...

1
Jeszcze nie teraz.
Jeszcze nie.
Już.

Jest taka opowieść o ludziach ze złota tak przepełnionych chciwością, że budują wokół siebie wysoki, ceglany mur. Jest też pewna historia o drzewach wysokich na kilometry, które budują domy, by żywić się mięsem i krwią mieszkańców. Jeśli sobie dobrze przypominam, to jest też taka bajka o ludziach z dalekiej przyszłości przybywających współcześnie jako turyści, by obserwować jak najpiękniejszego maja w dziejach Ziemi w naszą planetę uderza kometa i daje jej nowy początek.
Ja opowiem Wam o czym innym i pragnąłbym, by zabrzmiało to jak bajka. Czy mnie się to uda? To zależy li tylko od Was, moi drodzy. Zatem…
Już.

Lubicie czasem patrzeć na Księżyc?
Ja również.
Najpierw był tylko zainteresowany. Wiecie, świat jest nudny nocą, a z nudów robi się przecież wiele zwariowanych rzeczy. Jedną z nich jest obserwowanie świata jako takiego, bo świecić Księżyc przecież musi.
Zobaczył wtenczas latarnię. Była pomalowana na czarno, smukła i wyniosła. Patrzyła na swój mały świat pełen lip i jednej, drewnianej ławki, która siedziała sobie poniżej. Obie były wiecznie senne i, na swój sposób, samotne.
Księżyc się uśmiechnął patrząc na ich niesprecyzowane ciepło i spokój. Zauważcie, jak mało takich postaci, moi drodzy. Brat Życie i siostra Świat pędzą na łeb i na szyję, a tu trzeba się zatrzymać. Głupie, prawda?
Opowieść zacznę, kiedy nastał poranek.
Dziewczyna ze spiętymi w kucyk włosami usiadła na ławce. Po chwili trzymając telefon w jednej dłoni podbiegł do niej chłopak z dwoma włoskimi lodami, niezdarnie je niosąc w drugiej. Jednego oddał dziewczynie, coś powiedział i oboje się uśmiechnęli. Nagle pochylił się i pocałował jej brzuch.
Odeszli nieśpiesznie trzymając się za ręce.
Potem było ciche skrzypienie kółka w przedniej ośce wózka spacerowego. Prowadził go młody tata pochylając się nad dzieckiem i coś tłumacząc. Mamy nie było, ale czy tak naprawdę była tu dziś potrzebna? Mężczyzna zapalił papierosa osłaniając płomień dłonią i usiadł na ławce. Kilka minut patrzył przed siebie, po czym zgasił niedopałek podeszwą buta, wstał, poprawił dziecku kocyk na kolanach, otrzepał spodnie z resztek popiołu i odszedł.
Potem przyszła niedziela pełna lodów w rożkach, wat cukrowych, baloników z helem i małej karuzeli.
Nie chcecie gadać o wesołym miasteczku?
Nie znacie katarynek?
Ach! Jakże dużo tracicie!
Już?
Zacząć?
Tak!
W poniedziałek słychać było rolki, które usiadły pod naszą latarnią, poprawiły wiązania i znikły. One zawsze szybko znikają, prawda?
We wtorek pojawił się chłopak całujący brzuch dziewczyny w czerwonej sukience. Odeszli uśmiechnięci. Potem była para z wózkiem spacerowym i małżeństwo kupujące watę cukrową i lody. Potem mignęły rolki…
A potem, kiedy na metalowej powierzchni naszej latarni pojawiły się pierwsze pęcherze rdzy, wieczorem, pod jej światło podeszła dwójka staruszków. Usiedli na ławce zmęczeni.
- Odpocznijmy – zaproponował dziadek oparty o laskę.
- Odpocznijmy – odpowiedziała kobieta.
Siedzieli przez chwilę w ciszy, po czym mężczyzna odwrócił się, dotknął starczą dłonią starej powierzchni latarni i pocałował zonę w policzek. Następnie delikatnie chwycił ją pod ramię i pomógł wstać.
- Idziemy? – zapytał.
- Idziemy – odpowiedziała.
- Bardzo cię kocham – powiedział Księżyc i przetarł oczy.
A teraz cisza.
Już?
Poszło!
Istnieją opowieści o śmierci, narodzinach i rozkładzie. Moja historia nie jest o przemijaniu. Bardziej o jesieni, która sprawia, że świat płynie swoim wyznaczonym torem kolorowiąc życie niezliczonymi barwami.
Moja krótka opowieść to jednak refleksja na temat niezliczonych niedziel pełnych waty cukrowej, baloników napełnionych helem i lodów w rożkach.
I katarynki.
Już.






(Bardzo dużo wody upłynęło od mojego ostatniego tekstu. Powodów było kilka, nie będę o nich mówił. Ważne, ze wracam dziś z kolejnym, krótkim tekstem, który powstał dość szybko, choć nie na kolanie. Jak zwykle bywa w moim przypadku, pewnie kilka podstawowych błędów pominąłem przy sprawdzaniu. wybaczcie, ale pisarz ze mnie będzie żaden, bardziej zapaleniec. Zapraszam was do oceny mojego ostatniego tekstu i pozdrawiam serdecznie.)
Ostatnio zmieniony wt 29 lis 2011, 18:33 przez kanadyjczyk, łącznie zmieniany 3 razy.
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

2
Świetna. czytam, pamiętam niemal każdą frazę.

Drobne uwagi

Najpierw był tylko zainteresowany - pewnie lepsza byłaby forma czynna "interesował się", forma bierna nadaje słowu "zainteresowany" także kategorię rzeczownika. To jedyny moment, kiedy zatrzymał mnie język i musiałam sama sobie we łbie układać.

włoskimi lodami - lody włoskie - nie można przestawić, bo znika stały związek (typ lodów) i tworzy się luźny: że lody były z Włoch.

Nie zauważyłam innych potknięć. Może szkoda było mi na to zwracać uwagę.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

Re: ...

3
kanadyjczyk pisze:Jeszcze nie teraz.
Jeszcze nie.
Już.

Jest taka opowieść o ludziach ze złota tak przepełnionych chciwością, że budują wokół siebie wysoki, ceglany mur. Jest też pewna historia o drzewach wysokich na kilometry, które budują domy, by żywić się mięsem i krwią mieszkańców. Jeśli sobie dobrze przypominam, to jest też taka bajka o ludziach z dalekiej przyszłości przybywających współcześnie jako turyści, by obserwować jak najpiękniejszego maja w dziejach Ziemi w naszą planetę uderza kometa i daje jej nowy początek.
Ja zaś opowiem o...<pozwoliłem sobie zaproponować tak, tamto zdanie mi nie pasowało do całości stylu>
Już.
Lubicie czasem patrzeć na Księżyc?
Ja również.
Najpierw był tylko zainteresowany. Wiecie, świat jest nudny nocą, a z nudów robi się przecież wiele zwariowanych rzeczy. Jedną z nich jest obserwowanie świata jako takiego, bo świecić Księżyc przecież musi.
Zobaczył wtenczas latarnię. Była pomalowana na czarno, smukła i wyniosła. Patrzyła na swój mały świat pełen lip i jednej, drewnianej ławki, która siedziała sobie poniżej. Obie były wiecznie senne i, na swój sposób, samotne.
Księżyc się uśmiechnął patrząc na ich niesprecyzowane ciepło i spokój. Zauważcie, jak mało takich postaci, moi drodzy. Brat Życie i siostra Świat pędzą na łeb i na szyję, a tu trzeba się zatrzymać. Głupie, prawda?
A tu nastał poranek.
Już.
<pozwoliłem sobie zaproponować tak, tamto zdanie mi nie pasowało do całości stylu>

Dziewczyna ze spiętymi w kucyk włosami usiadła na ławce. Po chwili trzymając telefon w jednej dłoni podbiegł do niej chłopak z dwoma włoskimi lodami, niezdarnie je niosąc w drugiej. <jakoś budowa tego zdania jest przesadzona? Dwoma, jednej, drugiej, przecinki>

Jednego oddał dziewczynie, coś powiedział i oboje się uśmiechnęli. Nagle pochylił się i pocałował jej brzuch.
Odeszli nieśpiesznie trzymając się za ręce.
Potem było ciche skrzypienie kółka w przedniej ośce wózka spacerowego. Prowadził go młody tata pochylając się nad dzieckiem i coś tłumacząc. Mamy nie było, ale czy tak naprawdę była tu dziś potrzebna? Mężczyzna zapalił papierosa osłaniając płomień dłonią i usiadł na ławce. Kilka minut patrzył przed siebie, po czym zgasił niedopałek podeszwą buta, wstał, poprawił dziecku kocyk na kolanach, otrzepał spodnie z resztek popiołu i odszedł.
Potem przyszła niedziela pełna lodów w rożkach, wat cukrowych, baloników z helem i małej karuzeli.
Nie chcecie gadać o wesołym miasteczku?
Nie znacie katarynek?
Ach! Jakże dużo tracicie!
Już?
Zacząć?
Tak!
W poniedziałek słychać było rolki, które usiadły pod naszą latarnią, poprawiły wiązania i znikły. One zawsze szybko znikają, prawda?
We wtorek pojawił się chłopak całujący brzuch dziewczyny w czerwonej sukience. Odeszli uśmiechnięci. Potem była para z wózkiem spacerowym i małżeństwo kupujące watę cukrową i lody. Potem mignęły rolki…
A potem, kiedy na metalowej powierzchni naszej latarni pojawiły się pierwsze pęcherze rdzy, wieczorem, pod jej światło podeszła dwójka staruszków. Usiedli na ławce zmęczeni.
- Odpocznijmy – zaproponował dziadek oparty o laskę.
- Odpocznijmy – odpowiedziała kobieta.
Siedzieli przez chwilę w ciszy, po czym mężczyzna odwrócił się, dotknął starczą dłonią starej powierzchni latarni i pocałował zonę w policzek. Następnie delikatnie chwycił ją pod ramię i pomógł wstać.
- Idziemy? – zapytał.
- Idziemy – odpowiedziała.
- Bardzo cię kocham – powiedział Księżyc i przetarł oczy.
A teraz cisza.
Już?
Poszło!
Istnieją opowieści o śmierci, narodzinach i rozkładzie. Nie są moje. Ja wolę<pozwoliłem sobie zaproponować tak, tamto zdanie mi nie pasowało do całości stylu> o jesieni, która sprawia, że świat płynie swoim wyznaczonym torem kolorowiąc życie niezliczonymi barwami.]<to brzydkie jest, popraw na ładniej>
Ja wolę na temat niezliczonych niedziel, pełnych waty cukrowej, baloników napełnionych helem i lodów w rożkach.<pozwoliłem sobie zaproponować tak, tamto zdanie mi nie pasowało do całości stylu>
I katarynki.
I już.
Do tego intuicyjnie czuję przecinki, ale niech ktoś, kto się bardziej zna wytknie. Jak widzisz parę zdań zmieniłem, parę nie wiedziałem jakbym widział, ale mi nie pasują. Bardzo mi się podobało. Nie do końca wiem dlaczego, może dlatego, że ty lubisz o watach cukrowych, a inni nie? Może dlatego, że to i teraz tak ucieka, szybko i niezapomnianie... Warto czasem usiąść i zamiast niebiesko-migdalić, podpatrzeć proste, jesienne miłosanki, jak na dłoni, dzień za dniem. Superek :P
Tacitisque senescimus annis
Najmądrzejsza rzecz, to wiedzieć co jest nieosiągalne, a nie w głupocie swojej, dążyć ku temu za wszelką cenę
- Zero Tolerancji -

4
Jest też pewna historia o drzewach wysokich na kilometry, które budują domy, by żywić się mięsem i krwią mieszkańców.
Drzewa budujące domy. Hmmm...
Jeśli sobie dobrze przypominam, to jest też taka (1)bajka o ludziach z dalekiej przyszłości(PRZECINEK) przybywających (2)współcześnie jako turyści, by obserwować jak (3)najpiękniejszego maja w dziejach Ziemi w naszą planetę uderza kometa (4)i daje jej nowy początek.
(1) Bajki odnoszą się do przeszłości. Tu może być opowiadanie, historia o...
(2) przybywających do współczesności/teraźniejszości
(3) ...pewnego pięknego majowego dnia - co to znaczy najpiękniejszy maj w dziejach Ziemi? Jak to sprawdzić?
(4) Widząc kometę uderzającą w ziemię widzę raczej koniec życia lub w ostateczności wielkie zmiany.
Ja opowiem Wam o czym innym (*)i pragnąłbym, by zabrzmiało to jak bajka.
(*) Po takim wstępie, wszyscy spodziewają się już jakiejś opowieści, więc nie ma potrzeby zapowiedzi, że teraz będzie bajka.
To zależy li tylko od Was, moi drodzy.
Raczej od umiejętności opowiadacza ;)
Lubicie czasem patrzeć na Księżyc?
Księżyc z małej litery. Nie mówimy tu o satelicie, ale o tym białym czymś świecącym nocą na niebie.
Najpierw był tylko zainteresowany.
Kto?
Wiecie, świat jest nudny nocą...
Nie, nie wiemy. Dla mnie na przykład noc jest bardzo interesująca.
Jedną z nich jest obserwowanie świata jako takiego, bo świecić Księżyc przecież musi.
Obserwowanie świata jest czymś zwariowanym? I czy piszesz tu o księżycu który obserwuje świat, czy o kimś innym?
Zobaczył wtenczas latarnię.
Księżyc zobaczył? "Pewnej nocy, w trakcie swoich obserwacji zobaczył on latarnię."
Patrzyła na swój mały świat (1) pełen lip i jednej(2), drewnianej ławki, która siedziała sobie poniżej.
(1) ... złożony z lip i jednej...
(2) Bez przecinka. Ławki, która przycupnęła sobie, stała. Ławka nie może siedzieć. To na niej się siada.
Obie były wiecznie senne i, na swój sposób, samotne.
Kto był senny?
Księżyc się uśmiechnął patrząc na ich niesprecyzowane ciepło i spokój.
Księżyc uśmiechnął się patrząc na bijący od nich spokój i jakieś ciepło, którego nie mógł sprecyzować. Skąd to niesprecyzowane ciepło? Spokój może wynikać z samotności i senności. Ale ciepło?
Zauważcie, jak mało takich postaci, moi drodzy. Brat Życie i siostra Świat pędzą na łeb i na szyję, a tu trzeba się zatrzymać. Głupie, prawda?
Jakich postaci? Piszesz wcześniej o ławce w parku, senności, świecie spowitym mrokiem, robi się sennie, romantycznie i tu nagle pęd życia i świata. Skąd takie spostrzeżenia? Głupi jest ten pęd, czy potrzeba zatrzymania się? No i czemuż to głupie?
Opowieść zacznę, kiedy nastał poranek.
Opowieść już się toczy...
Po chwili trzymając telefon w jednej dłoni podbiegł do niej chłopak z dwoma włoskimi lodami, niezdarnie je niosąc w drugiej.
Po chwili, do dziewczyny podbiegł chłopak, trzymając telefon w jednej dłoni, w drugiej niosąc niezdarnie dwa włoskie lody.
dotknął starczą dłonią starej powierzchni latarni
Może: zniszczonej powierzchni latarni?
- Bardzo cię kocham – powiedział Księżyc i przetarł oczy.
Kogo? Latarnię? Uczłowieczasz tu księżyca za mocno moim zdaniem.
Moja historia nie jest o przemijaniu. Bardziej o jesieni, która sprawia, że świat płynie swoim wyznaczonym torem kolorowiąc życie niezliczonymi barwami.
Nie jest? Pokazujesz upływający czas. Latarnię i ławkę stojące niezmiennie w tym samym miejscu, podczas gdy życie upływa, przewijają się przez scenę ulotne baloniki i waty cukrowe. Ciąża, dzieci, starość. Gdzie tu jesień? Jak jesień sprawia że życie płynie? Barw też było mało...

Nie dopracowałeś tego tekstu, a szkoda. Poczułam się, jakbym czytała jedną z baśni Andersena. Mamy latarnię, księżyc i bohaterów drugoplanowych: ludzi. Nie za bardzo wiem, kto tu jest głównym bohaterem: księżyc, czy latarnia? To przemijanie ludzi i ich życia jest świetnie ujęte. Szkoda, że w ostatnim akapicie piszesz, że nie to miałeś na myśli. Czyli: popracuj trochę nad głównym motywem swojego tekstu. Mimo różnych drobnych usterek i rzeczy, które muszą być doszlifowane, bardzo mi się podobało. Tekst ma duszę. A to jest najważniejsze.

5
Odpuszczę sobie szukanie błędów, wyciąganie zdań, które "mi nie brzmiały".
Teza ogólna w kwestii warsztatowej jest prosta i znana: pisać umiesz i nie ma co do tego dwóch zdań.

A więc do treści...
Klimat, klimat, klimat... To wychodzi świetnie. Jest płynnie, ciepłom widzi się przechodzących ludzi, przysiadających na ławce.
Księżyc, latarnia, rzeczywiście zestawienie takie "andersenowe".
Fajnie, że ludzie, chociaż to o nich mówisz, są tak jakby na drugim planie.

Główna myśl? Szczerze mówiąc dla mnie sporym pozytywem jest zakończenie. Konkretnie to zdanie:
kanadyjczyk pisze:Moja krótka opowieść to jednak refleksja na temat niezliczonych niedziel pełnych waty cukrowej, baloników napełnionych helem i lodów w rożkach.
I katarynki.
Już.
zdanie wcześniej taki trochę ni przypiął ni przyłatał do tego tekstu (jesień/barwy? - prędzej smaki - lody, wata cukrowa).

Mam po prostu chyba dość super głębokich tekstów o życiu i przemijaniu. Ten obrazuje życie w sposób refleksyjny, ale pogodny (i jakoś tak fajnie "zaczepiony" w rzeczywistości tymi różnymi przedmiotami).

Ogólnie podobało mi się. I wykonanie - płynność narracji, plastyczność obrazu - i treść.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron