Uriel z pietyzmem pogładził delikatny materiał białej szaty. Jakby nie do końca ufając swoim zmysłom, spojrzał po raz setny na haftowane na ramionach złotą nicią belki z wielką literą „A”. Został mianowany archaniołem. Zasłużył na awans i wreszcie go doceniono. Po tylu dziesięcioleciach tłuczenia się po rubieżach, po dziesiątkach granicznych potyczek, dostał upragnioną promocję. Zamienił serafiński róż na archanielską biel. Dwadzieścia pięć stuleci w różu wystarczy. Ten, kto wybrał kolor dla Serafinów, musiał mieć wyjątkowo wyrafinowane poczucie humoru. Na szczęście to było już za nim. Ponownie dotknął delikatnego białego materiału. Kto wie, może jeśli będzie wytrwały i będzie pracował wystarczająco ciężko, przejdzie wszystkie stopnie kariery i za jakieś dwadzieścia pięć tysięcy lat dołączy do elitarnej czwórki, która widziała twarz Pana. Stanie się elitą elit.
Rozmarzony prawie wpadł w bandę biegnących cherubinków ubranych w szarozielone body i brązowe rajstopki. Dzieciaki biegły jak szalone, goniąc pędzący piorun kulisty. Stara zabawa, pamiętał ją jeszcze z czasów, kiedy sam był cherubinem. Kto pierwszy dopadnie kulę i chwyci ją tak, żeby nie przypalić wyrastających jeszcze z obojczyków, nie do końca ukształtowanych skrzydeł, wygrywa. Z uśmiechem wspomniał pragmatyczny charakter dziecięcych strojów. Ubranka maskujące, w razie, gdyby smarkacz stoczył się na Ziemię, skutecznie upodabniały go do trawy i drzew, aż znalazł go któryś ze stróżów. Na końcu biegł najmniejszy cherubinek z podbitym okiem, osmalonymi blond lokami i przetrąconym skrzydłem. Uriel szybkim ruchem zmierzwił czuprynę dzieciaka. Mały wojownik, kto wie, może i on kiedyś zostanie archaniołem?
Zabrzmiały trąby Tronów. Zastępy wygrywały „Pieśń Widzącego”. Uriel nie słyszał jej od stuleci. Czyżby Pan zdecydował o powołaniu proroka? Nie zastanawiając się ruszył w kierunku Pałacu Narad.
Azamel bujał się obojętnie na skrzypiącym krześle. Narada trwała w nieskończoność nawet jak na piekielne kryteria. Wierchuszka z zacięciem roztrząsała wszelkie powody powołania proroka. Stare pryki wyraźnie scapiały po stuleciach bez zadymy i teraz robili wszystko by nie doprowadzić do konfliktu. Rozpatrywano najbardziej absurdalne scenariusze. Azamel z przekąsem pomyślał, że gdyby w ten sposób budowali rurociąg dla kwasu, teraz poważnie rozważaliby infrastrukturę z drewna. On, jako demon niższego rzędu nie miał prawa głosu. Zresztą mało go obchodziły polityczne zagrywki. Siedział tutaj przez ambicje wuja, który był jednym z piekielnych decydentów i postanowił przyuczyć siostrzeńca w zakresie zarządzania. Młodemu było to nie na rękę, więc bujał się tylko obojętnie na swoim trzeszczącym krzesełku, wyczekując końca nudnej debaty. Odpływał myślami coraz dalej, w kierunku damskich pryszniców w klubach fitness na Ziemi. Jak tylko skończą, odwiedzi taki przybytek rozkoszy.
Nagle w eterze wybrzmiało jego imię. Przez chwilę myślał, że się przesłyszał i wywołują Azazela, jego wuja. Wezwanie padło po raz drugi. Belzebub klepnął go familiarnie w ramię.
- No, chłopie awansowałeś! Jesteś generałem. Zgładzisz proroka.- Wyszczerzył się najszerzej jak potrafił. Reszta obecnych uczciła promocję krótką owacją. Azamel bezradnie spuścił głowę. Rogi obsunęły się na czoło. „Pieprzona wada poroża!”, pomyślał z goryczą. Wrobili go na cacy.
Rafał sięgnął po krążącą butelkę taniego wina przekazywaną sobie przez obecnych jak fajka pokoju. Pociągnął sążnisty łyk, wzdrygnął się, obtarł usta i puścił trunek w dalszy obieg.
- Chłopaki, moją książkę wydadzą. – Dumnie wypiął pierś do przodu. Reszta lekko podchmielonego towarzystwa popatrzyła na niego tępo.
- Te bajki o aniołach i apokalipsie? – Jeden z kolegów postanowił uprzejmie podjąć wątek.
- No!- Rafał wyraźnie się zapalił – Nakład zrobią 10 ty…
- Dziewczyny zaraz będą, kończymy bełty i robimy kulturę. – Reszta nie była już tak uprzejma wobec przyszłego pisarza, a fakt niezbyt odległego w czasie przybycia płci pięknej i związana z tym konieczność dokończenia trunków, odciągnęła od konwersacji nawet zainteresowanych.
Wkrótce po opróżnieniu i ukryciu ostatniej butelki, próg studenckiego mieszkania przekroczyły pierwsze zaproszone kobiety. Koledzy szybko zajmowali się kolejnymi przybywającymi i zanim Rafał zdążył się zorientować, wszyscy prócz niego mieli już swój kobiecy przydział. Wtedy weszła ona. Brązowe włosy wisiały w smutnych strąkach. Na czerwonym nosie pyszniły się grube oprawy okularów. Sylwetka idealnie zgarbiona uwydatniała fałdę brzucha. Rozejrzała się bezradnie po pomieszczeniu i uśmiechnęła do Rafała żółtymi zębami. Bez zastanowienia sięgnął za łóżko wydobywając ostatnią, awaryjną butelkę ratunkową.
Dwie godziny później rozmawiał z cudowną, kasztanowowłosą dziewczyną, której okulary nie odbierały urody, a przydawały wyrazu inteligencji. Piękność z entuzjazmem słuchała wywodów o mającej się pojawić książce.
- A najdziwniejsze jest, że wszystko, co napisałem, najpierw mi się przyśniło. – Zachęcony jej zainteresowaniem ciągnął wywód. – Najpierw boli mnie głowa, a jak się położę, śnią mi się te wszystkie niesamowite rzeczy. - Dziewczyna z podziwem dotknęła jego ramienia. Chwycił ją za rękę i zaprowadził do pokoju obok. Zamknął drzwi, żeby nikt im nie przeszkadzał.
Urielowi z podniecenia drżały końcówki skrzydeł. Na Ziemi pojawił się prorok Pana, a on miał być archaniołem, który jest przy Widzącym do kresu jego dni. Nie lubił Ziemi. Kojarzyła mu się głównie z granicznymi potyczkami z siłami piekieł, w których uczestniczył jako Serafin, ale dla bycia przy proroku mógł się poświęcić. Pamiętał ich z dawnych czasów- wspaniałych, mądrych i silnych mężów, naznaczonych mocą Pana. A przy każdym stał Archanioł. Więź między duchem a Widzącym była nierozerwalna. Połączeni łańcuchem chwały trwali zawsze razem, aż do śmierci wielkiego człowieka, kiedy to ogniwa łańcucha się rozpadały i anioł mógł wrócić z powrotem do zastępów. Piecza nad prorokiem była zaszczytem i wyróżnieniem. Uriel nie mógł uwierzyć, że on, świeżo upieczony archanioł, dostał to zadanie. Popędził, czym prędzej do magazynu broni. Przy furcie spotkał znanego wszystkim weterana. Plotka głosiła, że był już przy stworzeniu świata i teraz przeszedł na zasłużoną emeryturę. Staruszek rozłożył skrzydła i wygrzewał się na słońcu, pociągając ambrozję z butelki ukrytej w papierowej torbie.
- Chwała – pozdrowił weterana anielskim przywitaniem
- Chwała. - Starzec nie zaszczycił go nawet spojrzeniem
- Zostałem przydzielony jako archanioł proroka. – Musiał podzielić się z kimś swoim sukcesem. Wiarus uniósł brwi.
- I co? – Pytanie miało być retoryczne, ale Uriel postanowił na nie odpowiedzieć.
- Wezmę z magazynu miecz ognisty i łańcuch chwały i idę na służbę.
Twarz weterana przybrała wyraz ironii
- Chcesz się od razu do niego przywiązać?
- Oczywiście! To pomazaniec pański, taka służba to zaszczyt!
Starzec wyciągnął w jego kierunku papierową torbę
- Łyknij, przyda ci się.
Archanioł stał przy łóżku z niezbyt świeżą pościelą, na którym leżał domniemany prorok w objęciach ziemskiej kobiety, delikatnie rzecz ujmując nie pierwszej urody, w zasadzie drugiej też nie. Prorok pochrapywał donośnie od czasu do czasu bełkocąc coś niezrozumiale. Uriel poczuł zawód, ale szybko się opamiętał. Być może ten Widzący potrzebuje czasu jak Dawid, który także cudzołożył, zanim wola Pana w nim zwyciężyła. A może jest niepokorny jak Jakub. W końcu tamten furiat walczył ze swoim archaniołem. Uriel znowu ciepło pomyślał o swoim podopiecznym. Wyciągnął z podróżnej torby łańcuch i czekał na dogodną chwilę, aby związać się z prorokiem.
Rafał przeciągnął się i otworzył oczy. Po tanich winach zrobiło mu się niedobrze. Poczuł ciężar na ramieniu, obrócił się w tę stronę i odskoczył zniesmaczony. „Nie piję”, pomyślał z determinacją. Fala mdłości przyspieszyła. Chwiejnie wstał z zamiarem odwiedzenia łazienki. Coś gwałtownie szarpnęło go za gardło. Mozaika wczorajszej uczty upstrzyła dywan.
Uriel z zadowoleniem popatrzył na łączącą go z prorokiem więź. Łańcuch błyszczał dumnie między nimi. Tylko trochę niezręcznie, że rzucając go, uwiązał proroka za szyję.
Azamelowi oficjalnie odczytano cel misji i wszelkie związane z nim dopuszczalne i niedopuszczalne metody działania. Jedną z form piekielnych niedogodności było skrupulatne tworzenie aktów prawnych na każdą okazję i odczytywanie ich w wielogodzinnych przemowach, rezydentom. Tym razem Azamel był jedynym słuchaczem, więc nie mógł wywinąć się od paragrafów i ustępów skreślonych nadgorliwą ręką piekielnego urzędnika. Dokument zawierał między innymi, z dokładnością do sekund, opis jego dnia na Ziemi. Nie zapomniano nawet o przerwach na siusiu, które wyliczono na minutę czterdzieści siedem, każdą. W zasadzie całość sprowadzała się do znalezienia proroka i pozbycia się go tak, aby nie wywoływać skandalu na scenie międzywymiarowej. Czyli miał zejść w sposób jak najbardziej przypominający naturalną śmierć. Mimo oczywistości misji, stworzono dla jej potrzeb dokument mający tysiąc trzysta pięćdziesiąt dwie strony i właśnie odczytu tegoż wysłuchiwał teraz śmiertelnie już znudzony Azamel.
Wreszcie podekscytowany urzędnik skończył i z dumą spojrzał na słuchacza.
- Prawda, że wspaniale wszystko przewidziałem? Masz paragraf na każdą okazję! –
„Apage, Satanas”, świeżo mianowany generał przeklął w myślach tomiszcze, które miał dodatkowo upchnąć w małej, podróżnej torbie.
Wysiadł na Ziemi. W zasadzie nikt nie przejmował się, gdzie dokładnie trafi. Zafundowali mu desant i zostawili z opasłą księgą rad i pouczeń. Wywiad nie określił, w której części planety powinien szukać proroka, więc był skazany wyłącznie na siebie.
