Balonik (opowiadanie fantasy, bajka)

1
No to lecimy z tematem. Wrzucam pierwsze opowiadanie, które niespodziewanie przekształciło się w bajkę. Niech będzie zatem i bajka ;)
Balonik
Czarodziejka nieśpiesznie weszła na wzgórze. Tańczące na wietrze trawy szarpały jej spódnicą, włosy umykały z warkocza. Nie liczyło się dla niej nic, prócz tego co trzymała w zaciśniętej dłoni.
Jej zacięte oblicze doskonale odzwierciedlało burzowy nastrój natury: chmury przywodziły na myśl kłębiące się dokoła problemy, silne podmuchy wiatru – emocje, które chciały wyrwać się na wierzch. Chciała im to umożliwić, chciała puścić je wolno. No, prawie wolno. Najważniejsze, by uleciały daleko od niej.
Otworzyła dłoń i zapatrzyła się na spoczywający w niej pomarańczowy balonik. Jeszcze mały, pomarszczony, bez życia. Zamknęła oczy, skupiła wolę i zaczęła weń dmuchać. Z każdym wdechem przypominała sobie o problemie, z każdym wydechem umieszczała go w pomarańczowym wnętrzu. Już uśmiechnięta zawiązała go mocno.
Chwyciła balonik obiema rękoma i uniosła wysoko. Na tle szarych chmur jaśniał niczym wschodzące słońce. Czarodziejka zaczęła śpiewać i wraz z nowym podmuchem pozwoliła mu odlecieć. Nagły silny wydech wyrwał się z jej piersi, uśmiech rozjaśnił twarz. Problemy odlatywały, a ona była wolna. Z zupełnie nową fascynacją patrzyła na oddalający się od niej przedmiot. Kotłujące się w środku strapienia ciągnęły go ku ziemi, lecz wiatr i silna wola czarodziejki trzymały go w powietrzu.
Widok swobodnie lecącej pomarańczowej kuli wydał się kobiecie piękny i, w jakiś niezrozumiały sposób, sentymentalny. Zaczęła biec próbując dogonić to, co wypuściła. Już dawno nie czuła takiej lekkości, takiej swobody ruchów, która pozwalała jej wręcz mknąć przez zielone wzgórza. Przeskoczyła nad zwalonym pniem, jej suknię pokryły błękitne piórka, jej ręce zamieniły się w skrzydła. Nie było już czarodziejki. Teraz orzeł o soczysto niebieskiej barwie towarzyszył balonikowi.
Wzlecieli nad wzburzoną taflę jeziora. Kropelki wody zajaśniały niczym diamenty, kiedy skrzydło zanurzyło się w wodzie. Obydwoje skręcili i poderwali się do lotu.
Świat stawał się coraz mniejszy. Jezioro było broszką na tle zielonej koszuli wzgórz. Ziemia przestała mieć znaczenie, teraz liczyło się to, co ponad nią.
Błękitny ptak całkowicie skupił się na baloniku. W tej chwili był już słońcem w pełni, które postanowiło wybrać się na spacer. Gładkie, owalne, z pozoru leniwie sunące po niebie. Ta lekkość i niewinność obudziła wątpliwości. A co by było gdyby ostry dziób ptaka przebił gładką ściankę balonika? Czarodziejka wyobrażała sobie smutki ciasno upakowane w środku, które nagle poczuły świeże powietrze i wolość. Czy przeszłyby na ptaka stęsknione za żywym towarzyszem? Czy wraz z wiatrem uleciałyby hen przed siebie? Lecąc wśród chmur może nie patrzyłyby w dół na świat ludzi, gdzie kłębią się inne troski, może patrzyłyby przed siebie lub wyżej. A jeśli spodobałoby im się niebo czy chciałyby tam zamieszkać? Czy bliżej słońca czułyby ciepło czy bliżej gwiazd czułyby mróz? Może to nie ma znaczenia, może liczy się tylko wiatr. Ciekawe czy spotkałyby inne smutki. A może nie, może w tej wolności nie byłyby już smutkami? Może smutne byłyby tylko te baloniki, które nie spotkały ciekawskich ptaków? Może to zamknięcie powoduje, że jest im źle?
Rozważania te przerwał klucz lecących z naprzeciwka gęsi. Wyciągnęły swe długie szyje i mocniej zatrzepotały skrzydłami. Co śmielsza podleciała bliżej by jednym potężnym uderzeniem poderwać nieznajomego do góry. Radośnie przemknął ponad grzbietem i już leciał w stronę kolejnej. Chórem zagęgały dając upust przyjemności z niespodziewanej zabawy. Balonik zwodził ich, nie pozwalając trafić się skrzydłem. I nie wiadomo jak długo uciecha miałaby miejsce, gdyby nie nagłe pojawienie się błękitnego orła. Czym prędzej rozgromił towarzystwo. A balonik znów leciał samotnie.
Rozległe połacie łąk zostawił za sobą. Zieleń przerodziła się w szarość, błękit nieba w ciemny granat. A chmury, do tej pory lekkie i spokojne, w końcu oddały się we władanie nadciągającej burzy.
Szarpnęło balonikiem, zrodzona nagle błyskawica odbiła swe oblicze w jego gładkich ściankach. Deszcz zaszumiał dołączając się do melodii niebios. Orzeł nie był w stanie dostrzec uroku tej chwili. Potęga świata została stłamszona przez rodzący się w sercu stworzenia strach: on nie może pęknąć, musi wzlecieć do gwiazd!
Wkładając maksymalny wysiłek w walkę z wiatrem i deszczem, starał się przybliżyć do balonika. Wyrwany z jego gardła zaśpiew otoczył go ochronną mgiełką. I już żadne burze, błyskawice i sztormy nie były w stanie go przebić. Chwilowo strachy były bezpieczne, problemy nie wylęgną się na wierzch. Teraz tylko trzeba było samemu bezpiecznie wylecieć poza ciskające gromy chmury. Kosztowało to wiele niewyobrażalnego wysiłku, ptak nieprzerwanie obracał się i machał skrzydłami tocząc zdawałoby się beznadziejną walkę z wiatrem. A balonik ulatywał.
Wtem przez chmury przebił się promień słońca. W ścianie obłoków utworzyło się okno pozwalając dostrzec błękitne połacie. Łza wdzięczności zajaśniała na policzku czarodziejki. Wraz z balonikiem umknęli burzy.
Z nową werwą obydwoje polecieli do światła. Orzeł rozłożył skrzydła by czerpać siłę ze swobodnego lotu. Jego towarzysz zaś opadł, dryfując ku rozlanym na ziemi górom. Zobaczył kozice i zatoczył krąg pozdrawiając je serdecznie. Gdy jedna z nich podniosła łeb, zakrył ją cień szybującego powyżej ptaka. Kozica przeskoczyła na niższą półkę skalną, gdzie czekały kozły. Balonik pomknął w ich stronę. Lawirując między potężnymi rogami wprawiał zwierzęta w konsternację. Jeden z nich chciał uderzyć obce zjawisko, drugi nie pozostał mu dłużny. I może byłby to uczynił gdyby nie namolny cień orła. Znów zaatakował, tym razem wadząc pazurami o łby, skrzydłami o rogi. W wypełnionych do tej pory ciszą górami rozbrzmiał dźwięk szamotaniny, beczenia i uderzeń kopytami o skały. A balonik nic sobie z tego nie robiąc pomknął dalej próbując bawić się w berka z wiatrem. I bawił się w najlepsze jakby nie wiedząc, że wypełniają go smutki i problemy.
Minął góry i pomknął ku niebieskiej toni rozciągającej się aż po horyzont. Białe kołtuny raz po raz układały się w nieregularne wstęgi, na wierzch wychodziły odcienie granatu, czerni i lazuru. To morze kusiło skrząc się i ciemniejąc. A z jego toni co chwila wyskakiwały ryby. Jedna z nich, o łuskach lśniących i szarych niczym minione niedawno góry, podskoczyła, zraszając ścianki balonika słoną wodą. Narosła nagle fala niemal zakryła ich oboje, gdyby pomarańczowy wędrowiec raptownie nie cofnął się i nie wzleciał ku górze.
Nie wiedział, że rozpaczliwie machając skrzydłami w jego stronę pędził orzeł. Pióra jego były przetrącone, jedna łapa nosiła ślady zadrapania. Ale to lęk wydzierający z jego oczu mógłby równać się z zawartością wnętrza balonika.
Czy dobrze rozpoznał kształt stworzenia, które nadleciało z naprzeciwka? Zataczając łuk, biały ptak podleciał do tego co tak usilnie czarodziejka starała się chronić. Obleciał raz, drugi, rozpoczynając swoisty taniec z balonikiem. Mewa zanurkowała, jej partner podskoczył. Zatoczyli jeszcze jeden krąg i mewa rozłożyła skrzydła. A błękitny orzeł zanurkował.
Balonik obrócił się raz jeszcze nim ostry dziób kompana zabawy nie przekuł jego gładkich ścianek. Rozległ się huk, którego nie mogło zagłuszyć nawet wzburzone morze. Zaskoczona i wystraszona mewa odleciała w nieznane, a orzeł… Orzeł obniżył lot próbując złapać strzępki tego, co tak usilnie pilnował. I już prawie je chwycił, kiedy zauważył jedną rzecz: już się nie bał. Jego problemy zniknęły. Po co ma więc dłużej chronić to, co nadawało im kształt? Co i tak miało ulecieć i zniknąć?
Orzeł zawrócił szukając lądu. Gdy stanął pośród zielonych łąk, cienia nie rzucał ptak, lecz kobieta. Czarodziejka uniosła twarz i wystawiła ją łapiąc ostatnie promienie słońca. To była długa i trudna podróż. Ale nie była zniechęcona. Dotknęła dłonią przytroczonej do pasa sakiewki. W środku spoczywała reszta baloników. Tym razem jednak nie będzie już ich gonić.

Balonik (opowiadanie fantasy, bajka)

2
Anna Kowalczewska pisze: Tańczące na wietrze trawy szarpały jej spódnicą
Myślę że to raczej wiatr powinien szarpać trawą i spódnicą, nie trawy.

Poniżej takie moje przeróbki (które oczywiście można napisać lepiej). Oraz pozwoliłem sobie scalić pewne fragmenty w jedno:
Anna Kowalczewska pisze: Z każdym wdechem przypominała sobie o problemie, problemie,który z każdym wydechem umieszczała go w pomarańczowym wnętrzu.
Anna Kowalczewska pisze: Już Odtąd uśmiechnięta zawiązała balonik go mocno, chwyciła obiema rękoma i uniosła wysoko, a ten, nadmuchany, na tle szarych chmur jaśniał niczym wschodzące słońce.
Anna Kowalczewska pisze: Świat stawał się coraz mniejszy. kurczył się: jezioro stało się broszką na tle zielonej koszuli wzgórz i w końcu Ziemia przestała mieć znaczenie, teraz liczyło się to, co ponad nią.
Anna Kowalczewska pisze: Widok swobodnie lecącej pomarańczowej kuli wydał się kobiecie piękny i, w jakiś niezrozumiały sposób, sentymentalny.
Usunąłbym przecinki.
Anna Kowalczewska pisze: Już dawno nie czuła takiej lekkości, takiej swobody ruchów, która/e pozwalała/y jej dziewczyniewręcz mknąć przez zielone wzgórza.
Nie wiem czy to dziewczyna, z opisu to nie wynika, ale lepiej tak, niż kolejne zaimki:
Anna Kowalczewska pisze: Już dawno nie czuła takiej lekkości, takiej swobody ruchów, która pozwalała jej wręcz mknąć przez zielone wzgórza. Przeskoczyła nad zwalonym pniem, jej suknię pokryły błękitne piórka, jej ręce zamieniły się w skrzydła.
No i własnie, powtórzenia. Strasznie kłują w oczy. Nawet te celowe wydają się niepotrzebne:
Anna Kowalczewska pisze: emocje, które chciały wyrwać się na wierzch. Chciała im to umożliwić, chciała puścić je wolno.
Anna Kowalczewska pisze: Czy przeszłyby na ptaka stęsknione za żywym towarzyszem? Czy wraz z wiatrem uleciałyby hen przed siebie? Lecąc wśród chmur może nie patrzyłyby w dół na świat ludzi, gdzie kłębią się inne troski, może patrzyłyby przed siebie lub wyżej. A jeśli spodobałoby im się niebo czy chciałyby tam zamieszkać? Czy bliżej słońca czułyby ciepło czy bliżej gwiazd czułyby mróz? Może to nie ma znaczenia, może liczy się tylko wiatr. Ciekawe czy spotkałyby inne smutki.
Aż 6 x 'czy'. Zgroza.
Anna Kowalczewska pisze: Łza wdzięczności zajaśniała na policzku czarodziejki.
Ale przecież ona zamieniła się w orzeła, nie? Więc łza, skoro już, to na policzku tego ptaka (mają ptaszyska policzki?)

Mam nadzieję, że masz w zanadrzu lepsze historie do opowiedzenia - nawet jeśli to tylko bajki. Bo ta tutaj strasznie mnie wymęczyła, ledwo doczytałem. Ileż można gonić ten cholerny balon? I po co, żeby na końcu go rozerwać i wypuścić nowy? Ale olać tę historię, ona jest nie wazna, tutaj liczy się sam styl i umiejętność pisania imo. Ja bym powiedział że źle nie jest z konstrukcją zdań, choć widać że oszczędnie piszesz, znaczy się boisz się pisać dłuższe konstrukcje (wiem, to tylko bajka dla małych dzieci). I te koszmarne powtórzenia.

Nie wiem czy pomogłem, źle nie jest, pisać umiesz, pytanie tylko czy tworzyć literaturę. Nie wiem. Pisz więcej, a nuż coś kiedyś z tego będzie?

Pozdrawiam

Balonik (opowiadanie fantasy, bajka)

3
Kreator bardzo Ci dziękuję za komentarz i fakt, że jednak przeczytałeś tekst do końca ;)
Kreator pisze: Tańczące na wietrze trawy szarpały jej spódnicą

Myślę że to raczej wiatr powinien szarpać trawą i spódnicą, nie trawy.
Po namyśle stwierdzam, że możesz mieć rację.
Kreator pisze: Anna Kowalczewska pisze:
Już Odtąd uśmiechnięta zawiązała balonik go mocno, chwyciła obiema rękoma i uniosła wysoko, a ten, nadmuchany, na tle szarych chmur jaśniał niczym wschodzące słońce.
Najbardziej podoba mi się ta przeróbka.
Kreator pisze: Widok swobodnie lecącej pomarańczowej kuli wydał się kobiecie piękny i, w jakiś niezrozumiały sposób, sentymentalny.

Usunąłbym przecinki.
Tutaj chciałam by te słowa między przecinkami miały charakter typowego wtrącenia, ale, że moja znajomość poprawnej interpunkcji pozostawia wiele do życzenia to nie będę się kłócić :D
Kreator pisze: Nie wiem czy to dziewczyna, z opisu to nie wynika, ale lepiej tak, niż kolejne zaimki:
Anna Kowalczewska pisze:
Już dawno nie czuła takiej lekkości, takiej swobody ruchów, która pozwalała jej wręcz mknąć przez zielone wzgórza. Przeskoczyła nad zwalonym pniem, jej suknię pokryły błękitne piórka, jej ręce zamieniły się w skrzydła.
Masz rację, to zagadnienie, nad którym staram się pracować. A teraz widzę, że muszę starać się dalej. I dobrze.
Kreator pisze: Anna Kowalczewska pisze:
Czy przeszłyby na ptaka stęsknione za żywym towarzyszem? Czy wraz z wiatrem uleciałyby hen przed siebie? Lecąc wśród chmur może nie patrzyłyby w dół na świat ludzi, gdzie kłębią się inne troski, może patrzyłyby przed siebie lub wyżej. A jeśli spodobałoby im się niebo czy chciałyby tam zamieszkać? Czy bliżej słońca czułyby ciepło czy bliżej gwiazd czułyby mróz? Może to nie ma znaczenia, może liczy się tylko wiatr. Ciekawe czy spotkałyby inne smutki.

Aż 6 x 'czy'. Zgroza.
Też prawda, jednak nie wiedziałam w jak inny sposób mogłam postawić rodzące się w jej umyśle wątpliwości. Trochę ich było i wszystkie pojawiły się w jednej chwili. Temat do przemyślenia.
Kreator pisze: Anna Kowalczewska pisze:
Łza wdzięczności zajaśniała na policzku czarodziejki.

Ale przecież ona zamieniła się w orzeła, nie? Więc łza, skoro już, to na policzku tego ptaka (mają ptaszyska policzki?)
Szczerze? Nie wiem czy mają policzki :mrgreen: Ale fakt, na "policzku" orła, choć bezpieczniej jest napisać "w oku orła".
Kreator pisze: Ileż można gonić ten cholerny balon? I po co, żeby na końcu go rozerwać i wypuścić nowy? Ale olać tę historię, ona jest nie wazna
Uważam, że historia jest ważna. To historia z morałem, który w ładny sposób wyjaśnia, że "ten cholerny balon" można gonić naprawdę długo. Ludzie niestety mają to do siebie, że lubią roztrząsać problemy. Żyć nimi, podsycać je, upewniać się czy jest już po problemie czy nie. Nawet, kiedy myślą "dobra, nie obchodzi mnie to" czy "już się tym nie martwię". To jednak podświadomie robią coś zupełnie innego. Tak jak ta Czarodziejka, uwolniła swoje problemy, a wciąż pilnowała czy mają się dobrze. Dlatego, kiedy wypuści następny, da faktycznie odejść swoim problemom i będzie szczęśliwsza. Nie wiem, może nie przekazałam tego tak czytelnie jakbym chciała.
Kreator pisze: Nie wiem czy pomogłem, źle nie jest, pisać umiesz, pytanie tylko czy tworzyć literaturę. Nie wiem. Pisz więcej, a nuż coś kiedyś z tego będzie?
Pomogłeś, dziękuję :) Pozdrawiam!

Balonik (opowiadanie fantasy, bajka)

4
Anna Kowalczewska pisze: Jej zacięte oblicze doskonale odzwierciedlało burzowy nastrój natury: chmury przywodziły na myśl kłębiące się dokoła problemy, silne podmuchy wiatru – emocje, które chciały wyrwać się na wierzch.
Nadprzymiotnikoza. Wybrałabym jedno, maksymalnie dwa z wyrazów zaznaczonych kursywą.
Dodatkowo: wyrwać się to raczej opuścić coś całkowicie. Gdy coś jest na wierzchu, to raczej się nie wyrywa, bo nadal jest w ramach tego samego obiektu.
Anna Kowalczewska pisze: Z każdym wdechem przypominała sobie o problemie, z każdym wydechem umieszczała go w pomarańczowym wnętrzu. Już uśmiechnięta zawiązała go mocno.
Zawiązała problem. Balonik już dawno przestał być podmiotem.
Anna Kowalczewska pisze: Nagły silny wydech wyrwał się z jej piersi,
Nagły silny wyrwał. Znów trzy wyrazy, z których dobrze byłoby wybrać jeden. Moim zdaniem wystarczy "wyrwał". Niesie znaczenie pozostałych. Ewentualnie "wyrwał" - sugeruje nagłość i "z głębi piersi" - sugeruje siłę.
Anna Kowalczewska pisze: Czarodziejka zaczęła śpiewać i wraz z nowym podmuchem pozwoliła mu odlecieć. Nagły silny wydech wyrwał się z jej piersi, uśmiech rozjaśnił twarz. Problemy odlatywały

Powtórzenie.
Anna Kowalczewska pisze: Widok swobodnie lecącej pomarańczowej kuli
Balony rzadko są kuliste. Takie zwykłe, kupowane w papierniczym (a taki balon sugeruje opis flaka trzymanego w ręce) są gruszkowate.
Anna Kowalczewska pisze: Widok (...) wydał się (...) sentymentalny
\
sentymentalny
1. «przesadnie uczuciowy; też: będący objawem przesadnej uczuciowości»
2. «charakterystyczny dla sentymentalizmu jako kierunku artystycznego»
Sentymentalny może być człowiek, ewentualnie gest.

Anna Kowalczewska pisze: Przeskoczyła nad zwalonym pniem, jej suknię pokryły błękitne piórka, jej ręce zamieniły się w skrzydła. Nie było już czarodziejki. Teraz orzeł o soczysto niebieskiej barwie towarzyszył balonikowi.
To już moja subiektywna ocena, ale zobacz, co się dzieje: mamy balonik, czarodziejkę, piórka. Obrazek infantylny i prosty. Do niebieskich piórek i balonika pasowałaby sójka, sikorka, czajka, wróbel, niechby nawet i pustułka... skąd nagle orzeł - zwierzę z opowieści zupełnie innego kalibru?
Anna Kowalczewska pisze: Kropelki wody zajaśniały niczym diamenty,
Ograne, banalne.
Anna Kowalczewska pisze: Czy przeszłyby na ptaka stęsknione za żywym towarzyszem?
Ciekawy pomysł.
Anna Kowalczewska pisze: Czy wraz z wiatrem uleciałyby hen przed siebie?
Nie jestem pewna, czy problemy mają jakiś przód i tył, by mogły ulatywać przed siebie.
Anna Kowalczewska pisze: A jeśli spodobałoby im się niebo czy chciałyby tam zamieszkać? Czy bliżej słońca czułyby ciepło czy bliżej gwiazd czułyby mróz? Może to nie ma znaczenia, może liczy się tylko wiatr. Ciekawe czy spotkałyby inne smutki. A może nie, może w tej wolności nie byłyby już smutkami? Może smutne byłyby tylko te baloniki, które nie spotkały ciekawskich ptaków? Może to zamknięcie powoduje, że jest im źle?
Mocno pomieszałaś, co jest czym w tej historii. Smutkom ma być zimno, potem nagle balonik jest smutkiem (i jemu samemu jest smutno), a za chwilę znów jest tylko pojemnikiem na smutki.
Anna Kowalczewska pisze: Co śmielsza podleciała bliżej by jednym potężnym uderzeniem poderwać nieznajomego do góry. Radośnie przemknął ponad grzbietem i już leciał w stronę kolejnej.
Raczej "co śmielsza podlatywała". Taka konstrukcja oznacza, że podleciało kilka śmielszych gęsi, a z dalszego opisu wynika, że jednak była tylko jedna. Jeśli tak, to najśmielsza, a nie "co śmielsza".
Anna Kowalczewska pisze: I nie wiadomo jak długo uciecha miałaby miejsce,
Uciecha nie może mieć miejsca. Konkretne wydarzenie może mieć miejsce.
Anna Kowalczewska pisze: gdyby nie nagłe pojawienie się błękitnego orła.
Gonił ten balonik. Cały czas był blisko, a teraz pojawił się "nagle"?
Anna Kowalczewska pisze: Czym prędzej rozgromił towarzystwo.
No proszę, niespodziewany krwawy zwrot akcji. Odrobinka horroru w niewinnej historyjce.
Może jednak chodziło Ci o słowo "rozpędzić"? Rozgromić = rozbić w walce. W domyśle zabić lub ciężko ranić większość z członków grupy tak, by pozostali musieli uciekać, by ujść z życiem.
Anna Kowalczewska pisze: Szarpnęło balonikiem, zrodzona nagle błyskawica odbiła swe oblicze w jego gładkich ściankach.
Uhm... nie. "Odbijać się w czymś" to nie to samo, co "odbić coś". Twoja twarz odbija się w lustrze. Jeśli Ty odbijesz twarz w lustrze (lub raczej na lustrze) to raczej znaczy, że wysmarujesz się tuszem i przyłożysz oblicze do powierzchni, by zostawić na niej ślad.
Anna Kowalczewska pisze: Wkładając maksymalny wysiłek
Kompletnie nie pasuje do stylizacji.
Anna Kowalczewska pisze: problemy nie wylęgną się na wierzch
"Wylęgnąć się na wierzch" też nie bardzo.
Jeśli balonik pęknie, to już nie będzie miał żadnego wierzchu. Nie można być na wierzchu nieistniejącego balonika.
Anna Kowalczewska pisze: Zobaczył kozice i zatoczył krąg pozdrawiając je serdecznie.
O świetnie, nagle mamy animizację balonika, który do tej pory był jedynie kawałkiem gumy (poza krótkim momentem, w którym chyba przez przypadek stał się smutnym smutkiem).
Anna Kowalczewska pisze: Lawirując między potężnymi rogami wprawiał zwierzęta w konsternację. Jeden z nich chciał uderzyć obce zjawisko, drugi nie pozostał mu dłużny.
Z tym zdaniem jest tyle problemów, że aż nie wiem, od czego zacząć.
No dobra. Mamy niespodziewaną animizację rogów. Jeden róg chce uderzyć balonik (a zdanie właściciela ma gdzieś). No ok, niech będzie, mamy autonomiczne, świadome i obdarzone wolną wolą rogi. Licentia poetica.
Drugi nie pozostał mu dłużny bo... pierwszy róg zamachnął się i zamiast trafić balonik, trafił swojego brata bliźniaka, który postanowił oddać cios? Zasadniczo to oznacza to wyrażenie.
Wynika z tego zatem, że rogi były nie tylko świadome i obdarzone wolną wolą, ale też dość miękkie, skoro potrafiły się poruszać niezależnie od siebie mimo, że oba przyczepione były do czaszki jednego zwierzęcia.
Anna Kowalczewska pisze: Znów zaatakował, tym razem wadząc pazurami o łby, skrzydłami o rogi.
wadzić
1. daw. «przeszkadzać, zawadzać»
2. daw. «doprowadzać do kłótni»
zawadzić — zawadzać
1. «poruszając się, potrącić coś lub zaczepić o coś»
2. zawadzać «utrudniać swobodne poruszania się»
3. zawadzać «utrudniać komuś życie»
4. «wstąpić gdzieś po drodze»
5. «napomknąć o kimś lub o czymś»
1.Wadzić = 2. Zwadzać tylko w znaczeniu "przeszkadzać".
1.Zawadzić = potrącić niechcący =/= wadzić
Anna Kowalczewska pisze: Białe kołtuny raz po raz układały się w nieregularne wstęgi,
Może jednak bałwany, a nie kołtuny? Kołtun to coś splątanego, a splątać mogą się podłużne kawałki jakiegoś ciała stałego.
Poza tym - widziałaś kiedyś fale?
One się nie pojawiają i nie znikają. Przesuwają się. Nie układają się "raz po raz". Cały czas są, tylko się poruszają.
Anna Kowalczewska pisze: To morze

Raczej niepotrzebne wyjaśnienie. Jeśli usuniesz "to" i zaczniesz zdanie od "Morze...", to unikasz takiego efektu. Jeśli zaczniesz zdanie od "To...", sprawiasz wrażenie, że czytelnik miał się nie domyślić, czym była ta błękitna toń z kołtunami.
Anna Kowalczewska pisze: szarych niczym minione niedawno góry
Sama sobie sprawdzisz w słowniku, co znaczy "miniony", dobrze?
Anna Kowalczewska pisze: Narosła nagle fala niemal zakryła ich oboje, gdyby pomarańczowy wędrowiec raptownie nie cofnął się i nie wzleciał ku górze.
Nie "niemal zakryła", tylko "zakryłaby".
Anna Kowalczewska pisze: Pióra jego były przetrącone,
Może jednak połamane, w nieładzie?
Anna Kowalczewska pisze: Ale to lęk wydzierający z jego oczu mógłby równać się z zawartością wnętrza balonika.
Brzmi trochę, jakby w zamyśle miało być zabawne.
Anna Kowalczewska pisze: Balonik obrócił się raz jeszcze nim ostry dziób kompana zabawy nie przekuł jego gładkich ścianek
Zrobił coś, nim przekłuł. Robił coś, dopóki nie przekłuł. Pomieszałaś dwie różne konstrukcje.
Anna Kowalczewska pisze: co tak usilnie pilnował.
Czego tak usilnie pilnował.
Anna Kowalczewska pisze: To była długa i trudna podróż. Ale nie była zniechęcona.
Podróż nie była zniechęcona.

Natomiast jeśli chodzi o ten fragment:
Anna Kowalczewska pisze: Czy przeszłyby na ptaka stęsknione za żywym towarzyszem? Czy wraz z wiatrem uleciałyby hen przed siebie? Lecąc wśród chmur może nie patrzyłyby w dół na świat ludzi, gdzie kłębią się inne troski, może patrzyłyby przed siebie lub wyżej. A jeśli spodobałoby im się niebo czy chciałyby tam zamieszkać? Czy bliżej słońca czułyby ciepło czy bliżej gwiazd czułyby mróz?
Uważam, że tu akurat wielokrotne powtórzenie "czy" pasuje, bo mamy pewną listę problemów i wątpliwości. Celowe powtórzenia to zabieg, który ja osobiście lubię, ale żeby wyszedł i wywołał zamierzony efekt, tekst musi spełniać jeden warunek: żadnych przypadkowych powtórzeń gdzie indziej. Czytelnik nie może mieć wątpliwości, że świadomie wyróżniłaś fragment tekstu w ten sposób.

Ogólnie...
Rozumiem zamysł. Pomysł niezły jak na bajkę - metaforę, chociaż w tym momencie to zdecydowanie tekst dla dzieci, względnie nastolatków. Nie wiem, czy taki był Twój zamysł. Gdybyś chciała wykorzystać pomysł w tekście dla dorosłych, to trzeba byłoby to zrobić zdecydowanie subtelniej, bez łopatologicznego wyjaśniania sensu historii i upewniania się na każdym kroku, czy aby na pewno czytelnikowi nie umknie znaczenie gonienia za problemami/balonikiem.

Wizja urocza, czytanie mogłoby być miłym momentem wytchnienia po ciężkim dniu, gdyby nie natłok błędów językowych. Pisałam to już wielu osobom tutaj, napiszę i Tobie: musisz być pewna, czy słowa, których używasz znaczą to, co myślisz, że znaczą. Tak samo rzecz ma się z konstrukcjami, pełniącymi pewną określoną funkcję, wymagającymi konkretnej składni. Po prostu za słabo panujesz nad językiem. Masz wrażliwość, masz wyobraźnię. Musisz jeszcze tylko nauczyć się poprawnie pisać. Też już to komuś tutaj pisałam: to akurat najmniejszy problem. Wyobraźni nie wyćwiczysz, talentu się nie nauczysz. Język każdy może opanować, tylko po prostu trzeba trenować i uważać na to, co się robi.

Balonik (opowiadanie fantasy, bajka)

5
MargotNoir bardzo Ci dziękuję za tak wnikliwy komentarz.
MargotNoir pisze: Nadprzymiotnikoza. Wybrałabym jedno, maksymalnie dwa z wyrazów zaznaczonych kursywą.
Dodatkowo: wyrwać się to raczej opuścić coś całkowicie. Gdy coś jest na wierzchu, to raczej się nie wyrywa, bo nadal jest w ramach tego samego obiektu.
Nadprzymiotnikoza - wiem. Moja zmora numer jeden. Bojąc się by czytelnik dobrze zrozumiał co mam na myśli, przesadzam z opisami. Często mam problem ze znalezieniem "złotego środka".
Co do "wyrwać się". Używając tego zwrotu zwykle mam na myśli: opuścić coś raptownie, z siłą. Może źle dobrałam słowo dla tego wyrażenia. Choć z drugiej strony, im dłużej o tym myślę, to uważam, że masz po prostu rację :mrgreen:
MargotNoir pisze: Anna Kowalczewska pisze:
Widok swobodnie lecącej pomarańczowej kuli

Balony rzadko są kuliste. Takie zwykłe, kupowane w papierniczym (a taki balon sugeruje opis flaka trzymanego w ręce) są gruszkowate.
Co prawda, to prawda.
MargotNoir pisze: Anna Kowalczewska pisze:
Przeskoczyła nad zwalonym pniem, jej suknię pokryły błękitne piórka, jej ręce zamieniły się w skrzydła. Nie było już czarodziejki. Teraz orzeł o soczysto niebieskiej barwie towarzyszył balonikowi.

To już moja subiektywna ocena, ale zobacz, co się dzieje: mamy balonik, czarodziejkę, piórka. Obrazek infantylny i prosty. Do niebieskich piórek i balonika pasowałaby sójka, sikorka, czajka, wróbel, niechby nawet i pustułka... skąd nagle orzeł - zwierzę z opowieści zupełnie innego kalibru?
Chciałam by obrońcą balonika został silny, wyraźny w odbiorze ptak. By faktycznie stał się symbolem człowieka, który o coś walczy. Zaciekle, z mocą. Z tymi określeniami kojarzy mi się właśnie orzeł. Te, które wymieniłaś są, no właśnie, delikatne. Choć rzeczywiście bardziej pasują do opisanego klimatu, Czarodziejka zaczynała działać już podświadomie, powoli zaczynała wchodzić w rolę obrońcy balonika.
MargotNoir pisze: Mocno pomieszałaś, co jest czym w tej historii. Smutkom ma być zimno, potem nagle balonik jest smutkiem (i jemu samemu jest smutno), a za chwilę znów jest tylko pojemnikiem na smutki.
Traktowałam smutki i balonik jako całość, ale rzeczywiście brakowało mi w tym konsekwencji.
MargotNoir pisze: Może jednak chodziło Ci o słowo "rozpędzić"? Rozgromić = rozbić w walce.
Zdecydowanie o to mi chodziło :mrgreen:
MargotNoir pisze: Anna Kowalczewska pisze:
Lawirując między potężnymi rogami wprawiał zwierzęta w konsternację. Jeden z nich chciał uderzyć obce zjawisko, drugi nie pozostał mu dłużny.

Z tym zdaniem jest tyle problemów, że aż nie wiem, od czego zacząć.
No dobra. Mamy niespodziewaną animizację rogów. Jeden róg chce uderzyć balonik (a zdanie właściciela ma gdzieś). No ok, niech będzie, mamy autonomiczne, świadome i obdarzone wolną wolą rogi. Licentia poetica.
Drugi nie pozostał mu dłużny bo... pierwszy róg zamachnął się i zamiast trafić balonik, trafił swojego brata bliźniaka, który postanowił oddać cios? Zasadniczo to oznacza to wyrażenie.
Wynika z tego zatem, że rogi były nie tylko świadome i obdarzone wolną wolą, ale też dość miękkie, skoro potrafiły się poruszać niezależnie od siebie mimo, że oba przyczepione były do czaszki jednego zwierzęcia.
A tutaj dochodzimy do mojej zmory numer dwa: zaimki czy przypominanie kto się znajduje w danej sytuacji. Oczywiście nie miałam na myśli rogów, ale zwierzęta. Albo przesadzam ze zwrotami "ją, jej, jego, ona, on", albo nie używam "dziewczyny, kozła, krzesła". Także tego...
MargotNoir pisze: Anna Kowalczewska pisze:
Białe kołtuny raz po raz układały się w nieregularne wstęgi,

Może jednak bałwany, a nie kołtuny? Kołtun to coś splątanego, a splątać mogą się podłużne kawałki jakiegoś ciała stałego.
Poza tym - widziałaś kiedyś fale?
One się nie pojawiają i nie znikają. Przesuwają się. Nie układają się "raz po raz". Cały czas są, tylko się poruszają.
Pisząc "kołtuny" miałam na myśli tę białą pianę, która tworzy się na powierzchni wody. Ona miejscami faktycznie wygląda jak poplątane nitki. Ale chyba w końcu użyłam niewłaściwego rzeczownika. Co się zaś tyczy przesuwania - z tym nie mogę się kłócić.
MargotNoir pisze: Anna Kowalczewska pisze:
Source of the post To była długa i trudna podróż. Ale nie była zniechęcona.

Podróż nie była zniechęcona.
No właśnie, znów zapomniałam o napisaniu kto był zniechęcony.
MargotNoir pisze: Uważam, że tu akurat wielokrotne powtórzenie "czy" pasuje, bo mamy pewną listę problemów i wątpliwości. Celowe powtórzenia to zabieg, który ja osobiście lubię, ale żeby wyszedł i wywołał zamierzony efekt, tekst musi spełniać jeden warunek: żadnych przypadkowych powtórzeń gdzie indziej. Czytelnik nie może mieć wątpliwości, że świadomie wyróżniłaś fragment tekstu w ten sposób.
Dziękuję, zapamiętam :) Lubię stosować celowe powtórzenia, niestety mam problem jak wyjść z sytuacji, by nie wyglądało to na błąd.
MargotNoir pisze: Rozumiem zamysł. Pomysł niezły jak na bajkę - metaforę, chociaż w tym momencie to zdecydowanie tekst dla dzieci, względnie nastolatków. Nie wiem, czy taki był Twój zamysł. Gdybyś chciała wykorzystać pomysł w tekście dla dorosłych, to trzeba byłoby to zrobić zdecydowanie subtelniej, bez łopatologicznego wyjaśniania sensu historii i upewniania się na każdym kroku, czy aby na pewno czytelnikowi nie umknie znaczenie gonienia za problemami/balonikiem.

Wizja urocza, czytanie mogłoby być miłym momentem wytchnienia po ciężkim dniu, gdyby nie natłok błędów językowych. Pisałam to już wielu osobom tutaj, napiszę i Tobie: musisz być pewna, czy słowa, których używasz znaczą to, co myślisz, że znaczą. Tak samo rzecz ma się z konstrukcjami, pełniącymi pewną określoną funkcję, wymagającymi konkretnej składni. Po prostu za słabo panujesz nad językiem. Masz wrażliwość, masz wyobraźnię. Musisz jeszcze tylko nauczyć się poprawnie pisać. Też już to komuś tutaj pisałam: to akurat najmniejszy problem. Wyobraźni nie wyćwiczysz, talentu się nie nauczysz. Język każdy może opanować, tylko po prostu trzeba trenować i uważać na to, co się robi.
Bardzo Ci dziękuję, wszystkie rady i uwagi wezmę sobie do serca. Wiem jakie są moje słabe strony, a teraz Ty pokazałaś mi kolejne. Ale to dobrze, nawet bardzo dobrze. Przede wszystkim - więcej poświęcania uwagi przy "czyszczeniu" tekstu, niekiedy zbytnio piszę sercem, nie rozumem.
Pozdrawiam serdecznie.

Balonik (opowiadanie fantasy, bajka)

6
Mam z tym tekstem wielki problem. Nijak nie umiem go ocenić. Nie, inaczej - umiem, ale nie podoba mi się moja własna ocena. Do rzeczy: uważam tekst za przegadany. Potwornie przegadany. To zdumiewające, bo sama cierpię na słowotok i jestem specjalistką w wodolejstwie i świadoma takich swoich ułomności u innych staram się nie czepiać. Zresztą, wolę historię nieco zbyt rozbudowaną niż ewidentnie niedopowiedzianą. Tutaj jednak to bogactwo jest męczące. Za dużo opisów, za dużo latania, za dużo wszystkiego.
Kreator pisze: Ileż można gonić ten cholerny balon?
Podczas czytania zadałam sobie podobne pytanie. Tekst jest krótki, a mimo to przeczytanie go w całości jest męczące. Być może powodem jest fakt, że niewiele się tu dzieje - balonik leci, ma jakieś "przygody" (o ile balonik może lrzeżywać przygody), napotka klucz gęsi, zaliczy nieprzyjemne spotkanie z mewą, będzie miał okazję frunąć w pięknych okolicznościach przyrody... Obawiam się jednak, że to za mało, by przykuć uwagę czytelnika. Albo nie przykuć - w tym doskonale sprawdza się wstęp z wypuszczeniem balonu i zamianą czarodziejki w ptaka. Problem jest z tym, aby owo skupienie utrzymać. Mówiąc szczerze, trudno było mi wytrwać do końca, bo tekst miejscami trochę powtarza.
Anna Kowalczewska pisze: Orzeł obniżył lot próbując złapać strzępki tego, co tak usilnie pilnował. I już prawie je chwycił, kiedy zauważył jedną rzecz: już się nie bał. Jego problemy zniknęły. Po co ma więc dłużej chronić to, co nadawało im kształt? Co i tak miało ulecieć i zniknąć?
To jest chyba główny (poza przeciągnięciem) grzech tekstu - łopatologia. Taki zarzut pojawił się już w komentarzach poprzedników. Nie widzę potrzeby, aby wszystko tak od A do Z wyjaśniać. Cechą baśni jest przecież to, że pewne rzeczy są ukryte, alegoryczne, czytelnik sam dopowiada sobie, czego symbolem jest jeż, zwierz, pędrak, roślina, kamień i tak dalej. Tutaj miałam wrażenie, jakby autorka chciała mi na siłę wlać tłumaczenie do głowy: "Czytelniku, w tym tekście chodzi o: a), b), c), a z tego ostatniego wynika jeszcze d), zapamiętaj, bo to istotne". Myślę, że jest to niepotrzebne i przedłuża tekst, który mógłby być bardziej dynamiczny.

Tutaj nasuwają mi się jeszcze dwie wady opowiadania: po pierwsze, sprawia on wrażenie, jakby nie miał grupy docelowej albo nie wiadomo, kto by miał ją tworzyć. Poprzednicy pisali o dzieciach i młodzieży ze względu na gatunek - ja mam zupełnie inne odczucia. Według mnie baśń o takiej tematyce zdecydowanie lepiej trafi do dorosłych. Dzieci mogą nie zrozumieć przesłania. Nie w sensie - nie chodzi o brak "ogarnięcia" tego, co się wydarzyło, bo to jest jasne (sama zadbałaś, by tekst był tak klarowny jak to tylko możliwe, prawda?). Mam na myśli, że zachowania opisane w "Baloniku" dotyczą raczej dorosłych. To oni pielęgnują lęki i gonią nie marzeniami, lecz za zmartwieniami. Dzieciak, kiedy coś go boli, próbuje się odciąć od przyczyny bólu. Dorosły często garnie się do jego źródła, bo w umartwianiu się paradoksalnie znajduje przyjemność.

Dzieci być może nie mają jeszcze, jak dorośli, spaczonego instynktu samozachowawczego.

Jeżeli tekst jest dla dzieci, nie pasuje mi tematyka, jeśli dla dorosłych - język. Jak na to nie spojrzę, coś mi się nie zgadza.

Druga rzecz, którą zasygnalizowałam wcześniej, również jest związana z językiem. Komentarz poprzedniczki praktycznie wyczerpuje temat, więc ograniczę się do spostrzeżenia, że rozbudowanie opisów wybitnie spowalnia akcję. Szkoda, bo przecież opisujesz lot - mało jest doświadczeń równie fascynujących! Ekscytujących! Przyprawiających o żywsze bicie serca! Tutaj balonik jest synonimem spokoju, a jego podróż nie zapiera tchu w piersiach. A szkoda.
Anna Kowalczewska pisze: Uważam, że historia jest ważna.
Też tak uważam. Tematyką trafiłaś - o opisywanym problemie w sumie mało się mówi i jeszcze mniej słyszy. Ludzie tymczasem faktycznie są istotami tak niezrozumiałymi, że często dążą do autodestrukcji. Nie chcą iść naprzód, bo wolą tonąć po pas w bagnie przeszłości. Czy to dlatego, że owo bagno, mimo że okropne, jest znane i "oswojone"? Lepszy znajomy wróg niż niepoznany przyjaciel?
MargotNoir pisze: Wizja urocza, czytanie mogłoby być miłym momentem wytchnienia po ciężkim dniu (...)
W komentarzu pojawia się dalszy ciąg: "z powodu błędów językowych". Wg mnie większą bolączką jest znaczące spowolnienie akcji wywołane nieszczęśliwym doborem słów. Wydaje mi się, że nie udało ci się zachować równowagi między bajkowymi, klimatycznymi opisami rodem ze snu (bardzo dobrymi, swoją drogą) i akcją.
Anna Kowalczewska pisze: Chciałam by obrońcą balonika został silny, wyraźny w odbiorze ptak.
Ale czy to jest faktycznie potrzebne? Nie uważasz, że ptaki "delikatne", niewielkie, barwne byłyby właśnie odpowiedniejsze? Człowiek, który zachowuje się jak czarodziejka, "dba" o problemy i nie pozwala sobie o nich zapomnieć, raczej nie jest silny i dumny jak orzeł. Może być wytrwały i zapalczywy, może bronić tego swojego balastu, ale to wciąż jest balast, który go niszczy. W przeciwnym razie problemy niczym nie różniłyby się od marzeń, sukcesów itd.

Podsumowując: uważam, że wybór baśni jako gatunku był trafny. Cały tekst ma specyficzny, oniryczny klimat i absolutnie nie jest zły - ta cała litania to tak naprawdę niedociągnięcia. Mogłoby być lepiej, ale wg mnie tekst broni się mimo to. Skłonił mnie do refleksji (wysnułam m.in. smutny wniosek, że często zachowuję się jak czarodziejka w całym opowiadaniu poza ostatnim akapitem), a o to chyba chodziło. Tylko następnym razem może spróbuj jaśniej określić grupę docelową, żeby forma i tematyka nie wywoływały w połączeniu dysonansu.

Pozdrawiam serdecznie,
Madeleine
Made, czyli: Madeleine, Magdalena Lipniak albo po prostu Madzia.

Chwałą jednych jest, że piszą dobrze, a innych, że się do tego nie zabierają.
Jean de La Bruyère

Balonik (opowiadanie fantasy, bajka)

7
Madziu, bardzo Ci dziękuję za wyczerpujący komentarz :)
Made pisze: uważam tekst za przegadany. Potwornie przegadany. To zdumiewające, bo sama cierpię na słowotok i jestem specjalistką w wodolejstwie i świadoma takich swoich ułomności u innych staram się nie czepiać. Zresztą, wolę historię nieco zbyt rozbudowaną niż ewidentnie niedopowiedzianą. Tutaj jednak to bogactwo jest męczące. Za dużo opisów, za dużo latania, za dużo wszystkiego.
Tak, już ktoś o tym wspomniał i rzeczywiście prawdą jest, że mam w tekstach do tego tendencję. Ale skoro, no właśnie, kolejna osoba mi to wypomina, to mam nad czym pracować :) Dla mnie zdumiewające jest coś innego. Tak jak Ty mówisz, że masz słowotok, tak ja go nie mam, jestem raczej z tych mało mówiących. A tu proszę, druga natura się odzywa :lol:
Made pisze: Mam na myśli, że zachowania opisane w "Baloniku" dotyczą raczej dorosłych.
Masz rację, to dorosłym dedykowałam tekst, ale, hm... przyznaję się bez bicia, że w szale pisania kompletnie nie zwróciłam uwagi na te rozgraniczniki ( o których wspomniałaś w dalszej części wypowiedzi). Historia jak zwykle za bardzo mnie wciągnęła.
Made pisze: bajkowymi, klimatycznymi opisami rodem ze snu (bardzo dobrymi, swoją drogą)
Dziękuję!
Made pisze: Podsumowując: uważam, że wybór baśni jako gatunku był trafny. Cały tekst ma specyficzny, oniryczny klimat i absolutnie nie jest zły - ta cała litania to tak naprawdę niedociągnięcia. Mogłoby być lepiej, ale wg mnie tekst broni się mimo to. Skłonił mnie do refleksji (wysnułam m.in. smutny wniosek, że często zachowuję się jak czarodziejka w całym opowiadaniu poza ostatnim akapitem), a o to chyba chodziło. Tylko następnym razem może spróbuj jaśniej określić grupę docelową, żeby forma i tematyka nie wywoływały w połączeniu dysonansu.
Dziękuję raz jeszcze. Temat był dla mnie ważny, bo sama swego czasu się na tym złapałam. I cieszę się, że skłonił jeszcze kogoś, prócz mnie, do refleksji. Bo tak jak piszesz, właśnie o to w baśniach chodzi. Popracuję nad akcją i łopatologią bo chciałabym porządnie zredagować ten tekst.

Pozdrawiam serdecznie!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron