Artystka.
WWWW nocy siadała na parapecie i jadła czekoladę. Nie paliła papierosa, jak większość artystów po skończonej pracy, ale jadła słodkości. Trzy tabliczki przed, a trzy po. Gorzka, mleczna, biała, czasem z orzechami. To sprawiało, ze czuła się spełniona. Wypełniła misje, namalowała dzieło tej nocy, nie życia, bo to malowała codziennie. Beksiński krzyknąłby ze szczęścia, o tak, ten styl! Nieidealny, chaotyczny, dziwny. Taki ma być. Przekazywać wiele, znacząc mnóstwo.
WWWOprócz jedzenia, kochała muzykę. Stary, pamiętający dawne lata gramofon stal, pnąc się w gorę niczym bluszcz i pyszniąc się jak paw. Te czarne zdobienia, dźwięk wydobywający się z tej wielkiej , brązowej tuby.
Beethoven, Mozart. Wszystko. Sonata Księżycowa, etiudy Chopina. Cały dzień. W jej małym świecie muzyka i jedzenie sprawiały, że nikt nie chciał rzucać bombą wodorowa w jądro jej planety.
WWW Artystka. Niedoceniona, przenikliwa, piękna, psychodeliczna, pomysłowa, bezkarnie cytrynowa, dorosła, dojrzała, niekochana. Tyle przymiotników opisujących jej osobowość, istotę. Tyle przymiotników, że nie pomieściła by głowa zwykłego obywatela świata. Posiada przyjaciół, mimo to oni nie rozumieją jej, mówią do niej, ale nie słuchają, nie rozumieją jej sztuki. Artystka bez imienia. Kreatorka nowego życia na płótnie
Nie spała całą noc. Poszła do łazienki i zmyła z siebie brud poprzedniej nocy, nocy tworzenia. Kolejny obraz niewarty niczyjej uwagi – bo nikt jej nie rozumie. Wiedziała, że dzisiejszego dnia zrobi to, stworzy coś, czego nitk nigdy się nie podjął – namaluje duszę. Podeszła do płótna przegryzając kolejną kostkę czekolady. W tle zawodziła stara płyta The White Stripes. O Jolene, please don’t take my man. To już dziś. To ten dzień. Poprawiła okulary. Wzięła pędzel, niewielki, ledwie piętnasto centrymetrowy. Mały kawałek drewna z włosiem starczy by namalować duszę. Stojąc przed płótnem zastanowiła się – czym jest dusza? Naukowy powiadają, że waży dokładnie 21 gramów. 21 gramów. Taki mały ciężar skrywa naszą osobowość, charakter. Nie więcej, nie mniej. To waga odpowiadająca jednej kostce czekolady. Tak mało, a tak wiele opisuje. A ile waży miłość, życie, wina, zemsta? Zastanawiała się nad tym godzinami. Jest artystką, musi o tym wiedzieć. 21 gramów – czy tyle po nas zostanie?
Stała przed płótnem i jadła czekoladę. Nic innego nie istniało. Tylko ona, słodkości i biały, czysty materiał.
Ubrała starą flanelową koszulę, sztruksy, popsute trampki i wyszła z domu. Może w wielkim świecie znajdzie inspiracje.
Paryż. Miasto romantyków, artystów, filozofów – a jak się ostatnio okazało – także muzułmanów.
Szła przez Pola Elizejskie nucąc Aux Champ Ellyses. Może odwiedzę Luwr, Wersal – pomyślała. Po godzinie podróży zorientowała się, że jest w jakiejś dzielnicy, którą widzi pierwszy raz w życiu. Jej pierwsza myślą nie było – jak odnaleźć drogę do domu, tylko – w jakim stylu zbudowane są tutaj budynki.
Czuła się jak Alicja w Krainie Czarów. Chciała wszystkiego dotknąć, spróbować, zbadać, doświadczyć. Zobaczyła, że na rogu ulicy znajduje się dom, który odbiegał stylem architektonicznym i barwą od reszty kamienic. Przed drzwiami wejściowymi mały chłopczyk bawił się drewnianym konikiem. Podeszła niepewnie, z gracją, brakowało tylko napisu na drzwiach „otwórz mnie” i kota z Cheshire.
W środku mieszkanie prezentowało się zupełnie inaczej niż z zewnątrz. Jeden pokój był pomalowany na czarno, drugi na biało-czarno. Dziwne, pomyślała i usłyszała, że w kuchni ktoś nuci jakąś ludową przyśpiewkę. Z daleka było czuć zapach świeżo smażonej wołowiny. Za żółtym parawanem, pomieszczenie było dużo mniejsze niż jej się wydawało z daleka.
Osobą smażącą steki okazała się starsza kobieta, może dotykająca siedemdziesiątki. Odwróciła się a Artystka spostrzegła liczne zmarszczki opiewające twarz osoby, która mogła by być jej babcią.
- Usiądź, napijesz się herbaty? – zapytała i wskazała palcem na krzesło obok malutkiego stoliczka.
- Dziękuję, nie boisz się? To znaczy – Pani się nie boi?
- Mam bać się Ciebie, drogie dziecko? Życie jest bardziej przerażające. Słyszałaś, że ostatnio młoda dziewczyna została dźgnięta nożem? Straszne.
- Nie, nie słyszałam – zawahała się – czemu ją zabili?
- Ciężko powiedzieć – przerzuciła stek na drugą stronę – moja przyjaciółka mówiła, że ta malutka istota była więziona przez jakiegoś starego faceta. Uciekła do niego ale wróciła, gdy ten wyszedł z więzienia. Miłość.... przywiązanie... nie zna granic, czyż nie? – jej usta wykrzywiły się próbując naśladować uśmiech, Artystka dojrzała jak starsza kobieta z trudem próbuje ukryć to, że część twarzy ma sparaliżowaną.
- Straszne – wzięła łyk herbaty – Ciekawe gdzie teraz znajduje się jej dusza – rozmarzyła się nie widząc, że starsza kobieta usłyszała jej myśli, które zamieniła na słowa.
- Tak, dusza. Błędna i przelotna. Z duszą jest jak z miłością, albo jest albo jej nie ma. Nie ma kocham i nienawidzę. Czemu tak się dzieje — Spytasz. Nie wiem. Lecz czuję, że tak jest. I cierpię. Cierpię strasznie bo czasem wolałabym coś pomiędzy. Nie chciałabym wszystkiego widzieć w czarno-białych barwach. A Ty jak sądzisz? – mrugnęła w stronę Artystki
- Mówią, że waży 21 gramów, że jest wokół nas.
- To dobrze, że mój zmarły mąż tego nie słyszy. Waży tylko tyle? Zadziwiające jak mało. To waga kolibra.
- Tak, tak mało.
Tak wiele rzeczy musi się wydarzyć, aby doszło do spotkania dwojga ludzi.
WWWPrzebudziła się. Jednak nie była w Paryżu, a stała przed płótnem. Na ziemi leżał pędzel. Francja była tysiące kilometrów stąd a Artystka gnieździła się w kawalerce daleko od swego raju. Przez chwilę była Alicją, a teraz musiała wrócić do szarej rzeczywistości.
Wybrała się na spacer. Może to był sen, ale jedno się zgadzało – słyszała o tej młodej dziewczynie i wiedziała, że jej grób znajduje się na głównym cmentarzu w tym trzydziestotysięcznym mieście. Szła przez aleje mijając co raz to dziwniejsze groby. Ciekawe jaki ja będę miała – pomyślała – gdzie bym chciała leżeć? O, pod topolą, nie... pod dębem. Nigdy nie mogła się zdecydować.
Wiedziała, że grób znajduje się blisko. Widać było go z daleka, w końcu miał na sobie wyrzeźbioną postać, która grała na pianinie a wokół rosły róże.
WWW Stała nad jej miejsce spoczynku i zastanawiała się – czy jej dusza jest gdzieś w pobliżu? Czy da się ją uchwycić muśnięciem pędzla... chociaż gram. Czy aż tak go kochałaś? – po policzku pociekła jej srebrzysta łza.
WWWZbliżało się święto zmarłych. W gazecie przeczytała o stronie, która pozwala na zamieszczenie wirtualnego znicza na grobie ukochanej osoby. Ile w takim razie warte jest życie? Jedno kliknięcie?
Je ne veux pas mourir sans avoir compris pourqoui j’avais vecu. - powiedziała i poszła do domu podskakując i nucąc Aux Champ Ellyses by odszukać białego królika.