Plątał się kilka dni bez sensu usiłując znaleźć sposób, w jaki mógłby ugryźć misję. Pierwszej nocy spalił tomiszcze. Cóż, po piekielnej saunie, ziemskie noce były wyjątkowo zimne.
Czwartego dnia natknął się na znajomy element. Wielki szarożółty harley, ze znakiem kosy na baku. Nie musiał długo czekać na właściciela. Kosiarz wyszedł z kamienicy ciągnąc za sobą oszołomioną duszę jakiegoś staruszka. Ze wzgardą pchnął łup w otwarty tunel prowadzący do różnych wymiarów. Jeśli dusza będzie mieć farta, przyjedzie winda, i czeka ją raj. W przeciwnym razie spadnie szybem wprost do przybytku, z którego właśnie przybył Azamel.
Młody diabeł dostrzegł swoją szansę. Wszak z powodów pragmatycznych kosiarze znali lokalizację każdego człowieka na świecie.
Kosiarz ściągnął swój wielki, rogaty kask. Długie włosy rozsypały się po, okrytych skórzaną kurtką, ramionach.
- Ponury…??
- Ponura, jak już.
„No tak, parytety”, pomyślał diabeł z rezygnacją. Niedawno szef wynalazł poprawność polityczną. Strasznie był na ten wynalazek nabuzowany. Twierdził nawet, że jest lepsza niż rewolucja i fanatyzm religijny. Po wstępnej fazie testów w piekle, które były przykre zwłaszcza dla konserwatywnych diabłów, produkt wypuszczono na Ziemię. Niestety szef rozszerzył testy wewnątrz instytucji i tak doszli do parytetów, nawet wśród kosiarzy.
- Yyyy, Ponura…- Azamel wyraźnie miał problem z odnalezieniem się w rozmowie z kobietą wykonującą, od wieków męski zawód – Proroka nowego podobno mamy… - Uśmiechnął się krzywo i bez przekonania.
- No, podobno. – Czyściła pomalowane na czerwono paznokcie końcówką teleskopowej kosy.
- Szukam go. Może pomożesz?
- Za ile? – Przynajmniej była konkretna.
- Nie wiem dwieście, trzysta. Może uda się zorganizować strzelankę w jakiejś szkole.- Parsknęła tylko z pogardą.
- No dobra, dwa tysiące. Tylko w krajach Trzeciego Świata.
- Śmieszny jesteś.
- No, to ile?
- Za proroka… Połowa tego, co zebraliśmy między trzydziestym dziewiątym a czterdziestym piątym.
- Zwariowałaś! Góra się wtedy wkurzyła. Podobno zachwialiśmy równowagą ich projektu. Już nie wolno.
- No dobra, to tyle, co w Rwandzie ostatnio.
- Nie wolno więcej niż dziesięć tysięcy na rok w zorganizowanych zamieszkach i zarazach, żeby nie naruszyć paktu o nieagresji. Rozporządzenie Zarządu.
- Jak tak, to się pałuj.
- Cipa!
- Seksistowski pajac! Napiszę na ciebie raport! – Wzburzona wsiadła na swojego harley’a i ruszyła w stronę tunelu.
„Wyrównywanie szans, cholera jasna”, Azamel z rezygnacją powlókł się ciemną ulicą.
Głośna muzyka pulsowała Urielowi w głowie. Dźwięki niewiele miały wspólnego z niebiańskimi symfoniami. Były dla ucha archanioła odrażające i gdyby nie łańcuch łączący go z prorokiem dawno odszedłby od nich najdalej, jak to możliwe. Rafał powoli kończył imprezę, choć niedawno ją zaczął. Uriel zdążył się zorientować, że po pewnej, zwykle takiej samej, dawce alkoholu młody prorok zapada w głęboki sen w każdym możliwym miejscu, co dla niego oznaczało, że będzie musiał słuchać łomoczących dźwięków bardzo długo. Niestety to człowiek decydował gdzie i kiedy pójdą. Najczęściej chodzili w miejsca podobne do tego, lub inne przybytki wątpliwych ziemskich rozkoszy. Rzadziej odwiedzali uniwersytet, biblioteki nigdy, choć Rafał poza tym, że był prorokiem, był przecież studentem i, zdaniem Uriela, powinien się szkolić w mądrości. Około czwartej nad ranem Uriel podjął pewną, brzemienną w skutkach decyzję. Kolejna porcja łomotów, którą organizator imprezy zafundował swoim gościom około piątej utwierdziła go w powziętym planie. Zaczynało świtać, gdy z całych sił szarpnął łańcuchem chwały. Rafał tylko zabełkotał coś i przewrócił się na drugi bok. Zdeterminowany anioł włożył całą furię w kolejne szarpnięcie, głowa proroka podskoczyła jak piłeczka, przerażony otworzył szeroko oczy.
- Czas na objawienie, mały gnojku.
…
- Czyli jestem prorokiem, a ty moim anielskim gorylem. – Rafał po pierwszym szoku zaczynał zdawać sobie sprawę, jak lukratywna może być jego obecna pozycja.
- Nie określiłbym tego w ten sposób. – Uriel liczył na pokorę i bojaźń bożą, a tymczasem człowieczek zaczynał kombinować.
- Skoro jestem prorokiem, to znaczy, że mogę mówić, co chcę i kiedy chcę, a reszta ma mnie słuchać. Jak nie, to ty dasz im po łbie. Dobra, wchodzę w to! To, co, piszemy nowe pismo święte! Co ja chciałbym zmienić?
Uriel z rezygnacją przysiadł na boku kanapy, na której, przy świetle laptopa, młody prorok tworzył najnowszy testament swojego autorstwa.
Kiedy mierny proces twórczy dobiegł końca, archanioł był u kresu sił. Jego prorok spał w najlepsze. Gdyby nie łańcuch, mógłby polecieć do nieba po instrukcje, a tak, siedział tu jak kołek. Głupi kołek, który przykuł się łańcuchem do jeszcze głupszego kołka. Nagle czyste światło rozświetliło wnętrze pomieszczenia. Uriel rozpoznał w nim archanioła weterana. Wiarus rzeczywiście przybył porozmawiać z kolegą.
- Jak tam brzemię, lekkie? - Uriel rzucił tylko spojrzenie z ukosa.
- Mówiłem, nie przykuwaj się od razu, a ty jak kto głupi… Zaszczyt, chwała! Chciałeś, to masz.
- Dotarło. Teraz powiedz, jak to odkręcić.
- Jakie odkręcić?! Nie ma odkręcić. Ciesz się, że ludzie żyją krótko. Zawsze tak samo, zafajdane pyszałki.
- O czym ty…
- A co myślisz, że jesteś pierwszy, który chciałby to rzucić w diabły? – Zaśmiał się ze swojego ostatniego stwierdzenia – Od wieków tak samo, młody się przykuwa a potem płacze.
- Chcesz powiedzieć, że inni też mieli problem z prorokami.
- Z tymi zadufanymi gnojkami? Wieczny! Dlatego między innymi zaprzestaliśmy projektu. Za dużo paprania a efekt mizerny. Czytałeś ich święte księgi? – Uriel pokiwał przecząco głową. – Cóż wyjątkowo luźna interpretacja woli Pana.
- To dlaczego on…
- Michał ma problem z ludźmi. Na własną rękę podebrał trochę łaski, chciał udowodnić, że się cywilizują. Wyszło jak zawsze i jeszcze dół ględzi o złamaniu paktów. Oj, nie dostanie Michaś premii z tysiąc lat za ten numer.
- Czyli zostaję.
- Nie ma rady. – Stary klepnął go w ramię – No, młody, nie smuć się, prawie każdy to kiedyś przerabiał.
- Gabriel chociaż miał z górki. Jedno zwiastowanie i ścieżka kariery na wieki otwarta.
Wiarus zaśmiał się, aż łzy pociekły mu z oczu.
- Taaa… Latał po domach ze trzy dekady zanim znalazł Maryję. Wolna wola.
Spotkanie przedstawicieli dobra i zła odbyło się tradycyjnie w Rzymie. Od wieków, jeśli musieli się spotkać, robili to w tym miejscu. Sytuacja polityczna była napięta i dlatego obie strony zachowywały wyjątkową ostrożność.
- Chcielibyśmy, uprzedzając wasze wątpliwości, wyjaśnić, że prorok, to projekt bez przyszłości. Przyznajemy się, z przykrością, do błędu i liczymy na zachowanie wszelkich paktów.
- Czyli nie kombinujecie torowania ścieżki dla kolejnego zbawiciela?
- Nic podobnego! - Przedstawiciel góry z satysfakcją pomyślał, że jeden to i tak wiele więcej niż ma dół do zaoferowania, ale nie powiedział tego głośno.
- Dobra, załatwcie, żeby nie narobił za wiele hałasu. Tym razem możemy puścić tę potwarz w niepamięć, ale kolejny prorok, to już otwarta wojna.
- Rozumiemy powagę sytuacji. Dołożymy wszelkich starań, aby zniwelować szkody.
Posłowie uścisnęli sobie dłonie. Oficjalna część była za nimi.
- Wysłaliście kogoś do niego? – Diabeł zagadnął anielskiego posła. Spotykali się już tyle razy, że ich relacje można było określić niemal jako przyjacielskie.
- Żółtodziób, a wy?
- Pozorant, nikt ważny. Robimy coś z nimi?
Anioł zastanowił się chwilę.
- A po co? Niech się z nim młodziaki użerają.
Uriel siedział na kamieniu. Nieopodal niego, na polance, drzemał nieźle już wstawiony Rafał. Anioł dostrzegł ciemny kształt poruszający się między drzewami. Przygotował miecz ognisty. Na polanę wszedł młody diabeł. Archanioł z ociąganiem podniósł się z kamienia.
- Szatanie, opuść miejsce zasłużonego odpoczynku proroka – wypowiedział wyuczoną formułkę, bez przekonania.
- Tego pijusa?! – Diabeł popatrzył na śpiącego człowieka.
Uriel wzruszył obojętnie ramionami i opadł z powrotem na kamień. Służba to służba, wykona zadanie, jeśli demon podejdzie bliżej, ale przecież nie będzie stał jak odźwierny.
Azamel przysiadł na skraju polanki. Z plecaka wyciągnął laptopa.
- Podaj nazwisko tego twojego proroka.
- Rafał Kwiatkowski – nikt nie powiedział, że nie może ujawniać danych.
Diabeł wklepał nazwisko w Internet. Chwilę potem jego oczy zaszły łzami i dławił się ze śmiechu.
- No, co? - Anioł był wyraźnie zirytowany.
- Ten twój prorok sprzedał trzysta siedem egzemplarzy swojej ewangelii. – Azamel krztusił się śmiechem. - Po trzech dniach zwrócono dziewiętnaście.
Uriel pociągnął błyszczący łańcuch łączący go z człowiekiem. Zrobił to w sposób, który sprawił, że głowa tamtego podskoczyła nieznacznie, a oddech urwał się na chwilę. Diabeł mógłby przysiąc, że sprawiło to aniołowi satysfakcję.
- Jakie czasy, tacy prorocy.
2
Dlaczego akurat tyle? Czy ta liczba coś znaczy?Mimo oczywistości misji, stworzono dla jej potrzeb dokument mający tysiąc trzysta pięćdziesiąt dwie strony i właśnie odczytu tegoż wysłuchiwał teraz śmiertelnie już znudzony Azamel.
Tu by się przydał ciąg dalszy, co jeszcze zrobił sensownego.Pierwszej nocy spalił tomiszcze.
