych kosmetyków, z wyjątkiem przyrządów i kosmetyków do golenia. Najwyraźniej porywacze bali się, że targnę na swoje życie. Był też jakiś ciężko chodzący wywietrznik odprowadzający parę wodną po kąpieli. W rogach pokoju umieszczone były kamery przemysłowe.
Wszystko to ogarnąłem na drugi dzień (a może po kilku godzinach?). Trudno mi było zorientować się w upływającym czasie. Nie miałem zegarka, oprawcy zabrali mi telefon komórkowy. Czas odmierzałem posiłkami. Sądząc po ich regularności, otrzymywałem je dwa razy dziennie. O tym, że był ranek orientowałem się po owsiance. Widać było, że przyrządzano ją w kuchence mikrofalowej. Bałem się, że dostanę przez to raka, ale śmierć byłaby mi bliższa, gdybym nic nie jadł. Dlatego nie protestowałem i jadłem wszystko do ostatniej łyżki. W trakcie posiłku zawsze stało nade mną dwóch oprychów w ubraniach moro. Widać było, że im się śpieszy. Byli nerwowi i patrzeli na mnie tak, jakby najchętniej podłączyli mnie do maszyny dokarmiającej w trzy sekundy, o ile taka istniała. Oni z pewnością chcieliby tego. Po posiłku zabierali talerz, łyżkę i obszukiwali pokój. Dało mi to złudną nadzieję na ucieczkę. Może istniała jakaś szansa, bo inaczej po co te przeszukania? A może nie wierzyli sobie nawzajem?
Oprawcy mieli na sobie kominiarki, ale po budowie ciała i głosach mogłem się zorientować, że zmieniali się codziennie.
Pierwszy wieczorny posiłek zawierał mięso – był to jakiś tani kebab, na dodatek zimny. Zaprotestowałem wtedy.
- Nie jadam mięsa! – Odsunąłem od siebie talerz.
Jeden z typów chciał mi chyba przyłożyć, ale drugi go powstrzymał.
- Trzeba tolerować tych dziwaków. Nigdy nie wiadomo, co im do głowy strzeli.
- Strzelić w głowę to ja mu mogę! – zabulgotał zza kominiarki oprych.
- Żywy jest bardziej przydatny. Niedługo ktoś sobie o nim przypomni.
Zdębiałem. Więc nikt jeszcze nie wiedział o moim porwaniu? Ojciec też nie wszczął alarmu? Czy też to może kolejne zagranie psychologiczne? Ale czy te rzezimieszki miały jakieś pojęcie o psychologii? A może po prostu mieli wprawę w udręczaniu psychicznym porwanych przez siebie osób?
Zabrali wtedy ten nieszczęsny kebab i przynieśli mi drugą porcję owsianki. Tym razem myśl o mikrofalach była już bardziej odległa. Głód ściskał mi żołądek. Pochłonąłem porcję w pól minuty, czym chyba zyskałem ich kilkusekundowe uznanie.
- Nasz urzędas by zrobił karierę w wojsku – zarechotał ten od strzelania w głowę. Postanowiłem mu nadać ksywkę „Głowa”, a drugiemu „Uspokajacz”. Musiałem jakoś skategoryzować tych zbirów. Pod koniec drugiego dnia postanowiłem wziąć prysznic. Odwróciłem się tyłem do kamer, rozebrałem. Woda była idealna. Mogłem nastawić na bardzo gorącą, letnią lub zimną. Z tej ostatniej opcji nie skorzystałem. Miałem zamiar początkowo wziąć tylko pięciominutowy prysznic, żeby nie wystawiać na widok zbyt długo moich chudych pośladków, nóg i pleców. Jednak wraz z wodą spłynął na mnie spokój. Cały prysznic zajął mi około czterdziestu minut. Chcieli mnie porwać – niech płacą za wodę. Włączyłem wywietrznik. Zaterkotał ciężko, po czym po napływie chłodnego powietrza i rozrzedzaniu się pary w pomieszczeniu zorientowałam się, że ten pradawny wynalazek działa.
Miałem zamiar ubrać się znowu w moje obrzygane ubranie. Na łóżku leżała jednak poskładana w kostkę niebieska piżama. Obok niej szlafrok. Powąchałem swoje ubranie i zdecydowałem się okazać słabość. Piżama pachniała lekko stęchlizną. Była jednak w moim rozmiarze. Szlafrok był ciepły. Poczułem się jak pacjent. Bardzo ciężko chory pacjent. Sprawdziłem, czy działa telewizor. Działał. Wprawdzie nadawano tylko dwa programy telewizji publicznej, ale mogłem się zorientować, która jest godzina. Leciał jakiś thriller, musiało być już więc po wieczornych wiadomościach. Zazwyczaj pasjonat tego gatunku, tym razem przełączyłem na drugi kanał. Jeszcze lepiej, trafiłem na jakiś horror. Wyłączyłem telewizor. Pewnie i tak mi go zabiorą wkrótce. Albo wykorzystają jako narzędzie pertraktacji – będę grzeczny – będę miał wszystko. Nie będę – odetną mi wodę, z wyjątkiem spłuczki w kiblu, o ile tak się dało. Później zabiorą mebel po meblu, z telewizorem na pierwszym miejscu, aż zostaną gołe ściany, a ja nagi i głodny i związany będę czekał, aż ktoś sobie o mnie przypomni, zacznie poszukiwania i wtedy zgłoszą się po okup porywacze. A może to nie ma żadnego związku z moim ojcem? Może nie chodzi o okup ani presję polityczną? Może to jakaś agencja rządowa testuje coś na przypadkowo porwanych obywatelach? Nie miało to sensu, ale ja starałem się sobie uporządkować wszelkie dostępne opcje. Opcja, że zostałem porwany przez to, że byłem tylko synem mojego ojca, była najbardziej prawdopodobna i najbardziej upokarzająca. Niedługo stuknie mi czterdziestka, o ile uda mi się wygrzebać z tych tarapatów. I co osiągnąłem? Status syna premiera. Nie życzyłem ojcu źle, ale poczułem do niego wielką niechęć. Z pewnością nie będzie pertraktować z porywaczami. Poświęci mnie dla swojej kariery. A może nawet wykorzysta moją śmierć, aby zyskać lepszy wizerunek osieroconego polityka, który przez swą służbę dla narodu stracił właśnie syna, obiboka. Nie tak to miało wyglądać.
Architekt - rozdział 1
2Świetne. Szybko i płynnie, bez żadnych potyczek. Uwielbiam powieści w pierwszej osobie, a Twoja do tego jest bardzo ciekawa. Czekam na ciąg dalszy :clap:
Architekt - rozdział 1
3Pierwszy akapit mnie zaciekawił. Potem, stopniowo, to zaciekawienie ze mnie uszło. Jak tak przyglądam się tekstowi po raz drugi, to widzę, że zmęczyło mnie ciągłe wracanie bohatera do tematu ojca. Oczywiście informacja o tym, że tatuś jest premierem i że bohater podejrzewa, że został z tego powodu uprowadzony powinna się pojawić. Ale dla mnie nużące były te wstawki o tym, jaką pracę mu tatuś załatwił i jak bardzo nikim poza synem swojego tatusia bohater jest. Zwłaszcza, że w tym drugim aspekcie, cóż... uwierzyłam bohaterowi. I trochę przestał mnie interesować jego los.
To ględzenie wytrącało mnie też z klimatu zbudowanego przez opisy porwania i sytuacji porwanego, które, moim zdaniem, wyszły dobrze (choć tu zastrzegę, że raczej nie czytuję takich opowieści, więc może mi brakować wyczucia).
W każdym razie sugerowałabym lekkie przemyślenie kompozycji tego rozdziału. Może podjąć temat ojca raz i dobrze, może tylko zajawić to, co najważniejsze, a opowieści o chęci/niechęci do ojca, nieciekawym sobie itd. zostawić na inne okoliczności? Nie wiem, podrzucam pod rozwagę.
Ze strony technicznej.
Mocno potykałam się na zaimkach - zwłaszcza ze wszelkich odmian "mnie" trzeba by to sczyścić - takie przykłady ilustracyjne (wyrwane na chybił-trafił - jest tego więcej):
Poza tym mankamentem nie mam większych uwag. Gdzieniegdzie jakieś zdanie można by skrócić/dopracować, ale to raczej niuanse, czasem widzimisia w kwestii tempa narracji, jej kompozycji itd. Ogólnie widać, że panujesz nad językiem i nie widzę potrzeby robienia tu jakiejś łapanki.
Powodzenia w dalszej pracy nad tekstem.
Ada
To ględzenie wytrącało mnie też z klimatu zbudowanego przez opisy porwania i sytuacji porwanego, które, moim zdaniem, wyszły dobrze (choć tu zastrzegę, że raczej nie czytuję takich opowieści, więc może mi brakować wyczucia).
W każdym razie sugerowałabym lekkie przemyślenie kompozycji tego rozdziału. Może podjąć temat ojca raz i dobrze, może tylko zajawić to, co najważniejsze, a opowieści o chęci/niechęci do ojca, nieciekawym sobie itd. zostawić na inne okoliczności? Nie wiem, podrzucam pod rozwagę.
Ze strony technicznej.
Mocno potykałam się na zaimkach - zwłaszcza ze wszelkich odmian "mnie" trzeba by to sczyścić - takie przykłady ilustracyjne (wyrwane na chybił-trafił - jest tego więcej):
katamorion pisze: A może to moja wina? Ojciec chyba wiedział, co się święci, pofatygował się przed swoim wystąpieniem i osobiście zadzwonił, żeby mi powiedzieć, że lepiej, żebym siedział w domu. I że moi ochroniarze będą czuwać nad moim bezpieczeństwem.
Poczułem się jak skarcony nastolatek, który dostaje szlaban. Jakim prawem on śmie rozporządzać moim życiem?
Część z zaznaczonych słówek można z powodzeniem wyrzucić ot tak (chociażby "moich" przy plecach, pośladkach itd.), część wymagałaby lekkiej przebudowy zdań.katamorion pisze: Miałem zamiar początkowo wziąć tylko pięciominutowy prysznic, żeby nie wystawiać na widok zbyt długo moich chudych pośladków, nóg i pleców. Jednak wraz z wodą spłynął na mnie spokój. Cały prysznic zajął mi około czterdziestu minut. Chcieli mnie porwać – niech płacą za wodę. Włączyłem wywietrznik. Zaterkotał ciężko, po czym po napływie chłodnego powietrza i rozrzedzaniu się pary w pomieszczeniu zorientowałam się, że ten pradawny wynalazek działa.
Miałem zamiar ubrać się znowu w moje obrzygane ubranie.
Poza tym mankamentem nie mam większych uwag. Gdzieniegdzie jakieś zdanie można by skrócić/dopracować, ale to raczej niuanse, czasem widzimisia w kwestii tempa narracji, jej kompozycji itd. Ogólnie widać, że panujesz nad językiem i nie widzę potrzeby robienia tu jakiejś łapanki.
Powodzenia w dalszej pracy nad tekstem.
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
Architekt - rozdział 1
5Gdzieś w połowie pojawia się pytanie: "No i?" - Co z tego ma wynikać? Że go porwali, że karmili, że zimny kebab, a on się sprzeciwił, że się wykąpał 45 min, zamiast trzech? Nie, nie pięciu... Co z tego, że dostał piżamę i telewizor? Większość jest logiczna, spójna. Ale oczekiwałem, że coś się zacznie dziać, że zacznie liczyć dni kreskami choćby, no - ale nie miał czym tych kresek robić. Potem pomyślałem, że chodzi tutaj o coś innego, nie życie synusia tatusia jako synusia polityka z dostępem do stanowisk urzędniczych. Miałem nadzieję, że cała historia zmierza do olśnienia, że nie ma żadnego porwania, tylko dobrowolny wybór pustego, bezsensownego życia, oswajania się z brakiem wyboru i ograniczonymi możliwościami? Nie wiem. Ta historia się nie skończyła, to pewne.
