"Czekolada nadziewana krwią" [pow.psychologiczna]

1
UWAGA, TEKST TEN ZAWIERA WULGARYZMY!

Prolog
Dziś mijają już dwa lata od wynalezienia tabletek zapobiegających tyciu. To właśnie dzięki nim możemy jeść słodycze i inne smakołyki bez obawy o utratę smukłej sylwetki. Oddajmy zatem hołd Michałowi Błękitnemu i Dominique’owi Pourbaix za pomoc w światowej walce z otyłością.
Dla Skog TV spod Uniwersytetu Boucharda w Paryżu mówił Lars Nykänen.

Z miejscowego sklepu wyszła Maggie z siatkami zakupów. Zmierzała teraz w kierunku przystanku. Miała jechać autobusem na przyjęcie urodzinowe przyjaciółki.
Siatki, które trzymała dziewczynka były pełne słodyczy. W jednej z nich znajdowało się kilka paczek różnego typu ciastek, żelków i prażynek. W drugiej zaś była butelka oranżady i bombonierka. Wszystko to niosła na przyjęcie. Oprócz tego była tam też tabliczka czekolady, którą kupiła już tylko dla siebie. W plecaku, który miała na sobie, dużo miejsca zajmował pakunek z prezentem. Przyjaciółka zawsze chciała mieć coś związanego muzyką. To powinno się jej spodobać, pomyślała Maggie czując ciężar dźwiganej na plecach średniej wielkości wykonanej z mosiądzu figurkę mikrofonu wraz z wygrawerowanym na niej imieniem przyjaciółki.
Przyjechał autobus.
Maggie wsiadła do niego i zajęła miejsce przy oknie. Obserwowała, jak szybko zmienia się widok za szybą. Czekało ją jeszcze kilka przystanków, więc żeby umilić sobie tę przejażdżkę w ładnej miejskiej scenerii, rozpakowała swoją tabliczkę czekolady. Dwie, może trzy kostki natychmiast zostały ulokowane w łakomych ustach dziewczyny.
Mmmm, podwójnie mleczna, westchnęła w myślach czując, jak słodycz rozpływa się na języku. Uwielbiam ten smak…
Następny przystanek.
Do autobusu weszło dwóch mężczyzn. Kiedy jeden z nich zobaczył dziewczynę jedzącą czekoladę, natychmiast do niej podszedł.
Bez wahania wyjął z kieszeni swojego palta pistolet, a następnie wycelował nim w głowę Maggie. W pierwszym momencie dziecko nawet tego nie zauważyło, zapatrzone w złociste liście drzew w parku. Które właśnie mijali. Pierwsze krzyki zagłuszyły strzały z pistoletu.

Rozdział pierwszy
„Dnia siódmego października w okolicach godziny piętnastej w Utsiktheim zastrzelono jedenastolatkę, która jechała autobusem numer sto czterdzieści dziewięć. Sprawcą był jeden z dwóch mężczyzn, którzy wsiedli do autobusu na przystanku przed Parkiem Grünberga. Delikwent zbliżył się do dziewczynki i wyjąwszy z swojego płaszcza pistolet, oddał w jej kierunku dwa strzały. Po wywołaniu zamieszania wśród pozostałych pasażerów obaj mężczyźni wybili szybę w drzwiach autobusu, który w tym czasie zjechał na pobocze, a następnie uciekli. Wezwana wcześniej przez kierowcę policja nie zdążyła przyjechać na czas.
„Tuż przed śmiercią ofiara jadła czekoladę. To ważna informacja, ponieważ to już czwarty incydent, kiedy w tym mieście przypadkowi ludzie giną, w momencie publicznego spożywania słodyczy. W całym Skogshamn zabójstw na tym tle było osiem.”- mówi komendant policji w Utsiktheim.
Radzimy więc uważać, żeby nie paść kolejną ofiarą słodkiego morderstwa.”

Autor: Ulrika Gandalfsson

-Ci ludzie poszaleli…- westchnął Erik odkładając gazetę z powrotem na stół, a następnie wziął łyk kawy.- Jak można mordować ludzi za jedzenie słodyczy? A tak w ogóle, to o co chodzi z tym całym Tezziosem? Nie powinien się cieszyć już swoimi Włochami, Grecją, Malabarią i Francją? Ledwo zajął Włochy, a zaraz pewnie zrobi skok na Anglię. W tym czasie dowiaduję się, że robi zamęt w Skogshamn… Mało mu państw, oj mało…
Ordomina również napiła się swojej kawy, po czym ściągnęła smutno brwi.
- Jego chciwość nie ma końca…- powiedziała. – Chce się bawić w kolejnego imperatora cesarstwa Rzymskiego. Ja wiem, że on tłumaczy się, że robi to dla dobra świata, żeby zjednoczyć państwa, nadać wspólną walutę i tak dalej, żeby zminimalizować problemy ze światową gospodarką, ale nadal uważam, że to nie jest w porządku. Wszystkie państwa powinny być wolne i nie powinny być rządzone przez chciwych dyktatorów. Tak po prostu nie może być. I rozumiem, że prezydent Grecji tak łatwo giął się przed Tezziosem. Oni potrzebowali wręcz tego przymierza. Po przyłączeniu się do Belmut gospodarka Grecji dużo lepiej się polepszyła.
- Tezzios obiecał nie zmieniać gospodarki zagarniętego przez niego państwa…
- Tak, to prawda- kiwnęła głową Ordomina i po odstawieniu pustego już kubka po kawie, usiadła na kolanach swojej sympatii.- Ale wraz ze zmianą waluty z euro na korony belmudzkie, nie mieli już takich problemów finansowych, poza tym Grecy ubłagali od Tezziosa więcej stanowisk pracy. Zrobili to własnej woli. Popatrzmy jednak na nasze Skogshamn. Jakie ono jest? Silne, czyste, ludzie mają co kupować i gdzie pracować, religia nie opanowała polityków, pieniądz jest stabilny, a prezydent rządzi bardzo dobrze. Czy chcemy to zmienić? Ja na pewno nie.
Ordomina zamyśliła się.
- Erik…
- Słucham?
- Ja nie chcę być obywatelką tej pieprzonej kolonii Belmut. Mam pomysł. Utwórzmy jakiś ruch przeciwko Tezziosowi. Na pewno to coś pomoże. Ja chcę wolności.
Mężczyzna parsknął śmiechem
- No chyba żartujesz!- parsknął- Daj spokój, Orda! Nie będziemy się bawić w żadnych buntowników. Nie można zakładać, że Tezzios na pewno przejmie nasze państwo. Mamy przecież bardzo dobre wojsko. Ordomino, nie martw się na zapas. Uspokój się i powiedz mi, proszę, gdzie jest tabliczka czekolady.
Kobieta otarła z jej kącika oka łzę, wzięła z szafki ich ulubiony przysmak, po czym podała go Erikowi i pocałowała mężczyznę w usta. Pocałunek ten był długi i namiętny, jednak w pewnym momencie Gritens z uśmiechem delikatnie odepchnął od siebie Ordominę.
- Jeszcze chwila, aż przyrosłabyś do mnie i byłaby tragedia.- zaśmiał się biorąc kawałek czekolady do ust.
-Erik…
-Tak, słucham?
- Ja… lubię cię.- powiedziała Ordomina trochę nieśmiało
- Ja ciebie też, Orda. Ja ciebie też lubię.-pokiwał głową mężczyzna i przymrużył wesoło oczy.- Wiem, że powtórzę się po raz kolejny od chyba czterech lat, ale… ta czekolada jest pyszna! Ile czekolad tej marki mamy jeszcze w domu?
- Całe pięć. Jak już kupować słodycze, to hurtowo. – uśmiechnęła się Ordomina. -A nawet gdyby ich tutaj zabrakło, to nie widzę problemu, żeby zwyczajnie iść do sklepu i dokupić.
- O ile nas w drodze powrotnej nie zabiją, to będzie dobrze.
- Oj, Erik! Przestań tak mówić. Może ten incydent opisany w dzisiejszej gazecie był jednorazową akcją mającą coś na celu.
- Taa, i ona dziwnym trafem została powielona kilka razy. Myśl realnie.
- Ach, no tak… zapomniałam… Dobra, zmieńmy temat na inny. Lepiej mi powiedz, kiedy weźmiemy się za malowanie salonu? Ten brzoskwiniowy kolor mi się znudził, ty też to mówisz. A więc?
W tym momencie mieszkaniu rozległ się dźwięk pukania do drzwi wejściowych.
- Oho!- westchnęła Ordomina.- To pewnie Clara już przyszła! Erik, ty otwórz drzwi, a ja skoczę jeszcze do salonu posprzątać kilka rzeczy.
- Phi, to twoja koleżanka.- parsknął mężczyzna, jednak usłuchał Ordominy i poszedł do przedpokoju.
Kiedy otworzył drzwi nie ujrzał młodej zgrabnej rudej kobiety ubraną jak zwykle w długą fioletową sukienkę. Zamiast tego zobaczył na oko siwiejącego czterdziestolatka z lekko zaokrąglonym brzuchem.
Ktoś tu lubi sobie popić piwa, pomyślał Erik mierząc przybysza od dołu do góry.
-Przepraszam za najście…- powiedział nieznajomy z wahaniem.- Ja nazywam się Ulrich Gustavsson i mieszkam dwa piętra wyżej. Jakiś czas temu wprowadziłem się tutaj z Bergen. Przyszedłem do pana z wielkim pytaniem. Wielkim ważnym pytaniem.
-Nie, nie chcę rozmawiać o Jezusie.- powiedział lekko podnosząc brwi Gritens.
-Panie, ja nie o tym chciałem rozmawiać!- zachichotał czterdziestolatek.- Chodzi mi o ostatnie wydarzenia w Skogshamn. Czytał pan dziś gazetę?
-Czytałem, czytałem…
-I nie oburza to pana? - siwy facet przybliżył usta do ucha Erika i zaczął szeptać.- Pozwala pan, żeby Tezziosowskie psy pozbawiały nas wolności? Tak nie można. Gdzie jest nasz honor? Ja przyszedłem tu się spytać, czy nie chciałby pan wziąć udziału w powstaniu, które miałoby na celu zniszczenie sił Tezziosa?
-Nie dziękuję. Od tego jest nasze wojsko.
-To nasze wojsko jest zaangażowane w wojnę z nim w innych państwach, przez co jest cholernie osłabione! Dlatego uważam, że trzeba mu pomóc i zrobić taki mały oddział zrobiony z nas, prostych ludzi, którzy będą starać się o wolność Skogshamn i innych państw, które zagarnął lub chce zagarnąć Tezzios.
-W sumie to ma pan rację z naszym wosjkiem, ale… nie skorzystam z pańskkeij propozycji. Na pewno zgłosi się ktoś Iny, komu bardziej na tym zależy. Jak ja i moja dziewczyna będziemy ostrożni, to nic nam się nie będzie działo.
-Wie pan co? Wstydziłby się pan!- żachnął się Gustavsson.- Zero empatii dla innych! Zero! Pan tylko myśli o sobie i o swojej dziewczynie. Skoro inne ludzkie życia pana nie obchodzą, to proszę! Zostawiam pana, panie egoisto!
-Do widzenia panu.- powiedział sarkastycznie Erik i kiedy Gustavsson wchodził po schodach na górę, zobaczył, że przyjaciółka Ordominy wchodzi na piętro, na którym znajduje się mieszkane Gritensa i radośnie macha mu ręką.


Rozdział drugi

„Dla czekolady mogłabym zrobić chyba wszystko!”
Fragment wywiadu ze spadkobierczynią czekoladowego dziedzictwa Chocobury, Alexandrą Vixen

Wraz z upływem dni kawa i słodycze były wycofywane ze sprzedaży w kolejnych sklepach. Po zamordowaniu właściciela znanej sieci piekarni za to, ze sprzedawał drożdżówki i ciastka pracownicy postanowili nie piec już słodkich wypieków i pozostać przy pieczeniu zwykłych chlebów. Czekolada stała się czymś, o czym nie mówiło się głośno, jeżeli chciało się zostać przy życiu. Każdego dnia po ulicach biegały dzieci z rozciętymi tętnicami w rękach, a dorośli leżeli w zaułkach z podciętymi gardłami z wystającą z nich tabliczką czekolady w sreberku. Armia Tezziosa miała swój kodeks honorowy. Do ataku używali na przykład szabel czy zwykłych noży. Uważali, Że zabijanie pistoletem jest zbyt prostackie. Ten, kto zabijał poprzez zastrzelenie był jedynie fanatykiem Tezziosa. Policja nie broniła dobrze miasta. Skorumpowana przez samego Tezziosa wolała siedzieć cicho, niż ratować państwo.
„Czekolada nadziewana krwią!” komentowali często ludzie widzący z okien swojego mieszkania zamordowanych łasuchów. Jedzeniu słodyczy nie można było z dnia na dzień przestać. Odkąd wynaleziono tabletki, które skutecznie chroniły przed przybraniem na wadze ludzie uzależnili się od ciasteczek i czekolady. Od kawy uzależnili się jeszcze wcześniej. Kiedy czekolada zniknęła z półek sklepowych stała się prawdziwym luksusem. Niemalże białym krukiem niedostępnym w całym Skogshamn. Oczywiście, ludzie Tezziosa mieli ten smakołyk na co dzień. W wyznaczonych rejonach Belmut były fabryki produkujące słodycze. Produkty stamtąd były przeznaczone tylko dla sprzymierzeńców dyktatora.
***

Jedno z grających przed blokiem w piłkę dzieci przewróciło się, następnie zaniosło płaczem.
-Zamknij okno!
Erik niezwłocznie usłuchał swojej lubej, a następnie wrócił do dalszego oglądania z nią telewizji.
- Nie znoszę hałasu pod blokiem, a zwłaszcza drących się bachorów!
Mężczyzna westchnął cicho i pokiwał głową.
- Ordomino- odezwał się po chwili milczenia.-Nie przejmuj się już hałasami z podwórka, tylko skup się na filmie i napij się tego wina. To twoje ulubione!
- Faktycznie! Czerwone wytrawne, prosto z Pirschidaii. Cudny prezent, dziękuję. - Ordomina uśmiechnęła się i pocałowała Erika w policzek.- Uczcijmy zatem kolejny rok egzystencji na tym świecie.
Po stuknięciu się kieliszkami kobieta zmarszczyła lekko brwi.
- Chwila- powiedziała rozglądając się po pokoju.- Skoro pijemy wino, to trzeba skosztować też czekolady! Pytanie tylko, gdzie ona jest… o! Już ją widzę! Hahaha, jak to dobrze że udało nam się ją zatrzymać na czarną godzinę, taką, jak teraz!
Na jednej z nisko wiszących półek widniało kolorowe opakowanie tabliczki czekolady. Ordomina odłożyła ostrożnie swój kielich z winem i wstała z kanapy. Prawie w tej samej chwili usłyszała otwieranie drzwi do pokoju, w którym byli.
- Co to ma być?- jęknął dość głośno zdziwiony Erik
Kobieta nie mogła odpowiedzieć. Stała teraz jak wryta z rozwartymi ustami i wyłupiastymi oczami patrzyła na przybysza.
W wejściu do pokoju stał mężczyzna o posiniałej cerze, z rozczochranymi włosami, z których sypał się łupież i kurz. Garnitur, w który był ubrany miał w wielu miejscach rozdarcia. Twarz gościa nie była golona od kilku dni, usta wyglądały na mocno wysuszone. W jego oczach uwięzione były ogniki. Wyglądał dziko.
Szedł teraz szybko w kierunku Ordominy, która była zbyt przestraszona, żeby cokolwiek zrobić.
-Co pan tutaj robi?! Proszę stąd wyjść!- powiedział Gritens i spróbował chwycić przybysza za ramię. Gość jednak mocno uderzył pięścią w twarz Erika, aż ten stracił przytomność i upadł na kanapę.

Ordomina zaś oddychała coraz głębiej i czuła, że zaraz zwymiotuje z nerwów. Kiedy zobaczyła, że gość znów kieruje na nią wzrok, zatrzęsły się jej ręce i wrzasnęła. Z jej rąk wypadł kielich z winem i rozbił się na podłodze. Już miała uciekać, kiedy mężczyzna złapał mocno jej rękę, w której trzymała czekoladę.
- Czego ty ode mnie chcesz?!- zawyła próbując się wyrwać z mocnego chwytu.
Zamiast usłyszeć, kobieta zobaczyła odpowiedź na to pytanie.
Przybysz wyrwał jej tabliczkę czekolady, a następnie puścił kobietę i zajął się konsumpcją słodyczy.
Wraz z każdym gryzem jego wygląd stawał się coraz normalniejszy. Oczy zyskały ciepłe spojrzenie. Mina jednak zmieniła się szybko miłej na zakłopotaną.
Kiedy mężczyzna zjadł już ostatnią kostkę czekolady, popatrzył na domowników, a następnie uciekł z mieszkania mówiąc na odchodnym tylko „przepraszam!”.

Ciąg dalszy nastąpi...
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 19:01 przez Bark of Garm, łącznie zmieniany 4 razy.

2
Hej,
Oprócz tego była tam też tabliczka czekolady, którą kupiła już tylko dla siebie.
Pogrubione niepotrzebne.
To powinno się jej spodobać, pomyślała Maggie czując ciężar dźwiganej na plecach średniej wielkości wykonanej z mosiądzu figurkę mikrofonu wraz z wygrawerowanym na niej imieniem przyjaciółki.
Konstrukcja zdania kuleje, ponieważ wynika z niej (na przykład) że Maggie miała plecy średniej wielkości.
Czując ciężar (czego?) figurki.
Według mnie lepiej byłoby podzielić to na dwa zdania.

To powinno sie jej spodobać, pomyślała Maggie, czując ciężar niesionej w plecaku figurki. Średniej wielkości, mosiężny mikrofon prezentował się doskonale, a dodatkowo wygrawerowano na nim imię jubilatki.

Jakoś tak może?
Bez wahania wyjął z kieszeni swojego palta pistolet, a następnie wycelował nim w głowę Maggie.
Pogrubione niepotrzebne.
Delikwent zbliżył się do dziewczynki i wyjąwszy z swojego płaszcza pistolet, oddał w jej kierunku dwa strzały.
Nie wyobrażam sobie takiego zwrotu w tej notce. Tak można kolokwialnie o jakimś drobnym złodziejaszku, ale o mordercy? Moim zdaniem nie pasuje. Ale może to subiektywne odczucie.
-Ci ludzie poszaleli… - westchnął Erik odkładając gazetę z powrotem na stół, a następnie wziął łyk kawy.
Pogrubione niepotrzebne (tym bardziej, że nie czytaliśmy sceny w której brałby gazetę ze stołu).
I rozumiem, że prezydent Grecji tak łatwo giął się przed Tezziosem. Oni potrzebowali wręcz tego przymierza.
Bałagan.
W pierwszym zdaniu zamiast "tak łatwo giął się" wstaw "ugiął się" i będzie czyściej, czytelniej i ładniej.
Drugie zdanie nijak ma się do wcześniejszego tekstu, bo dowiedzieliśmy się że Tezzios "zajął Włochy" , "zrobi skok na Anglię" , "chce się bawić w kolejnego imperatora cesarstwa Rzymskiego" a dalej o dyktaturze i braku wolności, zatem w stosunku do tych wszystkich informacji jakie się przekazuje czytelnikowi słowo "przymierze" nijak nie pasuje.
Po przyłączeniu się do Belmut gospodarka Grecji dużo lepiej się polepszyła
.

Jakaś pomyłka.
Ma się dużo lepiej albo stan gospodarki wyraźnie się poprawił.

-
Tak, to prawda- kiwnęła głową Ordomina i po odstawieniu pustego już kubka po kawie(...)
Pogrubione niepotrzebne.
(...)poza tym Grecy ubłagali od Tezziosa więcej stanowisk pracy(...)
Błagać o coś.
Ubłagać kogoś o coś - ubłagali Tezziosa żeby zorganizował więcej stanowisk pracy.
Kobieta otarła z jej kącika oka łzę(...)
Pogrubione niepotrzebne.
- Ja… lubię cię.- powiedziała Ordomina trochę nieśmiało
- Ja ciebie też, Orda. Ja ciebie też lubię.-pokiwał głową mężczyzna i przymrużył wesoło oczy.
Tutaj posypało się coś z interpunkcją i zapisem dialogowym.
W pierwszym zdaniu brak kropki na końcu, a po "cię" jest, mimo że nie powinno jej być. W drugim spacja po kropce, spacja po półpauzie i "pokiwał" od wielkiej litery.
(...)wesoło oczy.- Wiem, że powtórzę się po raz kolejny od chyba czterech lat, ale… ta czekolada jest pyszna! Ile czekolad tej marki mamy jeszcze w domu?
- Całe pięć. Jak już kupować słodycze, to hurtowo. – uśmiechnęła się Ordomina.
To samo. Nie można stosowac jednocześnie kropki i po półpauzie kontynuować od małej litery. Poczytaj o zapisie dialogów.
W tym momencie mieszkaniu rozległ się dźwięk pukania do drzwi wejściowych.
Chyba zabrakło drugiego "w".
Kiedy otworzył drzwi nie ujrzał młodej zgrabnej rudej kobiety ubraną jak zwykle w długą fioletową sukienkę.
Chyba zabrakło kilku przecinków, a dodatkowo "ubranej" zamiast "ubraną".

Kiedy otworzył drzwi, nie ujrzał młodej, zgrabnej i rudej kobiety, ubranej jak zwykle w długą fioletową sukienkę.
Zamiast tego zobaczył na oko siwiejącego czterdziestolatka z lekko zaokrąglonym brzuchem.
O siwieniu na skorni słyszałem, ale na oko? :)

Zamiast tego zobaczył około czterdziestoletniego mężczyznę, o zaokrąglonym brzuchu i przedwczesnych śladach siwizny.
-Panie, ja nie o tym chciałem rozmawiać!- zachichotał czterdziestolatek.
Wykrzyknik sugeruje krzyk, podniesienie głosu, gniew może, ale chichot? No i zapis dialogowy.
-To nasze wojsko jest zaangażowane w wojnę z nim w innych państwach, przez co jest cholernie osłabione! Dlatego uważam, że trzeba mu pomóc i zrobić taki mały oddział zrobiony z nas, prostych ludzi, którzy będą starać się o wolność Skogshamn i innych państw, które zagarnął lub chce zagarnąć Tezzios.
Mały oddział, chroniący suwerenność własnego państwa i walczący o odzyskanie wolności przez kilka innych państw? Złożony z cywili (z brzuszkiem) ? SF ?
-W sumie to ma pan rację z naszym wosjkiem, ale… nie skorzystam z pańskkeij propozycji. Na pewno zgłosi się ktoś Iny, komu bardziej na tym zależy.
Troszkę jakby litery się upiły.
Po zamordowaniu właściciela znanej sieci piekarni za to, ze sprzedawał drożdżówki i ciastka pracownicy postanowili nie piec już słodkich wypieków i pozostać przy pieczeniu zwykłych chlebów.
Zaginiony przecinek i zbyt duży nacisk na pieczenie w różnych wymiarach.
Każdego dnia po ulicach biegały dzieci z rozciętymi tętnicami w rękach(...)
To poważnie jest złe zdanie. Bardzo złe. Przecięcie tetnicy promieniowej lub łokciowej jest poważnym urazem i jednocześnie prostą drogą do wykrwawienia się ofiary. "Bieganie po ulicach" kompletnie nie koresponduje z tym urazem.
(...)a dorośli leżeli w zaułkach z podciętymi gardłami z wystającą z nich tabliczką czekolady w sreberku.
Kiedy czekolada zniknęła z półek sklepowych stała się prawdziwym luksusem. Niemalże białym krukiem niedostępnym w całym Skogshamn.
Biały kruk to pieniądze. Nie wyrzuca się pieniędzy.
Kobieta nie mogła odpowiedzieć. Stała teraz jak wryta z rozwartymi ustami i wyłupiastymi oczami patrzyła na przybysza.
Wyłupiaste oczy to raczej określenie opisujące cechę stałą, a mam wrażenie, że chodziło po prostu o to, że "wytrzeszczyła oczy ze zdumienia".
W jego oczach uwięzione były ogniki.
Poetycko ale niestety niezbyt ładnie. Mamy kurz, łupież, rozdarcia, wysuszone usta i nagle to poetyckie zdanie.
-Co pan tutaj robi?! Proszę stąd wyjść!- powiedział Gritens i spróbował chwycić przybysza za ramię. Gość jednak mocno uderzył pięścią w twarz Erika, aż ten stracił przytomność i upadł na kanapę.
Gość to ktoś nam miły i przeważnie zaproszony. Więc raczej intruz.
Wraz z każdym gryzem jego wygląd stawał się coraz normalniejszy.
Gryz mocno kolokwialny.
Mina jednak zmieniła się szybko miłej na zakłopotaną.
Zaginęło "z".

Ogólnie.

Tekst nie był wrzucony do żadnego edytora. To pozwoliłoby wyłapać literówki, a to z kolei nastawiłoby przychylniej każdego kto będzie miał z tym tekstem styczność. Taka podstawowa korekta jest jakby obowiązkiem każdego Autora, który ma zamiar tekst gdzieś wrzucić, i chce na jego temat opinii.
Popracować trzeba na pewno nad zapisem dialogów, bo w dziewięćdziesięciu procentach jest błędny. Mnóstwo portali opisuje zasady pisania dialogów więc nie powinno być z tym problemu. Masz też tendencje do dodawania w zdaniach zbędnych zaimków i określeń oczywistych (jeśli kobieta pije kawę z kubka, to chwilę później nie musimy otrzymać informacji, że odstawia "kubek po kawie" , wystarczy "kubek") , to powoduje, że zdania są przegadane. Dialogi brzmią sztucznie, najprostszym wyjściem jest obserwacja realnych codziennych dialogów jako bazy, plus dodanie postaciom charakterystycznych wtrąceń itd.
Twój atut - historia.
Wiem, że jeśli byłaby dobrze napisana to wciągnąłbym się. Polityczne tło i czekolada na pierwszym planie? Wchodzę w to.
Pamiętaj tylko, że opisywanie zmian geopolitycznych jest straszliwie trudne i tu nie ma miejsca na pomyłki. W zakres tematu wchodzi tak wiele przyczyn i skutków, że każdy brak logiki będzie się rzucał w oczy.

Powodzenia,

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

3
Dziękuję za wskazanie moich błędów :)

Fakt, muszę poczytać o tych dialogach. Jeśli zaś chodzi mi o sztuczność wypowiedzi bohaterów- ja mówię tak samo, moje otoczenie też :) Ale ok, będę nad tym pracować, żeby było badziej naturalne :)

Co do fabuły- fajnie, że miks czekolady z polityką się podoba :) Nie jest to jednak historia, a niedaleka przyszłość oraz to, że to opowiadanie ma w sobie bardzo mało polityki :) Wkrótce wrzucę kolejną cześć opowiadania- kto wie, może będzie ona ciekawsza od tej pierwszej? :)

4
Trochę niezręczności wyciągnął już Godhand, ale dla kolejnego weryfikatora jeszcze coś zostało.
Bark of Garm pisze:Dnia siódmego października w okolicach godziny piętnastej
Około piętnastej. Godziny nie mają okolic, przynajmniej w relacjach telewizyjnych czy prasowych.
I bez dnia. Siódmy października nie może być niczym innym.
Bark of Garm pisze:Przyjechał autobus.
Maggie wsiadła do niego i zajęła miejsce przy oknie.
Podkreślone - zbędne.
Bark of Garm pisze:przypadkowi ludzie giną, w momencie publicznego spożywania słodyczy.
Gdy publicznie jedzą słodycze. Jedzenie trwa zwykle dłużej, niż moment. A do tego, publiczne spożywanie to straszny urzędniczy żargon, z jakiegoś regulaminu pełnego zakazów.
Bark of Garm pisze:-Ci ludzie poszaleli…- westchnął Erik
Bark of Garm pisze:podała go Erikowi i pocałowała mężczyznę w usta. Pocałunek ten był długi i namiętny, jednak w pewnym momencie 1. Gritens z uśmiechem 2. delikatnie odepchnął od siebie Ordominę.
1. To naprawdę nie jest dobry moment na podawanie nazwiska tego faceta. Chciałaś go przedstawić, mogłaś to zrobić w pierwszym zdaniu, kiedy wymieniasz jego imię.
2. Delikatnie odepchnął? To prawie oksymoron. W ogóle, w tekstach na Wery zauważam jakąś niczym nie uzasadnioną karierę słowa delikatny. Nawet usta bandyty może wykrzywiać delikatny uśmiech. Delikatność nie tworzy dobrego związku z odpychaniem. Tutaj bardziej pasowałoby lekko odsunął. No i wiadomo, że od siebie. Zwracaj uwagę na nadmiar zaimków, Twój tekst jest nimi usiany.
Bark of Garm pisze:Skoro inne ludzkie życia pana nie obchodzą,
Skoro los innych ludzi pana nie obchodzi,
Bark of Garm pisze:Wraz z upływem dni kawa i słodycze były wycofywane ze sprzedaży w kolejnych sklepach.
Kawa i słodycze były stopniowo wycofywane...
Bark of Garm pisze:Jedno z grających przed blokiem w piłkę dzieci przewróciło się,
Jedno z dzieci grających w piłkę przed blokiem...
Bark of Garm pisze:Ordomina odłożyła ostrożnie swój kielich z winem
Odstawiła! No i znowu powtórzenie tego, co było w poprzednich zdaniach: wiadomo, że kielich był z winem.
Bark of Garm pisze:W wejściu do pokoju stał mężczyzna o posiniałej cerze, z rozczochranymi włosami, z których sypał się łupież i kurz.
A, nie. Kurz, od biedy, jeszcze można można na kimś rozpoznać z odległości paru metrów, ale odróżnić łupież od kurzu?

Sprawdzaj tekst przed wrzuceniem, koniecznie. Zwracaj uwagę na rozmaite zbędne słowa, przede wszystkim zaimki, zastanawiaj się, czy pewnych zdań nie dałoby się uprościć, nie powtarzaj informacji. To niepotrzebnie obciąża narrację.

Poza tym - zgadzam się z Godhandem w sprawie dialogów.

Mi również podobało się połączenie czekolady i polityki. Pomysł całkiem ciekawy, pod warunkiem, że rozważania geopolityczne nie będą zbyt naiwne. Dla bezpieczeństwa, może warto byłoby maksimum polityki upchnąć w relacjach telewizyjnych (te mogą być skrótowe) oraz w rozmowach bohaterów (ci mogą być naiwni). Narrator trzecioosobowy powinien jednak prezentować pewien stopień wyrobienia w tych kwestiach.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

"Czekolada nadziewana krwią" [minipowieść psycholo

5
UWAGA! TEKST TEN ZAWIERA WULGARYZMY.

Rozdział trzeci
„Nic chyba nie rani tak bardzo., jak odebranie drugiemu człowiekowi godności”
Dziennik Uładskawionej z Étoiles

Wreszcie nadszedł dzień, w którym Erik zebrał się w sobie, żeby namowa pokój Ordominy. Kobieta była bardzo ucieszona z tego powodu, Gritens również.
Po zjedzeniu wspólnego obiadu Ordomina założyła swoje botki i podeszła do Erika.
- To ty zacznij malować pokój, a ja idę zrobić zakupy. -powiedziała, po czym pocałowała go w policzek.- Gdy wrócę, napijemy się kawy, a potem razem zajmiemy się tymi nieszczęsnymi ścianami. Pa!

Na jej odchodne mężczyzna pomachał ręką i zabrał się do pracy.
Najpierw założył na siebie swoje najgorsze ubranie, rozłożył na podłodze stare gazety, wniósł do pokoju dość wysoki stolik i drabinę, a następnie wszedł na nią. Pudełko z farbą postawił na stoliku obok, a następnie otworzył je, zanurzył w ciemnozielonej substancji pędzel i zaczął malować.
Szło mu to dobrze, dopóki po kilkunastu minutach pracy nie zaczęły go rozpraszać krzyki spod bloku.
- Prymitywne typki…- Prychnął Erik próbując być dalej skupionym na równomiernym rozłożeniu farby na ścianie.- Upiją się, a potem wariują.
W pewnym momencie krzyki ustały i Gritens odetchnął z ulgą. Cisza jednak nie trwała długo, bo znów usłyszał wrzaski, tym razem dziecięce.
Zirytowany hałasem Erik postanowił zejść z drabiny i zamknąć okno.
Już trzymał jego framugę, kiedy z ciekawości spojrzał na dół, by się dowiedzieć, co się dzieje.
W tym momencie z jego ust wydobył się niekontrolowany jęk.
Erik zobaczył, jak Ordomina wije się na chodniku prowadzącym do sklepu. Większość ciała kobiety była zakrwawiona. Wokół niej było kilkoro dzieci, które wciąż krzyczały. Kilkoro z nich właśnie uciekało stamtąd głośno płacząc.
Mężczyzna natychmiast wybiegł z mieszkania i w ciągu kilkunastu sekund znalazł się przy Ordominie.
Zauważył wtedy, że z jej podbrzusza wypływa dużo krwi. Kobieta trzęsła się i płakała. Jej konwulsje były tak silne, że początkowo nie zorientowała się, że nadszedł Erik.
Gritens kazał odejść gapiom, których liczba z każdą sekundą się powiększała i wezwał pogotowie.
Następnie ukląkł nad dziewczyną i sprawdził, czy jest ona w stanie się z nim porozumieć.
- Orda, to ja, Erik.- powiedział chwytając za jej twarz.- Jestem przy tobie, przed chwilą wezwałem karetkę, już po ciebie jadą. Słyszysz mnie?
- Erik!- Wyjęczała przez łzy Ordomina.- Eeerik! Zabierz…. Zabierz mnie stąd! Zabieeerz! Błagam! Boli mnie brzuch! Baaaardzo mnie boli! Baaaaardzo!
- Wiem, że cię boli, intensywnie krwawisz.- Pomimo widoku cierpiącej dziewczyny Gritens próbował zachować spokój.- Powiedz mi, co się stało.
- Dostałam nożeeeeeeem!
- Od kogo?
- Aaaaaa, cichoo! Mnie to booooli! Ałaaaaaa!
- Pogadamy potem.- powiedział z żalem Erik Zobacz, Orda, już nadjechała karetka.
Medycy szybko zabrali kobietę i Erika do ambulansu. Gdy tylko dojechali do celu, Ordominę przewieziono na salę operacyjną.
Przez trzy godziny Erik pozałatwiał niektóre formalności i będąc później na korytarzu czekał na koniec operacji, żeby móc wreszcie zobaczyć Ordominę i z nią porozmawiać.
W końcu drzwi sali się otworzyły i wyszedł z niej lekarz.
Medyk powiedział Erikowi, że zabieg się udał i że można odwiedzić pacjentkę.
Ucieszony Gritens wszedł do sali i usiadł na stoliczku obok łóżka Ordominy.
Najpierw oboje milczeli nie mogąc jakby wydobyć z siebie ani jednego słowa. Erik i Känsla patrzyli na siebie nawzajem lekko zdziwionym wzrokiem, jednak po chwili uśmiech mimowolnie pojawił się na jego twarzy mężczyzny.
- Erik, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak się teraz cieszę…- Przerwała milczenie Känsla. - Jak dobrze, że tu jesteś. Jak to dobrze, ze byłeś tam, na tym chodniku gdy cię potrzebowałam…
Mężczyzna pogłaskał Ordominę po głowie i pocałował w policzek.
-Jak się czujesz?- spytał patrząc teraz na zakryty prześcieradłem brzuch dziewczyny.
- A jak ma się czuć kobieta po zszyciu macicy?- Westchnęła w odpowiedzi.- Jakoś żyję. Boli mnie to wszystko, ale jak za tydzień dni mnie wypuszczą, to myślę, że ból ustąpi.
- Co ja zrobię bez mojej Ordominy przez tyle dni?- Zaśmiał się Erik.
- To proste. Będziesz tu mieszkał! Ha! Spokojnie, to był tylko żart. Jestem pewna, że jakoś przeżyjesz moją nieobecność w domu. Cieszmy się, że będzie ona tylko chwilowa, a nie wieczna…
- Nie mów teraz o śmierci, Orda. W tej chwili najważniejsze jest to, że żyjesz….- Wzrok Erika na chwilę utknął w pustce. Dopiero po kilku sekundach mężczyzna się ocknął.
- Orda, a kto i dlaczego cię tak załatwił?
- Ja nawet do końca nie wiem, co się stało…- Jęknęła Känsla.- Pamiętam, że jak wychodziłam ze sklepu, napadło mnie dwóch mężczyzn. Jeden z nich warknął, że mam się dostosować do nakazów Tezziosa i nie myśleć o słodyczach. Wtedy drugi szybko dźgnął mnie w podbrzusze, popchnął, aż upadłam i oboje uciekli. Krzyczałam z bólu nie mogąc się podnieść, jednak początkowo nikt nie przyszedł mi z pomocą. Jakieś dzieciaki się na mnie gapiły, ale nie miałam siły ich odpędzić. Chwilkę później ty znalazłeś się przy mnie. Dziękuję ci za to.
-Nie ma za co. - Erik pogładził dłoń dziewczyny.- Zastanawia mnie jednak, dlaczego cię zaatakowano. Nie miałaś przecież zakupów przy sobie.
-To prawda.- Kiwnęła głową Ordomina.- Nic nie kupiłam, bo czekolady w sklepie nie było. Kawy też nie…
-Skoro mówili o słodyczach, a nie miałaś ich przy sobie, to…. Pokaż mi swoją koszulkę.
-Koszulka jak koszulka, jest zwyczajna. Proszę, leży na tamtej półce.
Erik wziął koszulkę, rozłożył ją i pokazał Ordominie.
-Aaa, faktycznie! Jest na niej nadrukowana muffinka!- Klasnęła w dłonie Ordomina.
-To jest jakiś absurd!- powiedział głośno Erik tak, że obudził śpiącego do tej pory pacjenta, który leżał w drugim łóżku na sali.- Tezziosowi już zupełnie odbiło! Ten kretyn zakazał nawet nosić ubrania przedstawiające słodkości! Ja tym jego skurwysynom nie odpuszczę. Nie dość , ze zabrali mmi czekoladę, kawę, to jeszcze prawie zabili moją dziewczynę! To już przesada!
W tym momencie Ordomina spuściła głowę i zaczęła szlochać.
-Ej, Orda, co ci jest? Źle się czujesz?- spytał Gritens zmieniając ton na trochę łagodniejszy.
-Nie…- wymamrotała Känsla.- Ale jak tak zacząłeś mówi o tej całej przesadzie Tezziosa, to zrozumiałam, ze to wszystko jest moja wina. Dobrze wiem, co się dzieje teraz w tym kraju i mogłam się domyślić, że jak w miejscu publicznym będę chodzić w takiej a takiej koszulce, to może się to dla mnie źle skończyć. No i się doczekałam! Przepraszam cię, Erik, naprawdę jest mi głupio!
-Nie mów tak.- Mężczyzna z powrotem usiadł przy Ordominie i chwycił za jej dłoń.- To nie jest twoja wina. Nie było wiadome, ze Tezzios jest aż takim.. bezmyślnym tyranem. Poza tym nie mamy w sumie pewności, czy ci dwaj mężczyźni nie byli po prostu oszołomami, którzy są fanatykami tego dyktatora. Teraz jest już dobrze, Orda, zaufaj mi. Nie wolno nam się tylko wychylać z rzędu innych zwyczajnych szaraczków. Rozumiesz?
-Rozumiem.- Kobieta oparła głowę o ramię Gritensa. – Erik…
-Słucham?
-Wiesz, że tak, jak i ty nie lubię używać wielkich słów, ale chcę, żebyś wiedział, że ja cię bardzo kocham. Naprawdę bardzo cię kocham.
- Ja też cię kocham, Orda.
- Och, Erik! Dziękuję za to, że jesteś ze mną! Jestem taka szczęśliwa, że twoja osoba daje mi schronienie przez złem, że jesteś wtedy, kiedy cię potrzebuję. a poza tym cieszy mnie jeszcze fakt, że….
- Czas na kolację!- Do sali weszła pielęgniarka niosąc tacę z herbatą i talerzem z dwiema kromkami ciemnego pieczywa, pudełeczkiem dżemu i masła.- Przepraszam pana, ale będzie pan musiał wyjść na jakiś czas. Teraz pacjenci będą spożywać posiłek, a potem będą im robione badania kontrolne.
-Dobrze. W takim razie wrócę tu za około godzinę. Przyniosę ci tutaj, Orda, twoje rzeczy. Do widzenia pani.
Kiedy Erik wrócił do szpitala z plecakiem pełnym rzeczy Ordominy, zastał dziewczynę na oddziale obserwacji. Kobieta siedziała wtedy w łóżku z podkulonymi nogami i opuszczoną głową. Słychać było, że płacze.
Gritens podszedł do niej i dotknął delikatnie jej ramię.
-Co ci jest?- spytał.
Känsla podniosła swoją załzawioną czerwoną głowę. Po zorientowaniu się, że stoi nad nią jej chłopak, objęła go w pasie.
-Erik…- Wymamrotała wciąż nie mogąc powstrzymać się od płaczu.- Ja tego nie zniosę… Nie zniosę!
-Czego nie zniesiesz?- Uniósł brew Erik.
- Tej tragedii!
-O jakiej tragedii mówisz? Co się tobie stało? Dlaczego tak płaczesz? Puść mnie i wytłumacz, o co chodzi.
Ordomina płakała tak samo, jak kilka minut wcześniej.
-Orda, ja idę sobie pochodzić po korytarzu. Mam nadzieję, że jak na niedługo przyjdę tutaj, to będziesz już spokojna…
- Poczekaj!- Ordomina chwyciła za rękę odchodzącego mężczyznę.- Pójdę z tobą i… porozmawiamy. Chodźmy na podwórko. Tam jest cicho i z tego, co widać przez okno, nikogo tam teraz nie ma, więc nie będzie nam mógł przeszkodzić.
- Zgoda, chodźmy.
Będąc już na zewnątrz usiedli na jednej z ławek. Zanim zaczęli konwersację, rozejrzeli się. Otaczająca ich teraz przyroda sprawiła, że oboje byli zauroczeni jej widokiem.
Zachodzące słońce oblało niebo swoim różowym blaskiem, a z drzew spadały żółte i czerwone liście, które poruszał zefir. Trzy koty, które dotychczas chodziły po podwórku i bawiły się suchymi liśćmi najwyraźniej poczuły teraz głód i podeszły do miseczki z karmą. Widok ten przykuł uwagę Ordominy.
Erik chwycił dłoń kobiety i westchnął.
- Co się stało, Orda?
Känsla odwróciła do niego głowę i widać było, że znów ma łzy w oczach. Po kilku sekundach zdobyła jednak siłę, by mówić.
- Erik…- odezwała się wtapiając teraz w mężczyznę swoje błękitne oczy.- Kiedy wyszedłeś na tę godzinę ze szpitala, przyszedł do mnie lekarz, żeby podać mi leki i sprawdzić mój stan samopoczucia. Wtedy zapytałam go, czy… będę mogła mieć kiedyś dziecko… I wiesz, co odpowiedział doktor?...
Gritens pokręcił głową.
- Lekarz powiedział mi, że moje obrażenia od tego noża były zbyt wielkie i moja macica…- ucięła ze wstydem. - Ja już… nigdy… nie będę mogła… urodzić dzieci… Nigdy… Rozumiesz to, Eriku? Nigdy…
Kobieta oparła głowę o ramię Gritensa i zaczęła płakać.
- Orda… I o to jest tyle rozpaczy?- spytał ze lekkim zdziwieniem.- Nie rozumiem cię, przecież sama mówiłaś, że nigdy nie chcesz mieć dzieci. W czym więc jest problem?
- Ale kiedyś mogło mi się zachcieć, do cholery!- wrzasnęła Känsla. -Może za kilka lat będziesz chciał mieć ze mną potomka, tymczasem ja nie będę mogła dać ci tego szczęścia. Ja… czekałam na moment, kiedy zaplanujemy sobie córeczkę czy synka i będziemy go wspólnie wychowywać, patrzeć jak dorasta, a potem jak opuszcza rodzinne gniazdo. Teraz już wiem, że tak nie będzie. Stałam się upośledzona. Ze mnie nie będzie już pożytku. Tylko proszę, Erik… nie opuszczaj mnie. Ja cię... kocham… Uwielbiam spędzać z tobą czas, widzieć twój uśmiech, czuć ciepło twoich dłoni… Zatapiać palce w twoich długich blond włosach. Jesteś moim ideałem, dajesz mi wszystko. Ha! Błąd! Teraz dać mi możesz wszystko oprócz dziecka!
- Cieszę się, że lubisz być ze mną.- powiedział Gritens przytulając do siebie kobietę. – I nie martw się, nie opuszczę cię. Musisz jednak wiedzieć, ze ja nie chcę mieć dzieci i życie bez nich może być bardzo przyjemne. Posiadanie takiego szkraba to zbyt wielka odpowiedzialność dla mnie, już nie mówiąc już o finansach i kilku innych rzeczach.
-Zobaczymy za kilka lat, Eriku, zobaczymy…- westchnęła ciężko przez łzy Ordomina.
- Chodźmy do środka, Orda. Czuję, że musisz położyć się z powrotem do łóżka i jeszcze trochę ochłonąć z emocji.
Kansla otarła łzy i pokiwała twierdząco głową.
- Erik…- powiedziała wstając z ławki.
- Słucham…
- Wiedz, że naprawdę cię kocham.
-Ja ciebie też, Orda. A teraz chodźmy stąd.
***

Känsla była w szpitalu jeszcze przez kilka dni. Gdy wreszcie wróciła do domu, w miarę szybko wróciła do codziennej rutyny. Zostało jej jeszcze tydzień urlopu, zanim mogła wróci do pracy w wydawnictwie. W tym czasie musiała dużo odpoczywać. Jej zszyta rana jeszcze trochę bolała.
Pewnego dnia Ordomina oglądała telewizję trzymając głowę na kolanach siedzącego obok Erika. W pewnym momencie kobieta westchnęła wesoło.
-Kocham cię, Erik.- wymruczała ciepło.
-Ja ciebie też, moja maskotko. – odpowiedział Gritens gładząc jej włosy.- Co powiesz na to, żeby po obejrzeniu tego filmu zagrać w Europejski Biznes? Dawno w to nie graliśmy.
-O to samo miałam cię zapytać.-zaśmiała się Känsla.- Może tym razem uda mi się z tobą wygrać!
-Wygrać możesz co najwyżej łaskotki i to nawet w tym momencie!- Erik zaczął łaskotać Ordominę po jej bokach. Pośród uroczego kobiecego śmiechu zabrzmiało nagle pukanie do drzwi.
-Ja otworzę.- powiedział Gritens wstając i pocałował Känslę w czoło.
Kiedy Gritens otworzył drzwi zobaczył trzymającego się za brzuch Gustavssona. Czterdziestolatek miał przerażenie w oczach, a jego biała koszula była zakrwawiona. Mężczyzna bez pytania wszedł do środka mieszkania, do pokoju, gdzie była Ordomina, potknął się i upadł na dywan. Tam wpadł w konwulsje.
Kiedy tylko kobieta zobaczyła rannego natychmiast wstała i w wielkiej panice zaczęła krzyczeć. W bardzo krótkim czasie zemdlała upadła tuż obok Gustavssona.
-Co tu się, kurwa, dzieje?!- krzyknął zdenerwowany Erik, szybko złapał za komórkę i wezwał pogotowie zgłaszając osobę z głęboką raną ciętą na brzuchu. Gritens nie miał wątpliwości, co do rodzaju zadanej Gustavssonowi rany. Jego koszula była rozcięta i widać było, że jego jama brzuszna też.
-Czemu pan przyszedł akurat do mnie?!- warknął Erik próbując rozedrzeć koszulę, aby móc dokładnie opatrzyć ranę przyniesionym z domowej apteczki wielkim bandażem.
-Pan… naj-najbliżej… i a-aaa, że-żeebyś pan wi-wi-widział, żee t-trzeba… ratować… -Konwulsje u Gustavssona ustąpiły. Kałuża krwi pod jego ciałem wciąż rosła. Erikowi nie udawało się dobrze zatamować krwotoku.
-Panie Gustavsson? Słyszy mnie pan?! Niech pan wytrzyma, zaraz będzie pogotowie!- Klepał go po policzkach Erik.-Panie Gustavsson!!!
Swoim krzykiem Gritens ocucił Ordomine. Kiedy kobieta wstała zobaczyła Erika trzymającego martwego już mężczyznę.

***
- Ale sam mówiłeś, że nie będziesz się w to bawić!- powiedziała Ordomina ze smutkiem.
-Zmieniłem zdanie.- głos Erika brzmiał bardzo poważnie. Mężczyzna był pewien swojej decyzji.- Trzeba cos z tym zrobić. Oddziały Tezziosa atakują cały czas ludzi, nawet ciebie zaatakowali. Poza tym zabraniają nam jeść i pić co chcemy. Tak być nie może! Mój znajomy z tartaku też chce zniszczyć Tezziosa i organizuje jutro spotkanie z innymi chętnymi na powstanie. Ja na nie idę.
-Ale jak wyjedziesz na tę wojnę to możesz na niej umrzeć! I nigdy więcej cię nie zobaczę! Zostań tutaj, proszę…
-Nawet dziś mogę zginąć będąc na przykład potrąconym przez pijanego kierowcę samochodu. Bądź dobrej myśli, Orda. Pomyśl o wolnym Skogshamn. Pomyśl, że jak wrócę, to będziemy mogli spokojnie wypić kawę zajadając czekoladę.
Känsla rozpłakała się.
-A jedź sobie na tę wojnę!- powiedziała przez łzy.-I pamiętaj, że będę tu zawsze na ciebie czekać!
Erik objął czule Ordominę i pocałował ją.
-Nie rozczulaj się tak, przecież jeszcze nie jadę. Jutro dopiero się dowiem gdzie i kiedy dokładnie wyruszę.-powiedział lekko rozbawiony sytuacją.
-Kochaaaaam cię, Eeeeeriiiik!
-Ja ciebie też, Orda. Ja ciebie też…

Ciąg dalszy nastąpi.
Ostatnio zmieniony pt 31 maja 2013, 12:13 przez Bark of Garm, łącznie zmieniany 1 raz.

6
Bark of Garm pisze:Wreszcie nadszedł dzień, w którym Erik zebrał się w sobie, żeby namowa pokój Ordominy.
Przeczytałaś tekst przed wrzuceniem?
Bark of Garm pisze:Na jej odchodne mężczyzna pomachał ręką
Na odchodne to związek frazeologiczny, którego się nie rozbija. Wystarczy: mężczyzna pomachał jej ręką...
Bark of Garm pisze:Po zjedzeniu wspólnego obiadu Ordomina założyła swoje botki i podeszła do Erika.
Bark of Garm pisze:Najpierw założył na siebie swoje najgorsze ubranie,
Bark of Garm pisze:Szło mu to dobrze
Bark of Garm pisze:z ciekawości spojrzał na dół, by się dowiedzieć, co się dzieje.
Bark of Garm pisze:Mężczyzna natychmiast wybiegł z mieszkania
Podkreślone = zbędne. Niepotrzebnie dopowiadasz to, co jest najzupełniej oczywiste.
Bark of Garm pisze:
Bark of Garm pisze:Erik zobaczył, jak Ordomina wije się na chodniku prowadzącym do sklepu. Większość ciała kobiety była zakrwawiona. Wokół niej było kilkoro dzieci, które wciąż krzyczały. Kilkoro z nich właśnie uciekało stamtąd głośno płacząc.
A tutaj błędy się mnożą. Powtórzenia, niepotrzebne dopowiedzenia (wiadomo, że dzieci uciekają stamtąd, a nie skądinąd), do tego ta większość ciała kobiety pokryta krwią. Już lepiej byłoby napisać, że na chodniku leży Ordomina w kałuży krwi, mało oryginalnie wprawdzie, lecz bez zgrzytów.
Bark of Garm pisze:Następnie ukląkł nad dziewczyną i sprawdził, 1. czy jest ona w stanie się z nim porozumieć.
- Orda, to ja, Erik.- powiedział 2. chwytając za jej twarz.
1. Raczej: czy można się z nią porozumieć.
2. Sadysta? Powinien jedynie dotknąć jej twarzy.
Bark of Garm pisze:Erik pozałatwiał niektóre formalności i będąc później na korytarzu czekał na koniec operacji,
Stojąc, siedząc, chodząc niecierpliwie... Masz rózne możliwości opisu.
Bark of Garm pisze:Medyk powiedział Erikowi, że zabieg się udał i że można odwiedzić pacjentkę.
Nie uwierzę. Operacja trwała trzy godziny, więc to nie był banalny zabieg. Pewnie w znieczuleniu ogólnym. Na pacjenta można sobie potem co najwyżej popatrzeć. Cała ta rozmowa, którą później prowadzą Twoi bohaterowie, powinna się odbyć następnego dnia.
Bark of Garm pisze:usiadł na stoliczku obok łóżka Ordominy.
Na pewno odwiedzający chorych siadają w szpitalnej sali na stoliczkach?
Bark of Garm pisze:Erik i 1. Känsla patrzyli na siebie nawzajem lekko zdziwionym wzrokiem, jednak po chwili 2. uśmiech mimowolnie pojawił się na jego twarzy mężczyzny.
1. Do tej pory była to Ordomina.
2. To on miał dwie twarze: mężczyzny i (zapewne) kobiety?

Na tym kończę. Nie wyciągnęłaś żadnych wniosków z poprzedniej weryfikacji. Nie poprawiłaś zapisu dialogów, na co zwracał uwagę Godhand. Nie przeczytałaś tekstu przed wrzuceniem, pozostawiając oczywiste ślady przeróbek, powtórzenia i nadmiar zaimków, czego łatwo uniknąć przy odrobinie staranności.

Resztę pozostawiam kolejnym komentatorom.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron