Latest post of the previous page:
Niekoniecznie trzeba zmieniać narrację, jest kilka innych opcji, ale długo by stukać w klawisze, a ja jestem zmęczony i po paru piwach
Moderatorzy: Poetyfikatorzy, Weryfikatorzy, Moderatorzy, Zaufani przyjaciele
Latest post of the previous page:
Niekoniecznie trzeba zmieniać narrację, jest kilka innych opcji, ale długo by stukać w klawisze, a ja jestem zmęczony i po paru piwachAleż gań, ile chcesz, przecież teksty wrzuca się nie tylko po to, żeby przeczytać coś miłegogebilis pisze:A poza tym chciałam pomóc, a nie ganić :(
Przypominam, że są jeszcze malarzeLeszek Pipka pisze:(na Boga, przypominam o teorii dotyczącej postrzegania barw przez facetów – są trzy kolory: czarny, fajny i pedalski – i dotyczy to całego podgatunku, również tych wrażliwych )
To jest podobna kwestia, jak z tą "odkobiecą" narracją. Emocje przeżywają mężczyźni, ale autorka jest kobietą... I znowu będzie problem niemęskich, za bardzo (albo w niewłaściwy sposób) emocjonalnych mężczyzn.Leszek Pipka pisze:Emocje. A właściwie ich brak. A właściwie to nawet nie to – raczej sposób, metoda, w jaki się z nimi obchodzisz .
Się nie da wykluczyć, ale tutaj już trochę tak bardziej offtopowo:Leszek Pipka pisze:uważnie czytam wszystkie Twoje komentarze, oraz posty w werowych tematach i według mnie pod względem filtrowania emocji przez umysł jest dużo wspólnego między nimi a Twoim osobistym, literackim wcieleniem.
Oj tam, oj tam, tak mi się – pewnie niezręcznie – osobiście napisało, ale ja tylko dywaguję sobie, bez pretensji do racji za wszelką cenę, a tematem dywagacji jest to (i tylko to), co przewija mi się na ekranie monitora, czyli teksty. Ani bym śmiał, ani potrafił na ich podstawie wiarygodnie wnioskować o przymiotach autora.rubia pisze:Auć... Iluż to rzeczy można dowiedzieć się o sobie, wrzucając taki kawałek na Wery... Nie spodziewałam się, naprawdę
No tak. Mnie ucieka często ten aspekt kreacyjny (w sensie próby budowania przez twórcę swojej własnej tożsamości i swojego własnego świata), przypisany niejako z definicji do działalności artystycznej, bowiem sama możliwość skonstruowania wypowiedzi innej, niż mówiona wydaje mi się tak wspaniałym darem, że skupiam się na samym komunikacie, podświadomie – zwłaszcza, jeśli chodzi o ludzi młodych – szukając w nim jakiejś niezgody na rzeczywistość zastaną. Na ogół pewnie jest to błąd (nie widzę lasu), ale unikam w ten sposób rozczarowania, kiedy rozdmuchana kreacja unosi się powietrzu, oparta głównie o imponujące ego artysty, bo komunikat jest mizerny pod każdym względem.Oni się nie buntują, tylko kreują siebie.
Pewnie, że ma. A materializując się w Twojej prozie owe konsekwencje budzą pewne wątpliwości. Na przykład co do warsztatu – choćby u Navajero, który patrzy z pozycji człowieka piszącego, znającego arkana sztuki. O tym nie bardzo mam prawo się wypowiadać, jednak o recepcji tekstu – jak najbardziej, korzystając z (ograniczonej co prawda) perspektywy w miarę zaangażowanego czytelnika. Poniekąd malarza, ale niestety – pokojowego :-)rubia pisze:Przypominam, że są jeszcze malarze
Mój narrator nim nie jest, zgoda, lecz kiedy się gra muzykę średniowieczną i renesansową, to trzeba mieć rozeznanie w obrazach. To są faceci, którzy mogą wyglądać TAK:
Bo się wzorują na minnesingerach. O, takich:
http://commons.wikimedia.....jpg?uselang=pl
Nie da rady, będzie trochę o strojach, kolorach, detalach typu połysk brokatu. Tworzenie pewnych eskapistycznych iluzji (a my będziemy taką grupą dworskich szpilmanów) ma swoje konsekwencje.
Przyszła mi na myśl równie steatralizowana wizja Wajdy z „Popiołu i diamentu”. Płonące kieliszki i powolna agonia na śmietniku historii same w sobie byłyby nieznośne, jednak w towarzystwie wojny, niemożliwej miłości, czarnych kurtek i rycerskich dylematów moralnych między życiem i śmiercią nie rażą, są akceptowalnym uzupełnieniem męskiego świata.rubia pisze:Jakby taką sytuację, jak ja tutaj, opisywał mężczyzna, to jego bohater mógłby się na ścieżce na cmentarzu w prochu tarzać i głową w lastrykowy nagrobek tłuc, i nikt by mu nie zarzucał braku męskości, co najwyżej nadmierną emocjonalność, ale wiadomo, artyście wolno...
Nie no, tak dobrze to nie ma. Nawet wypowiadający się na temat nowych książek innych mężczyzn krytycy (mężczyźni oczywiście) zostali nauczeni, że przyjrzenie się postaciom kobiecym to najważniejszy nakaz dla recenzenta i zajmują się owym zagadnieniem na wyprzódki. Powszechna jest świadomość faktu, iż zaniedbanie obowiązkowej frazy typu: „sylwetki kobiece, naszkicowane – niestety – przez autora bardzo powierzchownie służą wyłącznie do dekoracji supermęskiej osoby głównego bohatera…etc” niesie groźbę cywilnej śmierci na kulturalnych salonach.rubia pisze:Dlaczego, do czorta, mało kobiecym bohaterkom wykreowanym przez mężczyzn uchodzi płazem ich brak kobiecości? Czy w ogóle ktoś się zetknął z takim zarzutem wobec jakiegoś autora, że jego bohaterki cierpią na niedostatek cech kobiecych? I że to jest jego błąd, nieumiejętność ukształtowania przekonującej postaci płci przeciwnej? Że autorowi wychodzą mężczyźni, tyle, że w damskich fatałachach?
jeśli wziąć na poważnie teorię o wadze pierwszego zdania (a jej zwolennikiem jest choćby Andrzej i na forum podawał konkretne przykłady) to strzeliłaś sobie w kolano, co prawda grochem ze świstuły, ale jednak, bo w połączeniu zGeorg był inny.
przypomina to blogowe wynurzenia o sobie samym uskuteczniane przez podekscytowanego sobą samym gimnazjalistę.Szczupły i niewysoki, cały w czerni rozjaśnianej połyskiem ćwieków i łańcuchów, spoglądał na nas z pobłażliwym uśmiechem lekko podbarwionym ironią.
Nabijane ćwiekami czarne kurtki i pasy Georga budziły we mnie nieprzyjemną myśl, że sam wyglądam straszliwie pospolicie, prawie jak pomocnik kucharza w knajpie na przedmieściu.
Tu obnażona jest słabość narracji pierwszoosobowej, która powinna być podszyta czymś. W momencie tego zakupu, bohater nie miał świadomości- samoświadomości, że postępuje trochę wbrew sobie, byle zniwelować swą nijakość, że nosi to tak, jak idoci noszą Che. Z perspektywy czasu trochę inaczej się na to patrzy, powinno być to właśnie podszyte choćby autoironią, lekką drwiną. Bez ustosunkowania się do tego, bohater zwyczajnie opowiada o swoich ciuchach- i jest to bardzo dobre! ale ktoś złośliwy rzekłby, że bardzo dobre jak na modowy blog.Wreszcie za pieniądze zarobione na festynach kupiłem sobie we Flexie skórzaną kurtkę i parę podkoszulków z nadrukami Agnostic Front. To z kolei nie była moja bajka, lecz wzory wpadły mi w oko.
Charlekin.Właśnie, Renata. Znów pojawiła się w naszym życiu, tym razem w zaskakującej kombinacji, jako dziewczyna Georga. Nie wiadomo dokładnie, jak to się stało. Może podszedł do niej po tym koncercie szkolnym, gdy obróciła się na pięcie i wyszła z gmachu nie czekając na rodziców? Albo trochę później, kiedy my już byliśmy w konserwatorium, a oni oboje ciągle jeszcze jeździli na Favoriten? Okazji w szkole nie brakowało. Może zresztą wyglądało to zupełnie inaczej. Początków nikt nie dostrzegł. Dopiero kiedy zaczęliśmy występować w pierwszym stałym składzie, na widowni zawsze siedziała Renata, zapatrzona w Georga. A pomiędzy koncertami wszędzie widywało się ich razem.
Dość było na nich spojrzeć, żeby od razu nabrać pewności, że to jest miłość. Renatę rozjaśniało jakieś utajone, wewnętrzne światło, które dodawało głębi oczom i podkreślało łagodność rysów. Z kącików ust Georga zniknął ironiczny uśmieszek, a z gestów – tłumiona niecierpliwość. Na próbach w czasie przerw siadywali na podłodze, ciasno do siebie przytuleni i przeplatali dłonie. Nikt nie widział, żeby się całowali. Ruchy Renaty nabrały tanecznej płynności. Kiedy stawiała przed Georgiem tacę z colą i frytkami, robiła to z gracją odaliski, która przynosi swemu władcy napój miłosny.
Wszystko razem niczym nie przypominało śmiechów, przekomarzań i wzajemnych docinków Armina i Lidii, którzy przy nich wydawali się parą hałaśliwych kumpli na wycieczce.
Oddzieleni od nas niewidocznym kokonem, Georg i Renata w milczeniu wpatrywali się w siebie. Ich miłość była cicha i promienna, oczywista dla postronnych, a jednak pozbawiona czułostkowej ostentacji. Patrząc na oboje, zacząłem pojmować wagę spojrzeń i drobnych gestów, tych nieomylnych wskaźników temperatury uczuć; bardziej wymownych, niż hałaśliwe deklaracje.
Jako jedna z pań biorących udział w tej dyskusji: dla mnie ów bohater był infantylny, co też i napisałam. Refleksje na temat zamożności i uczciwości miał jak mój syn w wieku gimnazjalnym, i podobny sposób reagowania, czyli jak-ty-mnie-tak-ja-tobie. Infantylizm nie odbiera bohaterom literackim prawa do istnienia, a w realu całkiem dobrze współistnieje z cechami uważanymi za typowo męskie. Potwierdzam autorytetem własnym, jako żona jednego męża i matka dwóch synówLeszek Pipka pisze: No i nie byłbym oczywiście sobą, gdybym przy okazji nie wspomniał dyskusji z Baśką Sęk na temat narracji odkobiecej. Do dzisiaj setnie mnie bawi to, że panie (sic!) zgodnie, kompetentnie i autorytatywnie oświadczyły mniej więcej tyle, iż bohater-narrator jest kompletnie niemęski i nie ma prawa istnieć – ani w przestrzeni realnej, ani literackiej. Dziwne a ciekawe rzeczy czasem się na Wery zdarzają :-P
Sprawa pomiędzy Georgiem i resztą pozostała nie zamknięta. Oni mu nie nawrzucali, nie dokopali, w żaden sposób nie odreagowali tego, co im zrobił. Armin nie otworzył drzwi, i tyle. Georg też im nie powiedział nic. Więc kiedy wiadomo, że już nigdy niczego sobie nie powiedzą, widziałam dwie możliwości: albo takie odreagowanie (zgoda, że histeryczne, takie miało być; gorzej z tą teatralizacją), albo obnoszenie się z tym przez długie lata. Bohater pielęgnujący w sobie poczucie winy za coś, co być może i tak by się zdarzyło bez jego udziału, wydał mi się jednak... no, nie na miejscu. Lepiej się upić, poryczeć, szkłem z rozbitego kieliszka pokaleczyć paluchy, ale nie wlec tego w przyszłość. Dziady mogą służyć również do zamykania spraw między żyjącymi i umarłymi.Leszek Pipka pisze:kiedy pojawiają się emocje związane ze sprawami ostatecznymi, na tak nakreślonym tle sprawiają wrażenie steatralizowanej histerii.
E, tam. Niezależnie od typu narracji, Till (narrator) i Armin zostają kochankami. Nie od razu, dużo się zdarzy po drodze, ale jednak. Nawet pomyślałam, żeby wrzucić na Wery fragment, który by o tym mówił wprost, lecz ja wrzucam coś własnego raz na pół roku albo i rzadziej, więc Georg wraz z rozważaniami na temat płci narratorów zdążą do tego czasu zatonąć w otchłaniach niepamięciLeszek Pipka pisze:Gdybyś natomiast – przewinęła się gdzieś po drodze taka myśl - zmieniła tu narrację na trzecioosobową (nie daj Boże z narratorem wszystkowiedzącym), pozostawiając styl i konstrukcję bohaterów bez zmian, śmiechom a krotochwilom prawdopodobnie nie byłoby końca. Pewnie dotyczyłyby płci, a co najmniej orientacji seksualnej narratora :-)
A, nie. Tu jest przemycony punkt widzenia matki, czy dwóch matek. Za pośrednictwem chłopaków, ale jednak. A matki tak właśnie potrafią widzieć zadurzenie córek.planach sprowadzenia ofiary miłosnego obłędu na właściwe tory
to semantyczne nadużycie; poprostu masz zabujaną małolatę i tyle, miłosny obłęd bardziej pasuje do Krodiana czy Wokulskiego, zbyt napompowane? to.
Znaczy za bardzo eksponujesz kolanka, proszę nosić się skromniejrubia pisze:Smoke: przestań mi wypisywać w każdym poście, w którym się ze mną nie zgadzasz, że strzelam sobie w kolano, bo jeśli tak dalej pójdzie, to tych kolan będę musiała sobie zgromadzić pokaźną ilość, na zapas, żeby zniwelować skutki tej autodestrukcji i jako-tako egzystować
Pamiętam poprzednie fragmenty tej opowieści i uderzającą kobiecość narratora. Tylko, że dla mnie, po momencie szoku oraz przyswojeniu fabuły, to stanowi o uroku tej opowieści. Taki plus - przypadkowo postaci zyskują dodatkowy poziom odczytu, który razi, bo w jakiś sposób "zmiękcza" mężczyzn. To niepoprawne politycznie w pewnych kulturach europejskichRubia pisze:To jest podobna kwestia, jak z tą "odkobiecą" narracją. Emocje przeżywają mężczyźni, ale autorka jest kobietą... I znowu będzie problem niemęskich, za bardzo (albo w niewłaściwy sposób) emocjonalnych mężczyzn.
No i jednak okazał się zbędny, gdyż wypadł z tekstu... Ostateczna wersja tej historii to kilkanaście zdań, napisanych z zupełnie innej perspektywy - pierwszej porażki, jaką chłopaki poniosły jako dzieci astrologicznego Marsasmtk69 pisze:Tym razem minus za fabularny schematyzm. Głównym problemem tego fragmentu (jeśli zapomnieć o jego stylistycznych zaletach) jest to, że jest on po prostu zbędny. Historia, jakich wiele, klasyk. Brak nowej interpretacji, autorskiego komentarza.
Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”