Uprzejmość, czyli miły ze mnie gość
- Minęła godzina szesnasta – powiedziałem do mikrofonu. Potem zaprezentowałem prognozę pogody. Nic nadzwyczajnego. Na dworze dalej mróz, choć nie tak siarczysty, jak ostatnio. Ciśnienie w normie, dość pochmurno. Dzień krótki, jak cholera. Czerwona lampka On Air zgasła. Zdjąłem słuchawki, odetchnąłem i wygodnie rozsiadłem się w fotelu. Usłyszałem stuknięcie w szklane drzwi. Za szybą stał on, szczerząc się, jak idiota. Machnąłem mu z lekkim uśmiechem. Wszedł do środka.
- Stary… - zaczął rozplątując szalik.
- Siemanko – przywitałem się i podałem mu rękę. Miał wielkie, zimne łapsko. – Co jest?
- Ale jestem rozjebany…
- Co się stało? – zapytałem, pomyślałem: ja pierdolę…
- Spałem dziś tylko cztery godziny – i zaniósł się kaszlem, jak jakiś gruźlik.
- Dlaczego?
- A jakoś tak… - znów zaczął kaszleć.
- Co ty? Chory jesteś?
- Od tygodnia - wziął stojące pod ścianą krzesło i przysunął je do konsolety. Usiadł i zaczął podsuwać się jeszcze bliżej. Musiałem ustąpić mu trochę miejsca.
- To co ty tu robisz? Idź do domu i się połóż.
- Leżałem. Spałem teraz ze dwie godziny. Poza tym do roboty na dziewiętnastą. Nocka. Nie wiem, jak ja wyrobie – na twarzy pojawił się jego głupawy uśmiech.
- No, to tym bardziej powinieneś się wygrzać w łóżku.
- E tam… - skwitował. Zerknąłem na zegar. Pozostało kilkadziesiąt sekund. Czas przedstawić płytę tygodnia. Janek znów zaczął kaszleć. W prawdzie zasłaniał twarz ręką, ale i tak czułem, jak miliony bakterii wbijają się w moją szyję. Bliżej, kurwa, usiąść nie mogłeś?! Zerknąłem na niego i powiedziałem:
- Tylko mi tu nie kaszlaj teraz. Muszę wejść na antenę – uśmiechnął się, jak debil i rozłożył na krześle. Niczego innego się po nim nie spodziewałem. Zrobiłem, co zrobić musiałem, poczym zdjąłem słuchawki.
- Kasia była dla mnie wczoraj bardzo niemiła – powiedział.
- No co ty?! Czemu mnie to, kurwa, nie dziwi? – pomyślałem. Powiedziałem: dlaczego?
- Nie wiem, tak jakoś.
- Jak to? Co takiego zrobiła?
- No zapytałem czy możemy zrobić wejście zapowiadające moją rozmowę z majorem. Akurat ktoś tam miał program, a ona powiedziała, że jest tylko realizatorem i że nie będzie im rozwalać programu.
- Logiczne. Poza tym, co ją obchodzi rozmowa z majorem?
- No w sumie… Dziś w ogóle byłem u profesora (jakiegoś tam), żeby zaliczyć kolokwium. No i wiesz, wchodzę tam do niego, myślę sobie, że przypał będzie. A ten mówi: Janek, usiądź sobie tutaj, i pokazał na fotel. Ja mówię, że chcę to zaliczyć, a on na to: Janek, spokojnie. Ty teraz zajęty człowiek jesteś. Musisz przygotować sekcję strzelecką na uniwersytecie. Poza tym działasz teraz w radiu. Wiem, bo słucham. Masz ważniejsze sprawy na głowie. Kolokwium może poczekać. Posiedzieliśmy potem, pogadaliśmy, wypiliśmy kawę. Nieźle, co? Piłem se kawkę z profesorem.
- Zajebiście…
- Ty… A w ogóle w jakim to systemie działa? – pokazał palcem na jeden z monitorów, na którym wyświetlona była ramówka.
- Nie wiem. Nie znam się na tym. Po prostu działa.
- Ja się znam... – i zaczął mi opowiadać jakieś pierdoły. Nie omieszkał również wspomnieć, że skończył technikum informatyczne. – Ten system jest bardzo prosty. Podstawowy taki. Wiem, bo jestem specjalistą w tej dziedzinie - powiedział.
- Mhm… - zerknąłem na zegar. Minęło dobre dziesięć minut od mojej ostatniej „wizyty” na antenie. Tyle, że ten kretyn nie pozwalał mi się skupić i wymyślić czegoś. Sięgnąłem do komputera, do którego i tak dostęp był wystarczająco ograniczony, ze względu na jego idiotyczną, kaszlącą osobę i zacząłem szukać czegoś, o czym można by powiedzieć. Właśnie, zapomniałem wspomnieć, że regularnie, podczas całego swojego monologu, ów jegomość wysyłał na mnie kolejnych bakteryjnych kolonizatorów. Kurwa, dopiero co byłem chory, pomyślałem. Rozsiadłem się na krześle i odetchnąłem. Wkurwienie narastało. Wtedy on wyciągnął nóż.
- Niezły, nie? – obracał go w dłoni. Rozpoczął kolejną historię. Tym razem o tym, jak to poprzedni mu się rozwalił, oddał go do reklamacji i przysłali mu ten. Ciągle się nim podniecał. „Zajebisty, nie? Aż szkoda go brać do pracy. Nie, no. Ale wezmę. Te, co tam mają, ciągle się wyginają i szczerbią przy otwieraniu pudeł.” Potem znów: „Nie, no. Ale zajebisty jest, co?” Kurwa mać, pomyślałem. Już wolałbym, żeby mnie zadźgał tym nożem, niż wysłuchiwać tego pierdolenia. Na szczęście pierdolenie w końcu ustało. Cisza jednak nie trwała długo, bo w studio rozległ się donośny kaszel. Poczułem powiew zimnego wiatru na szyi. To źle oddziałało na moją psychikę, bo już po kilku minutach pojawił się dziwny ucisk w gardle, jakieś uczucie duszności. No kurwa, pomyślałem. Zajebie skurwiela! Znowu będę chory. Wtedy Janek wznowił swoją gadkę. Na większość jego pieprzenia starałem się odpowiadać poprzez mruknięcie albo emanujące ignorancją i znudzeniem zwykłe, proste „no, zajebiście”. Niestety on nie zrozumiał tych subtelnych znaków. Zapytał się mnie o jakieś dziwne angielskie słowo na ekranie. Odpowiedziałem, ale dodałem, że nie jestem pewien.
- Przecież studiujesz filologię angielską.
- Nie angielską.
- A jaką?
- Polską.
- Co?! Co ty pierdolisz? – spojrzał na mnie, jakbym miał kutasa na czole. – I co? Czytasz książki?
- Czytam. Co w tym dziwnego? – odpowiedziałem, ale pomyślałem coś bardziej obraźliwego.
- Nie, no. Nic. Ja popieram czytanie. Dobrze, że czytasz. Ja tam nie lubię.
- Mhm…
- Pewnie wszystkie lektury masz w małym palcu. Wszystko czytałeś, nie?
- Człowieku, przestań. Tylko kilka tych fajniejszych. Resztę znam z opracowań.
- No co ty?
- Czytam książki, ale te ciekawsze.
Tematy do rozmowy wciąż mu się nie kończyły, a ja dalej kwitowałem większość ignorującymi pomrukami. Zegar był bezlitosny. Siedziałem z tym debilem już grubo ponad dwadzieścia minut. Na antenę wejść nie zdołałem. W końcu chyba źródełko powoli się wyczerpywało, bo zaczął mi jęczeć, że nie ma dziewczyny. A może cały czas do tego zmierzał? Po chwili zapytał:
- Znasz jakieś miejsce, gdzie mogę znaleźć fajne laski? – ja pierdolę, pomyślałem.
- Burdel.
- Mówię poważnie. Szukam dziewczyny.
- Wyjdź na ulicę i zapytaj pierwszą z brzegu czy nie zechciałaby zostać twoją dziewczyną.
- Żartujesz? – nie byłem przekonany, czy rzeczywiście wziął to za żart. Coś tam dalej popierdolił i w końcu dobrnął do pytania, na które czekałem.
- A ty masz dziewczynę?
- To zależy, co masz na myśli.
- No, czy masz dziewczynę?
- To zależy co masz na myśli, pytając, czy mam dziewczynę.
- No, czy masz jakąś? – i on ma dwadzieścia lat, pomyślałem.
- To zależy, o co ci chodzi? Pytasz czy chodzę z kimś za rękę po mieście, czy rucham, czy lepię bałwana?
- No, czy chodzisz z kimś za rękę. Nie chodzi mi o ruchanie – ha! Jednak teoria, że wszystkim facetom chodzi tylko o jedno, to kłamstwo! Dobrze, że ja jestem normalny. Albo nienormalny. Zależy od punktu widzenia…
- Za rękę z nikim nie chodzę, ale sypiam czasem z kimś.
- No co ty? Z kim?
- Na weekendy jedna u mnie nocuje. Ma chłopaka. Ostatnio też na treningu wyrwałem zajebistą. Też ma chłopaka.
- No co ty? Nieźle…
- Ta… - wtedy rozległ się dźwięk komunikatora internetowego. Ktoś się do mnie odezwał. – O! A właśnie trzecia do mnie pisze. Ta już nie ma chłopaka.
- Dobra, ja muszę lecieć – nareszcie!, pomyślałem. Później oczywiście podziękowałem dziewczynie, która napisała do mnie. Miałem wrażenie, że miała znaczny wpływ na jego nagłe zakończenie rozmowy.
- No, na razie – szybko odpowiedziałem, byle tylko nie przedłużać. On oczywiście zakaszlał jeszcze na mnie, tak na pożegnanie, i wyszedł. Pomachał przez szybę, uśmiechnąłem się do niego. Gdy zniknął, zniknął też uśmiech z mej twarzy i powiedziałem:
- Kurwa, ja pierdolę.
Jeszcze moment i bym go zapierdolił na miejscu. Nie wiem, jak ja to wytrzymałem. Rozłożyłem się na krześle i odetchnąłem. Po chwili uśmiechnąłem się pod nosem. Zapytałem, kiedyś pewnego imigranta, co mu się najbardziej nie podoba w Polakach. Jedną z rzeczy, którą wymienił, był fałsz. Mówił: Tutaj ludzie nie potrafią powiedzieć innym, co naprawdę o nich myślą. Uśmiechają się, a w duchu przeklinają swojego rozmówcę i życzą mu śmierci. Święta racja! Z tym, że miałem dobre intencje, chciałem być miły. Tylko, że on wyszedł szczerząc mordę, we mnie niemal eksplodowało wkurwienie, a, co najgorsze, on zapewne jeszcze wróci, bo okazałem się przyjemnych kompanem, który słuchał jego pierdolenia i mężnie przyjmował na klatę jego kaszel.
Chuj w uprzejmości. Następnym razem powiem, żeby wypierdalał.