Portfel

1
WWWW wodnym odbiciu nie rozpoznałem własnej twarzy. Nienaturalnie wydłużona niczym posąg z Wyspy Wielkanocnej, z szaleńczym uśmiechem, którego nie powstydziłby się sam Jack Nicholson, sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała przemówić. Zapragnąłem wrzucić coś do rzeki, byle tylko zniszczyć jej gładką taflę, tym samym uwolnić się od przyglądającego mi się nieznajomego. Widywaliśmy się już parokrotnie. Każdorazowo kończyłem w szpitalnej sali, podpięty pod aparaturę podtrzymującą życie.
WWW- Nie za wcześnie? – spytałem, nie oczekując odpowiedzi.
WWWChoć zgrywałem chojraka, to w rzeczywistości bałem się dnia, w którym to on odezwie się do mnie. Dotychczasowe kontakty i tak kosztowały mnie zbyt wiele zdrowia, a sama myśl o ich poszerzeniu napawała mnie przerażeniem. Tak właśnie wyobrażałem sobie śmierć. Początkowo przyglądającą się z oddali, z upływem lat podchodzącą coraz bliżej, by wreszcie przywitać się i towarzyszyć mi w ostatniej podróży. Czy to był już ten moment? Przekonałbym się, gdybym tylko miał pod ręką jakiś kamień.
WWWJak na zawołanie, w powietrze wzbiła się kaczka, odsłaniając granatowe lusterka skrzydeł. Jej ruch zmącił powierzchnię oświetloną przez latarnię, uwalniając mnie od tego paraliżującego spojrzenia. Bałem się ponownie spojrzeć na sylwetkę odbijającą się w wodzie, lecz ciekawość była silniejsza od strachu. Odetchnąłem z ulgą, gdy ujrzałem znajomą twarz i przyklepane od czapki włosy, opadające na wysokie czoło. Nie sądziłem, że będę w stanie ucieszyć się na widok tej nieudolnej próby zakamuflowania coraz większych zakoli. Choć jak większość mężczyzn odczuwałem frustrację z powodu coraz widoczniejszej łysiny, to de facto ucieszyłbym się, gdyby dane mi było dożyć chwili, w której na mojej głowie nie pozostanie już żaden włos. Oznaczałoby to, że moje życie trwałoby jeszcze kilka miesięcy, a może nawet lat.
WWWZamknąłem oczy. Celowo wybrałem się nad Brdę o piątej rano, by móc nacieszyć się ciszą i samotnością. Niedługo na Wyspę Młyńską dotrą pierwsi biegacze ze słuchawkami w uszach, pozdrawiając się wzajemnie. Po nich przyjdzie pora na studentów zmierzających na poranne wykłady oraz na pędzących do pracy. Będą głośno rozmawiać przez komórki i pić kawę z plastikowych kubeczków, które pod koniec trasy trafią do murowanych koszy na śmieci. Ostatnią grupą przedpołudniowych gości będą spacerujące matki z dziećmi oraz emeryci okupujący drewniane ławki.
WWWWziąłem głęboki wdech, wciągając do płuc chłodne, wrześniowe powietrze. Byłem przekonany, że mam jeszcze pół godziny spokoju, gdy moją uwagę przykuła zgarbiona postać, opierająca się o wiekową lipę. Szczupła kobieta, otulona szarym prochowcem przewiązanym pasem na wysokości talii, wyglądała, jakby zaraz miała upaść.
WWW- Coś się stało? – krzyknąłem, ruszając w jej kierunku, by sprawdzić, czy nie potrzebuje pomocy.
WWWZ daleka wyglądała na staruszkę, tym większe było moje zdziwienie, kiedy okazała się młodą, atrakcyjną kobietą. Zwróciłem uwagę na jej zgrabne łydki, smakowicie wychodzące spod płaszczyka.
WWWJuż miałem ponowić pytanie, gdy nieznajoma podniosła wzrok, a nasze spojrzenia spotkały się, fundując mi ciarki na całym ciele. Była idealna. Drobne usta, lekko zadarty nosek, alabastrowa cera. Lekko kręcone włosy w kolorze żyznej ziemi opadały na ramiona niczym pnącza winorośli, obiecując słodki smak grzechu.
WWW- Patryk? – spytała, lekko marszcząc czoło.
WWWChciałem paść na kolana i błagać, by nie robiła takiej miny, gdyż przyśpiesza to powstawanie zmarszczek. W tamtej chwili nie potrafiłem wyobrazić sobie większego grzechu niż skalanie tej anielskiej twarzy, lecz na szczęście odebrało mi mowę, ponieważ najprawdopodobniej wyszedłbym na totalnego idiotę.
WWW- Nie możesz tu być – powiedziała, po czym odwróciła się do mnie plecami.
WWWZaczęła się oddalać, a ja nie potrafiłem wydusić z siebie żadnego słowa. W środku wyłem najgłośniej jak potrafiłem, lecz ani jeden dźwięk nie wydostał się z moich ust. Zamurowało mnie, jakby wskutek zauroczenia moje stopy wypuściły korzenie. Bracia drzewa, schwytajcie moją przyszłą żonę! Gałęzie jednak nie złapały jej płaszcza, nie powstrzymały przed ucieczką.
WWWMiotałem się jak szaleniec, skrępowany niewidzialnym kaftanem bezpieczeństwa, lecz w rzeczywistości wciąż tkwiłem nieruchomo w tym samym punkcie. Głos nieznajomej podziałał na mnie jak tabletka gwałtu pozostawiając sprawnym jedynie mózg. Każdy jej kolejny krok wbijał mi ostrze prosto w serce, które zamiast krwawić, wylewało łzy,
WWWGdy wreszcie ruszyłem jej śladem, dotarłem do krawędzi wyspy, na której prócz mnie nie widać było nikogo. Nie mogła tak po prostu zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu jak mgła unosząca się nad powierzchnią wody. Nie mogła mnie zostawić, teraz, gdy dopiero się poznaliśmy. Nie mogła!
WWWNie wiem, jak długo tam stałem, łudząc się, że pojawi się z powrotem i wyzna swoje imię. Zamiast niej pojawili się pierwsi biegacze, ubrani w obcisłe szorty i jaskrawe adidasy. Ich widok nieco mnie otrzeźwił. Pogrążony w amoku, nie zdawałem sobie sprawy z absurdalności własnego zachowania. Nigdy dotąd nie podejrzewałem się o zdolność do tak histerycznych reakcji, zwłaszcza że obiekt tego dzikiego pożądania był mi zupełnie obcy. Czy możliwe, że śliczna buźka mogła odebrać mi zdrowy osąd?
WWW- Nie możesz tu być – powtórzyłem zrezygnowany. – Co też ci do łba strzeliło?
WWWTrwałem tak jeszcze dłuższą chwilę, wpatrując się w naturalną zmianę warty. Noc wypełniła swój obowiązek, dając na pewien czas schronienie zepsutym do szpiku kości istotom, które już za chwilę podkulą ogon przed oczyszczającą mocą słońca. Pewnie nie mogły już doczekać się zimowych dni, gdy ciemność będzie w posiadaniu znacznej części doby. Ale to jeszcze nie teraz, póki co musiały kryć się w swoich norach i obmyślać kolejne intrygi, możliwe do wykonania jedynie pod przykryciem płaszcza ciemności.
WWWSam najchętniej zaszyłbym się gdzieś głęboko, okopał wysokimi murami, przez które nie przechodzą żadne dźwięki. Zaprzepaściłem pół godziny ciszy, przehandlowałem je za potrzeby najniższych lotów. Jeszcze niedawno było nie do pomyślenia, by czymkolwiek wyprowadzić mnie z równowagi. Pochód wojskowej orkiestry nie odwróciłby mojej uwagi, a co dopiero samotna dziewczyna pod drzewem.
WWW- Coś panu wypadło! – krzyknął do mnie uśmiechnięty mężczyzna, jeden z biegaczy.
WWWMusiał wyczytać z mojej miny, że nie mam pojęcia, o co chodzi, gdyż zwolnił i – nieustannie przebierając nogami – podniósł z trawy szary portfel, który wyciągnął w moim kierunku.
WWW- To nie moje – odpowiedziałem.
WWW- Przecież widziałem, jak wypada panu z kieszeni.
WWWWcisnął mi go w dłoń, robiąc przy tym teatralną minę. Z jego oczu wyczytałem, że darzy mnie czystą pogardą, jaką sportowcy czują do otyłych ludzi, wywyższając się nad nimi przy każdej okazji. Wystarczyła krótka wymiana zdań, by zaszufladkował mnie do grupy imprezowiczów, co to nie potrafią wrócić o własnych siłach do domu. Nie zdziwiłbym się, gdyby zadzwonił po policję, by odtransportowali mnie na izbę wytrzeźwień.
WWWOdprowadziłem go wzrokiem, po czym przeniosłem spojrzenie na trzymany przedmiot. Przesunąłem kciukiem po lśniącej skórze, wycierając kropelki porannej rosy. Był niewielkich rozmiarów, co sugerowało, że należał do kobiety. Otworzyłem go w nadziei, że w środku znajdę dokumenty tej, która mnie tak niedawno zauroczyła. Niestety, nietypowe wykonanie portfela nie zakładało kieszonek na dokumenty. Moje zdziwienie wzrosło jeszcze bardziej, gdy przeszukując zawartość natknąłem się na banknoty sprzed denominacji. Kilka pięćdziesiątek z wizerunkiem Karola Świerczewskiego, trzy tysiące z Kopernikiem oraz pięć zapomnianych już przeze mnie stówek ze Stanisławem Moniuszko.
WWWNie potrafiłem sobie przypomnieć, w którym dokładnie roku doszło do wymiany waluty, miałem wówczas około dziesięciu lat. Jedyne, co z tego zapamiętałem, to niezadowolenie, gdy moje kieszonkowe wyniosło dwie monety, a nie jak wcześniej kilka kolorowych papierków.

[ Komentarz dodany przez: ithilhin: Wto 03 Mar, 2015 ]
Usunęłam ankietę.
Ostatnio zmieniony pn 09 mar 2015, 11:39 przez _Piotr_, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Choć zgrywałem chojraka, to w rzeczywistości bałem się dnia, w którym to on odezwie się do mnie.
„Zgrywałem chojraka” to taki kolokwializm. Wolałbym w tym miejscu inne określenie.
Dotychczasowe kontakty i tak kosztowały mnie zbyt wiele zdrowia, a sama myśl o ich poszerzeniu napawała mnie przerażeniem.
Powtórzone „mnie”. Z drugiego można spokojnie zrezygnować.
Początkowo przyglądającą się z oddali, z upływem lat podchodzącą coraz bliżej, by wreszcie przywitać się i towarzyszyć mi w ostatniej podróży. Czy to był już ten moment? Przekonałbym się, gdybym tylko miał pod ręką jakiś kamień.
Trochę za dużo „się”.
Oznaczałoby to, że moje życie trwałoby jeszcze kilka miesięcy, a może nawet lat.
Miesięcy? Włosy w tak szybkim i widocznym tempie chyba nie wypadają?
Celowo wybrałem się nad Brdę o piątej rano, by móc nacieszyć się ciszą i samotnością. Niedługo na Wyspę Młyńską dotrą pierwsi biegacze ze słuchawkami w uszach, pozdrawiając się wzajemnie.
Trochę za dużo „się”.
Po nich przyjdzie pora na studentów zmierzających na poranne wykłady oraz na pędzących do pracy.
Trzy razy „na”.
Podejrzewam, że przy „pędzących” podmiot jest domyślny, ale wychodzi, że dotyczy to również studentów, z których jedni zmierzają na wykłady, a inni pędzą do pracy. Chyba, że tak miało być.
obiecując słodki smak grzechu.
WWW- Patryk? – spytała, lekko marszcząc czoło.
WWWChciałem paść na kolana i błagać, by nie robiła takiej miny, gdyż przyśpiesza to powstawanie zmarszczek. W tamtej chwili nie potrafiłem wyobrazić sobie większego grzechu niż skalanie tej anielskiej twarzy,
Powtórzone „grzechu”.
Zaczęła się oddalać, a ja nie potrafiłem wydusić z siebie żadnego słowa. W środku wyłem najgłośniej jak potrafiłem, lecz ani jeden dźwięk nie wydostał się z moich ust.
'potrafiłem' – zakłada świadome i intencjonalne działanie. Dla kogo? Dla siebie? „W środku” nie ma zewnętrznego „widza”. Takie działanie jest pozbawione sensu.
Głos nieznajomej podziałał na mnie jak tabletka gwałtu pozostawiając sprawnym jedynie mózg.
Przecinek po „gwałtu”.
serce, które zamiast krwawić, wylewało łzy,
Tak czy siak enigmatyczne (i niezbyt rewolucyjne) metafory. Nie widzę różnicy czy serce krwawi, czy wylewa łzy.
Noc wypełniła swój obowiązek, dając na pewien czas schronienie zepsutym do szpiku kości istotom, które już za chwilę podkulą ogon przed oczyszczającą mocą słońca.
A cóż to za istoty? Ogony nawet mają?
gdy ciemność będzie w posiadaniu znacznej części doby. Ale to jeszcze nie teraz, póki co musiały kryć się w swoich norach i obmyślać kolejne intrygi, możliwe do wykonania jedynie pod przykryciem płaszcza ciemności.
Powtórzone „ciemności”.
Jeszcze niedawno było nie do pomyślenia, by czymkolwiek wyprowadzić mnie z równowagi.
Gdyby nie to, że kilkakrotnie wylądował w szpitalu z aparaturą podtrzymująca życia, to może by i miało to cechy prawdopodobieństwa.
Niestety, nietypowe wykonanie portfela nie zakładało kieszonek na dokumenty.
Brak odpowiednich kieszonek, nie usprawiedliwia braku dokumentów. Oczywiście, nie musiały tam być, ale podany powód jest nie do przyjęcia. Lepiej, żeby nie było żadnego. Po prostu nie było i już.

Zgrabnie napisane, niezły styl, rodzi się atmosfera tajemnicy, niedopowiedzeń, czegoś irracjonalnego. Czyta się płynnie, z zainteresowaniem. Mam wprawdzie wątpliwości, czy dobrze będzie pełnić rolę wstępu dłuższego opowiadania, takie to trochę 'lekkie', szkicowe – ale może i tak. W każdym razie chętnie poczytam dalej.

3
Nie wiem czy nie wychodzę przed szereg, ale co tam! Natasza wywołała mnie do tablicy więc jakby co to będzie na nią ;)
W wodnym odbiciu nie rozpoznałem własnej twarzy.

Nie wiem dlaczego ale całe to zdanie jakoś mi nie pasuje. Dziwny związek „wodnym odbiciu”. Do tego jakiś taki dziwny szyk zdania. Pierwsze zdanie, pierwszego rozdziału brzmi dla mnie bardzo nienaturalnie.

Przed czytaniem Twojego tekstu nie spojrzałem na jego opis i prawdę powiedziawszy z pierwszego akapitu wysnułem wniosek, że to jest jakiś horror, psychodela albo thiller. Jakoś mi się to samo narzuciło po nazwisku Nicholsona, wrażeniu, że podmiot widzi swoją twarz w jakimś koszmarnym grymasie i po tym, że to szalone odbicie sprawiało problemy, przez które
Każdorazowo kończyłem w szpitalnej sali
. Tak jakby miał jakieś rozdwojenie jaźni i czasem ta postać z odbicia pakowała go w kłopoty.

Pierwsza linia dialogowa tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że coś z bohaterem jest nieteges. Kolejny akapit i dalej utwierdzasz mnie w przekonaniu, że właśnie wchodzę w umysł szaleńca.
Jak na zawołanie, w powietrze wzbiła się kaczka, odsłaniając granatowe lusterka skrzydeł.
Nie wiem czy się ze mną zgodzisz, ale wydaje mi się, że „jak na zawołanie” oznacza, że ktoś oczekiwał takiego wydarzenia. Opuściłbym po prostu jak na zawołanie i wszystko brzmiało by składniej.
Jej ruch zmącił powierzchnię oświetloną przez latarnię (...)
Ja napisałbym „ Jej ruch zmącił powierzchnię wody, uwalniając mnie od tego (…)
Odetchnąłem z ulgą, gdy ujrzałem znajomą twarz i przyklepane od czapki włosy, opadające na wysokie czoło.
Czytając to pomyślałem- yep; facio ma jakieś poważne problemy psychiczne, ale już mu lepiej ;)

Pojawia się kobieta. O piątej rano w parku. Jednak nie jest mu lepiej... Co dziwne o ile kobieta go rozpoznaje i mówi do niego po imieniu, to chwilę później piszesz:
Głos nieznajomej podziałał na mnie jak tabletka gwałtu


Pomijam wulgarnie brzmiącą i nie pasującą moim zdaniem „tabletkę gwałtu”. Ona zna bohatera, a on jej nie? Ona odchodzi, wręcz znika, a on stoi w bezruchu. Trochę się zgubiłem... Doszedłem do wniosku, że była tylko zjawą, emanacją jego chorego umysłu, ale wtedy pojawia się biegacz.

Biegacz, który nie mógł widzieć jak głównemu bohaterowi wypada portfel, a mimo to go oddaje- pomyślałem, że to kolejna intrygująca chwila w poranku kolesia z poważnymi problemami umysłowymi. W jakiś sposób ten portfel potwierdził, że kobieta była rzeczywista.
Niestety, nietypowe wykonanie portfela nie zakładało kieszonek na dokumenty.

Dziwne zdanie i wydaje mi się, że przez wyraz „zakładało”. Wydaje mi się, że prostsze zdanie pasowało by lepiej:

Portfel był nietypowy i nie zawierał kieszonek na dokumenty. Moje zdziwienie (…)

Podsumowując:
Jeśli ma to być obyczaj to ja tego nie czuje (może fragment jest za mały?). Czytało mi się dobrze dopóki nie sprawdziłem opisu wątku i czytałem z przeświadczeniem, że to jest jakaś psychodela. Wszystko nawet zgrabnie do siebie pasowało. Pierwsza część tekstu emanuje szaleństwem głównego bohatera. Druga część tekstu dostarcza wydarzeń iście paranormalnych: znikająca kobieta, która od tak opiera się zmęczona w parku o drzewo. O piątej rano. Jakiś dziwny portfel i biegacz, który oddał bohaterowi portfel, który NIE MÓGŁ mu wypaść z kieszeni. Nawet jeśli przyjmę, że portfel wypadł rzeczywiście kobiecie to dlaczego nosiła pieniądze z poprzedniej epoki? To też trąci czymś więcej niż obyczaj.
Podpisano

5
Piotrze,

Moi poprzednicy dość szczegółowo wyłuszczyli Twoje błędy. Moje uwagi będą tylko trzy. Po pierwsze, tabletka gwałtu działa przede wszystkim na umysł. Nie paraliżuje ciała, tylko wolę :). Od paraliżu cielesnego jest inne, dość szerokie spectrum środków :twisted: . Druga sprawa, łydki wychodzące spod płaszcza. Trochę to smiesznie brzmi :)
No i jeszcze przydałoby się wyjaśnienie, czemu rzeczne odbicie sprawiało bohaterowi tyle problemów w przeszłości ( miał problemy psychiczne, paranoję, shizofrenię) Być może pozwoliłoby to domyślić się też czytelnikowi, czy kobieta była realna, czy też portfel bohater nosił zawsze przy sobie, ogarnięty jakimś szaleństwem, uważał go za własność kogoś innego.
Ogólnie tekst przyciąga uwagę. Chciałabym przeczytać dalszą cześć.
Pozdrawiam

6
Nie chciałabym powtarzać tego, co napisali moi poprzednicy (z wieloma ich spostrzeżeniami się zgadzam), więc tylko parę uwag.
_Piotr_ pisze:W wodnym odbiciu nie rozpoznałem własnej twarzy. Nienaturalnie wydłużona niczym posąg z Wyspy Wielkanocnej, z szaleńczym uśmiechem, którego nie powstydziłby się sam Jack Nicholson, sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała przemówić. Zapragnąłem wrzucić coś do rzeki, byle tylko zniszczyć jej gładką taflę, tym samym uwolnić się od przyglądającego mi się nieznajomego.
Tak się zastanawiam, jaki stopień realizmu przewidujesz w swoim tekście. W rzece właściwie nie da się rozpoznać szczegółów własnego odbicia. Inna sprawa, że Twój bohater potrafiłby chyba dostrzec je na szorstkim kamieniu, więc realia otoczenia nie muszą go specjalnie krępować. Mimo wszystko, bardziej pasowałaby mi tu jakaś stojąca woda, choćby to nawet miała być zwykła kałuża.
Podkreślone: nazbyt dobitny jest "szaleńczy uśmiech" w sytuacji, kiedy o bohaterze nie wiemy jeszcze nic. Jeśli koniecznie chcesz pozostać przy tym skojarzeniu, złagodziłabym: z uśmiechem, którego nie powstydziłby się sam Jack Nicholson (w Lśnieniu - można by dorzucić, gdyż to chyba o ten słynny uśmiech chodzi? Ale bez jednoznacznej kwalifikacji).
_Piotr_ pisze:ujrzałem znajomą twarz i przyklepane od czapki włosy, opadające na wysokie czoło. Nie sądziłem, że będę w stanie ucieszyć się na widok tej nieudolnej próby zakamuflowania coraz większych zakoli. Choć jak większość mężczyzn odczuwałem frustrację z powodu coraz widoczniejszej łysiny, to de facto ucieszyłbym się, gdyby dane mi było dożyć chwili, w której na mojej głowie nie pozostanie już żaden włos.
Piętrowe komplikacje: bohater cieszy się (chyba), lecz nie sądzi, że mógłby się cieszyć, próbuje zakamuflować zakola, lecz wie, że robi to nieudolnie, łysina go frustruje, lecz cieszyłby się, gdyby ją miał, plus jeszcze bliżej nie określony związek pomiędzy łysą głową i długością życia mierzoną w miesiącach - a wszystko na widok paru kosmyków wychodzących spod czapki. Ja wiem, że w życiu nasz tok myślenia jest taki wlaśnie, chaotyczny, bazujący na skojarzeniach niezupełnie jasnych, lecz Ty dopiero prezentujesz swojego bohatera i chyba nie jest to najszczęśliwszy moment i sposób wprowadzenia tych rozważań. Inna sprawa, gdyby wiatr rozwiał mu włosy, odsłaniając nieudolnie maskowane zakola...
_Piotr_ pisze: Szczupła kobieta, otulona szarym prochowcem przewiązanym pasem na wysokości talii,
Przewiązanym paskiem. Pas w garderobie kobiecej, o ile nie jest elementem jakiejś szczególnej stylizacji ( np. punk, gothic), służy do podtrzymywania pończoch. A płaszcza raczej nie da się przewiązać paskiem w innym miejscu, niż na wysokości talii, więc nie warto pisać o sprawach oczywistych.
_Piotr_ pisze:Zwróciłem uwagę na jej zgrabne łydki, smakowicie wychodzące spod płaszczyka.
Oj, nie. Można wyglądać smakowicie (apetycznie), ale smakowicie wychodzić?
_Piotr_ pisze:W- Patryk? – spytała, lekko marszcząc czoło.
WWWChciałem paść na kolana i błagać, by nie robiła takiej miny, gdyż przyśpiesza to powstawanie zmarszczek.
Rety... Ona go pyta o imię, a on myśli o jej potencjalnych zmarszczkach... Mógłby się chociaż zmartwić, że nie jest tym Patrykiem.
_Piotr_ pisze:Miotałem się jak szaleniec, skrępowany niewidzialnym kaftanem bezpieczeństwa, lecz w rzeczywistości wciąż tkwiłem nieruchomo w tym samym punkcie.
"Miotanie się" może oznaczać zarówno nagły chaos emocjonalny, jak i nieskoordynowane ruchy, lecz porównanie do szaleńca wyraźnie sugeruje tę drugą możliwość. Tymczasem okazuje się, że Twój bohater stoi nieruchomo. Nie dałoby się bez tych sprzeczności? Może, po prostu, chciał pobiec za nią, lecz wstrząs go sparaliżował, albo podobnie? Ty lubisz mocne określenia, a ich repertuar jest całkiem spory.
_Piotr_ pisze:Ich widok nieco mnie otrzeźwił. Pogrążony w amoku, nie zdawałem sobie sprawy z absurdalności własnego zachowania. Nigdy dotąd nie podejrzewałem się o zdolność do tak histerycznych reakcji,
Podkreślone - zbędne. Sytuacja jest dla czytelnika zupełnie jasna, natomiast dla oceny własnej bohatera całkowicie wystarczy drugie zdanie.
_Piotr_ pisze:Wcisnął mi go w dłoń, robiąc przy tym teatralną minę.
Jaka jest teatralna mina?
_Piotr_ pisze:Niestety, nietypowe wykonanie portfela nie zakładało kieszonek na dokumenty.
Dokumenty typu dowód osobisty czy mała legitymacja można włożyć do przegródki na banknoty.

Ogólnie - jak na mój gust, trochę przerysowujesz reakcje bohatera. Na dłuższą metę to może męczyć. Natomiast całkiem zgrabnie wprowadzasz kolejne elementy intrygi - dziewczynę, która bierze bohatera za kogoś innego, kto "nie może tu być", potem portfelik z pieniędzmi sprzed wielu lat - to zaciekawia i każe zastanawiać się, co będzie dalej. Duży plus za zręczne wtapianie obserwacji otoczenia (ta kaczka z granatowymi lusterkami!) w narrację bohatera. Tylko: jak on właściwie ma na imię? Chyba jednak nie Patryk. Ale wtedy była okazja, żeby przestał być tak całkiem anonimowy.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

7
Dzięki za dalsze opinie. Tak jak pisałem, są to dopiero pierwsze strony. Bohater rzeczywiście nie ma na imię Patryk, a cierpi na guza mózgu. Więcej nie zdradzę, żebyście mieli powód do kupienia książki. ;)
Za tabletkę gwałtu biję się w pierś.

Naprawdę dziękuję za wszystkie opinie, jesteście bardzo pomocni.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron