Nowy wspaniały świat.

1
Oglądałem niedawno „To nie jest kraj dla starych ludzi” i zastanawiam się, czy przypadkiem ja, przedwcześnie nie doświadczam geriatrii i demencji, bo podobnie jak Tommy Lee Jones przestaję powoli rozumieć otaczający mnie świat. Przejrzałem ostatnio parę tekstów na forum i parę wątków o pisaniu tekstów i coraz częściej widzę, że sprawą kluczową staje się kwestia wymyślenia tzw. świata. Państwa, systemy, kontynenty, zasady.
Zajrzałem do Łowcy napisanego przez tumi1, przeczytałem kawałek i... stwierdziłem, że chyba nie za bardzo obchodzi mnie kto jest dobry w tym konflikcie i kto wygra. Nie za bardzo interesują mnie coraz bardziej wyszukane nazwy krain, formacji wojskowych, broni, systemów walki, walut, ras i innych bzdur. Najbardziej chyba interesowałoby mnie o czym opowiada autor?
Jak kiedyś brnąłem przez Sapkowskiego to nie porywała mnie budowa jego świata. Nie wiem czy byłbym w stanie wymienić teraz chociaż trzy nazwy krain i opisać pół konfliktu makropolitycznego, który stanowił tło w jakimś momencie. Ale poza dobrym warsztatem językowym były jeszcze takie rzeczy jak wyobcowanie, niesprawiedliwość, niezbyt szczęśliwa miłość, nietolerancja, prześladowania, zbrodnia, kara i „samotny mściciel” w beznadziejnej walce z niegodziwościami tego , prawda że zmyślonego, świata. Tylko, że chociaż świat był zmyślony to niegodziwości już jak najbardziej nasze. Ubrane w szaty z dawnych epok, rasy z baśni, ale o ludzkich obliczach.
Wydaje mi się, że chyba raczej powinno się zacząć od tego co się chce powiedzieć przez swoje pisanie, a nie od tego w jakie wdzianko ubrać tego niemowlaka.
Jak Dekard rusza polować na androidy to nie podniecam się efektami specjalnymi czy światem jaki wymyślił PKD. Nie zastanawiam się czy jest spójny, jaka jest waluta i inne pierdoły. To co mnie rusza to opowieść o życiu jako takim. O życiu, o które walczą replikanci. O jego istocie, którą na końcu ostatniemu z nich udaje się zrozumieć. Umiera, ale ratuje kogoś przed śmiercią. Żadne modyfikacje jego wyhodowanego organizmu nie mogły go zmienić. W końcu w ostatniej chwili zrozumiał jego wagę. Świat, w którym się to wydarzyło jest tylko tłem. Ale opowieść dotyczy czegoś ważnego, zrozumiałego dla wszystkich. Prawdopodobnie... :)
Po sukcesie Ojca chrzestnego (najpierw książki, potem filmu) pojawiło się i nadal pojawia sporo filmów mafijnych. Tylko, że większość to papka o strzelaniu i robieniu totalnej rozpierduchy. A tu historia o fundamentalnej wartości rodziny, jej wykrzywieniu w środowisku mafijnym, o braku wsparcia ze strony powołanych do tego instytucji, o idealistycznej postawie i niewłaściwym sposobie jej realizacji. Jak już ktoś tam strzela to nie jest to kanonada na piętnaście minut. Konkretny strzał w konkretnym celu. Zawsze wyraźnie pchający akcję do przodu. Zamach na ojca rodziny, zamach Michaela, zamach na członków wrogich rodzin na koniec. Konkretne decyzje bohaterów kluczowe dla zobrazowanie ich przemian przekute w konkretną akcję. Nie strzelanie dla samego strzelania. Jeśli chodziłoby tylko o to, która rodzina zwycięży mało kogo by to obchodziło.
Świat, w którym dzieje się akcja musi być oczywiście spójny i konsekwentny, ale to nie on stanowi o historii.
Wydaje mi się, że może więc lepiej by było zastanowić się o czym się chce napisać, a dopiero potem gdzie się to będzie działo...
Inaczej kolejne stada wampirów, orków, elfów, nastoletnich czarodziejów i kogo tam jeszcze da się wynaleźć wywołają zainteresowanie porównywalne z meczem polskiej ligi. Nawet Shakespeare kiedyś o tym chyba pisał. Wiele hałasu o nic.

