Dobry, sprawnie i prawie bezbłędnie napisany tekst. Poruszana tematyka została wnikliwie zaobserwowana i ujęta z dużą znajomością rzeczy. Czyta się płynnie, choć nie miałbym nic przeciwko temu, aby pojawiło się nieco więcej opisów scenerii, w jakiej przebiegają poszczególne partie akcji. Jeśli to ma być całość, to brakuje zakończenia. Nie chodzi o jakiś mocny akord, tak jest nawet lepiej, prawdziwiej, ale kompozycyjne zamknięcie, gdyż ta ostatnia scena jest raczej przypadkowa i niewiele mówiąca.
Rozumiem, że jest to migawka z życia, celne uchwycenie konkretnego, istotnego momentu, choć rozciągniętego w czasie, ale spójnego i określonego z punktu widzenia dojrzewania ze swoją specyficzną problematyką i niewątpliwym urokiem i trudno będzie stworzyć kontynuację. Wyraziłeś obawę, że wyjdzie telenowela. Nie sądzę. Skoro ta część nie ma z nią praktycznie nic wspólnego, to nie dostrzegam powodów do obaw. W każdym razie, jeśli chcesz zmierzyć się z tym zadaniem, to niewątpliwie będzie to interesujące i z przyjemnością zapoznam się z efektem.
A w ramach czepiania:
Totalny brak przekonania w jej głosie.
„jej” można usunąć.
Po prostu była nieco niewymiarowa, jak to w wieku, kiedy już zaczyna się tyć, a jeszcze nie wykształcają się upragnione krągłości.
Dwa „się” w jednym zdaniu i na dokładkę blisko siebie. Lepiej tego unikać.
tylko trochę za spokojna się wydawała i najchętniej przebywała we własnym towarzystwie.
„wydawała – przebywała”: wytworzył się niepotrzebny, wewnętrzny rym.
więc chciała wpasować się w środowisko. Tak się złożyło,
Powtórzone „się”.
Zaczęło się, kiedy Kinga chwaliła się laurkami na Dzień Matki.
„się”
który jej się nie podobał. Zastanawiała się, czy nie posługiwała się pałeczkami jak totalna amatorka.
A tu mamy trzy razy „się”.
Więcej nie będę się znęcał nad „się”.
Tylko chłopak urósł już dość wysoko,
To nie jest najlepsze sformułowanie.
Z tego powodu chciała skończyć te głupie wizyty, gadanie o niczym i to, że usposobienie Marcina nie pozostawiało miejsca dla niej samej.
Wydaje się, że określenie „usposobienie” nie jest trafnie dobrane. Chodziło chyba raczej o cech charakteru względnie osobowości czy relacji jaka między nimi powstała.
Pamela tak bardzo miała ochotę się zezłościć.
Poprawniej by było „wpaść w złość”; ale może w młodzieżowym slangu tak się mówi.
Co teraz, fochy jakieś dziewczyńskie ci się zaczęły?
„ci” – niepotrzebne.
a jej matka wybrała najbardziej poufne zapiski z adnotacją „Czy to pierwsza miłość mojej córeczki?”.
Nie bardzo chce mi się wierzyć, aby istniała taka matka. Ale pewnie jest to możliwe, istnieją takie środowiska.
Ale za to:
Matka nie słyszała.
– Mam brudne stopy!
Matka nie słyszała.
– I jeszcze ciocia, i jaki opis dałaś, i w ogóle!
Matka nie słyszała, patrzyła jak urzeczona w ekran. Odezwała się po chwili.
– Kochanie, świat widzi,
Trzykrotne „Matka nie słyszała” – doskonałe wprowadzenie w subiektywne, wyalienowane z rzeczywistości, a przede wszystkim z empatii do własnego dziecka, podejście i działania niby dorosłej osoby, której przeciwstawione jest jej dziecko, znacznie trzeźwiej i bardziej realistycznie odbierające ową rzeczywistość, ten świat, który w wybujałym egotyzmie matki, na nią ponoć patrzy. Z oczywistych przyczyn odbiera go we własnym, ograniczonym zakresie, lecz umie już nawet znaleźć broń w postaci szantażu, z której co prawda nie potrafi jeszcze umiejętnie korzystać. Potrafi również nawiązać bliską choć nie wykraczająca poza granice koleżeństwa, relację ze starszym kolegą, co razem świadczy o relatywnie zaawansowanej dojrzałości.
I zostało to dobrze przedstawione.
– Przecież wiem, kiedy kłamiesz.
Nie odpowiedziała. Przecież wiedział.
Bardzo dobre ujęcie.
Prawdziwa Pamela jeszcze nie istniała.
W wielofunkcyjnym umyśle jeszcze nie rozwijała się osobowość. Przez bycie sobą rozumiała możliwość podłubania w nosie, gdy nikt nie widział.
Ciekawe, psychologiczne obserwacje.