Śmierć w karetce [ opowiadanie fantasy ]

1
Cześć. Postanowiłem popełnić takie opowiadanie. Bardzo proszę o konstruktywną krytykę ze względu na totalny brak doświadczenia w pisaniu opowiadań. Mam nadzieję że nie pojechałem za bardzo z żenadą ;)



Śmierć w karetce.



Jeszcze tylko sześć godzin - Pomyślałem.
Praca w zespołach ratownictwa jest zajęciem co najmniej nietypowym. Bywa że przez kilka godzin nic się nie dzieje. Mam wtedy czas na wypicie kawy, nadrobienie zaległej książki lub papierosa. Z drugiej strony nie jest zjawiskiem rzadkim, jeżdżenie jak potłuczeni po całym mieście tam i z powrotem. Najczęściej do pijanych. Najczęściej w weekendy... Dziś był weekend. Sobotnia noc, pięć po dwunastej. W takim okresie mogę być pewny spotkania pijanych imprezowiczów, upierających się konsekwentnie że wypili tylko jedno piwo, emerytek nie mających czasu od miesiąca udać się do swojego lekarza oraz soczystych interwencji w asyście policji.
- Chyba jestem wypalony ?
Taka myśl przyszła mi do głowy nie po raz pierwszy. Moja obojętność wobec tego co dzieje się dookoła, dla zwykłego człowieka może być przerażająca.
Siedziałem w karetce obserwując ćmy orbitujące wokół żółto-pomarańczowego światła żarówki, rozjaśniającego wiatę ambulansów. Było gorąco i duszno. Od miesiąca nie padał deszcz. Siedziałem sam nie chcąc wychodzić z samochodu, przez przekonanie, graniczące z pewnością że za moment przez radio odezwie się dyspozytor a ja był bym zmuszony do szybkiego powrotu na fotel kierowcy. Więc siedziałem i patrzyłem na ćmy.
A może sobie zapalę ? Znów pomyślałem sam do siebie .Nieee. Zostały mi dwie fajki. Przydadzą się na później. Więc trwałem w fotelu dalej.
Nagle wzmógł się wiatr. Pył zalegający na betonowej kostce brukowej wzbił się w górę. Żarówka zaczęła migać, po czym zgasła. Po chwili gwałtowne podmuchy ustały, a światło na powrót przyciągało owady. Coś się jednak zmieniło. Obok mnie siedziała zakapturzona postać z kosą w ręce. Kaptur powoli obrócił się w moją stronę, odsłaniając białą czaszkę ziejącą nieprzeniknioną czernią z oczodołów.
- Cześć - Zaczęła kostucha wyciągając w moją stronę kościaną dłoń - Jestem Śmierć. - dodał zakapturzony stwór.
Po chwili wahania, niepewnie uścisnąłem zimne kości ręki odpowiadając.
- Cześć... Ehm. Wojtek.
Podczas zaskakującej wymiany uprzejmości mój nowy, przerażający towarzysz zaczął się wiercić i przesuwać w fotelu. Wyglądał ona to że przeszkadzała mu kosa. Kościsty paliczek śmiertki wdusił przycisk elektrycznie opuszczanej szyby ale nic się nie stało.
- Możesz włączyć zapłon ? - Zapytał kościej.
Przekręciłem kluczyk w stacyjce dzięki czemu manewr otwarcia okna zakończył się sukcesem. Chwila manipulacji drzewcem, przeciskania ostrza pod różnymi kątami zakończyła się powodzeniem i mroczny atrybut wystawał na jedna trzecią długości z boku pojazdu.
- Ścinasz tym ludzi ? – Zagadałem by wypełnić niezręczną ciszę, mającą swoje źródło w pełnym skupieniu śmierci nad procesem przeciskania charakterystycznego akcesoria.
- Nie – Odparł bez namysłu z lekkim zrezygnowaniem w głosie. – To taki branżowy gadget, zupełnie przedawniony. Ty masz na ramieniu eskulapa – dodał kościotrup po chwili.
- No tak – odparłem zerkając na emblemat.
- A ratujesz ludzi wężem nawiniętym na kijek ?
- No nie.
- To co głupio pytasz ? – skwitował bądź co bądź celnie.
Nie odpowiedziałem.
- Wpadłem by omówić pewną kwestię – Znów podjął rozmowę niespodziewany gość. – Często jeździmy razem, a nigdy nie mieliśmy okazji się poznać. Ktoś mógł by nawet pomyśleć że stanowimy dla siebie konkurencję – Zachichotał i kłapnął zębami. - ale nic bardziej mylnego. Widzisz, kiedyś wszystko było prostsze. Taki dajmy na to rycerz dostał celnie toporem lub mieczem i sprawa była załatwiona. Nawet jeśli przeżył to nic straconego bo gdy dorwali go cyrulicy, upuścili od razu krwi. Takie połączenie z ucięta kończyną lub inną raną szybko klarowało sytuację. Albo dżuma. To były czasy ! – Rozmarzył się kościotrup. – Od zarażenia dwa dni z klepsydrą w ręku i mogłem przyjść. Wszystko było jasne, zero niespodzianek. Plan roczny wyrobiony. Premia w obolach co miesiąc. Mówię ci bajka. Ale ludzie nie są głupi. Przez tysiąclecia kombinowali jak by tu odwlec nasze spotkania. I dochodzimy do tej waszej reanimacji.
Uniosłem brwi w zdziwieniu
- Nie chce żebyś pomyślał że mam do ratowników czy lekarzy pretensje. - Każdy musi robić swoje – Poważnie podkreślił. – Dajmy na to, taki już prawie denat, jedną nogą w grobie, serce przestaje bić, krew nie krąży, mózg obumiera. Myślę sobie jest mój! … Ale nie. Leży nieszczęśnik pięć, dziesięć, czasem piętnaście minut zanim zjawicie się wy. Nikt wcześniej nie prowadzi resuscytacji a dobrze wiesz co dzieje się z mózgiem już po dłuższej chwili braku krążenia ? - Przytaknąłem bo podobne sytuacje były mi aż za dobrze znane – Pół biedy jak wam się nie uda. Gorzej jak taki ktoś fruwa już nad ciałem a wy go „bzzzyt” parzydełkami na prąd w serducho i klient wraca. Ale do czego ? Do skorupy nie zdolnej do samodzielnej egzystencji. Formalnie jeszcze żyje z tym że co to za życie, a w każdej chwili może mu się odmienić więc jadę z wami i tym jak to brzydko nazywacie „warzywem”. Później taki chłop trafia na intensywną terapię, wy wracacie a ja zostaje z nim bo nigdy nie wiadomo. Trwa to dzień, tydzień, czasem kilka miesięcy nim jest mój ale do tego czasu czekam.
- Co mam na to poradzić ? – wtrąciłem czując się delikatnie mówiąc niezręcznie - Staram się wykonywać tę prace najlepiej jak mogę a odpuszczać dla kogoś kto wygląda jak żywa reklama głodu nie mam zamiaru.
Śmierć patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę lecz z gołej czaszki i pustki w miejscu gdzie powinny być oczy nie można było wyczytać nic.
- Nie o to chodzi – odpowiedział po chwili. - Musicie trąbić wszystkim że mają prowadzić reanimację od samego początku. Wtedy szanse znacznie wzrastają. – Poważnie wytłumaczył kościej, oczywistą, oczywistość. – Nie wiem, róbcie kursy, przeprowadźcie kampanie społeczną, roznoście ulotki. Bo jak nie to się przez was kiedyś wykończę. U nas w robocie nie ma że nadgodziny. Wracam po tym całym czasie do domu. Odkładam kosę i na dzień dobry żona ma pretensję, że mnie ciągle nie ma w domu, że pracoholik, że już nie jestem tą samą śmiercią co kiedyś. Wyspać się nawet nie mogę bo dzieci biegają na bosaka a nie wytłumaczysz że mają nosić papucie. Wiesz jak się niesie dźwięk kościanej stopy po panelach ?!
- Może zmień pracę ? – odparłem.
- A gdzie ja prace dostane z takim ryjem ? Jedynie w domu strachów jakiegoś wesołego miasteczka. Nie dziękuję. Tam też same bachory. – Gdy śmierć się uspokoiła dodała na koniec. - Jedyna nadzieja w Tobie Wojtuś. Musisz uświadomić innym że trzeba uciskać klatkę piersiową zaraz po stwierdzeniu że biedak nie oddycha. Inaczej się wykończę. – po tych słowach znów podał lodowatą dłoń, tym razem na pożegnanie. Otwarł drzwi. Chwilę szamotał się z kosą, którą trzeba było teraz przez otwór okna wyciągnąć z powrotem. Odwrócił się i dodał. – Do zobaczenia – chichocząc.
Gdy w lusterku karetki zakapturzona postać zniknęła za rogiem a dźwięk drzewca odbijającego się cyklicznie o beton ucichł, zacząłem się zastanawiać jak wdrożyć plan zasugerowany przez nocnego gościa. Bo jeśli tego nie zrobię to on wróci rozżalony, wkurwiony i możliwe że rozwiedziony.
Najpierw jednak zapale papierosa.

Śmierć w karetce [ opowiadanie fantasy ]

2
Ciekawe. Interesujący pomysł, proste środki, krótko i na temat. Zauważyłem parę baboli, ale całość jak najbardziej na tak! Aż mi trochę zal tej Śmierci...
Marzec pisze: nie jest zjawiskiem rzadkim, jeżdżenie jak potłuczeni po całym mieście tam i z powrotem.
Wolałbym : nierzadko jeździliśmy jak potłuczeni...
Marzec pisze: A może sobie zapalę ? Znów pomyślałem sam do siebie.
A da się inaczej? :)
Marzec pisze: - Ścinasz tym ludzi ? – Zagadałem by wypełnić niezręczną ciszę, mającą swoje źródło w pełnym skupieniu śmierci nad procesem przeciskania charakterystycznego akcesoria.
Charakterystycznego akcesorium. W liczbie pojedynczej ten rzeczownik się nie odmienia. Co innego w mnogiej. Ale to była jedna kosa.
Marzec pisze: To taki branżowy gadget, zupełnie przedawniony. Ty masz na ramieniu eskulapa – dodał kościotrup po chwili.
- No tak – odparłem zerkając na emblemat.
- A ratujesz ludzi wężem nawiniętym na kijek ?
Naprawdę dobre!
Marzec pisze: - A gdzie ja prace dostane z takim ryjem ?
Mam tak samo! :D
Pozdr!
Pamiętaj: kiedy ludzie mówią ci, że coś jest źle lub nie działa na nich, prawie zawsze mają rację.Natomiast kiedy mówią ci, co dokładnie nie działa, i radzą, jak to naprawić, prawie zawsze się mylą.
Neil R. Gaiman

Śmierć w karetce [ opowiadanie fantasy ]

3
Cześć! Przeczytałem, mam kilka uwag:
Marzec pisze: Mam wtedy czas na wypicie kawy, nadrobienie zaległej książki lub papierosa.
lub NA papierosa. Obecnie zdanie mówi, że papieros był do nadrobienia (połowa zdania po przecinku mówi o nadrobieniu, stąd mamy nadrobienie zaległego papierosa; a przecież nie o to chodziło)
Marzec pisze: Znów pomyślałem sam do siebie .
Nie wiem, czy można pomyśleć coś samemu do siebie. Myślimy zawsze "do siebie", raczej do nikogo poza nami, ale mam wrażenie, że spotykałem się z tym już wielokrotnie, brzmi znajomo, a ponadto tutaj stoi toto w zdaniu pytającym więc... uczciwie powiem: nie wiem, czy to poprawne czy nie. Mnie tu coś śmierdzi. Musisz poradzić się kogoś mądrzejszego, zwrócę ci tylko na to uwagę, bo raz: wierzę, że warto to sprawdzić. Oraz dwa: może ktoś inny zauważy komentarz i się wypowie i wyjdzie nam (mnie) z tego nauka ;)
Marzec pisze: Więc trwałem w fotelu dalej.
Skoro już "trwałem" można zredukować słowo "dalej". Moim zdaniem.
Marzec pisze: Nagle wzmógł się wiatr
Akurat to, że wcześniej nie wspominałeś o wietrze, nie czyni jeszcze problemu z tym zdaniem. To zdanie może nam mówić, że ten wiatr był sobie od początku (wskazuje na to czasownik "wzmógł się"; skoro coś się wzmogło, musiało najpierw być). Pomyślałem jednak, że może wolałbyś, żeby ten wiatr się po prostu pojawił, wcześniej nieobecny? Gdyby taka była twoja intencja, radziłbym zrezygnować z tego czasownika, zastępując go właśnie jakimś: zerwał się, pojawił, przyszedł.
Jak mówiłem, wiatr mógł sobie wiać a narrator mógł sobie wcześniej nie zawracać tym głowy (duszne dni nie muszą być przecież bezwietrzne, zatem wszystko gra) ale to wzmożenie robi jednocześnie akcent na to, że wiatr był godny zauważenia, nie był byle powiewami od czasu do czasu, które są przecież normalnym fenomenem każdego dnia.
Marzec pisze: - Cześć - Zaczęła kostucha wyciągając w moją stronę kościaną dłoń - Jestem Śmierć. - dodał zakapturzony stwór.
Pogrubione bym wyciął.
Marzec pisze: Podczas zaskakującej wymiany uprzejmości
Napisałbym: podczas TEJ wymiany. Zdanie trochę sugeruje, jakby były jakieś dalsze uprzejmości, a gdyby tak było, nie wolno byłoby ich przecież tak po prostu pominąć. Wszak to Kostucha :)
Marzec pisze: Zagadałem by wypełnić niezręczną ciszę, mającą swoje źródło w pełnym skupieniu śmierci nad procesem przeciskania charakterystycznego akcesoria.
Trudne zdanie.
Marzec pisze: - To co głupio pytasz ? – skwitował bądź co bądź celnie.
Polemizowałbym :) Widniejący na odzieniu symbol, którego łatwo zapomnieć, to nie to samo co nielicha kosa, która ewidentnie uwiera tej Śmierci. Btw. zapis majuskułą byłby tu pomocny. Kiedy śmierć to postać - z wielkiej litery; kiedy to zjawisko, zgon - z małej.
Marzec pisze: - Wpadłem by omówić pewną kwestię – Znów podjął rozmowę
Przy okazji: dobry zapis, bo nie stawiasz kropki na końcu wypowiedzi Śmierci, a jednak po myślniku zaczynasz wielką literą; przyjęło się tak nie robić. "znów" powinno być z małej. A to samo masz tu:
Marzec pisze: Nie – Odparł
...więc albo podwójne przeoczenie, albo czegoś nie wiesz. To teraz już wiesz :)