Najpierw kilka – potem cztery. Trochę nie tak. Może lepiej byłoby trzy – cztery. I jakieś nawiązanie do Trójcy...Plątał się kilka dni bez sensu usiłując znaleźć sposób, w jaki mógłby ugryźć misję. Pierwszej nocy spalił tomiszcze. Cóż, po piekielnej saunie, ziemskie noce były wyjątkowo zimne.
Czwartego dnia (...)
A czy nie powinno być tak?- Za ile? – Przynajmniej była konkretna.
- Nie wiem dwieście, trzysta. Może uda się zorganizować strzelankę w jakiejś szkole.- Parsknęła tylko z pogardą.
- No dobra, dwa tysiące. Tylko w krajach Trzeciego Świata.
- Śmieszny jesteś.
- No, to ile?
- Za ile? - Przynajmniej była konkretna.
- Nie wiem dwieście, trzysta. Może uda się zorganizować strzelankę w jakiejś szkole.
Parsknęła tylko z pogardą.
- No dobra, dwa tysiące. Tylko w krajach Trzeciego Świata.
- Śmieszny jesteś.
- No to ile?
Ponieważ odnoszę wrażenie, że kwestię "Nie wiem (...) szkole." wypowiada ona.
Przerwa tu się zapodziała...„Wyrównywanie szans, cholera jasna”, Azamel z rezygnacją powlókł się ciemną ulicą.
Głośna muzyka pulsowała Urielowi w głowie. Dźwięki niewiele miały wspólnego z niebiańskimi symfoniami. Były dla
Dobre, tylko zakończenie nijakie. Podane nazwisko powinno coś mówić. I to, że w krótkim czasie (jak rozumiem) sprzedał niewiele egzemplarzy - nic nie znaczy. Nowy Testament powstał dopiero do śmierci Proroka i jego rozpowszechnianie i ekspansja były procesem długotrwałym, obliczonym na stulecia.
3
Dziękuję Ci bardzo za opinię. Proponujesz dodanie symboliki. Nie wiem, czy tego chcę. Starałam się właśnie nie przeładowywac tego rodzaju treściami opowiadania. W zamyśle miało być lekkie. Te wszystkie liczby i odniesienia o które pytasz nie znaczą zupełnie nic, ot taka mała psychodela
. Wszelkie uwagi techniczne wcielę w życie

4
Ja teraz wyłącznie w kwestiach merytorycznych, jeśli tak można powiedzieć.
Natomiast archaniołowie zajmują w tej hierarchii miejsce dość podrzędne. W podziale na 9 chórów (św. Ambroży, św. Hieronim, św. Grzegorz Wielki, Dionizy Areopagita) są na miejscu ósmym, tuż nad zwykłymi aniołami bez własnej nazwy. Uriel, owszem, należy do archaniołów (niekanonicznych), lecz jeśli możliwe są zmiany rangi w hierarchii aniołów, to przejście z grupy serafinów do archaniołów oznaczałoby dramatyczną wprost degradację
Podobnie z tymi małymi cherubinkami. Ja wiem, że kojarzą się ze słodkimi dzieciaczkami, pulchnymi rączkami i włoskami w loczkach, lecz to są skojarzenia bazujące na całym tym drobiazgu anielskim z barokowych ołtarzy, jakich pełno w Europie. Niestety, cherubiny to całkiem inne istoty i raczej nie miały dzieciństwa.
Wchodzisz na grunt pewnej tradycji, która w kulturze europejskiej jest obecna od ponad 2000 lat i nawet jeśli obecnie jest mało znana, to nie możesz jej ignorować.
c.d.n.
Otóż, nie. W tradycji angelologicznej (chrześcijańskiej, lecz częsciowo także judaistycznej) serafiny i cherubiny to chóry najwyższej rangi, stojące tuż obok tronu Boga. Żaden serafin nie będzie pałętał się gdzieś na rubieżach. To anielska arystokracja, wybrani z wybranych.AgaP pisze:Został mianowany archaniołem. Zasłużył na awans i wreszcie go doceniono. Po tylu dziesięcioleciach tłuczenia się po rubieżach, po dziesiątkach granicznych potyczek, dostał upragnioną promocję. Zamienił serafiński róż na archanielską biel. Dwadzieścia pięć stuleci w różu wystarczy.
Natomiast archaniołowie zajmują w tej hierarchii miejsce dość podrzędne. W podziale na 9 chórów (św. Ambroży, św. Hieronim, św. Grzegorz Wielki, Dionizy Areopagita) są na miejscu ósmym, tuż nad zwykłymi aniołami bez własnej nazwy. Uriel, owszem, należy do archaniołów (niekanonicznych), lecz jeśli możliwe są zmiany rangi w hierarchii aniołów, to przejście z grupy serafinów do archaniołów oznaczałoby dramatyczną wprost degradację

Podobnie z tymi małymi cherubinkami. Ja wiem, że kojarzą się ze słodkimi dzieciaczkami, pulchnymi rączkami i włoskami w loczkach, lecz to są skojarzenia bazujące na całym tym drobiazgu anielskim z barokowych ołtarzy, jakich pełno w Europie. Niestety, cherubiny to całkiem inne istoty i raczej nie miały dzieciństwa.
Wchodzisz na grunt pewnej tradycji, która w kulturze europejskiej jest obecna od ponad 2000 lat i nawet jeśli obecnie jest mało znana, to nie możesz jej ignorować.
c.d.n.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
5
Rubia, to w jaki sposób opisałam hierarchię anielską wynika nie z ignorancji, tylko z możliwości wyboru. Nie da się nie zauważyć, że pisząc opowiadanie odeszłam od symboliki stricte chrześcijańsko-judaistycznej na rzecz swego rodzaju wierzeń ludowych, które mają odbicie nawet w tworzeniu haseł encyklopedycznych, bo oto co możesz znaleźć pod hasłem archanioł w Wikipedii
+Archanioł – w niektórych religiach: każdy byt duchowy, stojący w hierarchii niebiańskiej wyżej niż pozostali aniołowie, naczelnik aniołów[1].
Określenie to dotyczy także jednego z dziewięciu chórów anielskich. Zazwyczaj archaniołowie są utożsamiani z najwyższymi książętami nieba"
Oczywiście wiem, że według niektórych teorii są chórem ósmym, wiem, że cherubini to anioły bożej wiedzy, tylko jak już pisałam Gorgiaszowi, opowiadanie miało być lekkie bazujące na wierzeniach powszechnych, nieprzeładowane symboliką i zawiłościami. Dlatego cherubinki to dzieciaki z loczkami, a archanioły są nad serafinami, ot taki sobie apokryf naszych czasów
[ Dodano: Czw 17 Paź, 2013 ]
Dodam, jeszcze tylo, że zgodnie z tradycją o której wspominasz powinnam do misji użyć anioła z chóru Mocy, tylko obawiam się, że trzymanie się` kanonów mogłoby mojemu opowiadaniau zaszkodzić
+Archanioł – w niektórych religiach: każdy byt duchowy, stojący w hierarchii niebiańskiej wyżej niż pozostali aniołowie, naczelnik aniołów[1].
Określenie to dotyczy także jednego z dziewięciu chórów anielskich. Zazwyczaj archaniołowie są utożsamiani z najwyższymi książętami nieba"
Oczywiście wiem, że według niektórych teorii są chórem ósmym, wiem, że cherubini to anioły bożej wiedzy, tylko jak już pisałam Gorgiaszowi, opowiadanie miało być lekkie bazujące na wierzeniach powszechnych, nieprzeładowane symboliką i zawiłościami. Dlatego cherubinki to dzieciaki z loczkami, a archanioły są nad serafinami, ot taki sobie apokryf naszych czasów

[ Dodano: Czw 17 Paź, 2013 ]
Dodam, jeszcze tylo, że zgodnie z tradycją o której wspominasz powinnam do misji użyć anioła z chóru Mocy, tylko obawiam się, że trzymanie się` kanonów mogłoby mojemu opowiadaniau zaszkodzić
6
Podawanie jako źródła Wikipedii jest co najmniej wątpliwe. Natomiast jeżeli chcesz się na niej opierać to warto zajrzeć także co pisze pod hasłem Serafin. Więc jeżeli czytelnik sprawdzi te dwa hasła to otrzyma dużą rozbieżność.AgaP pisze:Rubia, to w jaki sposób opisałam hierarchię anielską wynika nie z ignorancji, tylko z możliwości wyboru. Nie da się nie zauważyć, że pisząc opowiadanie odeszłam od symboliki stricte chrześcijańsko-judaistycznej na rzecz swego rodzaju wierzeń ludowych, które mają odbicie nawet w tworzeniu haseł encyklopedycznych, bo oto co możesz znaleźć pod hasłem archanioł w Wikipedii
+Archanioł – w niektórych religiach: każdy byt duchowy, stojący w hierarchii niebiańskiej wyżej niż pozostali aniołowie, naczelnik aniołów[1].
Określenie to dotyczy także jednego z dziewięciu chórów anielskich. Zazwyczaj archaniołowie są utożsamiani z najwyższymi książętami nieba"
7
AgaP, przykro mi, ale w kwestii hierarchii anielskiej Wikipedia nie jest dla mnie żadnym autorytetem. Znam wprawdzie jeszcze bardziej bałamutne hasła, jakie w niej funkcjonują, lecz i to, na które się powołujesz, jest wystarczająco niemiarodajne. To, jak byli nazywani archaniołowie, nie zmienia faktu, że zajmowali środkowe miejsce w najniższej triadzie, serafiny zaś i cherubiny należą do triady najwyższej.
Rozmaite wyobrażenia ludowe świetnie wykorzystuje na przykład Anna Brzezińska w Opowieściach z Wilżyńskiej Doliny, lecz tam ich nosicielami są rzeczywiście postacie z ludu, bohaterowie plebejscy. I to jest w porządku. Maja Lidia Kossakowska natomiast w Obrońcach królestwa i dalszych częściach cyklu trzyma się angelologii w ujęciu Ojców Kościoła, wzbogaconej o rozmaite wątki apokryficzne. I to jest również w porządku. U Ciebie nic nie wskazuje, żeby narrator wywodził się z jakiegokolwiek ludu, więc nie wiem czemu powołujesz się na wierzenia ludowe. Realia Twego opowiadania są raczej popkulturowe, lecz nawet popkultura nie jest jedynie chaotyczną mieszaniną rozmaitych motywów wyrwanych ze swego kontekstu.
Istnienie hierarchii anielskiej jest faktem. Kulturowym. Fakty kulturowe mają tę przykrą właściwość, że - podobnie jak fakty historyczne - nie dają się przekształcać całkowicie dowolnie. Bohater literacki może wierzyć, że archaniołowie są najpotężniejszymi spośród aniołów, może też wierzyć, że Indianie to mieszkańcy Indii, lecz ta jego wiara musi z czegoś wynikać albo czemuś służyć. W narracji odautorskiej jest to po prostu dowolność stawiająca pod znakiem zapytania wiedzę autora o motywach i postaciach, które wykorzystuje w swoim tekście.
Uriel może być archaniołem, dlaczego by nie? Tyle tylko, że jeśli awansował w ten sposób z rangi serafina, to ja nadal jestem przeciw.
c.d.n.
Rozmaite wyobrażenia ludowe świetnie wykorzystuje na przykład Anna Brzezińska w Opowieściach z Wilżyńskiej Doliny, lecz tam ich nosicielami są rzeczywiście postacie z ludu, bohaterowie plebejscy. I to jest w porządku. Maja Lidia Kossakowska natomiast w Obrońcach królestwa i dalszych częściach cyklu trzyma się angelologii w ujęciu Ojców Kościoła, wzbogaconej o rozmaite wątki apokryficzne. I to jest również w porządku. U Ciebie nic nie wskazuje, żeby narrator wywodził się z jakiegokolwiek ludu, więc nie wiem czemu powołujesz się na wierzenia ludowe. Realia Twego opowiadania są raczej popkulturowe, lecz nawet popkultura nie jest jedynie chaotyczną mieszaniną rozmaitych motywów wyrwanych ze swego kontekstu.
Istnienie hierarchii anielskiej jest faktem. Kulturowym. Fakty kulturowe mają tę przykrą właściwość, że - podobnie jak fakty historyczne - nie dają się przekształcać całkowicie dowolnie. Bohater literacki może wierzyć, że archaniołowie są najpotężniejszymi spośród aniołów, może też wierzyć, że Indianie to mieszkańcy Indii, lecz ta jego wiara musi z czegoś wynikać albo czemuś służyć. W narracji odautorskiej jest to po prostu dowolność stawiająca pod znakiem zapytania wiedzę autora o motywach i postaciach, które wykorzystuje w swoim tekście.
Uriel może być archaniołem, dlaczego by nie? Tyle tylko, że jeśli awansował w ten sposób z rangi serafina, to ja nadal jestem przeciw.
c.d.n.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
8
Oczywiście, że Wikipedia nie jest żadnym autorytetem, powołując się na nią chciałam podkreślić pewien powszechnie panujący pogląd na temat archaniołów, jako najwyższych w niebie. Opowiadanie miało być popkulturowe , jednak rozumiem Twój osąd. Znam podział chórów anielskich i myślę sobie, że byłoby zabawnie naskrobać kiedyś coś o Tronach zwłaszcza w ich postaci kół z dziesiątkami oczu, ale tym razem chciałam pojechać stereotypowo. Może rzeczywiście posunłeąm się za daleko. Jednak wykorzystując chóry zgodnie z przywołanym przez Ciebie faktem kulturowym, musiałabym też przywołać kręgi piekła i z mini opowiadanka zrobiłby się elaborat. Akurat w tym przypadku powiedzmy, że byłoby mi obojętne, gdyby Uriel awansował z anioła (bez nazwy lub stróża, jak kto woli), ,więc skoro fakt jest dla Ciebie rażący, obiecuję przemyśleć. Jak już mówiłam, to nie jest przyczółek, o który będę kruszyć kopie za wszelką cenę. Oczywiście za opinię dziekuję
.

9
Uriel awansujący na archanioła ze zwykłego anioła czy nawet anioła stróża - to mnie przekonuje, podobnie jak jego dalsza funkcja opiekuńcza. W końcu, archanioł Rafał też się opiekował Tobiaszem 
A teraz mała łapanka.
3. Tu już raczej należałoby zacząć nowy akapit, oczywiście bez myślnika.
Jeśli nie zmienisz podmiotu w atrybucji dialogu, z zapisu wynika, że pierwszą kwestię wypowiada ten, kto był podmiotem w ostatnim zdaniu przed rozpoczęciem rozmowy. Czyli staruszek pociągający ambrozję z butelki.
Podobnie w zapisie dialogu Azamela z demonicą.
Żywo prowadzisz narrację i sprawnie konstruujesz dialogi, to duży plus. Masz wyobraźnię i widać, że dobrze się czujesz w świecie anielsko-diabelskim, który jest pełen plastycznych detali i wyrazistych postaci drugiego planu (anioł-weteran, Ponura na harleyu). Zaświatowa biurokracja to motyw trochę ograny, lecz nie jest specjalnym zgrzytem. Trochę mnie zastanawia, że Azamel tak na oślep poszukuje osoby, którą ma się zająć - powinien jednak otrzymać jakieś wskazówki, choćby dość ogólne. Co jak co, ale właśnie rejestr potencjalnych zbawicieli, proroków i pomazańców mógłby w tym systemie funkcjonować. W końcu, stanowią oni poważne zagrożenie dla sił piekielnych, więc biurokracja, nawet tak bardzo sobą zajęta, powinna mieć na nich namiary
To jednak w sumie jest drobiazg.
Gorzej, że wśród tych scenek rozmyła się właściwie postać proroka. A przecież on się dowiedział, że został wybrany. I co? Zabiera się za pisanie, które skwitowałaś krótko: mierny proces twórczy. Kto to ocenił? Uriel? Jego przełożeni?
No owszem, potencjalny prorok ciągle jest pijany i trudno się z nim porozumieć, lecz właściwie dlaczego pijaństwo miałoby go dyskwalifikować? Czy jest jakiś wymóg, żeby prorocy prowadzili się porządnie? Przy takim powołaniu znaczenie mają jedynie słowa zapisane (wygłoszone) w chwilach wieszczego natchnienia, które zresztą wcale nie muszą być chwilami trzeźwości.
Tak więc, rezygnacja sił niebiańskich z projektu "prorok" powinna być jednak poprzedzona analizą tego, co tenże wybraniec miał do powiedzenia, a nie obserwacją jego stylu życia. Bo tak, to mamy dwie niewiadome: po pierwsze - dlaczego niejaki Rafał Kwiatkowski został uznany za proroka, a po drugie - dlaczego jednak nie będzie przez niebiosa wspierany. Chyba nie dlatego, że rzadko trzeźwieje?

Przecież ja nie namawiam Cię to prezentacji wszystkich chórów anielskich, tylko do przestrzegania ich hierarchii. To można zrobić bez żadnego elaboratu.AgaP pisze:Jednak wykorzystując chóry zgodnie z przywołanym przez Ciebie faktem kulturowym, musiałabym też przywołać kręgi piekła i z mini opowiadanka zrobiłby się elaborat.
A teraz mała łapanka.
Rozdzielanie akapitów! Ostatnie zdanie rozpoczyna nową sekwencję tekstu, w innym miejscu i z innymi bohaterami. Potrzebny wyraźny odstęp. W dalszej części opowiadania też jest ten problem.AgaP pisze:Zabrzmiały trąby Tronów. Zastępy wygrywały „Pieśń Widzącego”. Uriel nie słyszał jej od stuleci. Czyżby Pan zdecydował o powołaniu proroka? Nie zastanawiając się ruszył w kierunku Pałacu Narad.
Azamel bujał się obojętnie na skrzypiącym krześle. Narada trwała w nieskończoność nawet jak na piekielne kryteria.
Scapiały => robiłyAgaP pisze:Stare pryki wyraźnie scapiały po stuleciach bez zadymy i teraz robili wszystko by nie doprowadzić do konfliktu.
Podkreślone - zbędne.AgaP pisze:Rafał sięgnął po krążącą butelkę taniego wina przekazywaną sobie przez obecnych jak fajka pokoju.
Tak samo. Akurat pierś trudno byłoby wypiąć do tyłu.AgaP pisze: Dumnie wypiął pierś do przodu.
Trochę to urzędniczo brzmi: fakt przybycia, konieczność dokończenia... Można to napisać bardziej potocznie, a przy tym żywiej: Zaraz miały nadejść dziewczyny, trzeba było dokończyć trunki i to odciągnęło od konwersacji... albo podobnie.AgaP pisze: Reszta nie była już tak uprzejma wobec przyszłego pisarza, a fakt niezbyt odległego w czasie przybycia płci pięknej i związana z tym konieczność dokończenia trunków, odciągnęła od konwersacji nawet zainteresowanych.
1 i 2 - zbędne. Nie było mowy o żadnej innej książce, czytelnik nie zdążył zapomnieć, że to właśnie Rafał jest autorem dzieła, które właśnie ma się ukazać.AgaP pisze:okulary nie odbierały urody, a przydawały 1. wyrazu inteligencji. Piękność z entuzjazmem słuchała wywodów o 2. mającej się pojawić książce.
- A najdziwniejsze jest, że wszystko, co napisałem, najpierw mi się przyśniło. – Zachęcony jej zainteresowaniem ciągnął wywód. – Najpierw boli mnie głowa, a jak się położę, śnią mi się te wszystkie niesamowite rzeczy. 3. - Dziewczyna z podziwem dotknęła jego ramienia. Chwycił ją za rękę i zaprowadził do pokoju obok. Zamknął drzwi, żeby nikt im nie przeszkadzał.
3. Tu już raczej należałoby zacząć nowy akapit, oczywiście bez myślnika.
Trochę to niejasne. Czy Widzący to właśnie prorok Pana? Tak by wynikało z kontekstu, lecz pewności nie ma. Ja bym przerobiła: Na Ziemi pojawił się Widzący, prorok Pana, a on miał czuwać nad nim do kresu jego dni.AgaP pisze: Na Ziemi pojawił się prorok Pana, a on miał być archaniołem, który jest przy Widzącym do kresu jego dni.
Dla służby przy proroku.AgaP pisze:dla bycia przy proroku
- Chwała - Uriel pozdrowił weterana anielskim przywitaniem.AgaP pisze: Staruszek rozłożył skrzydła i wygrzewał się na słońcu, pociągając ambrozję z butelki ukrytej w papierowej torbie.
- Chwała – pozdrowił weterana anielskim przywitaniem
- Chwała. - Starzec nie zaszczycił go nawet spojrzeniem
Jeśli nie zmienisz podmiotu w atrybucji dialogu, z zapisu wynika, że pierwszą kwestię wypowiada ten, kto był podmiotem w ostatnim zdaniu przed rozpoczęciem rozmowy. Czyli staruszek pociągający ambrozję z butelki.
Podobnie w zapisie dialogu Azamela z demonicą.
Tylko trochę niezręcznie wypadło, że...AgaP pisze:Tylko trochę niezręcznie, że rzucając go, uwiązał proroka za szyję.
Żywo prowadzisz narrację i sprawnie konstruujesz dialogi, to duży plus. Masz wyobraźnię i widać, że dobrze się czujesz w świecie anielsko-diabelskim, który jest pełen plastycznych detali i wyrazistych postaci drugiego planu (anioł-weteran, Ponura na harleyu). Zaświatowa biurokracja to motyw trochę ograny, lecz nie jest specjalnym zgrzytem. Trochę mnie zastanawia, że Azamel tak na oślep poszukuje osoby, którą ma się zająć - powinien jednak otrzymać jakieś wskazówki, choćby dość ogólne. Co jak co, ale właśnie rejestr potencjalnych zbawicieli, proroków i pomazańców mógłby w tym systemie funkcjonować. W końcu, stanowią oni poważne zagrożenie dla sił piekielnych, więc biurokracja, nawet tak bardzo sobą zajęta, powinna mieć na nich namiary

To jednak w sumie jest drobiazg.
Gorzej, że wśród tych scenek rozmyła się właściwie postać proroka. A przecież on się dowiedział, że został wybrany. I co? Zabiera się za pisanie, które skwitowałaś krótko: mierny proces twórczy. Kto to ocenił? Uriel? Jego przełożeni?
No owszem, potencjalny prorok ciągle jest pijany i trudno się z nim porozumieć, lecz właściwie dlaczego pijaństwo miałoby go dyskwalifikować? Czy jest jakiś wymóg, żeby prorocy prowadzili się porządnie? Przy takim powołaniu znaczenie mają jedynie słowa zapisane (wygłoszone) w chwilach wieszczego natchnienia, które zresztą wcale nie muszą być chwilami trzeźwości.
Tak więc, rezygnacja sił niebiańskich z projektu "prorok" powinna być jednak poprzedzona analizą tego, co tenże wybraniec miał do powiedzenia, a nie obserwacją jego stylu życia. Bo tak, to mamy dwie niewiadome: po pierwsze - dlaczego niejaki Rafał Kwiatkowski został uznany za proroka, a po drugie - dlaczego jednak nie będzie przez niebiosa wspierany. Chyba nie dlatego, że rzadko trzeźwieje?
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.