Byłem bardzo przejęty tym spotkaniem. Od rana nie potrafiłem się na niczym zupełnie skupić. Szczęściem było, że wszystko to działo się w sobotę. Mój dzień wolny; wolny od wszystkiego.
Zadzwonił domofon a mi żołądek podskoczył do gardła. To uczucie przerażenia i podniecenia za razem. Ekscytacja. Podniosłem drżąca ręką słuchawkę domofonu.
Słucham? - mój głos nie brzmiał zbyt pewnie.
To ja
Jej głos był taki ciepły, aksamitny. Oddał bym wtedy wszystko, by tylko móc słyszeć go codziennie.
Długo przytrzymywałem przycisk palcem. Dla pewności. Może to nie trwało tak długo? Czekałem. Czekałem. Aż przyjdzie. Zapuka. A ja będę mógł jej otworzyć. A może zadzwoni? Takie wtedy myśli krążyły po mojej pustej głowie. Czekałem. Wsłuchiwałem się w każdy szmer za drzwiami, myślałem - to ona. Ale nie. Czekałem dalej. Mieszkałem wtedy dość wysoko, musiało to potrwać zanim się tu dostanie. Czekałem. Ale nie aż tak wysoko, by nie zdążyła już stanąć przed moimi drzwiami. Czekałem nadal. Może winda się zacięła? Ona tak czase... Pukanie delikatne. To ona! To ona na pewno, tym razem już Ona!
Musiałem odczekać, by nie wyjść na kompletnego desperata. Raz. Dwa. Trzy. Wystarczy. Pierwsze drzwi. Trochę skrzypiące. W drugich przekręcić zasuwkę i nacisnąć klamkę. Myślałem - zaraz ją zobaczę! Te nie zaskrzypiały; za to klamka chodziła już ciężej. Już za chwile. Wiedziałem, że ona tam stoi i ponownie będzie mi dane ją zobaczyć. Zbyt długo już nie mogłem cieszyć się jej widokiem.
Proszę wejdź.
Odsunąłem się, zachęcając ją gestem ręki. Weszła do środka. Nie mogłem jej spłoszyć! Nie teraz.
Nie odpowiedziała nic, tylko cały czas tak pięknie się uśmiechała. Miałem nadzieje, że do mnie. Nie ze mnie. To był najcudowniejszy uśmiech jaki widziałem w całym moim życiu i już u żadnej innej osoby. Nigdy. Nawet raz.
Przeszła kilka kroków rozglądając się wkoło. Zatrzymała się na środku korytarza. Lekko sfałdowała chodnik. Ale to nic. Stała tak i ja stałem również. Czy czuła to samo co ja? Po chwili dopiero do mnie to doszło, że staliśmy tam razem. Ona ubrana dość ciepło, bo zimno na dworze. A ja znowu nie, bo w domu ciepło, u mnie znaczy.
- Może się rozbierzesz? - trochę zbyt nerwowo, zbyt niespodziewanie, zbyt głośno. Cholera!
Drgnęła przestraszona. Widziałem krótkie przerażenie w jej wspaniałych przepięknie brązowych oczach. Zaproponowałem jej swą pomoc. Obróciła się do mnie tyłem, a ja podszedłem, niepewnie. Była niska. Nie, to ja jestem zbyt wysoki. Przystanąłem tak, że widziałem jej czubek kasztanowej głowy. Najdelikatniej jak umiałem chwyciłem jej płaszcz, zdejmując go powoli. Jej zapach. Wspaniały zapach. Wiozłem wtedy głęboki wdech, żeby się nim nasycić. Zatrzymać go dla siebie choć na krótka chwilę tylko. Z przymkniętymi oczami, które miały jeszcze bardziej spotęgować to cudowne uczucie szczęścia. Odwiesiłem jej płaszcz na drewnianym wieszaku. Mógłby ten płaszcz jej zostać tu na zawsze. Przynajmniej tak długo, aż się nie zestarzejemy. Ot tak by sprawdzić, którego z nas szybciej mole zjedzą.
- A gdzie masz swojego kota? - zapytała.
A ja. Ja. Ja wtedy sobie coś uświadomiłem. Przecież ja nie mam kota! Nigdy go nie posiadałem! A jednak powinienem go mieć. Przypomniałem sobie, że miałem mieć kota. Nie wiedziałem co mam zrobić. Zatem uczyniłem to co zwykle. Skłamałem. Skłamałem mówiąc, że gdzieś się schował, że zawsze tak robi gdy przychodzi ktoś mu obcy. Jak się trochę przyzwyczai to na pewno wyjdzie. Skłamałem. Ale nie wyszedł tamtego wieczora. Bo i nie mógł. Gdyby jednak wtedy wyszedł, byłbym tym faktem okrutnie zaskoczony.
Spytałem czego się napije. Poprosiła herbatę. Zaparzyłem dwie. I stały tak przed nami parując sobie, szczęśliwe. Rozmawialiśmy o wszystkim, a w zasadzie o niczym. Czułem się szczęśliwy, ona chyba też. Gdy upłynęło sporo czasu, a może to było parę minut zaledwie? Tego dnia zegarki nie odmierzały czasu równomiernie. Naszła mnie myśl, że kiedyś skończą się nam tematy, znudzi ją rozmowa ze mną. Powie, że już późno i że wracać musi. Trzeba było działać i to szybko.
- Spójrz kot wyszedł! - wskazałem palcem gdzieś na biurko, które stało po lewej nas stronie.
Ona odwróciła głowę. To był odruch z okruchami ciekawości. Dało mi to wystarczająco dużo czasu by położyć się na plecach i delikatnie oprzeć głowę na jej kolanach. Gdy to poczuła, spojrzała na mnie lekko przestraszona.
- Miau - jak umiałem tak zamiauczałem.
- Nie masz tu żadnego kota, co? - uśmiechała się przy tym tak pięknie.
- Mam! Jednego. I to na twoim punkcie - patrzyłem z dołu na nią, a ona na mnie z góry. Było mi tak dobrze. Uśmiechnąłem się najszerzej jak umiałem. Tak szeroko jak kot z „Alicji w krainie czarów”. Tak szeroko. Spadły mi w tedy okulary, a może to ona je delikatnie zdjęła? Powoli zaczęła pochylać się do mnie, by wreszcie złożyć swe ciepłe usta na moich. Tamtego pocałunku na pewno nie zapomnę. Choć potem dostawałem je takie często, a każdy z nich był zupełnie wyjątkowy.
- A jak się opiekuje takim kotem?
Zapytała z nieudawanym zupełnie zaciekawieniem.
- No przede wszystkim trzeba go często głaskać i karmić go - to fakt.
- Wyprowadzać czasem na spacer należy i karmić go - to na pewno.
- Nie zostawiać zbyt długo samego w domu, a jak się wróci to go nakarmić - ważna to rzecz.
- Zmieniać żwirek w kuwecie - to musowo.
- Drapać za uchem i karmić go - za oboma uchami? Za obymi uszymi? Za obojgu uszu? No tu i tam.
- Zmieniać żwirek w kuwecie - naprawdę musowo. - I nie pytaj czemu tak często bo to normalne przy takiej częstotliwości karmienia.
- Myślę, że dała bym sobie jakoś z tym wszystkim radę - mówiąc to przymknęła oczy i znów powoli pochylała się w moją stronę.
- Jestem o tym przekonany - z zamkniętymi oczami czekałem, aż znowu będę mógł to poczuć.
Przeszywające ciepło.
2
piszemy łącznieAdam Blitz pisze:za razem. Oddał bym
Ja raczej bym tu zastosoqała przecinki.Adam Blitz pisze:Czekałem. Czekałem. Aż przyjdzie
pustogłowie to raczej bezmyślność.Adam Blitz pisze:Takie wtedy myśli krążyły po mojej pustej głowie.
Dobrze opisane stany emocjonalne bohatera - narratora, jednak pokusiłabym sie w tym tekście o wyłapanie dosłownych myśli i ujęciu ich w cudzysłów, oddzielając je od słów sygnalizujących czynności.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz
3
Tak naprawdę to dopiero uczę się pisać więc będę wdzięczny za każdą uwagę. Domyślam się, że tekst jest trochę za krótki by można go było ocenić. Mam jeszcze kilka „rozdziałów” i chciałbym kontynuować swoją pracę. Tym łatwiej mi będzie jeśli dowiem się co robię źle, by starać się swych błędów nie powielać w tekstach następnych. Mam trudności z pisaniem i formułowaniem myśli (co pewnie widać). Fragment ten był pisany z myślą o przedstawieniu w tle samej historyjki, emocji bohatera, podekscytowania spotkaniem itp.
Mam problemy z interpunkcją co zapewne widać. Więc jeśli takie błędy jeszcze ktoś wyłapię to proszę napisać najlepiej z uzasadnieniem (jeśli można).
Mam problemy z interpunkcją co zapewne widać. Więc jeśli takie błędy jeszcze ktoś wyłapię to proszę napisać najlepiej z uzasadnieniem (jeśli można).
7
Proszę bardzo. Chodzi o to, że twój tekst nie płynie przed oczami jak wielka, rozlana, leniwa rzeka. Jest to raczej strumyk obijający sie o kamienie. Rwacy, niespokojny, nieprzewidzialny.Adam Blitz pisze:Możesz rozwinąć pojęcie nierówność językowa?
Po pierwsze używasz zdań pojedyńczych. Są one krótkie, szarpiace tekst - jednak w tym opowiadaniu są jak najbardziej na miejscu(poza jednym zbyt mocnym wyjątkiem) - mi obrazują szarpaninę mysli bohatera np.
itd.Adam Blitz pisze:Długo przytrzymywałem przycisk palcem. Dla pewności. Może to nie trwało tak długo? Czekałem. Czekałem. Aż przyjdzie. Zapuka. A ja będę mógł jej otworzyć.
Po drugie: powtórzenia.U ciebie jest to słówko: czekałem. Można je zastapić innymi słowami- ale tu w tym konkretnie tekście mi pasuje tak jak jest. - Ujawnia dynamikę, a nie stateczną postawe bohatera.
Adam Blitz pisze:Ona ubrana dość ciepło, bo zimno na dworze. A ja znowu nie, bo w domu ciepło, u mnie znaczy.
Adam Blitz pisze:uśmiechała się przy tym tak pięknie.
nierówny styl - ale dla mnie (z czym by się nie zgodził polonista) te zdania to kamyki, które rozbryzgują wodę strumyka, zamieniając ją w piękną teczę.Adam Blitz pisze:Tamtego pocałunku na pewno nie zapomnę. Choć potem dostawałem je takie często, a każdy z nich był zupełnie wyjątkowy.
Nie wiem co jest tu celowe a co przypadkiem - ale właśnie ta nierównośc językowa, jego chropowatośc pozwoliła mi napisać, ze tekst mi sie podoba, a bohater jest żywy.
Jednak gdyby narracja była w 3 osobie, nie pierwszej to co mnie zachwyca - byłoby zanegowane jako bład.
To pasuje mi tu i teraz, ale pewnie polonisci będą mieli inne zdanie. ^_^
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz
8
Postanowiłam skomentować, bo tekst mi się spodobał, bo mam trochę czasu i mogę tą interpunkcję wypisać (grunt to chcieć być lepszym! fajniej się komentuje, gdy wiadomo, że ktoś chce korzystać z porad:)), a w ogóle to jestem ostatnio zaabsorbowana 4 kociętami.
Co do przecinków - nie chcę, żeby wyjaśnianie wyszło za bardzo łopatologicznie. Więc tak. W poniższych zdaniach przecinki się stawia z zasady, łatwo to możesz sobie znaleźć, przed jakimi słowami trzeba je wsadzić.
Wydaje mi się, że późniejsze zachowanie bohatera nieco kłóci się z początkowym, bo najpierw jest podniecony jak jakiś młody Werter (na szczęście bez cierpień), a potem rozmawia z laską o... zmienianiu żwirku w kuwecie
no proszę Cię
chyba, że tak szybko udało jej się oswoić tego kotka 
I może jeszcze zupełna duperela, ale jakoś mi spokoju nie daje: bohater położył głowę na kolanach dziewczyny - jakoś zabrakło mi tej informacji, że siedzą na... kanapie? sofie? No właśnie. Zrobili herbatkę i gadali, jednak zaznaczenie zmiany miejsca jakoś nie zaburzałoby porządku.
Na koniec zupełnie nieobiektywnie powiem: dzięki za opko, bo mimo góry błędów, poprawiło mi humor
Co do przecinków - nie chcę, żeby wyjaśnianie wyszło za bardzo łopatologicznie. Więc tak. W poniższych zdaniach przecinki się stawia z zasady, łatwo to możesz sobie znaleźć, przed jakimi słowami trzeba je wsadzić.
Adam Blitz pisze:Zadzwonił domofon, a mi żołądek podskoczył do gardła.
Adam Blitz pisze:musiało to potrwać, zanim się tu dostanie
Adam Blitz pisze:To był najcudowniejszy uśmiech, jaki widziałem w całym moim życiu i już u żadnej innej osoby.
Adam Blitz pisze:Czy czuła to samo, co ja?
Adam Blitz pisze:Ot tak, by sprawdzić, którego z nas szybciej mole zjedzą.
Adam Blitz pisze:Nie wiedziałem, co mam zrobić. Zatem uczyniłem to, co zwykle. Skłamałem. Skłamałem mówiąc, że gdzieś się schował, że zawsze tak robi, gdy przychodzi ktoś mu obcy. Jak się trochę przyzwyczai, to na pewno wyjdzie.
Adam Blitz pisze:Spytałem, czego się napije.
Adam Blitz pisze:Dało mi to wystarczająco dużo czasu, by położyć się na plecach
Adam Blitz pisze:Tak szeroko, jak kot z „Alicji w krainie czarów”.
A tutaj są zdania złożone, choć króciutkie, dlatego je trzeba oddzielać:Adam Blitz pisze:I nie pytaj, czemu tak często, bo to normalne przy takiej częstotliwości karmienia.
Adam Blitz pisze:Spójrz, kot wyszedł!
Tu, bo imiesłowy:Adam Blitz pisze:Proszę, wejdź.
Adam Blitz pisze:Przeszła kilka kroków, rozglądając się wkoło.
Tu, bo wyliczenie:Adam Blitz pisze:I stały tak przed nami, parując sobie, szczęśliwe.
Na literówki i inne błędy, a trochę ich tu było, już nie miałam siły (sorry;)). Bardzo fajny tok myślenia ma bohater, chwilami może zbyt rozemocjonowany i rozwleczony, trochę powtarzasz (np. że się uśmiechali). Za dużo gadania, a za mało robienia, tak bym to określiła. Ale od fragmentu z kotem jest lepiej. Zrobiło się tak uroczo, że skończyłam czytać z bananem na twarzy.Adam Blitz pisze:Widziałem krótkie przerażenie w jej wspaniałych, przepięknie brązowych oczach.
Wydaje mi się, że późniejsze zachowanie bohatera nieco kłóci się z początkowym, bo najpierw jest podniecony jak jakiś młody Werter (na szczęście bez cierpień), a potem rozmawia z laską o... zmienianiu żwirku w kuwecie



I może jeszcze zupełna duperela, ale jakoś mi spokoju nie daje: bohater położył głowę na kolanach dziewczyny - jakoś zabrakło mi tej informacji, że siedzą na... kanapie? sofie? No właśnie. Zrobili herbatkę i gadali, jednak zaznaczenie zmiany miejsca jakoś nie zaburzałoby porządku.
Na koniec zupełnie nieobiektywnie powiem: dzięki za opko, bo mimo góry błędów, poprawiło mi humor

9
Nie wiem czy tylko ja tak mam, ale trudno jest mi wyłapać swoje błędy. Z dużo większą łatwością wychodzi mi poprawianie innych.
Bardzo cieszy mnie to że to opowiadanie nie jest zupełnie beznadziejne. Do tej pory pisałem tekst techniczne i nikt na moje błędy nie zwracał uwagi.
Chciałbym, żeby kiedyś wykluła się z tego książka. Marzyć nie zabroni mi nikt
Zawsze mogę zrobić sobie e-booka.
Mam jeszcze kilka „części” więc jeśli byłby ktoś chętny przebrnąć przez wszystkie błędy to udostępnię. Jedynie mogę ostrzec, że reszta napisana jest raczej w formie słodko-gorzkiej z naciskiem na gorzką. Co do błędów postaram się nanieść poprawki na mój brudnopis.
Bardzo cieszy mnie to że to opowiadanie nie jest zupełnie beznadziejne. Do tej pory pisałem tekst techniczne i nikt na moje błędy nie zwracał uwagi.
Chciałbym, żeby kiedyś wykluła się z tego książka. Marzyć nie zabroni mi nikt

Mam jeszcze kilka „części” więc jeśli byłby ktoś chętny przebrnąć przez wszystkie błędy to udostępnię. Jedynie mogę ostrzec, że reszta napisana jest raczej w formie słodko-gorzkiej z naciskiem na gorzką. Co do błędów postaram się nanieść poprawki na mój brudnopis.
10
"zarazem" w sensie "jednocześnie" piszemy łącznieza razem
To powtórzenie, jeszcze z tymi zaimkami bardzo mi zazgrzytało.Słucham? - mój głos nie brzmiał zbyt pewnie.
To ja
Jej głos był taki ciepły, aksamitny.
Wiem, że oddajesz chaotyczny tok myśli zakochanego typka, ale tekst powinien mimo wszystko być zgrabny. Tutaj to nagromadzenie "ją" i "jej" woła o przebudowę zdań (bo nie bardzo da się coś na pałę wyciąć). Powalcz.Wiedziałem, że ona tam stoi i ponownie będzie mi dane ją zobaczyć. Zbyt długo już nie mogłem cieszyć się jej widokiem.
Proszę wejdź.
Odsunąłem się, zachęcając ją gestem ręki. Weszła do środka. Nie mogłem jej spłoszyć!
Albo "odwiesiłem na wieszak", albo "zawiesiłem na wieszaku".Odwiesiłem jej płaszcz na drewnianym wieszaku
Po lewej stronie - wystarczywskazałem palcem gdzieś na biurko, które stało po lewej nas stronie.
Bardzo mi się spodobało to określenieTo był odruch z okruchami ciekawości.

wtedyw tedy
Błędów trochę jeszcze by się znalazło. Dużo też zdań, które mi nie zabrzmiały, nawet mimo patrzenia na nie przez pryzmat takiej a nie innej narracji. Niemniej nie ruszałam ich, bo w ogólnym rozrachunku realizacja wyszła nieźle. Można wejść w klimacik, trochę się zaśmiać z bohatera. Na początku jest dla mnie trochę mdławo - to wyczekiwanie i srata tata - czytałam to już milion razy. Ale numer z kotkiem fajny

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"