Paulus Brega, nazywany przez przyjaciół z Północnej Marchii Kamienną Głową, zgarnął dłonią garść ciężkiego, mokrego piachu, który zalegał na pokruszonej posadzce. Długo analizował układ terenu, przykładając dłonie do ziemi, badał jej zawartość. Wyczuwał kamienne fundamenty, sieć podziemnych korytarzy, poznawał rozkład skał.
Gdy był już gotowy, wyszeptał kilka pomocniczych słów, skupiając się na istocie czaru, który miał stworzyć.
Uniósł prawą dłoń powyżej ramienia, co pomogło mu zakląć energię Esencji. Z lewej wysypał piach na kamienne płyty
Zwróć uwagę na kolejność opisywanych czynności. Paulus najpierw bierze w łapę garść piachu, a potem
obiema dłońmi analizuje długo układ terenu (kładzie dłonie na ziemi). To nie bardzo działa, jeśli między palcami przesypuje ci się piach.
Szeptun pisze:Uformował z nich pewnego rodzaju życzenie. Przykucnął, i dotykając dwiema dłońmi podłoża, bezgłośnie rzucił czar. Wspomniane życzenie zaczęło się spełniać,
Powtórzenie. I to określenie "wspomniane życzenie" zwyczajnie kiepsko brzmi. Jak z jakiejś relacji, nie tekstu literackiego.
Szeptun pisze:Moc niezwykłego czaru stworzyła coś na kształt sfery zamykającej skalistą przestrzeń, odcinając ten teren od reszty wyspy.
Paulus lewą dłonią sterował wysokością bariery. Gdy wzniosła się na wysokość dobrych kilkunastu łokci, pstryknął palcami.
No to sfera czy bariera? Jaki to ma kształt? Bo sfera to coś bardzo konkretnego, nie po prostu ściany sterczące w górę na wysokość X łokci.
Szeptun pisze:Z miejsca, w którym stał, było widać wyraźnie, gdzie ruiny i skały ustępowały miejsca bagnistemu podłożu. Wzdłuż tej granicy cząsteczki i drobinki gleby, kamieni i pyłu uniosły się na wysokość dwóch łokci, wirując. Moc niezwykłego czaru stworzyła coś na kształt sfery zamykającej skalistą przestrzeń, odcinając ten teren od reszty wyspy.
Paulus lewą dłonią sterował wysokością bariery. Gdy wzniosła się na wysokość dobrych kilkunastu łokci, pstryknął palcami. Czar ustabilizował się, a mag ruszył przed siebie, szybko znajdując schronienie na kamiennym postumencie. Wbiegł na schody wyciosane przed wiekami w skalnej bryle i zatrzymał się wyżej, w zniszczonej sali.
Kombinujesz w tym opisie, jak możesz... Mamy skały, ziemię, glebę, podłoże, no po prostu miliard zamienników, ale i tak powtórzeń (skała, kamienie) się nie ustrzegłeś. A i ogólnie to morze bliższych i dalszych synonimów jest trochę irytujące w czytaniu. Może jakieś odpuszczenie detali czy skrócenie tego opisu by tutaj pomogło?
Szeptun pisze:Nordyjski szlachcic wyciągnął miecz o szerokim ostrzu prosto przed siebie, szedł wolno, bacznie rozglądając się na boki. Młody mag szedł trzy kroki z tyłu.
Powtórzenie.
Szeptun pisze:posągami i monumentami.
to zasadniczo synonimy, więc jedno określenie tu z powodzeniem wystarczy
Szeptun pisze:Gdy pierwsza z nich z sykiem skoczyła ku rycerzowi, można było dojrzeć jej oblicze: twarz bladego mężczyzny, szeroko otwarte usta i oczy. Oczy wypełnione szaleństwem. Druga postać rzuciła się na Gaspara. Trzecia przygotowała się do ataku na Ragnara.
Trochę koślawa ta wyliczanka. W tym sensie, że brzmi, jakbyśmy w pomieszczeniu mieli Gaspara, Ragnara i jeszcze jakiegoś rycerza. Ja wiem, że da się wywnioskować, że Ragnar i rycerz to ta sama osoba, ale tak w wydźwięku, w samej konstrukcji ci panowie Ci się rozjechali.
I dochodzimy do części, które, niestety, w tym tekście wypadają zdecydowanie najsłabiej.
Szeptun pisze:Szybkie pchnięcie zakończyło się przebiciem pierwszego atakującego na wylot. Jelec rycerskiego miecza dotknął ciała. Smród dobiegający od chudzielca był straszliwy. Śmiertelnie ugodzony konał, dygocząc, ale zdołał dwiema dłońmi wpić się w ubranie Norda. Druga istota znalazła się dwa kroki obok.
1. Wprowadzasz tę scenę tak, że nie do końca wiadomo, czyje to pchnięcie i kto atakował (tak, wiem, że dzielisz strony na agresorów i broniących się, ale jednak w walce to już obie te strony mogą być "atakującymi").
