Słuchajcie! Wiersz owy napisałem długopisem w podstawówce, w ósmej klasie. Podczas czytania nie życzę sobie, byście się nie śmieli, a wrecz naprzeciwko!
Każden jakoś zaczynał. Ja zaczynałem od śmierci i okowów. Wiersz nosi tytuł "Moja śmierć"
:)
Czekam na śmierć w celi zimnej.
Okowy ciążyć przestały.
Mrużę oczy, żarówka jest nade mną.
Jak długo me oczy na światłość czekały?
Dziewczyno, co w nocy nie możesz spać,
tych wspomnień nie zatrze nawet Sędzia,
nie zdejmie ze mnie okowów wiecznych...
Zrobi to Matka Podziemna!
Jest chyba noc, mniemać mogę tylko.
Już idą Święci, ale jakoś nie tak.
Tych wspomnień nie zatrze nawet Sędzia
dziewczyno, co nocą nie możesz spać.
Gdzie jestem? Czy żyłem? Czy pamietam coś?
Żarówka ciągle tu jest.
Świeci zniknęli, blask ich w sercu mam.
Po wieków wiek.
No tak. Odgrzebałem swoje stare wiersze (?) z podstawówy i z pierwszych lat szkoły średniej. Dużo tego. I nie wiem, o co w nich chodzi. Myślę, że pewnie o młodosć mą... :)
Czy wy pochwalicie się wczesną swą twórczością i swą "młodością chmurną i durną"?
Jakim wierszem urodziłem w sobie poetę!
1"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll