Oślepiony [postapo/ostatni dzień pary]

1
Hej, hej :) Dzisiaj nieco inaczej - opowiadanie z konkursu Ostatni Dzień Pary. Skoro jest tutaj, to od razu wiadomo, że się nie przebił dalej - pytanie tylko, co poszło nie tak? Forma? Schematyzm? Ubogi język? A może za dużo dywagacji wciśniętych w 25 000 tys znaków? (taki był limit). Nie wiem, nie potrafię wciąż obiektywnie spojrzeć na ten tekst - jedyne co mi przychodzi do głowy to miejsce akcji: metro. Chyba będzie najlepiej zostawić to Wam do oceny, jeszcze nigdy się nie zawiodłem na Wery :P Niemniej liczę, że tekst - choć "odpadnięty" - nadal jest niezły i będzie Wam się go miło czytało. Dlatego też...

Miłej lektury!

PS. W ogóle to mój ostatni test postapo jaki napisałem. Powoli zaczynam dochodzić do wniosku, że jednak mój gatunek to groza, nie postapo. Jeżeli bowiem de facto cały poprzedni rok upłynął u mnie pod znakiem postapo, a nie byłem w stanie przebić się w żadnym z konkursów to lepiej zostawić to lepszym :P To nawet nie kwestia lenistwa - choć pojawią się pewnie i takie głosy. Ale chyba jednak groza wychodzi mi najlepiej.
Tomasz Krzywik
Oślepiony
„1. Szaweł ciągle jeszcze siał grozę i dyszał żądzą zabijania uczniów Pańskich. Udał się do arcykapłana 2. i poprosił go o listy do synagog w Damaszku, aby mógł uwięzić i przyprowadzić do Jerozolimy mężczyzn i kobiety, zwolenników tej drogi, jeśliby jakichś znalazł.”
~ Dz 9, 1-2
I. Błądzenie
WWWJest już prawie wieczór, kiedy do niego przychodzę.
Stoi na środku opuszczonego peronu i wpatruje w blask dogorywającego u jego stóp ogniska. Nie wygląda w żaden sposób szczególnie: znoszone buty, stary prochowiec, pod prochowcem sweter. Głowę ma przyprószoną siwizną, choć z tego co wiem, nie ma jeszcze pięćdziesiątki. W pierwszej chwili jestem rozczarowany – po historiach, legendach niemalże, jakie o nim słyszałem spodziewałem się zaprawionego w bojach żołnierza, jakiegoś weterana, może chociaż eks-policjanta.
WWWTymczasem ów grzejący się przy ognisku mężczyzna wygląda raczej na żebraka czy banitę. Zresztą tak po prawdzie to jest wygnańcem, zresztą bardzo groźnym – ze społeczności Młodej Polski wygnano go za herezję.
- Kto idzie? – pyta.
- Ja i nikt poza mną – odpowiadam, wchodząc w blask ogniska. - To pana nazywają Wędrowcem?
- Ano mnie – ulga w jego głosie jest znaczna. – A pan to pewnie Wieszczek?
- Wieszczek albo Michał Wieszczyński, niech pan mówi jak będzie panu dogodniej.
- Śledzili pana, panie Michale?
- Tylko do Wilanowskiej, potem ich zgubiłem w przejściach technicznych. Nie musiałem nawet otwierać grodzi. Zresztą szpicli bym się nie bał, to prości ludzie. Ich interesy kończą się na granicy Młodej Polski. Boją się wypuszczać dalej.
- Czyli wie pan, dokąd idziemy?
- Wiem dokąd zmierzamy.
- Stamtąd może pan już nie wrócić. O tym też pan słyszał?
- Słyszałem różne historie – niecierpliwię się, choć wynika to najpewniej z targających mną emocji. – O tunelach ciągnących się pod Warszawą, o potworach na powierzchni. I o błękicie nieba nad tym wszystkim. I to tym, że ten błękit czasem tak pochłania człowieka, że ten już nie wraca do Młodej Polski.
- Czyli pan…
- Nie, nie boję się. Jak można się bać czegoś, czego się nie widziało? Czuję ekscytację, nic więcej. Często ludzie mylą ją ze strachem.
- Słuszne podejście – Wędrowiec uśmiecha się. Dopiero teraz zwracam uwagę na jego oczy i wreszcie dociera do mnie, co go wyróżnia od innych znanych mi ludzi.
Spokój.
Twarz tego banity, choć zniszczona doświadczeniami z przeszłości, jest całkiem spokojna, odprężona. To twarz mężczyzny, który umiera, ale wie – wie! – że śmierć nie jest końcem i że ktoś czeka na niego po drugiej stronie z paczką Winstonów i dobrą whisky.
- Jeśli pan chce, może pan wrócić – mówi nagle. – Jest pan dobrym człowiekiem. Mało tutaj takich ludzi.
WWWKręcę głową.
- Chcę iść. Zresztą kiedy opuściłem Wilanowską, podpisałem na siebie wyrok.
- Dużo w panu desperacji.
- Może.
WWWWędrowiec roztrząsa ognisko, zadeptuje tlące się resztki.
- Nie pozostaje nam w takim razie nic innego jak ruszać w drogę. Idziemy, tylko niech pan uważa na śmieci. Nikt już nie dba o tą stację.
WWWMa rację, Wierzbno opuszczono wiele lat temu i od tamtej pory nie było tutaj nikogo, poza wyrzutkami społecznymi, które zresztą rzadko kiedy zostawały tutaj na dłuższy czas. Bardzo często było to też ostatnie miejsce, gdzie tych wyrzutków widziano, stąd też czuję pewien dyskomfort, kiedy tak suniemy opuszczonym peronem, mijając stare ławki i tablice informacyjne.
WWWDocieramy do końca stacji, do prowadzących na górę schodów. Ich szczyt ginie w ciemności, nie sposób światłem latarek dotrzeć choćby do barierek biletowych.
- Nie idziemy na górę – mówi Wędrowiec, widząc moje pytające spojrzenie. – Teraz pan tego nie zobaczy, ale gdyby wejść po schodach i ruszyć znajdującym się wyżej korytarzem dotarłby pan do zamkniętych wrót przeciwatomowych. Są zamknięte od lat.
- Więc jak zamierzamy iść dalej? – pytam, choć domyślam się już odpowiedzi.
- Tunelem.
WWWWędrowiec kuca na krawędzi peronu i zeskakuje niezgrabnie na tory. Chwilę się waham, ale zeskakuję zaraz za nim.
WWW I stajemy wówczas przed nią: bezkresną ciemnością tuneli Warszawy. Mroczną, okrytą ponurymi legendami, nieznaną.
WWWStajemy przed wejściem do innego świata.
WWWStajemy przed wejściem do świata po człowieku.

II. Poszukiwanie

WWWPodążamy powoli tunelem.
WWWCiągnie się w nieskończoność, nabierając przy tym coraz bardziej złowrogiego, obcego charakteru. Ściany są podniszczone, a z sufitu zwisają girlandy brudu, poruszane przez ledwie dający się wyczuwać przeciąg. Mijamy w milczeniu zamknięte drzwi do technicznych pomieszczeń, najczęściej dyskretnie wpasowane w ściany tunelu. Za każdym razem, kiedy przy nich zwalniam, Wędrowiec pośpiesza mnie.
- Są miejsca do których nawet ja nie wchodzę – mówi w pewnym momencie. – Metro jest pełne przejść, drzwi, czy stacji technicznych. Ale musi pan wiedzieć, Panie Michale, że to nie jest już Młoda Polska. Te pomieszczenia człowiek opuścił wiele lat temu…
- I co z tego? – Zerkam na przewodnika. Jest nieodmiennie spokojny. – Przecież… Chyba, że tam zalęgło się Złe? O to panu chodzi?
WWWPatrzy na mnie z ukosa.
- Złe?
- Profesor Lipiec mówił nam o różnych rzeczach, które pojawiły się na świecie po Impakcie - normalnie zmieszałbym się, poruszając tak irracjonalny temat, jednak złowroga atmosfera tuneli udzieliła mi się. – O pozbawionych oczu psach, o jednomyślnych ptakach. O ludziach, którzy nagle znikali i o miejscach, gdzie można zobaczyć…
WWWPrzełykam ślinę.
- … Zmarłych.
WWWWędrowiec nie zmienia wyrazu twarzy. Czekam aż zaprzeczy, ale kiedy nie odzywa się przez długi czas, pytam go wreszcie:
- To wszystko prawda?
- A co to jest: prawda? – wzdycha ciężko. – Niech pan posłucha siebie i niech połączy teraz parę faktów. Wie pan przecież za co mnie wyrzucono. Co to jest herezja, rozumiem, że pan wie?
- Tak. Nawoływanie do zniewolenia.
- Tak to panu przedstawili. Nieźle, choć „zniewolenie” o którym panu mówili nieco rozmijało się z tym co ja miałem na myśli. Zresztą pana profesorowie, nauczyciele i inni mentorzy doskonale wiedzą o czym mówiłem, według ich dzisiejszych kazań to oni sami byli pierwszymi heretykami w społeczności Młodej Polski…
WWWUprzedzali mnie przed nim. Filozof, mówili, demagog, manipulant.
- … a tymczasem wystarczy tylko, żeby ktoś się wyrwał od ich obłudy i choć przez chwilę myślał samodzielnie. Religię pewnie przedstawiali jako źródło konfliktów?
- Nie tylko. Mówili, że może być źródłem dobra…
- ... Ale dobro można wydobyć z innych źródeł? Krótko mówiąc, najpierw pokazują religię od jak najlepszej strony, żeby potem zmieszać ją z błotem? Piękny sposób, wspaniale nawiązujący retoryką do czasów jeszcze sprzed Impaktu.
- Przecież…
- A w potwory na powierzchni pan wierzy?
- Jak nie wierzyć, kiedy nawet doświadczeni żołnierze opowiadali o okropnościach powierzchni…
- Zmyślone opowieści znudzonych żołnierzy – przerywa mi Wędrowiec, machając ręką. – Na powierzchni nic takiego nie ma i nie może być. Ale skoro wierzy pan, że potwory istnieją choć pan ich nie widział, to dlaczego by nie wierzyć w Boga?
WWW„Boga”
Zatrzymuję się, czując jak fala ciepła uderza mi do głowy. Powoli zaczyna do mnie docierać, że uchodząc z tym człowiekiem skazałem się na jego herezje.
- Boga nie ma – odpowiadam. – Religia była tylko mechanizmem służącym do zniewolenia człowieka, do poddania go władzy ciemiężycielowi. To religia i narzucona przez nią wiara ograniczała nas, powstrzymywała przed staniem się nad-człowiekiem.
- Brzmi pan jak uczeń recytujący przyuczone formułki. Ale w takim razie jak czuje się nad-człowiek w podziemiach Warszawy? – pyta mnie z delikatnym uśmiechem. Pokręcił energicznie korbą dynama, a gasnąca powoli latarka znów zajarzyła się mocnym światłem. – Pewnie powtarzali wam, że kiedyś pracownik nie mógł postawić się przełożonemu, bo to nie było miłosierne? Że religia była jak kajdany? Panie Michale, wszystko to brzmi nawet sensownie, ale zapewniam że taka retoryka nie jest niczym nowym. Zresztą niech pan spojrzy: religia ogranicza człowieka. A mity o potworach? Budowanie strachu przed powierzchnią?
WWWMilczę wymownie.
- Nadbudowa społeczeństwa – mówi Wędrowiec. – miała być ogółem instytucji służących do zniewolenia człowieka. Religia, państwo, nawet sztuka, czy rodzina! Wszystko to miało kreować postawy poddaństwa, posłuszeństwa. Państwo? A co to jest państwo? Grupa ludzi pragnąca podporządkować sobie innych! Trzeba więc dążyć do likwidacji państwa! Dobrze mówię? Tego pana uczyli, prawda?
- Owszem – odpowiadam krótko. Nie chcę na niego patrzeć, dlatego wlepiam wzrok w szyny.
- Niech pan się nie gniewa, jeszcze przed Impaktem lubiłem rozmawiać z ludźmi o polityce, o filozofii… Ale to było już dawno temu. Nie chcę też pana namawiać do niczego innego jak do refleksji. Młoda Polska ma przykrą tendencję do narzucania jedynej słusznej drogi swoim mieszkańcom. To trochę też jak nadbudowa, prawda? Po pana minie sądzę, że pan zaczyna rozumieć. Dobrze, to jest właśnie wymiana poglądów – zna pan zdanie jednej strony, a teraz także drugiej. Dzięki temu będzie mógł pan wyrobić własne poglądy. Tymczasem będę pana prosił o pomoc, bo oto rzeka krwi już bliska.
WWWOstatnie zdanie brzmi dziwnie, ale nie zastanawiam się nad nim. Stanęliśmy bowiem przed nowym problemem. Zapora.
WWWWłaściwie nie zapora, a wrota, brama do innego świata. Starożytna, metalowa bariera oddzielająca Młodą Polskę i pogranicze od pozostałej części metra. Sięga od podłoża do sufitu, wypełniając swoim ogromem całą przestrzeń przed nami.
WWWWędrowiec zbliża się do zapory, ale kiedy jest tuż przed nią, skręca w lewo i podchodzi do przymocowanej na ścianie skrzynki. Grzebie w niej przez chwilę, a kiedy kończy, słyszę syk uciekającej pary i zgrzyt metalu. Lampka, której wcześniej nie dojrzałem, zapala się na czerwono, wypełniając swoim słabym blaskiem tunel. I hałas – łoskoczą odskakujące zasuwy zapory.
- Pewnie jest pan jedną z ostatnich osób, które widzą jak ten automat działa – woła przewodnik, próbując przekrzyczeć otwierającą się zaporę hermetyczną. – Ma już swoje lata!
WWWZapora porusza się nagle i odsuwa w bok, sunąc po przystosowanej do tego szynie.
WWWSunie tak bardzo długo.
WWWPóźniej, kiedy wreszcie cały mechanizm cichnie, patrzę wyczekująco na Wędrowca, ale ten tylko uśmiecha się. Gestem wskazuje na przejście.
- Nie ma powodu do obaw, jesteśmy tutaj bezpieczni.
WWWTunel po drugiej stronie budzi oniryczne skojarzenia, wygląda bowiem tak nierealnie, że wydaje się być żywcem wyjęty ze snu. Pełno w nim wszelkiego rodzaju mchów i porostów. Ściany są wilgotne, miejscami ociekają przezroczystym śluzem przez co wydają się być w ciągłym ruchu. I cisza: wcześniej mącił ją przeciąg w tunelach, echo, czasem jakaś zagubiona mysz. A teraz? Nic.
WWWNiżej, pomiędzy zardzewiałymi szynami zauważam strumień, nurtem ciągnący najpewniej aż do centrum. I to właśnie strumień wzbudza moje żywe zainteresowanie.
- Skąd tu woda?
- Dobre pytanie – Przewodnik latarką wskazuje w głąb tunelu. – Pojawiła się mniej więcej w tym samym czasie, kiedy zawiązała się Młoda Polska. W pierwszej chwili pomyślałem że to tunel przecieka, ale potem zorientowałem się, że przecież nie może przeciekać. Na powierzchni w tej okolicy nie ma i nie było nigdy akwenów, a do Wisły jest przecież wcale daleko.
- Więc?
- Sądzę, że ów ciemny strumień jest związany bezpośrednio z Waszym… Państwem
- Związkiem.
- Tak, oczywiście, związkiem funkcjonującym całkiem jak państwo. Wszak jesteście wolnymi ludźmi, ograniczanymi tylko przez „pierwszych spośród równych”.
WWWWędrowiec gestem nakazuje mi trzymać się bliżej ściany, sam też nie dotyka powierzchni wody choćby nawet butem.
- Ale widzi pan, w tym wszystkim zastanawia mnie jedno. Skoro jest pan z pokolenia wychowanego już w Młodej Polsce, skąd w panu ten nagły zryw? Przecież wie pan, że teraz już nie ma dla pana powrotu. Wychodząc poza Wilanowską skazał się pan na banicję.
- Zachowam to dla siebie – odpowiadam po dłuższej chwili.
- Jak pan uważa.
WWWSzyny nagle urywają się, czy raczej: znikają z pola widzenia, przykryte ciemną tonią. To strumień kończy nagle swój bieg i rozlewa na całą szerokość tunelu, tworząc ciągnące się w mrok jezioro. Wtedy mój przewodnik sięga po sznur, którego w pierwszej chwili nie zauważyłem, a który częściowo leżał zatopiony. Szarpie nim mocno, lina napręża się i w ciemności czuć ruch. Nie mija dużo czasu jak z ciemności, z cichym szelestem, wysuwa się dziwaczna barka zbudowana najwyraźniej tylko i wyłącznie z palet i pustych beczek. Kiedy słychać jak drewno szoruje o dno, Wędrowiec wchodzi do wody, by po chwili wskoczyć na prowizoryczny prom. Patrzy się na mnie z uśmiechem i mówi:
- Dalej popłyniemy.
III. Pokora
WWWKiedy nasza tratwa mija kolejne stacje, słychać tylko dźwięk zanurzanego w wodzie kija. Wędrowiec popycha nas nieustannie w kierunku śródmieścia, ale nie odzywa się od dłuższego czasu. Twarz ma spokojną, a oczy wpatrzone w ciemność. Ja również milczę. Nie znajduję w Wędrowcu partnera do rozmowy, choć bez wątpienia nie brakuje mu inteligencji.
- Mój dziadek pracował przy budowie elektrowni Porąbka-Żar – mówi nagle.
- Przepraszam?
- Nie wie pan, co to jest, nie może wiedzieć – gestem powstrzymuje mnie przed zadaniem kolejnego pytania. – Nie ma w tym nic złego, nie uczą takich rzeczy w Młodej Polsce, to nie byłoby zgodne z ideologią. Dlatego zresztą nie słyszał pan chociażby o Atomowej Kwaterze Dowodzenia w Puszczy Kampinoskiej, czy Podziemnym Stanowisku Dowodzenia w Złotkowie.
- Skąd pan…
- Jak już powiedziałem, mój dziadek był Ślązakiem. Pracował przy budowie elektrowni szczytowo-pompowej. Nie ma sensu tłumaczyć jak to działało, nie zrozumiałby pan, zresztą sam jestem słaby sprawach technicznych. Ale do czego zmierzam: w podziemiach tej elektrowni, głęboko pod ziemią były komory zdolne pomieścić mnóstwo ludzi. Dziadek mi kiedyś opowiadał, że w razie wojny można by tam ukryć cywilów, że mogliby tam żyć jeszcze wiele lat…
- Jak w metrze?
- Może nawet lepiej, bo na większym odludziu. Potem dowiedziałem się od dziadka, że podobnych miejsc w Polsce jest wiele.
- Dużo?
- Dziesiątki, może setki. I niech pan sobie to teraz wyobrazi: my tutaj w metrze mamy Młodą Polskę. Komunizm. Gospodarka planowana, władza ludu, nawet zakazano praktyk religijnych uzasadniając to materializmem historycznym. Nie ma religii – nie ma wojny. A kto wierzy, niech szuka boga w tunelach. I co: to już koniec ideologii? Zwycięstwo komunizmu? A gdyby – na przykład – ludzie z elektrowni Żar okazali się być zatwardziałymi katolikami? Co wtedy? Teraz proszę pana o uwagę.
WWWWpływamy na kolejną stację.
W pierwszej chwili nie rozumiem o co chodzi przewodnikowi, nie widzę tutaj nic niezwykłego. Stacja jest na wskroś ascetyczna: proste, betonowe sklepienie, pozbawiony kolumn peron. I gruz, mnóstwo gruzu nad którym góruje tablica z nazwą stacji. Wędrowiec kieruje światło latarki na tablicę i widzę napis: „Politechnika”. Chwilę potem snop światła opada niżej, na jakieś stare poszarpane ubrania. Przyglądam się im i nagle z moich ust wydobywa się zduszony okrzyk…
WWW…Są ich dziesiątki, jeśli nie setki. Jedne kompletne, inne złączone ze sobą, niektóre pogruchotane. Część odziana, część bez ubrań. Wszystkie jednakowo szczerzą się w okrutnej, śmiertelnej parodii uśmiechu.
WWWSzkielety.
Krzycząc, odsuwam się do tyłu, ale nie natrafiam na oparcie. Chwieję się, walczę o równowagę. Próbuję złapać się za Wędrowca, ale za wolno: chwilę później ciemna, lodowata toń zamyka się nade mną.
WWWKrzyczę, ale z moich ust wydobywają się tylko bąble. Coś chwyta mnie za nogę, ciągnie w dół. Rzucam się wściekle, nieopatrznie próbuję wciągnąć powietrze. Woda dostaje się do płuc, napełnia mnie całego, staję się jej częścią, a ona – częścią mnie.
WWWTonę.
IV. Błękit
WWWJestem oślepiony.
Przewracam się na bok, zaczynam odkasływać wodę. Mija chwila, zanim zacznę łapać spazmatycznie powietrze. Jest dziwnie świeże, nieznane, ale dzięki temu szybko wracają mi zmysły.
- Udało mi się pana uratować – słyszę nagle głos przewodnika. – Ale obawiam się, że latarkę stracił pan bezpowrotnie.
WWWDopiero teraz go dostrzegam: siedzi na starej ławce. Nie widzę jego twarzy; kieruje strumień światła prosto na mnie.
- Gdzie jesteśmy? – pytam.
- W Centrum.
- Przecież tu nie wolno wchodzić!
- Kto tak powiedział?
- Rada!
- Rada nie ma tu władzy. Zresztą podobno Rada miała wyzwalać ludzi, nie zakazywać, mam rację?
WWWPodnoszę się, choć z trudem.
- … Poza tym zdaje mi się, że chciał pan właśnie uciec z metra, mam rację?
- Tak, rzeczywiście – powoli zaczynam dochodzić do siebie. –Przepraszam. Kręci mi się w głowie.
- Nic dziwnego, nałykał się pan dużo wody. Wciągnąłem pana z powrotem na pokład, ale przez chwilę bałem się, że jest za późno.
- Ja… - waham się przez chwilę. – Dziękuję. To przez tamten widok… Na Politechnice. Okropny.
- Przyznaję, za pierwszym razem też zareagowałem podobnie, każdy by zareagował – Wędrowiec wzdycha ciężko. - Tyle śmierci! I to z tak przyziemnych pobudek…
- Zginęli w czasie Impaktu – wtrącam się. – Ich stacja nie miała wrót przeciwatomowych, a temperatura była tak wysoka, że ginęli w kilka sekund. Niektórzy może nawet nie wiedzieli, że giną.
- Tak panu powiedzieli i jest to prawda, choć tylko częściowo. Jeśli obejrzałby pan dokładnie tamte szkielety, zobaczyłby pan, że niektóre różnią się między sobą. Są bowiem wśród nich na przykład takie, które mają niewielki otwór z tyłu głowy. Dokładni taki otwór jaki zostawia kula z pistoletu.
- Zostali zamordowani? – czuję jak krew odpływa mi z twarzy. – Ale przecież po katastrofie ludzie…
- Pomagali sobie? Oczywiście! Ale żeby sobie pomagać, trzeba było najpierw się dogadać na jakich zasadach ma ta pomoc się odbywać. A zasady nie wszystkim się podobały. Przede wszystkim nowa władza postanowiła rozprawić się z religią. To nie był problem, ludzie zaraz po katastrofie podupadli na wierze. No bo jak tu wierzyć w Boga, kiedy ten nie daje o sobie znać nawet wtedy, gdy nadchodzi koniec? Do tego na niedługo przed Impaktem w Europie nasilały się napięcia między wyznawcami islamu a chrześcijaństwa, między Rosją a krajami Paktu Północnoatlantyckiego... Wojna wisiała w powietrzu, ludzie łaknęli krwi.
WWWWędrowiec wzdycha ciężko, opuszcza głowę.
- Ludzie przestali wierzyć w coś więcej. A czasem mam wrażenie, że w ogóle przestali wierzyć w cokolwiek.
- Ale po co tamta rzeź?
- Och, to bardzo proste: Młoda Polska, zanim wprowadziła komunizm, musiała sobie poradzić jakoś z problemem wrogiego elementu. No bo jak tu budować egalitarne społeczeństwo, kiedy jego część wciąż trzyma się przeszłości? Jak pogodzić antyreligijny charakter Młodej Polski z katolikami? Cóż… Brano najbardziej opornych i wywożono na Politechnikę. Już parę dni po Impakcie wiadomo było, że nikt tam nie przeżył, a więc i nikt nie będzie się tam zapuszczał.
WWWSiedzę w milczeniu i wpatruję ponuro w ciemność przede mną.
- Jak panu udało się w takim razie przeżyć? Heretykowi?
- Nie wątpiąc, oczywiście – Przewodnik podchodzi do mnie i rzuca na posadzkę plik dokumentów. – Choć kiedy dowiedziałem się, kim pan jest w rzeczywistości, zacząłem powątpiewać w pana, panie Michale, czy może raczej… Pawle?
WWWPatrzę na leżące przede mną dokumenty, ale nie sięgam po nie. Nawet przy taki podłym oświetleniu jak latarka Wędrowca widzę, że leżą tam między innymi mój paszport z Natolin i legitymacja.
WWWLegitymacja z podpisem „Straż Młodej Polski”.
- Dlaczego mnie prześladujesz, Pawle? – pyta Wędrowiec łagodnym tonem.
WWWZapada cisza. Dług trwamy w bezruchu i mija wiele czasu, zanim wreszcie wezmę do dokumenty. Wstaję wtedy, zerkam na Wędrowca, a następnie odwracam się ciskam je w czarną toń, falującą tuż przy peronie.
- Paweł umarł na Wilanowskiej – mówię, kiedy rozlega się plusk.
- Umarł?
- Jesteś bardzo inteligentny, Wędrowcze, dlatego sądzę, że wiesz do czego zmierzam.
- Domyślam się
- Nie wrócę już do Młodej Polski.
- Gdzie pójdziesz?
WWWWaham się chwilę.
- Nie wiem.
- Więc tak po prostu odejdziesz? Ty, który tak oddanie służyłeś systemowi Młodej Polski? Który wyłapywałeś…
- Wyłapywałem ludzi, którzy w coś wierzyli, zanim nie zorientowałem się, że sam w coś wierzę. A potem…
- Zacząłeś myśleć – kończy za mnie Przewodnik. – I którejś nocy, być może kiedy po raz kolejny leżałeś na swojej pryczy i nie mogłeś zasnąć, doszedłeś do wniosku, że w głębi serca nie podzielasz poglądów Rady, że obce są ci ideały Młodej Polski. Poczułeś, że masz nie tylko ducha, ale i duszę; że jesteś równie wrogi Młodej Polsce jak ci których ścigasz.
- Tak – wzdycham ciężko. - No i potwory, którymi nas straszono… Nigdy tego nie widziałem, a jednak wierzyłem, że to istnieje. I którejś nocy zadałem sobie pytanie „A jeśli Bóg istnieje? Jeśli ci, których tak bezwzględnie wysyłamy na śmierć, wiedzą coś więcej?” To nie jest głębokie pytanie, nie jestem myślicielem, ale dla mnie wtedy brzmiało jak herezja. I kiedy znowu mieliśmy robić obławę na Wilanowskiej, usłyszałem…
- „Pawle, dlaczego mnie prześladujesz?”
- Tak. Wtedy zrozumiałem, że muszę wykorzystać tę okazję. Ukradłem filtry z koszar, trochę puszek z jedzeniem i wodę. Pokazałem przepustkę do Wierzbna strażnikowi, ale potem zamiast iść w głąb tunelu, wszedłem do zapomnianego korytarza technicznego. Ominąłem w ten sposób drugą barykadę. Paweł rozmył się w powietrzu…
- A na Wierzbno wyszedł Michał Wieszczyński.
- Który szukał Wędrowca. Przewodnika. Tego, Który Poznał Tunele.
- I znalazłeś go.
WWWPodnoszę się.
- Twój dziadek nie projektował żadnej elektrowni.
- Nie.
- Nie byłeś też nigdy w żadnym z miejsc o których mi mówiłeś.
- Byłem w każdym z nich.
- Zdradzisz mi swoje imię? – pytam, choć nie muszę już pytać.
- Przecież już je znasz – podaje mi rękę. – Chodź, Michale. Czas opuścić metro.
WWWKiwam głową.
Przewodnik odwraca się, a snop światła na chwilę omiata stację Centrum. Oświetla stare, porośnięte bluszczem kolumny i ciągnące się długim szeregiem galerie, podwieszone tuż pod sufitem. Przez jedno mgnienie oka widzę zakurzone witryny banków i sklepów i dopiero wtedy dociera do mnie ogrom komory stacji. Ale nie zatrzymuję się, nie wolno mi się zatrzymać: idę w kierunku schodów. Prowadzą w górę, a od ich szczytu bije słaba, niebieskawa poświata.
WWWKiedy dochodzimy do nich, okazują się być w fatalnym stanie: zardzewiałe, wybrakowane, rozkradzione. Ale już stąd widzę, że na ich szczycie poświata jest silniejsza. Spoglądam na Przewodnika, a ten daje mi znak, żebym szedł przodem.
WWWOgarniam po raz ostatni spojrzeniem skrytą w mroku stację Centrum. Gdzieś tam daleko, wiele kilometrów stąd jest Młoda Polska. Dom w którym się wychowałem i dom, który nigdy nie był naprawdę moim domem.
WWWPotem odwracam się i zaczynam mozolną wspinaczkę ku błękitowi nieba.
V. Oślepiony
WWWDługo trwa nasza wędrówka ku górze.
Często potykam się, zwalniam, czasem muszę przystanąć i zastanowić się jak ma wyglądać mój kolejny krok. Ale wreszcie schody kończą się. Nie ma tu żadnych wrót przeciwatomowych – są tylko bramki biletowe. Dobiegam do nich, przeskakuję, a dalej…
...Dziwnie tak znaleźć się na powierzchni. W tym niesamowicie cichym świecie, gdzie ciężkie chmury zakrywają niebo szczelną kopułą, kopułą tylko gdzieś na zachodzie rozrywaną blaskiem ginącego za horyzontem słońca. W świecie, gdzie ponad korony nielicznych drzew wystrzeliwują ponure i wyszczerbione wieżowce, w świecie, gdzie Pałac Kultury wciąż dumnie stoi na swym miejscu i, wbrew oplatającej go roślinności, nadal przypomina o minionej chwale człowieka.
WWWRozglądam się i zachłystuję tą nagle zwróconą mi przestrzenią. Biorę głęboki oddech, napawając świeżym, pozbawionym fałszu, powietrzem.
WWWMija dłuższa chwila, zanim Wędrowiec podejdzie do mnie, położy rękę na ramieniu i ściśnie serdecznie.
- Jesteś wolny, Michale.
- Jestem – odpowiadam, uśmiechając się. Świat wokół mnie nie jest wbrew pozorom zniszczony, w każdym razie nie w pojmowaniu natury; wrócił tylko do stanu pierwotnego, stanu zastanego.
WWWEden.
- Tam, gdzie idziesz – Wędrowiec wskazuje mi dopalający się na zachodzie blask słońca. – Są inni ludzie. Mogą mieć inne poglądy, wyznawać inną filozofię. Niektórzy będą tobą gardzić, ale pamiętaj…
- Oni wszyscy są dobrymi ludźmi. A jeśli będą mnie nienawidzić, znajdę w nich coś więcej, niż człowieka.
- Znajdziesz na pewno. Najważniejsze, że znalazłeś w samym sobie, a to najtrudniejsza próba.
- I co im powiem?
- Przedstaw się jako Wędrowiec – Przewodnik odwraca się do mnie plecami. – Oni sami będą wiedzieć, kogo szukają. Tymczasem muszę wracać, Michale. Tam, w tunelach jest jeszcze wielu takich jak ty.
- W takim razie bywaj, Wędrowcze.
- Bywaj, Michale.
WWWPatrzę jak odchodzi powoli w kierunku zejścia do metra. Jak podchodzi do barierek i przeskakuje nad nimi.
- Wędrowcze! – wołam. – Jak masz na imię?
- Znasz je!
WWW„W istocie, znam” myślę „Czytałem o nim. Jeszua Ha-Nocri. Ben-Adam. Nazarejczyk…”
WWWOdwracam się i mrużę oczy, patrząc w kierunku słońca. Dogasa za horyzontem, rzuca pomarańczowy blask na ziemię, a ja czuję, że w moim świecie znowu pojawiło się coś więcej. Jest mi lepiej, wreszcie wiem, że idę we właściwym kierunku, choć nie wiem dokąd dokładnie. Ale idę do innych ludzi, pozbawionych uprzedzeń, o otwartych umysłach. Wolnych od zepsucia, od fałszywego przekonania o końcu historii. Tych wierzących i nie podzielających wiary, ale wywodzących dobro z innego źródła.
WWWIdę do nich.
WWWJa, Oślepiony.
Bo lubię pisać.

Oślepiony [postapo/ostatni dzień pary]

2
No zupełnie nie wiem jak Ci to powiedzieć. Jest taka książka, nawet uniwersum Metro, i wydaje mi się że do dwóch potrafię rachować, że to całe twoje opowiadanie jest jakby kopią pomysłu, który się już sprzedaje od kilku lat. Być może też tak sobie pomyśleli jurorzy konkursu, chcąc aby opowiadania były świeże.

Oślepiony [postapo/ostatni dzień pary]

3
Siema Tumi! ;)

Dwie sprawy. Pierwsza: pomimo mojego niesłabnącego uwielbienia dla Wery, to jednak spaliłeś w internecie przyzwoicie napisany tekst. Druga: nie wiem, dlaczego Twój tekst odpadł, mogę jednak podejrzewać, że konkurs został zalany tekstami o podobnej tematyce (kanały/ruiny+niedobitki ludzkości+biblia), bo ten układ jest ostatnio mocno popularny w literaturze. Skojarzenie postapo+religia jest niezłe (a dzięki popkulturze wydaje się zupełnie naturalne), ale strasznie już wytarte - trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby zrobić to oryginalnie.

Teren jest mocno spenetrowany przez innych autorów -- nieśmiertelne trio: Droga, Gwiazdozbiór psa i Jestem legendą w zasadzie wyczerpują temat. To oczywiście zawodnicy wagi ciężkiej, ale w półśredniej i piórkowej też lata kilku niezłych -- ci zwykle powielają schematy, ale robią to bardzo sprawnie i ciężko z nimi konkurować.
Ogólnie, to już powtarzam po raz kolejny -- jeżeli chcesz pisać w określonym gatunku, nie czytaj konkurencji (jasne, trzeba znać klasykę i niewiele ponad to -- dowolne zestawienie top10 w danym gatunku da ci obraz całości. Kolejne pozycje to powtórka z rozrywki). Idź w przeciwnym kierunku albo w poprzek -- mieszaj gatunki, kombinuj.

U Ciebie jest bardzo wysokie stężenie patosu, miejscami aż bolesne. Jeżeli dodamy do tego sztampowych bohaterów, wyświechtany sztafaż, patetyczne dialogi i narrację pierwszoosobową, to otrzymujemy kalkę innych tekstów. Jest to oczywiście schemat powielany przez wszystkich autorów, ale u Ciebie jakoś strasznie rzuca się to w oczy: łyżka kanałów, łyżeczka religii, szczypta wędrówki, itd.

Pomimo tego jest to nieźle napisane opko, ma też fajne momenty; całość jest dość zgrabna, z kilkoma niezłymi dialogami i kompozycją. Tumi, potrafisz pisać, tylko musisz dawać więcej z siebie, mniej podglądać u konkurencji. Ten fragment, po drobnych poprawkach, mógłby spokojnie znaleźć się w dowolnej polskiej książce fantastycznej - tylko najpierw musisz się przebić :D.

Nie potrafię jednoznacznie wskazać: to jest dobre, a to złe. Nie wiem, spróbuj wyrzucić z tego tekstu wszystkie nawiązania, rzeczy, które widziałeś u innych - na tym, co zostanie, zbuduj nową opowieść.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

Oślepiony [postapo/ostatni dzień pary]

4
Filip pisze: Siema Tumi! ;)

Teren jest mocno spenetrowany przez innych autorów -- nieśmiertelne trio: Droga, Gwiazdozbiór psa i Jestem legendą w zasadzie wyczerpują temat. To oczywiście zawodnicy wagi ciężkiej, ale w półśredniej i piórkowej też lata kilku niezłych -- ci zwykle powielają schematy, ale robią to bardzo sprawnie i ciężko z nimi konkurować.

Wiesz co, właśnie dlatego stwierdziłem po tym konkursie, że nie będę już pisał postapo - od dziecka zaczytywałem się w "Bastionie", wszelkiego rodzaju książkach z serii "Uniwersum Metro 2033" i milionach innych tytułów. Obejrzałem dziesiątki filmów ("Mad max", "Jestem Legendą", "Droga"), ograłem mnóstwo gier ("The Last of us"!) . Ale dzisiaj muszę przed sobą niestety przyznać - nie napiszę nic nowego, nie zrobię w tej dziedzinie przełomu. Po pierwsze - nie wybronię się warsztatem. Mam 22 lata, piszę od 10, ale dopiero od niedawna usiadłem do pisania "Na serio", więc i styl wciąż poprawiam. Druga sprawa: nie potrafię wyrwać się ze schematu. Z dostępnych każdemu klocków próbuję ułożyć własne postapo, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto przeczyta słowo "metro" i od razu zaszufladkuje cały tekst. Gdzieś więc mam się udać? Do schronów nie, bo przecież to robił Fallout; zaraz odpada, bo the last of us, bo Bastion. Metro? METRO 2033 JAK NIC.
... Ale to nie są zarzuty bez pokrycia. Do tego stopnia przesiąknąłem wizją innych, że nie potrafię wyrwać się z pewnego schematyzmu. Nawet jeżeli próbuję uciec od tego stylem czy tematem.

Poza tym - postapokalipsa ulega ostatnio degradacji. Kiedyś to był gatunek elitarny, z przemyśleniami. Traktujący zniszczone tło do pewnych refleksji. Próbowałem tego ducha wskrzesić - "Najdroższa Mario", czyli listy o miłości, o próbie ułożenia sobie życia na nowo, o niemożności zapomnienia tego co było; "Oślepiony" (ten pierwszy, nieopublikowany i znacznie dłuższy) - hołd dla twórczości Tarkowskiego i Strugackich. I teraz ten nowy "Oślepiony" - jako przeniesienie biblijnej historii w klimaty postapo. Ale, cholera, po prostu mi to nie wychodzi, nie chce wyjść - albo przegrywam warsztatem albo schematem. Pocieszam się tylko tym, że staram się tworzyć coś innego niż "postapokaliptyczna rozwałka z mutantami" ("Mrówańcza", tfu). Obecnie postapokalipsa leży i kwiczy: nie wiem nawet kiedy zaczął się pęd na ten gatunek i nagle ja - który na prezentacji maturalnej zaproponowałem i prezentowałem temat "Sposoby kreowania postapokalipsy w tekstach kultury" - stwierdziłem, że już mam po dziurki w nosie postapo. Także tego własnego: tylko w roku 2015 napisałem jakieś 500 000 znaków ze spacjami postapokalipsy. Postapokalipsy, którą sam kładłem pod pędzący pociąg niedoróbkami (nie żebym się nie starał, ale wciąż jednak się rozwijam i błędy się zdarzają) albo mimowolnie oklepanym tematem. Nie zamierzam dokładać już więcej gruzu do tej ruiny, którą na przestrzeni ostatnich lat stał się rynek postapo. Niestety, wraz z popularyzacją gatunku przyszła też miałka treść i chyba sam wpadłem w tą pułapkę. Na swoją obronę powiem tylko, że naprawdę chciałem stworzyć coś dobrego - czy to formą, czy treścią.


Filip pisze:U Ciebie jest bardzo wysokie stężenie patosu, miejscami aż bolesne. Jeżeli dodamy do tego sztampowych bohaterów, wyświechtany sztafaż, patetyczne dialogi i narrację pierwszoosobową, to otrzymujemy kalkę innych tekstów. Jest to oczywiście schemat powielany przez wszystkich autorów, ale u Ciebie jakoś strasznie rzuca się to w oczy: łyżka kanałów, łyżeczka religii, szczypta wędrówki, itd.
Czyli już problem, który wyżej skomentowałem - de facto schematyzm. Boli mnie to, ale najwyższa pora spojrzeć prawdzie w oczy: Metro 2033 już ktoś wymyślił i nie wymyślę tego na nowo.

Filip pisze:Pomimo tego jest to nieźle napisane opko, ma też fajne momenty; całość jest dość zgrabna, z kilkoma niezłymi dialogami i kompozycją. Tumi, potrafisz pisać, tylko musisz dawać więcej z siebie, mniej podglądać u konkurencji. Ten fragment, po drobnych poprawkach, mógłby spokojnie znaleźć się w dowolnej polskiej książce fantastycznej - tylko najpierw musisz się przebić :D.
A dzięki :)


Filip pisze:Nie potrafię jednoznacznie wskazać: to jest dobre, a to złe. Nie wiem, spróbuj wyrzucić z tego tekstu wszystkie nawiązania, rzeczy, które widziałeś u innych - na tym, co zostanie, zbuduj nową opowieść.
Myślę, że zostawię już postapo, a wrócę do swoich ulubionych gatunków: Grozy i Fantasy :) Ale dzięki za budującą - choć jednocześnie słusznie ganiącą miejscami - opinię.
Bo lubię pisać.

Oślepiony [postapo/ostatni dzień pary]

5
tumi1 pisze: Poza tym - postapokalipsa ulega ostatnio degradacji. Kiedyś to był gatunek elitarny, z przemyśleniami. Traktujący zniszczone tło do pewnych refleksji.
No nie wiem. To stwierdzenie może dotyczyć każdego gatunku i żadnego, więc raczej nie może być prawdziwe. Jasne, zalew sztampowych powieści jest odczuwalny, co jednak nie znaczy, że postapo należy spisać na straty. Ostatnio była premiera Komornika M.Gołkowskiego - nie czytałem tej książki, więc dopuszczam myśl, że autor mógł zarżnął ją wykonaniem, ale urzekł mnie pomysł: nieudana apokalipsa + wszechobecna biurokracja. Pomysł genialny w swej prostocie. Czyli jednak można.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

Oślepiony [postapo/ostatni dzień pary]

6
Tumi, a czemu ty się tak mocno sugerujesz konkursami? Przecież to zawsze w pewnym stopniu loteria. Nie masz pojęcia kto czyta twój tekst, może człowiek jak w sam raz nie ma dnia, może akurat na twoim tekście wyłączył się na piętnaście minut, bo już pierwsza w nocy, a jeszcze pięć tekstów do przeczytania, a może po prostu gusta autora i czyyelnika rozmijają się zbyt boleśnie aby coś z tego mogło się urodzić. Oczywiście wszyscy wierzymy, że jury konkursów rzuca całe doczesne życie, żeby w grupowym orgaźmie intelektualnym wyławiać z nadesłanych tekstów najlepszą literaturę, ale ten margines że może być inaczej warto sobie zostawić.
Pisz przede wszystkim to, na co masz ochotę. Gatunek to sprawa drugorzędna.
https://soundcloud.com/para-bellum-3

Oślepiony [postapo/ostatni dzień pary]

7
Akurat jestem na świeżo po powtórce z Metra 2033. Aq dobrze zauważył - Twój tekst, szczególnie początek, wygląda na kalkę nie tylko samego pomysłu z metrem, ale i szczegółów - stacje banitów, komunizm, magnetyczny błękit (tam gwiazdy Kremla), filozof przy ognisku na pustym peronie, rozmowy o Bogu. Fragment o innych schronach jest jak akapit z tamtej książki. Zdawałeś sobie z tego sprawę, czy użyłeś tych rekwizytów nieświadomie? Z Twojego zdziwienia wynika, że chyba zapomniałeś, jak podobny był "źródłowy" tekst. Jestem pewna, że to stanowiło główny powód odrzucenia.
Kiedy się w Twoje opowiadanie wczyta, można zauważyć, że jest dobrze napisane, w dodatku z ciekawą, intrygującą końcówką. Ale nabrałoby kolorów, umieszczone w bardziej oryginalnej scenerii.

Oślepiony [postapo/ostatni dzień pary]

8
@DAF - Dlaczego zawsze konkursami? Ponieważ najzwyczajniej w świecie wychodzę z przekonania, że jeśli mój tekst nie jest w stanie porwać ludzi, sprawić, że zapominają o Bożym świecie - to znaczy, że po prostu nie jest taki jak powinien być. Dobry, owszem, ale ja nie chcę być tylko "dobry". Chcę mieć pewność, że kiedyś ludzie będą sięgali po moje teksty w ciemno, wiedząc, że mogą zawsze liczyć na dobry kawał literatury. Choć przeczę nieco sam sobie tym tekstem, bo teraz - już na chłodno, po konkursie - widzę, że wpadłem w pułapkę i rzeczywiście "inspiracje" u mnie w postapo są zbyt mocne. Co gorsza - są podświadome. Jestem trochę sam sobie winny - umieszczając akcję w metrze skazałem siebie na oczywiste porównania z jedną z mocniejszych marek na rynku :)

@Galla - Ty i Aq macie raczej dobre odczucia; na swoją obronę powiem, że rekwizytów użyłem nieświadomie. Wiesz jak to jest: próbuję napisać coś nowego, ale samym miejscem akcji ładuję się w oczywiste skojarzenia. Ale cóż, tu już jestem sam sobie winien. Aż dziw, że jeszcze Leszek mnie nie zniszczył merytorycznie :D Niemniej cieszę się, że jest chociaż dobrze napisane i lektura nie przyprawia o nudności :)
Bo lubię pisać.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron