Gdzie śpią dobre anioły,

1
Wiedziałem, że jak bańka mydlana, mój czar kiedyś pryśnie.
Widząc w lustrze zakłamane, kusicielskie piękno, które swoją niebywałą urodą ujarzmiało przez lata złaknione komplementów istotki, byłem pewny swego, nikt nie mógł mnie pokonać. Zbierałem żniwo. Ludzkie serca gotowały się do przyjęcia podarków nienawiści. Wysublimowane przemowy, piękne gesty, fałsz i obłuda – robiłem wszystko, by ilość upadłych dusz wzrastała.
Ale ona była inna. Nie poddawała się urokom. Stawiała opór mimo szeptów, słodkich słówek, nie uginała się pod naporem pozorów, szukała prawdy, zabijając moje kłamstwa. Zbyt dziewicza, czysta, nieskalana przez ogniste moce, które nieustannie ją dręczyły, pragnęły pochwycić i zniszczyć. Nie obawiała się płomieni, dla niej nie rujnowały świata, ale oczyszczały go.
Robiła złu na przekór - grała mi na nosie.
Irytowała popękane, beznadziejne dusze. Zazdrościły jej, że wciąż posiadała iskierki wiary w lepsze jutro. Za każdym razem jej słowa wywierały na mnie coraz potężniejszy wpływ, drżenie serca, jakby barwa niewinnego głosiku mogła - zamiast ją - pochłonąć mnie i zaciągnąć w najstraszniejsze czeluści piekła.
Mała, bezbronna dziewczynka z głową w chmurach… Chowała w najgłębszych odmętach duszy swoją pokusę, ale zawzięty łowca, czart czekający na moment zwątpienia, wreszcie obwieścił swój triumf. Zdobyłem klucz do niewidzialnych, prowadzących do jej sekretów drzwi. Otworzyłem otchłań pełną niepewności i strachu. Odkryłem jej tajemnice. Grasowałem po wspomnieniach. Przyglądałem się każdej sekundzie jej życia. Chłonąłem doznania. Poznawałem najdrobniejsze szczegóły jej osobowości. Pragnąłem, aby zgniła od grzechów, aby upadła i już więcej się nie podniosła.
Odsłoniła swój słaby punkt, musiałem tylko w niego uderzyć. Zbyt długo pozostała krystaliczna… Uśpione zło zawsze znajdowało okazję. Sprawiłem, że dziewczyna straciła z oczu obraną drogę, skręciła w ślepy zaułek, gdzie czekała zamaskowana Zdradzieckość – ubrana w utkane z jej marzeń tkaniny. Kochanek idealny, znający jej pragnienia, potrafiący uchwycić i zrozumieć niejednoznaczną osobowość – Licho – ja, sługa Szatana, pasożyt ludzkości, jeden z armii intrygantów…
Zauroczyła się. Każdą wolną chwilę spędzała na myśleniu o ukochanym, o jego niezwykłej urodzie, o charakterze, o jego ramionach, z których zgrabnie uciekała.
Radosna jak poranek, chodziła cała w skowronkach, motyle fruwały w jej brzuchu…
Miłość – najpiękniejsze z uczucie ze wszystkich, nim miałem zamiar ją upolować, pochwycić w sieć dwulicowości, by upodobniła się do mnie.
***
- Zdarzyło ci się kiedyś stanąć przed wrotami piekła? Kiedy sytuacja wydawała ci się bez wyjścia? – odezwała się, gdy znaleźliśmy ustronne miejsce w osiedlowym parku, a słońce ozłacało drzewa, ścieżki, dawało życie roślinom.
Wybuch śmiechu zamaskowałem kilkoma kaszlnięciami, nie zdawała sobie sprawy, że przenośnia, której użyła, w moim przypadku nią nie była…
Spojrzała na mnie porażającymi lodowatym pięknem, błękitnymi oczami. Miałem wrażenie, że grzebała nimi w moim wnętrzu, próbowała wykraść skrawek kłamstw, skrawek mojego jestestwa.
Głęboko się zamyśliłem, co powinienem jej powiedzieć? Wciąż tliła się w niej niepewność - musiałem ją ugasić. Nasz wzrok się skrzyżował, nie zraziła mnie jej natarczywa mina, która wołała o odpowiedź.
- Zdarzyło się – odparłem zdawkowo, ale zdałem sobie szybko sprawę, że to jej nie wystarczy, westchnąłem. – Kiedyś byłem kimś potężnym, zamożnym, ale to wszystko utraciłem przez chciwość serca, przez żądzę władzy i pomnażania pieniędzy, teraz pozostałem goły, bez grosza przy duszy. – Szczera prawda, jednak pominąłem drobny fakt - chwyciłem się najgorszej z możliwych desek ratunku, paktowałem z diabłem, by zgromadzić majątek. Cieszyłem się chwilowym szczęściem, ale upadły anioł wraz z upływem czasu zaczął domagać się zapłaty, odbierał mi skarby, aż wreszcie została jedynie dusza… Stałem się wiecznym sługą ku polepszeniu bytu Pana Zła i jego demonicznej świty.
Zniosłem dotyk jej spojrzenia, przełknęła ślinę, czyżby głos ugrzązł jej w gardle? Chrząknęła.
- Skąd to nagłe pytanie? – Uśmiechnąłem się przyjaźnie, próbując zakręcić jej kosmyk włosów wokół palca, lecz odsunęła się, skrzywiłem się nieznacznie, nie podobało mi się jej zachowanie, zwiastowało coś niedobrego.
- Wydaje mi się, że… - Zadarła głowę, odetchnęła głęboko. – Że z mojego świata może cię porwać najmniejszy wiaterek, że deszcz cię rozmyje…
- Dlaczego tak uważasz? – Uniosłem pytająco brwi.
- Jesteś zbyt idealny…
Zadziwiła mnie. Dźgnęła niewidzialnym sztyletem wprost w moją pewność siebie. Skręcało mnie w żołądku, nie wiedziałem, co powinienem zrobić, jakich argumentów użyć, jak złożyć spójne zdania, nie myślałem, że będąc uosobieniem jej fantazji, mogłem ponieść klęskę.
- Zrozum, ja… – Ocknąłem się z letargu, znowu zrobiła pauzę, gromadziła odwagę, by wyrazić uczucia. – Ja tak nie mogę, ty ciągle czegoś ode mnie oczekujesz, a ja… – Wypuściła ze świstem powietrze przez zęby. - Ja jestem tylko człowiekiem, nie umiem spełniać każdej twojej prośby, moje sumienie mi na to nie pozwala, wybacz, ale… To wszystko wydaje się misternie ułożonym scenariuszem, ja nie przywykłam do bycia w centrum czyjeś uwagi, ja tego nie potrzebuję, nie jestem gotowa – powiedziała na jednym wdechu, w jej oczach zadomowił się smutek, łzy zalśniły w kącikach, broniła się przed płaczem.
Otumaniony siedziałem, gdy ona wstawała z ławeczki i muskała ustami mój policzek, coś jeszcze mówiła, nie słuchałem, jej poprzednie słowa dudniły w moich myślach, jak ideał może jej nie wystarczać? Jakim cudem? Jak to możliwe? Gdzie popełniłem błąd? Moja taktyka, nikczemność, wszystko, co robiłem, było złe? Nie, to nie wchodziło w grę, to jakiś absurd.
Spojrzałem na nią ostatni raz, na dziewczynę, która oparła się pokusie… Doznałem olśnienia. Tuż koło niej, nad ziemią dryfował skrzydlaty stwór – anioł. Rzucił w moją stronę, przez ramię, ironiczne spojrzenie. Drwiący uśmieszek majaczył na idealnie zarysowanych ustach. Wzrok przyciągała lśniąca czupryna gęstych blond włosów. Pociągła twarz kończyła się mocnym podbródkiem, schodząc niżej szerokie, umięśnione barki, całość wieńczyły szczupłe nogi – istne dzieło sztuki, ulepione z boskiej gliny…
Jej stróż wreszcie dał o sobie znać. Wreszcie podpowiedział jej, co należało zrobić.
Wreszcie. A gdyby tak poczekał kilka chwil dłużej? Gdyby tak zaspał? Gdyby zapadł w wieczny sen, gdy jej dusza zostałaby opętana przez złowieszcze moce?
Pokręciłem głową.
- Opiekuj się blaskiem jej istnienia, bo gdy on przeminie, pamiętaj, że ty również zgaśniesz – wyszeptałem, doskonale zdając sobie sprawę, że anioł mnie słyszał. Miał słyszeć. Jeśli chciał utrzymać ją przy ścieżce dobra, powinien zachować większą czujność, dzięki temu dostarczy mi nie lada frajdy…
„Jeszcze się spotkamy, moja mała, gdy twój stróż utnie sobie drzemkę” – pomyślałem, a szyderczy śmiech wydobył się z mojego gardła. - „To koniec i początek historii… Jedną nogą przekroczyłaś granicę grzechu, teraz ona będzie cię kusić, ale chwilowo wszystko uspokoiło się, ucichło, wisielczy wiatr nawet przestał zawodzić, więc raduj się, dopóki możesz…” – Kopnąłem kamyk, który potoczył się po krzywym chodniku. Czas znaleźć kolejną ofiarę.
***
W każdym sercu znajdzie się skaza, w każdej duszy tkwi drzazga. Kto szuka, odkryje sposób, by zatruć ranę i głębiej wepchnąć cierń.
Dobry Aniele, kiedyś znowu zaśniesz? Nie zdążysz się wtrącić? Świat zatrzyma się dla kogoś w posępnej ciszy, a ty będziesz bezradnie patrzył, jak zabłąkana owieczka wpada w ręce parszywego wilka?
Nie zasypiaj, bo zło nie przepuszcza okazji, by zasiać swoje ziarno w ludzkich sercach.
Ostatnio zmieniony wt 27 mar 2012, 11:11 przez Cicuta, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Nie podoba mi się, może jestem zmęczony i upierdliwy
1. Tego się nie czyta płynnie. Dla mnie ideał powieści, opowiadania, etc jest jak nie myśle o czytaniu, tylko skupiam się na fabule, moge odpłynąć. W twoje opowiadanie nie potrafiłem tak wsiąknąć.
2. Strasznie dużo epitetów, chyba. Poza tym słońce nie ozłaca. ozłaca ktoś bogaty kogoś innego
3. przeczytaj kilkadziesiąt razy i szukaj co ci nie pasuje, potem daj kumplowi, dziewczynie, bratu, mamie do przeczytania.
4. Prawdopodobnie potem będzie fajne.
5. Moje uwagi traktuj jako zdanie kompletnego amatora, który prawie na pewno się myli

3
Cicuta pisze:Widząc w lustrze zakłamane, kusicielskie piękno, które swoją niebywałą urodą ujarzmiało przez lata złaknione komplementów istotki, byłem pewny swego, nikt nie mógł mnie pokonać.
Coś w tym zdaniu nie pasuje. Może to, że piękno i uroda są synonimami i de facto piękno nie może mieć swej urody?
Pokonać go - IMHO niekoniecznie trafne sformułowanie. Jest diabłem, mami gładkimi słówkami, kusi. Robi to w tajemnicy, pod płaszczem, udaje kogoś innego, tak? Pokonać można kogoś, o kim się wie, że jest wrogiem. Jeśli się nie wie, to się nie ma świadomości, że się walczy. Raczej napisałbym tutaj, że nikt się nie mógł oprzeć.
(...) nie uginała się pod naporem pozorów (...)
Chybione. Uginać się pod naporem, wiadomo co to znaczy i jakie ma konotacje. Pozór to fałszywy obraz czegoś, łudzące wrażenie czegoś, pozór mami, oszukuje, zwodzi ale nie napiera.
Nie obawiała się płomieni, dla niej nie rujnowały świata, ale oczyszczały go.
Głupie pytanie, ale jak to się ma do sytuacji, do jej nieskalania itp.? Ona, taka niewinna, chce czyścić świat w ogniu? To raczej domena fanatyków.
Irytowała popękane, beznadziejne dusze. Zazdrościły jej, że wciąż posiadała iskierki wiary w lepsze jutro.
Tuszę, że każda rzecz w utworze czemuś służy. Czemu służą wzmianki o innych duszach? Opowiadanie jest o relacji między nim a nią. Jakie to ma znaczenie, kogo ona irytowała poza nim?
Za każdym razem jej słowa wywierały na mnie coraz potężniejszy wpływ, drżenie serca, jakby barwa niewinnego głosiku mogła - zamiast ją - pochłonąć mnie i zaciągnąć w najstraszniejsze czeluści piekła.
Chodzi o to, że jej głos mógłby jego pochłonąć i to on by trafił (a nie ona) do piekła.
A z powyższego wynika raczej, że jej głos pochłonął jego zamiast niej. Źle złożone jest to zdanie i wprowadza w błąd.
Chowała w najgłębszych odmętach duszy swoją pokusę (...)
Niby ładnie, poetycko, ale jednak to nie jest proza poetycka. Więc tropię w SJP i wychodzi mi, że:
- chowała w głębokiej, wzburzonej wodzie duszy - nie pasuje, dusza nie woda
- chowała w czymś skłębionym duszy - nie pasuje, dusza raczej nie ma czegoś skłębionego, w dodatku najgłębszego
- chowała w bezładzie, chaosie duszy - też nie pasuje, najgłębszy bezwład, chaos duszy?
Zakamarki duszy - były zbyt prostackie, zbyt oklepane?
Dodatkowo - swoja pokusa. Swoja - do wywalenia. Przecież wiadomo, że swoją pokusę chowała a nie cudzą.
(...) wreszcie obwieścił swój triumf.
Merytorycznie nie pasuje. Dzielisz skórę na niedźwiedziu, Cicuto, bo przecież tryumfu nie osiągnął, jak się dalej okazuje, więc nie mógł go obwieścić. Może poczuć, zwietrzyć szansę.
Uśpione zło zawsze znajdowało okazję.
IMHO, błąd. Czy on jest tym uśpionym złem? No nie. Chodzi chyba o uśpione zło w niej? No tak, skoro uśpione, kiedyś musiało szaleć. A nie może, przecież zawsze była taka krystaliczna. Czyli, tekst sobie sam przeczy.
Sprawiłem, że dziewczyna straciła z oczu obraną drogę, skręciła w ślepy zaułek, gdzie czekała zamaskowana Zdradzieckość – ubrana w utkane z jej marzeń tkaniny.
Nie widzę uzasadnienia dla wielkiej litery. A potem powtórzenie.
Kochanek idealny, znający jej pragnienia, potrafiący uchwycić i zrozumieć niejednoznaczną osobowość (...)
Niejednoznaczny to:
- budzący wątpliwość
- o wyrazach, zwrotach itp. że nie znaczą tego samego
A więc, złe słowo.
Zauroczyła się. Każdą wolną chwilę spędzała na (...)
To słabe zauroczenie. Solidne sprawia, że się myśli również w chwilach zajętych i to w tych zajęciach przeszkadza.
Miłość – najpiękniejsze z uczucie ze wszystkich, nim miałem zamiar ją upolować, pochwycić w sieć dwulicowości, by upodobniła się do mnie.
Podkreślone - były chyba dwie opcje jak to napisać i nie dokonano wyboru.
Ale bardziej razi sens zdania. Miłość nim miał zamiar. Nie, zamiar, to on miał od początku, miłość mogła być nim go zrealizował.

Dobrze, wystarczy tego tropienia, druga część jest jeszcze dłuższa, więc bym chyba z pracy dziś nie wyszedł. Czas przejść do uwag ogólnych.
Jest w tym tekście dużo egzaltacji. Silisz się, autorko, na kwiecistość, kobiecy klimat, opisowość. Ubarwiasz język, ubarwiasz fabułę. Efekty tego są dwa.
Primo, potykasz się o ten język. Zwróć uwagę na komentarz Spencera - za dużo epitetów, za mało płynnie. Istotnie, grzęźnie się w tych opisach. Tak opisujesz wszystko - pogodę, emocje, relacje, metafizykę.
Secundo - fabuła traci na tym. Dużo do stracenia nie ma, bo jest prosta jak drut i da się ją streścić w jednym zdaniu, niestety. Ale traci, egzaltacja językowa spycha Cię na manowce również egzaltacji fabularnej. A to prowadzi do tego, że:
- bohaterka zgrabnie ucieka z ramion swego idealnego ukochanego - albo opisujesz dwunastoletnie podlotki... wróć, dziś dwunastolatki rodzą a dziesięciolatki uprawiają petting, niech będzie, że opisujesz ośmiolatkę, albo opisujesz osiemnasty wiek. Pierwsze skreślam z oczywistych względów, drugie - bo w XVIII wieku nie było osiedlowych parków.
- bohaterka zrywa z idealnym ukochanym z powodów: niewyjaśnionych, sprzecznych, niewiarygodnych. Mnie to nie przekonuje.
O pięciosekundowych letargach nie wspomnę.

Na drugie nie wiem czy coś poradzimy. Radząc Ci, Cicuta, byś pisała o tym a o tamtym nie, w takim stylu albo nie, z takim poziomem patosu, egzaltacji lub owym, sam bym sobie w stopy strzelał. Jestem zwolennikiem Thany i jej twierdzenia, że pisze się również dla własnej przyjemności. Jeśli czytanie i pisanie właśnie takich historii sprawia Ci przyjemność, to takie je pisz, niech dziołchy zgrabnie wymykają się z ramion ukochanego. Jakbyś chciała, to i Harlequiny możesz pisać, nie mnie Cię od tego odwodzić, mogę się zaziewać najwyżej, bo to nie mój target. Ale fajnie by było, żeby choć te harlequiny były dobrze napisane, a ty trochę pomóc mogę. I w ten sposób wracamy do problemu pierwszego.
Moja rada, spróbuj pisać prostszym językiem. Jak ten drut, bierzesz i prostujesz. Nie szukasz sposobów na powiedzenie czegoś jak najpiękniej, szukasz sposobu by to powiedzieć jak najprościej i najkomunikatywniej. Do kwiecistości pewnie i tak wrócisz, od przeciwnej strony, i dobrze! Fantazyjność masz, trochę tego drygu, sposobu rozumienia rytmu (akapity, znaki przystankowe, pauzy), więc drętwo nie jest.
Aha, i następnym razem coś z dialogami poproszę.

4
Dziękuję, bardzo, bardzo bardzo za opinie! Przydadzą się do dalszej pracy! Postaram się zwrócić na wszystkie kwestię uwagę i poprawić, co tylko mogę, ale może troszeczkę usprawiedliwię moją kwiecistość i różne dziwne rzeczy, niektóre mało przemyślane - pisałam to na bardzo szybko, nauczycielka rzuciła hasło jest taki a nie inny konkurs, pracę poproszę na następny dzień, więc stwórz coś tam, coś i wyszedł "twór"... Chociaż to nie działa zbyt na korzyść mojej pracy, ale. Tym niemniej postaram się następnym razem podrzucić coś bardziej zdatnego do czytania. Dziękuję jeszcze raz!:):):)

5
Oooo, interesujące, nauczucielka, konkurs...
Co za konkurs, z ciekawości zapytam, że nauczycielka go propagowała?

IMHO, krłotki termin realizacji nie uzasadnia tej kwiecistości. Myślę, że takie masz zalążki stylu. Natomiast krótki termin na pewno nie dał Ci szansy na sprawdzenie siebie samej.
No to ja znowu potłukę mój ulubiony temat :) Autokorekta.
Logiczne, nie miałaś czasu na zczytanie tekstu i pogmeranie w nim. Zapewne gdybyś miała czas, to też by za wiele z tego nie wynikło, bo po napisaniu czegokolwiek zawsze pierwsze wrażenia są takie - ale mi to genialnie wyszło! Trzeba mieć więc czas na oderwanie się od tekstu, odłożenie go do szuflady na parę tygodni. potem się czyta już bardziej z dystansem. Dziwne sformułowania mają szansę zakłuć w oczy. Trzeba się w tym trochę poćwiczyć oczywiście, ale to jest do zrobienia.

A nauczycielka coś tam pomagała z tym tekstem? Poprawić itp.?
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

6
Dłuższe formy troszeczkę lepiej wyglądają pod względem kwiecistości - przynajmniej moim zdaniem, próbuję walczyć z tymi dziwnymi zdaniami, ale rzadko z sukcesem, weszły mi w nawyk...

A konkurs nazywał się "Gdzie śpią dobre anioły", czy "Tam gdzie śpią dobre anioły", coś takiego, jakiś taki bibliotekowy, regionalny:) Na jedną stronę A4 xD Wygrałam w nim sto złotych i byłam szczęśliwa :D

Nie, nic nie pomagała, liczyłam, że wreszcie zostanę uświadomiona, co robię źle, co mogę poprawić, co zmienić, a dowiedziałam się, że gdzieś tam dodała przecinek i nic poza tym:D
a moment dostałam taką odpowiedź na mail z opowiadaniem: "Opowiadanie przeczytałam. Jest ciekawe. To fakt - inne. Ale przecież w literaturze o to chodzi - aby nie zawsze wszystko było identycznie lub podobnie.
Dlatego... oczywiście, wysyłamy na konkurs! Gratuluję pomysłu!"
I to by było na tyle:D

8
Bardzo miłe, bo nigdzie wcześniej nie brałam udziału, a tu nagle stówa zasila portfel xD

Coś poszukam, może znajdę z jakimś dialogiem xD

9
Dużo piszesz, ale w nawałnicy tekstu jest pustka. Miałem wrażenie, iż wprowadzenie mówiące o dziewicy, nieskalanej duszy, to zalążek czegoś wielkiego, ponieważ poruszasz tam tyle kwestii i żadna zasadniczo nie ma rozwinięcia, i jakby - na przekór długości dzieła - muskasz temat, pozostawiając moje pytania bez odpowiedzi. Zły człowiek uwodzi dziewczyny, ale po co? Zły człowiek wytycza sobie nowe, coraz trudniejsze cele, ale dlaczego? Zły człowiek widzi anioła stróża: to już ciekawy motyw, ale i on przemija równie szybko, jak się pojawił. I na koniec tej wyliczanki niespójność, pokazująca dziury (owa pustka w historii):
- Zrozum, ja… – Ocknąłem się z letargu, znowu zrobiła pauzę, gromadziła odwagę, by wyrazić uczucia. – Ja tak nie mogę, ty ciągle czegoś ode mnie oczekujesz, a ja… – Wypuściła ze świstem powietrze przez zęby. - Ja jestem tylko człowiekiem, nie umiem spełniać każdej twojej prośby, moje sumienie mi na to nie pozwala, wybacz, ale… To wszystko wydaje się misternie ułożonym scenariuszem, ja nie przywykłam do bycia w centrum czyjeś uwagi, ja tego nie potrzebuję, nie jestem gotowa – powiedziała na jednym wdechu, w jej oczach zadomowił się smutek, łzy zalśniły w kącikach, broniła się przed płaczem.
Otumaniony siedziałem, gdy ona wstawała z ławeczki i muskała ustami mój policzek, coś jeszcze mówiła, nie słuchałem, jej poprzednie słowa dudniły w moich myślach, jak ideał może jej nie wystarczać? Jakim cudem?
Gdzie w tym fragmencie występuje jakakolwiek podpowiedź, sugestia, wskazówka, że ten ideał jej nie wystarcza? Zważywszy na jej słowa (poprzedzające tę wypowiedź) albo tu czegoś brakuje, albo nie podążyłaś za sceną, tworząc coś zupełnie nowego, mającego za zadanie wprowadzenie tych - jakże nietrafnych - przemyśleń.
Jak już wspomniałem, tekstu jest niewiele, treści także. Wrażenie dopełnia umiejscowienie akcji: występuje tu park i to wszystko, a stwierdzam, iż zawieszenie jej w nieokreślonym punkcie bardziej pasowałoby do tajemniczości bohaterów i ich natury (mrocznej i tej czystej), a także bardziej wpasowałoby się w nieokreśloność, która występuje na początku. Właśnie tej harmonii brakuje - jest dysonans pomiędzy narracją złego, a otoczeniem, gdyż nie padają żadne konkrety w tym drugim, zaś pierwsze występuje tylko raz.

I warsztatowo kilka niedociągnięć:
- Skąd to nagłe pytanie? – Uśmiechnąłem się przyjaźnie, próbując zakręcić jej kosmyk włosów wokół palca, lecz odsunęła się, skrzywiłem się nieznacznie, nie podobało mi się jej zachowanie, zwiastowało coś niedobrego.
Zaimek się występuje w tekście w zdecydowanie zbyt dużej ilości. Na podstawie tego przykładu można wiele odkryć, kiedy spróbujesz przebudować owe zdanie na takie, które nie będzie zawierać żadnego się (albo tylko jedno).

Zakończenie... z tym mam największy problem. Ponownie dają o sobie znać niedopowiedzenia, te z początku tekstu. On ją miał, osiągnął cel, więc po diabła ma znów spotkać tę dziewczynę? To jest niezrozumiałe - może zabieg celowy, ale tylko podsyca niesmak. Pochwalę natomiast świetną linijkę:
- Wydaje mi się, że… - Zadarła głowę, odetchnęła głęboko. – Że z mojego świata może cię porwać najmniejszy wiaterek, że deszcz cię rozmyje…
Doskonale pokazuje charakter tej dziewczyny, tę niewinność i cnotliwość i jej zakochanie. Szkoda, że w całym tekście nie osiągnęłaś tego poziomu. Mnie się nie podobało.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron