Jaś i Małgosia – ciąg dalszy według Andy’ego (wersja 2) [Fantasy]

1
– Ćwiczenie pisarskie
– Gatunek: fantasy
– Pomysł: kontynuacja baśni pt. Jaś i Małgosia
– Uwaga: ograniczenia wiekowe: 13+ (przemoc, ale brak przekleństw) 
– Długość: 10 400 znaków ze spacjami
W wersji nr 2 usunąłem archaizację i zmieniłem Deux Ex Machina na... coś ciekawszego. 
Uwzględniłem też pomniejsze zgłoszone uwagi.
Następnego dnia ojciec Jasia i Małgosi nie poszedł na porębę. Po śmierci żony był ostatnią osobą znającą brutalną prawdę. Przez uległość nieomal doprowadził do tragedii. Teraz chciał poświęcić dzieciom jak najwięcej czasu. Mniemał, że w ten sposób przynajmniej trochę wynagrodzi wyrządzoną krzywdę.
Skarby, jakie przynieśli Jaś i Małgosia z chaty Baby Jagi, ucieszyły drwala. W końcu koniec biedy. Ale zmiana losu potęgowała wyrzuty sumienia. Pocieszał się jedynie tym, że ta cholerna macocha zapłaciła już za pchnięcie go do zbrodni.
– Dzieci moje, tak się cieszę, że znowu jesteśmy razem.
– Tak ojcze i w domu będzie teraz lepiej – odparła Małgosia, przytulając się.
– A może być jeszcze lepiej! – wykrzyknął Jaś. – U Baby Jagi zostały nieprzebrane skarby!
Ojciec wzdrygnął się.
– Jasiek, co mówisz? – spytał.
– Wróćmy się i przywieźmy więcej złota.
Drwalowi nie spodobał się ten pomysł. Dopiero odzyskał dzieci i żywo czuł, jak drogie są dla niego. Pokręcił głową i odparł:
– Nie, to jest zbyt niebezpieczne.
Potem popatrzył surowo, aby pokazać, że to koniec dyskusji. Ale zaraz się uśmiechnął i dodał:
– Poza tym, złota nie zjemy. Odpust jest, idźmy no do wioski na jarmark.
– A nie możemy pojechać na Barnabie? – spytała Małgosia. – Po wczorajszym dniu nogi mam jak z waty.
– Osła zjedliśmy tydzień temu.
Dzieciom miny zrzedły z powodu ulubionego osiołka. Głód nie był pierwszyzną w tym domu, więc uznali Barnabę za historię, tak jak Babę Jagę i macochę (za którą nie tęsknili, ale bali się przyznać ojcu).
Wyruszyli do wioski. Było lato, a droga prowadziła przez pola; poranny upał zmuszał do myślenia o skwarze drogi powrotnej. Mimo to byli radośni. Jaś i Małgosia ciągle trzymali się za ręce, podskakując co rusz, a drwal, zatracony w dumie z dzieci, szedł uśmiechnięty. Nie mógł się smucić, widząc, że jego małe skrzaty naprawdę żyją.
Gdy doszli do wioski, jarmark był już rozłożony. Olśniewał przepychem. Dzieci nie pamiętały, kiedy ostatnio uczestniczyły w odpuście. Na pewno było to jeszcze za życia matki.
– Cukierki! – wykrzyknął Jaś i już zbierał się do biegu, gdy nagle przed oczami zobaczył obraz Baby Jagi, faszerującej go ciastem. Stanął i zaczął drżeć, jak po kąpieli w przeręblu.
– Chodźmy zjeść coś pożywnego. Rosół i bigos, nic lepszego nie ma. Teraz stać nas – rzekł ojciec, widząc reakcję chłopaka. – Poza tym, jak byście rozumowali jak dorośli, to nie napytalibyście sobie biedy – dodał stanowczym tonem.
Dzieci przytaknęły.
W gospodzie rodzina najadła się do syta. Potem drwal został, aby opróżnić dzban miodu (marzył o nim od dawna). W tym czasie Jaś i Małgosia poszli zrobić sprawunki.
Po godzinie Jaś wpadł do gospody; zastał ojca przy drugim dzbanie miodu.
– Ojcze, chodź.
– Daj mi skończyć.
– Ojcze, chodź, proszę.
Tydzień temu chłopak oberwałby za takie słowa. Teraz jednak mężczyzna wstał, pogładził chłopaka po włosach i spytał:
– Co się stało?
Jaś, nic nie mówiąc, pociągnął go za rękę i wyprowadził na zewnątrz, gdzie czekała Małgosia. Razem poprowadzili ojca na drugi kraniec jarmarku. Siedział tam żebrak. Zamiast nóg sterczały zagięte nogawki, z końcówkami włożonymi w tylne kieszenie spodni. Kaftan miał brudny, wyglądał jakby chuligani rzucali w niego jabłkami dla zabawy. Przed sobą trzymał pustą misę na datki.
Drwal uśmiechnął się.
– Rozumiem was, też byliśmy biedni – rzekł i sięgnął po pieniądze.
– Nie ojcze – odparł Jaś. – Temu dasz, ale dla reszty żebraków nie starczy i my w nędzę wrócimy.
– Chodzi nam o skarby Baby Jagi – dodała Małgosia.
– Jedźmy tam wozem, zabierzmy wszystko. Starczy, aby obdarować każdego biedaka i dla nas na pałac – powiedział Jaś.
Ojciec skrzyżował ręce na piersiach.
– Już o tym rozmawialiśmy. Nie wiem co…
– Jak my tego nie zrobimy, to ten skarb zagarną zbójcy!
Następnych parę minut wystarczyło dzieciom, aby przekonać ojca. Postanowili wyruszyć nazajutrz.
Udali się w drogę powrotną do domu. Jednak intuicja ciągle podpowiadała drwalowi ostrożność.
– Dzieci, skoro wy się błąkaliście po lesie, to pewnie wcale tam nie trafimy.
– A wcale, że nie! Ukrywaliśmy monety przy korzeniach najwyższych drzew – powiedziała Małgosia. – Jaś się uparł na to.
– Tak, od strony, z której szliśmy – powiedział chłopak i wyprostował się dumnie.
Będąc u kresu drogi, przypomnieli sobie, że muszą kupić wóz i konia. Zaszli więc do sąsiada. Jakże ten skakał z radości, mogąc sprzedać zaprzęg za złotą monetę.
Wróciwszy do domu, resztę dnia spędzili na przygotowaniach do jutrzejszej wyprawy. Zakładali, że po śmierci Baby Jagi zaklęcia utrzymujące świeżość słodyczy, z których zbudowana jest jej chata, stracą moc. Dlatego spakowali zapas jedzenia na pięć dni.
Wyruszyli z samego rana; Jaś i ojciec. Z wcześniejszych wędrówek po lesie chłopak znał początkową część drogi. Jednocześnie był to najłatwiejszy kawałek. Niedługo okazało się, że wóz jest zarazem pomocą, jak i kłopotem. Tam gdzie ludzie przeszliby bez problemu, zaprzęg grzązł albo wplątywał się w chaszcze. Tylko dzięki doświadczeniu drwala z pracy w lesie, poruszali się na przód.
– Teraz tędy – rzekł Jaś.
– Synu, jak ty dobrze pamiętasz drogę.
– Dziękuję ojcze. Jak ukrywałem monety, to patrzyłem tu ścieżka, tam struga płynie. Co nieco się zapamiętało – odpowiedział z nieukrywaną dumą.
Pomysł z monetami okazał się trafiony. Wprawdzie zdarzało się, że musieli się cofać, bo nie mogli znaleźć kolejnego drogowskazu, ale dzięki pamięci Jasia nie obawiali się, że zupełnie pobłądzą.
Ojciec i syn nie zauważyli, że od wyjścia z domu śledzi ich Małgosia. Dziewczyna przestraszyła się, gdy została sama; jednocześnie bała się reakcji ojca na niewykonanie polecenia. Biedna, pierwszej nocy czekała aż zasną, aby podkraść bochenek chleba z wozu.
Brnąc przez bór, drwal uczył się nowej części lasu. Myśląc o trasie powrotnej, zauważył, że idą na około. Nie wiedział jeszcze, w którym miejscu skończą drogę, ale już domyślał się, że uda się skrócić czas powrotu.
W połowie następnego dnia, przebiwszy się przez chaszcze, wyszli wprost na polanę. Zobaczyli zabawną, niedużą chatkę, pstrokatą jak odświętna kieca. Nie było im jednak do śmiechu. Drwalowi ścisnęło się gardło; poczuł też, jak Jaś łapie go drżącą ręką. Przez strach, nie zwrócili uwagi na nienaturalną ciszę.
Ojciec pierwszy się przemógł i trzymając syna za rękę, podszedł do drzwi, które otworzyły się skrzypiąc. Zobaczyli wąską sień.
– Nie zamierzam być w tym przeklętym miejscu dłużej niż trzeba. Gdzie skarby? – spytał drwal.
– W białej izbie.
Zdjęli worki z wozu i weszli do środka.
– Jasiek, czemu nie mówił, że tu tyle tego! Toż jeden wóz za mało! – wykrzyknął ojciec. – Ha, ha! – Zatarł ręce.
– Jak przetrzemy szlak, to wrócimy się, co?
Nie zwlekając, zajęli się ładowaniem skarbów do worków i przesypywaniem ich na wóz. Złote monety, diamenty, rubiny, srebrne sztućce pokryły szczelnie całe dno, a w białej izbie jakby nic nie ubywało. Pracowali dalej.
Po pewnym czasie drwal przystanął w sieni, aby odsapnąć. Zbliżał się wieczór, a upał ciągle nie zelżał.
– Zobacz no – rzekł ojciec. – Te słodycze ciągle ładnie pachną – powiedział i skosztował piernika ze ściany. I zakrztusił się, zobaczywszy jak dziura w ścianie, zarasta nowym ciastem.
Aktywne czary zaniepokoiły drwala. “Ciekawe co się stało z tą zwęgloną wiedźmą?” – pomyślał i wszedł do czarnej izby. Zdziwił się, że piec jest ustawiony na przeciwległej ścianie, zamiast centralnie. Ale zdębiał, gdy zobaczył, że ma uchylone drzwiczki i pusty ruszt.
– Jaś! Jasiek! Gdzie wy zamknęliście tę jędzę?!
Chłopak nie odpowiadał.
– Jasiek! Chodź tu – zawołał znowu i wyszedł do sieni.
W drzwiach chaty zobaczył skulonego, płaczącego chłopaka; jednocześnie usłyszał złowrogi chichot z podwórza:
– Hi, hi, hi, hi!
To była Baba Jaga, żywa i rozwścieczona. Latała na miotle wokół domu, raz po raz zwalniając przed intruzami i robiąc obrót na miotle, jak jeździec na koniu.
– Delicje mi uciekły i sprowadziły łykowatego starca. Hi, hi, hi. – zaskrzeczała wiedźma.
– Puść nas! – wykrzyknął ojciec. Nie oczekiwał spełnienia żądania, ale nic innego nie mógł zrobić.
– Puścić? Durny ty! – odparła Baba Jaga. – Wiecie ile energii straciłam na regenerację! Potrzebuję mięsa, nawet tak łykowatego jak ty!
Wiedźma wyjęła zza pazuchy starą, nadpaloną różdżkę i wycelowała w Jasia.
– Ty rarytasku idziesz na przystawkę.
– Nie! – wykrzyknął ojciec, zasłaniając syna własną piersią. To był odruch, ale jednocześnie zadośćuczynienie. Za winę, za traumę dzieci, za to, co stanie się dziś.
Baba Jaga zamachnęła się; wtem usłyszeli ciche uderzenie. Wiedźma zakołysała się na miotle. Za nią ujrzeli Małgosię, podnoszącą kolejny kamień. Z daleka widzieli, jak ręka jej drży.
– Ty smarkulo! – Baba Jaga zleciał niżej, aby uchylić się przed kolejnym kamieniem.
Drwal bez zastanowienia skoczył do wozu, chwycił za nóż i wybił się z dysza najmocniej jak mógł w powietrze. Wrzask wiedźmy uprzedził nieprzyjemny, gruchoczący dźwięk rozpruwanego kręgosłupa. Spadła na ziemię, sparaliżowana. Na dokładkę, miotła straciła moc i spadając, puknęła ją w głowę.
Wszyscy zamarli. Dopiero po chwili dzieci podbiegły do ojca, ciągle oszołomionego tym, co się stało. Lecz przerażenie powoli ustępowało miejsca wściekłości.
– Już ja się z tą strzygą rozprawę! – wrzasnął drwal i podszedł do zwłok, aby wyciągnąć nóż.
Następnie butem obrócił ciało na plecy.
– Diablica – powiedział i podniósł miotłę. – Osinowe drewno, tak? Bardzo dobrze.
Mężczyzna zaczął ostrzyć uchwyt.
– Dzieci się straszy, tak? Mięsa się zachciało, tak?
Gdy skończył struganie, zamachnął się i dodał:
– Najedz się tego!
Osinowy kołek wbił się w serce Baby Jagi, przebił ciało na wylot i osadził się w ziemi. Drwal stanął wyprostowany, przemyślał sytuację i zawołał:
– Dzieci, skoczcie po drewienka do szopy.
Jaś i Małgosia naznosili polan. Ojciec poukładał je na wiedźmie i poszedł po krzesiwo i rozpałkę, które były dobrze schowane w wozie.
Gdy emocje zaczęły opadać, drwal przestał urągać wiedźmie. Bez słowa podpalił prowizoryczny stos i skinął na dzieci, na znak, że czas się zbierać.
– A reszta złota? – spytał Jaś.
– To miejsce jest przeklęte, tak samo jak to złoto. Niepotrzebnie tu wracaliśmy. Na szczęście to już koniec.
Ojciec rozprzęgnął konia i trzymając wodze, ruszył w kierunku lasu. Dzieci złapały się za ręce i pobiegły za nim.
Nikt nie oglądał się wstecz. Gdy doszli do lasu, tylko Małgosia odwróciła się na chwile. Ale była za daleko, by dostrzec starą, nadpaloną różdżkę, powoli wyłaniającą się z ognia.

Jaś i Małgosia – ciąg dalszy według Andy’ego (wersja 2) [Fantasy]

2
W końcu koniec biedy.

Wygrałeś za to babola miesiąca ( http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopi ... 92#p209492 ) i nadal jest...

zatracony w dumie z dzieci,
(...)
tam struga płynie.


Po wywaleniu innych archaizmów wygląda dziwnie.

gruchoczący dźwięk rozpruwanego kręgosłupa.

Rozpruwanego? To słowo kojarzy się z rozcięciem go po długości. Może rozcinanego? I co zgruchotał ten dźwięk?

Added in 32 minutes 55 seconds:
Ale w sumie, po drugim przeczytaniu stwierdzam, że dużo lepsze niż pierwsza wersja.
Strach herbu Cztery Patyki, książę na Miedzy, Ugorze etc. do usług

Jaś i Małgosia – ciąg dalszy według Andy’ego (wersja 2) [Fantasy]

3
Dzięki za uwagi (uwzględnię przy następnej wersji) (opis dźgnięcia był wyzwaniem).
Strach na wróble pisze: W końcu koniec biedy.
Wygrałeś za to babola miesiąca ( viewtopic.php?f=96&t=19422&p=209492#p209492 ) i nadal jest...
No właśnie. To zdanie zostało skwitowane paroma uśmieszkami i wpisem w Babolarium. Ale co dokładnie z nim jest nie tak to nie wiem (poza tym, że jest nielicznym elementem humorystycznym i wywołuje zazdrość :D ).

Poza tym, mam do ciebie (i może do kolejnych weryfikatorów) pytanie: jak daleko temu stylowi (tempo narracji, opisy) do bycia odpowiednim do użycia w powieści?

Jaś i Małgosia – ciąg dalszy według Andy’ego (wersja 2) [Fantasy]

4
Andy pisze: No właśnie. To zdanie zostało skwitowane paroma uśmieszkami i wpisem w Babolarium.
Bo zabawnie wyszło powtórzenie tego nieszczęsnego końca. Takie masło maślane troszkę.
W końcu! Koniec biedy! - jak już to raczej taki zapis, jako czyjaś wypowiedź.
Andy pisze: jak daleko temu stylowi (tempo narracji, opisy) do bycia odpowiednim do użycia w powieści?
Siękoza i bylica do poczyszczenia, wtedy masz szansę na większą różnorodność języka. Poza tym zdania się trochę rwą - poczytaj na głos.
Brakuje dynamiki w opisach akcji, jakby wszystko leciało w jednym rytmie.

Na plus - fabuła spójna, pomysł jest. Zakończenie daje "coś" czytelnikowi, zasiewa niepokój.
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

Jaś i Małgosia – ciąg dalszy według Andy’ego (wersja 2) [Fantasy]

5
ithilhin pisze:
Bo zabawnie wyszło powtórzenie tego nieszczęsnego końca. Takie masło maślane troszkę.
W końcu! Koniec biedy! - jak już to raczej taki zapis, jako czyjaś wypowiedź.
Jestem w szoku: ja tego nie widziałem! Dopiero teraz wiem, o co wam chodziło! :lol:
ithilhin pisze: Siękoza i bylica do poczyszczenia, wtedy masz szansę na większą różnorodność języka. Poza tym zdania się trochę rwą - poczytaj na głos.
Brakuje dynamiki w opisach akcji, jakby wszystko leciało w jednym rytmie.
Walczyłem z zaimkozom, zobaczymy czy wygram z siękozą i bylicą :)

Dzięki za komentarz.

Jaś i Małgosia – ciąg dalszy według Andy’ego (wersja 2) [Fantasy]

6
Andy pisze: Potem popatrzył surowo, aby pokazać, że to koniec dyskusji
Doprecyzowałbym. Na co popatrzył surowo? Komu pokazać? "Potem popatrzył surowo na dzieci, aby pokazać im, że to koniec dyskusji." chyba byłoby lepsze.
Andy pisze: Dzieciom miny zrzedły z powodu ulubionego osiołka
Lepiej by było napisać konkretniej: "Dzieciom zrzedły miny z powodu śmierci ulubionego osiołka" czy coś w tym rodzaju.
Andy pisze: Dzieci nie pamiętały, kiedy ostatnio uczestniczyły w odpuście. Na pewno było to jeszcze za życia matki.
Czyli dzieci pamiętały kiedy ostatnio uczestniczyły w odpuście: Za życia matki. Napisałbym "Dzieci nie pamiętały dokładnie, kiedy [..]"
Andy pisze: wyglądał jakby chuligani rzucali w niego jabłkami dla zabawy.
Czy człowiek, w którego chuligani rzucają jabłkami dla zabawy, wygląda jakoś specjalnie?
Andy pisze: Niedługo okazało się, że wóz jest zarazem pomocą, jak i kłopotem. Tam gdzie ludzie przeszliby bez problemu, zaprzęg grzązł albo wplątywał się w chaszcze.
Naprawdę dopiero w lesie zorientowali się, że transport wozu przez busz może okazać się problematyczny? Było lato, wtedy wszystkie krzewy i trawska są najbardziej wyrośnięte. Drwal powinien być raczej dobrze rozeznany w takich sprawach.
Andy pisze: chichot z podwórza:
– Hi, hi, hi, hi!
To była Baba Jaga
To "hi, hi, hi, hi!" moim zdaniem jest niepotrzebne. Napisałeś już, że usłyszeli chichot z podwórza, więc po co jeszcze ta onomatopeja?
Andy pisze: . Latałana miotle wokół domu, raz po raz zwalniając przed intruzami i robiąc obrót na miotle, jak jeździec na koniu.
Tutaj coś się mocno rozjechało.
Andy pisze: Potem drwal został, aby opróżnić dzban miodu (marzył o nim od dawna).
Andy pisze: Głód nie był pierwszyzną w tym domu, więc uznali Barnabę za historię, tak jak Babę Jagę i macochę (za którą nie tęsknili, ale bali się przyznać ojcu).
Według mnie wrzucanie informacji w nawiasach jest nieeleganckie, ale to może być tylko mój kaprys.

Podoba mi się pomysł kontynuacji klasycznej baśni, ale wykonanie jest takie sobie. Archaiczne, nienaturalne wypowiedzi postaci średnio pasują do współczesnej narracji. Zakończenie nie jest jakoś specjalnie ciekawe, liczyłem na coś bardziej pomysłowego.

Pozdrawiam, powodzenia w kolejnych opowiadaniach!

Jaś i Małgosia – ciąg dalszy według Andy’ego (wersja 2) [Fantasy]

7
Przede wszystkim, dzięki za komentarze :)
Laufer pisze:
Andy pisze: Potem popatrzył surowo, aby pokazać, że to koniec dyskusji
Doprecyzowałbym. Na co popatrzył surowo? Komu pokazać? "Potem popatrzył surowo na dzieci, aby pokazać im, że to koniec dyskusji." chyba byłoby lepsze.
W paru miejscach sugerujesz dodanie określeń rzeczy oczywistych. A ja właśnie walczę w swoich tekstach z tym, aby nie pisać rzeczy oczywistych (jedna z zasad pisania). Zastanowię się nad tym.
Laufer pisze:
Andy pisze: wyglądał jakby chuligani rzucali w niego jabłkami dla zabawy.
Czy człowiek, w którego chuligani rzucają jabłkami dla zabawy, wygląda jakoś specjalnie?
Tak, ma "uwalony" kaftan ;)
Laufer pisze:
Andy pisze: Niedługo okazało się, że wóz jest zarazem pomocą, jak i kłopotem. Tam gdzie ludzie przeszliby bez problemu, zaprzęg grzązł albo wplątywał się w chaszcze.
Naprawdę dopiero w lesie zorientowali się, że transport wozu przez busz może okazać się problematyczny? Było lato, wtedy wszystkie krzewy i trawska są najbardziej wyrośnięte. Drwal powinien być raczej dobrze rozeznany w takich sprawach.
To faktycznie źle opisałem. Nie chodziło o to, że oni to zauważyli, tylko stwierdzenie faktu, że tak było (zero zaskoczenia dla drwala).
Laufer pisze:
Andy pisze: Potem drwal został, aby opróżnić dzban miodu (marzył o nim od dawna).
Andy pisze: Głód nie był pierwszyzną w tym domu, więc uznali Barnabę za historię, tak jak Babę Jagę i macochę (za którą nie tęsknili, ale bali się przyznać ojcu).
Według mnie wrzucanie informacji w nawiasach jest nieeleganckie, ale to może być tylko mój kaprys.
A ja to lubię (maniera po tekstach technicznych), ale walczę z tym.
Laufer pisze: Podoba mi się pomysł kontynuacji klasycznej baśni, ale wykonanie jest takie sobie. Archaiczne, nienaturalne wypowiedzi postaci średnio pasują do współczesnej narracji. Zakończenie nie jest jakoś specjalnie ciekawe, liczyłem na coś bardziej pomysłowego.
Pozdrawiam, powodzenia w kolejnych opowiadaniach!
Tak jak pisałem, historia była na doczepkę, bo głównym celem było ćwiczenie narracji i opisów.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron