Pieśń o Złocistej Pani Drzew
1W ciemnościach świata, w ukrytym mieście samotny mędrzec, bezduszny mag rozpalał ognie nienawiści. Dopiero, co wspiął się na władz szczyty i dumą ogarniał umysły. Piękny był, choć straszny i mrokiem ogarniał nienawistną duszę, w czasie wojen wielkich, zmuszon do czynów chwalebnych. Na świat jasny wychynął i elfią krew całował nieszczęsny, a moce jego wielkie pożarły ogniem lasy, a trupie mrowie gęsto do stóp przywarły. Tak dni dziesięć i nocy dziesięć na czele stał legionów, gdy spoczął wreszcie w jasnym gaju, przed ocienionym źródłem złocista postać nagłym oślepiła go widokiem, a w oczach żar wzbudziła, gibka i zwiewna diwa. I zew krwi i rozkosz poczęły w nim tętnić, aż nagłym szałem spletli, on znój wojenny, ona uniesienie, jak grom słoneczny popadli w drżenie w bezpamięci. Ta chwila jako sen prysła, jak omamienie znikła zjawa, sam się ostał mag mroczny, ociemniały, jeszcze we krwi ciepłej, posąg skamieniały. Nie wiedział czarownik bezduszny, co się zdarzyło w gaju. Nie wiedział gdzie jego nasienie wzejdzie jako ciało, a trzeba wiedzieć, że raz na wieków sto, gdy planet dziwny obraz na niebie się zjednoczy, złocista Pani Drzew na świat jak nimfa wkroczy, tak gibka i tak ponętna, że żaden zdrowy samiec niemocen jest jak szczenię. Oczyma czar zanęci by posiąść ludzką cząstkę i wzleci w chmury, by tam w ukryciu powić dziecię. Na darmo krzyk, na darmo wściekłość cała i miłość, i nienawiść jedna w drugą się spala. Potworny bękart jej ciało mdli i dusi jak trucizna! Przeklina go na śmierć, na śmierć... Lecz nie zmogła... We krwi połogu naznaczony mocą matki, wrócił na ziemię jej skrzydłami przed progiem domu i leśny nektar, i mleczny zapach powitał go sierotę, a miejscem gdzie rozpoczął życie, nazwano...
Tacitisque senescimus annis
Najmądrzejsza rzecz, to wiedzieć co jest nieosiągalne, a nie w głupocie swojej, dążyć ku temu za wszelką cenę
- Zero Tolerancji -
Najmądrzejsza rzecz, to wiedzieć co jest nieosiągalne, a nie w głupocie swojej, dążyć ku temu za wszelką cenę
- Zero Tolerancji -