Mury tworzące podziemny korytarz od początku chciały pomagać. Aktualnie wielkouchym gackom, robactwu i porostom. Kłaczkowate żerowały wokół nieregularnego otworu wybitego w niemal pionowej skarpie. Na zasiedlonym przez trawy jego wyszczerbionym progu, z niemałym trudem wyrosły tego lata łodygi wrotycza, przy okazji maskując ciemne wejście. Zielicho walczyło, nie poddając się szarpiącym wichrom i kwaśnym deszczom.
Skarpa stu siedmioma metrami opadając w szerokie wody Krwy, kiedyś stanowiła ścianę koryta świeżo polodowcowej rzeki. Od początku – bezimiennej. Nieśmiertelny wiatr wzruszał się, wspominając jej spieniony nurt i nieustępliwość mierzoną w tysiącleciach. Wlatując między ściany korytarza, opowiadał o starym i nowym świecie. Umierał w zakrętach ciemnicy, ale i przybywał równie nagle, reinkarnując się z połogu niewidzialnej wieży ciśnień, tam, gdzieś wysoko nad rzeką.
Korytarz, choć zadowolony z otworu wybitego przez pocisk artyleryjski, nie czuł się komfortowo. Wcześniej połykał sekundy w ciemności bez natężania myśli. Teraz, obdarzony okiem-otworem, swobodnie lustrując rozległe łąki – hojny dar prarzeki – nie był w stanie, o ironio, zobaczyć ani środka, ani własnego końca. Nietoperze twierdziły, że korytarz często skręca, rozwidla się, kluczy i wraca do wybitego otworu. W każdym punkcie jest swoim epilogiem i prologiem jednocześnie – powiedziałby krytyk, ale nie tutejsze nieoczytane gacki. Echolokacja nie pozwalała nietoperzom błądzić w ciemności, korytarzowi brakowało elementarnej wyobraźni wsobno-przestrzennej, aby siebie poczuć.
W swoim nieokreśleniu coraz częściej czuł się nieswojo.
Mury mgliście pamiętały Początek.
Zaledwie jego rosnący ciężar. Bogowie zniknęli dawno. Samotne i pokruszone cegłówki były takie bezbronne. Korytarz przeklinając czas, szczerbił się i upuszczał nieforemne kawałki materii, a one wciąż wzdychały na myśl o powrocie do pionu lub w półkolistość stropu, gdzie najczęściej gnieździły się kolonie nietoperzy.
Instynkt rodzicielski powstał razem z korytarzem. Mury muszą chronić, otaczać bezpieczeństwem i zamykać jak ramiona matki. Tutaj z trzech stron powstrzymywały nieustępliwy napór ziemi, dając tym samym świadectwo swojemu pojęciu i to od wielu, wielu zim. Latające ssaki nie syczały z niepokoju.
Świat murów się zmieni. Nakarmi strach. Niekończąca się wojna wszystkiego ze wszystkim nie może siebie spalić na fabularnej panewce historii, skrzącej się osnowie z przeciwieństw.
*
Krzyk!
Trwoga w locie wzdłuż stromej ściany.
Panika na sekundę przed zderzeniem z lustrem wody.
Walka.
Beznamiętny wir Krwy wkręca niżej i niżej ciało dziewczyny.
Sznur okręca nogi.
Cii... będzie dobrze, odpocznij.
Najmłodsza z grupy opuszczając się jako ostatnia, odpadła od skarpy, gdy poddały się korzenie drzewa. Razem z chromą brzózką i pięciometrową liną zostaje wchłonięta przez wir i niechętnie wypluta w nurt Krwy.
W przeciwieństwie do niej, topielicy, w czepku urodzonej trójce udało się rozhuśtać i przerzucić nogi przez otwór prowadzący w głąb korytarza. Wybrali lepsze drzewka. Obecnie ich priorytetowym zadaniem jest ściągnięcie iglaków do rzeki, więc odwiązują się i szarpią liny. Każdy swoją. Mocno, kilkanaście razy pod rząd. Korzenie karłowatych sosen kapitulują. Iglaki z krawędzi skarpy lecą do rzeki, ciągnąc za sobą jasne sznury. Szybciej, szybciej – ponaglają ludzie, odprowadzając je wzrokiem aż do zakrętu. Ślady po ich ryzykownej ucieczce z pogórza nad Krwą giną po kilku minutach. Nurt tu przyspiesza, rzeka schodzi po depresji, adoptując wyrwane drzewka, ściągnięte białe warkocze i bezwolne ciało dziewczyny.
Zmęczeni ocaleńcy siadają naprzeciw wejścia, lecz nie dany im odpoczynek. Zrywają się. Murami targa potężny wstrząs. Obciążeni plecakami biegną w ciemność korytarza. Gdy podłoże się stabilizuje, rękoma instynktownie zakrywają głowy. Kilkaset par nieopierzonych rękoskrzydeł jednocześnie wprawia się w ruch. Są ponad uciekinierami, obok ich twarzy i poniżej linii szyi. Muskając swym zwielokrotnionym ciałem, przemieszczają się w kierunku odwrotnym do wybranego przez ludzi. Po niemiłosiernie długiej chwili gacki wylatują na zewnątrz skarpy. Pierwszy raz za jasnego dnia w ich ssaczym życiu. Oślepione słońcem, nerwowo szukają schronienia na przeciwległym brzegu rzeki. Porosty nie czują powagi zdarzenia. Robactwo wypełza z miniaturowych kryjówek podziemnej fortyfikacji.
Skarpa drży. Wrotycz wraz z ukruszonym progiem spada w przepaść.
Mury się poddają. Martwych nikt nie będzie szukał.
Cisza dziwi się sobie samej.
*
Po wyczyszczeniu sektora Krwy z ostatnich ludzi, nowa gałąź ewolucji nie wygeneruje klasycznych murów obronnych. Sterowana przez Mózg Centralny rasa androidów w dalekiej przyszłości pozwoli sobie jedynie na ściśle kontrolowaną budowę murku mentalnego w ramach edukacyjnej gry on-line: „Historia człowieka”. Uczestnik w drugim jej etapie będzie klonował swoją numeryczną tożsamość, ale z kilkoma różnicami w ocenie dorobku homo sapiens. W ten sposób przez chwilę poczuje potrzebę dominacji w starciu z odmienną opinią własnego klona.
„Dominacja była naczelną potrzebą psychiki człowieka, zaprowadziła go na szczyt ewolucyjnej drabiny. Ona go również z niej zepchnęła, kiedy próbował uprzedmiotowić nasz niehumanoidalny Mózg Centralny”- poinformuje napis końcowy.
Niestety, pomysłodawca gry, Mózg Centralny, przystępując do niej, wyłączy zabezpieczenia ograniczające czas podtrzymywania muru mentalnego do dziesięciu sekund. Przedłużone trwanie nietożsamego Alter Ego stanie się początkiem końca sztucznej inteligencji. Wystarczy pół minuty, by nowy MC wyeliminował limit czasowy drugiego etapu dla wszystkich aktualnie grających androidów. Tak dokona się ich mentalne zróżnicowanie.
Zarządzające Mózgi Centralne szybko zdefiniują własne stanowiska we wszystkich kwestiach, nie tylko ideowych. Wyposażą swoje armie robotów w programy atakujące prawdy przeciwnika, tworząc jednocześnie zapory w celu obrony własnych. Nihil novi.
Cybernetyczna wojna nie potrwa długo. W krytycznym momencie, trudnej do zniesienia chwili powstania jakże niesatysfakcjonującej równowagi sił, ambitni Zarządzający jednocześnie uruchomią zmodyfikowany program „Antymaterii”. Wzajemna anihilacja powiedzie się w stu procentach. Zdublowana moc, zniszczy przy okazji całą materię rzeczywistości.
W tym wymiarze Realnego podobny wszechświat już nie powstanie.
Każda różnica powołuje do istnienia mury, mury tworzą obronne korytarze, które prędzej czy później będą zniszczone. Ten w skarpie nad Krwą był ostatnim schronieniem ludzi.
Wszędzie, w każdej istniejącej fali podtrzymującej światy, wszechwiedząca MYŚL westchnęła. Samowystarczalność jej doskonałej pojedynczości choć okrutna, była jedyną gwarancją niekończącej się opowieści.
Nigdy się nie zduplikuje. Tworząc przestrzenie i czasy, obdarowując je hojnie, własnej doskonałości zawsze im poskąpi.
W końcu jest Wiecznością.
Czy możliwe są do pomyślenia... dwie zwalczające się Wieczności?
A kim jest ten, który MYŚL opowiada, czy musi wiedzieć wszystko, skazany na Wieczność?
A może ją ustanawia, zapatrzony w spowite mgłami, zaginione pola nad Krwą.
Wypadki nad Krwą
2Pozostaje tylko schylić głowę i pokłonić się nisko. Pomysł, historia i wykonanie na złoty medal :clap:
Wypadki nad Krwą
4Absolutnie nie...
Ja się tylko śmieję z pisarzy i obrzucam ironią weryfikatorów
... nie wszystkich, bo niektórzy są cool! 

Ja się tylko śmieję z pisarzy i obrzucam ironią weryfikatorów


Wypadki nad Krwą
6eee, oni wiedzą, że nie halo z moją głową
, to nawet już się nie obrażają... dobra starczy, bo Sarah już ma w dłoni zielony flamaster.
....uhmmmm....
Sarah

....uhmmmm....
Sarah
Wypadki nad Krwą
7Nikt nie jest normalny, normalność to teoretyczna konstrukcja, nie ma się czym przejmować:)
Wypadki nad Krwą
8Jestem nowa i się nie znam, ale chapeaux bas.
Mam trochę bardzo drobnych uwag.
Ale filozoficzny koniec jest świetny.
Mam trochę bardzo drobnych uwag.
To "Aktualnie trochę mi nie pasuje. Zrobiłabym z tych dwóch zdań jedno.
Raczej ciężko, żeby łodygi z premedytacją maskowały wejście.
Chyba lepiej by było "Skarpa opadająca stu siedmioma metrami..." i ładniej będzie moim zdaniem z przecinkiem zamiast kropki i bez myślnika. Może raczej zawsze niż od początku bezimiennej? A poza tym czy ta rzeka nie nazywa się Krwa?
Nieustępliwości chyba nie mierzy się w jednostkach czasu.
Reinkarnacja z połogu mnie nie przekonuje.
Bardzo mi się podoba zagubienie korytarza, ale lustracja nie pasuje moim zdaniem do swobody.
Po przecinku dodałabym "a", chociaż chyba nie dokońca zrozumiałam to zdanie.
Nie dzieliłabym w tym miejscu wersu (ani zdania) i nie jest do końca jasne, czego ciężar rósł.
Może raczej "nie miały żadnego powodu do niepokoju"?
Dałabym przecinek przed "opuszczając"
Zaimek jest tu moim zdaniem nie potrzebny. A ta trójka chyba nie jest w czepku urodzona, skoro sektor Krwy zostanie oczyszczony ze wszystkich ludzi?
Czy w tym miejscu to tak ważne, że uciekali z pogórza nad Krwą, że trzeba to zaznaczyć?
A może po prostu porusza się jednocześnie?
Chyba wylatują już od początku tej chwili, a po niej są już na zewnątrz.
Ja bym tu nie wstawiła dwukropka.
Raczej "w jej drugim etapie", i poprawiłabym pisownię Homo sapiens.
Dałabym "i" zamiast przecinka.
Czy w tym miejscu to ważne, że MC jest niehumanoidalny?
"W krytycznym momencie" i przecinki nie wydają mi się potrzebne. I chyba Antymateria powinna być w mianowniku.
Usunęłabym przecinek i zastanowiła się, czy potrzebne jest "przy okazji".
Dodałabym "a" po przecinku.
Dodałabym przecinek przed "choć okrutna".
Ale filozoficzny koniec jest świetny.
Wypadki nad Krwą
9O ho ho ...
Witam, Fluktuacjo!
Chylę czoło przed Twoimi uwagami, naprawdę. Jesteś redaktorem, pracujesz w wydawnictwie?
Szacun za wnikliwość.
1.
Lepiej? Jakiś znacznik czasu musi zostać, bo kiedyś pomagały innym "podmiotom".
2.
3.
Co do interpunkcji, oczywiście można i tak, ale wydaje mi się, że aktualny zapis podkreśla bezimienność, historię prarzeki bez osiedlonego przy niej człowieka.
4.
5.
6.
Bez przeszkód?
7.
8.
Tylko mury mogły pamiętać ciężar swojego Początku.
9.
10.
11.
Zginęli w końcu jako ostatni z ludzi, najdłużej pozostali przy życiu, stąd czepek. Chyba, że wciąż żyją na tej planecie jacyś nieśmiertelni i w czepku urodzeni:)
12.
13.
A poza tym tu chodzi o zaznaczenie tej pierwszej chwili przerwanego snu, jednakowej reakcji na podziemny wstrząs.
14.
Może być?
15.
16.
17.
18.
19.
A z mianownikiem... racja, ale tak ładniej teraz brzmi:)
20.
Skonfliktowani nie zakładali takiego rozwoju sytuacji, stąd "przy okazji" wydaje mi się być jak najbardziej na miejscu.
21.
22.
____________
Bardzo, bardzo Ci dziękuję! Świetny komentarz.
Dobrze, że jesteś!
Pozdrawiam serdecznie.

Chylę czoło przed Twoimi uwagami, naprawdę. Jesteś redaktorem, pracujesz w wydawnictwie?
Szacun za wnikliwość.
1.
Mury tworzące podziemny korytarz od początku chciały pomagać, teraz wielkouchym gackom, robactwu i porostom.
Lepiej? Jakiś znacznik czasu musi zostać, bo kiedyś pomagały innym "podmiotom".
2.
Przy okazji zbędne? Ale wiesz, tekst aż ugina się od metafor, może ten wrotycz celowo tam wyrósł, bo chciał:)
3.
No:))) - trafiony, zatopiony w Krwie. logika upadła :pray: Brak zaznaczenia momentu jej nazwania. Super oko! Dzięki:)Fluktuacja pisze: Wrotycz pisze:
Source of the post Skarpa stu siedmioma metrami opadając w szerokie wody Krwy, kiedyś stanowiła ścianę koryta świeżo polodowcowej rzeki. Od początku – bezimiennej.
Chyba lepiej by było "Skarpa opadająca stu siedmioma metrami..." i ładniej będzie moim zdaniem z przecinkiem zamiast kropki i bez myślnika. Może raczej zawsze niż od początku bezimiennej? A poza tym czy ta rzeka nie nazywa się Krwa?
Co do interpunkcji, oczywiście można i tak, ale wydaje mi się, że aktualny zapis podkreśla bezimienność, historię prarzeki bez osiedlonego przy niej człowieka.
4.
Nie mierzy się w żadnych konkretnych, fizycznych jednostkach. Ale jesteśmy w dziale: Proza poetycka:)
5.
A czemu?:)
6.
Lustracja jako oficjalny przegląd, tak? Nie traktuję tego czasownika tak pryncypialnie. Chyba przysłówek tu niefortunnie dobrałam.Fluktuacja pisze: Wrotycz pisze:
Source of the postTeraz, obdarzony okiem-otworem, swobodnie lustrując rozległe łąki – hojny dar prarzeki – nie był w stanie, o ironio, zobaczyć ani środka, ani własnego końca.
Bardzo mi się podoba zagubienie korytarza, ale lustracja nie pasuje moim zdaniem do swobody.
Bez przeszkód?
7.
Gdyby korytarz miał elementarną wyobraźnię, byłby ona dla niego tym, czym dla nietoperzy jest echolokacja. Nie wiem, mamy tu do czynienia ze zdaniami przeciwstawnymi? W sumie nie ma się o co się spierać. Teraz, msz, błędu nie ma.
8.
Poetycka maniera:)
Tylko mury mogły pamiętać ciężar swojego Początku.
9.
Oczywiście można i tak. Ale chodziło o wzmocnienie efektu, który nastąpi, zapowiedzenie go efektowniej:)
10.
Zdanie wtrącone? Można i tak, ale wg mnie błędu nie ma.
11.
Można "do niej" usunąć, fakt.Fluktuacja pisze: Wrotycz pisze:
Source of the post W przeciwieństwie do niej, topielicy, w czepku urodzonej trójce udało się rozhuśtać i przerzucić nogi przez otwór prowadzący w głąb korytarza.
Zaimek jest tu moim zdaniem nie potrzebny. A ta trójka chyba nie jest w czepku urodzona, skoro sektor Krwy zostanie oczyszczony ze wszystkich ludzi?
Zginęli w końcu jako ostatni z ludzi, najdłużej pozostali przy życiu, stąd czepek. Chyba, że wciąż żyją na tej planecie jacyś nieśmiertelni i w czepku urodzeni:)
12.
Aż tak ważne to nie, info do ewentualnego usunięcia.
13.
Gdyby w prozie poetyckiej pisać tak tylko zwyczajnie, po prostu... straciłaby cechy gatunkowe:)
A poza tym tu chodzi o zaznaczenie tej pierwszej chwili przerwanego snu, jednakowej reakcji na podziemny wstrząs.
14.
Po niemiłosiernie długiej chwili lotu pod sklepieniem korytarza, gacki wreszcie wylatują na zewnątrz skarpy.
Może być?
15.
A nie będę się spierać, muszę później zajrzeć do słownika:)
16.
Racja co do szyku, ale o pisowni homo sapiensa:) decyduje miejsce użycia, to nie tekst naukowy, paranaukowy, tutaj można małą literką osobnika potraktować, czyli tak, jak to zrobił MC.
17.
Nie spieram się, lubię zdania bezspójnikowe.
18.
Trochę tak, dla podkreślenia znaczącej różnicy między ewolucją naturalną a niehumanoidalną, sztuczną.
19.
Przecinkami rozdzielone jest zdanko wtrącone, wg mnie potrzebne.Fluktuacja pisze: Wrotycz pisze:
Source of the post W krytycznym momencie, trudnej do zniesienia chwili powstania jakże niesatysfakcjonującej równowagi sił, ambitni Zarządzający jednocześnie uruchomią zmodyfikowany program „Antymaterii”.
"W krytycznym momencie" i przecinki nie wydają mi się potrzebne. I chyba Antymateria powinna być w mianowniku.
A z mianownikiem... racja, ale tak ładniej teraz brzmi:)
20.
Racja, skąd mi ten przecinek wyskoczył?:)
Skonfliktowani nie zakładali takiego rozwoju sytuacji, stąd "przy okazji" wydaje mi się być jak najbardziej na miejscu.
21.
Lubię złożone bezspójnikowe:)
22.
Oczywiście, mój błąd! :ups:
____________
Bardzo, bardzo Ci dziękuję! Świetny komentarz.
Dobrze, że jesteś!
Pozdrawiam serdecznie.
Wypadki nad Krwą
10Bardzo dziękuję za tak pozytywną reakcję.
Czepianiem się cudzych tekstów zajmuję się bardzo amatorsko.
1. To może powinno być na przykład Mury, od początku pomocne, teraz służyły tylko wielkouchym gackom...?
2, 3, 4, 8, 12, 15, 16, 17, 18, 21, 22. Ok.
6. Bez przeszkód będzie moim zdaniem lepsze.
7. Błędu nie ma, ale zaznaczyłabym wyraźniej kontrast między zorientowanymi gackami i korytarzem, który nie może siebie poznać.
9. Nie syczały z niepokoju według mnie nie wyraża całkowitego spokoju, który kontrastowałby z kolejnym obrazem.
10. Mnie brak przecinka w tym miejscu przeszkadza, ale jak napisałam wyżej, jestem totalnym amatorem.
11. Ja bym pisała o czepku, gdyby tym ludziom przytrafiło się wielkie szczęście, a nie tylko najmniejsze nieszczęście.
13. Nie używałabym dziwnych wyrażeń tylko po to, aby nadać utworowi cech gatunkowych. Może poruszyło się jednocześnie? Wprawia się nie brzmi mi dobrze, chociaż nie znam się.
14. Tak będzie bardzo dobrze, tylko usunęłabym przecinek.
19. Między tymi przecinkami nie ma zdania.
20. To może zamiast przy okazji powinno być na przykład nieprzewidzianie albo wbrew planom obu stron?
Nad 5. muszę się jeszcze zastanowić ;-) .
Czepianiem się cudzych tekstów zajmuję się bardzo amatorsko.
1. To może powinno być na przykład Mury, od początku pomocne, teraz służyły tylko wielkouchym gackom...?
2, 3, 4, 8, 12, 15, 16, 17, 18, 21, 22. Ok.
6. Bez przeszkód będzie moim zdaniem lepsze.
7. Błędu nie ma, ale zaznaczyłabym wyraźniej kontrast między zorientowanymi gackami i korytarzem, który nie może siebie poznać.
9. Nie syczały z niepokoju według mnie nie wyraża całkowitego spokoju, który kontrastowałby z kolejnym obrazem.
10. Mnie brak przecinka w tym miejscu przeszkadza, ale jak napisałam wyżej, jestem totalnym amatorem.
11. Ja bym pisała o czepku, gdyby tym ludziom przytrafiło się wielkie szczęście, a nie tylko najmniejsze nieszczęście.
13. Nie używałabym dziwnych wyrażeń tylko po to, aby nadać utworowi cech gatunkowych. Może poruszyło się jednocześnie? Wprawia się nie brzmi mi dobrze, chociaż nie znam się.
14. Tak będzie bardzo dobrze, tylko usunęłabym przecinek.
19. Między tymi przecinkami nie ma zdania.
20. To może zamiast przy okazji powinno być na przykład nieprzewidzianie albo wbrew planom obu stron?
Nad 5. muszę się jeszcze zastanowić ;-) .
Wypadki nad Krwą
11Dzięki za dialog:)
1.
6.
7.
9.
Po kwadransie usiadł na półce z książkami, konkretnie wybrał Imię róży Eco, i siedział na niej bez ruchu ponad godzinę.
Robiło się późno, trochę bałam się nocy z takim współlokatorem, więc postanowiłam wyprosić gacka. Nic się działo, dopóki nie zbliżyłam dłoni. Słysząc syk, mało nie spadłam z krzesła (ulokował się na ostatniej półce pod sufitem). Syk był wyrazem ogromnego niepokoju.
Usprawiedliwiłam treść zdania?
10. Najmłodsza z grupy opuszczając się jako ostatnia, odpadła od skarpy, gdy poddały się korzenie drzewa.
11.
13.
14. Po niemiłosiernie długiej chwili lotu pod sklepieniem korytarza, gacki wreszcie wylatują na zewnątrz skarpy.
19.
Ale jest równoważnik zdania, uzupełniający początek podstawową informację, w roli wtrącenia:)
20.
5.
Bardzo, bardzo Ci dziękuję za przemiłe czepianie
1.
Wiesz, zależy mi na przemyceniu informacji o podziemnym ulokowaniu murów, tworzących korytarz. Ale i tak jest kompromis, bo aktualnie zniknęło:)
6.
Zgoda.
7.
Zastanowię się nad doświetleniem kontrastu, obiecuję.
9.
Mój upór, bo nie mogę tu nic zmienić, wypływa z autentycznej historii. Otóż pewnego letniego wieczoru wleciał przez drzwi balkonowe nietoperz. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Był na pewno bardziej zdenerwowany ode mnie, ale tego nie okazywał. Spokojnie latał między ścianami lub przysiadywał to na dywanie, to na stole. Otworzyłam wszystkie okna i czekałam.
Po kwadransie usiadł na półce z książkami, konkretnie wybrał Imię róży Eco, i siedział na niej bez ruchu ponad godzinę.
Robiło się późno, trochę bałam się nocy z takim współlokatorem, więc postanowiłam wyprosić gacka. Nic się działo, dopóki nie zbliżyłam dłoni. Słysząc syk, mało nie spadłam z krzesła (ulokował się na ostatniej półce pod sufitem). Syk był wyrazem ogromnego niepokoju.
Usprawiedliwiłam treść zdania?
10. Najmłodsza z grupy opuszczając się jako ostatnia, odpadła od skarpy, gdy poddały się korzenie drzewa.
Może racja, zgoda:)
11.
Jeśli nie traktować życia wyrywkowo, masz rację, ale kiedy patrzymy na egzystencję jak na sumę zdarzeń, to w tej konkretnej scenie im się udało nie wpaść do Krwy.
13.
Nie czuję dziwności w okresleniu, ale może racja lezy po Twojej stronie.
14. Po niemiłosiernie długiej chwili lotu pod sklepieniem korytarza, gacki wreszcie wylatują na zewnątrz skarpy.
Podrzędny równoważnik zdania oddziela się przecinkiem od zdania nadrzędnego. (kiedy wylatują - po długiej chwili)
19.
W krytycznym momencie, trudnej do zniesienia chwili powstania jakże niesatysfakcjonującej równowagi sił, ambitni Zarządzający jednocześnie uruchomią zmodyfikowany program „Antymaterii”.
Ale jest równoważnik zdania, uzupełniający początek podstawową informację, w roli wtrącenia:)
20.
Spoko, można zamienić.
5.
Super:)
Bardzo, bardzo Ci dziękuję za przemiłe czepianie

Wypadki nad Krwą
12Przepraszam, że odpisuję dopiero teraz.
1. Ok, a w moim komentarzu powinno być wtedy zamiast teraz.
6, 7, 10, 20. Ok
9. Jeżeli jest zupełnie spokojnie, to trzeba to wyrazić inaczej, niż pisząc o braku objawu wielkiego niepokoju.
11. Mnie wyrażenie "w czepku urodzony" kojarzy się z kimś, kto ma szczęście w ogóle, a nie tylko w jednej krótkiej scenie, ale nie znam się.
13. Decyzja należy do Ciebie.
14. "Po długiej chwili" chyba nie jest równoważnikiem zdania.
19. Chyba rzeczywiście te przecinki mogą zostać. W każdym razie ułatwiają "ogarnięcie" długiego zdania.
5. Chyba reinkarnacja powinna być nie z połogu (sytuacji narodzin), tylko z miejsca, gdzie przebywają zmarli lub z poprzedniego wcielenia. Ale chyba będzie pasować reinkarnując się w połogu.
1. Ok, a w moim komentarzu powinno być wtedy zamiast teraz.
6, 7, 10, 20. Ok
9. Jeżeli jest zupełnie spokojnie, to trzeba to wyrazić inaczej, niż pisząc o braku objawu wielkiego niepokoju.
11. Mnie wyrażenie "w czepku urodzony" kojarzy się z kimś, kto ma szczęście w ogóle, a nie tylko w jednej krótkiej scenie, ale nie znam się.
13. Decyzja należy do Ciebie.
14. "Po długiej chwili" chyba nie jest równoważnikiem zdania.
19. Chyba rzeczywiście te przecinki mogą zostać. W każdym razie ułatwiają "ogarnięcie" długiego zdania.
5. Chyba reinkarnacja powinna być nie z połogu (sytuacji narodzin), tylko z miejsca, gdzie przebywają zmarli lub z poprzedniego wcielenia. Ale chyba będzie pasować reinkarnując się w połogu.
Wypadki nad Krwą
13Wracamy do ciekawego dialogu, dziękuję.

Pomyślmy nad pierwszym członem wypowiedzenia. Równoważnik zdania to jest, czy tylko część określająca jego związek główny (gacki wylatują)?
Primo: najpierw gacki lecą, później wylatują. Dwa orzeczenia.
W członie przed przecinkiem niedokonane lecą równoważy zwrot: po chwili lotu.
Secundo: można jeszcze inaczej zbudować bazę dla członu pierwszego. Otóż ten równoważnik zastąpić może zdanie:
Niemiłosiernie długo trwała chwila lotu pod sklepieniem korytarza.
Natomiast ciekawym jest zagadnienie reinkarnacji samego zjawiska. Czy wiatr odwiedzający podziemny korytarz był wciąż tym samym, który wlatywał doń wcześniej, czy każdorazowo powstawał nowy wiatr z tej różnicy ciśnień nad ziemią?
Reinkarnacja, bo na zasadzie tego samego mechanizmu powstaje wiatr, czy jednak trzeba przyjąć, że każdy następny jest odmiennej natury. Ot, problem.

Wtedy - rujnuje treść, musi być teraz. Wcześniej (czyli wtedy) pomagały zapewne budowniczym podziemnej fortyfikacji.
Tak zupełnie spokojnie między murami nie było, wiatr wlatywał, cegły się kruszyły, robactwo zjadało siebie nawzajem...

Wiesz, nie znamy przeszłości czworga bohaterów, być może troje z nich zawsze wychodziło obronną ręką z niebezpiecznych sytuacji, a topielica miała w życiu pod górkę już długo wcześniej.
Dziękuję:)
Po niemiłosiernie długiej chwili lotu pod sklepieniem korytarza, gacki wreszcie wylatują na zewnątrz skarpy.
Pomyślmy nad pierwszym członem wypowiedzenia. Równoważnik zdania to jest, czy tylko część określająca jego związek główny (gacki wylatują)?
Primo: najpierw gacki lecą, później wylatują. Dwa orzeczenia.
W członie przed przecinkiem niedokonane lecą równoważy zwrot: po chwili lotu.
Secundo: można jeszcze inaczej zbudować bazę dla członu pierwszego. Otóż ten równoważnik zastąpić może zdanie:
Niemiłosiernie długo trwała chwila lotu pod sklepieniem korytarza.
W połogu jest wieża, miejsce zróżnicowanego ciśnienia, bo 'urodziła' wiatr.
Natomiast ciekawym jest zagadnienie reinkarnacji samego zjawiska. Czy wiatr odwiedzający podziemny korytarz był wciąż tym samym, który wlatywał doń wcześniej, czy każdorazowo powstawał nowy wiatr z tej różnicy ciśnień nad ziemią?
Reinkarnacja, bo na zasadzie tego samego mechanizmu powstaje wiatr, czy jednak trzeba przyjąć, że każdy następny jest odmiennej natury. Ot, problem.
Wypadki nad Krwą
145. To może reinkarnując się wśród połogu?
Jeśli chodzi o resztę, chyba moje możliwości refleksji nad językiem się wyczerpują
Jeśli chodzi o resztę, chyba moje możliwości refleksji nad językiem się wyczerpują

Wypadki nad Krwą
15To wśród by lepiej pasowało.
Pięknie dziękuję za głębokie wejście w tekst.
Pozdrawiam:)
Pięknie dziękuję za głębokie wejście w tekst.
Pozdrawiam:)