JEŚLI TEN RODZAJ POCZUCIA HUMORU CIĘ BAWI I JESTEŚ CIEKAW HISTORII ZAGRANICZNYCH PRZYGÓD MŁODYCH POLAKÓW, ZAPRASZAM NA MOJEGO BLOGA:
https://wielkiplan.blogspot.com
Znajdują się tam już trzy rozdziały. Będzie mi miło, jeśli ktoś zajrzy, a tym bardziej, jeśli uda mi się kogoś rozbawić. Zapraszam.
WYBRANE FRAGMENTY
***
Pani Basia dawno już kazałaby mężowi wykarczować te krzaki, ale oboje szybko się przekonali, że służą za świetny magazynek na lato. Oczywiście magazynek do wyłącznej dyspozycji mieszkańców, co według nich w znaczący sposób miało podnosić standard prowadzonego przez nich hotelu. Przekonywali o tym nowo przybyłych. Dopiero po jakimś czasie pokazywali luksusowe skrytki.
***
Zazwyczaj pamiętał wszystkie moczymordy, bo każda z nich, co jakiś czas lubiła się poawanturować, albo przynajmniej głośno lamentować
o północy.
Nie to co Kapitan. Zaprawiony w trunkowych bojach żeglarz po morzach alkoholu cenił sobie spokój. Bez wzajemności. Kapitan od lat miał wrażenie, że im bardziej on jest spokojny, tym głośniej świat wokół niego krzyczy, że coś od niego chce. Tylko, że Kapitan nie wiedział czego to w zasadzie świat może chcieć. Przecież wszystko już miał.
Kiedy był młodszy często świerzbiła go ręka. Lubił przywalić komuś, komu się należało. Rzecz w tym, że wtedy uznawał, że wszystkim się należy i wreszcie trafił do Rawicza. Po odsiadce przyjechał do Holandii i zmienił styl picia. Barykadował się w hotelowym pokoiku i chlał do upadłego. W ten sposób dopiero po pięćdziesiątce znalazł prawdziwą receptę na szczęście.
W Kurniku udawał, że dalej siedzi w kiciu, co nie było szczególnie trudne do wyobrażenia, z tą jednak różnicą, że tu nie zabierają mu trunków. A doskonale pamiętał, jak powtarzał sobie ubrany w szary kombinezon na więziennej pryczy, że tylko wódy mu tu brakuje i byłby raj.
W tym momencie do prywatnego Edenu Kapitana zakradł się wąż. Kapitan, chwiejąc się jak na łajbie, podszedł do drzwi, które wydawały jakieś dziwne odgłosy. Nie wiedział, czy to pukanie, czy może chcą mu coś powiedzieć w sobie tylko znanym języku. Dla pewności otworzył.
To, co działo się przez następny kwadrans wyglądało jak próba porozumienia się ziemianina z zielonym ludzikiem. Kapitan zzieleniał, bo niedobrze mu się zrobiło, jak to później tłumaczył, od nadmiaru obcych słów. Kontroler tymczasem wypowiadał w sumie tylko jedno słowo. Właśnie „kontroler”. I to całkiem po polsku.
Jak bełt wystrzelony z niewidzialnej kuszy przy drzwiach Kapitana nagle pojawiła się pani Basia.
- Oj, ja zaraz wyjaśnię, ten pan jest załamany i my mu pomagamy, bo wie pan, on nie ma dokąd wrócić i na pewno się pozbiera do kupy i biuro wyśle go do pracy i wie pan, wtedy...
Monolog został przerwany. Też przez bełt, ale tym razem z całkiem już widzialnej kuszy, czyli ust Kapitana.
***
Pasmo sukcesów zakończyło się jeszcze przed startem, kiedy zostawił pomarańczowy rower przed drzwiami z napisem „Entre” i wszedł do pierwszej firmy. Nie znalazł recepcji, sekretariatu, ani niczego, co by przypominało pokoik brygadzisty. Tylko same korytarze. Długie, kręte i tylko z rzadka ozdobione drzwiami. Gibon wybrał jedne na chybił trafił, chwycił za okrągłą klamkę i przekręcił. To, co było w środku, okazało się magazynem na rybie resztki. Zanim zdążył zamknąć drzwi odurzony odorem, zza rogu wyszło dwóch mężczyzn.
- Hallo, I'm looking for a job – zaczął swobodnie Gibon. Pierwszy z mężczyzn wymierzył mu cios w brzuch, niezbyt mocny. Drugi wymierzył cios w znacznie bardziej czuły punkt Gibona. W honor. W żołnierskich słowach zadbał o to, by intruz oduczył się kraść, a jak jest głodny, to powinien szukać Czerwonego Krzyża, zamiast wykradać własność zakładu. Wezwano ochronę. Gibon został wyproszony z firmy sposobem, który nie wymaga znajomości języka. Wielki osiłek wyniósł go za fraki i puścił dopiero na dworze.
Gibon nie zamierzał się poddawać, tym bardziej, że jego godność uczciwego człowieka, za jakiego się z dumą uważał, została boleśnie zaatakowana. Uznał, że przegrana bitwa nie oznacza przegranej wojny i czas na przegrupowania. Palił papierosa prowadząc rower wzdłuż ulicy, aż wyrosła przed nim kolejna firma. Zagasił peta podeszwą, oparł rower o ścianę i wszedł do środka.
***
Z początku chwalił sobie to, że do pracy chodzi w dresie.
W końcu był wuefistą. I to go właśnie niepokoiło. Gromady dzieciaków domagających się atencji, natrętne lizodupy, parszywe lenie i panienki z wiecznym okresem. Zupełnie jakby miesiączka w ich przypadku była roczniczką.
Po pół roku olewania natrętnych lizodupów, znęcania się nad parszywymi leniami i żywienia nienawiści do panienek z wiecznym okresem rzucił pracę. Kumpel z siłowni opowiedział mu o Holandii. Była praca w biurze, zresztą całkiem polskim. Czekała na niego. Znajomy kumpla już tam pracował.
Spytał tylko o jedno - ile tam się zarabia? Po tym, co usłyszał nie miał już pytań. Nie ciekawiło go gdzie będzie spał, jak się dogada i w jakim języku, ani nawet co ma robić w pracy. „Robota w biurze, dobra kasa, zarządzanie ludźmi” - te hasła krążyły wokół jądra jego umysłu jak elektrony.
W sumie wiele się nie mylił. Diablo pomógł mu się zainstalować w Holandii. Z niezłym mieszkaniem, kasą na czynsz i rozrywki Bosak mógł szybko znaleźć drogą siłownię, do której dojeżdżał służbową furą. Nowobogacki i nowoholederski były nauczyciel rzadko odwiedzał starą ziemię. Nie musiał. To, co znalazł na nowej nie różniło się zasadniczo od tego, o już znał. Tylko standard się polepszył. Nawet pracę miał podobną. Codziennie użerał się z bandą natrętnych lizodupów, znęcał się nad parszywymi leniami i żywił szczerą nienawiści do bab z wiecznym okresem.
***
Choć po prawdzie większość Holendrów od lat znała nasze oklepane powiedzonka i hasełka w stylu „kurwa mać, ja pierdole”, to nikt im nie raczył wyjaśnić, że ich poranne przywitanie zawiera polskie przekleństwo i to dlatego przybysze ze wschodu na „Dzień dobry” często się uśmiechają i bardzo, ale to bardzo chętnie odpowiadają. To nie z uprzejmości. Na tym bowiem ich życzliwość zazwyczaj się kończy.
WIELKI PLAN DROBNEJ POMYŁKI [powieść humorystyczna, komedia, wulgaryzmy] [P]
2Ojeżujeżu na samym początku transparent boldem.
Teraz tak. Bez obrazy, żeby nie było. Subiektywnie, ode mnie. Większość przychodzi tu z hasłem, mniej więcej "hej, opowiem wam historię". Ty rozłożyłeś wachlarz rozmaitości. Coś w stylu "hej, opowiem wam parę kawałów". Dobra, śmichu chichu, ten się podobał, ten mniej. Ale siła kawału bardziej leży w danym kawale niż w kawalarzu. Chyba że ktoś wybitnie nie umie (lub umie) opowiadać.
Widać tu chleb jedzony z niejednego pieca ale opowiedz nam historię. Nie pięć kromek z różnych bułek.
Moje uwagi:
Kromka pierwsza, weka pszenna.
OMG, magazynek na co? Zwłaszcza że magazynek kojarzy się raczej elementem broni palnej. Jakiż magazynek może zainteresować gości hotelu? Do hotelu przyjeżdża się bez zbędnych rzeczy.
Kromka druga, c.k. komiśniak.
Moczymorda to jednak paradoksalnie genus masculinus, więc każdy, lubił.
Kromka trzecia. Krojony standardowy.
Gibon, albo ksywka polska albo nazwisko francuskie. Do drzwi z "Entre" a nie -ee. I na Kontynencie odzywa się po angielsku. Ale wykład w krótkich żołnierskich słowach jednak rozumie.
Kromka czwarta, ciemna barwiona karmelem ciabatta
Piąte to okruch suchara chyba.
Jeszcze raz, opowiedz nam fajną historię.
Teraz tak. Bez obrazy, żeby nie było. Subiektywnie, ode mnie. Większość przychodzi tu z hasłem, mniej więcej "hej, opowiem wam historię". Ty rozłożyłeś wachlarz rozmaitości. Coś w stylu "hej, opowiem wam parę kawałów". Dobra, śmichu chichu, ten się podobał, ten mniej. Ale siła kawału bardziej leży w danym kawale niż w kawalarzu. Chyba że ktoś wybitnie nie umie (lub umie) opowiadać.
Widać tu chleb jedzony z niejednego pieca ale opowiedz nam historię. Nie pięć kromek z różnych bułek.
Moje uwagi:
Kromka pierwsza, weka pszenna.
OMG, magazynek na co? Zwłaszcza że magazynek kojarzy się raczej elementem broni palnej. Jakiż magazynek może zainteresować gości hotelu? Do hotelu przyjeżdża się bez zbędnych rzeczy.
Kromka druga, c.k. komiśniak.
Moczymorda to jednak paradoksalnie genus masculinus, więc każdy, lubił.
Żeglarz mórz alkoholu/alkoholowych mórz
Kapitan czy świat? Bo się podmiot rozłazi.
Jak bym nie wikił, w Niderlandach nie masz Kurnika. A i w Polszcze też nie, jest natomiast Kórnik, rodzinna wieś rodzimego Strasznego Wynalazcy.
No toż gdzie się to dzieje? Tu czy tam?
Kromka trzecia. Krojony standardowy.
Gibon, albo ksywka polska albo nazwisko francuskie. Do drzwi z "Entre" a nie -ee. I na Kontynencie odzywa się po angielsku. Ale wykład w krótkich żołnierskich słowach jednak rozumie.
Kromka czwarta, ciemna barwiona karmelem ciabatta
Raczej dzienniczką.
1) jednak widziałbym tu wariację nt rodzaju żeńskiego. 2) za szybkie powtórzenie.
Daruj, ale odkąd Dariusz Szpakowski powiedział "krąży jak elektron wokół jądra Zbyszka Bońka" to stało się było sucharem, milordzie.
I to jest puenta tego fragmentu?
Piąte to okruch suchara chyba.
Butemwmordę?
Jeszcze raz, opowiedz nam fajną historię.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze
WIELKI PLAN DROBNEJ POMYŁKI [powieść humorystyczna, komedia, wulgaryzmy] [P]
3Bardzo dziękuję za tak szybką reakcję. Pierwsze zdania sugerowały pogrom i dostarczenie mi powodów do złego samopoczucia. A tu miła niespodzianka, bo były merytoryczne i celne strzały (to chyba jest tu normą, jak się przekonuję).
Kurnik to nazwa własna, wytłumaczona w tekście (który nie znalazł się w wybranym fragmencie, a wygląda tak: "Hotel, który prowadziła z mężem wszyscy nazywali Kurnikiem. - Pewnie dlatego, że można tu znieść jajo – śmiał się Gibon za każdym razem, kiedy komuś opowiadał, gdzie mieszka." Swoją drogą jest to rzeczywiste miejsce i oryginalna nazwa, nadana przez mieszkańców).
"Kapitan nie wiedział czego to w zasadzie świat może chcieć. Przecież wszystko już miał." - Mam tu na myśli, że świat ma wszystko.
"kontroler tymczasem wypowiadał w sumie tylko jedno słowo. Właśnie <kontroler>. I to całkiem po polsku." - Rzecz dzieje się w Holandii, w robotniczym hotelu, prowadzonym przez Polaków dla Polaków.
"Zupełnie jakby miesiączka w ich przypadku była roczniczką." - Zdecydowanie dzienniczką. Celna uwaga :-)
Masz rację, że mój tekst się nie klei oraz sporo w nim niedopowiedzeń. W końcu to tylko fragmenty. Pewnie jedyny sposób, żeby sprawdzić, czy piekarz nie myli mąki z wapnem, to skosztować cały wypiek, a nie kilka kęsów z różnych stron. Już to naprawiam (przynajmniej częściowo, na tyle, by dało się zbadać, czy całość jest chaotyczna).
mode edit: nie nie nie. kolejny tekst można wstawić po 7 dniach
Kurnik to nazwa własna, wytłumaczona w tekście (który nie znalazł się w wybranym fragmencie, a wygląda tak: "Hotel, który prowadziła z mężem wszyscy nazywali Kurnikiem. - Pewnie dlatego, że można tu znieść jajo – śmiał się Gibon za każdym razem, kiedy komuś opowiadał, gdzie mieszka." Swoją drogą jest to rzeczywiste miejsce i oryginalna nazwa, nadana przez mieszkańców).
"Kapitan nie wiedział czego to w zasadzie świat może chcieć. Przecież wszystko już miał." - Mam tu na myśli, że świat ma wszystko.
"kontroler tymczasem wypowiadał w sumie tylko jedno słowo. Właśnie <kontroler>. I to całkiem po polsku." - Rzecz dzieje się w Holandii, w robotniczym hotelu, prowadzonym przez Polaków dla Polaków.
"Zupełnie jakby miesiączka w ich przypadku była roczniczką." - Zdecydowanie dzienniczką. Celna uwaga :-)
Masz rację, że mój tekst się nie klei oraz sporo w nim niedopowiedzeń. W końcu to tylko fragmenty. Pewnie jedyny sposób, żeby sprawdzić, czy piekarz nie myli mąki z wapnem, to skosztować cały wypiek, a nie kilka kęsów z różnych stron. Już to naprawiam (przynajmniej częściowo, na tyle, by dało się zbadać, czy całość jest chaotyczna).
mode edit: nie nie nie. kolejny tekst można wstawić po 7 dniach