Prolog do powieści pt. "Arytmia"

1
PROLOG


WWWGęste, ciemne chmury spowiły szkarłatne niebo ponad ulicami Szczecina. Wrześniowy wieczór okazał się być tym samym jeszcze bardziej chłodny, niż zapowiadano to w telewizji. Jeśli nie liczyć wycia kilku stłumionych syren i szczekających, bezpańskich psów, miasto o tej porze wydawało się być względnie martwe i ciche. Wrażenie pozbawionej życia sprawiała również ulica Broniewskiego, wraz ze znajdującym się na niej szpitalem psychiatrycznym, przez wielu ludzi potocznie nazywanym „wariatkowem”.
WWWSzarzejące się latami ściany kompleksu budynków, będących w użyciu od drugiej połowy XX wieku, nie napawały odwiedzających to miejsce miłymi wrażeniami. Wręcz przeciwnie – budziły nieuświadomiony lęk przed tym co może kryć się w środku. Nikt z mieszkańców położonego nieopodal osiedla nie zechciałby wybrać się tu na wakacje. A już z całą pewnością nikt nie chciałby być teraz w skórze Wiktorii Kołodziej, której stan zdrowia ostatnio gwałtownie się pogorszył.
WWW- Natychmiast podajcie jej Alprazolam i wezwijcie dyżurnego! - Zawołała przełożona pielęgniarek do kilku innych sióstr znajdujących się na korytarzu. Ledwo zdołała utrzymać wyrywającą się z jej silnego uścisku młodą kobietę.
WWW- Oni znowu tu są! Przyjdą po mnie! Zabiorą i was pieprzone kurwy! - Wiktoria z przerażeniem w oczach wymachiwała w powietrzu nogami, aż ona i siostra Stella wylądowały razem na twardej posadzce oddziału.
WWW- Uspokój się do cholery, tu nikogo nie ma! - Teraz, przygnieciona ciężarem Wiktorii ledwo zdołała wypowiedzieć te słowa. Druga z sióstr zdążyła już do nich podbiec z wyciągniętą w dłoni strzykawką. Przytrzymawszy Wiktorię za rękę, zaaplikowała jej domięśniowo 20 ml „odlatywacza”. Grymas bólu wykrzywił twarz kobiety która nadal jednak nie przestawała walczyć.
WWW- Niech was wszystkie szlag! Zasrane piguły! Truchła jebane! - Lek podany domięśniowo potrzebował kilku minut na przeniknięcie do krwiobiegu, przekraczając następnie barierę krew-mózg. Dopiero wówczas mógł okazać się skuteczny.WWW- Przytrzymajcie jej nogi! - Krzyknęła Stella do swoich koleżanek. Trzy silne kobiety ledwo utrzymywały skręcającą się Wiktorię w pozycji horyzontalnej. Około pięciu minut później, jej krzyk zamienił się w zwyczajne wycie; niczym zwierza zranionego na polowaniu, a następnie w szloch, który umilkł równie szybko jak się pojawił. Włosy Wiktorii kleiły się do wychudzonej i spoconej twarzy dziewczyny. Źrenice jej oczu rozszerzając się zabłysły zimnym blaskiem, zaś mięśnie gładkie ciała zostały rozluźnione. Po chwili zapadła w głęboki sen i siostra Stella mogła tym samym odetchnąć z ulgą. Było już po wszystkim.
WWWPrzybyły na miejsce doktor Artur Zawadzki nie miał zbyt wiele do roboty. Nakazując pielęgniarkom umieszczenie chorej w pasy zapewnił, że omówi to zajście z jej lekarzem prowadzącym podczas porannego obchodu.
WWWTak minął kolejny, zwyczajny wieczór na oddziale zamkniętym „C”. Pewnemu młodemu chłopakowi, śpiącemu niecałe sto kilometrów od Szczecina nie śniło się nawet, że już wkrótce tam trafi...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Życie osiemnastoletniego Rafała Kowalczyka z wolna toczy się na dno. Nękany dziwnymi zaburzeniami rytmu swojego serca popada stopniowo w nerwicę. Lekarze kardiolodzy załamują ręce, nie wiedząc jak można mu pomóc. W końcu wyczerpany psychicznie Rafał, trafia na zamknięty oddział "C" szpitala psychiatrycznego w Szczecinie. Jaki wpływ na jego życie będzie miała tamtejsza rzeczywistość? Czy potwierdzą się stereotypy na temat ludzi chorych psychicznie, leczących się w tym szpitalu? Czy można poznać tam prawdziwą, pierwszą miłość?
Książka pt. "Arytmia" ukazuje prawdziwe oblicze współczesnej psychiatrii, rzucając czytelnika w mroczne zakamarki ludzkiego umysłu. Autor będący niegdyś pacjentem oddziału „C” opiera swoją powieść w całości na faktach...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kilka słów ode mnie...

Wiele osób po moim wyjściu ze szpitala blisko rok temu, zadawało mi jedno i to samo pytanie: "Jak tam jest?" Odpowiadałem również pytająco: "A jak myślisz?"
W tym momencie uderzyła mnie bolesna, smutna prawda... Przeciętny polak wie tyle o współczesnym lecznictwie psychiatrycznym i ludziach chorych psychicznie co nic.
Powiem szczerze... Ilość popie***ch stereotypów i opinii na ten temat jest tak rażąca, że uwłaszcza godności moich przyjaciół niegdyś się tam znajdujących. Ja osobiście mam gdzieś to, co ktoś sądzi na mój temat ale jeśli statystyczny Kowalski twierdzi na przykład, że:

- "Schizofrenicy nie odczuwają uczuć wyższych i nie potrafią tak naprawdę kochać. Każdy z nich widzi krasnoludki biegające po ulicy i oprócz agresji słownej i fizycznej nie jest w stanie okazać żadnych innych emocji. Nie mam pojęcia jak mogłeś wśród nich tyle wytrzymać..."

To szlag mnie ku**wa trafia! W jednej schizofreniczce sam się zauroczyłem... Nikt ze znanych mi ludzi nie dorasta jej do pięt pod względem stopnia wrażliwości i poziomu inteligencji. "Arytmia" ma za zadanie obalić, pogrzebać i zniszczyć tego typu fanaberie, jakich zaledwie jeden przykład wymieniłem powyżej... Jestem jej głównym bohaterem pod zmienionym nazwiskiem.

Co o tym wszystkim sądzicie?

2
Jeśli kupując Twoją książkę kierowałabym się opisem, wzięłabym ją bez wahania; w razie gdyby jednak coś mnie tknęło i przeczytałabym fragment, odłożyłabym ją na półkę.
Pomysł wydaje się naprawdę świetny, wykonanie jednak…no, tego… przeanalizujmy.

"Gęste, ciemne chmury spowiły szkarłatne niebo ponad ulicami Szczecina"
O ile nie nazywasz się L.M. Montgomery, takie zdanie nie przejdzie. Naiwne i pretensjonalne.

"Nikt z mieszkańców położonego nieopodal osiedla nie zechciałby wybrać się tu na wakacje"
No, tutaj to może rzeczywiście nie, ale w szpitalu psychiatrycznym w Opolu to już bardzo chętnie.
Tak jakby szpitale pełniły funkcję atrakcji turystycznej…

Wiktoria Kołodziej, Artur Zawadzki, Rafał Kowalczyk... aby historia przypominała bardziej literaturę niż protokół policyjny, nie przedstawiaj od razu bohaterów z imienia i nazwiska albo przynajmniej zrób to mimochodem, np. nazwisko doktora może nam przekazać pielęgniarka, z którą się wita na korytarzu.

"Źrenice jej oczu rozszerzając się zabłysły zimnym blaskiem, zaś mięśnie gładkie ciała zostały rozluźnione."
Ja bym napisała: Źrenice jej oczu zabłysły zimnym blaskiem, mięśnie się rozluźniły.

Widać, że w tekst zostało włożone mnóstwo chęci i pracy, ale cechuje go taka nieporadność właściwa początkującym. Jesteś początkujący?
Pisz, czytaj recenzje, ucz się na cudzych błędach - jeśli jesteś zdolnym uczniem, unikniesz ich w swojej książce.

Powodzenia!

3
Widać, że w tekst zostało włożone mnóstwo chęci i pracy, ale cechuje go taka nieporadność właściwa początkującym. Jesteś początkujący?
Tak naprawdę to mój pierwszy tekst:) Wcześniej nie pisałem nawet opowiadań...
Dzięki za ocenę:)

4
Wrześniowy wieczór okazał się być tym samym jeszcze bardziej chłodny, niż zapowiadano to w telewizji.
Pogrubione można wywalić. Ale lepiej byłoby w ogóle skrócić to zdanie, za dużo zbędnych informacji, niepotrzebna wstawka o telewizji. Np. coś takiego „Wieczór był bardzo chłodny, nawet jak na wrzesień”. Jest krócej, nie rozwleka początku, a pokazuje czas akcji. Oczywiście to tylko luźna, wymyślona na poczekaniu propozycja.
Jeśli nie liczyć wycia kilku stłumionych syren i szczekających, bezpańskich psów, miasto o tej porze wydawało się być względnie martwe i ciche.
Już lepiej wspomnieć o jednej wyjącej syrenie, bo kilka to już nie koniecznie nadaje wrażenia „cichości” i uśpienia miasta. I po co to „bezpańskich”? Czy tylko bezpańskie psy szczekają?
szpitalem psychiatrycznym,przez wielu ludzi potocznie nazywanym „wariatkowem”.
Pogrubienie można wywalić. To dosyć oczywiste, że tak się mówi o szpitalach psychiatrycznych. A jeśli już koniecznie chcesz o tym wspomnieć, możesz to zrobić na przykład w kolejnym zdaniu: „Szarzejące się ściany „wariatkowa”…”
kompleksu budynków, będących w użyciu od drugiej połowy XX wieku,
Brzmi trochę zbyt formalnie, jak fragment sprawozdania. Można by zamienić np na „kompleksu budynków pamiętających lata pięćdziesiąte”
nie napawały odwiedzających to miejsce miłymi wrażeniami.
Po pierwsze, można wywalić „to miejsce”, cały czas jest mowa o szpitalu, więc wiadomo o jakich odwiedzających chodzi. Po drugie, nie jestem pewna, czy można powiedzieć „napawać wrażeniami”. „Napawać” łączy się raczej z nazwami emocji, „napawać lękiem, odrazą”, o napawaniu wrażeniami nie słyszałam.
Nikt z mieszkańców położonego nieopodal osiedla nie zechciałby wybrać się tu na wakacje.
Zgadzam się z poprzednim komentującym. Określenie szpitala psychiatrycznego jako ewentualnego miejsca wakacji mocno nietrafione.
- Natychmiast podajcie jej Alprazolam i wezwijcie dyżurnego! - Zawołała przełożona pielęgniarek do kilku innych sióstr znajdujących się na korytarzu.
Pogrubiony fragment w zasadzie zbędny. Łatwo się domyśleć, do kogo wołała pielęgniarka, chyba nie do pacjentów, prawda? Zostawienie samego „krzyknęła przełożona pielęgniarek” doda więcej dynamiki temu fragmentowi. Poza tym, by jeszcze bardziej tą dynamikę podkreślić, można by napisać coś takiego „- Dawka Alprazolamu! Szybko! I wezwijcie dyżurnego!”
Ledwo zdołała utrzymać wyrywającą się z jej silnego uścisku młodą kobietę.
Też można wywalić bez szkody dla rozumienia przez czytelnika, co się dzieje.
Wiktoria z przerażeniem w oczach wymachiwała w powietrzu nogami
Wywalić. Gdzieżby indziej miała tymi nogami machać.
aż ona i siostra Stella wylądowały razem na twardej posadzce oddziału.
Aż razem z siostrą Stellą wylądowały na twardej posadzce.
Teraz, przygnieciona ciężarem Wiktorii ledwo zdołała wypowiedzieć te słowa.
- wydusiła pielęgniarka, przygnieciona ciężarem Wiktorii.
To oczywiście (jak wszystkie poprzednie) luźna propozycja poprawki. Chcę Ci tylko pokazać, że można dokładnie taką samą dawkę informacji przekazać w zgrabniejszy sposób, pozbywając się w ten sposób wielu zbędnych słów.
Druga z sióstr zdążyła już do nich podbiec z wyciągniętą w dłoni strzykawką.
Eee, nie bardzo rozumiem. Znaczy biegła z wystawioną igłą do przodu strzykawką czy co? Do zamiany, bo dziwnie brzmi i nie wiadomo, o co chodzi.
Lek podany domięśniowo potrzebował kilku minut na przeniknięcie do krwiobiegu, przekraczając następnie barierę krew-mózg. Dopiero wówczas mógł okazać się skuteczny.
To jest powieść, a nie podręcznik medycyny, nie trzeba się zagłębiać w takie szczegóły, tym bardziej, że przeciętnego czytelnika niewiele to obchodzi. Dla wielu określenie „bariera krew-mózg” może brzmieć enigmatycznie (raczej nie każdy miał takie rzeczy na biologii), dla pozostałych zaś może to sprawiać wrażenie szpanowania anatomicznym słownictwem na siłę.
No chyba, że istnienie bariery krew-mózg ma jakieś mega istotne znaczenie dla dalszej fabuły. W przeciwnym wypadku wystarczy napisać, że trzeba było odczekać parę minut, zanim lek zacznie działać. Czytelnikowi tyle informacji raczej wystarczy.
- Przytrzymajcie jej nogi! - Krzyknęła Stella do swoich koleżanek.
Wywalić. To oczywiste.
Włosy Wiktorii kleiły się do wychudzonej i spoconej twarzy dziewczyny.
Wywalić. Wiadomo, że kleiły się do jej twarzy, a nie kogoś innego.
Źrenice jej oczu rozszerzając się zabłysły zimnym blaskiem, zaś mięśnie gładkie ciała zostały rozluźnione
Tu to samo, za dużo anatomii, w dodatku błędnej, gdyż alprazolam wg Wikipedii rozluźnia mięśnie szkieletowe, a nie gładkie (sprawdziłam, bo idea rozluźniania mięśni gładkich, które przecież odpowiadają za oddychanie i inne funkcje życiowe, wydała mi się cokolwiek dziwna).
Po chwili zapadła w głęboki sen i siostra Stella mogła tym samym odetchnąć z ulgą.
Po chwili zapadła w głęboki sen. Siostra Stella odetchnęła.
Czytelnik to nie idiota, nie trzeba mu łopatologicznie tłumaczyć, że to właśnie dzięki uspokojeniu się pacjentki pielęgniarka mogła odetchnąć.



