miękkich jak aksamit,
ale pachnących rdzą.
Wypolerowany z zazdrości,
na poduszce z plastikowej troski.
W filiżance serwuję słodycz
z wyrazistą nutą kwasu –
wypijają z uśmiechem,
i raz, dwa, trzy.
Bo królowa patrzy.
Nie trzeba bicza –
wystarczy uderzyć słowem.
Nie trzeba zamków –
kiedy zdołowani
pozwalają zakuć się w kajdany.
Ale są też tacy,
co nie zginają kolan
i nie pozwolą odebrać sobie wzroku.
Nie każde światło da się zgasić.
Nie każda baśń kończy się
ukłonem.