Brakuje ci czasem przecinków przed że i żeby.
Marzec pisze: a ja zostaje z nim bo nigdy nie wiadomo.
Dobre nawiązanie do naszego bohatera ;) On też siedział, bo nigdy nie wiadomo. Co z początku wydało mi się, przyznam, trochę niemądre i obawiałem się zdrowie naszego bohatera. Ale teraz się wyklarowało, że ma to większy sens.
Marzec pisze: Poważnie wytłumaczył kościej, oczywistą, oczywistość.
Hm. No interpunkcja zła, ale teraz jak to zmienić bez zbyt wielkich ingerencji w zdanie, na jakie się zdecydowałeś?
"Poważnie wytłumaczył oczywistą oczywistość kościej." chyba byłoby najwłaściwsze.
Marzec pisze: że już nie jestem tą samą śmiercią co kiedyś
:)
Marzec pisze: Wiesz jak się niesie dźwięk kościanej stopy po panelach
:D
Marzec pisze: wkurwiony i możliwe że rozwiedziony.
Hehe. No przyjemna miniaturka. Prowadzi mnie do zapytania: czy samo pompowanie klatki wystarcza?? Niechby ta krew się pompuje (nie wiem, intuicyjnie zgadywałem zawsze, że to ma bardziej jednak przywrócić serce do pracy na zasadzie krzywo leżącego łańcucha roweru, gdzie wystarczy zakręcić zębatką i on już sam wskoczy na miejsce - coś w tym stylu) czy ta krew nie potrzebuje jednak stałej dostawy tlenu? Pytanie drugie: wiesz może, jak to w końcu jest? Czy defibrylator rzeczywiście przywraca pracę serca? Słyszałem, że to błędnie szerzony w filmach mit.
Marzec pisze: Najpierw jednak zapale papierosa.
zapalĘĘĘ. Dbaj o takie szczegóły, tekst musi być sprawdzony kilkakrotnie przed opublikowaniem.


To wszystko oczywiście tylko takie moje rady, niektóre mniej, niektóre bardziej pewne swych racji. Nie traktuj ich jako wyroczni, sam nie znam się na pisaniu lepiej niż ty, czy ktokolwiek tutaj.

Śmierć w karetce [ opowiadanie fantasy ]

4
Nie jest źle. Widać, że jest z czym pracować, masz wyczucie tempa prowadzenia historii, są udane żarty (wąż nawinięty na kijek, bose dzieci) i niezłe opisy - krótkie, ale wystarczające, by zwizualizować sobie sytuację.

Wykrzaczasz się na detalach.
Marzec pisze: Z drugiej strony nie jest zjawiskiem rzadkim, jeżdżenie jak potłuczeni po całym mieście tam i z powrotem.
No właśnie. Kto jeździ jak potłuczony? Ona - jak potłuczona. On - jak potłuczony. My/wy/oni jak potłuczeni, ale w tym zdaniu nie ma żadnych mych ani onych. Jest zjawisko. Ono. Powinno jeździć jak potłuczone, ale przecież to nie zjawisko jeździ do chorych, tylko "my": narrator wypowiadający się w pierwszej osobie i jego koledzy. I już wiadomo, jak powinno wyglądać to zdanie: nie jest rzadkim zjawiskiem, że (my) jeździmy jak potłuczeni. Gdybyś się nad tym zastanowił, na pewno sam byś na to wpadł.

Dalej - ćmy krążą wokół światła żarówki. A gdzie jest to światło, że ćmy wokół niego krążą? Ćmy jak najbardziej mogą być wabione przez światło/do światła, ale krążą wokół żarówki. Dwie konstrukcje zlały Ci się w jedną.

"Dziś jest weekend" Do obronienia, ale mnie razi, bo "weekend" oznacza dwa dni - sobotę i niedzielę. Dziś nie może być sobota i niedziela. Napisałabym "Teraz jest weekend". Żeby lepiej zobrazować, o co mi chodzi podam bardziej ekstremalny przykład. "Jest lato" albo "trwa lato" - spoko. "Dziś jest lato" - coś zgrzyta, prawda?
- Chyba jestem wypalony ?
Taka myśl przyszła mi do głowy
Pomyślałabym nad zmianą zapisu. Dalej masz zwykłe, uczciwe dialogi. W momencie, gdy kwestia nie jest wypowiedziana, a jedynie pomyślana, warto zapisać ją inaczej.


W całym tekście jest trochę za dużo określeń śmierci. Mam wrażenie, że wymyślasz te określenia, żeby uniknąć powtórzeń w atrybucji dialogowej, ale to zupełnie niepotrzebne. Rozmawiają dwie postaci, z czego jedna prowadzi narrację w pierwszej osobie. Wystarczy "powiedziałem" i "powiedział".
Znów pomyślałem sam do siebie.
Rzeczywiście trudno myśleć coś do kogoś.

Zgadzam się też, że z "trwałem w fotelu dalej" warto wyrzucić "dalej".

Jest sporo interpunkcyjnych potknięć i zapomnianych ogonków, ogólnie warto było jednak przed wrzuceniem pozbyć się ewidentnych zaniedbań w stylu spacji przed kropką.

Niespecjalnie spodobało mi się, że pierwszym przykładem natychmiastowej śmierci, który Śmierci przychodzi do głowy jest porażka rycerza w boju. Śmierć zaczyna typową gadkę pod tytułem "Ech, kiedyś to były czasy", więc powinna zacząć od tego, co przede wszystkim odróżnia współczesność od tych jej "dawnych dobrych czasów". Niech wspomni o tym zarąbaniu toporem i upuszczaniu krwi, ale później. Niech to będzie kolejny z wielu przykładów. Na pierwszy ogień dałabym to, co faktycznie zmieniło się niedawno i to, co masowo kosiło ludzi (a śmierć rycerza w boju chyba nigdy nie była na pierwszym miejscu listy przyczyn zgonu choćby z tej prostej przyczyny, że sami rycerze stanowili mniejszość). Dżuma jest dobrym wyborem, warto iść tym tropem, a rycerz z toporem w głowie zostanie na sam koniec jako smaczek w wyczerpującej się liście coraz mniej typowych sposobów na zejście, za którymi Śmierć tęskni.

No i jeszcze to:
Jeszcze tylko sześć godzin - Pomyślałem.
Zdanie do wyrzucenia albo do sensowniejszego powiązania ze wstępem.

W tym momencie masz zderzenie dwóch perspektyw:

Sięgam po szklankę wody.
A tak ogólnie to cykl obiegu wody w przyrodzie polega na tym, że...

Warto zacząć od ogólnego opisu pracy ratownika medycznego, a potem wprowadzić konkretną postać ratownika medycznego. Drugą opcją jest wprowadzenie postaci od razu i powiązanie opisu pracy ratownika medycznego z tą konkretną postacią w stylu:

"Jeszcze tylko sześć godzin" - pomyślałem. Sobotni wieczór dłużył mi się jak cośtam. W tej robocie często tak jest, bo - i tu już sobie możesz opisywać, jak ogólnie wygląda praca ratownika medycznego.

Ogólnie? Treść zaskakuje, a forma mimo zgrzytów nie męczy, nie nudzi, nie przykleja się do zębów, jak to czasami jest w przypadku miałkich tekstów i nie przesłania treści, jak to czasami jest w przypadku tekstów przekombinowanych. Troszkę mi to momentami zapachniało propagandą, a to troszkę słabe, bo choć cel szczytny, to jednak wrażenie, że autor czegoś ode mnie chce od razu nastawia mnie do tekstu nieprzychylnie. Ten minus rekompensuje jednak świeżość pomysłu na śmierć namawiającą do podejmowania RKO. Oryginalne.

Śmierć w karetce [ opowiadanie fantasy ]

5
AndrzejQ pisze: Marzec pisze:
A może sobie zapalę ? Znów pomyślałem sam do siebie.

A da się inaczej?

Wiem wiem. Zorientowałem się po fakcie :D

echO pisze: Marzec pisze:
Source of the post Więc trwałem w fotelu dalej.

Skoro już "trwałem" można zredukować słowo "dalej". Moim zdaniem.
Nie zgodzę się. Bez słowa "dalej" zdanie było by jakieś nie pełne w kontekście sytuacji ... nie wiem. Mi pasuje :D
echO pisze: Hehe. No przyjemna miniaturka. Prowadzi mnie do zapytania: czy samo pompowanie klatki wystarcza?? Niechby ta krew się pompuje (nie wiem, intuicyjnie zgadywałem zawsze, że to ma bardziej jednak przywrócić serce do pracy na zasadzie krzywo leżącego łańcucha roweru, gdzie wystarczy zakręcić zębatką i on już sam wskoczy na miejsce - coś w tym stylu) czy ta krew nie potrzebuje jednak stałej dostawy tlenu? Pytanie drugie: wiesz może, jak to w końcu jest? Czy defibrylator rzeczywiście przywraca pracę serca? Słyszałem, że to błędnie szerzony w filmach mit.
Marzec pisze:
Source of the post Najpierw jednak zapale papierosa.

zapalĘĘĘ. Dbaj o takie szczegóły, tekst musi być sprawdzony kilkakrotnie przed opublikowaniem.
Co do kwestii pompowania. Nie wystarczą na dłuższą metę ale standardy dla osób "niemedycznych" mówią że na początek wystarczą uciski bo w krwi nawet bez wentylacji jest jeszcze spory zapas tlenu. Później to już zmartwienie ratowników. No chyba że chcesz się czymś zarazić podczas wentylacji usta usta? Bo dam sobie głowę uciąć że w portfelu nikt z czytających tego posta nie ma w portfelu maseczki ochronnej :) Samą reanimacją najczęściej tylko podtrzymujesz pacjenta tak żeby go śmiertka nie zabrała, puki nie wkroczy zespół pogotowia, który tak jakby zwalczy przyczynę zatrzymania. Wyjątkiem jest utopienie ale tu już trzeba by się zacząć grubo rozwodzić.

Kwestia defibrylacji jest też zawiła. Filmy pokazują głupoty. Serce nigdy nie zaczyna bić po defibrylacji. Strzelanie prądem wręcz służy do zatrzymania serca, zresetowania go. Robi się to po to by wyłączyć nieprawidłowy rytm, który nie pozwala organowi się kurczyć właściwie, tak by krew krążyła. Strzela się jedynie w określonych sytuacjach. Jeśli wykona się strzał nie wtedy gdy trzeba można pacjenta zabić. To też mocno skomplikowane ;)

Co do końcówek i przecinków to przyznaję że jestem nieco ułomny. Nie mam doświadczenia z pisaniem super poprawnie. Muszę się tego nauczyć. Dla was to oczywiste ale dla mnie nie zawsze. Pisanie jest bądź co bądź zajęciem elitarnym i nie bez powodu. Nie każdy potrafi :mrgreen:

MargotNoir pisze: Nie jest źle. Widać, że jest z czym pracować, masz wyczucie tempa prowadzenia historii, są udane żarty (wąż nawinięty na kijek, bose dzieci) i niezłe opisy - krótkie, ale wystarczające, by zwizualizować sobie sytuację.

Wykrzaczasz się na detalach.
Bardzo budujące. Dziękuję.
MargotNoir pisze: "Dziś jest weekend" Do obronienia, ale mnie razi, bo "weekend" oznacza dwa dni - sobotę i niedzielę. Dziś nie może być sobota i niedziela. Napisałabym "Teraz jest weekend". Żeby lepiej zobrazować, o co mi chodzi podam bardziej ekstremalny przykład. "Jest lato" albo "trwa lato" - spoko. "Dziś jest lato" - coś zgrzyta, prawda?
Celne. Poprawię.
MargotNoir pisze: - Chyba jestem wypalony ?
Taka myśl przyszła mi do głowy

Pomyślałabym nad zmianą zapisu. Dalej masz zwykłe, uczciwe dialogi. W momencie, gdy kwestia nie jest wypowiedziana, a jedynie pomyślana, warto zapisać ją inaczej.


W całym tekście jest trochę za dużo określeń śmierci. Mam wrażenie, że wymyślasz te określenia, żeby uniknąć powtórzeń w atrybucji dialogowej, ale to zupełnie niepotrzebne. Rozmawiają dwie postaci, z czego jedna prowadzi narrację w pierwszej osobie. Wystarczy "powiedziałem" i "powiedział".
Do momentu napisania tego opowiadania nie wiedziałem jak zapisywać myśli i dialogi poprawnie. Trzymałem w ręce książkę i kopiowałem metodę. Widać nie dość dobrze. Nauczę się.
Temat synonimów śmierci trafnie poruszony. Nie wpadłem na to że można zastąpić je tymi czasownikami i też będzie dobrze.
MargotNoir pisze: Niespecjalnie spodobało mi się, że pierwszym przykładem natychmiastowej śmierci, który Śmierci przychodzi do głowy jest porażka rycerza w boju. Śmierć zaczyna typową gadkę pod tytułem "Ech, kiedyś to były czasy", więc powinna zacząć od tego, co przede wszystkim odróżnia współczesność od tych jej "dawnych dobrych czasów". Niech wspomni o tym zarąbaniu toporem i upuszczaniu krwi, ale później. Niech to będzie kolejny z wielu przykładów. Na pierwszy ogień dałabym to, co faktycznie zmieniło się niedawno i to, co masowo kosiło ludzi (a śmierć rycerza w boju chyba nigdy nie była na pierwszym miejscu listy przyczyn zgonu choćby z tej prostej przyczyny, że sami rycerze stanowili mniejszość). Dżuma jest dobrym wyborem, warto iść tym tropem, a rycerz z toporem w głowie zostanie na sam koniec jako smaczek w wyczerpującej się liście coraz mniej typowych sposobów na zejście, za którymi Śmierć tęskni.
Nie pomyślałem o stopniowaniu przykładów zgonów ale jak tak sobie pomyślę "sam do siebie" :D to ma to sens i wydaje się teraz oczywiste.
MargotNoir pisze: Troszkę mi to momentami zapachniało propagandą, a to troszkę słabe, bo choć cel szczytny, to jednak wrażenie, że autor czegoś ode mnie chce od razu nastawia mnie do tekstu nieprzychylnie. Ten minus rekompensuje jednak świeżość pomysłu na śmierć namawiającą do podejmowania RKO. Oryginalne.
Propaganda była celowa ale starałem się ukryć indoktrynację jak tylko mogłem 8)


Fajnie że poświęciliście mi czas na analizę tekstu. To bardzo miłe uczucie. Chciałem się rozpisać bardziej ale to taki szorcik wysłany na konkurs z ograniczeniem do 7200 znaków. Dla mnie istotny jest fakt zainteresowania treścią. Interpunkcji i formy zapisu szybko się nauczę... Mam nadzieję.

Śmierć w karetce [ opowiadanie fantasy ]

7
Z drugiej strony nie jest zjawiskiem rzadkim, jeżdżenie jak potłuczeni po całym mieście tam i z powrotem. – może lepiej Często jeździliśmy jak potłuczeni....

Najczęściej do pijanych. Najczęściej
> w weekendy... Dziś był weekend. – Najczęściej do pijanych w weekendy tak jak dzisiaj w tę późną sobotnią noc, gdzie spotkanie z pijanymi imprezowiczami na pewno nas nie ominie.

To tylko sugestie, sama się uczę i trochę boje się dalej proponować. Ze wskazówek - spróbuj redukować zdania niepotrzebne, powielające, to tylko przegadanie.

Klimat opowiadania refleksyjny, zatrzymujący na chwilę.

Pozdrawiam

Śmierć w karetce [ opowiadanie fantasy ]

8
Początek nieco niemrawy, dla mnie właściwy tekst zaczyna się od zdania: -"chyba jestem wypalony". I potem bardzo się podoba. Pomysł prosty, wykonanie bez udziwnień, ale bardzo fajnie to się czyta. No i edukacyjnie jest! (Czyli Wojtuś wziął na serio prośbę). Jak dla mnie - całkiem udana miniatura.

Śmierć w karetce [ opowiadanie fantasy ]

9
Cześć.
Podobało mi się, lubię takie klimaty (trochę pozieleniałam z zazdrości). Czyta się to to z przyjemnością, narracja jest płynna (może tylko trochę potyka się na początku) a problemy są mało zauważalne.
A teraz do uwag (sorry że nie sformatowane tak jak to się powinno robić, dopiero zaczynam i trochę to jeszcze dla mnie skomplikowane).

„Więc trwałem w fotelu dalej”.
echO pisze:
Więc trwałem w fotelu dalej.
Skoro już "trwałem" można zredukować słowo "dalej". Moim zdaniem.

Marzec pisze:
Nie zgodzę się. Bez słowa "dalej" zdanie było by jakieś nie pełne w kontekście sytuacji ... nie wiem. Mi pasuje :D

Też się z tym zgadzam, tylko może trochę inny szyk zdania:
„Więc dalej trwałem w fotelu”.

"ćmy krążą wokół światła żarówki".
MargotNoir pisze
Dalej - ćmy krążą wokół światła żarówki. A gdzie jest to światło, że ćmy wokół niego krążą? Ćmy jak najbardziej mogą być wabione przez światło/do światła, ale krążą wokół żarówki. Dwie konstrukcje zlały Ci się w jedną.

Nie bardzo rozumiem tę wypowiedź, czy to chodzi o to "orbitowanie?", jak dla mnie, to to zdanie jest prawidłowe, choć może jest to trochę skrót myślowy.
A może by tak:
"ćmy krążą wokół żarówki zwabione jej światłem"

„Poważnie wytłumaczył kościej, oczywistą, oczywistość”.
echO pisze
"Poważnie wytłumaczył oczywistą oczywistość kościej." chyba byłoby najwłaściwsze.

Wydaje mi się że to niewłaściwy szyk zdania: kto, co (podmiot), wytłumaczył, kogo co (dopełnienie)
„Kościej poważnie wytłumaczył oczywistą oczywistość”.
Może też być jak poprzednio ale wtedy problem jest w interpunkcji - przecinki są zbędne:
„Poważnie wytłumaczył kościej oczywistą oczywistość”.
I na marginesie, „kościej” – niezłe!

„Dziś był weekend”
Dłuższy odcinek tekstu brzmi:
Z drugiej strony nie jest zjawiskiem rzadkim, jeżdżenie jak potłuczeni po całym mieście tam i z powrotem. Najczęściej do pijanych. Najczęściej w weekendy... Dziś był weekend. Sobotnia noc, pięć po dwunastej.

Kontekst trochę zmienia znaczenie, więc lepiej brzmiałoby:
Z drugiej strony nie jest zjawiskiem rzadkim, jeżdżenie jak potłuczeni po całym mieście tam i z powrotem. Najczęściej do pijanych. Najczęściej w weekendy... a dziś właśnie już / zaczął się weekend. Sobotnia noc, pięć po dwunastej.

Ponadto,
MargotNoir pisze "
Dziś jest weekend" Do obronienia, ale mnie razi, bo "weekend" oznacza dwa dni - sobotę i niedzielę. Dziś nie może być sobota i niedziela. Napisałabym "Teraz jest weekend". Żeby lepiej zobrazować, o co mi chodzi podam bardziej ekstremalny przykład. "Jest lato" albo "trwa lato" - spoko. "Dziś jest lato" - coś zgrzyta, prawda?

Zgadzam się, rzeczywiście tak jest „prawidłowiej” ale tak gwoli dyskusji: literatura to nie matematyka, nie zawsze musi być idealnie dosłowna, a pojęcie czasu jest już zupełnie względne. Tydzień dzielimy najczęściej na 5 dni i na pozostałe 2 dni weekendu, i tak też to intuicyjnie odczuwamy. Jest to więc pewna odrębna całość i dla mnie wyrażenie: „Dziś jest weekend", jeśli zastosowane umyślnie (choć chyba nie w tym przypadku), jest pewnym wyrażeniem właśnie tej względności odczuwania czasu.

Mam nadzieję że się przyda.
Pozdrawiam
Dream dancer

Śmierć w karetce [ opowiadanie fantasy ]

10
Hej! ;)

Ja na Twoim miejscu połączyłabym niektóre zdania, np.
Najczęściej do pijanych. Najczęściej w weekendy... Dziś był weekend. Sobotnia noc, pięć po dwunastej. W takim okresie mogę być pewny spotkania pijanych imprezowiczów, upierających się konsekwentnie że wypili tylko jedno piwo, emerytek nie mających czasu od miesiąca udać się do swojego lekarza oraz soczystych interwencji w asyście policji.
W weekendy najczęściej wzywają mnie do osób, miewających problemy z alkoholem lub imprezowiczów, pragnących się wyszaleć. Zwłaszcza w soboty, po północy, kiedy oprócz alkoholików, sporadycznie jeżdżę do emerytek, nie mających czasu udać się do lekarza. Serio, dobrze, że chociaż od czasu do czasu, biorę udział w interwencjach policji.
- Chyba jestem wypalony ?
Taka myśl przyszła mi do głowy nie po raz pierwszy.
Zrezygnowałabym również z tych monologów. (nie wiem czy tak można nazwać jedno zdanie wypowiedziane do siebie samego) Wplotłabym je w zdanie następne.

Coś w stylu Myśl o wypaleniu zawodowym naszła mnie nie po raz pierwszy.

I jeszcze moment, w którym pojawia się Śmierć.
Może napisz coś więcej o emocjach bohatera. W opowiadaniu mowa tylko o zmianie pogody, a następnie pojawieniu się Śmierci. Potem Twoi bohaterowie zaczynają rozmawiać.
Zastanów się, czy Wojtek jest tak wypruty z uczuć, że nawet pojawienie się Kostuchy we własnej osobie nie robi na nim wrażenia? Jeśli tak to napisz o tym, bo wtedy tekst jest zbyt... suchy?

Ogólnie fajny pomysł. Wybacz, że pozwoliłam sobie na zaprezentowanie elementów Twojego tekstu w moim wydaniu, ale chciałam abyś wiedział o co chodzi.

Pozdrawiam :)
"Kto umie czytać,
posiadł klucz do wielkich czynów,
do nieprzeczuwanych możliwości,
do upajająco pięknego,
udanego i sensownego życia."
Aldous Huxley

Śmierć w karetce [ opowiadanie fantasy ]

11
Przeczytałam z uwagą i zastanawiam się, co mogę jeszcze dodać do tych wszystkich komentarzy.
Początek mnie nie przekonał. Nie uważam, że praca jako ratownik medyczny jest nietypowa. Praca jak każda inna. Pisząc takie opowiadanie warto przyjrzeć się dokładniej i sprawdzić w jakim systemie godzinnym pracują ratownicy. Zdaje mi się, że w dwunastogodzinnym, ale sprawdź to sobie jeszcze. Unikniesz niepotrzebnych niedociągnięć w tekście. Rozbawił mnie fragment, w którym piszesz o wyborze siedzenia w karetce. Fakt, że trzeba będzie szybko wrócić na fotel kierowcy jest niczym wobec sytuacji, w której znajduje się np.: strażak pod prysznicem. Ma się nie kąpać, bo będzie musiał szybko zasuwać do wozu? A wierz mi, że zasuwa. :)
No i sytuacja, w której bohater spotyka śmierć jest odrobinę sztuczna. Zero emocji. Mało prawdopodobne, by przykładowy Kowalski przynajmniej się nie zająknął.
Pomysł ciekawy i szkoda, by go nie dopracować.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”