Historia ma swój potencjał. Widać, że masz coś do powiedzenia, szczególnie, że sam coś na ten temat wiesz, nie będziesz pisał wyssanych z palca bzdur. Jednak widać, że dopiero zaczynasz przygodę z pisarstwem.
Wstawiasz zbyt wiele niepotrzebnych słów, rozwlekasz, tłumaczysz oczywiste rzeczy. Przez to tracisz dynamikę, a czytelnik się denerwuje.
Zwracaj uwagi na zaimki – „jej, jego, im”, itp. Ich nadmiar nie służy opowiadaniu. W wielu wypadkach są one zupełnie zbędne, ale takie rzeczy wyłapiesz, jak będziesz uważnie sprawdzał to, co napisałeś.
O bohaterach nie da się wypowiedzieć, bo za krótki fragment.
Ogólnie czytywałam gorsze rzeczy autorstwa początkujących, więc jesteś na dobrej drodze. Jednak radziłabym się wstrzymać z powieścią. Jak już mówiłam, temat jest interesujący i widać, że masz w nim coś do powiedzenia, ale szkoda byłoby zmarnować ten potencjał poprzez niewyrobiony do końca styl. Oczywiście, poprzez samo pisanie powieści ten styl się wyrabia, bo to przecież też ćwiczenie, ale chyba lepiej poćwiczyć na małych formach, krótkich opowiadaniach, scenkach. Żeby potem, po powiedzmy roku pisania książki nie spojrzeć na nią, już swym bardziej wyrobionym, pisarskim okiem i nie stwierdzić, że to jest beznadziejne. A uwierz mi, prawie każdy patrząc na swoje pierwsze twory stwierdza, że właśnie takie są ;)
Nie mówię, że to, co wrzuciłeś, jest beznadziejne. Ale mogłoby być lepsze. Znacznie lepsze. Dlatego radzę najpierw poćwiczyć na krótszych formach, zanim zabierzesz się za powieść.
Powodzenia w dalszej, pisarskiej drodze ;)


Weryfikacja zatwierdzona przez Adriannę
Ostatnio zmieniony wt 05 lip 2011, 17:43 przez Obywatelka AM, łącznie zmieniany 1 raz.

5
Trochę do tego, co napisała już Obywatelka.
Matheo19 pisze:Wrześniowy wieczór okazał się być tym samym jeszcze bardziej chłodny, niż zapowiadano to w telewizji.
Wieczór okazał się jeszcze chłodniejszy niż zapowiadano.
Naprawdę by wystarczyło.
Teraz, przygnieciona ciężarem Wiktorii ledwo zdołała wypowiedzieć te słowa.
Przecież wiemy, że "teraz", bo to wszystko dzieje się na bieżąco przed oczami czytelnika. Co więcej nie zadbałeś o podmiot. W poprzednim zdaniu podmiotem jest Wiktoria.
Matheo19 pisze:Wrażenie pozbawionej życia sprawiała również ulica Broniewskiego, wraz ze znajdującym się na niej szpitalem psychiatrycznym, przez wielu ludzi potocznie nazywanym „wariatkowem”.
To nie jest specyficzne określenie dla szpitala na Broniewskiego. Tak się często mówi na psychiatryk i nie ma co o tym informować czytelnika.
Matheo19 pisze:Nikt z mieszkańców położonego nieopodal osiedla nie zechciałby wybrać się tu na wakacje.
Sam czujesz, jak to kretyńsko brzmi? Nawet jako ironia...
jej krzyk zamienił się w zwyczajne wycie;
Co to jest "zwyczajne" wycie u człowieka?
Matheo19 pisze:akazując pielęgniarkom umieszczenie chorej w pasy zapewnił,
to wyrażenie jest chyba nie do końca po polskiemu


Od strony technicznej nie mam wiele do dodania. Przestudiuj uważnie to, co napisała Obywatelka (tak, wiem, już pewnie przestudiowałeś sto razy - tyle czasu minęło - ale jeszcze raz podkreślam).

Temat ma potencjał, ale w prologu się to nie przejawia. Jest dość płasko. Zwłaszcza to wprowadzenie i ciemnych ulicach szczecina i mrocznych budynkach psychiatryka. Jest wtórne. Albo trochę takie, jakby usiłował opisać pierwsze kadry jakiegoś amerykańskiego filmu o szpitalu psychiatrycznym. Scena z Wiktorią już trochę lepiej.

Warto przekuwać własne doświadczenia na coś twórczego. Fajnie, że masz do tego tak silną motywację. Niewiele da się powiedzieć tu o fabule i o bohaterach, ale może być naprawdę dobrze.

Styl wymaga jednak dopracowania. Bardzo szerokiego dopracowania.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron