Śmierć jest moim rzemiosłem

1
Eksperymentowałem ze stylem. Zamieszczam fragmencik 1 części.

WWWZazwyczaj traktuję śmierć z przymrużeniem oka. Mogę sobie na to pozwolić jako postać żywa, wciąż niedoświadczona w umieraniu i pośrednio zarabiająca na śmierci. Dziś jednak, przy pomocy wybuchu beczki z benzyną, która efektownie i wiekuiście skasowała z życia publicznego grupkę dzieci na stacji benzynowej, żniwiarz subtelnie przypomniał mi, że kwestia przemijania dotyczy każdego i nawet tak szczwany lis w dziedzinie wymykania się śmierci jak ja... cóż, kiedyś się poślizgnę i wpadnę z dwumetrowym szponem w wątrobie, kłami, które rozerwą mi szyję, albo czymś długim i metalowym, wystającym spod grzywki. Albo najzwyczajniej rozerwę się jak tamte dzieci.
WWWW sumie dawno rzuciłem tę niebezpieczną robotę. To już rok. Ciągły stres i luka w sprawie emerytury to tylko jedne z wielu problemów. Jest jeszcze kwestia braku ubezpieczenia ze strony mojego pracodawcy, a przynajmniej uwzględniającego reinkarnację w wypadku zgonów wszelkiej maści. Choć nawet gdybym dostał taką gwarancję, wydałoby mi się to wątpliwe.
WWWOraz jeszcze nieśmiertelna jak słońce sprawa tamtego wypadku, na którym dość mocno się ukułem.
WWWI sądziłem, że zamknąłem tamten rozdział życiorysu, ówcześnie paląc go i drąc, i to dawno temu, zostawiając cień śmierci daleko za sobą, jakby śmierć już zupełnie mnie nie dotyczyła. Ale taka ucieczka tak naprawdę nie istnieje. Cienie i aury śmierci są wszędzie, mniejsze lub większe, ale zawsze się w czymś zaszyją, kreując zagrożenie i zabijając. Żyją sobie w prostych przedmiotach - jak beczka benzyny, która ma tendencję do wybuchania, gdy biegają wokół niej dzieci, a ja beztrosko tankuję swojego McLarena F1.
WWWDeszcz iskier opadał jeszcze długo po wybuchu, choć nie miałem okazji go podziwiać, bo oddaliłem się natychmiast. Nie podjąłem próby ratowania malców. W sumie też byście pewnie nie podjęli, zakładając, że wcześniej musielibyście posklejać ofiary z niezbyt oddalonych od siebie kawałków.
WWWBędąc normalnym człowiekiem nieczęsto widuje się taki widok. Dotyczy to też ludzi, którzy choć próbują żyć normalnie. Wyjechałem na międzymiastową w stronę Wrocławia. Pozwoliłem sobie poddać się relaksowi i przetestować maksymalne możliwości mojego samochodowego zestawu grającego na utworze No reason zespołu Sum 41 i rozkoszować się jak czerwona wskazówka na prędkościomierzu sięga wartości stu siedemdziesięciu.
WWWRozładowując emocje w postaci płonących śladów na asfalcie i mordu na żabach i innych istotach, które zdecydowały się na usługę nieodwracalnego spłaszczania pod kołami mego potwora, zdałem sobie sprawę, co tak naprawdę czułem podczas śmierci dzieci. Poza paraliżującym strachem i paniką, których nie spodziewałem się czuć po tylu doświadczeniach ze śmiercią w przeszłości, wyczułem coś jeszcze. Chłodną aurę, zagłuszającą gorąco bijące od wybuchu, która zawirowała mi pod stopami, a następnie powędrowała po kręgosłupie. Gdy doszło do eksplozji, nieświadomie zacisnąłem pięść, natomiast chłód przedarł się między moimi palcami. Przez ten krótki moment dostał się w każdą, najmniejszą szczelinę mego ciała.
WWWTo była śmierć, jej ledwo wyczuwalny dotyk. W skali dotyków był jak szept w skali mowy. Lekki, ale wyczuwalny dla tych, którzy chcą go wyczuwać.
WWWPrzede mną nagle wyrósł zakręt i wtedy przestałem rozmyślać. Prawdopodobnie nijak nie udałoby się wykręcić, gdyby nie dobry układ hamulcowy i, nie ukrywam, nieprzeciętne umiejętności kierowcy. Ale życie zawdzięczam wibrującemu urządzeniu i nadawcy sms'a, który w czas wybudził mnie z transu. Zjechałem na pobocze, jeżeli tak nazywa się ta breja koło drogi i od razu wyciągnąłem komórkę.
WWWBraciszek Kaalt. Zgadłbym bez patrzenia nadawcę. Tylko on z moich kontaktów pisze wiadomości w tak zwięzły a za razem przyswajalny sposób.

WWWYo. Wracasz do miasta?
WWWWychylisz jednego albo szesnaście? Klub „last man standing”, dziewiąta.


WWWUrocze, prawda? Przynajmniej raz jego próżny styl życia się na coś przydał. Z drugiej strony byłoby całkiem zabawnie, gdyby nadawcą sms'a okazał się mój operator sieci. Zapamiętałem, aby postawić Kaaltowi drinka, ale mój umysł szybko napomniał, że i tak zawsze stawiam. Ruszyłem i jechałem spokojną osiemdziesiątką.

Re: Śmierć jest moim rzemiosłem

2
Yami pisze:postać żywa, wciąż niedoświadczona w umieraniu
Sugerowałbym usunięcie "wciąż". Doświadczenie w umieraniu zasadniczo zdobywa się raz, skoro więc postać jest żywa... Zaraz, chwila. Jaka "postać"? Dlaczego "postać"? Dlaczego tak bezpłciowo i bezosobowo?
Yami pisze:przy pomocy wybuchu beczki z benzyną
Błąd językowy: za pomocą wybuchu.
Dziś jednak [...] w dziedzinie wymykania się śmierci jak ja...
Całe to zdanie jest dużo za długie.
cóż, kiedyś
Tu powinna być duża litera, zaczynasz nowe zdanie.
się poślizgnę i wpadnę
Wpadniesz dokąd, bohaterze? Może raczej upadniesz? Czy może jednak chodziło o "wpadkę"?
Yami pisze:z dwumetrowym szponem w wątrobie, kłami, które rozerwą mi szyję, albo czymś długim i metalowym, wystającym spod grzywki
Znaczy się wpadniesz/upadniesz z kłami albo czymś długim...? Jakąkolwiek opcję przyjmiemy (wpaść czy upaść), tu jest błąd, a od czasownika zależy, gdzie ten błąd się kryje.
Yami pisze:uka w sprawie emerytury
Czyli co?
Yami pisze:to tylko jedne z wielu problemów
To brzmi jak z artykułu naukowego.
Yami pisze:kwestia braku ubezpieczenia ze strony mojego pracodawcy
Zbędny zaimek.
Yami pisze:Choć nawet gdybym dostał taką gwarancję, wydałoby mi się to wątpliwe.
To czyli co? Ta gwarancja?
Yami pisze:Oraz jeszcze nieśmiertelna jak słońce sprawa tamtego wypadku, na którym dość mocno się ukułem.
Jak rozumiem to jest kolejny z problemów związanych z tą pracą. W takim razie albo do poprzedniego akapitu, albo też inaczej zacznij to zdanie, na przykład: No i jest jeszcze kwestia nieśmiertelnej...
Yami pisze:I sądziłem
Drugi akapit z rzędu zaczynasz spójnikiem.
Yami pisze:ówcześnie paląc go i drąc
Ówcześnie?! Co to niby ma znaczyć w tym kontekście? Niby że "wówczas"?
Yami pisze:taka ucieczka tak
Powtórzenie.
Yami pisze:jak beczka benzyny, która ma tendencję do wybuchania, gdy biegają wokół niej dzieci
Beczka nie może mieć żadnej tendencji, a do wybuchania - to nawet nie metaforycznie, bo przecież jak wybuchnie, to już jej nie ma, nie może się więc ukształtować tendencja.
Yami pisze:Nie podjąłem próby ratowania malców
Relacja prasowa. Porównaj: Nie próbowałem ratować tych malców.
Yami pisze:zakładając, że wcześniej musielibyście posklejać ofiary z niezbyt oddalonych od siebie kawałków
Ostatnia część zdania jasno implikuje: fakt ich niezbytniego oddalenia od siebie ułatwi pracę. Miał wyjść opis z charakterystycznym dla narratora przekąsem, wyszła bzdura.
Yami pisze:Będąc normalnym człowiekiem, nieczęsto widuje się taki widok
Mam wątpliwości co do tego imiesłowu. Nie może być po prostu: Normalny człowiek nieczęsto widuje...?
Yami pisze:Dotyczy to też ludzi, którzy choć próbują żyć normalnie
Przez konstrukcję tego zdania, spodziewam się zdania okolicznikowego przyzwolenia: choć próbują żyć normalnie, to jednak im się to nie udaje.
Yami pisze:Wyjechałem na międzymiastową w stronę Wrocławia. Pozwoliłem sobie poddać się relaksowi i przetestować maksymalne możliwości mojego samochodowego zestawu grającego na utworze No reason zespołu Sum 41
Zdanie szkolne i - przede wszystkim - przeładowane informacjami.
Yami pisze:rozkoszować się jak czerwona wskazówka na prędkościomierzu sięga wartości stu siedemdziesięciu
Usilna propozycja: rozkoszować się widokiem czerwonej wskazówki [logiczne, o jakiej mowa] sięgającej stu siedemdziesięciu na godzinę.
Yami pisze:Rozładowując emocje w postaci płonących śladów na asfalcie i mordu na żabach
Emocje w postaci śladów? Emocje w postaci mordu na żabach? Tym grozi nierozważne używanie imiesłowów.
Yami pisze:które zdecydowały się na usługę nieodwracalnego spłaszczania pod kołami mego potwora
Znowu: miało być z przekąsem, sarkastycznie, a wyszło śmiesznie.
Yami pisze:podczas śmierci dzieci
W chwili śmierci dzieci.
Yami pisze:Poza paraliżującym strachem i paniką
Aliteracja. Nieładnie.
Yami pisze:których nie spodziewałem się czuć po tylu doświadczeniach
Lepiej byłoby bez "czuć", tym bardziej, że zaraz znowu masz o czuciu.

W tym momencie odpuściłem. Nie udało ci się, autorze, zbudować klimatu, który w takim tekście jest kluczowy. Próbowałeś stworzyć wyrazistego, barwnego bohatera, trochę pyskatego, trochę nonszalanckiego. Świetny zamysł, ale wykonanie, niestety, kiepskie. Bohater jest bowiem w swojej nonszalancji i skłonności do sarkazmu po prostu śmieszny. nie jest śmieszny cały czas, ale rzecz w tym, że nie może być śmieszny w ogóle. Nigdy.

Pod względem poprawności nie było źle, ale już pod względem języka "literackiego" - co najwyżej średnio.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

3
Widzę, że Sir Wolf odwalił kawał dobrej roboty wskazując wszystkie możliwe potknięcia. Jak zwykle.

Twój bohater jest bezbarwny. W moich oczach. Sceptyczny i dowcipny w jakimś stopniu, ale w taki sposób jak wielu innych przed nim. Sporo tekstów zaczyna się właśnie w ten sposób. Mam na myśli teksty amatorów.
Rozmyślania o śmierci prowadzone przez ludzi, których profesja wiąże się z nią nierozerwalnie. Póki co nie ma tu zaskoczenia i momentu, w którym powiedziałbym: "To jest ciekawe. Chcę czytać więcej".
Widać, że to wstęp.
Ten fragment zapisałeś w najgorszy możliwy sposób:
To była śmierć, jej ledwo wyczuwalny dotyk. W skali dotyków był jak szept w skali mowy. Lekki, ale wyczuwalny dla tych, którzy chcą go wyczuwać
Naprawdę. Użyłeś w trzech zdaniach tylu powtórzeń, że aż boli głowa. Można to zapisać na wiele sposobowy, choćby tak:
"To była śmierć, a raczej jej ledwo wyczuwalny dotyk. Jak szept w skali mowy. Lekki, ale wciąż słyszalny."
Oczywiście nie sugeruj się tym za bardzo. Chodzi mi głównie o wyeliminowanie powtórzeń.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

4
Poprzednicy właściwie powiedzieli już wszystko, co powinno się na temat tego tekstu powiedzieć, przynajmniej od strony technicznej. Zajmę się zatem bohaterem.

Co on właściwie chciał powiedzieć, a mówił bardzo długo, że śmierć go nie wzrusza - generalnie śmierć innych. Perspektywę własnej śmierci traktuje z przymrużeniem oka. Po, powiedzmy że otarciu się o nią, szybciutko wraca na "swoje tory", z powrotem niczego sobie z niej nie robiąc. Niby rozumie, że się o nią otarł, niby jest wdzięczny koledze, ale nie przeszkadza mu to jechać osiemdziesiątką, którą nazywa prędkością "spokojną".
Dobrze, jest taki bohater, a przynajmniej byłby, bo jednocześnie mówi o własnej panice i strachu, do tego robi to bardzo dziwnie:
Poza paraliżującym strachem i paniką, których nie spodziewałem się czuć po tylu doświadczeniach ze śmiercią w przeszłości, wyczułem coś jeszcze.
To jest cały opis owej paniki i strachu. Tyle, kropka.
Oraz jeszcze nieśmiertelna jak słońce sprawa tamtego wypadku, na którym dość mocno się ukułem.
Bo widzisz, ja owego "ukłucia" nie zauważyłam.
O czymkolwiek informuje bohater: o panice, strachu, rozkoszowaniu się czymś, mówi przez cały czas tak samo i tym samym tonem - niemal na jednym wydechu. Wszystko jest jednolite i takie samo - bezbarwne.
Nie jestem pewna, co mam z tego wyłuskać i uznać za ważne - nie wiem, co chciałeś powiedzieć.

Poza tym, Słońce nie jest nieśmiertelne, tylko długowieczne.
Pozdrawiam.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”