Mój Mroczny Mesjaszu, czy czujesz oswojone ciepło wschodzącego słońca? Czy wiesz, ile łez trzeba sprzedać, by zrozumieć tę ciszę? Znów pogrążam się w nienapoczętym śnie, pośród śnieżnych zasp, u otwartego na oścież okna. Czy człowiek, który zamknął za sobą drzwi, powróci kiedyś, przyodziany w bezkrytyczny uśmiech? Szkarłatne jest niebo o tej godzinie, czarne obłoki zostawiają głębokie skazy. Nie chcę oddalać się od sennych omamów, czekać tak pokornie, żeby przeznaczenie taktownie odwróciło wzrok. Mroczny Mesjaszu, czy powrócisz? Czy przyniesiesz mi na dnie światła więdnącą namiętność? Tak bardzo obawiam się, że nie wystarczy bólu, aby opisać ten namiętny wstęp, tę czułość, której się nie spodziewałam. Moje ciało utknęło gdzieś w połowie drogi - czy dusza odnajdzie moment pocieszenia? Podnoszę z poszanowaniem każdy okruch spełnienia, dźwigam słoneczny promień, porzucony na rozstaju. Milczenie, które nas jednoczy, to zalążek zakazanego owocu. Nie chcę przyznać się do nadziei, do słów wypowiedzianych pod prąd snu. Nie wiem, którędy prowadzi ballada, wskrzeszona z nicości szeptem twojego sumienia. Mój Mroczny Mesjaszu, przebudzony z najgłębszego snu, czy i ciebie trawi życie, czy również ty dławisz się powietrzem? Zimno jest dziś mojemu nagiemu sercu. Proszę, nadaj mu pewne piękne imię. Wiem, że nadejdziesz, gdy odszukasz źródło swej duszy, twojego marnotrawnego pokrzepienia.
***
Mroczny Mesjaszu, senny jest dzisiejszy poranek. Bezimienny pocałunek słońca zostawia łzy na policzkach. Jest to światło dostatecznie nikłe, aby ból mógł odszukać uśmierzenie. Wiem jednak, że twoja równowaga pozostawia skazę na lustrze, w którym tak niechętnie się przeglądasz. Rozumiem, że życie podało ci niewłaściwy adres. Znów stoję na krawędzi, pode mną kłębi się wieczorne niebo; czy twoje posłuszeństwo pozostawi ślad na cienkiej skórze duszy? Mroczny Mesjaszu, ścieram sercem ślady z twojego ciała, piętna zadane niepoprawnym krzykiem. Boli mnie melancholia, którą nie śmiesz się podzielić. Łzy, tak bardzo stare, wciąż prowadzą cię ku przyszłości; trzeba mieć drogę, która oswaja stopy. Pada we mnie deszcz - to Bóg nie wie, czy ciało wciąż należy do człowieka. To prawdziwa ulewa, która nie napoi mojego usychającego sumienia. Śnię z pokorą o jutrzejszej nocy, kiedy to ból naznaczy zmęczone pocałunki. Mój drogi Mroczny Mesjaszu, przeklinam ten moment, kiedy życie przystanęło w pół kroku. Wyrzekam się chwili, gdy zachłysnęłam się w połowie słowa. Nie rozumiem, skąd tyle pustki w naszych godzinach. Nie pojmuję, w którym momencie zasnęłam. Nie chcę gardzić twoim sumieniem - przypomniał mi się czas, zadany twoją dłonią. Na policzkach połyskują muśnięcia nadziei, skazy sprzedane przez zachłanny los. Powróć, z tęsknotą pod ciężkimi powiekami.
***
Mój drogi Mroczny Mesjaszu, czy ty także wybrałeś niewłaściwy czas? Czy i ty czujesz na skórze posępne pocałunki zdziczałego wiatru? Nie wiem, kiedy runął domek z kart, który wznosiłam od wielu dekad. Nie pamiętam momentu, gdy pękła ostatnia bańka mydlana, pielęgnowana od kilku lat. Mroczny Mesjaszu, pochylam się nad mogiłą ostatniego człowieka - czy wiatr opowie światu tę historię? Czy smutek potoczy się w dal niby wątłe echo? Pozwól tańczyć tak, żeby zgrzeszyło moje wspomnienie. Rozpościerasz nade mną swoją mroczną duszę - światło przeminęło bez odrobiny tęsknoty. Przyszłość jest tak wątła - obawiam się, że lęk przeminie przed powrotem śmierci. Podróż, w której uczestniczysz bez potrzeby, dobiegnie końca o niewłaściwej porze, wbrew temu, co obiecywał rozkład. Dokuczają mi bezsenne dni, pamięć poczęta zbyt nieostrożnie. Mój Mroczny Mesjaszu, nadejdą takie godziny, kiedy świat sprzeciwi się cierpieniu, wydobędzie z mroku litość i miłosierdzie. Uschnie nienawiść, niepodlewana niewłaściwymi łzami. Wyruszymy na spacer wzdłuż brzegu tej leciwej, mdłej rzeki; odszukamy ślady serc, pozostawione tutaj kilka wspomnień temu. Doskwiera mi posępny uśmiech wiary, dokucza litość, odszukana w oku wroga. Nie chcę brnąć pod prąd dotyku, wbrew wolnej woli; pozostało mi tylko parę niezróżnicowanych słów. Słów, które wykradziono moim myślom. Czuję niecny strach, twoją niedokończoną pokutę.
***
Mroczny Mesjaszu, senny jest dzisiejszy poranek. Bezimienny pocałunek słońca zostawia łzy na policzkach. Jest to światło dostatecznie nikłe, aby ból mógł odszukać uśmierzenie. Wiem jednak, że twoja równowaga pozostawia skazę na lustrze, w którym tak niechętnie się przeglądasz. Rozumiem, że życie podało ci niewłaściwy adres. Znów stoję na krawędzi, pode mną kłębi się wieczorne niebo; czy twoje posłuszeństwo pozostawi ślad na cienkiej skórze duszy? Mroczny Mesjaszu, ścieram sercem ślady z twojego ciała, piętna zadane niepoprawnym krzykiem. Boli mnie melancholia, którą nie śmiesz się podzielić. Łzy, tak bardzo stare, wciąż prowadzą cię ku przyszłości; trzeba mieć drogę, która oswaja stopy. Pada we mnie deszcz - to Bóg nie wie, czy ciało wciąż należy do człowieka. To prawdziwa ulewa, która nie napoi mojego usychającego sumienia. Śnię z pokorą o jutrzejszej nocy, kiedy to ból naznaczy zmęczone pocałunki. Mój drogi Mroczny Mesjaszu, przeklinam ten moment, kiedy życie przystanęło w pół kroku. Wyrzekam się chwili, gdy zachłysnęłam się w połowie słowa. Nie rozumiem, skąd tyle pustki w naszych godzinach. Nie pojmuję, w którym momencie zasnęłam. Nie chcę gardzić twoim sumieniem - przypomniał mi się czas, zadany twoją dłonią. Na policzkach połyskują muśnięcia nadziei, skazy sprzedane przez zachłanny los. Powróć, z tęsknotą pod ciężkimi powiekami.
***
Mój drogi Mroczny Mesjaszu, czy ty także wybrałeś niewłaściwy czas? Czy i ty czujesz na skórze posępne pocałunki zdziczałego wiatru? Nie wiem, kiedy runął domek z kart, który wznosiłam od wielu dekad. Nie pamiętam momentu, gdy pękła ostatnia bańka mydlana, pielęgnowana od kilku lat. Mroczny Mesjaszu, pochylam się nad mogiłą ostatniego człowieka - czy wiatr opowie światu tę historię? Czy smutek potoczy się w dal niby wątłe echo? Pozwól tańczyć tak, żeby zgrzeszyło moje wspomnienie. Rozpościerasz nade mną swoją mroczną duszę - światło przeminęło bez odrobiny tęsknoty. Przyszłość jest tak wątła - obawiam się, że lęk przeminie przed powrotem śmierci. Podróż, w której uczestniczysz bez potrzeby, dobiegnie końca o niewłaściwej porze, wbrew temu, co obiecywał rozkład. Dokuczają mi bezsenne dni, pamięć poczęta zbyt nieostrożnie. Mój Mroczny Mesjaszu, nadejdą takie godziny, kiedy świat sprzeciwi się cierpieniu, wydobędzie z mroku litość i miłosierdzie. Uschnie nienawiść, niepodlewana niewłaściwymi łzami. Wyruszymy na spacer wzdłuż brzegu tej leciwej, mdłej rzeki; odszukamy ślady serc, pozostawione tutaj kilka wspomnień temu. Doskwiera mi posępny uśmiech wiary, dokucza litość, odszukana w oku wroga. Nie chcę brnąć pod prąd dotyku, wbrew wolnej woli; pozostało mi tylko parę niezróżnicowanych słów. Słów, które wykradziono moim myślom. Czuję niecny strach, twoją niedokończoną pokutę.