Żak i szelma

1
Miasto było czerwone, jak ceglane mury. Szare, jak bruk ulic. Zawsze spowite mgłą dymów. Wąskie uliczki wiły się labiryntem między kamienicami.
Jeżeli przyjąć, że mózg miasta, to ratusz. Sercem stała się dzielnica robotnicza. To prawdziwy ludzki ul, zatłoczona, gwarna. Od pracujących jak w obłędzie wyrobników, aby zdobyć skromne środki, do nędznej wegetacji.
Styrani pracownicy z manufaktur i fabryk, żacy z tutejszej akademii. Drobni handlarze i żebracy, krzykliwe prostytutki i jakby duchem nieobecni klerycy. Oni wszyscy sprawiali, że dzielnica tętniła życiem.
Na nierównym bruku, do późnego wieczora stukały koła powozów. Z fabryk i manufaktur dochodził łomot maszyn.
Ludzie się nawoływali, ktoś gwizdał, rozlegały się krzyki dzieci i kobiet.
Spragnieni mogli wejść do któregoś wyszynków na piwo.
W zaułkach kryły się podejrzane spelunki. Gdzie przy gorzałce zawierano szemrane interesy. Kupowano zakazany towar. Złodzieje swoim pryncypałom oddawali fanty. Czasem ktoś ginął pchnięty nożem.
Między kamienicami dość szybko zapadał mrok. Wystarczyło, że słońce zeszło trochę nad horyzont, a już światło nie docierało do zaułków.
Ulice na krótko pustoszały. Uczciwi ludzie znikali w swoich domach. Zastępowały ich prostytutki. Ukradkiem przemykali się złodzieje. I wszyscy ci, dla których noc była porą interesów.
Jak, to władzę mówiły. -Wyłaziło miejskie robactwo.-
O tej późnej porze, lepiej było iść środkiem ulicy. Czasem ktoś nieostrożnie opróżniał przez okno nocnik, czy kubeł z pomyjami.
Tam gdzie nie było latarni, na dźwięk otwieranego okna wołano.-Idzie się! Idzie się!-
W akademii, później niż zawsze zakończyły się ostatnie zajęcia. Żacy wysypali się na ulicę. Za nic mając odpoczynek mieszkańców, głośno komentowali nieoficjalne o tej porze wykłady.
Właśnie one cieszyły się największym uznaniem. Niektórzy profesorowie przedstawiali młodzieży kontrowersyjne teorię. Nowe idee, sprzeczne z zastałym porządkiem i poprawnością polityczną.
Żacy tworzyli swój własny świat. O odmiennych regułach, czasem dziwnych prawach.
Nawet w modzie musieli się wyróżniać. Panowały dwa trendy, mające swoich zagorzałych zwolenników.
Pierwszy zwano dworskim. Przedstawiciele nosili długie włosy, asymetrycznie zaczesane i uformowane w loki. Ubierali się barwnie, z przepychem, niczym dworzanie. Koniecznie szustokor lub frak w żywym kolorze. Z pięknymi guzami, wprawdzie tylko udającymi złote, lub srebrne.
W ostatnim czasie najmodniejsze były guziki porcelanowe. Malowane w pejzaże czy rodzajowe scenki. Niektórzy nosili przy pasie szpadę.
Żadnej innej broni, jako chamskiej, w tych kręgach nosić nie wypadało. Obracali się przecież pośród wyższych sfer.
Często stanowili towarzyskie tło, na urządzanych przez patrycjat balach.
Drugi nurt, zwany wojskowym. Od niedawna mający zwolenników. Polegał na surowym wyglądzie. Należało przypominać weterana. Czyli szary, lub granatowy kubrak, buty z wysokimi cholewami. A na pasie bujał się kordelas marynarski, tasak piechura albo saks. Żadnych zbędnych ozdób.
Ta grupa wiązała się z kręgami anarchistów, buntowników. Przybywali wśród robotników, czasem kryminalistów. Za drobne kwoty lub darmo uczyli dzieci biedoty. Spotykali się w dziwnych miejscach, gdzie knuli spiski. Tworzyli nielegalne pisma. I czekali na rewolucję.
Jeden, z żaków niby czegoś zapomniał. Wrócił pod akademię, obejrzał się czy koledzy są dość daleko. Postał jeszcze chwilę i szybkim krokiem ruszył w przeciwną stronę. Po ubiorze można było poznać styl „weterana”. Skręcił w ulicę Piekarską. Szedł szybko, dyskretnie zerkał na boki.
W powietrzu mieszał się zapach pieczonego chleba, z fetorem rynsztokowych wyziewów.
W pewnej chwili głośno stuknęła otwierana okiennica.
-Idzie się!-krzyknął młodzieniec. I zaraz burknął pod nosem.-A oblej mnie. Pójdę na górę. Za łeb złapię i wszystko zliżesz.-
I w tym momencie coś spadło na niego. Bynajmniej nie jakieś fekalia czy pomyje. To było ciepłe i na pewno żywe. To, ktoś powalił go na bruk.
-Napad!-pomyślał.
Poderwał się, na nogi. Pchnął z całych sił napastnika o ścianę. Złapał go, za kark i już miał wyszarpnąć kordelas. Gdy rozległ się dziewczęcy głos.
-Puszczaj, chamie zapyziały!-
-Chamie! Ja jestem chamem?-zawołał oburzony student- Wpadasz na mnie i jeszcze obrażasz!-
-Wybacz! Nie zdążyłam uprzedzić jaśnie pana. Puszczaj mnie, do cholery!- Szarpnęła mocno całym ciałem.
Coś, z brzękiem wypadło ze ściskanego w jej dłoniach tobołka. Schyliła się raptownie, żak również, razem z nią. Chciał tylko pomóc dziewczynie. Głucho stuknęły zderzające się głowy. Oboje jęknęli i zaklęli okropnie. Przez chwilę siedzieli na bruku, rozcierając czoła.
Nad nimi rozległy się jakieś głosy. Dobiegały za otwartego okna. Nie można był zrozumieć wszystkich słów. Ale ktoś zdał sobie sprawę, że go okradziono.
Dziewczyna złapał w rękę srebrny dzbanek.
-Dobrze ci radzę! Uciekaj!-szepnęła do żaka.
Zarwała się do biegu. On, obok niej. Przebiegli tak kilka zaułków. Zatrzymała się nagle i ze złością zawołała.
-Czego się przyczepiłeś?-
-Ja?- Spojrzał na nią zdziwiony.-Sama biegniesz przy mnie!-
-Faktycznie. Tak mi ciebie potrzeba, że hej!-zaperzyła się.-Co, wydasz mnie policji? No idź! Donieś na mnie!-
Spojrzał na nią jeszcze bardziej zdziwiony. Teraz gdy chusta spadła, odkryła jej buzię. Poznał dziewczynę. To Lidia, córka znanego w okolicy rzezimieszka. Widać złodziejstwo, to interes rodzinny.
-Weź mnie pod rękę, nie będziemy zwracać na siebie uwagi.-mruknął do niej. Widząc zbliżające się sylwetki, z kijami w rękach.
-Oczywiście. Niech wszyscy myślą, że jestem dziwką, ty klientem.-Wydęła pogardliwie usta.-Idź własną drogą. Ja swoją. Dobrze?-
-Właśnie idę, ale widać twoja splotła się z moją.-
-Marzysz sobie-burknęła. Ale włożyła dłoń pod jego ramię.-Chodźmy. Dokąd paniczyk zmierza?-
-Dla czego, tak do mnie mówisz?-zapytał z nutą złości w głosie.
-Chciałam paniczowi sprawić przyjemność. Na inne rozkosze, niech nie liczy.-
-Na imię mam Kociemir. Wystarczy że zapamiętasz.-
-Wiem!- mówiła z nadąsaną miną.- Ułomna na rozumie nie jestem. Czasem coś przynosisz Kiziorkowi. On ci płaci. Pamiętam ciebie.-
Zaskoczyło go, że zwróciła na niego uwagę. Do tej pory był przekonany, że nikt go nie dostrzega. Przecież jest taki zwyczajny.
Lidia ukradkiem zerkała ma młodzieńca. Twarz miał dość chłopięcą, jak na swój wiek. Tylko blizna na prawym poliku, przydawała mu dziwnej surowości.
-Kociemir. To zdrobniale jak będzie?-zastanowiła się na głos. Uśmiechając z szelmowskim błyskiem w oczach.
-Kotek? Nie. To będzie... Koci!- Zerknęła czy aby, za bardzo nie zezłościła swojego towarzysza. I niby od niechcenia zanuciła.-Koci, koci łapci... . Oj!- Mocno uszczypnął ją w bok. Aż jęknęła.
-No, co?-udawała obrażoną, za bolesne skarcenie.
Karczma „Czerwony Bukiet” była jedną z najpodlejszych spelun w mieście.
Urzędował tutaj sławny Kiziorek. Postać mroczna, pryncypał złodziei z dzielnicy. Uważany za szaleńca, ponieważ szybko i łatwo wpadał w gniew.
Czasem kazał kogoś pobić, nogi przetrącić. Podobno też i zabić.
Siedział w kącie sali. Ponury, jak zawsze. Za nim trzech zbirów. To jego gwardia przyboczna.
Resztę sali zajmowała brać złodziejska, prostytutki i wszyscy ci, którzy weszli napić się, zabawić czy ubić interes.
Żak i złodziejka, jednocześnie podeszli do herszta. Ten spojrzał tylko. To na jedno, to na drugie. Wycelował palcem w młodzieńca.
-Najpierw interesy z nią. Piwa się napij, dziwkę pomacaj.-
Kociemir skinął głową. Tu nikt nie dyskutował. Lidka usiadła na wprost Kiziorka. Łup położyła na stole. Strach ukryła pod maską fałszywej pewności siebie. Uśmiechnęła się zalotnie. Zmrużyła duże, zielone oczy.
-Dawaj mała i nie zawracaj mi głowy.-Herszt okazał się całkowicie nie czuły na jej słodkie spojrzenia.
Dziewczyna podsunęła swoją zdobycz. Odezwała się udając odważną.-Może tak zaproponujesz damie wino. Anie od razu. Dawaj mała!-Zaskoczyła zadziornością samą siebie.-Od dawania to masz je.-Wskazała gestem na prostytutki z klientami.
-Z ciebie taka dama, jak zemnie książę-burknął Kiziorek. Uważnie oglądał przyniesione przedmioty. Skrzywił się.-To posrebrzony szajs. Niewiele warte. Szkoda było fatygi dziewczyno.-
Machnął ręką jakby odpędzał muchy. Co miało znaczyć dla niej -Możesz już iść.- Zgarnął ze stołu tobołek.
-Ej!-krzyknęła Lidia. -Pieniążki dawaj! Mało, bo mało. Ale zawsze coś.-
Nie dostrzegła jego ręki. Uderzył nagle, upadła oszołomiona.
-Ty, suko parszywa!-wrzeszczał herszt.
Na ulotną chwilę wszyscy spojrzeli w stronę rozgrywającej się sceny. Następnie, jakby nigdy nic się nie stało, wrócili do swoich spraw.
Razem z bólem dotarło do Lidki, że ciagle ją biją. Ktoś ciągnął za włosy. Inny wymierzał razy, to w twarz, to w brzuch. Nie mogła krzyczeć, zabrakło tchu. Z ust chlusnęła, na siebie wymiocinami. Strach paraliżował jej wolę.
-Zostawcie ją!- rozległ się stanowczy głos.
Kiziorek spojrzał zaskoczony bezczelnością. Ktoś śmiał przerywać wymierzanie złodziejskiej sprawiedliwości. Jego własnego wyroku.
Kociemir postawił się za dziewczyną. I natychmiast zrozumiał, jest bez szans. Aż trzech zbirów, to za dużo dla niego. Pewnie też inni w karczmie okażą swoją lojalność wobec herszta. Zacisnął palce na rękojeści. Modląc się w duchu, że nie będzie musiał walczyć.
-Zatłuczecie ją. Szkoda dziewczyny.- mówił nie okazując leku. Mimo uczucia deptania po żołądku.
-Twoja kobieta?-zapytał Kiziorek.
-Nie.
-To się nie wtrącaj. Nie twoja sprawa- Jednak gestem reki kazał przerwać bicie.
Osiłek puścił dziewczynę. Zielonooka złodziejka osunęła się na kolana. Drżały jej dłonie. Rękawem rozmazała na buzi krew, zmieszaną ze śluzem z nosa i łzami.
-Nie pyskuj dzieciaku następnym razem.- Kiziorek mówił tonem obojętnym, już spokojnym.-Twój ojciec jest mi winien pieniądze. I jeszcze potrąciłem za izbę, którą wynajmowaliście. A i tak jeszcze mało.-
- Zabijesz mnie?-Lidka szepnęła tłumiąc szloch. Do końca chciała zachować resztki godności.-
-Rozważałem to.-Herszt pochylił się w jej stronę. Na deskach podłogi, z rozbitego nosa wykapała się całkiem spora plama krwi. Dziewczyna wypluła wybity ząb.
-Cholera.-szepnęła. Jej twarz dosłownie nabrzmiewała w oczach. Szczególnie z lewej strony. Od nosa, aż do oka. Które zaczynało znikać, pod rosnącym fałdem opuchlizny.
Pulsujący ból wypełniał całą głowę. Kociemir popatrzył na Lidię ze współczuciem. Zły, że nic nie może zrobić. Dziewczyna klęczała ze spuszczoną głową. Patrzyła na czerwoną plamę na podłodze. Wstrząśnięta biciem, nie była wstanie reagować. Tylko kiwała się lekko. Szepcząc coś niezrozumiale.
Opuchlizna i krew ściekająca do gardła i na usta, utrudniały mówienie. Kiziorek wyjął nóż. Lidka tylko westchnęła. Nie zdolna do walki, czekała na ostateczny cios. Żak, aż się cofnął. Nie zamierzał umierać, za obcą mu złodziejkę. Patrzeć na straszną śmierć dziewczyny, również nie chciał. Rozłożył tylko bezradnie ręce.
Stary zbir sięgnął po jabłko i odciął plasterek. Włożył sobie do ust i mlaskając powiedział.
-Masz nauczkę. Nie zabije ciebie. Widzę w tobie zadatki na dobrą złodziejkę. Przydasz się. W kantorku są twoje rzeczy. Zabieraj je i won.-
-Nie dasz mi tu przenocować?-zapytała dziewczyna.-Nie mam gdzie iść.-
-Jeszcze dyskutujesz? Chcesz by moi ludzie cię stłukli, aż będziesz szczać krwią?-zagroził.- Psy za tobą węszą dziewczyno. Szukali twojego starego i pytali o ciebie. Twój ojciec zwiał. Przyciągasz kłopoty. Idź stąd!-
Bez słowa wstała, chwiejnym krokiem poszła po worek, ze swoimi drobiazgami.
- A ty, co?-Kiziorek zwrócił się do Kociemira.
Ten bez słowa wyjął, z kieszeni niewielką paczuszkę. Podał hersztowi. Zbój rozwiązał sznurek, coś mamrotał pod nosem. Jakby liczył i po chwili mruknął.
-Doskonale.-położył na stole kilka monet.-Za fatygę.-
Lidia usiadła na bruku, oparta o ścianę zamknęła oczy. Nagle została sama, bez dachu nad głową. Wściekła na ojca, który ją zawiódł.
Nie mogła powstrzymać chaosu myśli. Przytuliła buzię do zimnego muru. Ogarnęło ja poczucie absolutnej samotności. Bezradna wobec otaczającego ją miasta, brutalnych ludzi, wrogów. Zacisnęła palce wbijając paznokcie w uda. Tarła głową szorstkie cegły. Ból fizyczny, na chwilę zagłuszał cierpienie w duszy. W pewnej chwili skuliła się w sobie. Niczym zwierzątko, przerażone szczenie. Trwała tak przez pewien czas.
- Wstań mała.- usłyszała nad sobą. Powoli, niepewnie podniosła spojrzenie. Kociemir trącił ją delikatnie czubkiem buta-Wstawaj, nie możesz tu zostać.-
Pokręciła głową.-Idź sobie!
Ale nie opierała się gdy dźwigał ją, za ramiona. Objął i podtrzymując prowadził.
-Wynajmuje taką małą norę. Przykrzy mi się samemu.-
Westchnęła tylko w odpowiedzi. Dalej szli w milczeniu.
A on oddychał zapachem jej włosów. Słuchał każdego oddechu.
Rzeczywiście jego pokój nie był duży. Zabałaganiony porozrzucanymi rzeczami męskiej garderoby. Jakby Kociemir nie uznawał szafy. Na stole kromki chleba, niektóre już czerstwe, spleśniałe ciastko, ogryzki jabłek. Na podłodze siennik zamiast łóżka. Na nim koc, pozwijany, zmięty.
W drugim, malutkim pomieszczeniu, jak komórka. Stało wiadro na nieczystości. Pełniące funkcję toalety i zlewu.
W rogu pokoju szafeczka, na niej miska i duży dzban z wodą.
Dobrze, że świeczka nie rozświetlała całości bałaganu. Kociemir posadził dziewczynę na sienniku. Nalał wody do miski. Zwilżył chustkę i potarł buzię Lidki. Złodziejka syknęła z bólu, nagle szarpnęła głową.
-Nie wierć się! Krew zetrę- mówił łagodnym, ale stanowczym głosem.
-Boli- jęknęła cichutko. Mimo tego, cierpliwie znosiła jak wycierał jej buzię. Robił to najdelikatniej jak potrafił. Jedną ręką mył, drugą głaskał po włosach. Dziewczyna poczuła się bezpieczna, pod jego opieką. W jakiś sposób rozumiała, że jej nie krzywdzi. Intuicyjnie wyczuła jego sympatię do niej.
-Dziękuje- szepnęła opuszczając wzrok.-Nie chce przeszkadzać. Pójdę sobie.-
-Nie gadaj głupstw. Nie przeszkadzasz. Sam tu mieszkam. To znaczy- Palcem wskazał na sufit.-Na górze jest jeszcze czterech kolegów. Poznasz ich.-
W migotliwym świetle świecy, jej brudna, opuchnięta buzia budziła jeszcze większy żal.
Kociemir myślał już tylko, jak ją przytulić . Poczuć jej bliskość, ciepło ciała. Chociażby, tylko tak leżeć i trwać. Nic więcej, przynajmniej teraz. Trochę onieśmielony, bojąc się urazić, zbył pragnienia uśmiechem do siebie.
-Dam ci coś na ból- powiedział.
W metalowy kubek wlał wina i coś w nim rozpuścił.
-Co, to?-zapytała Lidka.
-Wino.
-To widzę. A tamto?-
-Opium. To coś takiego, czym odurzają się bogaci.-
-Wiem, słyszałam.-
-Nie będziesz czuła bólu.-zapewnił
-Też, jak mnie zerżniesz nieprzytomną.-
-No, wiesz co?-zawołał urażony.- Gadasz głupoty. Mogłem ciebie brać, jak tylko zechcę. Nie obronisz się.-
-Wybacz.-szepnęła opuszczając głowę. Zdała sobie sprawę, jak źle potraktowała chłopaka.-To, przez bicie gadam takie bzdury. Rozumiesz? Prawda?-
Trochę się wystraszyła, że ją wyrzuci. Za, nic nie chciała odchodzić. Była tu bezpieczna.
-Masz wypij, trochę jest gorzkie. Do dna.-
Skrzywiła się, jak małe dziecko po niedobrym syropie. Oddając kubek musnęła wargami jego dłoń.
-Dziękuje -szepnęła.
-Spij mała- Położył ją na sienniku.
-Będziesz tutaj?-zapytała.
-Cały czas. Nigdzie się nie wybieram. Ja tu mieszkam -
Zaraz roześmiał się, gdy tylko zdjął jej buty.
-No, co? Wiem że mam brudne nogi!-zawołała
Zawstydzona schował bose stopy pod koc.
Wino z narkotykiem szybko zaczęło działać. Zasnęła spokojnie.
Patrzył na jej opuchniętą buzię.
-Czasem dziwnie bywa-mówił w myślach- Rano wstajesz, jak zawsze. Wieczorem obca dziewczyna spada na ciebie. Biją ją zbiry Kiziorka, ty zabierasz do domu. I już nic nie jest takie samo.-
Ostatnio zmieniony czw 05 wrz 2013, 01:46 przez Gulo_Albus, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Gulo_Albus pisze:Jeżeli przyjąć, że mózg miasta, to ratusz. Sercem stała się dzielnica robotnicza. To prawdziwy ludzki ul, zatłoczona, gwarna.
Gulo_Albus pisze:Ulice na krótko pustoszały. Uczciwi ludzie znikali w swoich domach. Zastępowały ich prostytutki.
Gulo_Albus pisze:W zaułkach kryły się podejrzane spelunki. Gdzie przy gorzałce zawierano szemrane interesy. Kupowano zakazany towar.
Wybrałam trzy przykłady sieczki. Myślę, że posiekałeś to specjalnie, ale mnie czyta się to okropnie. Zrób z tych zdań pojedynczych jedno złożone. Ładne mogą wyjść, treściwe.
Peiper napisał:
Ulica.

Dwa prostokąty z cegły na prostokącie z betonu.

Hymn pionu.

Pamiętaj, że jesteś Gulo_Albus, prozaik, nie Peiper, poeta. Twórz zdania, które popłyną, nie skoczą na czytelnika, zaatakują go jak seria z ckm, by go pokonać i obezwładnić.
Gulo_Albus pisze:Jak, to władzę mówiły. -Wyłaziło miejskie robactwo.-
Jak to władze mówiły? "Wyłazi miejskie robactwo."
Gulo_Albus pisze:Tam gdzie nie było latarni, na dźwięk otwieranego okna wołano.-Idzie się! Idzie się!-
Tam, gdzie nie było latarni, na dźwięk otwieranego okna wołano:
- Idzie się! Idzie się!

Pierwszy fragment, ten do - Idzie się!, nie jest według mnie potrzebny. Opowiadasz ( w dość osobliwy sposób) o świecie, mieście, w którym dzieje się akcja, ale on nie zachęca do czytania cd. Nie lepiej od razu przejść do rzeczy, a wszystkie informacje podane we "wstępie" podać później?
Gulo_Albus pisze:Drugi nurt, zwany wojskowym. Od niedawna mający zwolenników. Polegał na surowym wyglądzie. Należało przypominać weterana. Czyli szary, lub granatowy kubrak, buty z wysokimi cholewami. A na pasie bujał się kordelas marynarski, tasak piechura albo saks. Żadnych zbędnych ozdób.
Co to jest? Notatki do rozwinięcia? Zapis myśli autora rozpoczynającego prace nad opowieścią?
Gulo_Albus pisze:-Idzie się!-krzyknął młodzieniec. I zaraz burknął pod nosem.-A oblej mnie. Pójdę na górę. Za łeb złapię i wszystko zliżesz.-
Zapis dialogów: http://www.ekorekta24.pl/proza/130-inte ... ac-dialogi

Moja propozycja jest następująca: Popraw ten tekst. Napisz ładne zdania, łączą sieczkę w większe całości, naucz się zapisu dialogów i popraw swoje. Jak to zrobisz, wrzuć tekst ponownie, może wtedy da się przeczytać.

Pracuj nad tekstem, nie wrzucaj go w takiej formie, bo ona jest nie do przyjęcia.

Powodzenia.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

3
Przyjęto konwencję krótkich zdań? Dlaczego tak nachalnie? Te zdania są niepoprawne gramatycznie. Nie wszystkie, ale wiele z nich. Błędy tak rażą, że nie da się czytać. To było celowe?

4
No żesz kurde.
Na brak życzliwości narzekać nie możesz.
No to czemu jej nadużywasz?

Tym razem nie masz alibi. Że długie, że przycinałeś.

Znowu wykreowałeś coś przyciągającego treścią, ale odrzucającego formą w stopniu nieporównywalnie większym, niż Kadet.

Pisanie to nie łowienie ryb, ale na Boga JAKIEJŚ cierpliwości wymaga.
Przecież czytelnicy Ci nie uciekną, są tu, na Wery i czekają na dobre teksty.
Dobre - czyli również jakkolwiek zredagowane, uczciwie przygotowane do pokazania.

Przepraszam, mimo obietnicy odmawiam współpracy.
Nikt nie lubi być walony w rogi.
Ale dalej czekam.
Z nadzieją.

5
Się zawiodłem, Rosomaku.

Przy wcześniejszym tekście (Kadet) dostałeś dobre rady, lecz zamiast je wykorzystać, zrobiłeś kilka kroków w tył. Szkoda, bo jest potencjał na niezłego opowiadacza. 10% pojęcia już masz, musisz do tego dołożyć 90% pracy własnej (nad warsztatem). Gościu:


Ostatnio była na WM dyskusja, by nie gasić w młodych pisarczykach chęci do pisania, gdyż w poczuciu krzywdzącego niespełnienia itd. Dlatego chciałbym zauważyć, że początek opowiadanej przez ciebie historii jest świetny. Zresztą, jak dziewczyna spada chłopakowi na głowę, to dalej musi być już tylko lepiej. Gulo, poważnie: jeżeli popracujesz nad stroną techniczną swoich tekstów, to mogą z tego świetne rzeczy wyjść.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

6
Ukradkiem przemykali się złodzieje. I wszyscy ci, dla których noc była porą interesów.
pogrubienia zbędne.
Jeżeli przyjąć, że mózg miasta, to ratusz. Sercem stała się dzielnica robotnicza.
zaraza, przecież te dwa zdania powinny być jednym.
pociałeś text tak, ze momentami zgrzytałam zebami ze złosci. nie czytasz tego, co wrzucasz czy lubisz drażnić ludzi?
Drugi nurt, zwany wojskowym. Od niedawna mający zwolenników. Polegał na surowym wyglądzie. Należało przypominać weterana. Czyli szary, lub granatowy kubrak, buty z wysokimi cholewami. A na pasie bujał się kordelas marynarski, tasak piechura albo saks. Żadnych zbędnych ozdób.
lubie to, co piszesz, niecierpię sposobu, w jaki to momentami robisz, vide:
W powietrzu mieszał się zapach pieczonego chleba, z fetorem rynsztokowych wyziewów.
I w tym momencie coś spadło na niego. Bynajmniej nie jakieś fekalia czy pomyje. To było ciepłe i na pewno żywe. To, ktoś powalił go na bruk.
to ciepłe i żywe, wazace pewnie ok 50 kg (minimum) zleciało mu na łeb i gość miał czas analizować fizyczne cechy 'pocisku' zamiast kulturalnie zaryć twarza w bruk? serio?
Puszczaj mnie, do cholery!
zbędne.
-Weź mnie pod rękę, nie będziemy zwracać na siebie uwagi.-mruknął do niej. Widząc zbliżające się sylwetki, z kijami w rękach.
ktoś już powiedział, ze dialogi źle, do tego znów pociałes zdanie. po co?

a niech cię...
podoba mi się, coś podobnego chodziło mi jakiś czas temu po glowie, zaskakujące, gdy czytasz własne myśli spisane przez kogoś innego.
nic to.

pisz.
im więcej, tym lepiej, i nawet jak dajesz tak technicznie przerżniety text, i tak warto to przeczytać, bo - jak poprzenio - postaci żyją, coś się w nich dzieje, opowiadanie wciaga mimo tych idiotycznych kropek powrzucanych na chybił-trafił i mimo koszmarnego zapisu dialogów, interpunkcji, etc.
fajny jest twój wojskowo ubrany student, zepsuty troche blizną, niedoskonały, fajna jest dziewczyna na krawedzi i ich relacja. "fajny" to słowo-wytrych, ale tu akurat pasuje.

pisz chłopie, bo masz talent, musisz tylko to doszlifować ;-)

masz tego wiecej?
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

7
Oberwało mi się i to solidnie. Czytają po kilku dniach przerwy widzę że wyszło fatalnie. Kicha na całego. Wydawało mi się że krótkie zdania będą, że tak powiem dynamiczne. To gówno dało, wyszło żałośnie. To jeszcze raz, od nowa.
Nieposłuszeństwo jest podstawą wolności, posłuszni muszą być niewolnicy.
Nam patriotom szabla i być może mogiła. Wam niewolnicy kajdany i zasłużone knuty.

8
Świetne pomysły pędzą przez głowę jakby wichrem gnane. Nic dziwnego, że ta gapowata strona techniczna nie może za nimi zdążyć :-). Łap, Gulo, te swoje małe diamenty, a potem pieść, szlifuj, cyzeluj i będzie pięknie.

9
Gulo_Albus pisze:Oberwało mi się i to solidnie.
bo stać cie na więcej :-P
wolverine pisze: Czytają po kilku dniach przerwy widzę że wyszło fatalnie. Kicha na całego.
nie jest tak źle, spokojnie ;-) nie rób nam tu scen :-D
Wydawało mi się że krótkie zdania będą, że tak powiem dynamiczne.
krótkie zdania przyspieszają akcje, skupiają uwagę, ale to, co pokazałeś, to nie krótkie zdania, to sieczka.
To jeszcze raz, od nowa.
:twisted:
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

10
Jest coś wciągającego w Twoich tekstach, ja w każdym razie miałabym ochotę dowiedzieć się, co się dalej działo. Niestety, w tym tekście zadbałeś o to, żeby lekturę utrudnić, a wykorzystałeś w tym celu całkiem spory zasób środków.

1. Nieprawidłowy zapis dialogów. Pauza, spacja, kwestia dialogowa, kropka (albo nie), spacja, pauza, spacja, atrybucja dialogu. Wystarczy zajrzeć do dowolnej książki, żeby sprawdzić, jak to wygląda w druku. W poście powinno wyglądać tak samo, jedynie wcięcia akapitowe nie są konieczne.
2. Całkowicie fantazyjna interpunkcja. Przecinkom w Twoim tekście właściwie należałoby poświęcić osobny post. Stawiasz je w miejscach dowolnych, co sprawia, że wzrok ciągle się potyka, a zdania tracą płynność. Poważna przeszkoda w czytaniu.
Jeden tylko, krótki, za to esencjonalny przykład:
Gulo_Albus pisze:Jak, to władzę mówiły. -Wyłaziło miejskie robactwo.-
Jak to władze mówiły: wyłaziło miejskie robactwo.
3. Składnia. Proste, krótkie zdania pojedyncze to nie są fragmenty dowolnie dzielonych, długich zdań złożonych. Znowu tylko krótki fragment:
Gulo_Albus pisze: Złapał go, za kark i już miał wyszarpnąć kordelas. Gdy rozległ się dziewczęcy głos.
-Puszczaj, chamie zapyziały!-
Wszystkie trzy rodzaje błędów: zbędny przecinek po go, niepotrzebny podział zdania na dwa, oraz niepoprawny zapis dialogu.

Może to steampunk, ale na pewno nie proza futurystyczna, gdzie taka nonszalancja w traktowaniu reguł gramatyki miała być sposobem na odzyskiwanie wolności twórczej, nazbyt już skrępowanej zmurszałymi regułami. Było, minęło.

Jeśli to świadomy zabieg, takie szatkowanie zdań, to mogę jedynie napisać, że nie wypada to dobrze, tym bardziej, że sporo w Twoim tekście pomyłek, które wskazują, że albo najzwyczajniej w świecie nie przejrzałeś go przed wysłaniem, albo nie rozumiesz znaczenia pewnych słów.
Gulo_Albus pisze:Zarwała się do biegu.
Gulo_Albus pisze:-Dla czego, tak do mnie mówisz?
Do licha, ile można potykać się na tak prostych zdaniach?
Gulo_Albus pisze:Kociemir postawił się za dziewczyną.
Wstawił się. Albo ustawił, jeśli chodziło o miejsce w przestrzeni. Postawić się można komuś, ale nie za kimś.
I w ten sposób można rozdłubywać cały tekst.

Szkoda, że tak kompletnie zlekceważyłeś formę tego opowiadania, gdyż sama historia dobrze rokuje. Sama charakterystyka miasta jako miejsca, w którym dużo się dzieje, również w ukryciu, albo opis dwóch grup żaków wskazują, że masz już dokładne wyobrażenie świata, o którym piszesz, przemyślane nawet w detalach: te porcelanowe guziki malowane w pejzaże! To są drobiazgi, ale takie, które nadają wyrazistość miejscom i ludziom. Twoi bohaterowie są w pewien sposób ujmujący, historia nie jest może szczególnie oryginalna, lecz daje nadzieję na wartką akcję - jednak będzie się dobrze czytać dopiero wówczas, gdy zmienisz swoje podejście do języka, reguł interpunkcji i składni. Trudno, to jest pewien system, może ograniczający, ale na pewno ułatwiający odbiór tekstu.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”