2. To "dobiegający" kojarzy mi się bardziej z dźwiękiem niż smrodem, ale to tak na marginesie.
3. Jak śmiertelnie ugodzony, to możemy się domyślać, że umierał. Konstrukcja zdania kiepsko tu wyszła.
4. Powtórzenia.
Szeptun pisze:Odziani na czarno byli niezwykle szybcy, dziwacznie syczeli i ze świstem wciągali powietrze.
Właśnie na takich wstawkach walki w tym tekście bardzo dużo tracą. Czy naprawdę najistotniejsze dla dramatyzmu i
dynamiki starcia jest to, jak tamci wciągali powietrze? A że syczą, to już wiemy, bo wprowadziłeś to, gdy pierwszy rzucał się na Ragnara.
Szeptun pisze:Drugi był tuż-tuż. Wtedy przez ciało szlachcica przeszedł niepokojący dreszcz. Zrozumiał, że atakujący szepczą i mruczą jakiś rodzaj zaklęcia. Poczuł nagłe i nadnaturalne osłabienie. Dodatkowo salę zaczęły wypełniać opary ciemnej, magicznej mgły.
– Zbyt wcześnie – westchnął. Zaklął w duchu, słysząc wrzaski Gaspara, który prawdopodobnie także zorientował się w zamiarach istot w czerni.
Ścisnął w dłoni druidyczny medalion i wyszeptał wyuczone słowo. Salę zalało ciepłe, mleczne światło.
I cała dynamika idzie się... Wróg "tuż-tuż", ten dobry z bronią wyłączoną praktycznie z walki, a tu opisy mgły, szeptów, odczucia Ragnara. Dalej facet ma czas westchnąć, zakląć, wyszeptać... A ponoć tamci byli tacy szybcy?
Niestety, ale ta cała scena walki nie ma tempa, nie trzyma w napięciu. Głównie z powodu takich "wypełniaczy", które spowalniają akcję.
Szeptun pisze:Przed nogami miał ustawiony plecak
"Pod nogami" jest chyba bardziej naturalnym określeniem.
Szeptun pisze:Pod nogami rycerza leżał odziany w czarne szaty trup. Nigdzie nie widać było młodzieńca. Z kręgu światła z głośnym sykiem uciekała dwójka ubranych w czarne szaty istot.
Powtórzenie.
Szeptun pisze:Krasnolud rzucił przed siebie ciężki topór, który sunął przed nim po posadzce.
To istotne? Nawet jeśli, to ten aspekt niedokonany kiepsko tu brzmi.
Szeptun pisze: Cios był tak mocny, że mężczyzna obrócił się wokół własnej osi, brocząc obficie krwią.
Rag zblokował jeszcze jeden cios, ale kolejnego nie był w stanie uniknąć. Otrzymał cięcie w udo. Krew chlusnęła na pokruszoną posadzkę. Przewrócił się, zasłaniając przed kolejnymi ciosami.
Powtórzenia.
Szeptun pisze:Krasnolud rzucił przed siebie ciężki topór, który sunął przed nim po posadzce. Jednocześnie błyskawicznym ruchem wydobył z pochwy na plecach krótszy oręż i cisnął nim w przeciwników, nie przestając biec. Topór trafił czarnoskórego w ramię. Cios był tak mocny, że mężczyzna obrócił się wokół własnej osi, brocząc obficie krwią.
Powtórzenie.
Szeptun pisze:Ziggo skoczył z rykiem, w dłoniach ponownie trzymając ciężki topór. Przeciął kij i drugie ramię rannego napastnika. Topór zatrzymał się dopiero na kamiennej podłodze, straszliwie tnąc ciało blokującego.
I znów.
Ale co ważniejsze... Ciął w ramię, a skończył z toporem na podłodze? Brzmi, jakby zupełnie nie panował nad tą bronią. Po cholerę tracić energię i czas na walenie w podłogę? Dla szpanu? Przecież wystarczyło odpowiednio głęboko wbić ostrze, coby dobić delikwenta, czy cokolwiek i zasuwać ratować Ragnara.
Szeptun pisze:Ciemności. Niezwykły wzrok pół-shaeida przebijał się przez mroki nocy, ale mgła stworzona za pomocą Czarnej Magii blokowała go.
Ciemność wpełzała do dużego pomieszczenia wolno, więc Szrama widział jeszcze rozwój wypadków.
wiadomo
Szeptun pisze:Trzech kolejnych orków zdołało się przedrzeć przez magiczną blokadę Paulusa. Magia Kamieni nie była, widać, tak niezawodna jak obiecywał. Trzy monstra biegły wolno, na ugiętych nogach, a ich długie przednie kończyny kołysały się pokracznie.
1. Powtórzenie.
2. Przednie kończyny? To jak ci orkowie wyglądają? Zazwyczaj znałam wersję z grubsza humanoidalną. A o człowieku raczej nie powiesz, że ma kończyny tylne i przednie.
Szeptun pisze:Szabla najwyraźniej nie wyrządziła mu znaczącej krzywdy, bo przyjął obronną pozycję kilka kroków dalej. Bragg zainicjował kilka kolejnych ciosów. Tym razem nie został nawet trafiony.
1. Powtórzenie.
2. Znów tracimy tempo i dramatyzm. Ot tak, kilka byle jakich ciosów po obu stronach... Nie przejmuj się, czytelniku. To się nie kojarzy z prawdziwym starciem szczególnie. Opis nie oddaje klimatu.
Szeptun pisze:wyszarpał z pochwy na plecach mniejszy topór. To właśnie nim zranił poprzedniego przeciwnika.
Miał czas załadować topór do pochwy na plecach? On tam miał jakieś automatyczne zatrzaski czy coś, że to tak błyskawicznie działało?
Szeptun pisze: w którym pod ścianą przycupnął ranny Ragnar.
Facet ma rozcięte udo, uciętą rękę, roztrzaskane kolano i przebite ramię. I sobie podlazł i przycupnął (=przysiadł lub przykucnął) przy ścianie? Tak po prostu? Oj, daleko tej walce do "realistic".
Szeptun pisze:Gdy dosięgła celu, przebijając bok szyi wrogiego
Wystarczy "szyję". Takie niby drobne słówka niepotrzebnie rozpychają tekst i wbrew pozorom naprawdę wpływają na dynamikę.
Szeptun pisze:„Kim jest chłopiec? Dokąd się udał? Jakiej magii użył? Gdzie go poznałeś? Co o nim wiesz?”
To są... dobre pytania

Tak, na tym etapie wreszcie i Gaspar mnie zaciekawił.
Szeptun pisze:
„Jaki mieliście plan? Kim jest młody czarodziej? Jak silną moc posiada?”
Po każdym z pytań w umyśle nordyjskiego rycerza wzmagała się świadomość, że w istocie nic nie wiedział o pochodzeniu i zdolnościach czarodziejskiego ucznia. Gaspar był na pierwszy rzut oka bardziej pomocnikiem niż czarodziejem.
Powtórzenia.
Szeptun pisze:Czas jakby się zatrzymał, rycerz nie wiedział, gdzie się znajduje, ale czuł wszechogarniający go ból.
Zbędny zaimek.
Szeptun pisze:Sala była pozbawiona naturalnego oświetlenia i posiadała niskie sklepienie, ozdobione starożytnymi płaskorzeźbami i malunkami. Nad głową Ragnara shaeidańscy wojownicy toczyli jedną z bitew z Siłami Ciemności. Na ścianach widać było misterne roślinne ornamenty przeplatane słowami w Dawnej Mowie.
Więc jakie oświetlenie miała, że widział wszystkie misterne cuda tak dokładnie itd.? Bo byle lampa oliwna tego nie załatwi.
Szeptun pisze:kilkoma tatuażami niewiadomego pochodzenia.
"Pochodzenie" tatuażu to akurat dość wiadoma rzecz - ktoś bierze i to dzierga na skórze klientowi. Może bardziej wytatuowane symbole były niewiadomego pochodzenia czy coś... Bo niby wiadomo, o co chodzi, ale jednak zgrzyta.
Szeptun pisze:promień nadziei tlący
promień się nie tli. To płomyk prędzej.
Jak widać, co nieco do wyczyszczenia w tym tekście było. Poza wyłapanymi elementami miałam wrażenie, że jest trochę za dużo przymiotników. Wszystko jakoś dookreślone i to zazwyczaj co najmniej dwoma słówkami - spokojnym opisom to nie szkodzi, ale w trakcie walki zaburza trochę rytm czytania. Jeśli jednak chodzi o sceny walk, to tutaj ogólnie mam największe zastrzeżenia. Jak wspomniałam - brakuje w nich tempa, dynamiki, dramatyzmu. W pewnych momentach sceny rozwlekasz zbędnymi opisami, w innych akcja robi się tak fantastyczno-epicka (walka krasnoluda), że ciężko się przejąć. Myślę, że tutaj wyszedł po prostu brak wprawy. Coś, co jest do wyrobienia oczywiście, ale wymaga jeszcze szlifu. Bo na razie tamte sceny głównie mnie znużyły, zmęczyły, a nie wciągnęły.
Nadal natomiast na plus wypadają dialogi, reakcje postaci na siebie wzajem, na wydarzenia itp. Panowie czarodzieje też nabierają życia. Sama akcja... W tej chwili mnie nie porywa. Ma klimat, ale jest rzeczywiście klasycznie do bólu. Zwłaszcza "ten zły", który jak często nie wiadomo, czego tak właściwie chce i dlaczego. Power, power, more power to... gain more power, more power and more power. Krótko mówiąc jego wielkim tryumfem na razie wydaje się być siedzenie w ruinie na bagnach, w otoczeniu cuchnących stworów i własnego ego i mordowanie w wymyślny sposób każdego ciekawego człowieka, który się przypałęta. No tak też można. Nie takich świrów zna świat. Ale bez jakiegoś głębszego podłoża to już dla mnie trochę nieciekawe.
Niemniej nadal czyta mi się ten tekst nieźle. Wprawdzie ten kawałek jak na razie najmniej przypadł mi do gustu, ale nie zniechęcił do poznania ciągu dalszego. Z przyjemnością dowiem się, co tam dalej z Gasparem i Braggiem. A i o Koryntiaszu chętnie poczytam więcej
Pozdrawiam,
Ada