Daniel Bartosiewicz, "Dziewięć żywotów", Żywot 2
WWW- Widzę, że nie do końca się zrozumieliśmy – zaczął Słabeusz. – Nie jesteś nieśmiertelny, masz ograniczoną liczbę żywotów. Jeśli umrzesz jeszcze osiem razy, to będziesz definitywnie martwy. Może powiesz mi, dlaczego skoczyłeś z tego budynku?
WWW- A kiedy będę miał następną okazję, żeby popełnić samobójstwo? Kipnę jeszcze osiem razy i nie będzie diabełka, co by mnie przywrócił do życia.
WWW- Brzmi sensownie. W sumie w Piekle lubimy samobójców, wszyscy trafiają do nas. Odebranie sobie życia według boskich paragrafów to morderstwo, grzech ciężki i automatyczna przepustka do nas. No ale będzie z gadania, robota czeka. Gdzie mam cię rzucić?
WWW- Zaschło mi w gardle. Rzuć mnie do jakiejś knajpy.
WWW- Tylko pamiętaj, że to ma być epokowe wydarzenie.
WWW- Ta popijawa na pewno będzie epokowym wydarzeniem. Przebiję gościa, co w podkarpackim miał czternaście promili we krwi – Kot zaniósł się szyderczym śmiechem. Słabeusz westchnął i odpowiedział:
WWW- Czyli jednak nie do końca zrozumiałeś istotę twojego zadania. Masz zaburzyć kontinuum czasoprzestrzenne, a nie gospodarkę alkoholową twojego organizmu.
WWW- Ależ ty zrzędzisz… Dobra, rzuć mnie do knajpy, w której spotkam… - zamyślił się - … Stanisława Augusta Poniatowskiego. Przydupas carycy nie będzie nazbyt twardy. Zaciukam gościa i po robocie.
WWWDiabeł szperał chwilę w transepokowym teleporterze, szukając właściwego momentu w dziejach świata.
WWW- Mam. Carskie Sioło, rok 1757. Z danych Piekielnej Kroniki Ziemskich Wydarzeń wynika, że miało tam miejsce mnóstwo imprez i popełniono wiele grzechów.
WWW- Rzucaj.
WWW- Ale to centrum XVIII-wiecznej Rosji.
WWW-To nic, rzucaj.
WWWBłysnęło. Dwie postaci zdematerializowały się w mgnieniu oka i pozostał po nich tylko kurz.
WWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWW***
WWWDiabeł i śmiertelnik dyskretnie pojawili się w krzakach niedaleko małego, nierzucającego się w oczy zajazdu, będącego jakimś mniej udanym elementem carskiego kompleksu pałacowego. Marek ubrany był stosowanie do epoki. Miał na sobie tradycyjny, polski strój kontuszowy. Wyglądał, jakby był członkiem eskorty bawiącego podówczas w Petersburgu Stanisława Augusta Poniatowskiego.
WWWBył późny wieczór. Zajazd tętnił życiem. Ze środka słychać było kilkanaście mniej lub bardziej podpitych głosów. Marek wkroczył bez wahania, Słabeusz podążył za nim.
WWWPrzekroczywszy próg, zauważył nikłe poruszenie związane z jego pojawieniem się. Kilku pijanych polskich szlachciców i carskich żołnierzy spojrzało na nowoprzybyłego. Uznali, że to jeden z uczestników uczty i wrócili do picia. Marek podszedł do kontuaru i zakrzyknął:
WWW- Wina, dobry człowieku, a szczodrze.
WWWNatychmiast dostał pod nos szklanicę wypełnioną niemal po brzegi czerwonym trunkiem. Wychylił ją niemal na raz, nieznacznie gasząc pragnienie alkoholu. Niezwłocznie zaczął domagać się kolejnej. Tym razem postanowił poświęcić jej nieco więcej uwagi, jak na naczynie szlachetnym trunkiem wypełnione przystało. Sączył wino niespiesznie, rozglądając się po sali. Nie widział Stanisława Augusta. Postanowił zasięgnąć języka. Zwrócił się do człowieka za ladą:
WWW- Dobry człowieku, wiecież li, kędy król polski się obraca?
WWWBarman popatrzył na niego zdziwiony i odpowiedział łamaną polszczyzną z silnym rosyjskim akcentem:
WWW- Nu wiecie? Opili wy się wina? Toż waść z jego obstawy jest.
WWW- Wiem. Zadaniem mym jaśnie pana Stanisława bronić. Jednak, o zgrozo! straciłem go z oczu, kiedym za potrzebą zajazd opuścił. Powiedzcie, dobry człowieku, gdzież on się udał?
WWWChłopina poczerwieniał, poskrobał się za uchem, zerknął ukradkowo na górę, gdzie znajdowały się pokoje gościnne i odpowiedział:
WWW- Jaśnie pan Stanisław… Chorobą złożon, spoczynku zażywa.
WWW- Ważny raport dla niego mam… - powiedział Marek, kierując swe kroki na górę. Barman krzyknął:
WWW- Nie nada przeszkadzać jemu!
WWWMarek jednak nie słuchał. Już był w połowie drogi. Nim ktokolwiek zdołał go powstrzymać, był już przy pokojach. Dotarł do jedynego, który był zajęty. Ze środka dobiegły go niedwuznaczne odgłosy, stękanie, jęki i rytmiczne uderzenia metalowej ramy łóżka o ścianę. Wkroczył bez namysłu. W środku zobaczył Stanisława Augusta, który jak oparzony poderwał się z posłania, zasłaniając nagość resztkami garderoby. Z łóżka podniosła się kobieta. Krzyknęła zaskoczona naruszeniem ich prywatności. Wysapała do Stanisława:
WWW- Szto tak stoisz? Ubij duraka!
WWW- Ale… Ja… Nie mam szabli… - odpowiedział przyszły król Polski, potykając się o swój pas z bronią.
WWW- Polskaja diewoczka… - mruknęła, wstając z łóżka taką, jak ją Pan Bóg stworzył. Chwyciła szablę Stanisława Augusta i stanęła naprzeciwko przybysza. – Dawaj, malczik!
WWWMarek dopiero w tym momencie uświadomił sobie swoje tragiczne położenie. Przed nim z szablą w dłoni stała Zofia Fryderyka Augusta, przyszła caryca Katarzyna II. Za nim w drzwiach szczęknęły szable pijanych mężczyzn bawiących w głównej sali lokalu, którzy przybyli na odsiecz.
WWW- Niet! – krzyknęła przyszła caryca. – On mój.
WWWZaatakowała. Markowi udzieliło się wypite wcześniej wino, które tradycyjnie idzie w nogi. Kompletnie odjęło mu równowagę i choć trochę umiał wywijać kosiorem, to w tym konkretnym momencie całkowicie zatracił swoje umiejętności władania ostrym narzędziem. Nieudolnie sparował wyprowadzony w jego głowę cios, stracił równowagę i przewrócił się na podłogę. W następnej sekundzie dzierżona przez kobietę szabla przygważdżała go do desek. Życie powoli z niego uciekało.
Dziewięć żywotów, rozdział II [komedia fantasy]
1
Ostatnio zmieniony śr 02 kwie 2014, 23:54 przez Bartosh16, łącznie zmieniany 1 raz.