Małpka[psychologia/akcja]

1
W tekście mogą znaleźć się minimalne ilości wulgaryzmów. Jest to mój pierwszy tekst wrzucony tutaj i mimo strachu poddaję go waszym próbom. Mam nadzieję, że nie będzie wyjątkowo źle i zapraszam do czytania.


Stałem pośrodku rozentuzjazmowanego tłumu niczym się nie wyróżniając spośród tej bandy oszołomów. Nikt nie zwrócił najmniejszej uwagi ani na mnie, ani na moją pluszową małpkę, którą posadziłem na ramieniu. W końcu to koncert kapeli rockowej. Ludzie wokół mnie skakali, tańczyli i machali rękami w rytm muzyki, która dla mnie była jedynie marnym i nic nie wartym jazgotem. Mam jeden cel, nic poza tym. Nie mogłem zawrócić, a tym bardziej nikt nie mógł mnie zatrzymać. Stanąłem na palcach, aby ocenić moje położenie względem sceny. Pozostało mi jeszcze z kilkanaście metrów i pełno ludzi ściśniętych obok siebie. „Będzie ciężko.” – pomyślałem i zacząłem zastanawiać się czy warto. Czemu nie mogę popełnić samobójstwa jak wszyscy? Samotnie, w domowym zaciszu, wśród swoich własnych czterech ścian. Wiem, nie pozwalała mi na to moja duma. Cały świat uzna mnie za psychola. Będą skandować moje imię, a rodzina będzie miała przesrane, ale… wtedy to już nie będzie miało dla mnie żadnej wartości, bo jakby nie patrzeć będę przecież martwy. Nie mogę się wycofać gdy zaszedłem tak daleko. Zapłaciłem ochroniarzowi sporą sumkę aby mnie wpuścił. Nie spodziewał się niczego nadzwyczajnego, ot zabrakło biletu.
Zostawiłem rodzicom list tłumacząc, co chcę zrobić i dlaczego. Moje życie było jednym wielkim gównem, więc czemu mam go gównem nie zakończyć? To, co z tego miejsca zostanie nie można nazwać inaczej niż wstrętnymi ekskrementami. Mogę to obiecać. Rodzicom tak naprawdę nie musiałem niczego tłumaczyć, od zawsze uważali mnie za ułomnego i zdolnego do wszystkiego. Nie oszczędzali mnie nawet w obliczu reszty rodziny, aż w końcu i brat utracił do mnie szacunek. Żyłem dalej, zdawałem szkoły ze średnimi wynikami, znalazłem dobrą pracę, uniezależniłem się od rodziców i wreszcie ożeniłem się. Wszystko się zawaliło przez ten jeden, malutki incydent. Przez tą kobietę, moją żonę. Już ją zabiłem i wciąż mam przed oczami obraz noża wystającego z jej piersi. Niech gnije w ogródku. O nie. Teraz nie ma odwrotu. Muszę iść dalej.
Tej małpki nie wziąłem przez przypadek. To moja ulubiona zabawka z dzieciństwa. Gdy byłem mały dodawała mi otuchy i pomagała przeżyć ciężkie chwile. Wsadziłem rękę w tył pluszaka wyciągając długi sztylet. Scena ponownie przypomniała mi dzieciństwo. Bajkę o dwóch marionetkach: Bertcie i Ernim, którzy poruszali się dzięki rękom wsadzonym w tyłki. Wyczyściłem ostrze z krwi swojej żony. Nóż zabłysł w ciemności. Użyje go, gdy tylko zajdzie taka potrzeba.
***
- Ten koncert jest fenomenalny! –wydarłam do swojej przyjaciółki Beth skacząc w miejscu podobnie do wielu uczestników imprezy. W ostatniej chwili udało mi się zakupić bilet po horrendalnej cenie. Musiałam wydać całe swoje oszczędności, jednak nie uważam, żebym te pieniądze wydała w zły sposób. Bawiłam się jak nigdy dotąd.
- O tak! – odkrzyknęła Beth. – Wiesz, co? Zaczynam się czuć trochę zmęczona. Może… - przerwała - Może wypróbujemy te tabletki, co dał nam tamten facet? – przestałyśmy tańczyć i popatrzyłyśmy sobie w oczy. Podszedł do nas wcześniej koleś, miał może z dwadzieścia parę lat. Zaproponował nam jakieś dziwne tabletki, twierdząc, że dadzą nam niezłego kopa.
- Emm… - Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Bałam się. Przecież to były normalne narkotyki!
- Chodź! Spróbujemy, przecież nic nam się nie stanie. – zachęcała i wzięła swoją tabletkę do ust, a drugą podała mi. Chwilę myślałam. Co jeśli to zwykły środek odurzający?
- No dalej! – nagliła.
Wzięłam tabletkę do ust i popiłam ją piwem. Natychmiastowo zakręciło mi się w głowie. Spojrzałam niepewnie na Beth, która wciąż skakała i zaczynała rozmawiać z jakimś chłopakiem. Zakołysałam się i upadłam na kogoś za mną. W ciemności ujrzałam jedynie pluszową małpkę, małą niewinną zabawkę…
***
Wciąż przepychałem się w kierunku sceny, gdy nagle ktoś na mnie upadł. W ciemnościach nie mogłem dostrzec kto to. Spanikowałem, sięgnąłem po małpkę i pchnąłem dziewczynę dwa razy nożem. Odrzuciłem z odrazą ciało i rozejrzałem się. Na szczęście jest tak głośno i ciemno, że nikt tego nie zauważył. Niestrudzony szedłem dalej naprzeciw przeznaczeniu.
W Boga też nie wierzyłem. Gdyby Bóg był taki wszechwiedzący i wszechmocny, jak opisują go wszystkie religie świata, to nie pozwalałby na to wszystko, co się dzieje. Uwielbiałem o tym rozmawiać z katechetami w moich szkołach, uwielbiałem ten ich zacięty wyraz twarzy przy rozmowie ze mną, jak i uwielbiałem ich niemoc, gdy wysuwałem mój ulubiony argument. Jaki? Skoro Bóg jest wszechwiedzący, zna przeszłość, przyszłość i teraźniejszość to stworzył człowieka wiedząc z góry, co się stanie. Stworzył raj, wiedząc, że człowiek zgrzeszy. Więc albo jest Bóg, który się nami bawi, albo go nie ma. Osobiście wolę olę przyjąć tą drugą wersję.
Usłyszałem dwa strzały, muzycy przestali grać. Chwilę po tym głos z megafonu oznajmił:
- Proszę o spokój. – dało się wyczuć mieszankę rozkazującego tonu przyprawionego strachem – Może ta informacja zabrzmi strasznie, ale między wami jest psychopata. Dosyć niebezpieczny psychopata, który… - nie dokończył, bo sam nie wiedział czego mogę dokonać. Wszystko idzie po mojej myśli, a rodzice jak widać przeczytali list.
Po chwili okazało się, że ten człowiek w zły sposób podawał ludziom informację. Kilka osób zaczęło się drzeć wprowadzając zamęt i panikę. Muzycy pospiesznie zeszli ze sceny nie zabierając nawet własnych instrumentów.
- Proszę o spokój! – krzyczał głos. – Musicie zachować spokój. Nikt ma się nie ruszać! Policja będzie sprawdzać każdego z was po kolei.
Zauważyłem nadchodzące z daleka czapki policji górujące nad głowami ludzi. Wszyscy byli zdezorientowani sytuacją. To moja szansa. Ruszyłem biegiem pod scenę raniąc po drodze parę osób nożem. W tej chwili wszystko mi jedno, a i na reakcje nie musiałem długo czekać.
- Mówiłem, żeby nikt się nie… - przerwał. – Łapać go! Jest pod zachodnią częścią sceny!
Jacy oni byli nieudolni. Nierozgarnięci. Rzucają się na człowieka nawet nie znając jego możliwości… Byłem już pod sceną i mogłem zaczynać swój show. Radość. Poczułem wszechogarniającą ogarniającą mnie radość i zacząłem się śmiać. O tak! Jestem psycholem. Policjanci powoli przeciskali się przez spanikowany tłum w moim kierunku. Co mogli mi zrobić? Co MI mogli zrobić?!
- Jesteś otoczony. – poinformował mnie oficjalnym tonem policjant - Rzuć broń. Nie masz najmniejszych szans na ucieczkę.
- Na pewno mam ją rzucić? – spytałem niewinnie. W końcu byłem tylko wariatem…
- Tak, do cholery. – odpowiedział nieco zdezorientowany policjant.
- Ale nie zastrzelicie mnie? – pytałem dalej. Chciałem zbić ich z tropu. Niech poczują chociaż odrobinę mojego szaleństwa.
- Nie. Raczej nie. – Koleś chyba rzadko miał styczność z wariatami. – Rzuć ją i przestań gadać! Nie rozumiesz, że jesteś zatrzymany?
- No to niech nikt się nie rusza! – zaśmiałem się i rzuciłem sztyletem prosto w gardło policjanta. Ogarnęła mnie fala śmiechu gdy krew trysnęła z jego gardzieli niczym z małej fontanny. Miałem wręcz ochotę potarzać się po ziemi. Ich wyraz twarzy, ten zabity policjant, gdzieniegdzie krzyki tłumu… to było tak cholernie śmieszne!
Policjanci patrzyli zdezorientowani nie wiedząc do końca, co przed chwila się stało i, co mają dalej robić. Jeden z policjantów ku mojemu zaskoczeniu wymierzył we mnie pistoletem. Chuderlawy gostek, koło dwudziestki. Kolejny śmieć na mojej drodze.
- Nawet nie próbuj. – pomachałem mu palcem, zbliżyłem się do niego o krok i wskazałem na małpkę. Pora skończyć grę.
- Zamknij się frajerze! – krzyknął inny. – Co możesz nam zrobić tą głupią małpką?
- Nie wnikając w szczegóły to rozwalić was wszystkich. – powiedziałem z uśmiechem na ustach i czekałem na jakąkolwiek reakcje z ich strony. Nic się nie działo, więc zrozumiałem, że muszę tym idiotom wszystko wytłumaczyć. – Popatrzcie na to. – Wziąłem małpkę do ręki i rozprułem ją ukazując gliniarzom całość mojego planu.
- O kur… - rozległy się szepty.
- To mała bombka. Wystarczy na zniszczenie całego tego terenu. Działa na wstrząsy, więc starczy jedno mocniejsze uderzenie i… bum! Jesteśmy kupką kurzu. – Miałem ich w garści. – Więc jak? Strzelisz? – podszedłem do chudego. Patrzył na mnie przerażony trzymając broń na wysokości mojej piersi.
- Jesteś potworem… - zdążył wyszeptać, gdy gdzieś z boku rozległ się dźwięk strzału. Byłem pod wrażeniem odwagi lub głupoty tego kto to zrobił. Strzelił prosto w bombkę, w pozostałości mojej małej, słodkiej małpki…
http://brainlessxzombie.blogspot.com/

2
Zacznijmy od tego, że mi się podobało. Bohater, z którym można się utożsamiać i pozytywny finał :lol:

No dobra, teraz na poważnie. Dobrze poprowadziłeś akcję. Nie znalazłem żadnych zbędnych elementów wybijających z rytmu opowiadania, ale przydałby się jakiś wątek poboczny, np. ten motyw z dwoma dziewczynami mógłbyś trochę rozbudować. Udało Ci się całkiem nieźle wykreować bohatera. Nie jest on całkowitym psycholem, ma swoje pobudki. Ogółem, wyszło ci całkiem nieźle.

3
Dziękuje za szybki komentarz i naprawdę cieszę się, że ci się podobało. Co do motywu dziewczyn: też myślałem nad jego rozbudową, ale obawiałem się niepotrzebnego ciągnięcia akcji utworu. Chociaż... jeden pomysł właśnie teraz "śmignął" mi przed oczami, więc kto wie. :D Jeszcze raz dziękuje i pozdrawiam.
http://brainlessxzombie.blogspot.com/

4
Świetne opowiadanie!
Najbardziej mi sie podobało jak zabił tą dziewczyne :D uśmiałam się pomimo, że może to nie miało być śmieszne.
..

5
Tak trochę nie wiem, co napisać. Właściwie czytało mi się fajnie (mankamenty za chwilę :P ), ale chyba nie do końca mój typ opowieści. W każdym razie bardziej niż psychologia/akcja odbierałam to jako [komedia/akcja]. I sytuacja, w której ubija tę dziewczynę i zachowanie gliniarzy (dialog "co nam możesz zrobić tą małpką" normalnie jak z kreskówki). Motyw z rzutem sztyletem w gardło też zadziałał na mnie jak żart sytuacyjny.
Z drugiej strony wplatałeś jakieś podstawy psychologiczne, uwiarygadniałeś bohatera, więc wydaje mi się, że pisałeś na poważnie. Stąd dysonans.

Czytało się ok. Płynnie poprowadziłeś akcję. Niestety nie obyło się bez błędów:
Przez tą kobietę
tę!
Osobiście wolę olę przyjąć tą drugą wersję.
znów: tę (poza tym jakieś zbędne "olę" :P )
Nikt nie zwrócił najmniejszej uwagi ani na mnie, ani na moją pluszową małpkę, którą posadziłem na ramieniu.
Zaimek zbędny. Właściwie przykład zbędnego zaimka, bo nie chce mi się polować, ale niestety się zdarzają.
Wsadziłem rękę w tył pluszaka wyciągając długi sztylet. (...) Wyczyściłem ostrze z krwi swojej żony. Nóż zabłysł w ciemności. Użyje go, gdy tylko zajdzie taka potrzeba.
Tutaj trochę się chyba zgubiłam. Zakładam, że on wyciąga ten sztylet wcześniej jakoś wbity w tego pluszaka, tak? No to potem zaczyna go czyścić? Raczej by już "się wytarł" o zabawkę.

I tak czytając tekst powtórnie zaczęłam chyba wyłapywać, czemu mnie śmieszył, zamiast wciągnąć. Sporo scen jest mało wiarygodnych.
Jak chociażby ta zadźgana dziewczyna. Koncert jest chyba nieźle obłożony (tak trudno zdobyć bilety itp), to jakoś nie wierzę, żeby nikt nie zauważył, ze laska padła na glebę (zakładam, że to się nie dzieje gdzieś na samym końcu). Zwykle nie ma gdzie szpilki włozyć, jak kto upada to się go łapie, podnosi (niekiedy wrzuca na falę :P ) i raczej, jakby ta osoba dalej była jak flak, to ktoś by się szybko zorientował, że coś jest nie tak.
Poinformowanie ludzi na koncercie: "proszę państwa mamy tu psychola, ale proszę zachować spokój i czekać na policję". Koncert nawet w gównianym klubie ma chyba stanowczo bardziej rozsądną organizację.
No i dalej. Wybucha panika. A bohater bez najmniejszego problemu przebija się w przeciwną stronę? Próbowałeś się kiedyś przepchać przez tłum pod prąd? A przez spanikowany tłum?
Oczywiście pewne rzeczy dałoby się uwiarygodnić, napisać sugestywniej, ale tutaj chyba zabrakło Ci trochę wprawy.

Niekiedy nie pasuje dobór słów:
- Nawet nie próbuj. – pomachałem mu palcem,
machanie palcem brzmi dziwnie. Może pogroziłem?
Poczułem wszechogarniającą ogarniającą mnie radość i zacząłem się śmiać.
To z innej kategorii. Chyba sam widzisz, o co chodzi.

Źle zapisujesz dialogi. Odsyłam do zasad.

I tyle uwag ode mnie. Średnio mi się spodobało. Poszło szybko, sprawnie, ale nie zostawiło jakiś specjalnie pozytywnych odczuć. Masz nad czym pracować, ale może z tego wyjść coś fajnego.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

6
Nikt nie zwrócił najmniejszej uwagi ani na mnie, ani na moją pluszową małpkę, którą posadziłem na ramieniu. W końcu to koncert kapeli rockowej
Bo wszyscy prawdziwi rockmani mają małpki na ramieniu:P
była jedynie marnym(przecinek) i nic nie wartym
Powtarzasz spójnik w zdaniu więc dajesz przed nim przecinek.
bo jakby nie patrzeć będę przecież martwy
Wyrzuciłbym ,,przecież", w jego miejsce można wstawić ,,wtedy"
Moje życie było jednym wielkim gównem, więc czemu mam go gównem nie zakończyć
Może ,,gównianie zakończyć"? Kiedy przeczytałem twoje zdanie pomyślałem o próbach samobójczych z użyciem fekaliów- dobrze że mam słabą pamięć:P
aż w końcu i brat utracił
Znowu subiektywnie.
,,I" zastąpiłbym ,,nawet".
Dodałbym, że młodszy brat, to oni patrzą się z uwielbieniem w starszych(zazwyczaj)
małą(przecinek) niewinną zabawkę
wyciągając długi sztylet
W ciemnościach nie mogłem dostrzec kto to. Spanikowałem, sięgnąłem po małpkę i pchnąłem dziewczynę dwa razy nożem
Nie wie kto na niego wpadł, więc nie może powiedzieć, że pchnął dziewczynę.
Nóż to nie to samo co sztylet.
Na szczęście jest tak głośno i ciemno, że nikt tego nie zauważył
Jakoś gryzą się tu czasy. Przed podkreśleniem jest teraźniejszy, podkreślenie w przeszłym i jakoś niezbyt ładnie to się komponuje. Albo ,,było" i ,,zauważył" ,albo ,,jest" i ,,widzi/zauważy"
jak i uwielbiałem ich niemoc, gdy wysuwałem mój ulubiony argument.
Bohater trafił na marnych katechetów. Z naprawdę dobrymi można kłócić się przez cały rok i każda strona znajdzie kontrargument:)
Usłyszałem dwa strzały
Znaczy się, że strzelali, żeby uciszyć publikę? Raczej wyłączyliby wzmacniacze.
Działa na wstrząsy, więc starczy jedno mocniejsze uderzenie i… bum
Wstrząsy aktywowałyby bombę gdzieś w połowie drogi do sceny. Koncerty w zamkniętych pomieszczeniach dosyć porządnie potrafią ,,trząsnąć"

Kolejna sprawa. Skoro ta małpka była mała, to jak zmieściła się do niej bomba i nóż?

Tekścik nawet fajnie się czytało. Wszystkie błędy jakie wypisałem są bardzo subiektywne(ale co do objętości małpki oczekuję wyjaśnień:D) Pisz więcej takich tekstów, lubię bohaterów zabijających wszystkich dookoła siebie:P

7
- Ten koncert jest fenomenalny! –wydarłam do swojej przyjaciółki Beth skacząc w miejscu podobnie do wielu uczestników imprezy. W ostatniej chwili udało mi się zakupić bilet po horrendalnej cenie. Musiałam wydać całe swoje oszczędności, jednak nie uważam, żebym te pieniądze wydała w zły sposób. Bawiłam się jak nigdy dotąd.
- O tak! – odkrzyknęła Beth. – Wiesz, co? Zaczynam się czuć trochę zmęczona. Może… - przerwała - Może
Zgubiłem wątek. To jakiś dialog, źle oznaczony?
Osobiście wolę Olę przyjąć tą drugą wersję.
tę druga wersję
Byłem już pod sceną i mogłem zaczynać swój show.
swoje show
- Jesteś otoczony. – poinformował mnie oficjalnym tonem policjant - Rzuć broń. Nie masz najmniejszych szans na ucieczkę.
Raz zapisujesz dobrze, raz źle. Zbytnia losowość w atrybucjach dialogów. Jeśli narracja dotyczy sposobu wypowiedzi, to bez kropki. Zaś nowe zdanie zaczyna się po kropce.
- Jesteś otoczony – poinformował mnie oficjalnym tonem policjant. - Rzuć broń. Nie masz najmniejszych szans na ucieczkę.

Styl całkiem całkiem, nawet jest spójność w narracji. Tyle dobrego. Co mi zgrzyta to brak wiarygodnego (!) uzasadnienia jego gównianego życia. Te puste zdania nic nie wyjaśniają. Druga rzecz: logika sceny z policjantami. Prawo użycia broni jasno precyzuje sytuację, zważywszy że zostawił koleś list i żadne organy nie zadziałałyby w ten sposób. W małpce, nawet takiej 30 cm, zmieściłbyś około 250g trotylu prasowanego lub Semtexu, który jest niemal nie do zdobycia. Proch, nawet w najlepszej mieszance i trotyl nie dokonałby ogromnych zniszczeń, które opisujesz, ponieważ ma za małą energię, i fala uderzeniowa, owszem zabiła by kilka osób w pobliżu, natomiast pozostałą część co najwyżej ogłuszyła - wszak to otwarty teren, nie pomieszczenie. Pentryt odpada, bo jest nie do zdobycia. Tak więc, jak widzisz, fantazja swoją droga, logika swoją. Te nieścisłości i absurd zaważyły na tekście. Stylowo w porządku, reszta nie.

Przecinki... naucz się zasad stawiania przecinków w nadrzędnie złożonych oraz przy użyciu co, jak, że... ogólnie, poczytaj o tym, bo tekst cierpi na ich ustawiczny brak.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”