„Smaki moich najlepszych wakacji”

31

Latest post of the previous page:

Kamienna, wytłumaczyłam - co mam na myśli punktując wybrane zdanie (i kto tu nie czyta ze zrozumieniem?). Zdaje się, że w regulaminie jest zapisane: nie komentujemy komentarzy innych. I na koniec: dyskusja z autorem o jego wyobrażeniach co do tekstu, a dyskusja z osobami postronnymi to nie to samo, nie uważasz? I na zakończenie - twoje komentarze nie przedstawiają twojej wizji na poruszony problem a raczej można je zakwalifikować do stwierdzenia " nie bo nie". I z czym, i z kim tu dyskutować? :roll:
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

„Smaki moich najlepszych wakacji”

32
Mnie by nie przeszkadzało, gdyby ktoś skomentował mój komentarz i nie zgadzał się ze mną, nie reaguję na krytykę syndromem oblężonej twierdzy. Bo czy komentujący to święta krowa? Nie można mu powiedzieć, że nie ma racji? Nie wolno zapytać, na czym polega wskazany przez niego „błąd”? A autor nie zawsze potrafi odróżnić, czy krytykujący pisze z sensem, czy tylko pozuje na znawcę.

Może ktoś z fioletowych lub weryfikatorów wyjaśni, czy Gebilis słusznie twierdzi, że wyraz „fura” został użyty niefortunnie i czy zdanie „Ktoś ma scyzoryk, obiera mi owoce” powinno zostać poprawione na „Ktoś ma scyzoryk, obiera mi owoc”.

Added in 3 minutes 15 seconds:
Hmm, a gdzie wpis Gebilis, na który odpowiedziałam?

Added in 6 minutes 49 seconds:
Aaa, już widzę, jest na poprzedniej stronie.

„Smaki moich najlepszych wakacji”

34
kamienna pisze:

Może ktoś z fioletowych lub weryfikatorów wyjaśni, czy Gebilis słusznie twierdzi, że wyraz „fura” został użyty niefortunnie i czy zdanie „Ktoś ma scyzoryk, obiera mi owoce” powinno zostać poprawione na „Ktoś ma scyzoryk, obiera mi owoc”.

Added in 3 minutes 15 seconds:
Ośmielę się zabrać głos, choć nie jestem ani jedną ani drugą z wymienionych.Odnośnie od "fury"(jeśli to pomoże) mam cytat z czasów,kiedy jeszcze nie nazywano "wypasionych" aut "furami" albo "brykami". Tak sobie pomyślałam, jakie nowe ciekawsze znaczenie nadałoby treści wiersza Jana Brzechwy. :D
"Kret skrzywił się ponuro
przyjedzie pewnie furą"("Przyjście wiosny").
Potoczne znaczenie fury jako wozu konnego istniało kiedyś obok bardziej oficjalnego: furmanka lub "wóz".

Co do drugiego zdania "Ktoś ma scyzoryk, obiera mi owoce." się nie wypowiem. W tym celu konieczny byłby obszerny wywód językoznawcy. :)
Pisać może każdy, ale nie każdy może być pisarzem
Katarzyna Bonda

„Smaki moich najlepszych wakacji”

35
Postawiona pod ścianą już się tłumaczę. :)
Sprawa "owoc":
Jedziemy autobusem i to nie dzisiejszym długim, o wygodnych siedzeniach (poniekąd - tamte ceratowe były chyba wygodniejsze) i przestrzeni wygodnej dla siedzących i stojących. W tamtych autobusach, o ile pamiętam, było wygodnie siedzącym a nie stojącym - u nas dość długo kursowały. I teraz spójrzmy na scenę opisaną przez autora:
"Dużo ludzi jedzie, wiozą kurczątka i duże kury. "
ścisk , tłok a ktoś z pasażerów rozkłada : na kolanach?, na podkładce?, czy tam na czymkolwiek owoce i je obiera. Może nie każdy pamięta ale zaletą "ogórków" była dodatkowo trzęsawka, która w czasie jazdy nawet czytanie książki utrudniała. Nie mówiąc o ciasnocie między siedzeniem na którym siedziałeś a następnym siedzeniem sąsiada z przodu przed tobą.
I ta scena: miał scyzoryk to pewnie miał i stolik, na którym te owoce umieścił... :shock:
A całkowita zmiana, gdy ten ktoś obiera jeden owoc i podaje dziecku. Tu jest całkowita swoboda ruchu.
Drugi element "fura". Fura to dość szerokie pojęcie. Jak ja pamiętam: na wsi była fura, nie żeby nie było: ale na tych wsiach co ja bywałam oznaczała wóz wyładowany sianem, do miasta lub do następnej wioski jeździło się wozem (czyli sławetną furmanką wyładowaną dzieciarnią), ale gdy jechało się na targ, rynek już jechało się furmanką.
I dla dokładności: to jest moje osobiste spojrzenie na tekst, a nie opinia eksperta. A do takiej opinii mam prawo, nieprawdaż? :o
A teraz: to jest czepialstwo czy głos dyskusji z autorem? Bo po trochu się gubię... :roll:
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

