"Druga szansa"

1
Zasnęłam…mój Boże, jak mogłam być tak nierozważna i po prostu zasnąć? To było naprawdę niemądre a mojej strony. Najprościej – głupie! Zaraz Ona przyjdzie i będzie po mnie…Przyjdzie, a jak! I znowu będzie mnie pocieszać, że niby będzie dobrze…Tak, jasne, co ona może o tym wiedzieć? Nic. Najprostsza i okrutna odpowiedź. Ona tylko gada a ja muszę jej słuchać. Tylko po co? A moja historia? Kto jej wysłucha? Wbrew wszystkiemu, ja wciąż jestem człowiekiem i też potrzebuję zrozumienia. A nie tylko rad, tak nieużytecznych w mojej sytuacji. Mojej? Czyli jakiej? Ha, beznadziejnej. Ale zacznijmy od początku. Mam na imię Milena i mam 19 lat. Mieszkam…no dobrze pomińmy to pytanie. Nie wiem, gdzie mieszkam. Nie mam domu. Odkąd pamiętam mam tylko ich. Moich przyjaciół: Gabę, Krychę, Alka i łobuza. Ha, no jasne, że ściemniam…Kiedyś było inaczej. Kiedyś…Tak, tylko kiedy to było? Już dobrze nie pamiętam…Może 3 lata temu, Może 10? A może kilka miesięcy? Jak się mieszka na ulicy, to czas płynie inaczej. Tak, że nawet o tym nie wiesz. W paczce czuję się dobrze. Gaba jest dla mnie jak siostra…. Ma 20 lat i nawiała 4 lata temu z domu dziecka. Podobnie jak jej brat, Alek. Krycha i łobuz są parą od bardzo dawna. Uciekli z domu, bo rodzice nie pozwolili im być razem. A ja? A moja historia? Jest zupełnie inna. Kiedyś…no i znów to słowo…Kiedyś…miałam dom, rodzinę, zwierzęta, koleżanki, szkołę…można powiedzieć, że nawet byłam szczęśliwa…Byłam. Teraz jestem także…w jakimś sensie. Mieszkaliśmy w bloku. Było ciasno, ale fajnie…Rodzice w jednym pokoju, Piotrek w drugim, a ja i Marianka w trzecim. Tata pracował w firmie komputerowej, mama była pedagogiem dziecięcym. Piotrek miał 15 lat i niewyparzony język. Marianka miała 21 lat i potrafiła mnie wyprowadzić z równowagi w tempie ekspresowym…ale i tak ją kochałam. Ponad wszystko. Ją i Piotrka. I mamę i tatę. I mojego pieska, Pikę, i kotkę Raksę i króliczki Gammę i Omegę. I te tęczowe rybki w salonie. Wszystko kochałam. Ale tego już nie ma. Przyszedł komornik i zabrał wszystko. że niby mamy jakieś długi. Tata patrzył jak wynoszą nasz telewizor, kanapę, dywan…mama płakała. Marianka też. Piotrek przytulał psa. Ja stałam na środku, przerażająco spokojna. Nie bałam się o przyszłość. W ogóle nic wtedy nie czułam. Zwierzęta oddaliśmy babci Pauli. A my…wyjechaliśmy. Sami. Rodzice pojechali do wujka Karola do Londynu, do pracy. Zamieszkaliśmy u cioci Agaty. Płakałam często. Marianka poznała jakiegoś chłopaka i zapomniała o sprawie. Piotrek się wyciszył. Pewnego dnia zadzwonił ktoś z sądu i powiedział, ze moja rodzina odziedziczyła spory, ale stary majątek ma Mazurach. Pojechaliśmy tam z ciocią. - Rudera – pomyślałam, gdy go zobaczyłam. Chciałam wrócić do naszego bloku i mieć święty spokój. Ale zamieszkaliśmy w ruderze. Po remoncie była nawet całkiem…znośna.







ROZDZIAł 1 "Niedokończone wiersze"



Pewnego dnia wybrałam się na strych, który znajdował się dokładnie nad moim pokojem. Znalazłam tak jakieś pudlo z listami, książkami i wierszami. Wszystkie były niedokończone…Pierwszego dnia szkoły jakaś niemiła dziewczyna poinformowała mnie, ze w moim domu… straszy duch kobiety, która tak bardzo tęskniła za utraconym chłopakiem, że…umarła. Oczywiście nie wierzyłam w te bzdury. Do czasu. Moja nowa koleżanka – Zuza przedstawiła mi swojego brata, Adama. On mówił, że też słyszał tą historię. Opowiedziałam im o niedokończonych wierszach.



- Musisz je skończyć! – wyrokowała Zuza. Tak też postanowiłam zrobić. Zaczęłam czytać te utwory… I wtedy zrozumiałam, że oni mieli rację!!! Autorka zakochała się w jakimś chłopaku. On też bardzo ją kochał. Niestety, wyjechał i już nie wrócił. Dziewczyna w wieku 19 lat zmarła. Nie umiałam skończyć jej dzieł. Po pierwsze: nie umiałam wczuć się w tę sytuację a po drugie: nie miałam na to czasu. Zakochałam się w Adasiu. Nawet się nie domyślałam, jak los to wszystko rozwiąże… Byliśmy razem szczęśliwi. Tak mi się tylko wdawało… Ten dzień zapamiętam na zawsze… Piękne, słoneczne letnie popołudnie. Adam przyszedł do mnie do domu. Siedzieliśmy na łóżku, cos jedliśmy…Było pięknie, jak zawsze, gdy byliśmy razem. Po jakimś czasie pożegnaliśmy się i Adam pojechał. Musiał odebrać rodziców z sanatorium. Prawie 300 km stąd…



- Pojedź ze mną. – kusił - Zboczylibyśmy trochę z drogi i pojechali do naszej ulubionej restauracji… - Jakoś nie miałam ochoty. I to był największy błąd mojego życia. Michał pojechał sam. Nie zboczył z autostrady. Jechał nią pewnie ze 120 km/h tak jak lubił. On tak kochał życie…Po drodze miał wypadek. Nie dojechał po rodziców…Odszedł. Odszedł i zostałam sama na tym okropnym świecie… Zupełnie sama…Tak bardzo mi go brakowało… i brakuje nadal… Jego rodzina pogrążyła się w rozpaczy. Zuza twierdziła, że to moja wina… Gdybym z nim pojechała…pewnie nie jechałby tak szybko… zboczylibyśmy na mniej uczęszczaną drogę…W końcu sama zaczęłam w to wierzyć… życie straciło dla mnie jakikolwiek sens… wszystko było takie nijakie bez mojego Adasia…Coraz częściej wagarowałam. Bałam się chodzić do szkoły. Bałam się spojrzeń Zuzy. Tak bardzo skrzywdziłam jej rodzinę… w końcu w ogóle przestałam chodzić do szkoły. Skończyłam 18 lat i było mi wszystko jedno. Ledwo skończyłam liceum, ale nie zdałam matury. Mieszkaliśmy sami. Tylko ja, Piotrek i Marianna. Ona poszła na studia, Piotrek grał w drużynie szkolnej w siatkówkę. Wszyscy oczywiście bardzo mi współczuli… ale ja nie chciałam od nich współczucia! Chciałam, żeby mnie zrozumieli…. ale nikt z moich bliskich nie przeszedł tego, co ja… Nikt nie mógł zrozumieć, co przeżywam! Nikt nie utracił ukochanej osoby na zawsze! Nikt, oprócz… i wtedy po raz drugi zajrzałam do niedokończonych wierszy. Tylko ona mogła mnie zrozumieć. Niestety, ona nie żyła… Wiec może ja też… i wtedy przyszedł mi do głowy ten okropny pomysł… Zrobię to rano… - pomyślałam i położyłam się spać. Następnego dnia miałam ostatni raz zobaczyć słońce… W nocy miałam dziwny sen… śnił mi się jakiś ogród. A w nim dziewczyna… Patrzyła na mnie tak smutno… W końcu do niej podeszłam i się przywitałam.



- Nie rób tego! – powiedziała tylko – Potem nie będziesz mogła tego cofnąć! Tego żalu nic nie pokona! – przestrzegała mnie.



- Jakiego żalu? – zapytałam zdziwiona.



- żalu za utraconą szansą. Nie rób tego, to nie ma sensu!



- A teraz cokolwiek ma sens? – zadrwiłam i odeszłam.



- Nie zostawiaj po sobie niedokończonych spraw! Potem nikt tego za Ciebie nie dokończy! – krzyczała jeszcze. Ale ja nie mam takich spraw – pomyślałam i obudziłam się. Wtedy wszystko zrozumiałam. śniła mi się autorka listów… Mogłam z nią porozmawiać o Adasiu, ale dziś był TEN dzień… Nie zrobiłam tego. Musiałam z nią porozmawiać. Wieczorem zasnęłam pełna obaw. Czy znów ja spotkam w moich snach? Czy znów ja zobaczę w tym pięknym ogrodzie? Zobaczyłam, oczywiście tak jak wczoraj. Podeszłam.



- Nawet nie wiesz jak się cieszę, ze cię widzę. A jeszcze bardziej, dlatego, że wiem, iż możesz zrobić coś, czego ja nie mogę…



- Co takiego? – zapytałam zaciekawiona



- Wrócić do nich. Do swojej rodziny…- wyjaśniła



- A ty nie możesz? – spytałam naiwnie



- Jestem w niebie. Mogę robić wszystko. Mogę poprosić o wszystko, mogę zjeść, co chcę, mogę mieć, co chcę. Tylko jednego nie mogę… wrócić do moich bliskich… - powiedziała. Pomyślałam, że ona jest bardziej nieszczęśliwa niż ja. Była w najpiękniejszym miejscu jakie kiedykolwiek istniało a i tak nie czuła pełni szczęścia. Nagle zapytałam:



- A widziałaś tam w niebie… Adama?



- Adama… ja nie… nie pamiętam – odparła. Oblał mnie zimny pot. Piekło? Nie to niemożliwe… pewnie ta dziewczyna po prostu nie wie jak wygląda mój Adaś… - pocieszałam się.



- Czy ja mieszkam w twoim domu? – spytałam



- Tak. oczywiście. Teraz ja też będę tam częstym gościem… - dodała



- Dlaczego? – nie rozumiałam



- Milenko, ja…. ja dostałam misję. Będę teraz…- wahała się dłuższą chwilę.



- No, kim? – zniecierpliwiona ponagliłam ją.



- Twoim aniołem. Aniołem stróżem.





ROZDZIAł 2 "Posłuchaj serca"



No tak. Jakby tego było mało, miałam jeszcze teraz ją na karku. Julia okazała się naprawdę absorbującą i wkurzającą dziewczyną. Wciąż miała dla mnie jakieś dobre rady. Tylko nigdy mi one nie pomagały…



- Ala… nie martw się, wszystko się jakoś ułoży. Jeszcze będziesz szczęśliwa, zasługujesz na to… – Jejku, jak ja miałam jej dość! Tęskniłam za Adamem, a ona wcale nie chciała ze mną o nim rozmawiać… no tak, ona też przeżyła coś podobnego, ale mogłaby się tym podzielić. Może byłoby jej łatwiej. Zacięła się i tyle. A ja jakoś specjalnie nie nalegałam. Miałam nadzieje, ze ona szybko zostawi mnie w spokoju. Od tej pory znienawidziłam sen. Wtedy przychodziła. Miałam jej dosyć! Głupia Julka, myślałam o niej. Z czasem jednak się przyzwyczaiłam. Do niej i tego jej niepotrzebnego zrzędzenia. Z czasem wszystko jakoś się ułożyło. Zaczynałam nawet zapominać… Aż do tego dnia. Gdy rano szłam do łazienki, zadzwonił telefon;



- Milenko - usłyszałam zatroskany głos mamy – Już niedługo się zobaczymy - dodała – Przyjeżdżamy na weekend. Na razie tyle… potem się zobaczy.



- Co się zobaczy? – zapytałam, chyba pewna odpowiedzi.



- Chcemy was tu ściągnąć. Do nas, do Anglii. Ze studiami Marianki coś wymyślimy a Piotrka jakoś się przekona…



- A ja? Nie pomyślałaś, co ja o tym myślę?- wybuchłam



- Co o tym myślisz, córeczko?- spytała przymilnie.



- Nigdzie nie jadę. Nie mogę tego wszystkiego zostawić…



- Ależ ty nie masz czego zostawiać! – odparła mama – Nie masz znajomych, chłopaka, szkoły… - przemawiała tonem znawcy.



- Mój chłopak nie żyje – przypomniałam jej - Przyjaciele się ode mnie odwrócili, bo to przeze mnie zginął. Na szkole mi nie zależy. Na niczym mi nie zależy. Jedźcie sobie do tej Anglii. Jedźcie, ale beze mnie. żegnaj, mamo! – rozłączyłam się. Nie miałam zamiaru wyprowadzać się z Polski, chociaż tak jak mówiła mam, nic mnie tu nie trzyma… Wszystkiego było mi jednak żal. Naszej rudery, cioci Agaty, babci Pauli, zwierzaków, których od tak dawna nie widziałam… no i nawet trochę Anioła. Mojej Julki. Czy ona tam w Anglii też ze mną będzie? Położyłam się na łóżku i zasnęłam. Nie chciałam się przyznać przez Julką, że się do niej tak przyzwyczaiłam… Nie chciałam, żeby teraz przyszła, ale zasnęłam. To było naprawdę niemądre z mojej strony… ale przyszła. I wracamy do początku.



- Ala? I co z tym zrobisz? – zapytała od razu.



- A co mam zrobić? Jadę z nimi… - odparłam



- To dobrze. Wyjedziesz stąd, zapomnisz… Tak będzie lepiej… - mówiła



- Wcale nie! Ja nie chcę zapomnieć! Chcę pamiętać Adama! Ja go kochałam! I nadal kocham! I kochać będę już do końca świata! Nie rozumiesz?



- Rozumiem…nawet nie wiesz jak bardzo, Milena… Nie wiesz, jak bardzo – odparła smutno. Zrobiło mi się jej żal. Przecież ona też to przeżyła. Utraciła ukochanego, tak jak ja. Powinnam być bardziej taktowna. Co mi zawiniła ta nieszczęśliwa 19-latka? Ona tylko chciała mi pomóc…



- Przepraszam… Nie powinnam… Julia?



- Tak? – spytała, lekko podnosząc głowę.



- Czy tam naprawdę nie ma Adama?



- Nie ma go. Powiedziałbym Ci przecież… - odparła.



- Dobrze. A czy On... no wiesz, Bóg… Czy On mnie kocha?



- Oczywiście! Bardzo Cię kocha! A dlaczego pytasz? – zdziwiła się



- A czy wybaczy mi, gdy teraz… nie posłucham rozumu, tylko serca?



- Milena… - powiedziała powoli Julia, ale ja w tej samej chwili uszczypnęłam się w rękę. Obudziłam się. Leżałam na swoim łóżku. W mojej głowie dojrzewał pewien pomysł…







ROZDZIAł 3 "Jedna z nich"



Marianka była na zajęciach, Piotrek jeszcze na treningu. Wyszłam cicho, niezauważona. Z ogromną i ciężką walizką weszłam do pociągu. Kupiłam bilet. Jechałam na drugi koniec kraju. Uciekałam… Nie miałam planu, wielu pieniędzy, perspektyw. Teraz wiem, jaka byłam naiwna… Na co ja liczyłam? że znajdzie się tam ktoś kto przyjmie mnie tam z otwartymi ramionami, da mieszkanie, pracę i lepsze życie? Rzeczywistość mnie poraziła. Nie znalazłam we Wrocławiu moich szklanych domów. Snułam się po ulicach z wielką, ciężką walizką… nie miałam dokąd iść. Zapadał zmrok. Miasto pustoszało. Na ulice zaczęli wychodzić jacyś podejrzani ludzie… Usiadłam na przystanku. Popatrzyłam na niebo.



- Adasiu…czy tam właśnie jesteś? – pytałam w myślach – Czy o mnie myślisz? Czy za mną tęsknisz, tak jak ja za Tobą? Pomóż mi, bo sama już nie daję rady… Kocham Cię, Adam…



- Eeee…. prze pani? Można? – jakieś okropne typy namierzyły mój przystanek. Popatrzyłam na nich z odrazą.



- Te miejsca są zajęte – odparłam powoli i stanowczo.



- Ach, to dobrze – usiedli sobie, jakby w ogóle do nich nie dotarło, co powiedziałam! Jak gdyby nigdy nic, popijali sobie i żartowali na mój temat. W pewnej chwili zbulwersowana, wstałam.



- A gdzie to idziesz, laleczko? – odezwał się drugi - Zostań z nami!



- Niczego sobie z ciebie dziewczynka… - trzeci złapał mnie za rękę.



- Proszę mnie puścić! – zaczęłam się szarpać. Ze łzami w oczach wyobrażałam sobie, jak te typy ciągną mnie w jakiś zaułek i tam… o nie!



- Hej, wystarczy! Zostaw ją i to natychmiast! Bo dzwonię na policję! – usłyszałam. Mężczyzna mnie puścił. Za sobą zobaczyłam dwóch chłopaków. Jeden trzymał w dłoni kij i groził pijakom.



- Weź ją sobie. Młody jesteś, tobie się bardziej przyda… - odparł stary i wraz z kumplami zmył się z przystanku. Usiadłam zrezygnowana. Zza chłopaków wychyliły się jeszcze dwie dziewczyny.



- Nic ci nie zrobili? – zapytała wysoka szatynka z długim warkoczem. Okryła mnie swoją zieloną bluzą – Weź, jest zimno.



- Co tu robisz sama, o tej porze? – zapytała mnie mała, grubsza brunetka z wesołymi loczkami. Patrzyła na mnie tymi szarymi oczami…



- Uciekłam z domu… - wyjaśniłam.



- Dlaczego? – zapytał wysoki chudy blondyn z kijem w dłoni.



- Musiałam – odpowiedziałam krótko.



- Jak masz na imię? – spytała ta z loczkami.



- Milena – powiedziałam.



- Ja jestem Krycha. A to moi przyjaciele – pokazała na resztę – Alek, nie możemy jej tu zostawić – spojrzała na blondyna.



- Fakt… - zamyślił się – W porządku mała. Idziesz z nami – No i poszliśmy. Zaprowadzili mnie do jakiegoś opuszczonego budynku. Usiedliśmy na starych pudłach. Wysoka wyjęła z torby chleb i dała każdemu kawałek.



- Masz, Mała. Jedz – powiedziała do mnie



- Mała? – spytałam, jedząc pieczywo.



- Tak. Każdy musi mieć jakąś ksywę. Ja jestem Gaba. To Alek – pokazała na blondyna, a ten rudy to łobuz – dodała. Tak właśnie zostałam Milką. Zostałam jedną z nich, dzieci ulicy…





ROZDZIAł 4 "życie bez zasad"



Ktoś mocno szarpnął mnie za rękę. Nie chciałam jeszcze wstawać. Miałam wrażenie, jakbym dopiero się położyła…



- Rusz się! No dalej! – ta osoba nie dawała za wygraną.



- Zostaw… - mruknęłam, lekko otwierając oczy. Nade mną pochylała się jakaś wysoka dziewczyna. Gaba Tak. Ona i jej paczka To oni mi wczoraj pomogli i to z nimi teraz jestem…



- Musimy wiać! No wstawaj już! Szybko! – ściągnęła ze mnie jakiś stary koc i pociągnęła za rękę. Nie pamiętam nawet, kiedy się kładłam…



- Co się stało? – zapytałam zaspana.



- Dozorca nas zauważył! Zaraz zadzwoni na policję! Zawsze tak robi! Okropny z niego zrzęda! – zaśmiała się ponuro. Wybiegłyśmy na zewnątrz. Krycha, Alek i łobuz czekali.



- Zaspałaś, księżniczko? – zadrwił łobuz – Nakryją nas przez Ciebie!



- Daj jej spokój! – wstawiła się za mną Gabi.



- Jeszcze tu jesteście? Wynosić mi się stąd! Policja w końcu was dopadnie, wstrętne dzieciaki! – zagrzmiał ktoś nad naszymi głowami. Odwróciłam się, ale nie zobaczyłam dobrze tego człowieka, bo Gaba zdecydowanie pociągnęła mnie za sobą. Biegliśmy. Dopiero, co wstałam. Zaspana i głodna biegłam przez jakieś puste ulice. Chciałam wrócić na Mazury. Moja walizka została w tamtym opuszczonym domu. Rzeczy, jedzenie i pieniądze. Teraz nie miałam nic. No może oprócz przyjaciół. Nowych przyjaciół. przyjaciół końcu stanęliśmy. Zdyszana, oparłam się o jakiś mur.



- Moje rzeczy tam zostały… - popatrzyłam z nadzieją na Gabę.



- Raczej musisz się pogodzić z ich stratą – uświadomił mi łobuz Załamałam się kompletnie – Spokojnie – poklepał mnie po ramieniu – My nic nie mamy i jakoś sobie radzimy, no nie? – spojrzał na resztę. Wszyscy mu przytaknęli.



- Głodna jestem… - mruknęłam.



- A myślisz, że my nie? – rzucił Alek – Na ulicy panuje zupełnie inne życie.



- Czyli jakie? – zapytałam, lekko przestraszona.



- W normalnym życiu, które niedawno porzuciłaś, są reguły, prawda? – bardziej stwierdził, niż zapytał – Tutaj ich nie ma. To my tworzymy zasady i tylko od nas zależy, czy je respektujemy, czy nie – Z podziwem patrzyłam na tego chłopaka. To on przewodził tą całą bandą. Był taki stanowczy, rozsądny i uporządkowany. I choć bardzo różnił się od mojego szalonego Adasia, zaczął mnie interesować. Zaciekawiło mnie, dlaczego taki mądry i inteligentny chłopak wybrał ten gorszy wariant, jakim jest życie na ulicy. Jakoś nie miałam okazji, żeby go o to zapytać. Ich sposób na życie całkowicie mnie pochłonął. Z podziwem patrzyłam, jak sobie radzą. Zdani tylko na siebie, no i może trochę na los. Na Boga na pewno nie, On chyba nie pomaga TAKIM ludziom. On jest tylko z tymi, co żyją uczciwie i moralnie. My tak nie żyliśmy. A może nie chcieliśmy?



Od momentu, kiedy uciekłam z „rudery” Julia nie odwiedziła mnie w snach ani razu. Może ja po prostu za mało spałam? Staliśmy teraz przed sklepem.



- Dobra, wy poczekajcie a ja i Krycha skombinujemy śniadanie – uśmiechnął się łobuz i zniknął w drzwiach. Za nim weszła Kryśka.



- W porządku, idziemy – powiedziała Gaba



- Ale łobuz kazał nam czekać – przypomniałam jej



- Na pewno nie tutaj – odparł Alek. Poszliśmy do parku. po dłuższej chwili zza drzew wyłoniła się Kryśka.



- Niech to! A nie ma kefiru? – zmartwiła się Gaba. Popatrzyłam na to, co przyniosła Krycha. Dwie bułki, banan i batonik. Skąd miała na to pieniądze? Już miałam ja o to zapytać, gdy przyszedł łobuz.



- Kefir dla mojej damy – podał Gabi kubeczek. Nic innego nie ma. To musi nam na razie starczyć – posmutniał.



- Skąd macie na to pieniądze? – spytałam nareszcie. Wszyscy spojrzeli na mnie z politowaniem, jakbym urodziła się wczoraj.



- Myślisz, że my a to zapłaciliśmy? – zapytała radośnie Krycha. Zaczęła do mnie docierać okropna prawda…



- Ukradliście to? Jesteście złodziejami! – krzyczałam



- Uspokój się, Mała… - Gaba wyrozumiale złapała mnie za ramię.



- Mam na imię Milena! Mam dom i rodzinę i nie będę się zadawać ze złodziejami! – wrzeszczałam jak opętana.



- To dlaczego z niego uciekłaś? – zapytał rozsądnie Alek. Zamilkłam na chwilę. Ha, dobre pytanie. Sama już nie pamiętam.



- Oni chcieli jechać do Anglii… może tam miałbym lepsze życie? Może znalazłabym tam mojego Adasia… - myślałam głośno.



- Kim jest Adaś? – spytała Krycha, jedząc batona.



- To mój chłopak – odparłam smutno - Zginął w wypadku 3 miesiące temu - zapadła krępująca cisza. Przerwała ją Gaba. Odłożyła bułkę i zaczęła mówić.



- Nie pamiętam moich rodziców. Ani ja ani Alek. Panie z domu dziecka mówiły tylko, ze to źle ludzie, ze nas nie chcieli, nie kochali… W końcu zaczęliśmy im wierzyć. Mieliśmy po kilka lat. Komuś musieliśmy zaufać. Gdy poszliśmy do szkoły, dzieci śmiały się z nas. Ale byliśmy razem i było nam łatwiej. Gdy miałam 12 lat, jacyś państwo chcieli mnie wziąć do siebie. Chcieli stworzyć mi dom... którego nigdy nie miałam, ale ja nie chciałam się nigdzie ruszyć bez Alka… gdy on skończył 17 lat, postanowiliśmy nie czekać aż nas rozdzielą. Uciekliśmy. I oczywiście wylądowaliśmy na ulicy. Robiliśmy różne rzeczy żeby przeżyć… takie o których nie chcę ci nawet mówić, Mila… ale byliśmy razem i nadal jesteśmy. I tylko to się liczy… - odetchnęła, gdy skończyła mówić.



- Poznaliśmy się w liceum – przejął pałeczkę łobuz – Od razu wiedziałem, że to z Krysią chcę przejść przez życie. Pochodzenie nie pozwoliło nam być razem. Moja rodzina żyła przeciętnie ale uczciwie. Rodzice Krysi, bogaci i pewni siebie nie oddali by córki synowi kierowcy i nauczycielki…



- Uciekliśmy po moich 18-stych urodzinach – mówiła dalej Krycha – Przyjechaliśmy tu aż z Gdańska. Rodzice mnie szukali, ale po roku odpuścili. Matka ponoć znów zaszła z ciążę… mają nowego spadkobiercę. Zawsze chcieli mieć syna… - posmutniała – Pewnego dnia natknęliśmy się w tramwaju na Gabę i Alka. I od te pory radzimy sobie razem. Od 2 lat – Teraz zrozumiałam, że oni mają takie same problemy jak ja!



- Czy mogę z Wami zostać? – zapytałam



- Jeżeli tylko wytrzymasz, to oczywiście! – uśmiechnęła się Gaba. Nie chciałam ich zawieść! Musiałam dać radę!











ROZDZIAł 5 "Panna z dobrego domu"







Niestety nawet nie sądziłam, ze będzie aż tak ciężko… To życie, tak jak mówił Alek, było zupełnie inne od tego, jakie znam z domu. Na wszystko musieliśmy pracować sami… Ale wierzyłam, że to mi wyjdzie na dobre. Po prostu szybciej dorosłam. żyłam z nimi już ponad tydzień. Spaliśmy w jakichś ruderach, albo na dworcu. Kradliśmy, żeby mieć co jeść. Krycha czasami żebrała. To było upokarzające. Nie potrafiłam się przemóc… Aż pewnego dnia, gdy przechodziłam koło kiosku, rzuciłam okiem na ogólnopolską gazetę… na pierwszej stronie byłam…JA!



- Och, nie! Patrzcie! – pokazałam reszcie.



- Szukają cię – odparła Gaba – „W piątek po południu pod Olsztynem zaginęła 19-letnia Milena Kalinowska. Jest wysoka, szczupła, ma długie blond włosy, niebieskie oczy i nosi okulary. Ubrana w ciemne spodnie i czerwoną kurtkę, prawdopodobnie miała ze sobą niebieską walizkę. Jeśli ktoś ją widział, prosimy o kontakt…” – przeczytała



- I co teraz? – zmartwiłam się – Niedługo mnie znajdą… nie chce jechać do Anglii! - zbierało mi się na płacz. Nie wiedziałam czy wypada mi płakać…



- Już się uspokój! Wymyślimy coś! – powiedziała Gaba – Ale musisz mi pomóc – zastrzegła – Oni tam podali twój rysopis. Musimy Cię trochę zmienić, żeby Cię nikt nie poznał… - poszliśmy na rynek



- Słuchaj, mała to jest proste – pouczał mnie łobuz – Bierzesz do przymierzalni 4 rzeczy a sprzedawcy mówisz, że tyko 3. Jedną ubierasz na siebie, pod sweter. Tamte oddajesz i wychodzisz. Tylko wybieraj takie sklepy, gdzie nie ma kamer, bo Cię namierzą… - tłumaczył.



- No idź, wybierz sobie jakieś ciuchy – poklepała mnie Krycha – spotykamy się tu za 20 minut, dobrze? – zapytała. Wszyscy się rozeszli. czy ja miałam… kraść? Ja, tak mądrze i dobrze wychowana? Ja, panna z dobrego domu? Niby jak? Nagle zachciało mi się spać… Przetarłam oczy i zamierzyłam pierwszy sklep. Pewnie weszłam do środka. Potem dopadły mnie wątpliwości… Co ja robię najlepszego? Chce być złodziejką?



- W czym mogę pomóc? – zapytała mnie miło wysoka i modnie ubrana ekspedientka, która natychmiast do mnie podeszła.



- Eeee… szukam bluzki… białej. I spodni. Najlepiej… niebieskich – wymyśliłam. Pani od razu wskoczyła między regały a ja szybko zwinęłam z wieszaka t-shirt. Dostałam 2 pary spodni i bluzkę. Weszłam do przymierzalni. Ubrałam t-shirt pod mój sweter. Tamtych rzeczy nie przymierzyłam wcale. Wyszłam szybko.



- I co nie pasuje? – zmartwiła się kobieta



- Bluzka jest za ciasna, a spodnie… ech, dobre, ale za drogie – zmusiłam się do uśmiechu. Sprzedawczyni też się uśmiechnęła. Wyszłam ze sklepu.



- „Ukradłam bluzkę! Ukradłam!” – kołatało mi w głowie. Miałam tam kompletny mętlik, ale szybko ochłonęłam – Chyba wcale nie było tak źle… - pomyślałam – Taka adrenalina dobrze mi zrobi… - wkręciłam się w to! Namierzyłam kolejny sklep. Poszło gładko. Trzeci – idealnie! W czwartym siedziała jakaś starsza pani. - Ale mi pójdzie! – cieszyłam się



- W czym mogę pomóc? - zapytała mnie uprzejmie



- Szukam spodni… rozmiar 38 – powiedziałam. ściągnęłam z wieszaka szorty. Pani podała mi te spodnie i znikłam w przymierzalni. Ubrałam spodenki i szybko wyszłam – Są za ciasne – zmartwiłam się



- To ja poszukam większych – zaoferowała. Zamierzałam się ulotnić. Nagle drogę zastąpił mi… ogromny facet!



- Adasiu, pomożesz mi? Szukam dla pani większych spodni…Mógłbyś mi pomóc, synku? - powiedziała do niego.



- „Mój Boże, to imię… Nie potrafiłam ukraść nic ze sklepu tej pani… To było ostrzeżenie od mojego Adasia… Bez słowa wzięłam większe spodnie i zniknęłam w przymierzalni. Zdjęłam szorty i wyszłam.



- Dobre? – zapytał syn właścicielki.



- Tak… wspaniałe. Pójdę tylko po pieniądze i zaraz wracam – szepnęłam i opuściłam sklep. Spodenki zostawiłam w przymierzalni. Wiedziałam, że już nigdy nie wrócę do tego sklepu. Na ulicy po prostu się rozpłakałam…











ROZDZIAł 6 "Za ostatnim peronem"







- Mila? Co jest? – na skrzyżowaniu dopadła do mnie Gaba. Nie chciałam się przed nią przyznać, że stchórzyłam. Wtedy pewnie by mnie wyrzucili z paczki. Zostałabym sama i musiałabym wrócić do domu. Do… Anglii, gdzie pewnie już mieszka cała moja rodzina. O ile w ogóle mogę ich tak nazwać. Tak czy owak, bardzo mi ich brakowało. Najbardziej zwierząt, Piotrusia i Marianki. Rodziców nie za bardzo. I tak wciąż pracowali za granica. To tak, jakby ich wcale nie było… - Patrz, co mamy! – Gaba wyrwała mnie z zamyślenia, pokazując na farbę do włosów.



- Po co nam to? – zapytałam, ukrywając płacz.



- Jak to, nie rozumiesz? – zdziwiła się – Trzeba Cię trochę zmienić, bo Cię gliny rozpoznają i wrócisz do domu, mała! Idziemy! – Poszłyśmy do innego opuszczonego lokalu za parkiem. Gaba wyjęła z kieszeni nożyczki.



- Hej, zaraz! Co ty chcesz zrobić? – pytałam lekko przestraszona.



- Chcesz żeby Cię poznali, Mała? – Gaba chwyciła mój długi kosmyk.



- Nie chcę, przecież wiesz… - odparłam cicho.



- W takim razie… - machnęła nożyczkami i długie pasmo moich włosów wylądowało na ziemi – Zaufaj mi! – Po jakimś czasie Gaba pokazała mi małe zakurzone lustro, stojące w kącie pokoju.



- O mój Boże! – wyrwało mi się. Patrzyła na mnie zdziwiona szatynka z blond pasemkami do ramion. Niesamowita przemiana! To już nie była Milena Kalinowska… to już nie byłam ja…



- No to się przebieraj! – Gaba rzuciła w moją stronę kradzione ciuchy i wyszła na zewnątrz. Szybko wciągnęłam ciemne spodnie, jasną bluzkę bez rękawów i bluzę z kapturem. Podeszłam do Gabrysi.



- I jak? – zapytałam cicho, lekko oszołomiona



- Jejku, a co to, pokaz mody? Mam Cię chwalić za cudowny gust? żyjesz na ulicy a nie w willi z basenem! – zmierzyła mnie wzrokiem – Jest ok. Idziemy szukać reszty! – powiedziała. Zrobiło mi się smutno ale bez słowa poszłam za nią. Znaleźliśmy Krysię, Alka i łobuza w jakimś parku. Zaczęło robić się ciemno. Musieliśmy znaleźć jakieś lokum do spania. Ruszyliśmy w stronę dworca. Nie lubiłam tam spać. Było tam zimno i wciąż roiło się od meneli i policji. Teraz nie było lepiej. Poszukaliśmy wolnych ławek za ostatnim peronem. Patrzyłam na ludzi, którzy stali na peronie. Jechali dokądś, na kogoś czekali. Patrzyłam na ich twarze. Oni na mnie nie patrzyli. Dla nich byłam tą gorszą. Biedną, bezdomną, zapomnianą. Nie chcieli poznać mojej historii, wysłuchać moich problemów. Nie interesowałam ich. Ani ja ani moja paczka. Mieli swoje sprawy, swoje domy, rodziny. Ja nie miałam takiego szczęścia. Porzuciłam je na własne życzenie. Czy żałowałam? Nie wiem. Takie inne życie pozwalało mi zapomnieć o Adasiu i o tym jak bardzo go kocham. Bo kochałam go wciąż i wierzyłam, że już zawsze będę…



- Hej, patrzcie co mamy! – ucieszony łobuz pokazał nam zgrzewkę piwa.



- Skąd to masz? – zapytałam podejrzliwie.



- Czy to ważne? Jest to trzeba korzystać. Kolacji dziś nie będzie – Krysia wzruszyła ramionami – Bierzesz? – zapytała. Wzięłam, co miałam robić? Piłam wcześniej wiele razy więc sądziłam że mi nie zaszkodzi. Piłam na wakacjach z koleżankami, na obozie, na osiemnastce i studniówce. Zapomniałam o jednym. Teraz nie znałam granic, żyłam na ulicy. Na efekty nie trzeba było długo czekać…





ROZDZIAł 7 "Odzyskana miłość"







Wszystko wiruje…. nie tak szybko… powoli… nie dam rady. Co się ze mną dzieje? Czy ja gdzieś spadam? A może spadłam? I dlaczego tak źle się czuję?



- Mała? Hej, Milena! – ktoś mnie woła? Ten głos dobiegał do mnie jakby z oddali… Nie mogłam otworzyć oczu… chciało mi się spać…



- Mówiłem, żeby jej nie dawać alkoholu! Jeszcze nam problemów narobi!



- Tak! I gliny nas namierzą! Zostawmy ja tu!



- Nie możemy! Nie poradzi sobie sama!



- Tak? To z nią tu zostań! Ja nie mam zamiaru!



Powoli otworzyłam oczy. Stali nade mną wszyscy: Gaba, Krycha, Alek i łobuz. Chłopcy nie patrzyli na mnie zbyt łaskawie.... Starałam się sobie przypomnieć wczorajszy wieczór. Dworzec, ławki za ostatnim peronem, alkohol… i te granice, których nie było. Ile ja wczoraj wypiłam? Puszkę? Dwie? Trzy? Może więcej? Chyba się po raz pierwszy upiłam…



- Jednak żyjesz… - pokiwał głową Alek – Wstawaj, idziemy! – Próbowałam się podnieść. Nagle zakręciło mi się w głowie…



- Niedobrze mi… - jęknęłam – źle się czuję… - I znów zasnęłam. Tym razem ją zobaczyłam. Ucieszyłam się i to bardzo… - Julia!



- Milena… - przyjrzała mi się – Jak się czujesz? – zapytała



- świetnie – odparłam zdziwiona, bo nie czułam już nieprzyjemnych skutków wczorajszego picia – Jak to możliwe?



- Jesteś ze mną więc wszystko jest możliwe. Milena, powiedz mi, co ty najlepszego wyrabiasz? Dlaczego uciekłaś? Wszystko zniszczyłaś! – krzyczała



- świetnie sobie radzę! – zapewniłam ją – teraz wreszcie jestem szczęśliwa! – Julia uśmiechnęła się do mnie pogardliwie.



- Tak? I co, już zapomniałaś o Adamie? Twoja wielka miłość się wypaliła?



- Jak możesz tak mówić? Wciąż go kocham! – powiedziałam.



- Myślisz, że on byłby zadowolony, widząc jak niszczysz swoje życie? – spytała mnie Julia. Wzruszyłam ramionami. Wiedziałam że Julia miała rację.



- Co ty tam wiesz! Nie znasz mojego Adasia! – odparłam.



- Twojego? O czym ty mówisz, Milena? – zapytała



- A ty? Nic nie rozumiem! – chciałam odejść – Nie mam ochoty z tobą rozmawiać o Adamie! Nic nie rozumiesz! – krzyczałam.



- Milena, uspokój się… My.. musimy porozmawiać. O nim – powiedziała



- A co masz mi w tej sprawie do powiedzenia? – spytałam.



- Okłamałam Cię – rzuciła – Przepraszam…



- Kiedy? – udałam zainteresowaną.



- Czytałaś moje wiersze? – gdy przytaknęłam, kontynuowała – Straciłam moja wielką miłość, tak jak ty… Milena…



- Wiem i co z tego? – nie rozumiałam



- Ale ja…ją odzyskałam – powiedziała – On znów jest ze mną…



- Kto jest z Tobą? – spytałam, chyba przeczuwając najgorsze…



- Adam… - odparła cicho – Ten sam Adam, którego tak opłakałaś…



- Co takiego? – ryknęłam – Kochasz mojego Adasia? – To mi się po prostu nie mieściło w głowie! Mój Adaś to ukochany Julii! Adam jest tam z nią a ja jestem tu sama! Ona jest z moim Adasiem! Ona! Julia!



- Przepraszam Cię, Milena… on mnie kocha i ja jego też. Dostaliśmy drugą szansę i nie chcemy jej zmarnować… przepraszam…



- Nie chcę Cię znać! – zawołałam. Obudziłam się zlana potem. Moja paczka stała nade mną cały czas. nie mogłam uwierzyć w to co mi się przyśniło. Po prostu się rozpłakałam. Dlaczego ja nie dostałam takiej szansy? Ona, Julia, jedyna osoba, która mnie rozumiała i do której mogłam się zwrócić z każdym problemem, po prostu odebrała mi moje największe szczęście – mojego Adama, którego kocham najbardziej na świecie. Oni są tam razem już do końca świata, a ja jestem sama, opuszczona, niekochana… z może on się po prostu bawił moją miłością? Może zawsze kocham tylko ją, Julię, a ja byłam tylko zabawką? Tego już się nie dowiem, nigdy. Adam nie żyje.



- Mila, czy ty się dobrze czujesz? Dlaczego ty płaczesz? – zatroskana mina Gaby wyrwała mnie z zamyślenia. Bardzo bolały mnie plecy. Ta dworcowa ławka nie należała do najwygodniejszych… Nie czułam już mdłości, ale wciąż bolała mnie głowa i naprawdę nie chciało mi się wstawać… Nie miałam po co, dla kogo. Nie miałam w życiu żadnego celu, to wszystko było bez sensu… każdy kolejny dzień na tym podłym świecie…







ROZDZIAł 8 "Inne święta"







Nie mam pojęcia skąd znalazłam w sobie siłę, żeby żyć dalej. Julia już mi się nie śniła. Pewnie nie mogła spojrzeć mi w oczy, po tym co zrobiła. Wcale jej się nie dziwiłam. Ja w sumie tez nie miałam ochoty na nią patrzeć, ani słuchać jej nudnych i bezsensownych wymówek o przeznaczeniu i wieliki9ej miłości. Ja akurat wiedziałam, co to jest wielka miłość, ale ona mnie jej pozbawiła. Nie potrafiłam jej wybaczyć. Pewnie podstępnie zabiła Adama, żebym tylko z nim nie była. Chciała go mieć tylko dla siebie. Do dlatego tak mnie odwodziła od myśli o samobójstwie… Jaka ona jest przebiegła! Przecież udawała moją przyjaciółkę! Powinna za to iść do piekła!



W moim „życiu” nic się nie zmieniło. Nadal należałam do paczki Alka, Gaby, Krychy i łobuza i codziennie walczyłam o przetrwanie na ulicach Wrocławia. Tego dnia było wyjątkowo zimno. Siedzieliśmy na dworcu i jedliśmy jakieś świństwo, które znaleźli chłopcy. Wolałam nie pytać gdzie…



- Musimy dać się złapać… tak sądzę. Zamkną nas chociaż na zimę… - mówił Alek – Potem jakoś nawiejemy, jak zawsze…



- Policja ma nas zamknąć? – zdziwiłam się



- No, w ośrodku dla bezdomnych, Mila. Tam nie jest tak źle. Lepiej niż tu. No a jak zamierzasz spędzić święta? – zapytała Gaba. Ojej, o tym nie myślałam! To będą moje pierwsze święta bez rodziny! Na ulicy! Oni pewnie za mną tęsknią! Ale nie mogę wrócić! Nie teraz! Nie zniosłabym pytań, spojrzeń.



- To kiedy damy się złapać? – zapytałam dzielnie.



- Nie wiem, zobaczmy. Najpierw pójdziemy do normalnego ośrodka. Jesteśmy pełnoletni więc może nie będą nas odsyłać – odparł Alek. Poszliśmy. Na szczęście mieli wolne miejsca. Co prawda tylko cztery, ale jakoś się pomieściłyśmy z dziewczynami na dwóch pryczach. Dostaliśmy nawet ciepłą zupę i trochę chleba. Nadeszły święta. Inne niż wszystkie. W schronisku zorganizowano wigilię dla bezdomnych. Były pierogi, barszcz i opłatek. Nawet ksiądz przyszedł. Po kolacji zaczęliśmy nucić kolędy. Gdy zabrzmiały pierwsze nuty, nie mogłam powstrzymać łez. Myślałam o moich bliskich. O Mariance, Piotrku, babci Pauli, cioci Agacie, Pice, Omedze, Gamie, Raksie, rybkach i może trochę o rodzicach. Tak bardzo za nimi tęskniłam. I za Zuzią, ale najbardziej za Adasiem… Wtedy po raz kolejny pożałowałam mojej ucieczki. Kochałam moją rodzinę! Teraz nie mogłam być z nimi przy stole, wręczać sobie prezentów… Byłam tu sama, z bezdomnymi, jak ja. Bo teraz byłam bezdomna. I płakałam. Z utraconą szansą na szczęście. I za rodzina, przyjaciółmi, za miłością, za Julią, która mnie zdradziła. I za Bogiem, który mnie opuścił.



- Moi drodzy… - rozległ się nagle nade mną donośmy głos księdza – Dziś Wigilia Bożego Narodzenia. Jutro w naszych sercach po raz kolejny narodzi się Chrystus. Wiem, że wielu z Was nie jest gotowych, żeby go przyjąć. Nie czujecie się godni, gościć Zbawiciela. Myślicie, że brak domu zniechęci Jezusa? Mylicie się, moi drodzy bracia i siostry. Pan nie patrzy na to co mamy, ale na to jacy jesteśmy. Jeśli macie czyste sumienie, szczere intencje i gorące, spragnione miłości serce, Pan na pewno narodzi się w Was. Pomoże Wam to zrozumieć, że w żadnym stopniu nie jesteście gorsi, niż wasi bracia i siostry bogatsi w materialnym sensie. Jesteście dziećmi Bożymi i Pan kocha każdego tak samo. Dla każdego wyznaczył jednak jakiś cel i określoną drogę do niego. Możecie czuć się rozgoryczeni i opuszczeni ale święta to niezwykły czas przebaczania. Przebaczcie więc sobie nawzajem i przebaczcie Bogu, że wybrał dla was tak ciężką drogę. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Jesteście smutni. Błogosławieni którzy się smucą, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Wiem, że cierpicie. Błogosławieni którzy cierpią prześladowania dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo Niebieskie… - teraz płakałam na całego. Wszyscy patrzyli na mnie. Ten ksiądz tak pięknie mówił… Jakby akurat do mnie. Nie jestem skreślona… Po wigilii, ksiądz do mnie podszedł - Dziecko, masz jakiś problem? Chciałabyś ze mną porozmawiać?



- Tak, proszę księdza… popełniłam błąd… tak sądzę…Popełniłam wiele grzechów, ale bardzo ich żałuję… - mówiłam – Czy Pan mi je wybaczy?



- Jeśli okażesz skruchę, On okaże się dla Ciebie łaskawy… - odparł.



- Czy ja pójdę do nieba? – zapytałam



- Tylko Bóg zna odpowiedź na to pytanie – powiedział ksiądz



- Tam jest mój ukochany Adam, proszę księdza – wyjawiłam – Bardzo bym chciała go zobaczyć. Ale jest tam tez Julia. Ona umarła w moim domu. Domu z którego uciekłam. I teraz ona jest w Niebie z Adamem. Oni się bardzo kochali kiedy Julia jeszcze żyła. I teraz też są razem. Na wieki. Julia była moim Aniołem, ale mnie zdradziła… Nie umiem jej przebaczyć… - nie wiedziałam czy ksiądz coś z tego rozumiał… ale on tylko na mnie patrzył. Tak jakby mnie jednak mnie rozumiał… albo przynajmniej się starał.



- Dziecko… - powiedział magle powoli – Umiejętność przebaczania to dar, który ma w sobie każdy z nas. Musimy go tylko odkryć. Powinnaś nauczyć się przebaczać bliźnim nawet te najgorsze, najbardziej bolesne dla nas uczynki. Pan Bóg co dnia przezbacza grzechy swoim dzieciom.. – mówił tonem pouczającego kaznodziei



- Ale dlaczego ja mam przebaczać tak jak on? Mam być taka sama? – pytałam



- Córko, Pan nas stworzył na swój obraz i podobieństwo. Musisz starać się go naśladować, a odnajdziesz drogę to jego Królestwa – wyjaśnił mi.



- Nie wiem czy chcę tam iść… - odparłam



- Dlaczego? – zdziwił się ksiądz – Przecież wtedy dostąpisz zbawienia!



- Ale tam będzie Julia i Adam… razem… nie wiem jak to zniosę… - jęknęłam



- A jesteś pewna, ze tam są? – zapytał duchowny. No tak, on też oczywiście mi nie wierzy… myśli pewnie, że jestem jakąś stukniętą histeryczką i wszystko to sobie wymyśliłam: Julię, mojego Adasia i to, że są razem. Bez słowa pokiwałam głową – Dobrze, moje dziecko. W takim razie powinnaś się cieszyć – powiedział



- Co takiego? A niby z czego? Z tego, że oni mnie zdradzili? Obydwoje? Ksiądz chyba kpi!



- Jakże bym śmiał – lekko się uśmiechnął – Miałem na myśli to, że tak piękne uczucie jak miłość między dwojgiem ludzi nie powinna być przyczyną twojej złości. Powinnaś się cieszyć ich szczęściem. Wiem, że to trudne, bo obydwoje są dla Ciebie ważni, ale wierz mi. Ty też spotkasz ta właściwą osobę i przeżyjesz to co oni.



- Sugeruje ksiądz, ze Adam nie był mi przeznaczony? – zdenerwowałam się



- Nie. Mówię tylko, ze Bóg pozwoli i Tobie poczuć smak prawdziwej, odwzajemnionej i szczerej miłości. Możesz być tego pewna… - zawahał się



- Mileno… - odparłam cicho, wciąż mając w głowie słowa księdza: „pozwoli i Tobie poczuć smak prawdziwej, odwzajemnionej i szczerej miłości…” tak, to na pewno prawda! Pan mnie nie opuści! On mnie kocha! inaczej nie pozwoliłby mi przeżyć, poznać moich przyjaciół. pewnie zabiliby mnie tamci pijacy z przystanku, albo ktoś w tym wieczornym pociągu z Olsztyna. nie wszystko jest stracone. Jednak dostałam druga szansę!

3
Auć auć auć. [Wyciąga bloki tekstu z oka]



Uważaj na akapity, bo komuś oko wybijesz. Akapity muszą być! Musi być rytm! A tu mamy tekst w rytmie boogie-woogie zmiksowanym z trip-hopem. Za szybko, za dużo, zbyt nieregularnie!



Masz tutaj 8 [słownie - osiem] rozdziałów. W tekście, który ilościowo starczyłby na jeden, może dwa. Piszesz tak szybko, przeskakując dni i wydarzenia, że ma się wrażenie zjeżdżania z górki na trzęsącym się rowerze.



Powyższy tekst byłby bardzo dobrą rozpiską, takim schematem na podstawie którego zbudujesz powieść.



żeby wciągnąć czytelnika w emocje które opisujesz, trzeba dbać o detale, nakręcać scenę czasem przez parę stron, a tu masz BACH! I stało się. BACH! I znowu się coś stało... BACH! BACH!



W teatrze jest na przykład zasada "wal i odpuść". Zaskakujesz widza, a potem dajesz mu odpocząć, znowu zaskakujesz i znowu... W literaturze to właśnie jest rytm narracji. U Ciebie tego nie ma, biegniesz po swoich pomysłach muskając klawiaturę "po łebkach". Niewiele tu tak naprawdę czytania.



Słuchaj.



Przysiądź jeszcze raz, i rozwiń pierwszy rozdział. Na co najmniej 10 stron. Niech akcja się spokojnie rozwinie.
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

4
/\ świeta prawda, "po łebkach",nie o to chodzi. Masz setki pomysłow na sekunde, już widzisz koniec swojego opowiadania, dążysz do niego tępem biegacza olimpijskiego. Rozwin mysli, rozwin poszczegolne sytuacje.
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.

5
twój tekst nie przemawia do mnie, głównie z tego powodu iż nie pozwalasz nam wczuć się w sytuacje Mileny. Jak powiedział Nine akcja toczy się stanowczo za szybko. Sam pomysł, cóż w takiej formie jak teraz dla mnie jest nijaki. Brak autentyzmu. życie na ulicy opisujesz zbyt delikatnie, nieprawdziwie.

wiele literówek, widać, że nie sprawdziłaś tekstu przed wstawieniem na forum.

Pomysł: 3+

Styl: 3

Schematyczność: 3-

Błędy: 3+

Ogólnie: 2
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”