19
autor: Leszek Pipka
Umysł pisarza
Nie wiem. Mam wątpliwości. Nie to, że dyskwalifikujące, ale wyraźne.
Co do urody. Co do smaku.
Czyli w zasadzie co do jakości literackiej.
Minusy:
1. Jakbyś podetknął mikrofon komuś i kazał mu opowiedzieć o kawałku swojego dnia. No i on to robi, dukając niewprawnie, czując się obserwowany i oceniany, a Ty mu nie pomożesz żadnym naprowadzającym pytaniem. Czyli niby reportaż, dosłowny zapis czyjejś wypowiedzi, przeniesiony na kartkę. Płasko. Bez elementu kreacji, który mógłby stanowić o wyrazistości, głębi.
Czasem paradokumentalny charakter miniatury sprawia, że jej wymowa jest jak wybuch granatu. Jednak częściej o sile oddziaływania decyduje plastyczność, przestrzenność, warstwowość, którą uzyskuje się dzięki pisarskiej obróbce prostego motywu.
Ty – w moim odczuciu – jesteś gdzieś pośrodku. „Bo to zła kobieta była” plus matczyno-synowska obsesja – za mało, żeby obraz prawdziwie zainteresował, wciągnął, zmusił do zastanowienia.
2. Język. Tu mam podobne wrażenie, nie obrobiłeś wypowiedzi bohaterki, z możliwości, jakie daje stylizacja skorzystałeś wprost, efekciarsko, bez dopracowania szczegółów, niestarannie.
Popatrz: język Ściany Wschodniej jest melodyjny, płynny, miękki, do tego starsi ludzie mają skłonność do lamentu, lejącego się w długich zwrotkach, opowiadając o sprawach, którymi żyją, nawet, jeśli z punktu widzenia obiektywnego obserwatora są to sprawy małe i błahe.
Ty zaś zastosowałeś całkiem odmienny, ciężki w percepcji styl króciutkich, porwanych zdań. Poza tym wydaje się, że zamiast obsypywania – losowo, jak popadnie – wyjątkowo wyrazistymi regionalizmami poszczególnych zdań (miejscami jest to mocno wysilone i zgrzyta nadmiarem) lepiej byłoby wybrać kilka charakterystycznych cech języka i stosować je konsekwentnie w całym tekście (na przykład przechodzenie „ę” w „e”, „ą” w „o”, albo „e” w ‘i”).
Reszta – poprawną polszczyzną, przetykaną gdzieniegdzie lokalnymi wyrażeniami, które dodają kolorytu, a które - choćby z analizy kontekstu - będą zrozumiałe dla każdego władającego językiem polskim czytelnika.
Nawiasem mówiąc choćby taki „żabelec” („żabielec”?) bardzo jest urodziwy.
Gdyby zastosować Twoją metodę do miniatury posługującej się wypowiedzią kogoś o pochodzeniu kaszubskim, byłaby całkiem niezrozumiała dla reszty Polaków.
No i jeszcze wyrażenia, które wydają mi się ewidentnie błędne, a w każdym razie zupełnie niepotrzebnie zastosowane w błędnej formie, jak to: „A taka porządna dziewczynisko była...”
I jeszcze słabo ogarnięta interpunkcja.
Czytanie tekstu w takiej formie, jaka Ci się napisała męczy, jak rąbanie drewna na opał tępą siekierą.
Jeśli nie znasz (a pewnie znasz) zerknij proszę dla przypomnienia, jak stylizacją posługuje się Redliński, jak robi to Andrzej Mularczyk w „Każdy żyje jak umie” – gdzie język wprost niesie czytelnika, niczym porządna fala surfera. I dla odmiany Myśliwskiego, czy Nowaka, gdzie stylizacja jest leciutka, troszkę tylko podbarwiająca fabułę, dla umieszczenia jej w jakiejś lokalizacji przestrzennej i czasowej.
3. Proporcje składników miniatury. To jest kwestia warsztatowa. Mam wrażenie, że nastąpiło przesunięcie akcentów, skutkujące nierównowagą środków i celu. Tu – celem powinno być raczej odmalowanie portretu starej kobiety i tego, co stało się z jej życiem, osiągnięte za pomocą prześledzenia jej wewnętrznego monologu, a nie samo przedstawienie egzotyki języka. Ten (nie umniejszając jego cech charakterystycznych) powinien pełnić raczej rolę służebną wobec literackiego zamysłu.
Sportretowana przez Ciebie bohaterka jest troszkę jednowymiarowa, złe cechy jej charakteru są przytłaczające, niedostatecznie skonfrontowane choćby z religijnością i kładą się zdecydowanym cieniem na wizerunku, rugując wszelkie niuanse.
No i jeszcze wrażenie trudnego do pokazania palcem chaosu w tekście, który warto byłoby uporządkować według jakiejś konstrukcyjnej koncepcji.
Plusy:
1. Samo podjęcie próby – to oczywiste. Jeśli nie produkuje się za pierwszym podejściem skończonych arcydzieł, to od czegoś trzeba zacząć, w kolejnych krokach szlifując tekst do jak najwyższego poziomu. Bez wątpienia w Twojej miniaturze jest potencjał i daje się go zauważyć.
2. Bardzo, bardzo podoba mi się sklamrowanie miniatury kwestią serowo-pierogową, tych prostych kilka słów tworzy zaczątek głębi, zawierając w sobie bardzo wiele – toksyczność relacji z synem i resztą rodziny, przywiązanie do reguł rządzących porządkiem świata bohaterki, miarę jej czasu w powszedniości, czy swoiście pojmowane poczucie obowiązku i odpowiedzialność. Ładny, nośny pomysł.
Jeśli zechciałbyś się pochylić nad tekstem i porządnie nad nim popracować, widzę światło i wieniec laurowy :-)