„Smaki moich najlepszych wakacji”

36
Miałem czekać przez dni kilka i kompleksowo się do uwag odnieść, ale dwa słowa wtrącę już teraz.

@gebilis
Dużo ludzi jechało, owszem, ale skąd wniosek, że był ścisk, tłok?
Zostałem poczęstowany przez panią Basię morelami.
Scyzoryk wyjął ktoś i mi je obrał. W rękach. Stolika do tego obierania nie potrzebował.
Co to tej fury – zgadzam się, że lepiej było napisać furmanka.
To na razie tyle, resztę Twoich uwag trawię.

Dodam jeszcze: jako jedyna zadałaś sobie trud rozjechania mojego tekstu zdanie po zdaniu.
Jestem wdzięczny i za ten trud i za lekcję.
I tak samo pewnej pani, która pouczyła mnie na priwie.
I kamiennej, która mej wersji tak dzielnie broni.
Co do panów pisarzy i wydawców – niczego do wątku nie wnieśli, poza lansowaniem siebie. A tę kwestię ubiorę w słowa obszernie za dni kilka (o ile nie zostanę zbanowany na okoliczność tykania nietykalnych).

P.S. gebilis, przepraszam za zwrócenie się do Ciebie per pan. Nie zwróciłem uwagi na dzyndzelek określający płeć. Zresztą zawsze mam problem przy wejściu do wc: trójkąt czy kółeczko?

„Smaki moich najlepszych wakacji”

37
Przeprosiny przyjęte :D . Jak ci moje gryzdanie nie przeszkadza to dziś jeszcze mała refleksja:
„Pić mi się chce tak, że wychlałbym balon oranżady.”
Nie, to nie do przyjęcia
„Rozwałkowała grubiej makaron.”
Nasze babcie słynęły z umiejętności robienia cienkich placków makaronowych, które potem kroiły w cienkie lub szerokie paski. Hm, mi takie sformułowanie nie pasi.
„… bekając po mineralnej idę za sklep do cienia. Trzęsę mirabelką, spadają żółte kulki. Objedzony jak bąk leżę pod drzewem. „
To gdzie ten bohater jest pod drzewem czy w sklepie?
Byłbym zasnął, gdyby Sylwia się tak głośno nie zaśmiała. Opowiada jej coś Grzesiek. Patrzę zza drzewa, jak ją za rękę chwyta, do siebie przyciąga. Płoszy ich babki mnie wzywanie.

„- Chodź tu, cholero!
- Nie będę jadł!
Babka nasmażyła świeżynki. Wczoraj krupnik na króliku był. Pyszna i zupa i mięsko. Zaraz po obiedzie pomagałem dziadkowi bramę malować i zobaczyłem, jak sąsiad królika z klatki wyciąga, zabija i obdziera ze skóry. Zrozumiałem z czego jest rosół i kiełbasa. Postanowiłem przestać jeść mięso. Zjadałem tylko to, co zerwałem z pola i ogrodu i w postaci surowej.
Już na drugi dzień w południe dostałem boleści. Nasmażyła babka kiełbasy, chleba świeżego nakroiła, musztardą sarepską doprawiłem, doszedłem do siebie i przestałem być wegetarianinem.
Dzięki temu od babki nauczyłem się wszelakie rodzaje mięs smażyć i piec. „
I tu zaczynają się schody. Dalsza część tekstu już nie przykuwa tak uwagi ... coś wyraźnie w nie brakuje...
Czy zauważę co? Pomyślę o tym jutro...
A na marginesie - dla mnie "dużo ludzi jedzie" kojarzy się ze ściskiem i tłokiem. Przynajminiej tak pamiętam podróże "ogórkiem" :D

Added in 22 minutes 12 seconds:
Jeszcze jedna uwaga, która mi się nasunęła w związku z dyskusją o szczegółach.
To że w realu występowały takie i takie okoliczności to nie znaczy, że je realistycznie zapisujemy na papierze. W prozie tworzymy obrazy, które mają coś opowiedzieć czytelnikowi - nie przekazujemy rzeczywistość krok po kroku = bo w rzeczywistości zanudzimy czytelnika.
W literaturze takie wstawki to np. szeroki opis w co bohaterka jest ubrana, ze szczegółami mimo że to ma się nijak do treści.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

„Smaki moich najlepszych wakacji”

38
Fura jest jak najbardziej dopuszczalnym synonimem furmanki. Sam fakt, że występuje w różnych idiomach i kolokwializmach jest wskazówką, że było to słowo dobrze znane i rozpowszechnione.
Z innych spraw: tekst jest raczej zbiorem obrazków, niż opowiadaniem sensu stricto. Gdyby jego fragmenty - poza pierwszym i ostatnim - ułożyć w innej kolejności, w przekazie nic by się nie zmieniło. Gdyby dorzucić inne jeszcze wspominki o tym, co jadał bohater - zmiana byłaby tylko w długości tekstu. To jest struktura typowa dla zapisu wspomnień, które mogą być tworzywem literackim, ale same w sobie są rodzajem dokumentu.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

„Smaki moich najlepszych wakacji”

40
ścisk w tym temacie jak w "ogórku", a szarpać nie ma się o co, bo to stylizacja przecież tylko - i to taka, która wielokrotnie bywała już na forum i była chwalona.
a poza forum też ma wzięcie, pomińmy Shulza, który się przewinął, ale najbliżej temu do Oty Pavla, w zasadzie ta sama konwencja, choć tu brakuje dwóch rzeczy (jakie u Pavla też tylko bywały), mianowicie: humor i akcja lub chociaż jakieś napięcie - zwłaszcza jeśli to miałoby być typowym opowiadaniem czy większą całością, a nie zbiorem izolowanych wspomnień. są czytelnicy, którzy lubią takie rzeczy - ja raczej nie - ale widać gołym okiem, że to jest po prostu napisane więcej niż dobrze i czynniki pozatextowe nie powinny wpływać na ocenę.
oczywiście nie przeczytałbym całej powieści w takim stylu, ale myślę, że takich zapędów nie masz - więc jeśli potraktować to jako etiudę, to efekt jest osiągnięty.

są perełki:
refluks pisze: Dużo roboty dzisiaj, czyli obiad będzie pyszny.
nie ma wyraźnych słabości, jest naprawdę git

„Smaki moich najlepszych wakacji”

41
Nie będę się rozpisywał. Dla mnie po prostu: bomba! Być może też chciałbym napisać coś, co będzie miało charakter wspomnień, ciepłych (w moim przypadku) wspomnień z dzieciństwa - i dlatego zwracam przychylną uwagę na każdą tego typu historyjkę, opowiadanie... Bardzo cenię sobie i lubię tego typu eksperymenty z formą lub/i stylem (z czasem - w tym konkretnym przypadku). Dzięki! I to tyle z mojej strony.:)

„Smaki moich najlepszych wakacji”

42
„- Chodź tu, cholero!
- Nie będę jadł!
Babka nasmażyła świeżynki. Wczoraj krupnik na króliku był. Pyszna i zupa i mięsko. Zaraz po obiedzie pomagałem dziadkowi bramę malować i zobaczyłem, jak sąsiad królika z klatki wyciąga, zabija i obdziera ze skóry. Zrozumiałem z czego jest rosół i kiełbasa. Postanowiłem przestać jeść mięso. Zjadałem tylko to, co zerwałem z pola i ogrodu i w postaci surowej.
Już na drugi dzień w południe dostałem boleści. Nasmażyła babka kiełbasy, chleba świeżego nakroiła, musztardą sarepską doprawiłem, doszedłem do siebie i przestałem być wegetarianinem.
Dzięki temu od babki nauczyłem się wszelakie rodzaje mięs smażyć i piec. „
Jest scena, ale schematyczna, bez dynamiki i emocji, a tego zdecydowanie tu brakuje. Tu powinno kipieć – sprawa jest poważna, dla dziecka zwłaszcza. Dziecko jest przerażone, zdezorientowane – a w opisie? Nic. Ot i położyłeś tekst.

„Babki pola dzieli wąwóz. Tak we wsi nazywają to wgłębienie w ziemi na dwa metry. Na brzegach rosną drzewa, gdy dobrze napada, to się chłopaki w nim kąpią. Akurat jest sucho. Przejeżdżam na pelikanie i widzę na jego brzegach czerwone kulki. Zsiadam, ostrożnie schodzę, noga mi się zaplątuje w ostrężynę, turlam się na sam dół wąwozu i ląduję w pokrzywach. Wrzeszczę w niebogłosy. Synowie pani D. wyciągają mnie z pokrzyw i wąwozu. Idę do domu rycząc tak, że mnie cała wieś słyszy. I od tej pory nienawidzę jeżyn.”
Znów scena dynamiczna, z humorem – gdyby została ładnie z zawartymi tu emocjami była by perełką opowiadania. A ty? Bez płciowo relacjonujesz fakty.
J tak z dramaturgii fragmentu powyżej i humoru fragmentu poniżej zrobiłeś beznamiętny zapis.
Opis wąwozu – pomieszane z poplątanym, tak do końca nie wiadomo o co chodzi – ma to być opis rowu? Ale co z tego opisu ma wynikać?

„Dojrzewają jabłka. W sadzie chodzę od drzewa do drzewa i zbieram do koszyka leżące pod nimi żółte, czerwone, chrupkie różowate. Obok na łące pani M. pasą się krowy. Jedna na drugą wskoczyła. Biegnę na plac. Babciu, babciu, krowy się biją! Patrzy babka przez płot. Nic se nie zrobią. Gdzie masz jabłka? W koszyku w sadzie zostały. Idź.
Smaży babka racuchy. Babciu, a krówkom nic się nie stało? Nic, jedz.
Ciasto chrupkie, jabłka w nim gorące, cukier puder słodyczą z ich kwaskowością wygrywa.”
Dialog, to dialog. Nie ukrywa się go w tekście o tak.

„Jedziemy żukiem do W. Odpust! Straganów mnóstwo, ale najpierw na mszę. Na dworze upał, a w kościele przyjemnie chłodno, ale wysiedzieć nie mogę. Koniec wreszcie. Wybiegam do raju, o którym ksiądz na kazaniu mówił. Balony, zegarki, wiatraczki, joja ze złotka, riki taki, kalejdoskopy, dla dziewczynek pierścionki i parasolki z bibuły. Małpkę sobie wybrałem, o jej stopy małe zapałki pocieram i się zapalają. W torebkach mam miśki galaretkowe i ciastkowe z kremem w środku.
Biegnę z miśkiem kremistym do Murzynka, kruszy zębami wafla i wylizuje krem. Kury przyszły, ko ko koko, rzucam im resztki. Dziobią, jedzą, zadowolone. Wszystkim się odpust udał.”
Lubię neologizmy, ale muszą mieć rację bytu. „Miśki galaretowe”, „z miśkiem kremistym” – to nie przejdzie to nie ma uroku włochatości brzoskwini.
„Murzyn – który zębami kruszy wafel”- wkrada się w tekst niechlujstwo. Odpuściłeś sobie autorze!
Odpust to na pewno cudo warte barwnego opisu. W miejscach, gdzie pasuje minimalizm – jest ok. Ale na odpuście? Tu wszystko wiruje, mieni się kolorami – i takie powinno być w twoim opisie.

„W sadzie dziadkowie klapsę mieli. Spadały dojrzałe owoce. Zawsze osy były pierwsze. Myślałem, że mam przewagę w postaci patyka, ale były bardzo uparte. Pozostało mi grabiami twardsze owoce z gałęzi zrzucać. Wgryzam się zębami w smaczną niedojrzałość, idę za sad. Z jednej strony pole z ziemniakami i warzywami, z drugiej zboże. Kłują w rękę wąsy kłosów.”
O czym tu mówisz? O osach czy klapsach? Ja nie zrozumiałam…

„Chwaliła się babka, że kiedy na wieś do ośrodka dentystka przyjeżdżała, zawsze do niej na zacierkę przychodziła. Zagniotła babka twarde ciasto. Oddzieram kawałeczki z ciasta i kulkuję w palcach.
Dokłada babka drzewa do pieca, nastawia garnki.
Po kwadransie w głębokich talerzach kluseczki gorącym mlekiem zalane, a na płaskich ziemniaczki ze skwarkami. Pychotka! Moja ulubiona potrawa na zawsze.”
I? Tu nic z niczego nie wynika. Ot zapis dla zapisu.

„Umarł dziadek w listopadzie, wraz z nim cząstka mnie i wakacje na S. już nie były takie same. Na cmentarz jeździłem i mówiłem mu co w domu nowego.”
Na cmentarzu czy nad grobem?
Odejście ukochanej, umiłowanej osoby – a ty piszesz o tym jak o podającym deszczu. Był i go nie ma.
Już nie było wisien, które tak pięknie kwitły i śliw, których owocem najadło się idąc od bramy do domu, bo je mój ojciec piłą wyciął.
Krowy sprzedali, kosztelę wichura złamała, grusza tak zmarniała, że nie rodzi. Jabłonki poumierały. Babka też umarła.
Tylko orzech został.
Gdy przyjeżdżam głaszczę jego korę, on jak i ja pamięta jaki to był wspaniały świat.
I gdy zamknę oczy widzę wszystkich, którzy go tworzyli. Widzę babkę tłuczącą ziemniaki na obiad, dziadka gotującego krupnik, czuję zapach sadów pełnych jabłek, spalin traktorów i gnojówki.
I znów jestem na wakacjach.
I znów beznamiętny opis czegoś co zawiera w sobie tyle dramaturgii!

I teraz podsumowanie: to jest opowiadanie o minionych wakacjach. Ale w drugiej połowie to opowiadanie odsunąłeś od siebie totalnie. Poszedłeś na łatwiznę.
Rubia ma rację, to jest szkic opowiadania a nie opowiadanie.
Oczywiście nie musisz zgadzać z moim zdaniem, ale tak uważam. Czy dobrze czy źle oceń sam.

Ogólnie mi się podoba text , ale jako większą postać bym nie dała rady przeczytać. I tak jak napisał Smoke: etiuda przyciąga uwagę. Ale trzymaj poziom od początku do końca :D .
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

„Smaki moich najlepszych wakacji”

43
„W sadzie dziadkowie klapsę mieli. Spadały dojrzałe owoce. Zawsze osy były pierwsze. Myślałem, że mam przewagę w postaci patyka, ale były bardzo uparte. Pozostało mi grabiami twardsze owoce z gałęzi zrzucać. Wgryzam się zębami w smaczną niedojrzałość, idę za sad. Z jednej strony pole z ziemniakami i warzywami, z drugiej zboże. Kłują w rękę wąsy kłosów.” - "O czym tu mówisz? O osach czy klapsach? Ja nie zrozumiałam…" (ostatni post).
A ja tak, zrozumiałem. I bardzo mi się podoba (w dalszym ciągu zresztą, całe to wspominanie-opowiadanie).

„Smaki moich najlepszych wakacji”

44
Ponieważ za pośrednictwem PW wyraziłeś życzenie, abym zweryfikował ten tekst, więc piszę:


Ogólnie charakter opowieści szkicowy, naturalny, lekko się czyta. Opanowałeś trudną sztukę używania krótkich zdań i równoważników zdań (początek tekstu), które nie rażą i tworzą spójną całość. Rzadko się zdarza. Do tego celnie dobrane słownictwo, nienachalnie odpowiadające specyfice środowiska, kształtują klimat i charakter utworu.
Na pewno masz coś do powiedzenia (może ściśle do opowiedzenia) i potrafisz dostosować formę do tego przekazu, tak, aby pobudzić wyobraźnię czytelnika, stwarzając przy tym oczekiwany i pożądany nastrój. Na przykład:
Pusto, krowy na łące. Coś szeleści. W zagródce cielątko! Pachnie mlekiem, a jego jęzorek jak papier ścierny i na łebku ma pokręconą w loki sierść.
Ładnie napisane i plastycznie ujęte; tworzy konkretny obraz.

Można by dopracować, wygładzić chropowatości, przejrzeć powtórzenia – mam na myśli te, które są świadomie użyte. Szyk i budowę niektórych zdań również, ale bardzo ostrożnie, gdyż są one częścią składową wspomnianego klimat i nie należy wylewać dziecka z kąpielą. Dodałbym też więcej opisów domostwa, otoczenia, przyrody – pogłębiłoby to istniejący już klimat.
Kompozycja zachwiana, początek wypływa z nicości, ale uwzględniając charakter utworu, nie przeszkadza, natomiast gdyby nad tym popracować i dopracować, to mogłoby powstać „regularne” opowiadanie, choć podejrzewam, że nie jest zbieżne z Twoim zamysłem.
Interpunkcja nie najlepiej.

W sumie może się podobać.
W Z. rynek.
To jest nieczytelne na pierwszy rzut oka. Napisałbym: W Z. Rynek. Ale lepiej, gdybyś dał pełną nazwę, przecież może być fikcyjna.
Dużo ludzi jedzie, wiozą kurczątka i duże kury.
„Dużo – duże”: powtórzenie. Może: „gdaczące kury”?
ale nie chcę włochatowości ugryźć.
Dobre.
Wyciąga dziadek landrynki, jak grube półksiężyce, pomarańczowe, moje ulubione.
Wyciąga dziadek landrynki jak grube półksiężyce, pomarańczowe, moje ulubione.
Ktoś ma scyzoryk, obiera mi owoce.
Usunąłbym „mi”. Było „mnie” w poprzednim zdaniu.
Wywracam się, jabłka wypadają, Murzynek skacze po mnie.
Sądzę, że „Przewracam się” zabrzmi lepiej.
Jest ich czterech, kosy ostrzą, rozstawiają się i zaczynają kosić.
„kosy – kosić”: powtórzenie. Może: i zaczynają pracę.
gdy chcę zaczerpnąć powietrza i egzemą na stopach i dłoniach, a swędzi tak, że trę piętą o stopy i drapię dłonie do żywego mięsa.
„stopach – stopy”: powtórzenie
I trochę nielogiczne; pięty są częścią stopy.
Pradziadek Boleś nakłada makaron, leje rosół leje z marchewką i pietruszki dużo dosypuje.
W tym wypadku (i nie tylko) „leje” jest formalnie powtórzeniem, ale nie razi, czuje się, że to świadomie napisane; stanowi charakterystyczny wyraz Twojego stylu. I jest w porządku, dobrze brzmi.
Ale przecinek przed drugim „leje” - niezbędny.
Leżę na furze, kotlety mi się w brzuchu układają a nad głową mijają mnie chmurki.
Leżę na furze, kotlety mi się w brzuchu układają, a nad głową mijają mnie chmurki.
Na półce stał, ciepły, a orzeźwia jakbym rześkość górskiego strumienia wypił.
Na półce stał, ciepły, a orzeźwia, jakbym rześkość górskiego strumienia wypił.
Siadam na schodach, najpierw posypkę zjadam, potem zlizuję polewę a na koniec jem nadzienie.
Siadam na schodach, najpierw posypkę zjadam, potem zlizuję polewę, a na koniec jem nadzienie.
Padało w nocy, płuczę ręce w kałuży, obcieram je o koszulkę i bekając po mineralnej idę za sklep do cienia.
Padało w nocy, płuczę ręce w kałuży, obcieram je o koszulkę i bekając po mineralnej, idę za sklep do cienia.
Płoszy ich babki mnie wzywanie.
Tutaj zmieniłbym jednak szyk zdania.
Babka nasmażyła świeżynki. Wczoraj krupnik na króliku był. Pyszna i zupa i mięsko. Zaraz po obiedzie pomagałem dziadkowi bramę malować i zobaczyłem, jak sąsiad królika z klatki wyciąga, zabija i obdziera ze skóry. Zrozumiałem z czego jest rosół i kiełbasa.
Trochę za dużo „i” w tym fragmencie.
Zrozumiałem z czego jest rosół i kiełbasa.
Zrozumiałem, z czego jest rosół i kiełbasa.
Wrzeszczę w niebogłosy.
Wrzeszczę wniebogłosy.
Synowie pani D. wyciągają mnie z pokrzyw i wąwozu. Idę do domu rycząc tak, że mnie cała wieś słyszy.
Powtórzone „mnie”. Z drugiego można zrezygnować.
Już nie było wisien, które tak pięknie kwitły i śliw, których owocem najadło się idąc od bramy do domu, bo je mój ojciec piłą wyciął.
Już nie było wisien, które tak pięknie kwitły i śliw, których owocem najadło się, idąc od bramy do domu, bo je mój ojciec piłą wyciął.
Gdy przyjeżdżam głaszczę jego korę, on jak i ja pamięta jaki to był wspaniały świat.
Gdy przyjeżdżam, głaszczę jego korę, on jak i ja pamięta, jaki to był wspaniały świat.
I gdy zamknę oczy widzę wszystkich, którzy go tworzyli.
I gdy zamknę oczy, widzę wszystkich, którzy go tworzyli.

„Smaki moich najlepszych wakacji”

45
Podsumowanie

To opowiadanie zostało napisane w ściśle określonym celu, na konkursu pod tytułem „Smaki lata”.
I wspomniałem o tym tutaj.
Uwagi, że mogłem opisać podwórze i odpust czy co tam jeszcze. No co opisy architektury stodoły, przestrzeni zagrody lub zawartości odpustowego straganu mogłyby mieć wspólnego ze smakiem lata?
W prywatnej wiadomości poprosiłem Smoke i Gorgiasza o ocenę tego utworu.
Nie żebym miał w nosie opinie innych, którzy się tu przed nimi i między nimi wpisali.
Juzera Smoke na okoliczność jakiejś wymiany zdań na esbeku polecono mi jako postać barwną.
Przeczytałem iks Jego wpisów.
Juzer z kategorii bezkompromisowi.
Nie zna mnie, nie ma kompleksu na moim punkcie i też nie będzie miał problemu, żeby podejść do mła i prosto mię w oczy powiedzieć ewentualnie, że kijowo piszę i że paszoł won stąd. I w ogóle.
Z Gorgiaszem inna sprawa.
To już trzecie forum, na którym się uaktywniłem i na którym On jest.
Zbieg okoliczności.
Ale na żadnym z forów nie „rozjechał” żadnego mojego utworu. "Rozjechał" w sensie, że wypunktował linijka po linijce treść na okoliczność różnych różnistych przestępstw na języku polskim popełnionych.
Było mi z tego powodu przykro. Bardzo przykro.
Zebrałem się na odwagę, no i napisałem pewu do Naczelnego Recenzenta Polskiego Internetu Literackiego, a może i Wszechświatowego.
Kiedy zobaczyłem, że odpowiedział - przez kilka godzin nie miałem odwagi przeczytać, co napisał.
„Jak powiedział Sofronow: albo rybka albo pipka!”
Żem wziął i przeczytałem.
Pokraśniałem z zadowolenia.
A że interpunkcja ma kulawa, wiem! Nie potrafię używać myślnika, a średnika się lękam.



Wszystkim, którzy udzielili się w tym wątku dziękuję bardzo za uwagi.
A gebilis, która wykonała w tym wątku bardzo ciężką pracę, nadzwyczajnie serdeczne podziękowania z mojej strony.
No i podsunęła mi pomysł na kolejne opowiadanie.
Odpust.
Elektryzujące wydarzenie w każdej parafii i dla każdego dziecka.
Kiedyś.

@maciekzolnowski
Raduję się, że moje pisanie z Twoim uznaniem się spotkało.
Może kiedyś będę miał przyjemność usłyszeć w Twoim wykonaniu jeden z moich ulubionych utworów

Czas na nowe opowiadanie, ewentualnie miniaturę, tę formę lubię najbardziej.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron