mam na imię Henio - początek opowiadania nie mam pojęcia jak

1
Mam na imię Henio, jestem jabłkowym misiem żelkiem z nadgryzionym uchem. Mieszkam przy ulicy Czerwonego lukru 20/3 na peryferiach najcudowniejszego cukierkowego miasta i wybudowanego w mniej niż 5 lat- Ponimatum. Życie poza centrum toczy się tu, nie ,ono się nie toczy ono ledwo co pełznie, robiąc sobie odpoczynek kiedy tylko ma okazje. Jeśli idąc na zakupy miniesz swojego sąsiada zapatrzonego w stokrotkę, która raczyła zakwitnąć na jednym z tutejszych skwerków, to możesz być pewien, że wracając zastaniesz go w tej samej pozycji rozmyślającego nad celem egzystencji tego uroczego kwiatka. Co innego w stolicy! Tam wszyscy żyją , jak to teraz modnie jest określać „pełnią życia”. Bankiety, konferencje, fikuśne restauracje, markowe ciuchy, ciągły pośpiech, terminy, samobójstwa, zdesperowane żony, przemęczeni mężowie, dzieci z nerwicą i unoszący się w powietrzu zapach perfum jest na porządku dziennym. Ale jest jedna mała rzecz, która łączy te dwa światy, spoiwo będące nieodzowną częścią naszego społeczeństwa - niezadowolenie z władzy.
Staram się to zmienić , więc parę lat temu zrobiłem doktorat z cukrowego prawa i polityki. Jest to u nas najpowszechniejszy kierunek studiów. Trwają dzień, a egzamin końcowy składa się z jednego pytania: Co robisz gdy ktoś zrobi coś złego? Odpowiedz: Wkłada się delikwenta do plastikowego opakowania i wysyła świata ludzi. Tak, to jedyna zasada w naszym kraju; gdy jesteś niegrzeczny pakują cię do torebeczki i lądujesz na półce w supermarkecie średniej klasy. Kończąc ten kierunek studiów od razu dostaje się pracę międzynarodowym komitecie słodkości, w którego skład wchodzą przedstawiciele wszystkich rodzajów słodyczy(oprócz cukrowych laseczek, bo one wyemigrowały na północ w poszukiwaniu Świętego Mikołaja, którego uważają za swojego boga i stwórcę). Oczywiście w komitecie znajdują się perełki, które nawet tych studiów nie ukończyły, a pracę dostały w myśl starej ludowej mądrości: „jeżeli nie znasz się na niczym dobrze, to znaczy ze masz pojęcie o wszystkim po trochu , więc nadajesz się do polityki.
W naszym świcie , nie oszukujmy się tak samo jak w waszym, gigantyczną rolę pełnią stereotypy. Przykład? Wszystkie różowe landrynki są głupie, a praliny są lepsze od innych bo mają pistacjowe nadzienie. Przez tego typu przekonania ostatnio nie zostałem wpuszczony do restauracji, bo misie żelki to podobno fleje. Jednak najgorzej mają malinowe babeczki, dla których budowane są osobne zakłady pracy i autobusy. Nie wolno im także, nie wiem z jakiego powodu, jeździć na rolkach w środę, o ile nie noszą pomarańczowych pończoch.
Jak już mówiłem, pracuję w międzynarodowym komitecie słodkości. Obecnie komitet zajmuje się utrzymywaniem pokoju między słodyczami i gaszeniem buntów malinowych babeczek, domagających się takich samych praw jak inne słodycze. Właśnie w tym celu jechałem swoim żelkowatym samochodem do karmelowego pałacu. Babeczki w akcie desperacji wylały wodę na pałac kostek cukrowych, który rozpuścił się w mngnieniu oka. Trzeba było coś z tym zrobić zanim dojdzie do zamieszek na większą skalę. Gdy dojechałem do Karmelowego Pałacu, gdzie mają miejsce obrady naszego komitetu, zobaczyłem mojego najlepszego przyjaciela: czekoladowego dropsa w czerwonej polewie o imieniu Bociek.
-Hej, stary- powiedziałem poprawiając krawat- Jak ci minęło lato?
-A całkiem, całkiem – odpowiedział.
Za to właśnie uwielbiałem Boćka. Krótkie, zwięzłe odpowiedzi, żadnych pytań, tylko sam komunikat bez zbędnych ozdobników. Sam nie jestem zbyt rozmowny więc tu skończyła się rozmowa. Gdy wchodziliśmy na salę, przemowę rozpoczynał właśnie obecny przewodniczący komitetu piszinger o smaku toffi Bob.
- Tak dalej być nie może! Babeczki przegięły, musimy coś z nimi zrobić! Jakieś pomysły?
Pierwszy odezwał się ekler Dawid: Wyśijmy je do ludzi! Niech ich dzieci zanużają w ich cholernym kremie swojez roku na rok coraz grubsze paluszki!
A ja tam myślę, że powinniśmy z nimi spokojnie porozmawiać- odrzekła kremówka Zenia znana ze swojego łagodnego usposobienia. Wszyscy wiedzieli że Bob się w niej podkochuje i gotów jest zrobić wszystko aby tylko zdobyć jej uznanie.
-Wspaniały pomysł, podwyżka dla tej Pani!-wykrzykną- Tylko kto z nas podejnie się tego heroicznego zadania? Kto z was moi drodzy jest na tyle odważny i kocha ojczyznę tak mocno aby ryzykować własne życie dla tej sprawy? Kto da radę unieść to brzemię i nieść pochodnie sprawiedliwości przez bezkresny mrok bezprawia i okrucieństwa?
Na sali zapadła absolutna cisza. Tchórzliwe biszkopty dyskretnie wyjęły telefony, aby zadzwonić do lekarzy po zwolnienie lekarskie, a napoje gazowane cicho czkały z przejęcia.
-Rozumiem wasz brak entuzjazmu, musimy wybrać mądrze i rozsądnie, przecież liczy na nas całe społeczeństwo… To może losowanie?
Uzależnione od hazardu czekoladowe monety z podniecenia aż pospadały z krzeseł, a ponieważ niknie miał lepszego pomysłu na salę wjechała ogromna maszyna losująca. Nie wiem jak to się dzieje, ale jak radzie potrzebne jest cokolwiek od razu znajdują się na to środki. Jestem pewien, że gdybyśmy powiedzieli, iż potrzebujemy wyjazdu na wczasy w otoczeniu zgrabnych landrynek w bikini nie byłoby z tym problemu.
W maszynie znajdowały się imiona wszystkich członków komitetu. Ustrojstwo najpierw zagrało hymn, po czym zaczęło nienaturalnie buczeć i obracać się wokół własnej osi. Po chwili wypluło ze swojego wnętrza małą kulkę.
-I wszystko jasne- powiedział przewodniczący- naszym przedstawicielem będzie : Henio zielony miś żelek.
Ostatnio zmieniony wt 02 lip 2013, 18:06 przez Paint, łącznie zmieniany 2 razy.
Są rzeczy na niebie i na ziemi, o których nie śniło się naszym filozofom.

2
Paint pisze:Mieszkam przy ulicy Czerwonego lukru 20/3 na peryferiach najcudowniejszego cukierkowego miasta i wybudowanego w mniej niż 5 lat- Ponimatum.
Ma wrażenie, że od początku próbujesz przynudzać.
Czy podkreślona informacja coś wnosi (przy okazji - pięć tutaj powinno być słownie)? Pięć lat w budowaniu czegoś takiego to niby dużo, mało, średnio... I czemu to w ogóle ma coś dać czytelnikowi?
Paint pisze:Życie poza centrum toczy się tu, nie ,ono się nie toczy ono ledwo co pełznie, robiąc sobie odpoczynek kiedy tylko ma okazje.
Koślawe trochę to zdanie. Przekombinowałaś trochę, moim zdaniem. Zwłaszcza to, że po "tu" wpada takie rozwlekłe wtrącenie zgrzyta. No i przecinki skaczą jakby się upiły.
Paint pisze:Bankiety, konferencje, fikuśne restauracje, markowe ciuchy, ciągły pośpiech, terminy, samobójstwa, zdesperowane żony, przemęczeni mężowie, dzieci z nerwicą i unoszący się w powietrzu zapach perfum jest na porządku dziennym.
Nawet fajny efekt z tą wyliczanką - od rzeczy przyjemnych stopniowo przechodzimy do tych bardziej dramatycznych aspektów "pełni życia", ale moim zdaniem to ostatnie dopowiedzenie psuje efekt.
Paint pisze:Wkłada się delikwenta do plastikowego opakowania i wysyła świata ludzi.
Połknęłaś "do"
Paint pisze:Kończąc ten kierunek studiów od razu dostaje się pracę międzynarodowym komitecie słodkości, w którego skład wchodzą przedstawiciele wszystkich rodzajów słodyczy(oprócz cukrowych laseczek, bo one wyemigrowały na północ w poszukiwaniu Świętego Mikołaja, którego uważają za swojego boga i stwórcę).
Połknięte "w".
Paint pisze: Kończąc ten kierunek studiów od razu dostaje się pracę międzynarodowym komitecie słodkości, w którego skład wchodzą przedstawiciele wszystkich rodzajów słodyczy(oprócz cukrowych laseczek, bo one wyemigrowały na północ w poszukiwaniu Świętego Mikołaja, którego uważają za swojego boga i stwórcę). Oczywiście w komitecie znajdują się perełki, które nawet tych studiów nie ukończyły, a pracę dostały w myśl starej ludowej mądrości: „jeżeli nie znasz się na niczym dobrze, to znaczy ze masz pojęcie o wszystkim po trochu , więc nadajesz się do polityki.
Powtórzenia.
A ta interpunkcja za moment mnie zabije.
Paint pisze:w mngnieniu oka.
mgnieniu
-Hej, stary- powiedziałem poprawiając krawat- Jak ci minęło lato?
-A całkiem, całkiem – odpowiedział.
Interpunkcja w dialogach też do poprawy.
Paint pisze: Sam nie jestem zbyt rozmowny więc tu skończyła się rozmowa.
Powtórzenie.
Paint pisze:Wyśijmy je do ludzi! Niech ich dzieci zanużają w ich cholernym kremie swojez roku na rok coraz grubsze paluszki!
ORT. zanurzają
Plus drobna literówka.
Paint pisze:-Wspaniały pomysł, podwyżka dla tej Pani!-wykrzykną-
ON wykrzyknął
ONI (w przyszłości) wykrzykną
Paint pisze:a ponieważ niknie miał lepszego
A to co? O.o
"nikt nie"

Jak na tak krótki tekst mamy dużo błędów i to bardzo różnej maści. Od ortografii do konstrukcji zdań, powtórzeń i dziwnych odmian nie pomijając. W połączeniu z kosmiczną interpunkcją - pomijając już to, gdzie wstawić przecinek, to szwankuje także wstawianie spacji i inne tego typu kwiatki (tego naprawdę wypada się nauczyć, jak chce się pisać) - czyta się to ciężko.
Narracja jest prowadzona trochę nużącym, informacyjnym stylem. Dziwny świat, a w stylu brakuje jakiegoś pasującego do niego rysu.

Treściowo zupełnie mnie nie chwyciło. Nie widzę jakoś przyczyny rozważania spraw politycznych na przykładach słodyczy. A fabuły w tym za bardzo nie ma. Chyba zupełnie pomysł nie w moim stylu.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

3
Zastanawiałam się, dla jakich czytelników przeznaczony jest tekst o przypadkach żelkowego misia. Dla dzieci? Ale dzieci nie obchodzą takie sprawy:
Paint pisze:Bankiety, konferencje, fikuśne restauracje, markowe ciuchy, ciągły pośpiech, terminy, samobójstwa, zdesperowane żony, przemęczeni mężowie, dzieci z nerwicą
Więc dla dorosłych? Jeśli jednak ma to być satyra społeczna, decyzja o spersonifikowaniu słodyczy jest mało nośna i mało interesująca. Słodycze to nie zwierzęta czy nawet rośliny, które mają swój własny, indywidualny charakter, i od wieków występują jako swoiste zwierciadło najrozmaitszych ludzkich cech, a do tego rzeczywiście tworzą społeczności. Wiadomo, że kruk krukowi oka nie wykole, koty chadzają własnymi drogami, a wilcze prawa dają duże możliwości obróbki tematu. Alegorie tylko wtedy mają siłę nośną, kiedy odwołują się do skojarzeń bardzo silnie zakorzenionych w kulturze. Siła żelkowego misia jest mizerna, żeby nie powiedzieć - żadna. Mogę wyobrazić sobie jakąś zabawną historyjkę z udziałem np. nadziewanych czekoladek - nadzienie może zastępować charakter, są przecież nawet czekoladki z pieprzem czy chili - ale to w ramach spotu reklamowego, niczego więcej. Satyra społeczna jest w gruncie rzeczy trudnym gatunkiem i wybór środków musi być wówczas bardzo przemyslany. Słodycze? A czemu nie guziki? Tak samo jest to zbiór zupełnie amorficzny, który można sobie formować zupełnie dowolnie, bez jakichkolwiek ograniczeń.
Zupełnie nie wciągnęła mnie ta historia. Tym bardziej, że na poziomie zachowań i sytuacji społeczeństwa ludzkiego roi się w niej od stereotypów, podanych dosyć łopatologicznie. Jesli masz ochotę na takie opowiastki alegoryczne, to proponowałabym najpierw staranne przemyslenie, dla kogo je piszesz, a potem wariant bardziej kameralny: historyjkę dwu- albo trzyosobową, z dużym ładunkiem emocji. Bo tematyki społecznej czekoladki i napoje gazowane nie udźwigną.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

4
Witaj, oprócz tego co napisały już przede mną koleżanki (są to zapewne bardziej wartościowe komentarze - w końcu starały się być poważne) chciałam tylko dodać, że świetnie się ubawiłam czytając ten tekst. Nie obraź się, ale zakładam z góry, że jesteś jednak człowiekiem inteligentnym i tekst ten miał całkowicie oburzyć/zadziwić/zrobić głupka z czytającego. Bądźmy szczerzy - dawka szaleństwa, którą nam zaserwowałaś nie mogła zostać przyjęta z otwartymi ramionami, ale mnie rozbawiła swoją idiotyczną prostotą. Żelkowa dyktatura i wysyłanie skazańców na pewną śmierć? Na półki-sklepowo-nie-elektryczne? Czemu nie, powiadam. Zawsze można poszaleć, tyle, że nikt cię nie poprze. To dziwactwo nie z tego świata, a dziwactwo jest (w literaturze) równie bezpieczne, co niebezpieczne. (Już się nie mądruję. Ja się i tak nie znam. Po prostu doceniam odwagę, jednak jeżeli to było na poważne...cóż, wtedy sprawa wygląda nieco inaczej)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”