Ołówek [sztywny obyczaj psychologiczny]

1
   Stare ołówki nigdy nie służą zbyt długo. Zazwyczaj znajdujemy je w którymś z zapomnianych kątów biurka, pod zmiętą gazetą lub we wnętrzu podartego zeszytu z liceum. Te, które miały więcej szczęścia przeleżały długie lata w ciemnym karcerze piórnika, tego reliktu czasów, kiedy wszystko chcieliśmy mieć ładnie poukładane. Wciśnięte w ciasną opaskę, bądź też wygrzebane ze stosu rupieci i połamanych kredek, znajdują się dla światła brudne i wynędzniałe, ciężko leżące w dłoni i w ogóle niedopasowane do obecnych standardów.
   Mimo to, nie wyrzucamy tych ołówków. Starannie układamy je w pojemniczku na długopisy, bądź wydzielonym do tego koszyczku lampki. Czasem jeszcze chwycimy za strugaczkę i oberżniemy tu i ówdzie, ażeby krawędzie były ostre a grafit gotowy do akcji. Poddane temu liftingowi ołówki stają się jeszcze mniejsze, lecz także o wiele, o wiele mniej żałosne.
   Potem nastaje dzień, w którym musimy coś napisać, i to nie wystukując tysiące kombinacji na klawiaturze. Wtedy sięgamy po znajdujący się pod ręką długopis, lecz okazuje się, że już dawno zabrakło w nim atramentu. Kolejne długopisy cierpią na tę samą przypadłość, wreszcie znajduje się jeden piszący, lecz jakoś tak słabo i niewygodnie, nie zamierzamy się z nim męczyć.
   Nasze lekko podenerwowane spojrzenia lądują na lampce, gdzie stary zapomniany ołówek nieśmiało przypomina o swoim istnieniu. Chwytamy go z równą dozą nieśmiałości, krytycznie spoglądamy na jego maleńką sylwetkę, lustrujemy ją od pogniecionej gumki aż po zaostrzony czubek, jeszcze nie do końca przekonani, czy się nada. Szkoda nam jednak tracić czasu na dalsze poszukiwania, uśmiechamy się drwiąco i bierzemy do dzieła.
   Stary ołówek pręży dumnie drewienkowe mięśnie, wystrzeliwuje w górę i pikuje główką w dół, prosto w białą taflę papieru. Dosłownie w ostatniej chwili podrywa się lekko w górę, by nie uderzyć zbyt mocno, po czym zaczyna kręcić się, wirować, obracać, w prawo z lewa i na powrót, krótkim, ledwo dostrzegalnym pląsem, niczym wyborny tancerz wykonujący balet łabędzi. Kręci się i wiruje i sadzi prześwietne susy pomiędzy liniami, coraz szybciej przebierając grafitowymi nóżkami, niczym za minionych czasów gdy był silny, urodziwy i pachnący farbą. I dziś czuje się takim, nowym pięknym ołówkiem prosto z opakowania, dla którego żadne zadanie nie było zbyt straszne, żaden obrazek zbyt skomplikowany.
   Przypomina sobie te wszystkie chwile spędzone z tobą, długie miesiące szkolnej ławy i wygodnej kanapy. Pamięta jak pisaliście razem konspekt na wypracowanie, pamięta te wszystkie zabawne rysunki na marginesach, kółka i krzyżyki dające wam satysfakcję w czasie lekcji wychowawczych. Pamięta jak próbowałeś narysować karykaturę nielubianej nauczycielki, jak notowałeś wnioski na temat lektur i zamalowywałeś kratki na nudnej matematyce. Uśmiecha się na te grafomańskie wiersze, które kazałeś mu pisać, i szkice, te liczne szkice listów do ukochanej dziewczyny, na które stargałeś dziesiątki kartek i zużyłeś całą gumkę końcówki.
   Uśmiecha się na te wszystkie wspólne chwile, uśmiecha się bo w tym właśnie momencie przypomniałeś sobie o nim i obdarzyłeś zaufaniem. Obdarzyłeś go nim, chociaż jest mały i podrapany, z gdzieniegdzie widocznymi śladami ugryzień i łuszczącym znaczkiem firmowym. Jakby na przekór tym wszystkim złamaniom i zadrapaniom pociąga długie kroki, w każdym dając z siebie absolutnie wszystko, bo wie, że jesteś mu potrzebny i wie, że jest potrzebny tobie. Zatraca się bez reszty w tym co każesz mu kreślić, zapomina o całym bólu jaki nosił w sobie przez lata, zapomina nawet o tym jak wyrzuciłeś go ze swej pamięci, jest tylko starym, dobrym ołówkiem, nie oczekuje od siebie więcej niż ty oczekujesz od niego.
   Wiruje i kreśli i pisze i skrobie i drapie, nawraca, jeszcze jedno pociągnięcie i drewniany skraj zahacza nieprzyjemnie o papier, gniecie część treści, wydaje z siebie żałosny jęk, ręka staje.
   Podnosisz ołówek na wysokość oczu. Nie widzisz zmęczonych ołówkowych źrenic, nie dostrzegasz jak drgają w spazmach drewienkowe mięśnie widzisz tylko tępą główkę, którą należy zastrugać, lecz której zastrugać już się nie opłaca. Patrzysz krytycznie na niedokończone dzieło i na małego, wiernego żołnierza, gotowego oddać ostatni ułamek grafitu, byś był z niego zadowolony. Nie słyszysz jednak tej dzielnej prośby, w twym umyśle nie ma miejsca dla niczego prócz dokończenia roboty.
   Jesteś bardzo niezadowolony. Chwytasz strugaczkę i wkładasz w otwór głowę maleńkiego ołówka, przekręcasz nim mocno, z całych sił, szybkim brutalnym obrotem który łamie mu grafitowy kręgosłup, rozrywa na trzy części skórę i rozpryskuje w środku połamane wióry krwi. Jakże żałośnie krzyczy twój stary, zniszczony ołówek, gdy mniesz go w palcach i ciskasz w plastikowy pojemniczek, gdzie kona, przez długie, gorzkie godziny, nim litościwie pozwolisz mu zapaść się w mrok plastikowego worka na śmieci.
   Tam pośród zgniłych ogryzków i plastikowych butelek kończy swoją służbę, ty zaś zadowolony odnajdujesz w szufladzie ołówek długi i lśniący, wypakowujesz go z pudełka, temperujesz starannie i pozwalasz dokończyć to, co nie dane dokończyć było jego poprzednikowi. I może czasem wspomnisz tamte chwile co on, może w pamięci przeczytasz kilka ładnych zdań które zapisałeś przed laty, poczujesz lekkie ukłucie dumy że byłeś zdolny do takich fajnych rzeczy i nawet do głowy nie przyjdzie skojarzyć ci tych wszystkich wydarzeń z małym, połamanym ołówkiem który szedł z tobą prosto w świat dorosłych i który zapłacił za to najwyższą cenę.
   Ale ty się nim nie przejmuj. Jesteś człowiekiem i masz dużo poważniejszych zmartwień.
Ostatnio zmieniony czw 21 lip 2011, 23:31 przez RafBoch, łącznie zmieniany 3 razy.
"Przez życie trzeba przejść z godnym przymrużeniem oka, dając tym samym świadectwo nieznanemu stwórcy, że poznaliśmy się na kapitalnym żarcie, jaki uczynił, powołując nas na ten świat." - Stanisław Jerzy Lec

2
Mimo to, nie wyrzucamy tych ołówków
Niepotrzebny przecinek.
były ostre(przecinek) a grafit gotowy
o wiele, o wiele mniej
Wyrzuć drugie ,,o"
go z równą dozą nieśmiałości
,,pewną dozą"
na dalsze poszukiwania,(więc) uśmiechamy się drwiąco
I dziś czuje się takim,(bez przecinka) nowym(przecinek)pięknym ołówkiem(przecinek) prosto z opakowania
które kazałeś mu pisać,(kropka) i szkice, te liczne szkice listów
obdarzyłeś(go ponownie) zaufaniem
i łuszczącym(się) znaczkiem firmowym
potrzebny(przecinek) i wie, że jest potrzebny tobie
jaki nosił w sobie przez lata,(kropka) zapomina nawet o tym
starym, dobrym ołówkiem,(kropka) nie oczekuje od siebie
Wiruje i kreśli(przecinek) i pisze(przecinek) i skrobie(przecinek) i drapie, nawraca
jeszcze jedno pociągnięcie(kropka) drewniany skraj zahacza
żałosny jęk,(kropka) ręka staje
gotowego oddać ostatni ułamek grafitu,(bez przecinka) byś był z niego zadowolony
jednak tej dzielnej prośby,(kropka) w twym umyśle
przekręcasz nim(go) mocno
obrotem(przecinek) który łamie mu grafitowy
gdzie kona,(bez przecinka) przez długie
lśniący, (kropka)wypakowujesz go z
co nie dane dokończyć było jego poprzednikowi
,,co nie było dane dokończyć jego poprzednikowi"
ukłucie dumy(przecinek) że byłeś zdolny
ołówkiem(przecinek) który szedł z tobą
dorosłych i który zapłacił za
,,który" do wyrzucenia.
człowiekiem i(kropka) masz dużo poważniejszych zmartwień
,,Masz wiele, dużo poważniejszych zmartwień"

Tekst był dla mnie bardzo ciekawym przeżyciem. Ileż bowiem musiały wycierpieć się moje obgryzane długopisy i stale łamane linijki, nie wspominając nawet o często zaniedbanej gitarze:D
Świetny tekst dający do myślenia.
PS. Uwaga na interpunkcję.
PS.2 Wytknięte błędy nie są stu procentowo pewne:P

3
Dzięki zaqr za komentarz i cieszę się że się podobało :)
go z równą dozą nieśmiałości

,,pewną dozą"
Równą jak najbardziej. Mówi się o odczuciach obydwu.
Wiruje i kreśli(przecinek) i pisze(przecinek) i skrobie(przecinek) i drapie, nawraca
Tutaj celowo nie umieszczałem przecinków, żeby wyglądało ładniej i dynamiczniej.


Poza tym nie zgadzam sie z ani jedną zasugerowaną kropką.


Po tygodniu od napisania widzę gdzieniegdzie zbędne słowa i sformułowania. Ciekawe czy ktoś będzie miły przeczytać i je zauważyć. ;)
"Przez życie trzeba przejść z godnym przymrużeniem oka, dając tym samym świadectwo nieznanemu stwórcy, że poznaliśmy się na kapitalnym żarcie, jaki uczynił, powołując nas na ten świat." - Stanisław Jerzy Lec

4
Te, które miały więcej szczęścia(przecinek) przeleżały długie lata w ciemnym karcerze piórnika, tego reliktu czasów, kiedy wszystko chcieliśmy mieć ładnie poukładane.
znajdują się dla światła brudne i wynędzniałe,
Znajdują się dla świata?
Poddane temu liftingowi ołówki stają się jeszcze mniejsze, lecz także o wiele, o wiele mniej żałosne.
... lecz także o wiele, wiele mniej żałosne.
Potem nastaje dzień, w którym musimy coś napisać,(1) i to nie wystukując (2)tysiące kombinacji na klawiaturze.
(1) Bez przecinka.
(2) tysięcy
Nasze lekko podenerwowane (1)spojrzenia lądują na lampce, gdzie stary zapomniany ołówek nieśmiało przypomina o swoim istnieniu.
(1) spojrzenie ląduje
I czemu poddenerwowane? Poszukiwania przyboru do pisania nie wiążą się zazwyczaj ze stresem.
Chwytamy go z równą dozą nieśmiałości,
Chwytamy go z pewną dozą nieśmiałości...
Szkoda nam jednak tracić czasu na dalsze poszukiwania, uśmiechamy się drwiąco i bierzemy do dzieła.
Czemu drwiąco?
pikuje główką w dół, prosto w białą taflę papieru.
Tafla jest lśniąca, gładka. Można tak powiedzieć o płycie. Przy papierze nie pasuje.
Uśmiecha się na te grafomańskie wiersze, które kazałeś mu pisać(1), i szkice,
(1) usuwamy przecinek.
uśmiecha się bo w tym właśnie momencie przypomniałeś sobie o nim i obdarzyłeś zaufaniem.
O ile pamiętam, to było tam coś o pogardzie i braku innego przyboru do pisania a nie o zaufaniu.
zadrapaniom (1)pociąga długie kroki, w każdym dając z siebie absolutnie wszystko(2), bo wie, że jesteś mu potrzebny i wie, że jest potrzebny tobie.
(1) Że co?
(2) Przecinek usuwamy.
Zatraca się bez reszty w tym co każesz mu kreślić, zapomina o całym bólu jaki nosił w sobie przez lata, zapomina nawet o tym jak wyrzuciłeś go ze swej pamięci, jest tylko starym, dobrym ołówkiem, nie oczekuje od siebie więcej niż ty oczekujesz od niego.
Zbyt uosobiłeś ten ołówek.
Nie widzisz zmęczonych ołówkowych źrenic, nie dostrzegasz jak drgają w spazmach drewienkowe mięśnie
Mięśnie ołówka mogą być. Drewno to włókna. Włókna = mięśnie. Ale źrenice?
Tam(przecinek) pośród zgniłych ogryzków i plastikowych butelek kończy swoją służbę,ty zaś zadowolony odnajdujesz w szufladzie ołówek długi i lśniący, wypakowujesz go z pudełka, temperujesz starannie i pozwalasz dokończyć to, co nie dane dokończyć było jego poprzednikowi.
Znajdujesz teraz ten ołówek bez problemu, mimo że na początku miałeś z tym kłopoty. Brak logiki.

Pomysł niezły. Wykonanie również. Czasami ta personifikacja ołówka zaszła za daleko. Jego wspomnienia, cierpienia, oczy. Za dużo. Widać jednak, że przemyślałeś to, co chcesz napisać i przyłożyłeś się do tego. Podobało mi się.

5
Stare ołówki nigdy nie służą zbyt długo.
trąci banałem. Przecież to jest takie bardzo, bardzo logiczne - stare, to krótkie lub kruche, lub połamane albo obgryzione i wykruszone. Wiadomo, że nie służą zbyt długo. Może chciałeś pokazać, że ich żywot jest policzony? Że coś minęło dla ich "ołówkowego" żywota?
Starannie układamy je w pojemniczku na długopisy, bądź wydzielonym do tego koszyczku lampki.
koszyczku od lampki / koszyczku po lampce?
Nie bardzo rozumiem te zdanie.
które kazałeś mu pisać, i szkice, te liczne szkice listów do ukochanej dziewczyny, na które stargałeś dziesiątki kartek i zużyłeś całą gumkę końcówki.
gumkę tkwiącą na końcu
Chwytasz strugaczkę i wkładasz w otwór głowę maleńkiego ołówka, przekręcasz nim mocno, z całych sił, szybkim brutalnym obrotem który łamie mu grafitowy kręgosłup, rozrywa na trzy części skórę i rozpryskuje w środku połamane wióry krwi.
to mi nie pasuje...

Nie poczułem więzi z ołówkiem - może wina leży w użytej formie - Piszesz do mnie, nie w sposób neutralny, ale zwracasz się do mnie. Zabieg o tyle niebezpieczny, ponieważ ja ołówkiem nic nigdy nie robiłem. Gdybym czytał o kimś, np. zamiast Chwytasz ołówek to chwyta ołówek, itd. to ujrzałbym czyjąś historię, natomiast ja, niby, czytam o sobie. Nie przemawia to do mnie. Narracyjnie, nieco przeszarżowane, ten ołówek i cała otoczka, taka przerysowana, coś jakbyś na siłę próbował dodać mu życie. Sam pomysł fajny, ale dla mnie to jest szkic, ćwiczenie przed właściwym utworem. Końcówka rozczarowuje.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”