UWAGA: niektóre sceny mogą zostać uznane dla ludzi w nieodpowiednim wieku (zastrzegam: tekst pozbawiony tego typu opisów!).
-----
Wczoraj powitaliśmy nowy rok – tysiąc dziewięćset trzydziesty siódmy – a dziś jęczymy na salonowych kanapach, gorejemy od kaca, który trzyma już dobrych parę godzin. Wszyscy; kelnerzy, króliczki, prostytutki, zarząd. Z tym, że ci ostatni zabarykadowali się w swoim biurze, byśmy przypadkiem nie spostrzegli, że i ich dopadła słabość sylwestrowego szaleństwa.
Nie trzeba długo szukać, wystarczy rozejrzeć się nieco i już widzimy te przepite twarze: Roxie, najmłodsza z panienek, dziewiętnastoletnia, ze słabą głową i uległością, z której słynie w mieście. A ta obok niej, Maggie, to burdel mama z niezłym stażem, podobno pamiętała nawet ostatnich rewolwerowców. Opowiadała nieraz historie o nich, ostatnich klanach, jakie próbowały przejąć władzę w miejscach, do których policja nie docierała.
Vinny, gangster opiekun, stylizowany jakby na wzór filmowych wariatów: okrąglutki, ze źle skrojoną marynarką i opadającą powieką. Lucky Luciano, chciałoby się rzec. Z tym, że Luciano ważył mniej.
- Sonny – głos Freddiego zawsze obwieszczał złe wieści. Tym razem również. – Dziewczęta, panowie, dostałem cynk, że wybierają się do nas komisarz z małżonką.
Komisarz – największe bydlę, mocno skrzywiony, słynął ze zboczonych pomysłów i wymyślania gier, które nawet najbardziej doświadczone kobiety przyprawiłyby o zawrót głowy. Wiązała się z nim pewna historia:
… - Nina? Jak się czuje dziewczyna, które stała się właśnie żoną? – zapytał. – Mam nadzieję, że, nie odmówisz mi ten ostatni raz.
Odmówić komisarzowi – grzech? Może nie grzech, ale na pewno błąd, za który w przyszłości można było słono zapłacić.
- Nie odmówię – odpowiedziała, już w samym jej głosie jednak dało się wyczuć frustrację.
Zaczęło się stosunkowo niewinnie, bacząc na jego naturę. Najpierw zasłonił jej oczy chustą. – Pobawimy się, będzie fajnie – przekonywał. – A teraz chodź.
Zaprowadził ją do pustego pokoju i kazał zaczynać. Dopiero po wszystkim zrozumiała, że po świeżo złożonej przysiędze odbyła stosunek w trójkącie.
- Panowie – powiedział komisarz, gdy wrócił. – Mam nadzieję, że ją wypróbowaliście i, w razie potrzeby, nauczyliście czegoś nowego. Jack będzie wdzięczny.
Jack? Czy on też jest w to zamieszany? Wiedział o wszystkim? – pierwsza myśl, jaka ją naszła. Bardzo niepokojąca.
Później wyrzuty: - Jak mogłam nie czuć, że jest ich dwóch, jak mogłam nie poznać? – i godziny rozmawiania z własnym odbiciem w lustrze.
…- Roxie – Vinny próbował ją dobudzić. – Roxie, zmiataj do pokoju, zaraz przyjdzie komisarz.
Dziewczyna podniosła się niechętnie i, powłócząc nogami, przeszła do parterowej trzynastki. Vinny patrzył, jak odchodzi, z żalem. Podobała mu się, ale zbyt wiele ich dzieliło, by kiedykolwiek mogli być razem. I nie chodzi tu wcale o jej profesję, o prostytucję, przy której wyrosła i w którą się wrosła, przemieniając się w jej nieodłączny element.
WWW- Dzień dobry, panie komisarzu! – witał go sam prezes, Max Murry. Jak zwykle w białym garniturku i z lakierkami wypastowanymi na glanc. – Zapraszamy, zapraszamy, atrakcje czekają.
Mieli zasadę – władza nie płaciła. Komisarz imprezował do woli; chlał za nasze, zabawiał się z dziewczynami, żarł co chciał. I to wszystko za cudzą forsę.
- Trzynastka – szepnął Max i wręczył mu klucze, po czym skinął w stronę wspomnianego pokoju. Komisarz odszedł bez słowa, z nachodzącym na twarz uśmiechem.
Nie minęła minuta, jak zaczęły dobiegać z niego pierwsze okrzyki. „Ochy” i „achy” mieszały się z dźwiękiem płynącym z muszli gramofonu, akurat Armstrong wyśpiewywał jakąś uroczą balladę.
- Ta znajomość nam nie zaszkodzi – tłumaczył prezes. – Słuchaj, Sonny – nachylił się ku mnie – on wie, co robi, nikt się nie dowie. Raz czy dwa wpadł tu z żoną, ale nie tak dla zabawy, tylko dla spokoju. Teraz ona myśli, że skoro ją tu przyprowadził, to nie ma przed nią nic do ukrycia, a tymczasem on przyłazi tu prawie codziennie i się wyżywa. Dobry interes – usprawiedliwiał się, choć i mu robiło się niedobrze na myśl o dziewczynach, które trafiały do trzynastki wraz z komisarzem. Młodych dziewczynach, często z kiepskich rodzin. One wszystkie milczały. I nie robiły tego jedynie dla własnej korzyści, lecz dla obopólnego zysku – komisarz wychodził zadowolony, one się nie odzywały, a interes był bezpieczny.
- Wiesz – rzekł Vinny, gdy prezes wrócił do biura. – Chciałbym, żeby kiedyś wparowała tu jego żona z giwerą. Naprawdę, o niczym innym nie marzę – wyszczerzył zęby. – Skurwiel, pieprzony oszust, pilnuje i karze pozostałych, choć sam lepiej nie postępuje. Niech go szlag – ostatnie zdanie wypowiedział nieco ciszej.
… - Ty gnoju! – i huk wystrzału przerywa zabawę. Plama krwi obsmarowuje pejzaż z obrazu nad łóżkiem; wiosenną alejkę i wyścielający ją rdzawy dywan.
Roxie trzeźwieje. Chciałaby zapytać, czy i ją czeka śmierć, ale brakuje jej tchu.
… Tak, to byłoby ciekawe – pomyślałem z rozbawieniem. I marzyłbym tak jeszcze długo, gdyby znów nie podszedł do mnie Vinny. Rozsunął klapy marynarki, ukazując srebrny rewolwer.
- Na wypadek – wyjaśniał – gdyby przestał być komisarzem.
I uśmiechnęliśmy się razem.
2
Prędkość, z jaką serwujesz fabułę, jest prawie kosmiczna - mam wrażenie, że śpieszysz się na autobus. Tyle postaci, tyle zmiany miejsc, czasu, etc, etc w tak krótkim tekście sprawiło, że nie mam właściwie pojęcia, o czym to było. Ale… podobało mi się.
Klimat epoki zachowałeś, język masz bystry, swobodny.
Przyhamuj nieco, a będzie naprawdę dobrze.
Klimat epoki zachowałeś, język masz bystry, swobodny.
Przyhamuj nieco, a będzie naprawdę dobrze.
4
Warsztatowo jest nieźle. Było parę jakoś dziwnie użytych słów czy form i bodajże kilka przecinków nie do końca pasujących, ale to nie jest coś z czym masz "problem", tylko potknięcia czy przeoczenia.
Czyta się szybko i sprawnie, tylko... Ja przynajmniej zupełnie nie mogłam załapać, o czym to właściwie jest, jaki ma związek z tytułem (właściwie to ma i jestem ślepa czy nie ma? uchyliłbyś rąbka tajemnicy
) i z miłością...
Bo nie wiem, ale to że facet popatrzy za laską i pomyśli, że ta mu się podoba, ale nic z tego nie wyjdzie średnio motywuje podpięcie tekstu do takiej kategorii.
Ale powiedzmy, że to marginalne czepialstwo - w normalnych warunkach autor nie zapisuje na okładce gatunku utworu, a może też czegoś nie zauważyłam.
Trochę zgubiłam się w natłoku zdarzeń i informacji. Salon, spici ludzie, jakiś komisarz ma przyjść, nagle przeskok do wspomnienia o Ninie, zaraz potem to tłumaczenie, czemu komisarz jest taki ważny, wepchana (wyobrażona, tak?) scena z żoną z pistoletem i zakończenie - bach, hamujemy na jakimś solidnym murze.
Brakuje mi rozłożenia, może nie tyle napięcia, bo w miniaturze ciężko o tym mówić, ale akcentów fabularnych. Tak to dostajemy poszatkowaną mieszankę.
podsumowując: miniaturka, ani mi się nie spodobała, ani nie nie spodobała
Na plus jest klimat - dobrze zarysowany i sprawny język, na minus krótka forma i nieco "przebiegnięta" akcja.
Pozdrawiam,
Ada
Czyta się szybko i sprawnie, tylko... Ja przynajmniej zupełnie nie mogłam załapać, o czym to właściwie jest, jaki ma związek z tytułem (właściwie to ma i jestem ślepa czy nie ma? uchyliłbyś rąbka tajemnicy

Bo nie wiem, ale to że facet popatrzy za laską i pomyśli, że ta mu się podoba, ale nic z tego nie wyjdzie średnio motywuje podpięcie tekstu do takiej kategorii.
Ale powiedzmy, że to marginalne czepialstwo - w normalnych warunkach autor nie zapisuje na okładce gatunku utworu, a może też czegoś nie zauważyłam.
Trochę zgubiłam się w natłoku zdarzeń i informacji. Salon, spici ludzie, jakiś komisarz ma przyjść, nagle przeskok do wspomnienia o Ninie, zaraz potem to tłumaczenie, czemu komisarz jest taki ważny, wepchana (wyobrażona, tak?) scena z żoną z pistoletem i zakończenie - bach, hamujemy na jakimś solidnym murze.
Brakuje mi rozłożenia, może nie tyle napięcia, bo w miniaturze ciężko o tym mówić, ale akcentów fabularnych. Tak to dostajemy poszatkowaną mieszankę.
podsumowując: miniaturka, ani mi się nie spodobała, ani nie nie spodobała

Na plus jest klimat - dobrze zarysowany i sprawny język, na minus krótka forma i nieco "przebiegnięta" akcja.
Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
5
Piszesz zarząd, a potem ci ostatni - logicznie pasuje, ale gramatycznie nie bardzo, przez co dwa razy czytałam zdanie, by zrozumieć o co chodzi. Może ludzie z zarządu?minojek pisze: Wszyscy; kelnerzy, króliczki, prostytutki, zarząd. Z tym, że ci ostatni zabarykadowali się w swoim biurze,
Pogubiłam się. Tzn. te doświadczone kobiety to dziwki, tak? W takim razie co robi tu Nina - młoda małżonka? Należałoby to jakoś wyjaśnić. No i nie stała się żoną, tylko została.minojek pisze:które nawet najbardziej doświadczone kobiety przyprawiłyby o zawrót głowy. Wiązała się z nim pewna historia:
… - Nina? Jak się czuje dziewczyna, które stała się właśnie żoną? – zapytał. – Mam nadzieję, że, nie odmówisz mi ten ostatni raz.
Odmówić komisarzowi – grzech? Może nie grzech, ale na pewno błąd, za który w przyszłości można było słono zapłacić.
- Nie odmówię – odpowiedziała, już w samym jej głosie jednak dało się wyczuć frustrację.
Ten ostatni przecinek nic nie daje, i tak czyta się to: patrzył jak odchodzi z żalem. Lepiej: z żalem patrzył, jak odchodzi.minojek pisze:Vinny patrzył, jak odchodzi, z żalem.
Bez one. I nie rozumiem nadal powodów milczenia.minojek pisze:One wszystkie milczały. I nie robiły tego jedynie dla własnej korzyści, lecz dla obopólnego zysku – komisarz wychodził zadowolony, one się nie odzywały, a interes był bezpieczny.
Mnie się również, jak i moim przedmówcom, podobało. Masz ładny język i duże wyczucie, nie boisz się eksperymentować - to dobrze!


A tristeza tem sempre uma esperança
De um dia não ser mais triste não
De um dia não ser mais triste não