3
Wydaje mi się, popraw mnie, jeśli się mylę, iż chodzi o fakt, że w książkach ostatnio za dużo efektów specjalnych rodem z filmów (nowe rasy i światy, bo wyglądają inaczej niż to, co znamy, eksplozje, bo robią huku i rozwalają wszystko wokół - choć w książce przecież nie zobaczysz, nie usłyszysz), a za mało treści typowo książkowych (np. przemyślenia bohatera, które przecież w filmie nie pojawią się w formie lepszej niż grymas aktora).

4
aaa Odpuść sobie człowieku te swoje umoralnione gatki. Ja uważam, że warto tworzyć własne światy albo własne rasy, bo tak można się bawić i zostawić na jakiś czas za sobą szarą i nudną rzeczywistości. I nie potrzebuję umoralnionych gadek, żeby wiedzieć, co chcę napisać i o co tak naprawdę mi chodzi w danym tekście.

5
No niezle... to ja sie rozpisalem na trzy akapity, a nikt nie wie o co mi chodzi. Chyba pora zajac sie uprawa kukurydza zamiast pisaniem:) wiecej bedzie z tego korzysci.
Tak, cieplo, goraco, parzy. Chodzilo mi o to czy rzeczywiscie warto poswiecac tyle czasu na wymyslanie nowych swiatow, map, ras itd.
Zaczalem chyba od konca, czyli od tego, ze MOIM ZDANIEM (wyrozniam z dedykacja dla Moni) treść jest ważniejsza od formy. Aczkolwiek daje się zauwżyć mały powrót do baroku w niektórych "dziełach" i co gorsze dla mnei osobiście jako czytelnika, tendencja jest coraz bardziej wyrazna.
Moni, nie przesadzaj. Nikogo nie umorlaniam. Jeżeli wiesz o czym chcesz pisac to szczerze Ci gratuluje. Jestes juz co najmniej na drugim poziomie. Jeszcze tylko walka z bossem i bedzie premia.
A prawo do wyrażania swojego zdania gwarantuje mi obecność kolegi Grimzona na tym forum, wiec lepiej miej sie na bacznosci...;)
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.

6
Seener pisze: Chodzilo mi o to czy rzeczywiscie warto poswiecac tyle czasu na wymyslanie nowych swiatow, map, ras itd.
Pytanie, czemu mają służyć. Wielki i głęboki problem bez dobrego kontekstu i oprawy będzie czymś co osobiście nazywam "łopatologią stosowaną", czyli autor umoralnia. Ale to moje zdanie:)
Jednocześnie mam wrażenie, że dywagowanie nad tym co jest ważniejsze: forma czy treść jest odrobinę bez sensu. Bo ani jedno ani drugie samodzielnie dobrze się nie prezentuje.
Nie rozumiem też dlaczego rozbudowany świat i "mapy, rasy" miałby w czymkolwiek przeszkadzać.
No i dochodzimy do dylematu, który dyskutowany jest chyba od zawsze: czy sztuka (literatura, film itd.) może tylko bawić czy zawsze musi nieść "myśl głęboką"?
Osobiście nie uważam tematu ani za odkrywczy ani za porywający.
Dodatkowo gdzieś po Twoim poście pałęta się kolejne zagadnienie dyskutowane od zarania dziejów, czyli co kto lubi... Temat rzeka.
Stąd moje pytanie, o co właściwie chodzi, co chcesz omówić? O czym podyskutować? Bo temu służą zazwyczaj wątki na forum. Chyba, że chodzi tylko o wylanie żali...

8
[Uwaga, moga byc wylgaryzmy!!!]

Niczego mi nie zal. No moze tego, ze nie moglem isc w zeszlym miesiacu na noc z Wladca Pierscieni do kina. No i moze, ze nie bylem na weselu jednego kolegi pare lat temu. Podobno byla niezle...
Jesli temat nie jest ani odkrywczy, ani porywajacy to nie ma powodu, zeby do niego zagladac, ani tym bardziej sie w nim wypowiadac;) No chyba, ze to jakis obowiazek wynikajacy z pelnionej funkcji.
A zdecydowalem sie zalozyc ten temat bo sporo innych jest na forum poswieconych wlasnie sprawom formy (sam rowniez do tego przykladalem palce kiedys) i wspomnianych wczesniej swiatow. Nie chce mi sie robic jakichs obliczen, ale tak na oko to ile z weryfikowanych tekstow zawieralo cos, co mozna by nazwac trescia? Ile bylo tematow dotyczacych tego jak poruszac w tekscie rozne problemy? Przeslanie to okreslenie bardzo gornolotne, chociaz wcale nie musi takie byc. Ale wiekszosc tekstow nie posiada go wogole nawet w szczatkowej formie. Oczywiscie sprawy "nowych swiatow" nie sa tu zadna przeszkoda. Ale dawno, o ile wogle kiedys, nikt tu jakos powazniej nie zajmowal sie trescia wlasnie.
Chcialem tylko zwrocic uwage, a nawet nadal chce, ze udaje nam sie pomijac dosc wazna czesc. Nie jedyna, ale wydaje mi sie, ze wazna.
Przykladowo w Sprzedawcach problem jest stosunkowo prosty. Dante musi wybrac jedna z dziewczyn. Jedna jest lafirynda, ale ma do niej sentyment. Druga tez niby jes bezpruderyjna, sam opowiada, ze prawie kazdemu facetowi, z ktorym sie spotykala robila potem laske [to ten wulgaryzm, o ktorym ostrzegalem na poczatku], ale mysli nie tylko o seksie, ale rowniez o takich przyziemnych sprawach jak wyksztalcenie Dantego i przynosi mu jedzenie do pracy, zeby biedak nie glodowal. Problem trudno nazwac odkrywczym, przeslanie [nie zdradzam, zeby nie popsuc zabawy tym, ktorzy jeszcze nie ogladali] tez nie wywoluje rewolucji. Ale jest. Banal podany w na tyle ciekawy sposob, ze ma spora rzesze fanow i doczekal sie chyba statusu kultowego.
Nie da sie ukryc, ze zadecydowala o tym wlasnie forma, ale ta forma chocby nie wiem jak bogata i urozmaicona sluzyla do opakowania pewnej mysli.
Zeby mialo szanse wyjsc z tego watku cos konstruktywnego, zaproponuje mala zabawe warsztatowa. Powiedzmy raz na tydzien publikuję (publikujemy?) zadanie w postaci strzepka fabuly lub fabuly i przeslania. Kazdy moze zaproponowac w nim swoje rozwiazanie sytuacji, ale z uzasadnieneim co w ten sposob chcialby przekazac. Nie musza to byc przemyslenia rewolucyjne. Bedzie okazja wymienic sie przynajmniej opinaimi na temat tego co z roznych opakowan mozna wycisnac. Albo co w nie mozna wcisnac:)
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.

9
"Najczęściej, nie tyle trzeba zmieniać samą sytuację, ile sposób jej doświadczania" za Sensei Sunya (chyba)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

10
Seener pisze:Zeby mialo szanse wyjsc z tego watku cos konstruktywnego, zaproponuje mala zabawe warsztatowa. Powiedzmy raz na tydzien publikuję (publikujemy?) zadanie w postaci strzepka fabuly lub fabuly i przeslania. Kazdy moze zaproponowac w nim swoje rozwiazanie sytuacji, ale z uzasadnieneim co w ten sposob chcialby przekazac.
Mi się ten pomysł b. podoba. Trzeba tylko znaleźć kogoś (lub Ktoś sam się zgłosi), kto zapanuje nad całością. Kogoś, kto ma doświadczenie w prowadzeniu warsztatów. I ma do tego zapał. I jak się zgodzi, to wszyscy będą zadowoleni:)

11
Seener pisze:ta forma chocby nie wiem jak bogata i urozmaicona sluzyla do opakowania pewnej mysli.
Zawsze jest jakaś myśl. Tak samo jak w każdym tekście jest jakaś treść. Jaka i jak bardzo trafia do danego czytelnika, to już inna bajka.
Seener pisze:Jesli temat nie jest ani odkrywczy, ani porywajacy to nie ma powodu, zeby do niego zagladac, ani tym bardziej sie w nim wypowiadac;) No chyba, ze to jakis obowiazek wynikajacy z pelnionej funkcji.
Nie wiem, co sugerujesz, i może lepiej to tak zostawię.
Mam cały czas problem z uchwyceniem co jest głównym zagadnieniem tego wątku. O co chodzi? O ćwiczenie w stosowaniu "złotego środka"? Mówisz o generalnych trendach czy o swoich własnych trudnościach warsztatowych? Bo dla mnie to nadal zarzucanie wędki na szeroką rzekę. Temat rzekę.
Seener pisze:Powiedzmy raz na tydzien publikuję (publikujemy?) zadanie w postaci strzepka fabuly lub fabuly i przeslania. Kazdy moze zaproponowac w nim swoje rozwiazanie sytuacji, ale z uzasadnieneim co w ten sposob chcialby przekazac. Nie musza to byc przemyslenia rewolucyjne. Bedzie okazja wymienic sie przynajmniej opinaimi na temat tego co z roznych opakowan mozna wycisnac.
To wymagałoby doprecyzowania - co dokładnie byłoby celem ćwiczenia.
Przy okazji, znacznie lepiej czytałoby mi się Twoje posty, gdybyś używał polskich znaków. W końcu jest to forum poświęcone pisaniu, dbajmy o podstawy...
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

12
Oh, Caroll.
Kiedyś Neil Sedaka śpiewał taką piosenkę.
„...tho' you treat me cruel
You hurt me
and you made me cry...”
Zawsze jest jakaś myśl.
To BARDZO odważne stwierdzenie... Nie zawsze. A może to ja miałem takie szczęście? Nie chodzi nawet o weryfikowane tutaj opowiadania, bo często są tylko fragmentem jakiegoś pomysłu, ale zdarzyło mi się ostatnio przeczytać parę kryminałów i fantastyki gdzie nie było nic, co można by tak nazwać. Coraz bardziej przebiegły i wymyślny psychopata dokonujący seryjnych morderstw coraz bardziej niewinnych dzieci z coraz dziwniejszego powodu. Raz samotna pani detektyw z nadwagą w trakcie zachodzi w ciąże z kolegą z pracy. Raz żonaty detektyw się rozwodzi. Ale z niczego to nie wynika. Nie ma związków przyczynowo-skutkowych. Czytało się to jak serię artykułów w gazecie. Na jednej stronie polityk przyjechał z wizytą, na drugiej przepis na zupę z dyni, na trzeciej ktoś gdzieś pobiegł i kogoś pobił. Mogło chodzić o rekord, ale nie jestem pewien. A nie są to takie znowu wyjątki.
Mówisz o generalnych trendach czy o swoich własnych trudnościach warsztatowych?
Nie wiem, co sugerujesz i może lepiej tak to zostawię :)
Mam cały czas problem z uchwyceniem co jest głównym zagadnieniem tego wątku. O co chodzi? O ćwiczenie w stosowaniu "złotego środka"?
Zauważyłem, że nie rozumiesz. Nie przejmuj się tym. Może masz to już w małym palcu i jesteś ponad tym. Albo wprost przeciwnie. Może nie ma konieczności, żebyś wszystko rozumiała. Ja jak nie rozumiem tego co czytam to odkładam na inny czas i czytam coś innego. Albo idę na spacer. Żadnego przymusu, są w życiu przyjemniejsze rzeczy.

Grimzon: Wyrażanie własnych przemyśleń to jedno, a wbijanie szpilek innym to co innego. Dyskusja polega na rozmowie o argumentach, a nie o ludziach, którzy je przedstawiają. Tak jak ty chcesz żeby w tekstach były głębsze myśli tak samo ja nie chcę widzieć ataków na uczestników dyskusji w postach. Nie zastosowanie się do tej uwagi będzie grozić upomnieniami.

Nie chodzi o żaden złoty środek. To tak jakby się zastanawiać czy w samochodzie ważniejsze są koła, czy kierownica. Podałem parę przykładów we wcześniejszych postach tego jak przesłanie zostało wplecione w fabułę i opiera się na mocnych punktach historii, a nie łopatologicznie podanym przez autora jednym zdaniu na zakończenie.
Ale dodam jeszcze jeden przykład. Zbliżony do proponowanego ćwiczenia.
Scenariusz:
Akcja dzieje się w krainie, która ma koniecznie w nazwie przynajmniej jedną literkę V i co najmniej jeden zbitek „ea” lub „ea”. Żyją tam ludzie, elfy i co najmniej dwie nowe rasy, których jeszcze nikt nigdy nie wymyślił. Najlepiej, żeby też w nazwie miały jakieś literki V, a jedna może nawet tak trochę rewolucyjnie z jeden X. Góra dwa. Trzy to już byłoby chyba za dużo. Poziom rozwoju cywilizacyjnego zbliżony do późnego europejskiego średniowiecza. Dopuszcza się istnienie magii.
Dochodzi do konfliktu między dwoma państwami. To trochę mniejsze i słabsze zostaje napadnięte przez trochę większe i silniejsze. Władca stwierdza, że w regularnej wojnie nie ma szans wygrać. Wybiera więc sprytnego wojownika i wysyła go z misją zlikwidowania władcy wrogiego państwa. Wojownik rusza z misją...
Propozycje rozwinięcia akcji i myśli jaką chce się za jej pomocą przekazać:
Wariant 1.
Wojownikiem zostaje skazaniec, którego czekała śmierć. Albo wykona rozkaz, albo zginie. Nadworny mag rzuca na niego zaklęcie obroży, które spowoduję, że umrze jeśli nie wykona misji w ciągu miesiąca. Wojownik rusza do boju. Nie cofa się przed niczym bo taka jest jego natura. Podrzyna gardła brzemiennym kobietom aby uzyskać informacje o drodze, gwałci najmłodsze owieczki w stadzie, żeby się dowiedzieć, którędy chodzą patrole. Na koniec bestialsko morduje stado różowych, pluszowych króliczków kicających po łące pod zamkiem wrogiego władcy, żeby się dowiedzieć gdzie jest tajne wejście. Na koniec morduje władcę i wraca do swoich. Ci zabijają go jako niewygodnego świadka.
Przesłanie: Polityka to syf, w którym cel uświęca środki.
Wariant 2.
Wojownik jest przesiąknięty patriotyczna miłością do swojego kraju. W nocy przez sen recytuje przysięgę wojskową albo śpiewa hymn państwowy. Z animuszem rusza na terytorium wroga. Widząc dziejącą się po drodze niegodziwość ratuje z opresji przedstawiciela jednej z tych dwóch ras z literką V w nazwie. Okazuje się, że to weteran wrogiego wojska. Nieczynny zawodowo z powodu ran odniesionych w walce w innej wojnie. W dodatku jest przedstawicielem rasy traktowanej przez większość ludzi jako niedorozwiniętą umysłowo. Jest więc mimo swojej bohaterskiej przeszłości prześladowany z powodu drobnej niepełnosprawności i na tle rasowym. Wojownik współczuje mu szczerze. Szybko się zaprzyjaźniają. Szczęśliwie okazuje się, że idą w tym samym kierunku. Po drodze wspólnie walczą z niegodziwościami, których podczas stanu wojny nie brakuje. A to poderżną gardła zdziczałym żołnierzom gwałcącym owieczki, a to rozprują bebechy niegodziwemu dowódcy, który grabi swój lud wykorzystując zawieruchę wojenną, a to powieszą rozwydrzonego nastolatka, który dusił na łące kicające różowe, pluszowe króliczki. To wspólne działanie jednoczy ich tak bardzo, że w wybuchu namiętności spędzają ze sobą gorącą, tętniącą emocją noc i ślubują sobie miłość po wsze czasy. W dalszej drodze wojownik zmuszony jest jednak wyjawić prawdziwy cel swojej misji. Jego towarzysz weteran jest początkowo zdruzgotany. Ostatecznie jednak rozumie, że jego władca to tyran i despota, który gnębi swoich poddanych. Postanawia pomóc wojownikowi. Zdradza mu tajne wejście do zamku i razem dokonują mordu nad złym królem, który jest brudny, stary, pomarszczony i ma kurzajkę na nosie. Wojna się kończy. Weteran zostaje nowym sprawiedliwym władcą swojej krainy, a Wojownik bohaterem swojej. Świeci słońce, kwitną kwiaty, a różowe króliczki kicają po łące. W stojącej obok kopce siana połączeni z naturą Wojownik i Weteran oddają się aktowi miłosnemu, na który nagle naszła ich ochota.
Przesłanie: Prawdziwa miłość zwycięży wszystko. Sprawiedliwość zawsze triumfuje.
Wariant 3.
Wojownik to stary, zaprawiony w bojach komandos. Ranny podczas niejednej misji. Kończył sukcesem niemal niemożliwe misje. Dostaje do pomocy dwóch żołnierzy. Jest niesamowicie skuteczny i przebiegły. Przebiera się za młodą owieczkę i uwodzi kaprala wrogiej armii, żeby dostać się na teren wroga. Udaje brzemienna kobietę, aby dowiedzieć się, którędy do zamku nieprzyjacielskiego władcy. Kiedy nie ma innego wyjścia bez emocji morduje różowego, pluszowego króliczka, żeby dowiedzieć się gdzie jest tajne wejście do zamku. We wszystkim pomagają mu bezwzględnie dwaj towarzysze. Ale czasem zachowują się podejrzanie. Szepczą między sobą skrycie, nie chcą powiedzieć z jakiego pochodzą oddziału. Słabo posługują się bronią białą, ale zawsze jakoś udaje się im wychodzić zwycięsko z pojedynków. W dodatku po drodze zauważają, że większość wlak ma maiejsce na terytorium wroga, a nie ich biednego napadniętego państwa. Na drzewach też zazwyczaj wiszą trupy wrogiej armii. Kiedy w końcu dostają się do komnaty wrogiego władcy ten demaskuje ich jako młodych magów. Okazuje się, że to nie duże państwo napadło na małe tylko małe napadło na duże. Nie chodzi o wolność tylko o złoża magicznej rudy, które znajdują się na terenach przygranicznych. Wszystko jest spiskiem magów, którzy toczą między sobą swoją brudną wojnę, a giną niewinni. A bohater jest tylko marionetką, która ma być zlikwidowana po wykonaniu misji. Wojownik wykorzystując fortel z lustrem odbijającym zaklęcia szlachtuje bestialsko niedobrych magów. Daruje życie wrogiemu władcy i mając serdecznie wszystko w... gdzieś rusza w siną dal.
Przesłanie: Polityka to syf, a politycy to marionetki w rękach karteli finansowych.
Wersja alternatywna.
Wojownik rusza wymordować bestialsko złych magów. Do pomocy zabiera pluszowego, różowego króliczka, któremu niedawno udusił ojca. Żal mu sierotki. Postanawia wyszkolić go na równego sobie. Jest od razu materiał na kontynuację.
Przesłanie: Polityka to syf, a politycy to marionetki. Ktoś w końcu musi z tym zrobić porządek. Ale żeby się udało musimy się zjednoczyć.
Chodzi o to, żeby w akcję była wpleciona jakaś myśl. Niekoniecznie głęboka i ponadczasowa. Ale pokazana w miarę wyraziście w przynajmniej części kluczowych wydarzeń, a nie obok nich, albo (co gorsze) wcale.

PS.
Przez Ciebie straciłem przerwę śniadaniową. Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumna;)
Ostatnio zmieniony pt 07 wrz 2012, 10:44 przez Seener, łącznie zmieniany 1 raz.

13
Zauważyłem, że nie rozumiesz. Nie przejmuj się tym. Może masz to już w małym palcu i jesteś ponad tym. Albo wprost przeciwnie. Może nie ma konieczności, żebyś wszystko rozumiała.
Moje niezrozumienie ogranicza się do Twojej motywacji założenia wątku. Proponuję nie dywagować dalej i nie rozciągać tego na moją osobę.
Przykłady przykładami, jednak brakuje mi tezy do dyskusji. Bo te, które postawiłeś, wcale się nie wykluczają. Czyli świat i przekaz.
Seener pisze:Przez Ciebie straciłem przerwę śniadaniową. Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumna;)
Nie rozumiem Twojej potrzeby osobistych wycieczek. Proponuję je ukrócić.
Seener pisze:Chodzi o to, żeby w akcję była wpleciona jakaś myśl. Niekoniecznie głęboka i ponadczasowa. Ale pokazana w miarę wyraziście w przynajmniej części kluczowych wydarzeń, a nie obok nich, albo (co gorsze) wcale.
A ja nadal uważam, że jakaś "myśl" jest zawsze, tylko nie każdy autor daje radę ją przekazać. I wracamy do kwestii warsztatu.
Seener pisze:Coraz bardziej przebiegły i wymyślny psychopata dokonujący seryjnych morderstw coraz bardziej niewinnych dzieci z coraz dziwniejszego powodu. Raz samotna pani detektyw z nadwagą w trakcie zachodzi w ciąże z kolegą z pracy. Raz żonaty detektyw się rozwodzi. Ale z niczego to nie wynika. Nie ma związków przyczynowo-skutkowych. Czytało się to jak serię artykułów w gazecie.
Czyli kwintesencja jest taka, że nie są to treści, które Cię interesują. A nie, że ich nie ma.

14
Jakaś myśl jest zawsze, bo ludzkie działanie niesie znaczenie. Nie koniecznie je rozumiemy, nie koniecznie się go doszukujemy. Nawet gdy ktoś działa totalnie bez sensu, to jest to działanie bez sensu dla nas - obserwatorów, czytelników. I tu dochodzimy do tego, czy autor zdaje sobie sprawę z tego jakie znaczenie niesie jego tekst, czyli jaką przemyca myśl. Nie doszukujcie się tutaj definicji filozoficznych, to tylko psychologia.
"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal


Sky Is Over

15
W zupełnosci zgadzam się z pierwszym wpisem Seener'a. Nic dodać nic ująć. Też tak mam.

Ale - i o to w tym wszystkim chodzi - najciekawiej jest tam, gdzie mamy zupełnie inny świat, masę robotów / kosmitów / czarodziejów, ale znane nam ludzkie namiętności.

Bo wyobraźcie sobie taką książkę: osiedle bloków z wielkiej płyty małym mieście, asfaltowe ulice, chodniki, szkoły i urzędy, zwyczajni ludzie w ubraniu z lidla lub gapa. Jedzą kanapki z szynką, piją piwo. I problemy zupełnie wymyślone, nie z tego świata. Czyli jakie? No właśnie, ciężko w ogóle wyobrazić sobie wymyślone emocje, a co dopiero zainteresować się nimi?

Tak więc - wymyślajmy światy lub nie - ale emocje i wartości muszą być znane, realne. Takie wezwanie na dziś.

Na koniec tylko mała złośliwość, ale śmieszna:

Monilviam:
aaa Odpuść sobie człowieku te swoje umoralnione gatki
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”