16

Latest post of the previous page:

Krzywawieża pisze:Z resztą
- Co ma zrobić z resztą? - zapytał mały ojca.
- Co chcesz. Zresztą nie będzie tego dużo.
Krzywawieża pisze:Stanął przed drzwiami dziewczyny. Zapukał. Drzwi otworzyły się.
- Hej Weng. Wchodź. – Kobieta stała przed nim w piżamie. Nie myślała o podróży do krainy.
dziewczyna - kobieta: jest w tych słowach pewna dostrzegalna różnica znaczeń. Dostrzeż ją!
Poza tym słowo "kobieta" jest niepotrzebne, wiadomo do kogo szedł i kto otworzył drzwi.
Właśnie - drzwi same się otworzyły, czy zrobiła to dziewczyna? Lepiej pozwól jej działać, odbierz drzwiom zdolność do podejmowania działań.
Krzywawieża pisze:Cały zestaw sajgonek został pochłonięty w zadziwiającym tempie. Dziewczyna „wmusiła” w niego dużą część jedzenia.
To pochłonęli sajgonki czy wmuszała w niego jedzenie? Jedno wyklucza drugie. Rozumiem, co chciałaś powiedzieć, ale zaplątałaś.
Krzywawieża pisze:Gdy przybyli, matka Yu Tian siedziała na progu szarego domu, skubiąc fasolę.
Na ich widok mina staruszki stężała. Nie przerywała pracy.
- Jesteśmy w końcu – odezwała się dziewczyna.
- Dzień dobry pani.
- Trzeba było mi nie mówić, że będziecie o piętnastej.
- Jakoś tak wyszło. Wybacz mamo.
Według logiki wydarzeń te słowa powiedziała matka. Czy tak?
Krzywawieża pisze:Zadawał się jej nie zauważać.
literówka?
Krzywawieża pisze: Na środek łąki wpadły cztery postacie. Dziwne, przebrane w kolorowe stroje. Jeden z nich uniósł Yu Tian sprawnym ruchem.
Strój uniósł dziewczynkę czy postać?

Umiejętnie plączesz wydarzenia. Wtrącasz krótkie frazy, które z pozoru nie pasują, a są najważniejsze, rozjaśniają sytuację. Dziwne to pisanie, ale mi się spodobało.
Mały i duży Weng, mentor świnia, tatuś demon - to bardzo intrygujące.

Masz wyobraźnię i możliwości.

Pisz, pisz, pisz. :D
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

17
Jeszcze to mnie męczy:
Krzywawieża pisze:Kobieta nałożyła do glinianych naczynek sławną Ah Zong Mian Xian. Młodzi uwielbiali to danie. Matka, trzeba było jej przyznać, była bardzo dobrą kucharką. Weng zarzucał jej jednak, że specjalnie dodaje więcej chrzanu, na który jest uczulony.
- Po co przyjechaliście?
- Do ciebie mamo. W odwiedziny.
- W odwiedziny, tak…? W tym roku mamy mało makaronu.
Dziewczyna wiedziała, że gdy tylko zostaną same zacznie na nią krzyczeć. Zawsze tak robiła. W ukryciu przed Wengem i sąsiadami. Ci zresztą robili tak samo. Tylko dla odmiany - na swoich córkach.
Gdyby tylko matka wiedziała, że to właśnie od jej wyrodnej córki zależy to, czy demony wyjdą na wierzch i przekroczą barierę pochłaniając przy tym tysiące istnień. Może omijałaby głowę i nie szarpała tak mocno za włosy.
Walentynki to najlepszy czas na oświadczyny.
Wtedy dusze przodków są przychylniejsze. Przypominają sobie stare lata - kiedy sami cierpieli z powodu nieodwzajemnionej miłości i pocałunków.
Pomagają dzisiaj młodym postąpić jak najsłuszniej. Powolutku. Pchając chłopców do działania.
Chwycił ją za rękę.
- Mogę?
- No, dawaj.
- Wyjdziesz za mnie?
Zaznaczyłam w tym fragmencie jedno zdanie, które jest granicą między dwoma wydarzeniami i dwoma czasami. Odwiedziny u matki, opowieść o jej sposobie na wychowanie córki, a potem przeskakujemy do innego wydarzenia, innego czasu. Zapis wprowadza czytelnika w błąd. Musi zatrzymać się i zastanowić, o co chodzi. Może to celowy zabieg, to zlewanie się elementów, ale w tym miejscu zdecydowanie powinien pojawić się graficzny znak przejścia.
Nie stosujesz akapitów,więc trudno powiedzieć, czy ten zapis jest celowy, czy przypadkowy. Raczej wygląda na to drugie. Wprowadza chaos w opowieść i tak zakręconą. To może zniechęcić czytelnika.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

18
Dorapa! Dziękuję za wnikliwą analizę. Teraz widzę w czym problem... lepiej późno niż wcale:) Co do akapitów - były, ale się zmyły. Ale ten fragment akurat był celowy. I to nie było oddzielenie kolejnej części. Wiem, mieszam, czasami specjalnie, ale niejasności typu: pochłonięte sajgonki, a jednak coś zostało - i to jeszcze dla niego - pokazuje moją nieumiejętność i toporność w prowadzeniu narracji. Dziękuję Ci, bardzo.
Pozdrawiam!

19
Zaskoczył mnie ten tekst. Jego klimat, pomysł - dla mnie to było coś nowego i oceniam na duży plus. sceneria mnie wciągnęła. Pokręcone duchy Wschodu, Yu Tian i te wszystkie elementy również.

Językowo jest całkiem gładko - najważniejsze niedociągnięcia chyba wychwyciła Dorapa. Ja raz czy drugi potknęłam się na jakiejś literówce czy dziwnej konstrukcji - w każdym razie czytało się miło.

Do czego mam zarzuty to kompozycja tekstu. Oparcie go na dialogach samo w sobie nie jest złe, ale miałam wrażenie, że każdy dialog/scena jest z innej parafii, a jednocześnie nic konkretnego ich nie rozdziela.
Yu Tian z Wengiem w świecie demonów to jedna płaszczyzna (w ogóle otwarcie tekstu jest, moim zdaniem, bardzo udane), dzieciństwo, matka itd. mają swój osobny klimat. Relacje Yu Tian z Mistrzem tworzą zupełnie inny świat od tego, który budujesz w dialogach Guo z czymkolwiek innym. Raz jest klimatycznie, ale raczej mrocznie, poważnie, raz groteskowo, raz emocjonalnie, raz po łebkach. To mnie trochę drażniło i sprawiło, że nie byłam w stanie sobie w głowie skonstruować konkretnego obrazu realiów, jakiegoś spójnego klimatu. Brakuje mi tutaj jakiegoś szerszego opisu, głębszego zanurzenia dialogów w otoczeniu.

Ogólnie jednak podobało mi się. Umiesz wykreować klimat i masz barwną wyobraźnię.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”