• "Im więcej ćwiczę, tym więcej mam szczęścia" • "Jem kamienie. Mają smak zębów." •
• "A jeśli nie uwierzysz, żeś wolny, bo cię skuto – będziesz się krokiem mierzył i będziesz ludzkie dłuto i będziesz w dłoń ujęty przez czas, przez czas – przeklęty." •
• "A jeśli nie uwierzysz, żeś wolny, bo cię skuto – będziesz się krokiem mierzył i będziesz ludzkie dłuto i będziesz w dłoń ujęty przez czas, przez czas – przeklęty." •
Architekt - rozdział 1
6Zaciekawiłaby mnie ta historia, ale mam z nią zasadniczy problem. Nie wiem, co się dzieje. Nie wiem, gdzie i kiedy jest "tu i teraz" bohatera, który coś usiłuje opowiedzieć.
Rozumiem, że został porwany. Wszystko, co działo się przed porwaniem to retrospekcja. Tu nie mam uwag.
Ale potem?
Opowiadasz jakąś historię, przetykając ją informacjami, których bohater nie mógł mieć wtedy, gdy te zdarzenia się rozgrywały. Nadaje ksywy strażnikom, stwierdza, że strażnicy codziennie są inni mimo, że w jego "tu i teraz" z danego akapitu widział dopiero jedną parę. Czas odmierza posiłkami, ale w takim razie skąd wie, jaka jest pora dnia, by ocenić, czy posiłek jest poranny? Rozumiem, że po kilku dniach bohater zauważył regularność: raz owsianka, raz coś obiadowego, a zatem owsianka jako posiłek tradycyjnie śniadaniowy pewnie oznacza poranek, a coś obiadowego oznacza wieczór, ale uwaga: piszesz tak, jakby bohater otrzymawszy kebab pierwszy raz już wiedział, że to znaczy "jest wieczór"; przewidział magicznie regularność posiłków i od pierwszego dnia stosował do oceniania upływu czasu metodę, której wtedy jeszcze nie mógł mieć.
Nie wiem, czy to miało oddawać pogubienie postaci w upływającym czasie... jeśli tak, to na mnie raczej nie zadziałało, powoduje po prostu chaos.
Mam też parę uwag co do sytuacji i bohatera.
Po pierwsze: zachowuje się, jakby miał 12 lat i nie chodzi mi tylko o ucieczkę przed ochroniarzami. Dowcipaskuje sobie po nastolatkowemu, rzuca suchary... ja wiem, że istnieją aż tak pozbawieni błyskotliwości i niedojrzali ludzie, ale zastanów się, czy chcesz, żeby czytelnik czuł skrajną niechęć do postaci od pierwszego wejrzenia.
Po drugie, co to w ogóle za uciekanie przed ochroniarzami? Gdyby bohater był nieletni, zrozumiałabym. Ojciec zatrudnia, mają pilnować synka bez osobowości prawnej. Syn jest jednak mocno pełnoletni. Nie wiem, jak wyobrażasz sobie tę sytuację. Ktoś (niech będzie, że rodzina - to nie ma znaczenia, kiedy obie strony są dorosłe) zatrudnia ochroniarzy, żeby Cię pilnowali, a rzeczeni ochroniarze pozbawiają Cię wolności? Gdyby tak to wyglądało, każdy każdego mógłby bez konsekwencji skazać na areszt domowy. Jesteś absolutnie pewna, że to legalne?
Rozumiem, że został porwany. Wszystko, co działo się przed porwaniem to retrospekcja. Tu nie mam uwag.
Ale potem?
Opowiadasz jakąś historię, przetykając ją informacjami, których bohater nie mógł mieć wtedy, gdy te zdarzenia się rozgrywały. Nadaje ksywy strażnikom, stwierdza, że strażnicy codziennie są inni mimo, że w jego "tu i teraz" z danego akapitu widział dopiero jedną parę. Czas odmierza posiłkami, ale w takim razie skąd wie, jaka jest pora dnia, by ocenić, czy posiłek jest poranny? Rozumiem, że po kilku dniach bohater zauważył regularność: raz owsianka, raz coś obiadowego, a zatem owsianka jako posiłek tradycyjnie śniadaniowy pewnie oznacza poranek, a coś obiadowego oznacza wieczór, ale uwaga: piszesz tak, jakby bohater otrzymawszy kebab pierwszy raz już wiedział, że to znaczy "jest wieczór"; przewidział magicznie regularność posiłków i od pierwszego dnia stosował do oceniania upływu czasu metodę, której wtedy jeszcze nie mógł mieć.
Nie wiem, czy to miało oddawać pogubienie postaci w upływającym czasie... jeśli tak, to na mnie raczej nie zadziałało, powoduje po prostu chaos.
Mam też parę uwag co do sytuacji i bohatera.
Po pierwsze: zachowuje się, jakby miał 12 lat i nie chodzi mi tylko o ucieczkę przed ochroniarzami. Dowcipaskuje sobie po nastolatkowemu, rzuca suchary... ja wiem, że istnieją aż tak pozbawieni błyskotliwości i niedojrzali ludzie, ale zastanów się, czy chcesz, żeby czytelnik czuł skrajną niechęć do postaci od pierwszego wejrzenia.
Po drugie, co to w ogóle za uciekanie przed ochroniarzami? Gdyby bohater był nieletni, zrozumiałabym. Ojciec zatrudnia, mają pilnować synka bez osobowości prawnej. Syn jest jednak mocno pełnoletni. Nie wiem, jak wyobrażasz sobie tę sytuację. Ktoś (niech będzie, że rodzina - to nie ma znaczenia, kiedy obie strony są dorosłe) zatrudnia ochroniarzy, żeby Cię pilnowali, a rzeczeni ochroniarze pozbawiają Cię wolności? Gdyby tak to wyglądało, każdy każdego mógłby bez konsekwencji skazać na areszt domowy. Jesteś absolutnie pewna, że to legalne?
Architekt - rozdział 1
7Ta historia się nie skończyła, bo to dopiero rozdział 1. W pierwszym rozdziale bohater jest jeszcze w szoku. Dlatego jest mało akcji.
Nie wiem, to Twój pomysł


Calość jest opowiadana z pozycji bohatera znajdującego się w końcówce powieści. Czyli - "czas teraźniejszy" pojawia się w ostatnich rozdziałach.
Architekt - rozdział 1
8No dobrze, zatem dlaczego bohater uciekał przed ochroniarzami? Gdzie to jest w tekście wyjaśnione? Może coś mi umknęło i stąd nadinterpretacja.
Co do czasu... Jestem w stanie się tego domyślić, ale chodzi mi o to, że tego w tekście nie czuję. Bohater opowiadający o przeszłości miesza się z bohaterem przeżywającym tę przeszłość. Bohater z przeszłości wie to samo, co bohater opowiadający, a czego wtedy wiedzieć nie mógł. Przedstawia jakiś obraz jako "teraz", a potem nagle okazuje się, że to wcale nie "teraz", tylko jakieś strzępki retrospekcji i to w dodatku kilku na raz. Mnie to osobiście bardzo przeszkadza.
Co do czasu... Jestem w stanie się tego domyślić, ale chodzi mi o to, że tego w tekście nie czuję. Bohater opowiadający o przeszłości miesza się z bohaterem przeżywającym tę przeszłość. Bohater z przeszłości wie to samo, co bohater opowiadający, a czego wtedy wiedzieć nie mógł. Przedstawia jakiś obraz jako "teraz", a potem nagle okazuje się, że to wcale nie "teraz", tylko jakieś strzępki retrospekcji i to w dodatku kilku na raz. Mnie to osobiście bardzo przeszkadza.
Architekt - rozdział 1
9No i skąd wiedział, że kąpał się 45 minut? A nie 28?
Pamiętaj: kiedy ludzie mówią ci, że coś jest źle lub nie działa na nich, prawie zawsze mają rację.Natomiast kiedy mówią ci, co dokładnie nie działa, i radzą, jak to naprawić, prawie zawsze się mylą.
Neil R. Gaiman
Neil R. Gaiman
Architekt - rozdział 1
10Nie jest wyjaśnione, może faktycznie powinnam to bardziej "łopatologicznie" opisać.
Bohater ucieka przez okno, nie chcąc się tłumaczyć przed ochroniarzami, że nie potrzebuje ich ochrony. Ochroniarze zadzwoniliby do ojca i bohater musiałby z nim rozmawiać na ten temat. Woli "dać nogę". Jest to też forma buntu przeciwko ojcu.
Dobre pytanie, na które nie potrafię dać odpowiedzi. Dopiszę, że "na oko" było to 45 minut. Albo ze tyle trwały "wiadomości" plus reklamy.
Architekt - rozdział 1
11No dobrze, a dlaczego nie może iść na panny z ochroniarzami? Byłby szpan.
Szczerze mówiąc lepiej chyba jednak byłoby spróbować innym splotem okoliczności doprowadzić do sytuacji, w której bohater zostaje bez towarzystwa i w dodatku nie powiedziawszy nikomu, dokąd się udaje i kiedy wróci - bo rozumiem, że to ważne dla porwania.
Takie zagrywki ze strony gościa, który rzekomo jest dorosły są mało wiarygodne nawet przy założeniu, że bohater jest kosmicznie głupi.
Szczerze mówiąc lepiej chyba jednak byłoby spróbować innym splotem okoliczności doprowadzić do sytuacji, w której bohater zostaje bez towarzystwa i w dodatku nie powiedziawszy nikomu, dokąd się udaje i kiedy wróci - bo rozumiem, że to ważne dla porwania.
Takie zagrywki ze strony gościa, który rzekomo jest dorosły są mało wiarygodne nawet przy założeniu, że bohater jest kosmicznie głupi.
Architekt - rozdział 1
12Czytało się całkiem nieźle, ale widzę kilka problemów z tym tekstem.
Po pierwsze, zaczynanie pierwszego rozdziału retrospekcjami to łatwy sposób na znudzenie czytelnika. Wiem, trzeba jakoś pokazać kontekst. Ale można to zrobić znacznie krócej.
Po drugie, bohater budzi antypatię. Jasne, domyślam się, że wraz z rozwojem fabuły dokona się jakaś przemiana i przestanie być tylko synalkiem premiera, ale nie trzeba pokazywać wszystkich jego przemyśleń. Zwłaszcza tych "deterministycznych" - o, gdyby ojciec był lekarzem to siedziałbym teraz w prywatnym gabinecie.
Po trzecie - tutaj skrajność w przeciwną stronę - akcję opisujesz zdawkowo, nie budujesz napięcia, wszystko dzieje się jak na pstryknięcie palcami.
Po czwarte, cała ucieczka bohatera jest albo dziurą logiczną, albo ktokolwiek go przetrzymuje, jest idiotą. Dźwiękoszczelny pokój, ale już na spacerki do kuchni, z której można uciec pozwalamy? No coś tu nie gra. Dlaczego nie uciekł wcześniej? Ochroniarze byli jednocześnie kucharzami? Niestety, tutaj musisz się wysilić i jakoś zracjonalizować całą ucieczkę.
Po piąte, mikrofale nie powodują raka. I po wyjęciu z kuchenki "nie zostają" w jedzeniu, jakkolwiek by to miało wyglądać... :)
Po pierwsze, zaczynanie pierwszego rozdziału retrospekcjami to łatwy sposób na znudzenie czytelnika. Wiem, trzeba jakoś pokazać kontekst. Ale można to zrobić znacznie krócej.
Po drugie, bohater budzi antypatię. Jasne, domyślam się, że wraz z rozwojem fabuły dokona się jakaś przemiana i przestanie być tylko synalkiem premiera, ale nie trzeba pokazywać wszystkich jego przemyśleń. Zwłaszcza tych "deterministycznych" - o, gdyby ojciec był lekarzem to siedziałbym teraz w prywatnym gabinecie.
Po trzecie - tutaj skrajność w przeciwną stronę - akcję opisujesz zdawkowo, nie budujesz napięcia, wszystko dzieje się jak na pstryknięcie palcami.
Po czwarte, cała ucieczka bohatera jest albo dziurą logiczną, albo ktokolwiek go przetrzymuje, jest idiotą. Dźwiękoszczelny pokój, ale już na spacerki do kuchni, z której można uciec pozwalamy? No coś tu nie gra. Dlaczego nie uciekł wcześniej? Ochroniarze byli jednocześnie kucharzami? Niestety, tutaj musisz się wysilić i jakoś zracjonalizować całą ucieczkę.
Po piąte, mikrofale nie powodują raka. I po wyjęciu z kuchenki "nie zostają" w jedzeniu, jakkolwiek by to miało wyglądać... :)
Architekt - rozdział 1
13Ochroniarze a porywacze to zupełnie inne osoby. Czasami zamiast wyżywać się na autorce wystarczy czytać ze zrozumieniem... Najpierw byli ochroniarze, później pojawili się porywacze - a wszystko opisywane z pozycji ostatnich rozdziałów powieściSavigo pisze: Po czwarte, cała ucieczka bohatera jest albo dziurą logiczną, albo ktokolwiek go przetrzymuje, jest idiotą. Dźwiękoszczelny pokój, ale już na spacerki do kuchni, z której można uciec pozwalamy? No coś tu nie gra. Dlaczego nie uciekł wcześniej? Ochroniarze byli jednocześnie kucharzami? Niestety, tutaj musisz się wysilić i jakoś zracjonalizować całą ucieczkę.

Added in 1 minute 30 seconds:
Ale bohater w to wierzy...
Architekt - rozdział 1
14Przykro mi, że tak to odebrałaś. Może za bardzo szukam dziury w całym, ale takie mam już nastawienie jak próbuję wyłapać błędy w czyimś tekście

Od początku wiedziałem, że ochroniarze i porywacze to różne osoby, po prostu wcześniej myślałem, że "dźwiękoszczelny pokój" odnosi się do sytuacji sprzed porwania. Co nie zmienia faktu, że narracja na początku jest prowadzona dosyć chaotycznie.
Owszem. Ale za to traci u mnie kolejny punkt. Pomijając już ten szczegół, to w pierwszym rozdziale czytelnik powinien albo polubić protagonistę albo przynajmniej zaciekawić się jego losami (jeśli mamy do czynienia z antybohaterem).
Tutaj używasz narracji pierwszej osobowej. Jeśli przez pierwsze kilkadziesiąt stron czytelnik ma się męczyć z nudnym "synem premiera" to proponuję pisanie w trzeciej osobie. Dlaczego? Bo narrator może używać innego stylu, no i w pewnym stopniu czytelnik bardziej się "zdystansuje" do przemyśleń protagonisty.
Ale jeśli chcesz pisać w pierwszej osobie, daj swojemu protagoniście lepszy "głos". Spraw, żeby miał ciekawsze przemyślenia, oryginalny sposób patrzenia na rzeczywistość i jej opisywania.