Mnie się wydaje, że tytuł bez pytajnika jest jakby bardziej abstrakcyjny, i nawet pasuje do przedstawionej tu dziwacznej przestrzeni.
„Gdzie”
Oni tam są, siedzą na tych podwórzach za murami, idącymi na północny zachód, tam nie ma żadnej drogi, ale znają przejścia. Przecież widać jak spacerują, można rozpoznać ich po tym jak chodzą sztywno, nie zginają karku i witają się szeptem. Mijają się przy szpalerze obok budynku, gdy idą wolno po alkohol do molocha. Dawniej zbierali się przy sklepie, teraz w zaułkach za frontami domów. Czemu są tak małomówni? Ponieważ wiedzą, kto jest kto, nie muszą mówić. Żyją tu po pięćdziesiąt, a nawet dziewięćdziesiąt lat. Niektórzy z nich nie wychodzą z domów, jednak mają w świadomości sąsiadów, nawet takich, którzy już dawno umarli.
To on, ten nowy, skąd jest? Taki ważniak, e ważniak, ważniak, dzień dobry, teraz to my cię znamy, ta ulica jest nasza i nasi są ludzie, tu kupisz alkohol jak my ci pozwolimy – słyszał „nowy”, gdy patrzył na żonę jednego z nich, a ta kręciła się po podwórzu. Ale ona szła milcząco pochylona, poruszając ustami, jakby szła w kondukcie pogrzebowym. Tak, oni ją znają i wysyłają przekaz przez nią – wiedział to „nowy”, rozumiał też, że tu nic się nie ukryje, każda plotka jest jak ostrze broni, nic prócz plotki nie było wiążące, od tego właśnie wszyscy przestali witać się szczerze, zaduszeni we własnym sosie, a rozmowy stały się podejrzane i były rzadkością. Telepatia stała się ich językiem, zaczęli rządzić, a właściwie używali jej od dawna, bo tylko oni byli stąd.
Odkrycie tajemnej komunikacji było dla „nowego” szokiem. Siedział przez to przy stole z nożem włożonym w usta. Chciał przeciąć swoje podniebienie, nie mogąc dłużej znieść tego, czego się dowiedział. Jednak się uspokoił, odłożył nóż i wyszedł z mieszkania. Doszedł do sklepu i we środku najpierw nonszalancko rzucił monetę na tackę, po czym wybrał puszkę piwa. Pani za ladą pomyślała milcząco: teraz my cię znamy i wydając resztę powiedziała z rutyną: dziękuję. Okazała się być jedną z nich. Wypił piwo w zaułku kamienic, wiedząc już, o co tu chodzi, przekazy przechodniów wmówiły mu: mamy „nowego”. Wracając do domu powiedział cicho do sąsiada: cześć. A ten oburzony zatrzymał się, mówiąc do niego: a co ty taki ważny jesteś, kłania się biedny bogatemu!
Gdzie
2Strasznie długie te zdania. Widzę, że nie uznajesz słuszności rad Marka Twaina 
W moim odczuciu lepiej byłoby niektóre z tych zdań przedzielić, albo niektóre ze zdań podrzędnych zamienić na równoważniki zdań.


W moim odczuciu lepiej byłoby niektóre z tych zdań przedzielić, albo niektóre ze zdań podrzędnych zamienić na równoważniki zdań.
major sedes pisze:
Oni tam są, siedzą na tych podwórzach za murami, idącymi na północny zachód, t. Tam nie ma żadnej drogi, ale znają przejścia. Przecież widać, jak spacerują, można rozpoznać ich po tym jak chodzą sztywno, nie zginająC karku i witająCsię szeptem. Mijają się przy szpalerze obok budynku, gdy idą wolno po alkohol do molocha.
A teraz tutaj: rozumiem przekaz, jednakże ja bym tu zamienił to "ale" na coś innego, to "ale" jakoś mi nie pasuje, psuje płynność zdania. Nie jestem pewien także, czy w konduktach pogrzebowych tak bardzo ruszają ustami

Ten cały akapit nijak mi nie pasuje. Nie rozumiem, dlaczego najpierw jest narrator wszechwiedzący opowiadający, że mamy "nowego" obiektywnie, a potem w tym akapicie, że przekazy przechodniów mu "wmówiły", że jest nowy. A już ostatnich dwóch zdań kompletnie nie rozumiem.major sedes pisze:
Odkrycie tajemnej komunikacji było dla „nowego” szokiem. Siedział przez to przy stole z nożem włożonym w usta. Chciał przeciąć swoje podniebienie, nie mogąc dłużej znieść tego, czego się dowiedział. Jednak się uspokoił, odłożył nóż i wyszedł z mieszkania. Doszedł do sklepu i we środku najpierw nonszalancko rzucił monetę na tackę, po czym wybrał puszkę piwa. Pani za ladą pomyślała milcząco: teraz my cię znamy i wydając resztę powiedziała z rutyną: dziękuję. Okazała się być jedną z nich. Wypił piwo w zaułku kamienic, wiedząc już, o co tu chodzi, przekazy przechodniów wmówiły mu: mamy „nowego”. Wracając do domu powiedział cicho do sąsiada: cześć. A ten oburzony zatrzymał się, mówiąc do niego: a co ty taki ważny jesteś, kłania się biedny bogatemu!
Gdzie
3Twój komentarz szopenie zbił mnie z pantałyku. Historia jest ogólnie o tym, że ktoś nagle zauważa jak jego rzeczywistość wzbagaca się przez to że odkrywa telepatię i czyta ludzkie myśli i przez to jest dla tej społeczności posługującej się tymi cudami "nowy". No ale trzeba był przedstawić to językiem literackim stworzyć szkic który wyszedl zbyt technicznie , bo te zdania są nazbyt rozbudowane jak mówisz. Chciałem unikać konkretów, ale w tak krótkim tekście cudów nie ma, ezoteryczność jest bardzo nikła. Ten ostatni akapit jest chyba paralogiczny w stosunku do porzedzających ale nie tak calkiem, Bohater "nowy" miał uroić sobie, że funkcjonuje w pewnego rodzaju spisku. W kolejnych akapitach chciałem rozbudować jeszcze w taki sposób, aby zwrócić uwagę jak piwo, alkohol czy uzależnienie integruje go z tą społecznością "ich"gdy poprzestawia mu się w głowie. TO wyalienowanie miało doprowadzić do zakrzywienia jego rzeczywistości.
chyba nie udalo się to tak do końca, bo albo trzeba pisać to językiem konkretnym tak aby pojęcia zawierały zjawiska albo językiem tak odległym , że sens przestaje byc czytelny/odebrany. Bo co komu po tym gdybym użył pojęć derealizacja, alienacja, telepatia, ostracyzm, psychoid...
chyba nie udalo się to tak do końca, bo albo trzeba pisać to językiem konkretnym tak aby pojęcia zawierały zjawiska albo językiem tak odległym , że sens przestaje byc czytelny/odebrany. Bo co komu po tym gdybym użył pojęć derealizacja, alienacja, telepatia, ostracyzm, psychoid...
Gdzie
7Jak dla mnie zbyt łopatologicznie napisane. Pomysł mógłby być ciekawy w fajnej oprawie, która grałaby na jakiejś tajemnicy, nie wiem, klimacie. Bo tutaj nie mamy ani tego, ani tego. Narrator wszystkie tajemnice od razu nam zdrada, czyniąc tekst mało ciekawym. Klimatu z kolei nie robi warsztat (wiadomo, klimat robią opisy, słowa-klucze etc.). Językowo jest dla mnie mocno przecietne, pracuj nad warsztatem, bo to z małą świadomością słowa rzecz napisana. Żadne myśl nie oddziałuje tak, jakby mogła, gdyby została inaczej ujęta.