Piórko
Krąg Vendariona. Okruchy
Autor: Piotr Grochowski
 /Błękitna Wieża Blake’a, Memoria, 13.09.59 r./
Dolores Chatterbuck próbowała zapalić papierosa trzęsącymi się dłońmi. Wszystko było nie tak. Zapalniczka nie chciała skrzesać ognia, wąski papieros nie pasował do lufki, wiał zimny, przejmujący do szpiku kości wiatr, a głośnik zawieszony gdzieś u góry wypluwał z siebie komunikat za komunikatem. „Do diaska, czemu spotyka to mnie?”, spytała w głębi ducha. „Przecież on… ten przeklęty Bern nawet nie raczył wyjaśnić… Po prostu wyjechał.” Pociągnęła nosem. Poprawiła miękki szalik i sięgnęła do kieszeni palta. Razem z chusteczką wyjęła piórko. Zmarszczyła brwi. „Niby jakim cudem?”. Obejrzała znalezisko – maleńkie, białe i puszyste. Zastanowiła się, wodząc wzrokiem po okolicy. Zmierzchało, ostatnia jasność dnia majaczyła gdzieś pomiędzy wieżowcami. Ponad głową Dolores schodził do lądowania oczekiwany sterowiec – duży, szarobłękitny Aard Hummel, maszyna nowego typu. „Ekskluzywny środek transportu”, przypomniała sobie reklamowy slogan. Skrzywiła usta w gniewnym grymasie. „Chrzanić sterowce, podróże i chrzanić Bernarda Bonneta, dyrektora działu transportu w Kettler-Droome – największej korporacji jaką znała współczesna Vendaria. Chrzanić”.
Błysnęło. Niebo zapłonęło, ciemne chmury rozstąpiły się, jakby jakiś gigantyczny stwór rozdrapał czerń ognistym pazurem – wybuch rozerwał kadłub sterowca. Zrobiło się niezwykle gorąco, cały dach zalało światło, jak za dnia. I ten podmuch. Dolores nie zdołała utrzymać się na nogach. Pęd szarpnął jej ciałem, rozchełstał palto, porwał szaliczek. Poleciała. Z przerażeniem w oczach patrzyła na mijaną barierkę, krawędź dachu, rynny i jakieś szare konstrukcje.  Pod nią była otchłań, dziesiątki pięter do ziemi, do twardego asfaltu, do kamiennych płyt trotuaru. 
Spadała moment, dłuższą chwilę, przez wieczność. Zamykała i otwierała oczy. W końcu znieruchomiała. Coś gryzło ją w nosie, swędziało, delikatnie łaskotało po twarzy. Rozejrzała się. Odruchowo dmuchnęła, wysuwając dolną szczękę w przód. Biel unosiła się wokół niej, wirowała. Ktoś krzyczał, a w górze, bardzo daleko w górze, rosła kula ognia, pochłaniając dach wieżowca. Jakiś mężczyzna pomógł jej wstać, inny pytał: 
– Czy nic się pani nie stało?
Przecierała oczy. Ktoś mówił podniesionym głosem, pytał: 
– Z góry? 
Biel. Do diaska. 
– Z samej góry? To niemożliwe… 
Biel powoli się rozwiewała, wiatr zabierał drobinki, gnał je między kłębiących się ludzi, pomiędzy samochody. 
– Nie jest ranna? 
Dolores przytrzymała się ramienia jednego z mężczyzn. 
– Nie ma ani jednego zadrapania, to niebywałe. 
Dolores Chatterbuck poczuła się dziwnie zmęczona. Powieki jej opadały, nogi były jak z waty. Nim zemdlała, usłyszała jeszcze niski głos jakiejś kobiety: 
– I co, do cholery, robi tutaj to całe pierze?
„Piórko, o do diaska”.
					
																					Piórko Krąg Vendariona. Okruchy
1
							Ostatnio zmieniony wt 10 cze 2014, 18:04 przez Szeptun, łącznie zmieniany 2 razy.
													
					
															Nic nie jest Pewne a Pewne rzeczy moga stać się nieodwracalne...
					
					
					
																																																			
					 Opisy bardzo ograne, ale i sytuacja powtarzająca się w wielu utworach, więc próba zrobienia z tego fajerwerków mogłaby być mocno szkodliwa.
 Opisy bardzo ograne, ale i sytuacja powtarzająca się w wielu utworach, więc próba zrobienia z tego fajerwerków mogłaby być mocno szkodliwa. Jakiś pomysł od Ciebie???
 Jakiś pomysł od Ciebie???
