Nowy porządek wszechświata.

1
Towarzysze i towarzyszki, forumowiczki i forumowicze, ludu czytający...
Mam nadzieję, że jeden z sznaowanych bywalców tego forum mi wybaczy ten twór. Zablokowałem sie w tyemacie własnego dzieła, a to miało być lekarstwo, żeby nie tracic czasu. W końcu podobno najważniejsze to pisać, pisać, pisać...

Nowy porządek wszechświata.
Pordzewiały motocykl toczył się leniwie starą asfaltową drogą. Koła co chwilę wpadały w dziury wypłukane deszczem. Semen, siedzący w koszu, nie miał tego dnia najlepszego humoru. Opuścił głowę i wpatrywał się w ozdobny guzik, który oderwał się od jego oficerskiego płaszcza. Za to Jakub był w nastroju szampańskim, żeby nie powiedzieć spirytusowym. Rano przebiegł drogę czarnemu kotu. Dla pewności wysłał jeszcze za futrzakiem swojego filcowanego gumowca. Pocisk osiągnął cel co było zdecydowanie dobrą wróżbą. Pogwizdywał więc cicho i wystawiał swoją pomarszczoną twarz na promienie słońca, które przezierało zza cienkich smużek chmur.
Kiedy zbliżali się do zakrętu usłyszeli jakiś dziwny śpiew. Po chwili ich oczom ukazał się kondukt pogrzebowy. Na widok motocykla kościelny, który szedł na przedzie niosąc krzyż, zatrzymał się. Jednak pchnięty przez proboszcza ruszył ponownie. Pieśń urwała się w pół wersu na ustach żałobników. Ksiądz pochylił głowę starając się nie patrzeć na Wędrowcza. Jakub nie miał do niego żadnych osobistych urazów, ale episkopat i kuria były zorientowane, że mają do czynienia z egzorcystą nie pracującym dla nich i nie posiadającym odpowiedniej licencji. Traktowali go więc chłodno i z dystansem.
Kilka minut później przyjaciele dotarli do chałupy Wędrowycza. Motocykl wylądował pod starą powykrzywianą gruszą, która rosła na skraju sadu. Jakub skropił obficie benzyną drwa ułożone pod stulitrowym kotłem wypełnionym zacierem i rzucił zapałkę. Płomienie strzeliły gwałtownie na boki.
- No, zobaczymy ile są warte te ukraińskie ziemniaki.
- Wykarmiły niejedno pokolenie kozaków – odpowiedział poważnie Semen. – Tam ziemie żyzne to i wszystko dobrze rośnie.
- Ale, że temu twojemu kuzynowi chciało się je tyle wieźć? Przecież spod Czarnobyla to kawał drogi – dziwił się Jakub.
- Uczynny chłop. A i plony były niemałe. Jeden ziemniak jak trzy nasze. Widocznie przejeść nie mogą.
Ognisko płonęło już pełnym blaskiem. Płyn w kotle wydawał przyjemny szum. Pierwsze krople zaczęły skapywać z rurki wystającej z chłodnicy. Jakub jako wytrawny specjalista poczekał aż napełni się pierwszy słoik i wylał go na trawę.
- Trucizny pić nie będziemy – skomentował. – Teraz zacznie się najlepsze.
Podstawił blaszane wiaderko i z uśmiechem wsłuchiwał się w odgłos kropel uderzających o dno. Wyciągnął bidon, który zawsze miał przy pasie i podał Semenowi.
- Zaraz będziemy mieć nowy zapas, więc z czystym sumieniem możemy skończyć ten.
Obaj pociągnęli po solidnym łyku i usiedli pod drzewem.
- Wszystko się kiedyś kończy – stwierdził z zadumą stary kozak. – Bimber się kończy, płaszcz się kończy. Życie się kończy. To znak.
- Zgłupiałeś? – popatrzył na niego podejrzliwie Jakub. – Bimber zaraz będzie nowy, guzik się przyszyje, a pogrzeb – jak to pogrzeb. Wiecznie żyć nie można, bo i po co.
Upili znów po solidnym łyku, po czym okazało się, że bidon jest już pusty. Jakub podszedł do wiaderka i uzupełnił zapas. Pojemnik znów wylądował przy pasie spodni. Następnie nabrał jeszcze dwa metalowe kubki i wrócił do przyjaciela. Wypili kolejną porcję.
Wzrok Semena nieco zmętniał. Kozak wyciągnął z kieszeni kawałek papieru i stary ogryziony ołówek.
- A ty co? – zdziwił się Jakub. Nie lubił jak ktoś popisywał się umiejętnością pisania albo czytania. – Co tam będziesz gryzmolił?
- Czuję, że nadchodzą moją dni – odpowiedział Semen. – Wszystkie znaki na to wskazują. Pora spisać testament.
- Testament? A co Ty możesz zapisać? Masz tylko to co na sobie, a przecież bez ubrania chować cię nie będą.
- Testament może być i duchowy. Spisze przesłanie dla ludzkości. A w ogóle to nie ważne co w nim będzie. W dobrym tonie jest, żeby carski oficer spisał testament.
Jakub zadumał się na chwilę, bo akurat na duchach to się znał. Ale testamentów to one nie pisały. Napełnił ponownie kubki i wypili kolejną porcję.
- Przyjacielu, za bardzo się przejmujesz. Przed nami kawał życia, a moje znaki mówią, że ważne sprawy nas czekają. Mam przeczucie, że mamy jeszcze coś do zrobienia na tym świecie. A może nawet nie tylko na tym.
Na podkreślenie wagi tych słów wychylili kolejny świeżo napełniony kubek ciepłego bimbru. Najwyraźniej Semenowi to pomogło bo odstąpił od pisania ostatniej woli i przymknąwszy oczy osunął się bezwładnie po pniu drzewa.
Jakub z poczuciem spełnionego dobrego uczynku wrócił do aparatury i poprawił wiaderko, żeby nie przewróciło się przypadkiem. Zaczerpnął przy okazji jeszcze jeden kubeczek i wychylił go. Z uznaniem pokiwał głową. Trunek był naprawdę wysokiej jakości i mocy. Więcej przemyśleń nie miał bo ziemia gwałtownie zbliżyła się do jego twarzy. Zapanowała ciemność.
* * *
Wracającej świadomości towarzyszył głośny szum. Jakub pomyślał, że pęka mu głowa, ale po chwili zorientował się, że odgłos dobywa się gdzieś spoza niej. Kiedy z największym wysiłkiem udało mu się rozchylić powieki przed oczami ujrzał gąszcz zielonych i brązowych plam. Gdzie ja u licha jestem? W końcu udało mu się unieść nieco na rękach.
- A, to tylko trawa – powiedział sam do siebie.
Rozejrzał się wokoło i ręce znów się pod nim ugięły. Ogień pod kotłem już wygasł, a samego kotła i wiaderka nie było. Na ich miejscu stał olbrzymi samowar, a właściwie coś co go przypominało. Wysoka na ponad 20 metrów lśniąca okrągława konstrukcja wspinała się strzeliście ku niebu. Na szczycie miała szpiczaste zakończenie, a u dołu rozszerzała się nieznacznie. Jakieś dwa metry nad ziemią znajdowało się przewężenie powyżej którego widać było otwór przypominający drzwi. Biegła od niego aż do ziemi wąska drabinka. W pobliżu znajdowały się trzy ubrane na czarno niewysokie postacie.
Widząc poruszającego się Jakub odwróciły się w jego stronę.
- Ukradliście mój kocioł psie juchy? – krzyknął egzorcysta i nadzwyczaj sprawnie zerwał się na nogi. Wyciągnął z kieszeni kapoty granat. Nim jednak wyszarpnął zawleczkę jedna z postaci skierowała w jego stronę jakiś tajemniczy przedmiot. Poczuł lekkie szarpnięcie i ziemia znów uderzyła go w twarz.
* * *
Wracającej świadomości towarzyszył głośny szum. Jakubowi pękała głowa. W dodatku czuł straszną suchość w ustach. Kiedy z największym wysiłkiem udało mu się rozchylić powieki ujrzał gąszcz zielonych i brązowych plam. Zaklął i uniósł się na rękach. Znajdował się w niewielkim pomieszczeniu pokrytym miękką ciemnozieloną wykładziną w brunatne plamy. Leżący obok Semen przy akompaniamęcie jęków i złorzeczeń również próbował się podnieść.
- Co to za miejsce?
- Ciężko powiedzieć – odpowiedział Jakub. - Nie ma drzwi i okien.
- Trafiliśmy na psychiatryczny?
- E, nie trzymali by nas razem. Uprowadzili nas kosmici.
- Kosmici... - powtórzył powoli Semen wpatrując się w towarzysza. – Czyli trafiliśmy na psychiatryczny.
Powoli wsparł się na rękach i oparł się plecami o ścianę.
- Spokojnie. – Wędrowycz uważnie badał ściany. – Skoro żyjemy to znaczy, że czegoś od nas chcą.
- To może rozwalimy granatem ścianę i wrócimy do domu? – zaproponował Semen.
Jakub pomacał kieszenie kapoty, ale był puste. Widocznie granat został w sadzie. W lewej znalazł tylko dwie tabletki ukraińskiej Viagry.
- Ciekawe czy mają ładne samice?
Semen popatrzył na niego z nieskrywanym politowaniem.
- Skąd wiesz, że uprowadzili nas kosmici?
- Widziałem jak kradli aparaturę. Chciałem im przeszkodzić, ale mnie ogłuszyli.
Resztę wyjaśnień przerwało stukanie, które nagle rozległo się gdzieś w pobliżu. Jedna ze ścian drgnęła i odsunęła się na bok. Semen poderwał się i stanął obok Jakuba. Zza ściany wyłoniły się trzy postacie. Wyglądali prawie jak ludzie. Byli może trochę niżsi, ale za to grubsi. Mieli bardzo jasną skórę i ciemne, pozbawione tęczówek oczy. Ubrani byli w czarne obcisłe kombinezony, na których widać było jakieś znaczki.
Jeden z przybyszów wystąpił dwa kroki do przodu i przemówił. Jakub z Semenem nic nie zrozumieli z ćwierkania i gwizdów, które się z niego wydobyły. Przybysz chyba się zorientował, bo wziął od jednego ze swoich towarzyszy małą czarną skrzyneczkę i wcisnął jakieś przyciski. Potem przemówił ponownie w swoim języku. Ze skrzyneczki wydobył się metaliczny głos:
- Gedmyrgen.
Przyjaciele popatrzyli na siebie.
- No to bez flaszki się nie dogadamy – stwierdził Jakub.
Przybysz znów wcisnął kilka przycisków.
- Koniczina – zabrzęczała skrzyneczka.
- O, japońce tak gadają – wyszczerzył zęby Semen. – Tylko ja nic z tego ich gadania nie rozumiem.
Po kolejnej serii kliknięć skrzyneczka przemówiła ponownie:
- Dzień dobrym.
- Dzień dobry – odpowiedział Jakub, szczerząc przy okazji sztuczną szczękę. Wcale nie uważał, żeby dzień był wyjątkowo udany biorąc pod uwagę kaca i uprowadzenie, ale postanowił trzymać się konwenansów póki nie wyjaśni się z kim ma do czynienia.
Mała skrzyneczka tym razem zaświergoliła w języku obcych. Przybysze wyraźnie byli poruszeni. Stojący na przedzie znów przemówił.
- Witajcie ogromni wiedzący – przetłumaczył automat.
- Witajcie... – zaczął Jakub, ale nie bardzo wiedział jak nazwać przybyszy.
- Kim jesteście i czego od nas chcecie – wtrącił się Semen.
- Wiecie ogromny sekret – odpowiedział poprzez czarną skrzyneczkę stojący najbliżej kosmita. – Macie maszynę do robienia eliksirium. Nasza planeta potrzebuje eliksirium. My potrzebujemy ogromni wiedzący.
- Jednak trochę to nieładnie zabierać aparaturę i porywać nas sprzed domu – odpowiedział Jakub.
- I to bez śniadania – dodał Semen bo czuł, że jego podniebienie dopomina się panicznie o szklankę truskawkowej pryty.
- Nasi wszystko wytłumaczyć – odezwał się kosmita i szybko wydał jakieś polecenia swoim towarzyszom.
Dwaj pozostali kosmici natychmiast gdzieś pobiegli, a ze ściany wysunęła się na wysokości kolan wąska platforma.
- Usiądą – powiedział przybysz wskazując na nowy mebel. W tym czasie jeden z pozostałych członków załogi pojawił się ponownie pchając przed sobą lewitujący blat na którym leżał bochenek chleba, kostka smalcu, słoik fasoli po bretońsku, pęto kaszanki i butelka. Jakub od razu rozpoznał charakterystyczna naklejkę w kolorze truskawkowym. Bardziej jednak zdziwiła go naklejona na niej biała kartka z wykaligrafowaną ceną. Nie miał większego problemu z rozpoznaniem charakterystycznych gryzmołów ajenta z Wojsławic.
Blat zatrzymał się przed siedzącymi już Jakubem i Semenem.
- Nasi zabrać eksponaty – odezwał się ponownie najważniejszy z przybyszów. – Nasi wiedzą, że człowiecy, podobnie jak inne istoty żywe muszą dokarmiać. Nasi zrobią wszystko, żeby ogromni wiedzący pomogli stworzyć eliksirium.
Jakub w międzyczasie jednym sprawnym ruchem odkorkował butelkę i wychylił z Semenem po solidnym hauście.
- Nasza planeta być bardzo rozwinięta – kontynuował najważniejszy z kosmitów. – Nasi wiedzący stworzyć system. Centralny Automat Rozmyślający. System analizować wszystko i podejmować decyzje, dzięki czemu nasi osiągnęli najwyższym poziom rozwoju technologii. Ale system jest zagrożony. Nasz cywilizacja potrzebują eliksirium.
- Czyli czego właściwie? – spytał Jakub chociaż domyślał się już o co chodzi.
Obcy uniósł swoją bladą dłoń i pomasował się po czubku swojej za dużej głowy.
- Wasi wiedzą. Wasi mają maszyna do tworzenie eliksirium.
- Aaaa – tym razem odezwał się Semen. – Chodzi im o bimber.
- No masz – odpowiedział Jakub. – Pomyślałbyś, że inni też bez tego nie mogą żyć? Trzeba było powiedzieć, to byśmy was poczęstowali.
- Nasi potrzebują dużo eliksirium, nasi potrzebują tworzyć eliksirium. Nasi zrobić wszystko, żeby wiedzący zdradzili sekret eliksirium.
- A co wy robicie z tym całym eliksirium? – spytał Jakub.
- Nasza planeta wysoka cywilizacja. Ale potrzebujemy dużo energii. W eliksirium dużo energii. A jeśli braknie energii Centralny Automat Rozmyślający przestanie rozmyślać i czeka nas zakończenie.
- A do czego w ogóle potrzebny wam ten automat?
- On rozmyślać i decydować. Rozwiązywać wszystkie problemy. On nami dowodzić.
- Służycie jakiejś maszynie? – spytał z niedowierzaniem Semen.
- U nas dowodzić najmądrość. Automat najmądrzej rozmyśla więc dowodzi. Nigdy się nie myli.
Ponieważ Jakub był urodzonym anarchistą od razu nabrał negatywnego nastawienia dla Centralnego Automatu Rozmyślającego. Z drugiej jednak strony musiał przyznać, że to dość dobry pomysł, żeby rządził ktoś mądry.
- Jednak potrzeba energii – kontynuował kosmita. – A eliksirium to dużo energii do wehikułów i maszyn. Używają go też nasi wiedzący do oczyszczania myśli.
- Do oczyszczania? – wtrącił się z pytaniem Semen, bo picie bimbru kojarzyło mu się raczej z czymś odwrotnym.
- Oczyszczania – potwierdził przybysz. – Eliksirium usuwa najsłabsze elementy z rozmyślania. Dzięki temu pozostają tylko te najsilniejsze, a rozmyślania stają się jasne i skuteczne.
- Co racja, to racja – pokiwał z uznaniem głową Jakub. – Powinno się je podawać dzieciom w szkołach zamiast mleka.
- Nasi ekspedycja wyruszyła w przestrzeń w poszukiwaniu eliksirium. My nawet odkryć planeta, gdzie osiemdziesiąt sześć procent powierzchni to ocean eliksirium. Ale transport bardzo kosztowny. Kiedy nasi wracać z ekspedycja odkryć złoże najsilniejszego eliksirium w galaktyce. To wasze eliksirium.
Jakub poczuł jak rozpiera go duma. Wiedział, że robi najlepszy bimber w okolicy.
- Ja, admirał Dakbar, zdecydował aby was zaprosić. Niestety kontakt był niemożliwy. Dlatego my zaprosiwszy bez zgody. Nie mogli czekać, aż inni człowiecy zrobi awantura.
- Ja nie spałem – zaprotestował Jakub.
- Nasz wstydzić. – Kosmita znów poklepał się dłonią po głowie. – Mój załoga przestraszony. To nie być dobry pilot. Będzie kara po powrocie.
- Nie trzeba, nic się nie stało – odpowiedział pojednawczo Jakub. Nie chciał zaczynać znajomości od robienia komuś kłopotów. Zwłaszcza, że mogło to mieć wpływ na dalsze relacje między ziemianami a przybyszami. – Niech nam tylko podrzuci jeszcze coś do jedzenia i więcej butelek tego to o wszystkim zapomnimy.
Jakub wskazał na pustą już butelkę truskawkowej ambrozji.
- Czy to znaczy, że ogromni wiedzący pomogą naszym? – spytał przybysz. – Czego chcecie w zamian?
- Pomożemy, pomożemy. Na razie podrzućcie coś do picia, a potem się jakoś dogadamy. Tylko na koniec odstawicie nas do domu.
- Nasi być ogromnie wdzięczni – kosmita kiwnął kilka razy głową do przodu. – Nasi odstawić. Nasz przekazać komunikat Centralnemu Automatowi Rozmyślającemu.
Powiedziawszy to odwrócił się i wyszedł. Ściana zasunęła się z cichym szumem.
- Czy to dobry pomysł? – spytał Semen. – Jakoś nie podoba mi się ten cały admirał. Nazwisko ma jakieś podejrzane.
- Niby tak – odpowiedział Jakub. – Ale z drugiej strony skoro poznali się na naszym bimbrze to w imię dobra ludzkości możemy im trochę pomóc. Skoro lubią wypić to może się nawet zaprzyjaźnimy. Lepsze to niż mieliby najechać Ziemię i nas wymordować.
- Zasadniczo racja – przytaknął stary kozak i ugryzł kawałek kaszanki. – Ajent nie będzie zadowolony jak zobaczy rano, że mu opróżnili magazyn.
- To dla dobra ludzkości.
- Tylko czego my możemy chcieć w zamian?
- Może tam mają na tej swojej planecie coś ciekawego. A jak nie to niech nas odstawia do domu z naszym kotłem i będziemy kwita. Taki dobry uczynek. W imię przyjaźni między planetami.
Dalszą rozmowę przerwała im ponownie odsuwająca się ściana, za która pojawił się kosmita, który wcześniej dostarczył zaopatrzenie. Znowu pchał przed sobą lewitujący blat, na którym znajdowało się kilka butelek truskawkowej pryty.
- Witaj przyjacielu – wykrzyknął z uśmiechem Jakub.
Obcy zatrzymał blat pod ścianą. Okazało się, że są na nim jeszcze dwa małe czarne prostokątne przedmioty. Podniósł je i przyłożył do ubrań Jakuba i Semena. Przylgnęły jak magnes do żelaza. Przybysz powiedział coś w swoim języku.
- Wasi zawsze to nosić – wydobył się głos z obu czarnych urządzeń.
- No masz – Jakub poklepał się po swoim. – Miniaturyzacja, teraz się z każdym dogadamy.
- Nasz bardzo wdzięczność – kontynuował przybysz. – Nasz przysłany do służyć wasi. Gdyby nie wasi, nasz wielka kara. Wasi uratować.
- Nie ma o czym mówić. - Wędrowycz wstał i klepnął go w ramię. – Ja też w pierwszej chwili sięgnąłem po granat. Jakbyś mnie nie zdzielił nici by wyszły z przyjaźni między planetami. Mów mi Jakub. To jest mój przyjaciel Semen. A ciebie jak zwą?
- Nasz Troki – odpowiedział przybysz.
- No to trzeba wypić brudzia – zauważył kozak podrywając się na nogi z butelka w ręce.
- Jasne – potwierdził z uśmiechem Jakub. – Ale na taką okazję mamy przecież coś lepszego.
Tu sięgnął do pasa i odczepił swój bidon.
Kosmita cofnął się gwałtownie, aż jego plecy oparły się na ścianie. Jego blada skóra przybrała pomarańczowy odcień, a oczy mocno się zaokrągliły.
- Nie bój się – powiedział dobrotliwie Jakub. Podszedł do niego i objął go ramieniem. – To przecież to wasze eliksirium. W życiu takiego nie piłeś. Taki ziemski zwyczaj, żeby się poznać.
- Nasza nie może pić eliksirium – protestował obcy próbując jednocześnie odpychać dłonią z długimi palcami bidon zmierzający do jego otworu gębowego. Drugą ręką starał się wyswobodzić z przyjacielskiego uścisku.
- Każdy może pić – sprostował Semen.
Jakub najwyraźniej podzielał jego światopogląd w tym zakresie, bo nie zważając na opory obcego, przytknął mu bidon do ust i przechylił. Troki kaszlnął wypluwając część płynu na swoje ubranie.
- No widzisz, nie było tak strasznie.
Sam również pociągnął solidny łyk i podał pojemnik Semenowi.
Tymczasem Troki przestał kasłać. Jego czarne dotychczas oczy pojaśniały i zrobiły się szare, a skóra nabrała czerwonawej barwy. Nogi ugięły się nagle i niczym posąg runął na podłogę.
- Cholera – Semen podrapał się po głowie. – Bystra z nich gadzina, że takie statki budują. Ale łby to mają słabe.
- Przydałoby mu się trochę wody z kiszonych ogórków na rano – Zauważył Wędrowycz.
Przyjaciele ponownie zasiedli do stołu i otworzyli następną butelkę. Wieczko ze słoika z fasolką po bretońsku wylądowało w koncie. Z podłogi dobiegało miarowe, ciche chrapanie.
* * *
Reszta lotu dzięki nowoczesnej technologii podróży międzygwiezdnych, winopodobnemu napojowi i drzemce upłynęła szybko i sprawnie.
Jakuba obudził pulsujący dźwięk, który dochodził gdzieś spoza ścian. Semen leżał obok niego na podłodze i też najwyraźniej wracała mu świadomość. Lekko pomarańczowy Troki siedział pod ścianą i ściskał dłoniami swoją głowę. Jego oczy były już całkiem czarne.
- Co się dzieje? – spytał Wędrowycz.
- Koniec podróży – odpowiedział kosmita. – Nasi zająć miejsce na orbicie. Będziemy lądować.
Chwilę później admirał Dakbar przez głośnik potwierdził tę informację. Troki został wezwany na mostek, a Jakub z Semenem przeszli do kajuty z fotelami zaopatrzonymi w pasy bezpieczeństwa. Przy lądowaniu trochę trzęsło, ale szczęśliwie nic się nie stało.
Kilka chwil po wylądowaniu trzej kosmici pojawili się ponownie.
- Wasi wybaczyć turbulencja – zaczął admirał Dakbar kłaniając się przy tym. – Troki słaby pilotować. Mylić niegodnie. Będzie potrzebne ukaranie.
- Dajcie spokój z tym karaniem – przerwał Jakub. Podejrzewał przyczynę słabej formy pilota i trochę czuł się winny. – Będzie się nami opiekował i zorganizuje coś do jedzenia i picia to wszystko mu wybaczymy.
Admirał znów wydawał się zakłopotany, ale po kilkukrotnym klepnięciu się w głowę wydał odpowiednie rozkazy i ziemianie zyskali stałego opiekuna i przewodnika.
Semen bardzo się zasmucił kiedy okazało się, że na lądowisku nie ma wielkiej orkiestry, defilady i dziewczynek wręczających bukiety goździków. Zamiast tego czekał na nich kolejny pojazd. Tym razem mniejszy i przypominający motorówkę.
- Człowiecy się nie martwić – tłumaczył admirał Dakbar kiedy ponownie wzbili się w powietrze. – Nasi planeta dużo w tlen i azot. Oddychać normalnie.
- A gdzie my teraz lecimy – zapytał Semen.
- Nasi misja tajna. Wiedzieć tylko zaufani. Nasi wiedzący potrzebują czas wszystko przygotować. My teraz zwiedzać.
- Co przygotować? – zdziwił się Jakub, bo przecież nikt ich jeszcze nie spytał czego potrzebują.
- Wszystko – odpowiedział krótko admirał Dakbar.
- Czyli nikt nie może się o tym dowiedzieć? – dopytywał się Semen, w którym odezwał się duch wojskowego. – Wasi sąsiedzi mogliby coś wywąchać?
- Nasi nie mieć sąsiedzi. System zadecydował cała planeta jedno państwo. Wtedy nie mieć wrogów. To najlepsze wyjście.
- No proszę – pokiwał z uznaniem głową stary kozak. – To przed kim w takim razie się ukrywamy skoro nie ma wrogów?
- Misja to tajemnica – powtórzył po raz kolejny kosmita. – Tak zadecydował system. To najlepsze wyjście.
Trudno było wiele więcej wyciągnąć od admirała, toteż Jakub z Semenem zajęli się podziwianiem strzelistych budowli, które gęsto pokrywały planetę. Pomiędzy nimi znajdowało się sporo mniejszych konstrukcji. Wszystko przetkane było pajęczyną świetlistych linii, na których migotały dziwaczne pojazdy. W powietrzu też nie brakowało latających wehikułów przypominających motorówki, wanny, przenośne toalety i nie przypominających zupełnie nic. Na wielu budynkach wyświetlały się napisy w języku tubylców. Admirał wyjaśnił, że są to komunikaty Centralnego Automatu Rozmyślającego, który rozmyśla bezustannie i wydaje polecenia.
W końcu latający pojazd dotarł przed rozległy budynek z jakiejś szarawej lśniącej materii. Jak się okazało, były to laboratoria, w których pod nadzorem Centralnego Automatu Rozmyślającego pracowali miejscowi uczeni.
Gdy znaleźli się w środku Jakub z Semenem aż stęknęli z podziwu. Na środku hali stał ogromy pordzewiały kocioł, a obok niego ogromne wiaderko.
- To replika wasz narząd – wyjaśnił admirał Dakbar.
- Czego? – Zdziwił się Jakub odruchowo poprawiając prawą nogawkę.
- Narząd do tworzenie eliksirium. Nasi wiedzący zrobić konstrukcja w skali dziesięć razy więcej.
- Tysiąc litrów zacieru – gwizdnął z podziwem Semen. – Szybko się uwinęli. Jak z produkcją będzie im szło tak sprawnie to niedługo sami będą mieć ocean samogonu.
- To nasi wiedzący. – Admirał wskazał kilku osobników w pomarańczowych kombinezonach, którzy właśnie się zbliżali. - Oni wykonać wasze polecenia.
Jakub był trochę zmęczony tym całym zamieszaniem z podróżą w kosmos, ale widok ogromnego kotła sprawił, że postanowił jak najszybciej brać się do roboty.
Woda na tej planecie występowała w sposób naturalny. Niestety tubylcy nie uprawiali ziemniaków. Posiadali za to magazyny z eksponatami zbieranymi na różnych planetach. Ziemski może nie był największy, ale za to obficie wypełniony. Ziemniaków co prawda w nim nie było, za to znalazła się torebka pokruszonych landrynek. Po szybkich konsultacjach z miejscowymi uczonymi okazało się, że mogę zsyntezować takich więcej. Do tego Jakub dorzucił porcję drożdży, którą zawsze chował na czarną godzinę w sprzączce od pasa. Dzięki zaawansowanej technologii hodowli i klonowania ich produkcja na skalę przemysłową nie stanowiła większego problemu.
Uwadze Semena nie umknęła za to skrzynka butelek ze znajomą naklejką z napisem „Vistula”.
- Widzę, że już wcześniej znaleźliście nasze eliksirium.
- Niestety nie nadaje się do replikowania – wyjaśnił Troki po konsultacji z jednym z uczonych. – Za dużo domieszka ciężki metal i rtęć. I nie mogliśmy zabrać całą fabryka.
Semenowi i Jakubowi wcale to jednak nie przeszkadzało. Zabrali ze sobą kilka butelek, a razem z nimi pudełko konserw. Semen od razu zidentyfikował napisy na nich jako japońskie, ale ponieważ czytać po japońsku również nie potrafił, nie byli w stanie określić terminu przydatności do spożycia.
Na czas produkcji landrynek i klonowania drożdży ziemianie dostali kwaterę w budynku z wielkim kotłem. Tym razem nie musieli już siedzieć i spać na podłodze. Troki zorganizował nawet trochę jakiegoś miejscowego jedzenia, ale Jakub stwierdził, że takiej papki jeść nie zamierza i zabrali się za konserwy.
Rano Jakub znów zobaczył brązow-zielone plamy przed oczami. Podniósł się z podłogi i kopnął leżącą obok pustą puszkę.
- Chyba przeterminowane było to japońskie ścierwo – jęknął Semen trzymając się za głowę.
- E, mnie nic nie jest. Zjesz śniadanie i będzie dobrze. To najważniejszy posiłek dnia – stwierdził egzorcysta i podsunął przyjacielowi świeżo otwarta butelkę wódki.
Po wypiciu połowy zawartości rzeczywiście obaj poczuli się znacznie lepiej. Nabrali również ogromnego zapału do pracy. Wkrótce w towarzystwie Trokiego i ubranych na pomarańczowo naukowców rozpoczęli przygotowywanie zacieru. Najpierw kocioł został wypełniony wodą. Następnie przytransportowano wielki kontener. Słodki zapach od razu rozszedł się w powietrzu. Kiedy kruszone landrynki wylądowały w kotle jeden z wiedzących uruchomił wielkie mieszadło, które pomagało rozpuścić je w wodzie. Niestety mieszadło zacięło się na początku i była potrzebna interwencja.
- A któryś z tych czarnych nie mógłby pomóc? – spytał Semen widząc parę postaci w ciemnych kombinezonach kręcących się po galeryjkach w górnej części hangaru.
- To nie są wiedzący – wyjaśnił Troki. – Tylko wiedzący mogą zajmować się takimi sprawami.
- Wszyscy wiedzący mają pomarańczowe kaftany? – spytał Jakub.
- Wszyscy. Łatwiej rozpoznać. Tak zadecydował system.
- A czarni to piloci? – Domyślił się Semen. – Tylko po co w hangarze piloci?
- Czarni nie piloci – zaprzeczył kosmita. – Czarni służba porządek. Jak ktoś mało porządek czarni pomagać. Tylko niektórzy czarni pilotować.
- No to czemu nie pomogli z mieszadłem? – dopytywał się kozak.
- Wiedzący zajmują się nauka. Jak ktoś nieporządek czarni służba zabierają i robi z niego porządek.
- Gdzie go zabierają?
- Na służba. Jak ktoś nieporządek, to musi służyć innym, aż nabrać mądrość i zrobić porządek. Troki służyć ogromni wiedzący za nieporządek w trakcie misja.
- A, to taka kara – uśmiechnął się Jakub. – No ciężko to ty nie masz w tej służbie. A długo tak trzeba służyć?
- Aż nabierze mądrości.
- A jak nie nabierze?
- To idzie na służba ostateczna.
- Czyli służy do końca życia? – Drążył dalej Jakub.
- Tak – potwierdził kosmita. - Od razu do końca życia. Notorycznych nieporządek przerabia się na pokarm.
Jakubowi aż ciarki po plecach przeszły na myśl o papce, którą chciano im zaserwować poprzedniego dnia. Zanim jednak zdążył spytać o coś więcej automat ogłosił koniec mieszania i przyszła pora na kolejny kontener. Tym razem z drożdżami.
Po wymieszaniu wszystkiego i zamknięciu kotła pozostawało już tylko czekać. W międzyczasie ziemianie wyjaśnili, że ogromne wiaderko nie jest konieczne do produkcji bimbru i udzielili paru porad odnośnie sprzętu do destylacji.
* * *
Kolejne kilka dni spędzili na kontrolowaniu zawartości kotła i systematycznym opróżnianiu magazynu z eksponatów. Konserwy schodziły dość wolno, za to Vistula skończyła się szybko. Dokładniejsze poszukiwania pozwoliły odkryć kilka butelek francuskiego wina, które wybitnie nie smakowało Semenowi; glinianego gąsiorka z pitnym miodem i skrzynki piwa, które niestety nie nadawało się już do picia. Na szczęście znaleźli też kilka kwadratowych butelek z płynem koloru herbacianego.
- Diabli wiedzą co to – stwierdził Jakub przyglądając się etykietce. Napisów, rzeczywiście nie było już widać. Tylko lekki zarys maszerującej postaci.
- Pachnie jak bimber – stwierdził zaskoczony Semen.
Obaj wychylili po solidnym łyku.
- Nie wszystko złoto co się świeci – zauważył stary egzorcysta. – Zapach w porządku ale nad smakiem trzeba jeszcze popracować. Najważniejsze, że ma procenty.
- Szkoda, że tylko trzy butelki. – Kozak sposępniał nieco.
- Nie martw się przyjacielu. Zacier już się powinien nadawać. Upędzimy co trzeba i wracamy do domu.
Jeszcze tego samego dnia, podczas standardowej kontroli obaj zgodnie orzekli, że można przystąpić do destylacji.
- To bardzo ważna chwila dla naszego wiedzącego – wyjaśnił im Troki, kiedy najważniejszy z uczonych sprawdzał wszystkie połączenia w chłodnicy. – Admirał Dakbar został już powiadomiony i jest w drodze. Jeśli misja się powiedzie będzie nagroda.
Od strony kotła biło gorąco. Z środka słychać było szum. Wszyscy obcy z niecierpliwością wpatrywali się w niewielką rurkę, z której miał popłynąć drogocenny płyn.
- Spokojnie, najpierw musi się dobrze nagrzać – wyjaśnił Jakub i otwarł butelkę z maszerującą postacią na etykietce. Zdążyli ją jednak z Semenem opróżnić tylko do połowy, kiedy pierwsze kropla pojawiła się na zakończeniu rurki. Zawisła tam na chwilę, zakołysała się i wpadła do zbiorniczka podstawionego poniżej. Wszyscy kosmici zaczęli klepać się dłoniami po głowie.
- No masz – pokiwał z uznaniem Jakub. – Przydałaby się u nas taka technologia.
Kolejne krople pojawiały się coraz szybciej, aż zamieniły się w mały strumień. Poziom płynu w zbiorniczku podnosił się coraz szybciej.
Wędrowycz nabrał trochę jego zawartości w przypominające kubek naczynie i powąchał.
- Nawet ładnie pachnie.
- Widać dobre tu robią landrynki – podsumował Semen.
Test smakowy również przeprowadzono pomyślnie. Obaj wypili po kubeczku ciepłego płynu i odsapnęli głośno.
- Ma swoją moc. – Kozak kiwał z zadowoleniem głową. – Jak na pierwszy raz to nieźle wyszło.
Jednak najważniejszy uczony nie wydawał się zbyt zadowolony. W jednej dłoni trzymał kubek z bimbrem, a w drugiej jakieś urządzenie, którego końcówka zanurzona była w cieczy. Na małym ekraniku wyświetlały się dziwne znaczki.
- Niedobrze – powtarzały co chwilę czarne skrzyneczki przyczepione do ubrań gości z Ziemi.
- Co niedobrze? – spytał podejrzliwie Jakub i dla pewności wychylił jeszcze pół kubka. – Bardzo dobry bimber.
- Niedobrze – powtórzył główny uczony. – Nie ma radioaktywność.
- Jaka radioaktywność? – spytał Semen podchodząc do obcego. – To jest bimber. Z alkoholem. Spróbuj sam zamiast mieszać tym ustrojstwem.
Objął uczonego ramieniem, a drugą ręką wyszarpnął mu przyrząd. Jakub wziął kubek z ręki obcego i przytknął mu do ust.
- Dobrze mówi. Wypijesz łyka to się poznasz na dobrej produkcji. Nikt nie będzie mówił, że mój bimber jest niedobry.
- Nasz nie może pić eliksirium. – Próbował wyszarpnąć się uczony.
- Każdy może – zauważył Semen.
- Z nami się nie napijesz? – Dodał Jakub, żeby podkreślić powagę chwili.
Dalsze próby protestu skończyły się tym, że kiedy tylko kosmita otworzył usta cała zawartość kubka wylądowała w jego przełyku.
- No i jak, smakuje? – spytał po wszystkim Wędrowycz.
Uczony przestał się szarpać, ale nic nie odpowiedział.
Zaskrzeczały za to czarne skrzyneczki na ubraniach.
- Co tu się dzieje?
Wszyscy odwrócili się w stronę wejścia. Stał tam admirał Dakbar w towarzystwie kilku ubranych na czarno osobników.
- Co wasi wyprawili z wiedzący? – zadał kolejne pytanie.
Odpowiedź nie była już konieczna. Uczony właśnie runął na podłogę, a jego skóra stawała się coraz bardziej czerwona.
- Wasza pogwałcić zasady – odezwał się ponownie admirał i tym razem jego gwizdanie i świerkanie było wyraźnie głośniejsze. – Wasza zaatakować wiedzący i zmusić go do spicia eliksirium.
- Spokojnie – wtrącił się Jakub. – Nic mu nie będzie. Przecież musiał spróbować co wyszło. A uczony z niego żaden. Nie poznał się dobrym bimbrze. Mieszał w nim jakimś aparatem zamiast się napić po bożemu.
Admirał zabrał tajemnicze urządzenie z ręki Semena i zaczął studiować znaczki na ekraniku.
Cisze przerwało nagłe syknięcie.
- Wasi oszukać.
- Co? – Zdziwił się Semen.
- Wasi zrobić nie aktywne radio eliksirium.
- Coście się uparli na to radio? – odezwał się Jakub. – Jakbyście mieli ziemniaki to by wyszło lepsze. Jak nas odstawicie na Ziemię to wam damy trochę naszych.
- Nie będzie żadnego odstawiania. Wasi złamać umowa. Wasi złamać zasady. Wasi zaatakować wiedzący i nakłaniać do picie eliksirium. Wasi wystąpić naprzeciw system. Wasi spotkać kara. Zatrzymać ich.
Ostatnie zdanie było skierowane do ubranych na czarno strażników. Urządzenia służące do ogłuszania natychmiast pojawiły się w ich dłoniach. Dalszych wyjaśnień admirał nawet nie zamierzał słuchać. Cała trójka, łącznie z Trokim, została odstawiona do pokoju Jakuba i Semena, który stał się tymczasowym aresztem. Pod drzwiami zostało dwóch strażników z paralizatorami.
- O co się tu rozchodzi – wykrzyknął Jakub, kiedy zatrzasnęły się drzwi. – Przecież zrobiliśmy wam to eliksirium. A że chłop się trochę napił przy robocie to nic dziwnego.
- Nasi nie może przyjąć eliksirium bez zezwolenie – wyjaśnił spokojnie troki. – Eliksirium bardzo mało. System decyduje kto dostać eliksirium.
- Zaraz, przecież ty piłeś z nami na statku.
- I nasi ukarac Troki. Troki w słuzba u ogromni wiedzący. Wszystko dzięki wypicie wasi eliksirium. Gdyby troki upić eliksirium tutaj ukaranie służba ostateczna.
- Ale o co się tyle pieklić – wtrącił się Semen. – Pokazaliśmy wam jak robić bimber. Teraz możecie go naprodukować tyle, że będziecie w nim pływać. Każdy będzie mógł pić.
- Nie każdy – zaprzeczył Troki i poklepał się dłonią po głowie. – System rozdziela eliksirium. Przydziały są tylko dla wiedzący i służba porządek. Oni dbają o system. Tak jest lepiej dla wszystkich. Tak zadecydował system.
- Tego już za wiele – wykrzyknął Wędrowycz, który nadal czół się urażony, że jego samogon nie posmakował miejscowym. – Bimber im nie smakuje. System dba tylko o swoich. A do tego nas chcą przerobić na karmę. Wychodzimy.
Semena nie trzeba było dwa razy zachęcać. Podeszli do drzwi i zastukali w nie mocno. Za drugim razem wyjście otwarło się i stanął w nim strażnik uzbrojony w paralizator. Broń upadła na podłogę przy brzęku odłamków szkła z potłuczonej butelki. Jakub zamachnął się kwadratowym tulipanem, ale Semen identyczną butelką obezwładnił drugiego strażnika.
Chwycili szybko paralizatory i wybiegli na galeryjkę. Kolejnych trzech ubranych na czarno strażników padło bez przytomności na ziemię.
- Ty, Troki, pospiesz się – krzyknął Jakub. – Tylko ty umiesz latać tymi waszymi motorówkami.
Kosmita stał pod ścianą i klepał się dłonią po głowie.
- Przestań się tłuc i chodź – ponaglił go Semen. – Jak tu zostaniesz, jutro przerobią cię na papkę i zjedzą. Polecisz do nas. Będziesz sobie mieszkał w stodole u Jakuba i pił tyle eliksirium ile dasz radę.
Kosmita zamarł na chwilę w bezruchu.
- Eliksirium – powtórzył w końcu. Nasi pić eliksirium i zostać najmądrzejszy. Nasi wrócić i zdobyć władza.
Na dalsze rozmyślania nie było czasu bo zaczęły migać wokoło światełka i włączyło się jakieś dziwne piszczenie. Nadbiegło dwóch kolejnych strażników.
Tym razem Troki chwycił paralizator i powalił ich na podłogę. Przy wyjściu z hangaru pozbyli się jeszcze jednego i wyskoczyli na zewnątrz.
Na placu znajdowało się kilka pojazdów. Troki potrafił pilotować wszystkie. Niestety między nimi stało przynajmniej stu ubranych na czarno strażników. Wszyscy celowali ze swojej broni w uciekinierów. Jakub poczuł szarpnięcie i zapadł się w ciemność.
* * *
- Moja głowa – dobiegło gdzieś zza światów.
Dopiero po chwili Jakub zrozumiał, że to jego głos. Otwarł powoli oczy. Znów leżał na brązowo-zielonej wykładzinie. Był w niewielkim zamkniętym pomieszczeniu. Semen z Trokim siedzieli pod ścianą naprzeciwko. Na ścianie po prawej stronie wyświetlały się obrazy pokazujące wielką metropolię i jej mieszkańców przy różnych pracach.
- Gdzie my jesteśmy – stęknął egzorcysta gramoląc się powoli z podłogi.
- Z tą ucieczką trochę nam nie wyszło – odpowiedział Semen. - Znowu nas zamknęli.
- I wyświetlają nam filmy?
- To podobno taka tradycja. Przed egzekucją pokazują jak żyją porządni obywatele. Żebyśmy wiedzieli co tracimy.
- Cholera. – Jakub zorientował się, że nie ma już przy sobie bidonu. – Nawet nie ma się co napić. Przydałby się granat. Zrobilibyśmy porządek z tym ich systemem.
- Nie ma nic do picia, nie ma granatów. Już po nas. – Podsumował Semen.
- Teraz już możesz pisać ten swój testament. Choćby i duchowy.
- Teraz to już nie ma po co. Nikt tego nie przeczyta.
Jakub podrapał się po brodzi i zamyślił na chwilę.
- Coś trzeba by jednak światu po sobie pozostawić – odezwał się po chwili. – Masz coś do pisania.
Semen pogrzebał po kieszeniach i wyciągnął ołówek i kartkę.
- No to pisz – polecił Wędrowycz.
- Przecież ta gadzina nie umie czytać po naszemu.
- Kto wie. Może kiedyś nasi tu przylecą. Trzeba patrzeć daleko w przyszłość.
- No to co tam chcesz zapisać w tym swoim testamencie?
Jakub udał, że nie słysz drwiny w głosie przyjaciela. Nabrał powietrza w płuca i przemówił.
- Każdy powinien móc wypić tyle ile chce.
Semen wpatrywał się chwilę w niego, ale w końcu przyłożył ołówek do kartki i zaczął notować. Cyrylicą. Tak mu było łatwiej.
- Każdy może wyprodukować tyle bimbru ile potrafi – wyrecytował drugie zdanie Jakub.
- Mądrześ to wykombinował – stwierdził z uznaniem Semen.
Trzeciego zdania Jakub nie zdążył już wypowiedzieć. Drzwi rozsunęły się i wpadło trzech strażników. Zza ich pleców wysunął się admirał Dakbar.
- Spiskowanie szyfrowanie – przemówił. – Nic wam już nie pomoże. System przeanalizuje wasi wiadomość. Wyda się wszystko.
Kosmita wyrwał pomięty kartonik z ręki Semena. Jakub poczuł jak wzbiera w nim wściekłość.
- To mój testament pokrako – krzyknął i nie zważając na strażników rzucił się na admirała. Dłoń zaciśnięta w pięść uderzyła w tułów obcego.
Strażnicy nawet się nie poruszyli. Nie poruszył się również admirał. Za to Jakub poczuł, że chyba złamał palec.
- Wasi żadnych szans – odezwał się przywódca obcych i zdzielił Jakuba pięścią w szczękę. Znów zapanowała ciemność.
* * *
Kołysanie było bardzo nieprzyjemne. Wędrowycz powoli otwarł powieki.
- No nareszcie – sapnął Semen i puścił rękaw przyjaciela. – Obudź się bo wszystko przegapisz.
- Co przegapię?
Jakub uniósł się nieco na rękach i rozejrzał wokoło. Na środku pomieszczenia stał Troki i klepał się obiema dłoniami po głowie. Na ekranie nadal wyświetlał się obraz miasta. Tłumy tubylców biegały bezładnie po ulicach. Część budynków płonęła. Co chwilę w różnych miejscach pojawiały się rozbłyski eksplozji.
- Co to się tu wyprawia? – zapytał wreszcie Jakub.
- System zostać olśnienie – stwierdził kosmita. – Od dziś potrzebny nowy porządek. Od dziś system nie jest już Centralny Automat Rozmyślający. Od dziś jest Ludowy Elektronowy Nadzorca Integrowania Narodu. Od dziś Eliksirum dla każdego. Każdy sam może tworzyć eliksirium.
- To czemu oni wszystko niszczą i palą? Powinni się chyba cieszyć. No i może nas uwolnią? – dopytywał się Semen.
- Służba porządek uznana za nielegalni. Oni uciskać naród. Będą służba ostateczna. Admirał Dakbar poszukiwany.
Kosmita zamilkł na chwilę i podszedł bliżej ekranu.
- Chętnie bym dorwał tego psubrata w swoje ręce. – Jakub pomasował bolącą szczękę. – Nawet się nie ruszyl jak go walnąłem.
- Te ich kombinezony to podobno taka zbroja – wyjaśnił Semen. – Trzeba było go lać w pysk.
- Ogromni wiedzący z obca planeta uznani za ojcowie nowy porządek – przerwał im Troki. - Ogromni wiedzący stworzyć przesłanie, które olśnić system. Ogromni wiedzący bohaterowie.
Jakub nawet nie zdążył się ucieszyć kiedy za jego plecami rozsunęły się drzwi. Był przekonany, że ktoś przyszedł ich uwolnić. Kiedy jednak się odwrócił stał przed nim admirał Dakbar. Z rozciętej na boku głowy sączył mu się jakiś szarawy płyn.
- Wasi zniszczyć wszystko – wysyczał kosmita. – Wasi pozbawić nasi wszystko. Wasi za to zapłacić.
Semen nie zamierzał wysłuchiwać przemówienia. Wymierzył pięścią cios w głowę obcego. Admirał był jednak szybszy. Zasłonił się ramieniem i kopnął starego kozaka w brzuch. Nie zdążył się jednak zasłonić przed kolejnym ciosem. Jakub złożył dłoń w pięść i z całej siły uderzył w pierś. Rozległo się głośne chrupnięcie. Admirał z sykiem wypuścił powietrze. Zapanowała cisza.
Kosmita powoli opuścił wzrok. Na jego kombinezonie pozostało spore wgłębienie. Kolejny cos nie był potrzebny. Nieprzytomny przeciwnik runął na podłogę.
- Jakżeś go załatwił – spytał Semen trzymając się za brzuch.
Jakub tylko wyszczerzył swoją sztuczną szczękę i wyciągnął z kieszeni tabletkę ukraińskiej Viagry.
* * *
Ziemianie rzeczywiście zostali uwolnieni. Jako bohaterowie i ojcowie nowego porządku doczekali się kilku pomników i ogólnoplanetarnej sławy. Wygrzebali też w magazynach mało używany płaszcz od carskiego munduru, w którym żaden guzik nie odpadał. Troki został mianowany przywódcą nowej służby porządkowej, a jako osoba uciskana przez admirała Dakbara również stał się bohaterem.
- No to rozchodniaczka – zadecydował Jakub kiedy w środku nocy żegnali się stojąc w sadzie za jego chałupą.
Kosmita odruchowo zrobił krok wstecz.
- A, jednego to można – odezwał się jednak i wyciągnął rękę po kubek.
Kosmiczny pojazd trochę się kołysał podczas startu, ale w końcu udało mu się unieść. Jakub z Semenem machali nowym przyjaciołom na pożegnanie, aż rakieta zamieniła się w mały punkcik wysoko na niebie.
- Widzisz przyjacielu – odezwał się Wędrowycz – jedno się kończy, a przychodzi drugie. Teraz tam nastał nowy porządek. U nas też by trzeba to wprowadzić.
Semen stał jeszcze chwilę z zadartą głową i wpatrywał się w gwiazdy. W końcu przemówił:
- To nie będzie takie proste. Ciężko jest być prorokiem na własnej planecie.
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 18:43 przez Seener, łącznie zmieniany 2 razy.

3
Wymęczyłem to. Niestety nie mogę tego inaczej ująć, a ciężko mi to pisać, bo widzę, żeś się namachał. 40k znaków, to już słuszna ilość.
Lecz!
W pierwszej kolejności to jest za długie do "Tuwrzucia", bardziej pasuje do "Pełnych opowiadań". Wtedy człowiek wie, że może napotkać coś długiego. Tutaj? Ktoś zobaczy taki tekściol i pomyśli: "Boże, ja mam to czytać?". I prawda jest taka, że czytelników możesz policzyć na palcach jednej ręki. Tutaj sprawdzasz warsztat, wystarczyłoby wrzucać po kawałku. Byłoby mniej męczące dla czytelnika, a rychlej doczekałbyś się konstruktywnej oceny, a tak? Leży na ostatniej stronie "Tuwrzucia" i nikt się nie kwapi tego czytać.
Trochę kiepsko napisane. Pomysł ogólnie niezły, ale źle napisany. Kardynalnych błędów nie było, choć zauważyłem parę literówek, co mnie osobiście drażni, kilka powtórzeń i do groma błędów może nie językowych, ale pisarskich. Przecinków brakuje w pewnych miejscach, ale nie mam zamiaru ich wytykać.

Ech, teraz łapanka:
Seener pisze:Pocisk osiągnął cel co było zdecydowanie dobrą wróżbą. Pogwizdywał więc cicho
Pocisk pogwizdywał?
Seener pisze:usłyszeli jakiś dziwny śpiew

w jego stronę jakiś tajemniczy przedmiot

widać było jakieś znaczki

wcisnął jakieś przyciski

wydał jakieś polecenia swoim towarzyszom

Służycie jakiejś maszynie?

Nazwisko ma jakieś podejrzane

rozległy budynek z jakiejś szarawej lśniącej materii.

zorganizował nawet trochę jakiegoś miejscowego jedzenia

a w drugiej jakieś urządzenie

Mieszał w nim jakimś aparatem

włączyło się jakieś dziwne piszczenie

sączył mu się jakiś szarawy płyn.
Przy każdym "jakimś" rwałem włosy z głowy. Jeśli coś naprawdę jest niedookreślone i użycie słowa "jakiś" jest dobrze przemyślane, to ok. W innych przypadkach można je usunąć lub zamienić na malownicze porównanie.
To praca domowa na dzisiejsze popołudnie.
Seener pisze: Jakub nie miał do niego żadnych osobistych urazów
Wewnętrznych czy zewnętrznych?
Urazy, żalu, ansy, cokolwiek.
Seener pisze: No, zobaczymy
Jakub raczej powiedziałby "Nu".
Seener pisze:Przecież spod Czarnobyla to kawał drogi
Bimber na czarnobylskich kartoflach? Ja wiem, że Jakub jest hardkorem, ale to jest do przemyślenia.
Czy opis pochodzenia ziemniaków jest konieczny? Dla mnie wystarczyłoby, że stoją kartofle w kotle.
Seener pisze:który zawsze miał przy pasie

którą zawsze chował na czarną godzinę w sprzączce od pasa
...który stanowił sznurek od snopowiązałki albo kawałek kabla.
Jakub Wędrowycz nie nosił pasa! Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
Po pierwsze: panie, jak już piszesz takie opowiadanie, to nie kreujesz bohatera, lecz masz go gotowego. Trzymaj się koncepcji i faktów, bo się wyłożyłeś i to konkretnie.
Po drugie, sprzączka od pasa musiałaby być naprawdę wielka, żeby pomieścić porcję drożdży na tysiąclitrowy kocioł.
Seener pisze:Czuję, że nadchodzą moją dni. Wszystkie znaki na to wskazują.
Jakie znaki? Ja nie zauważyłem.
Kres moich dni nadchodzi. Na przykład. Ewentualnie mój czas.
Seener pisze:nie ważne
Srsly?
Seener pisze:Najwyraźniej Semenowi to pomogło bo odstąpił od pisania ostatniej woli i przymknąwszy oczy osunął się bezwładnie po pniu drzewa.
Jakub z poczuciem spełnionego dobrego uczynku wrócił do aparatury i poprawił wiaderko, żeby nie przewróciło się przypadkiem. Zaczerpnął przy okazji jeszcze jeden kubeczek i wychylił go. Z uznaniem pokiwał głową. Trunek był naprawdę wysokiej jakości i mocy. Więcej przemyśleń nie miał bo ziemia gwałtownie zbliżyła się do jego twarzy. Zapanowała ciemność.
Po kilku kubkach bimbru? Wydawało mi się, że mają nieco mocniejsze głowy.
Seener pisze:Kiedy z największym wysiłkiem udało mu się rozchylić powieki przed oczami ujrzał gąszcz zielonych i brązowych plam. Gdzie ja u licha jestem? W końcu udało mu się unieść nieco na rękach.
Udało mi się to wyłapać.
Zapis myśli niezbyt poprawny. Oczywiście, domyślam się, że to są myśli Jakuba, aczkolwiek przydałoby się zaznaczyć, że to myśli, a nie zwykła narracja.
Seener pisze:20 metrów
Słownie: dwadzieścia.
Seener pisze: wspinała się strzeliście ku niebu
Zbędne.
Seener pisze:Ukradliście mój kocioł psie juchy
Psia jucha to raczej psiakrew, przekleństwo.
Wydaje mi się, że wyzwisko pisze się razem, psiajuchy.
Seener pisze:Wyciągnął z kieszeni kapoty granat
Jakub granat trzymał w kieszeni spodni.
Seener pisze:udało mu się rozchylić powieki ujrzał gąszcz zielonych i brązowych plam. Zaklął i uniósł się na rękach. Znajdował się w niewielkim pomieszczeniu pokrytym miękką ciemnozieloną wykładziną w brunatne plamy.
Znowu mu się udało!
To z wykładziną jest już naciągane. Rozumiem, że Jakub kilkakrotnie miał budzić się i widzieć zielone i brunatne plamy, ale bez przesady.
Seener pisze:Trafiliśmy na psychiatryczny?
Psychiatryczny co? Oddział?
Seener pisze:- Gedmyrgen.
Przyjaciele popatrzyli na siebie.
- No to bez flaszki się nie dogadamy – stwierdził Jakub.
Jakub w reakcji na niemieckie powitanie, rzuciłby się typom do gardła. Wszak Niemców nie darzy sympatią.
Seener pisze:- I to bez śniadania – dodał Semen bo czuł, że jego podniebienie dopomina się panicznie o szklankę truskawkowej pryty
Truskawkowa pryta niespecjalnie nadaje się na śniadanie.
Seener pisze:- Nasi zabrać eksponaty – odezwał się ponownie najważniejszy z przybyszów. – Nasi wiedzą
Albo odmieniasz ciągle, albo wcale. Nie może być raz tak, raz tak.
Seener pisze:- Nasi potrzebują dużo eliksirium, nasi potrzebują tworzyć eliksirium. Nasi zrobić wszystko, żeby wiedzący zdradzili sekret eliksirium.
- A co wy robicie z tym całym eliksirium? – spytał Jakub.
- Nasza planeta wysoka cywilizacja. Ale potrzebujemy dużo energii. W eliksirium dużo energii. A jeśli braknie energii Centralny Automat Rozmyślający przestanie rozmyślać i czeka nas zakończenie.
Ja wiem, stylizacja, ale mimo wszystko przydałoby się ograniczenie.
Seener pisze:Może tam mają na tej swojej planecie coś ciekawego.
Tego należy unikać.
Seener pisze: z fasolką po bretońsku wylądowało w koncie
Na koncie, możesz dodać walutę.
A tak serio - srsly? Zdumiewa mnie swoją drogą powszechność zamiennego stosowania słowa "konto" i "kąt". "Zadzwoń do mnie, bo mam mało na kącie". My God!

Tyle, dalej mi się nie chce. Przepraszam. Dłużej siedziałem jedynie nad tekstem Marty Grzebuły, ale tamten był krótszy, co świadczy na Twoją korzyść.
Zostawiam część dla pozostałych, w końcu Weryfikatorzy też muszą do tego zajrzeć.
Co do ogółu:
- dialogów jest za dużo w stosunku do opisów. Andrzej jednak więcej opisuje, mniej gada,
- język raczej skromny, jakbyś się bał wrzucić jakieś fantazyjne porównanie czy metaforę,
- pomysł niegłupi, z realizacją nie poszło, co sprawia, że jest zwyczajnie nudno,
- brakuje dynamicznego zwrotu akcji, jakiegokolwiek. Przejście od przyjaznych stosunków z kosmitami do otwartego konfliktu jest jak przejście od zupy do drugiego dania - jest bo jest,
- musisz popracować nad kompozycją.

Zawsze po przeczytaniu tekstu, zastanawiam się nad tym, co zostanie w mojej głowie. Tutaj - wspomnienie znużenia. Przykro mi. Styl do poprawy.

Pozdrawiam
B16
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

4
Aż trudno uwierzyć, że komuś jeszcze chciało się tutaj zaglądać. A jeszcze trudniej, że chciało się czytać całość:). Wyrazy uznani i podziwu.
Przyznaje, że z perspektywy czasu nawet ja jestem w stanie zauważyć wiele słabości tego opowiadania. Ale też gdybym uznał, że jest wystarczająco dobre to sprzedałbym je Andrzejowi Pilipiukowi po cenie czarnorynkowej, żeby mógł je opublikować pod własnym nazwiskiem. Jak widać w jednym z powyższych komentarzy, nie zdecydował się na taki krok. Dałem je więc do rozbierania tutaj. Jeśli chodzi o to czy był to odpowiedni dział to może i masz racje, ale skoro administracja forum i działu nie miała nic przeciwko temu to nie rwijmy o to szat. Możesz mi wierzyć, że w kwestiach regulaminu są bardzo czujni. Widać to choćby po czerwonym pasku pod moim pseudonimem.
Ale jeśli już jesteśmy przy kwestiach pryncypialnych, to jedna mała uwaga.
srsly?
Co to, k#*w@, jest?

Masz przykład dwóch sformułowań wyrażających zdziwienie, oburzenie bądź niedowierzanie. Jedno zapożyczone z języka obcego, drugie ugruntowane w języku ojczystym. Skąd u Ciebie taka tendencja do zbaczania w stronę angielskiego? Jeśli nawet prywatnie gdzieś jest to modne to może na tym forum warto by popracować nad formą wypowiedzi.
Jestem wdzięczny, że mimo znużenia treścią zabrnąłeś na tyle daleko. Jesteś jedną z osób, która w ostatnim czasie bardzo aktywnie udziela się na forum, co się chwali. Właśnie dzięki takim osobom ono się rozwija i żyje. Mam jednak wrażenie (i to nie tylko na podstawie weryfikacji mojego tekstu), że czasem starasz się pomóc „na siłę”.
Tylko popatrz.
Jakub raczej powiedziałby "Nu".
Nie bronię Ci tak myśleć ale bez jaj:). Nie przyprawiajmy uszu w takich okolicach ciała, gdzie one naturalnie nie rosną.
Seener napisał/a:
wspinała się strzeliście ku niebu

Zbędne.
Litości. Chociaż podeprzyj się jakąś regułą językową. Bo jak dla mnie nie jest to obowiązkowe, ale za to wzbogaca obrazowanie.
Psia jucha to raczej psiakrew, przekleństwo.
Wydaje mi się, że wyzwisko pisze się razem, psiajuchy.
Przede wszystkim nie „psiajuchy”, a „psiejuchy”. Kojarzę z dzieciństwa paru dziadków na wsi, którzy na dokuczające im dzieciaki wołali właśnie „psie krwie” albo „psie juchy”. Nie jestem pewien czy wymagany jest tu zapis łączny czy rozłączny bo spotkałem się z tym tylko w wersji fonetycznej.
Jakub granat trzymał w kieszeni spodni.
Tu docieramy do pewnej różnicy. Być może światopoglądowej. Czasem mam wrażenie, że analizujesz tekst jakby był raportem finansowo-księgowym. Cytując jednego z bohaterów skeczu Monthy Pythona „Jeśli mamy dzielić włos na czworo, to ja to pi@p$zę”. Delikatnie mówiąc sprawa niezbyt istotna. A Jakub Wędrowycz może sobie nosić granaty gdzie chce, w zależności od tego jak życzy sobie Andrzej Pilipiuk. A czasem nawet taki zadufany w sobie śmiałek, jak ja, który poważył się na wykorzystanie jego postaci w swoim tekście.
Psychiatryczny co? Oddział?
Kolejny przypadek analizy dosłownej. Jakub z Semenem nie wymieniają pism urzędowych. Rozmawiają. Są starymi znajomymi. Kumplami. Skróty myślowe są w takiej sytuacji jak najbardziej na miejscu. A wydaje mi się, że tekst z tego powodu nie zatracił w tym miejscu czytelności.
...który stanowił sznurek od snopowiązałki albo kawałek kabla.
Jakub Wędrowycz nie nosił pasa! Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
Po pierwsze: panie, jak już piszesz takie opowiadanie, to nie kreujesz bohatera, lecz masz go gotowego. Trzymaj się koncepcji i faktów, bo się wyłożyłeś i to konkretnie.
W tym miejscu mogę zasugerować, albo nawet gorąco poprosić, żebyś starał się zdecydowane osądy wypowiadał na podstawie tego co Ci wiadomo. Na podstawie własnych doświadczeń, albo wiedzy zdobytej ze źródeł, które uznajesz za wiarygodne. Pas ma nawet człowiek nagi. Nie jest to może termin anatomiczny ale co najmniej potoczny. Możesz mi wierzyć albo nie, ale powiedzenie „Wąska w pasie dobrze pcha się” nie odnosi się do zakładania ciasnej odzieży. Również spódnice i spodnie posiadają pas. Chyba, że są to tzw. biodrówki. Nawet wtedy jeśli nie ma w nich paska. Czasem ma się coś włożonego albo schowanego za pasem. Takie potoczne określenie. Jeśli miałyby od tego zależeć losy świata to mogę poszukać opowiadania samego twórcy postaci, w którym Jakub miał bidon z bimbrem za pasem.
Jakie znaki? Ja nie zauważyłem.
Kres moich dni nadchodzi. Na przykład. Ewentualnie mój czas.
Pomijając literówkę (miało być „moje”, a nie „moją”) mogę tylko znów zapytać o co chodzi? Potoczne sformułowanie. Nadszedł mój czas. Nadszedł mój dzień. Nadeszły moje dni. Czasem używa się go, żeby wskazać jakiś wyjątkowy etap w czyimś życiu. Czasem, żeby wskazać kres. Proponuję Ci ogólnie trochę więcej czytać i trochę więcej słuchać ludzi wokoło. To poszerzy Ci słownictwo i pomoże też czytać te dużo bardziej wartościowe tekstu, niż moje opowiadanie. To nie jedyny przypadek (i nie jedyna Twoja weryfikacja) gdzie mam wrażenie, że skupiasz się na pojedynczych słowach, a nie całej wypowiedzi.
Bimber na czarnobylskich kartoflach?
Otóż to. Na tym opiera się kręgosłup przyczynowo-skutkowy fabuły opowiadania. Mogłem to włożyć czytelnikowi łopatą do głowy ale wybrałem wariant zostawiania drobnych śladów. Kartofle spod Czarnobyla. Trzy razy większe od normalnych. Po dwóch kubkach bimbru z nich bohaterowie padają jak dzieci. Kosmici uznają go za najlepszy bimber w kosmosie. Wreszcie kryzys poprzedzający finał opiera się na tym, że bimber dla kosmitów nie jest takiej jakości, gdyż nie jest już zrobiony z tych właśnie konkretnych kartofli. Można mnie winić, że nie przekazałem tego jaśniej, ale taki był mój wybór w tym miejscu. Bez takiej wersji kartofli całe opowiadanie nie ma sensu. Biorę odpowiedzialność na siebie, ale faktem jest, że nie zrozumiałeś fundamentu tej historii. Być może to doprowadziło Cię w konsekwencji do paru, moim zdaniem, fałszywych wniosków. Po raz kolejny apeluję. Staraj się rozwijać czytanie treści, a nie pojedynczych słów. Może tak da się analizować teksty naukowo-techniczne. Ale wydaje mi się, że w beletrystyce to spacer z zamkniętymi oczami.
dialogów jest za dużo w stosunku do opisów. Andrzej jednak więcej opisuje, mniej gada,
Nie zamierzałem kopiować Andrzeja. Nie wiem dlaczego przyjąłeś takie założenie. A przejawia się ono w pary Twoich komentarzach do tego tekstu. To była raczej inspiracja.
musisz popracować nad kompozycją.
;)
Jakub w reakcji na niemieckie powitanie, rzuciłby się typom do gardła. Wszak Niemców nie darzy sympatią.
I znów. Rzuciłby się albo i nie. Kwestia potrzeby autora. Jak twórca postaci tego potrzebuje, to Jakub się upija, albo traci przytomność. To byli kosmici, a nie ludzie. To przeważyło. A to wytłumaczenie w tym miejscu wydaje mi się tak samo zbędne jak uwaga, która ja wywołała. Znów literata zastąpił analityk.
Truskawkowa pryta niespecjalnie nadaje się na śniadanie.
Piszesz to z punktu widzenia dietetyka?:)
No weź nie żartuj. I kto tu próbuje obedrzeć Wędrowycza z jego jestestwa??
Albo odmieniasz ciągle, albo wcale. Nie może być raz tak, raz tak.
Tu pozwolę sobie na pewną bezpośredniość. Kompletna bzdura. Jeśli będziesz miał kiedyś okazję, to poszukaj sobie w sieci jak obcokrajowcy wypowiadają się w języku polskim. Będziesz zaskoczony jak żywy, istniejący realnie człowiek może posługiwać się językiem, który nie jest dla niego naturalny. A co dopiero wymyślona skrzyneczka w zmyślonym tekście. Znów polecam dużo czytać i słuchać ludzi.
Tak czy inaczej dziękuję za pochylenie się nad tym tekstem.
Chociaż przyznam, że komentarz Andrzeja bardziej mi się podoba. Krótko sprawnie i na temat. Sam widzisz, że nawet ojciec postaci nie spierał się o to co Wędrowycz nosi w swoich kieszeniach.

5
Kiedyś ktoś mądry, kto czytał mój tekst powiedział mi, że jako autor, wiem o co chodzi w poszczególnych fragmentach tekstu. Czytelnik tego nie wie. Jeśli coś niedokładnie opiszę, to najprawdopodobniej zostanie to błędnie zrozumiane.
- flaszka truskawkowej pryty na śniadanie,
- flaszka truskawkowej pryty na śniadanie, jak to miał w zwyczaju.
Pierwsze zdanie jest nieco przypadkowe.
Drugie samo się broni.
Widzisz różnicę?

Dalej, wyjaśniasz w komentarzu, że bimber z czarnobylskich kartofli jest o wiele mocniejszy. Napisałes tylko, że był z takowych upędzony, i że bohaterowie po kilku kubkach odlecieli. Mogleś dodać, że bimber, który normalnego człowieka zwaliłby z nóg, wpędził do grobu lub wywołał chorobę popromienną u dwóch dziadków wywołał spotegowany efekt upojenia alkoholowego.
Gra? Gra.

Psiejuchy, hmm... w Twoich stronach kilka dziadków tak mówi. Ok, zgoda, lecz ja o tym nie wiem. Na mnie babcia wołała padalec, żabelec, swołocz i że trzeba się ze mną humonić. Ktoś z drugiego końca Polski może jednak nie znać tych słów. Gwara lokalna nie broni Twojego tekstu, jesli czytelnik jej nie zna.

Odwołujesz się do mojego ubogiego słownictwa i braku oczytania. W porządku, nie łykam trzech powieści tygodniowo i sporo mi do tej normy brakuje, ale chyba nie spodzewasz się, że przeciętny człowiek o równie przecietnym poziomie czytelnictwa na Twoje specjalne żądanie zadba o swoje oczytanie, żeby móc lepiej zrozumieć Twój tekst. Nie widzę też orędzia w Twoim wykonaniu, w którym nawołujesz: "Ludzie, musicie wiecej czytać, bo nie zrozumiecie mojego tekstu".

Bodajże TadekM napisał na tym forum: "Nie broń tekstu, tekst musi bronić się sam". Twój się nie broni, nie dla mnie, a przynajmniej nie w wyłuszczonych fragmentach. Możesz obalać moją weryfikację, zwalać winę na karb mojego słownictwa, braku kompetencji czy niskiego ilorazu inteligencji, ale przemyśl do czego to doprowadzi. Być może ja wyciągam niewłaściwe wnioski. Postaraj się bardziej ode mnie.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

6
"Nie broń tekstu, tekst musi bronić się sam"
Ja się w tym w stu procentach zgadzam.
Wiem nawet, że jesteś autorem poradnika „ABC akceptacji”. Zauważyłem jednak również, że w przypadku swoich tekstów odnosisz się do prawie każdej weryfikacji. Nie sprawdzałem czy robisz to zgodnie ze swoim poradnikiem, ale mam nadzieję, że prawo do polemiki przysługuje również mnie.
Nie neguję w całości Twojej weryfikacji, ale w paru punktach wydała mi się, delikatnie mówiąc, wątpliwa. I tam się do tego odniosłem. Najprecyzyjniej jak potrafiłem. Korzystając z okazji zwróciłem uwagę na pewną ogólną tendencję, która przejawia się w Twoich komentarzach nie tylko pod moim tekstem.
Co do tych kartofli. Moim zdaniem można podać pewne rzeczy wprost, albo po kawałku. W jednym przypadku autor musi się liczyć z tym, że ktoś nie odczyta przekazu. W drugim, że ktoś uzna tekst za zbyt prosty i przewidywalny (lub coś w tym rodzaju). Jakąś wersję trzeba przyjąć. Ja wolę czytać książki gdzie tej łopatologii jest mniej i dlatego zdecydowałem się na wariant nie pisania tego wprost. Ale jestem świadom, że wskazówki nie dla wszystkich musza być czytelne i wystarczające.
Co do truskawkowej pryty to różnica jest jak najbardziej widoczna, ale niekoniecznie mająca znaczenie w tym miejscu. Nie wiem czy Jakub miał tak w zwyczaju czy nie. To bez znaczenia. Notoryczny pijak zapija kaca klinem. Koniec, kropka. Czasem tak robi, czasem nie. Nie ma co do tego dorabiać nadzwyczajnych teorii. Może to nie jest najzdrowszy pomysł, ale jeśli masz ochotę na ekstremalne przeżycia to wpadnij pod spożywczy na najbliższym osiedlu parę minut przed otwarciem i powiedz to pierwszym klientom;). Jeśli w tekście ktoś wciągałby kreskę to powinno się dopisywać, że to niezdrowe ale bohater jest uzależniony???
Co do przekleństw w ogólności to w tym akapicie będą wulgaryzmy. W zakresie moich doświadczeń to przekleństwo charakterystyczne raczej dla pewnych czasów niż regionu, ale badań nie robiłem. Pewnie jak ktoś nie brał w młodości udziału w I Wojnie Światowej, to nie musi go znać. Dla większości współczesnych emerytów słówko „faken” padające w paru żenujących polskich komediach tez pewnie niewiele znaczy. Ale z drugiej strony przekleństwa to dość szeroka i dynamicznie ewoluująca gałąź języka. „Swołocz” używana przez Twoją babcię wcale taka obca i niezrozumiała nie jest. Pozostałe określenia użyte w odpowiednim kontekście też chyba przez większość średniointeligentnych dwunogów zostałaby zrozumiana. Celnie użyte spokojnie mogłyby ubarwić tekst i postać. Tak mi się przynajmniej wydaje. Machulski w „Girlguide” użył określenia „okurwieńce”. W życiu czegoś takiego wcześniej nie słyszałem, a zrozumiałem wydźwięk. Jeden znajomy obcokrajowiec wymyślił „skurwalaj”. Myślę, że i bez didaskaliów wiadomo co chciał komuś przekazać.
Do tego dochodzą takie kwiatki jak „nu” zamiast „no”, „strzelistość”, „za pasem” i „światło księżyca” tutaj - http://www.weryfikatorium.pl/forum/view ... hp?t=14857 . I jeszcze sporo innych pod innymi tekstami. Mam wrażenie, że czasem widzisz słowa, rozumiesz ich znaczenie, ale nie odczytujesz ich sensu. Drzewa potrafią zasłonić Ci las. I to przy zwrotach z języka potocznego.
To już od Ciebie zależy czy coś Ci się podoba, czy nie. Ja tego nie zamierzam zmieniać. Ale przy wypowiadaniu kategorycznych osądów lepiej mieć solidne podstawy.
Pozdrawiam.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron