Więc proszę o zweryfikowanie tego.
Pozdrawiam.

Spojrzała na nas z nad książki, którą zawzięcie czytała od kilku godzin. Zarumieniła się i uśmiechnęła lekko wstydliwie. Odniosłem wrażenie, że wtargnęliśmy nie w porę. Zastanawiałem się czy tylko ja wyczuwam to zażenowanie i nie wiedziałem jak mam się zachować. Było mi głupio. Staliśmy wystraszeni i przemoknięci do suchej nitki. Z naszych włosów woda kapała na podłogę a ubrania można było wyżymać. Babcia nie krzyczała a tego obawialiśmy się najbardziej. Pogoda zaskoczyła nas gdy wracaliśmy z lasu. Nigdy nie pozwalano nam tam chodzić. Mimo to napięcie rosło. Zrobiło mi się niedobrze. Czułem, że czerwienie się mocniej od niej. Było mi wstyd w jej imieniu przed kolegami. Spojrzałem na ów książkę, którą kurczowo trzymała w prawej dłoni. Nie dostrzegłem z tej odległości żadnych napisów. Postanowiłem, że gdy babci nie będzie w domu sprawdzę co to jest.
- Cześć babciu. Przyszliśmy się wysuszyć a potem idziemy do Tomka grać w karty - wyjąkałem i dopiero wtedy zauważyłem, że drugą rękę trzymała między nogami.
- Dobrze, dzieci, dobrze - powiedziała rozglądając się za czymś na boki. - Pójdźcie do kuchni ja wam zaraz przyniosę ręczniki.
Przez dłuższy moment nie ruszała się z miejsca. Dopiero jak wyszliśmy z pokoju usłyszałem jak podnosi się z krzesła, które dźwięcznie zaskrzypiało. Zastanawiałem się co pomyśleli Krzysiek i Tomek. Chciałem coś powiedzieć by odkręcić jakoś tą sytuację ale nic mi nie przychodziło na myśl. Kalkulowałem w głowie całe to zajście by wyciągnąć jakieś wnioski zaprzeczające moim domysłom. Nie wymyśliłem nic. Pragnąłem zapaść się pod ziemię.
- Ja chyba już wracam do domu - odezwał się Krzysiek.
- Dlaczego? - zapytałem przestraszony.
- Ja też - rzucił Tomek.
Poczułem gorący puls w skroniach. Zacisnąłem pięści powstrzymując się od płaczu.
- Przyjdziecie jutro? - zapytałem piskliwie widząc jak kierują się już do drzwi. Żaden nie odpowiedział ani nie odwrócił się w moja stronę. Wyszli. Łzy popłynęły mi strumieniami po policzkach. Usłyszałem za sobą kroki babci. "To twoja wina!" zabrzmiało w mojej głowie. Trząsłem się i dyszałem od płaczu oraz zimna. Poczułem na plecach dodatkowy ciężar. Odwróciłem się. To babcia okrywała mnie kocem. Zrzuciłem go gwałtownie na podłogę i pobiegłem za kolegami. Deszcz lał jak z cebra. Zobaczyłem ich jak idą razem w jedną stronę. Poszli do Tomka. Złość i nienawiść wezbrały we mnie ze zdwojoną siłą. Nie mogłem przełknąć śliny i zachodząc się od płaczu powtarzałem przez zaciśnięte zęby "nie". Wróciłem do domu czując się gorzej niż kiedykolwiek przedtem. W pokoju rozebrałem się i położyłem do łóżka. Szybko zapadłem w głęboki sen.