Na razie tylko w kilku sprawach.
1. Nie ma książek dla dzieci 5-10 lat. Pięciolatek chodzi do przedszkola, dziesięciolatek do czwartej klasy. To jest kolosalna różnica w opanowaniu języka i doświadczeniach czytelniczych.
2. Język Twojego opowiadania nie tyle przeznaczony jest dla nastolatków, ile w ogóle nie przystaje do współczesności. A przecież, skoro dzieciaki biegają z telefonami komórkowymi, akcja rozgrywa się TERAZ. Tymczasem język jest jak ze
Wspomnień niebieskiego mundurka - mocno archaiczny. To byłoby do przełknięcia w klasycznej baśni, dziejącej się "dawno, dawno temu, za lasami, za górami", ale nie wówczas, kiedy mówią o sobie i do siebie dzieci, które mogłyby być kolegami czytelników.
logitech pisze: Otrzepałem wyjściowy kubraczek i podszedłem bliżej.
To dziecko, czy krasnoludek? Mam dwóch synów, ale żaden z nich na żadnym etapie swojego życia nie powiedział, że nosi kubraczek. A zasób słow mają całkiem, całkiem.
logitech pisze: Dzięki temu dowiemy się jaką ma głębokość i będę mógł sobie czegoś zażyczyć! – krzyknął Mocny namiętnie się oblizując.
– Ty beztroski łasuchu! Ta moneta powinna zostać roztropnie zainwestowana w cukierni!
A w życiu... Beztroskim łasuchem może nazwać babcia wnuka, a nie kolega kolegę. Pominę już namiętne oblizywanie się.
Ale roztropne zainwestowanie monety w cukierni to znowu zgrzyt. Żaden dziesięciolatek czy nawet piętnastolatek tak nie powie do kolegi. Rozumiałabym jeszcze, gdyby Twój narrator używał języka bardziej wyszukanego, trochę ponad jego wiek i prawdopodobne oczytanie. Narracja ma swoje prawa, chociaż pierwszoosobowa powinna być dopasowana do wieku i doświadczeń narratora. W dialogach jednak nie ma taryfy ulgowej - Twoje dzieciaki powinny mówić językiem potocznym.
logitech pisze:Dołączył do mojej klasy rok temu. Na początku udawał poczciwego fajtłapę, ale wiedziałem, że to przykrywka. Zaczął od fortelu ze słabym wzrokiem. Wymachiwał okularami dopraszając się wielu wymyślnych przywilejów!
Znowu to samo. Uczniowie u Dickensa może tak mówili, bo później, to już nie.
Językowo te dialogi byłyby do uratowania, gdyby jedyną osobą posługującą się takim słownictwem i składnią był królewicz ze studni.
logitech pisze: Obaj zgodnie ustaliliśmy, że gastronomiczne incydenty wyzwalają u naszego niepozornego przyjaciela zdumiewającą umiejętność bagatelizowania grawitacji.
Rozumiem, że Ciebie bawi taki sposób prowadzenia narracji, wprowadzającej żartobliwie-ironiczny dystans wobec opisywanych sytuacji, lecz obawiam się, że dla dzieci czy nawet młodszych nastolatków ta maniera jest niezrozumiała i męcząca. A starsze nastolatki raczej nie czytują opowieści o królewiczu ze studni.
Poza tym, w tekście znalazło się również sporo niedoróbek i rozmaitych łamańców.
logitech pisze:Pyzaty wilczurek brykał wesoło wokół kolorowej zbieraniny.
Jak pies może być pyzaty? A kolorowa zbieranina to chyba grupka kolegów narratora. Ty dopiero rozpocząłeś opowiadanie i powinieneś precyzyjnie określać, co jest czym. Miałam wrażenie, że to chodzi o jakieś graty, wyniesione na podwórko.
logitech pisze:Mocny – ugodowy koneser słodkich wiktuałów o słusznej posturze.
Słodkie wiktuały mają słuszną posturę?
logitech pisze:Wpadliśmy napuszeni doniosłym odkryciem do cukierni,
Puszyć można się przed kimś, kto nie wie tego, co my wiemy (oraz z dziesiątka innych powodów), lecz oni wszyscy razem dokonali tego odkrycia i rozmawiają wyłącznie między sobą.
logitech pisze:W razie nakrycia przygotować wiarygodną legendę o kursie kaligrafii.
E, tam. Dzieciak idzie na wagary, kto uwierzy, że kurs kaligrafii odbywa się w czasie przeznaczonym na lekcje? Poza tym, w razie nakrycia należałoby legendę opowiedzieć, a przygotować - znacznie wcześniej.
To na razie tyle w kwestii języka.