Mimo, że jestem w trakcie pisania dalszej części opowiadania, którego początek zamieściłem w innym dziale to ten tekst sam wyszedł spod moich klawiszy. Napisałem go wczoraj. Zainspirował mnie chyba mój 'syndrom końca tygodnia' no i ta przeklęta pora roku. Liczę na komentarze.
Ich oczy...
One będą słodkie. Muszą być słodkie. Tak sobie zaplanowałem. Będą i koniec. Bo zemsta musi być słodka.
Dlatego gdy wybiła godzina 8:00 moje rzewne łzy wpadały do słoika, który napełniałem od miesiąca. Prawie połowa półlitrowego słoika była zapełniona i mimo to łzy wciąż wskakiwały tam z chęcią, jak dzieci do baseniku. Plum…i małe fale rozchodzą się na wszystkie strony. Plum…i znów. I jeszcze raz. I tak w kółko.
Uświadamiam sobie, że więcej nie poleci. Przynajmniej na razie. Cholercia, to źle bo dzisiaj jest Dzień Zero, a mało trochę tych łez. Pierdolić to. W sumie nie jest tak źle. Jakoś to będzie.
Masując obolały kark, wstaję od stołu, a słoik z łzami starannie zakręcam i odstawiam na lodówkę. Nagi od stóp do głów idę pod prysznic. Chcę być najczystszy na świecie. Zimne strugi spływają po mnie jedna za drugą, za drugą trzecia i tak dalej. Jakoś to będzie.
Wzdrygam się mimowolnie gdy widzę oszpecone nadgarstki. Pełno na nich nieprecyzyjnych cięć. Najbardziej rzuca się w oczy wycięty wizerunek myśliwskiej pułapki na zwierzynę. Ale miałem wtedy frajdę…zabawa pełną parą. I myślałem, że zginę…że pułapka mnie zabije. Och, jakim byłem idiotą. Nie potrafiłem się nawet zabić. Jakie to żałosne. Bo tylko sam Bóg ma prawo odebrać życie, Amen. Niech będzie i tak. Dostosuję się.
Wychodzę spod prysznica i zaczynam się wycierać. Złe myśli nachodzą moją głowę…wspomnienia. Mogłem się domyślić, że mnie odwiedzą właśnie teraz. Będziecie mi towarzyszyć? Dobrze, w takim razie zapraszam. Rozgośćcie się.
…Przypominam sobie jak uciekamy. Jak w oddali rozlegają się huki strzałów. On wpada w pułapkę zastawioną na niedźwiedzie…
W przedpokoju rozlega się sygnał telefonu. Wytarty i najczystszy na świecie podchodzę do aparatu i wpatruję się w niego mając nadzieję, że może urządzeniu zrobi się głupio. Nadzieja matką głupich. Telefon dzwoni dość długi czas, aż wreszcie ktoś nagrywa się na sekretarkę.
-Dan, co się z tobą dzieje? Gdzie się podziewasz do cholery?! The Insignias Corporation zerwało umowę, wystawiłeś ich palancie! Parę milionów przeszło nam koło nosów. Słuchaj, nie mam już do tego siły. Nie ma cię w biurze trzeci dzień. Przegiąłeś. Jeśli chcesz odebrać swoje rzeczy to zgłoś się po nie do jutra. Później pójdą do śmieci. Zwalniam cię Daniel.
Wreszcie. Martwiłem się, że kochany stary Bill się z tym nie wyrobi. Adios, muchachos, Buenos Aires, dupakabra. Jakoś to będzie.
Idę do swojej sypialni. Najczystszy na świecie starannie zaczynam się ubierać. Wkładam beżowe bojówki i czuję nikłą woń wylanego piwa sprzed paru dni. Nabieram ogromnej ochoty na piwo. Ale najpierw obowiązki. Ubieram kremową pogniecioną koszulę nie zauważając, że guziki zapinam nierówno. Pierdolę bieliznę. Nie będzie potrzebna.
Zaczynam się rozglądać po tej sporej sypialni. W głowie mi szumi i nie potrafię sobie przypomnieć co też miałem zrobić. Mój wzrok pada na złotego rolexa wiszącego na klamce szafki. Chwytam go, otwieram okno, wyrzucam. Przypominam sobie o kluczykach od mojego kochanego merola. Biorę je do ręki dostrzegając zaschniętą krew na zimnym metalu (nieprecyzyjne cięcia?) i również wyrzucam. Upadają wprost na mało ruchliwą ulicę mojej kamienicy. Pierdolę to, nie będę mówił jak wygląda świat za mym oknem i czy ćwierkają ptaki. Nie mam ochoty. Na co te śliczne opisy? Ja tu jestem najważniejszy. Zresztą ptaszki spierdoliły do ciepłych krajów. Wezmę z nich przykład.
Zauważam jakiś skrawek papieru leżący na dywanie. Podnoszę go i czytam: …już się lepiej czuje. Jutro wypisują go ze szpitala. Przykro mi też z powodu tej dziewuchy. Szkoda, że Wam nie wyszło. W paczce są konfitury, lepiej…
Kawałek podartego listu od mamy wyrzucam do kosza stojącego obok łóżka. Ostatnim spojrzeniem omiatam pokój. Wychodzę.
Kieruję się do pokoju gościnnego. Tam mam do załatwienia tylko jedną sprawę. Ze ściany zdejmuję dosyć spory miecz – katanę – schowany w pięknej pozłacanej pochwie. To mój skarb, moja miłość.
…Przypominam sobie jego krzyk gdy wpada w pułapkę. Woła mnie, prosi o pomoc ale ja uciekam. Minutę później słyszę dwa strzały i jego urwany krzyk. A jutro klasówka z matematyki…
Machnięciem katany schowanej w pochwie ucinam natarczywe myśli. Drogie wspomnienia, dałem wam się rozgościć, ale to nie oznacza, że macie się zachowywać jak u siebie. Wracam do przedpokoju i zaczynam wywijać bronią. Ileż razy ćwiczyłem ataki, bloki i uniki. Moją miłość kupiłem na aukcji internetowej od jakiegoś bogatego kolekcjonera. Wtedy jeszcze nie byłem bogaczem i wszystkie oszczędności przeznaczyłem właśnie na to. Było warto. Katana była piękna i co najważniejsze prawdziwa – nie jakaś zjebana podróbka. Mahoniowa rękojeść i smukłe stalowe ostrze. Czarna, pozłacana pochwa. Moja miłość…mój ideał.
ćwicząc, czułem się jak aktor, który przed przedstawieniem powtarza sobie wszystkie kwestie. Ja też jeszcze jestem ukryty za wiśniową kurtyną. Droga widownio, uzbrójcie się w cierpliwość. Jakoś to będzie.
Przestaję ćwiczyć gdy pierwsze krople potu ozdabiają zmarszczone czoło. Opieram mój skarb o ścianę i kieruję się do kuchni. Papa Misiu, nie martw się, zaraz tatuś po Ciebie wróci.
Muszę załatwić ostatnią sprawę. Biorę słoik zapełniony cierpliwie zbieranymi łzami i odkręcam go. Z szafki wyjmuję cukier. Trzy łyżeczki. Wsypując je, słyszę każdy chrzęst pojedynczej drobinki. Patrzę jak zanurzają się we łzach. Czas zaczyna się ze mną bawić, bo sekundy mijają zbyt wolno. A to skurwiel. Mieszam mój „eliksir” przez minutę (czy to na pewno jest minuta?) i wypijam jednym haustem.
Myślicie pewnie, że teraz zacznę opisywać jaki to ma smak, jakie to cudne, o ja pierdole, mam erekcję. Gówno prawda. Jestem samolubem, zawsze byłem. Nie podzielę się tym z wami. Sami ślęczcie miesiąc nad słoikiem to się dowiecie. Najważniejsze jest to, że moja zemsta będzie słodka.
Załatwiłem wszystkie sprawy. Patrzę na zegarek, a wskazówki pokazują mi, że jest godzina 9:56. Idealnie. Tak jak sobie zaplanowałem.
Przed wyjściem spoglądam w lustro. Widzę trzydziesto trzy letnią męską twarz pooraną licznymi zmarszczkami oraz zasianą trzydniowym zarostem. Moje pachnące, brązowe włosy kosmykami przykrywają czoło.
Ale oczy…przestraszyłem się moich oczu. Bo zobaczyłem w nich potwierdzenie, zobaczyłem w nich ponure zdecydowanie. Zobaczyłem w nich Dzień Zero. Wydawało mi się, że nie istnieję…że istnieją tylko te oczy. Niebieskie oczy. Puste, a jednocześnie tak pełne goryczy i zniecierpliwienia. Jesienne oczy…
Zaciskam na chwilę powieki tych strasznych oczu i odchodzę od lustra. Chwytam katanę i razem z nią wychodzę z domu. Drzwi zostawiam otwarte. Czym chata bogata.
Gdy wita mnie zimny poranek dnia przestaję myśleć. Zaczynam czynić. Pewnie dzierżę katanę ukrytą w pochwie i szybkim krokiem opuszczam swoją kamienicę, wciąż ciesząc się, że jestem najczystszy na świecie. Piekło, nadchodzę. Jakoś to będzie.
O kurwa, zapomniałem o piwie…
*******
Dzień Zero stał się rzeczywistością.
Zimny jesienny poranek jęczał za pośrednictwem wiatru i wylewał łzy będące złotymi liśćmi. O 10:00 zerwał się bardzo silny wicher i liście te zaczęły wykonywać jakieś karykaturalne Jezioro łabędzi. Wszędzie dało się dostrzec szarość. Nawet na koszulkach przechodniów wypranych w Perwollu White Magic gościła szara barwa. Omiatała wszystkich niczym sznury złych panów…panów bandytów. I nie było żadnego szeryfa, który wyzwolił by biednych ludzi z tej burej pułapki…z tego błotnistego gówna.
Daniel jednak nie potrzebował szeryfa. On po prostu oddał się panom bandytom dobrowolnie…z uśmiechem na twarzy. Idąc szybkim krokiem przez własną kamienicę również się uśmiechał. Ciężar katany dodawał mu otuchy. Ostatnie minuty Dnia Zero miał spędzić ze swoją miłością…czemu miałby się smucić?
Prawie każdy mijający go przechodzień odwraca się marszcząc czoło. Daniel sieje ziarno niepokoju wśród serc tych ludzi. Nie mógł się doczekać kiedy ziarno wykiełkuje.
Prawo, lewo, lewo, prawo. Wychodzi z ostatniego zaułka ciasnej kamienicy. Kieruje się w stronę centrum ogromnego miasta. Przez ten blisko kilometr drogi nie przygląda się ludziom. Jego oczy widzą jedynie koniuszki własnych zamszowych butów.
Wreszcie. Centrum. Daniel podnosi głowę, żeby się rozejrzeć. Dosyć spory plac, obok którego biegnie główna ulica. Samochody ciągle się mijają, a tramwaje jeżdżą wyznaczonymi trasami. Miasto żyje pełną parą. Na placu jest kilka ławeczek. Ludzie karmią gołębie okruchami chleba. Niektórzy po prostu odpoczywają. Nieopodal jest kiosk. Po drugiej stronie zaczyna się rząd różnej maści sklepów. Plac jest zatłoczony. Let the show begin…
Daniel pewnym i szybkim ruchem wyjmuje katanę z pochwy. Głośny świst jaki temu towarzyszy wprawia go w podniecenie. Kojarzy mu się z jakimś piskliwym gitarowym riffem. O tak, jest podniecony. I gotowy.
Ludzie dopiero po chwili zauważają co się dzieje. Oto stoi Daniel w delikatnym rozkroku. W prawej ręce dzierży piękną i śmiercionośną katanę, a w lewej jej pochwę, którą po chwili opuszcza na bruk. Przymyka oczy koncentrując się i po pięciu sekundach wykonuje pierwszy ruch.
Kobieta wracająca z zakupami do domu nawet nie zauważyła Daniela. Myślała o tym co zrobi dla dzieci na obiad, a ten po prostu odciął jej głowę.
Ptaki uciekły w niebo…
Słońce Dnia Zero zaczęło zachodzić…
Na placu wybuchł chaos. Ludzie zaczęli krzyczeć, a Daniel zwinnym krokiem zabijał ich po kolei. Niektórzy nawet nie mieli czasu na zobaczenie przebłysków swego życia. Członki ciał padały na ławeczki, a obfita krew spływała do kratek ściekowych. Krzyki gwałtownie się urywały, a życia kończyły się jedno za drugim.
Daniel cały poplamiony krwią spostrzegł, że zabił już co najmniej piętnastu. Wszyscy uciekali w różne kierunki. Szybkim krokiem podbiegł do grupki pięciu nastolatek i trzema płynnymi ruchami je zabił. Kątem oka dostrzegł sędziwego mężczyznę, który rozpaczliwie próbował uciec o lasce. Przeciął go w pół. To wszystko nie trwało nawet minuty. Obok siebie dostrzegł jeszcze staruszkę która leżała pod ławką. Przebił jej serce i rzucił się w tłum, który uciekał po drugiej stronie placu.
Nagle z lewej strony usłyszał świst zbliżający się do jego głowy. Zrobił unik i trzema cięciami zabił jedynego jak na razie odważnego człowieka, który próbował go powstrzymać. Gdy mężczyzna padał na ziemię, Danielowi wydawało się, że dostrzega w nim coś znajomego. Odwrócił jednak wzrok gdyż chaos dotarł na ulicę. Ludzie rozpaczliwie uciekali wybiegając na jezdnię. Kierowcy ich potrącali. Po chwili pojazdy stały w miejscu.
Ogromna wrzawa prawie ogłuszyła Daniela. Uśmiechnął się do siebie. Wszystko szło zgodnie z planem. Zaczął się rozglądać za kolejnymi ofiarami. Zobaczył dwie młode kobiety. Biegły na niego z parasolami. Daniel niedbałym ruchem, jakby odganiał natarczywe muchy, odciął im głowy. Usłyszał za sobą tupot nóg. Dwoje nastolatków rzuciło się na niego z gołymi pięściami. Daniel zabił ich bez problemu. „O co tu kurwa chodzi?” , przemknęło mu przez głowę. Z prawej zaatakowało go kolejnych dwóch mężczyzn. Również bez żadnej broni, bez żadnej szansy na przeżycie. Lecz nim ich zabił dostrzegł te podobieństwo wśród wszystkich odważnych. Oczy…
Zaczęli pojedynczo biec w stronę Daniela. Niektórzy wychodzili z tramwajów, inni wyłaniali się ze sklepów. Wtedy zrozumiał, że wcale nie byli odważni. Każdy miał takie same oczy. Jesienne oczy. Oczy bez nadziei. Tak bliźniaczo podobne do jego. Z tą samą pustką, z tą samą goryczą. Z tym samym szaleństwem. Zabijając ich po kolei, Daniel zrozumiał. Pracownicy biur, panie domu, samotnicy, młodzież. Wszyscy zaczęli biec w ramiona śmierci. W stronę Daniela…a Daniel ich zabijał, bo jaki miał wybór?
Lecz gdy ostrze katany przecinało ich gardła, Daniel dostrzegał w tych bliźniaczych oczach podziękowanie. Czuli to co on. Chcieli zginąć. Nie mieli jedynie odwagi. A teraz Daniel stał się ich Zbawicielem.
Owszem, bał się. Tnąc kolejne ciała i odbierając kolejne życia płakał. Uśmiech spełzł z jego twarzy. Bo ci ludzie dostawali to czego chcą jego kosztem. Po co się wieszać? Po co skakać z mostu? Lepiej rzucić się pod ostrze Daniela. Pod ostrze ich deski ratunku…Zbawiciela.
Daniel był wyczerpany. Zabił ostatniego z obecnych na placu. I tak jak przy pozostałych spoglądał w jego jesienne oczy, bliźniacze oczy i widział w nich podziękowanie. I nienawidził go za to.
Stanął chwiejnym krokiem i zaczął się rozglądać. W oddali widział kolejnych. Biegli w jego stronę, w stronę swego kata, ale byli za daleko. Nie zdążą na darmowy statek odpływający z tego znienawidzonego świata.
Parędziesiąt metrów dalej od samotnego Daniela zatrzymało się pięć radiowozów. Policjanci stanęli rzędem za pojazdami i wycelowali w niego bronie.
Daniel ostatkami sił chwycił oburącz katanę i z rykiem rozdzierającym gardło rzucił się w stronę radiowozów. Swoim krzykiem zniwelował wahanie stróżów prawa. Padły strzały.
Na początku Daniel nie czuł kul rozdzierających mu pierś. Biegł dalej. Dopiero w połowie drogi stanął. Zachwiał się i postąpił krok do przodu. Ale policjanci nie przestawali. Trwał szalony koncert strzałów.
Daniel upadł na kolana a jego miłość wypadła mu z rąk. Wydawałoby się, że teraz powinien obejrzeć swoje życie w zatrważająco szybkim pokazie slajdów. Ale on widział tylko oczy tych tchórzliwych samobójców. Tych, którzy ułatwili sobie śmierć kosztem jego planu. Tych, którzy nie zdążyli i teraz - widząc klęczącego Daniela - wycofywali się niepewnie czując niedosyt. Nie załapali się. Trudno. Może będzie inny raz. A może jesień zgaśnie w ich oczach. W ich pustych oczach.
Kule jeszcze długo wbijały się w jego martwe ciało.
Dzień Zero dobiegł końca.
2
Pomysł: 4
Pomysł jest nawet dobry, tylko trochę przesadzony. Do tego dochodzą te zwroty do czytelnika, według mnie nie do końca udane, ale ciekawy miałeś zamiar.
Styl:3+
Tym razem w odróżnieniu do reszty Twoich tekstów zgrzyta i to dosyć mocno jak dla mnie. Zbyt dużo wulgaryzmów, które nie łączą się zbytnio z resztą tekstu.
Schematyczność:4
Pewnie są teksty poruszające podobną tematykę, ale ja ich unikam.
Błędy:4
Jest kilka, ale nie wszystkie wypiszę:
Ocena ogólna:4-
Popracuj nad tym tekstem, wyrzuć trochę wulgaryzmów i wygładź ogólnie pomysł- jakiś gość ma schizę i idzie zabijać ludzi, bo sam chce zginąć-nie łatwiej zaatakować posterunek policji?
Jestem na tak.
Dodam tylko ćwicz, ćwicz, a będzie się coraz milej czytało to co napisałeś.
P.S.Wcześniej zapomniałem dodać,że zaintrygował mnie motyw ludzi wbiegających na ostrze katany w poszukiwaniu ulgi,wybawienia.Takie metaforyczne ujęcie odwiecznego biegu ku wolności.
Pomysł jest nawet dobry, tylko trochę przesadzony. Do tego dochodzą te zwroty do czytelnika, według mnie nie do końca udane, ale ciekawy miałeś zamiar.
Styl:3+
Tym razem w odróżnieniu do reszty Twoich tekstów zgrzyta i to dosyć mocno jak dla mnie. Zbyt dużo wulgaryzmów, które nie łączą się zbytnio z resztą tekstu.
Schematyczność:4
Pewnie są teksty poruszające podobną tematykę, ale ja ich unikam.
Błędy:4
Jest kilka, ale nie wszystkie wypiszę:
Kod: Zaznacz cały
Wzdrygam się mimowolnie, gdy widzę oszpecone nadgarstki.
W głowie mi szumi i nie potrafię sobie przypomnieć, co też miałem zrobić. Mój
Przypominam sobie jego krzyk, gdy wpada w pułapkę.
Woła mnie, prosi o pomoc, ale ja uciekam.
Przestaję ćwiczyć, gdy pierwsze krople potu ozdabiają zmarszczone czoło.
Ocena ogólna:4-
Popracuj nad tym tekstem, wyrzuć trochę wulgaryzmów i wygładź ogólnie pomysł- jakiś gość ma schizę i idzie zabijać ludzi, bo sam chce zginąć-nie łatwiej zaatakować posterunek policji?
Jestem na tak.
Dodam tylko ćwicz, ćwicz, a będzie się coraz milej czytało to co napisałeś.
P.S.Wcześniej zapomniałem dodać,że zaintrygował mnie motyw ludzi wbiegających na ostrze katany w poszukiwaniu ulgi,wybawienia.Takie metaforyczne ujęcie odwiecznego biegu ku wolności.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
4
Podobało mi się, choć troszkę dziwnie się to czytało. To chyba z winy formy jaka postanowiłeś nadać swojemu dziełu.
Pomysł też mi się podobał. Sam nawet myślałem czy nie napisać historii jakiegoś frustrata, z tym że z nieco mniejszą ilością trupów.
Co się zaś tyczy błędów, jedynym który ubodł mnie na tyle mocno by zwrócić na niego uwagę to "Daniel sieje ziarno niepokoju wśród serc tych ludzi." Jakoś coś mi tu... No nieważne, chyba zresztą sam widzisz.
Ogólnie SUPERB!!
Czekam na kolejne twoje opowiadania.
Pozdrawiam.
Pomysł też mi się podobał. Sam nawet myślałem czy nie napisać historii jakiegoś frustrata, z tym że z nieco mniejszą ilością trupów.
Co się zaś tyczy błędów, jedynym który ubodł mnie na tyle mocno by zwrócić na niego uwagę to "Daniel sieje ziarno niepokoju wśród serc tych ludzi." Jakoś coś mi tu... No nieważne, chyba zresztą sam widzisz.
Ogólnie SUPERB!!
Czekam na kolejne twoje opowiadania.
Pozdrawiam.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.
„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.
"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.
"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
5
Myślałem, że już nikt nie widzi tego opowiadania. Całe szczęście, że znalazł się jeden spostrzegawczy. 
Ogólnie wielkie dzięki. Cieszę się niezmiernie, że Ci się podobało.
Co do tego, że się dziwnie czytało to chyba nawet dobrze, bo w pewnym sensie o to mi chodziło.
Pozdrawiam podwójnie.

Ogólnie wielkie dzięki. Cieszę się niezmiernie, że Ci się podobało.
Co do tego, że się dziwnie czytało to chyba nawet dobrze, bo w pewnym sensie o to mi chodziło.
Pozdrawiam podwójnie.

"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
6
Pomysł: 4 -
weber napisał, że czytelnik nie poczyta do Konica. Ja nie doczytałam... Pomysł taki sobie.
Styl:4-
Trochę zgrzyta, i może jakoś bardziej załagodzić twe wulgaryzmy. Niektóre są zbędne.
Schematyczność:4
... nic do zażyczenia, ale jednego czegoś brakuje.
Błędy:4
Nie Zabielem nie znam się na tym...
Ocena ogólna:4-
Nie czytam tego typu teksu. Ale tekst całkiem, całkiem.
Jestem na tak.
*** Powodzenia w dalszym pisaniu
weber napisał, że czytelnik nie poczyta do Konica. Ja nie doczytałam... Pomysł taki sobie.
Styl:4-
Trochę zgrzyta, i może jakoś bardziej załagodzić twe wulgaryzmy. Niektóre są zbędne.
Schematyczność:4
... nic do zażyczenia, ale jednego czegoś brakuje.
Błędy:4
Nie Zabielem nie znam się na tym...
Ocena ogólna:4-
Nie czytam tego typu teksu. Ale tekst całkiem, całkiem.
Jestem na tak.
*** Powodzenia w dalszym pisaniu

Serce, które kocha, jest zawsze młode.
Przysłowie Greckie
Przysłowie Greckie
7
Dzięki za ocenę. Tyle, że ona chyba za bardzo nie ma sensu jeśli nie doczytałaś do końca. Nie możesz stwierdzić o co mi chodziło w pomyśle jeśli nie przeczytałaś całego, nie możesz powiedzieć o błędach bo np. później mogła być ich masa, nie możesz też nic powiedzieć o schematyczności jeśli nie doczytałaś do końca.
Wolałbym raczej opinię na temat stylu (bo to można określić po przeczytaniu fragmentu) no i tego, że Cię nie zaciekawiłem, tekst do Ciebie nie dotarł i tyle bo tak to cała ocena jest raczej niesprawiedliwa.
Jeszcze odnośnie wulgaryzmów, na które wcześnie Weber również zwracał uwagę. Raczej nie mogę ich usunąć i moim zdaniem nie są zbędne. Chodzi o to, że usuwając wulgaryzmy zniekształcił bym postać, którą kreowałem. Okłamałbym czytelnika. Daniel jest desperatem, osobą szaloną, która przeklina dosyć często. Dlatego też jest tak, a nie inaczej...taki jest Daniel.
Bardzo dziękuję za to, że poświęciłaś mi trochę czasu.
PS. Gdzie Weber napisał, że czytelnik nie doczyta do końca?
Pozdrawiam.
Wolałbym raczej opinię na temat stylu (bo to można określić po przeczytaniu fragmentu) no i tego, że Cię nie zaciekawiłem, tekst do Ciebie nie dotarł i tyle bo tak to cała ocena jest raczej niesprawiedliwa.
Jeszcze odnośnie wulgaryzmów, na które wcześnie Weber również zwracał uwagę. Raczej nie mogę ich usunąć i moim zdaniem nie są zbędne. Chodzi o to, że usuwając wulgaryzmy zniekształcił bym postać, którą kreowałem. Okłamałbym czytelnika. Daniel jest desperatem, osobą szaloną, która przeklina dosyć często. Dlatego też jest tak, a nie inaczej...taki jest Daniel.
Bardzo dziękuję za to, że poświęciłaś mi trochę czasu.
PS. Gdzie Weber napisał, że czytelnik nie doczyta do końca?
Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
9
Fajne to. Chociaż, tak jak poprzedni Twój tekst o zemście, ten też nie do końca odpowiada mi pod względem tematu, to napisany jest nieźle i całkiem dobrze się czyta. Sprawił mi przyjemność i teraz właściwie żałuję że go wcześniej nie zauważyłam. Masz dobry styl, bardzo lekki, ale musisz go jeszcze szlifować bo niektóre sformuowania zgrzytają, jak np:

Za to bardzo mi się podoba początek, już chyba kiedyś Ci mówiłam co sądzę na temat pierwszego zdania - to Twoje jest bardzo dobre, jest niebanalne i przykuwa uwagę. Podoba mi się też motyw słodzenia łez, takie dosłowne potraktowanie znanego powiedzenia o zemście. Zastanawiam się tylko czy trzy łyżeczki cukru wystarczyłyby do zabicia słonego smaku łez? Chyba nie. No i nie wiem czy nie powinieneś jednak zasygnalizować jakoś za co on się właściwie mści, trochę mi tego brakowało. Chyba, że to zrobiłeś, a mi umknęło? No i chyba miesiąc nie wystarczy żeby tyle tych łez zebrać, nawet jak się nie wiadomo jak ryczy, to łez jest z tego dosyć mało.. (Nie żebym kiedyś próbowała kolekcjonować swoje).
Nie zgadzam sie z weberem co do wulgaryzmów, ja do nich nic nie mam, sama ich sporo używam i nie sądzę żeby w czymś przeszkadzały, jeśli bohater tak mówi to mówi, i koniec.
Znowu trochę mnie rażą obco brzmiące nazwiska, ale widzę że masz do nich słabość :wink:
Zwracanie się do czytelnika też jest w porządku. I jeszcze podoba mi się to, że bohater jest w wieku tzw. chrystusowym, bardzo to perfidne.
Natomiast sama akcja, to machanie mieczem i te latające członki - to mi się średnio podoba. To już było, było tyle razy, że przestało robić jakiekolwiek wrażenie. Jestem zwolenniczką pisania o rzeczach, które się zna, albo rozumie, albo o takich, które można sobie z łatwością wyobrazić (że się je robi samemu), bo tylko wtedy można rzecz pokazać w sposób silnie zindywidualizowany, i tylko to może byc naprawdę interesujące czy nowatorskie. Natomiast nie umiem sobie wyobrazić jak można w sposób zindywidualizowany przedstawić odczucia czy wrażenia człowieka, który masakruje bogu ducha winnych przechodniów. To już jest czysta fantastyka dla większości z nas (na szczęście!), a fantastyka zazwyczaj kiepsko się łączy z psychologią. Zamiast machania kataną mógł zrobic coś innego, cos dużo bardziej zaskakujacego choć może mniej spektakularnego... ale paradoksalnie, właśnie bardziej nośnego znaczeniowo, bardziej nacechowanego indywidualnymi odczuciami. Myślę, że Ty sam też to czujesz, bo sceny masakry są właściwie wyprane z emocji - bo jak tu opisać coś takiego bez ocierania się o banał?
Dla mnie pierwsza część opowiadania, ta pierwszoosobowa jest dużo bardziej interesująca od drugiej. I nawet ta trzecioosobowa narracja w drugiej części potęguje to wrażenie o którym mówię, to oddalenie się od bohatera Twoje jako autora i moje jako czytelnika, ten dystans.
No dobra, zaczynam brzmieć jak ten filozof z "Rejsu". To chyba znak że czas kończyć :wink:
lepiej by brzmiało: chrzęst każdej pojedynczej drobinkisłyszę każdy chrzęst pojedynczej drobinki.
wychodzi na to, że zabijał krokiemDaniel zwinnym krokiem zabijał ich po kolei

wydaje mi się że ten rzeczownik nie występuje w liczbie mnogiej. Po prostu - wycelowali broń.wycelowali w niego bronie
Za to bardzo mi się podoba początek, już chyba kiedyś Ci mówiłam co sądzę na temat pierwszego zdania - to Twoje jest bardzo dobre, jest niebanalne i przykuwa uwagę. Podoba mi się też motyw słodzenia łez, takie dosłowne potraktowanie znanego powiedzenia o zemście. Zastanawiam się tylko czy trzy łyżeczki cukru wystarczyłyby do zabicia słonego smaku łez? Chyba nie. No i nie wiem czy nie powinieneś jednak zasygnalizować jakoś za co on się właściwie mści, trochę mi tego brakowało. Chyba, że to zrobiłeś, a mi umknęło? No i chyba miesiąc nie wystarczy żeby tyle tych łez zebrać, nawet jak się nie wiadomo jak ryczy, to łez jest z tego dosyć mało.. (Nie żebym kiedyś próbowała kolekcjonować swoje).
Nie zgadzam sie z weberem co do wulgaryzmów, ja do nich nic nie mam, sama ich sporo używam i nie sądzę żeby w czymś przeszkadzały, jeśli bohater tak mówi to mówi, i koniec.
Znowu trochę mnie rażą obco brzmiące nazwiska, ale widzę że masz do nich słabość :wink:
Zwracanie się do czytelnika też jest w porządku. I jeszcze podoba mi się to, że bohater jest w wieku tzw. chrystusowym, bardzo to perfidne.
Natomiast sama akcja, to machanie mieczem i te latające członki - to mi się średnio podoba. To już było, było tyle razy, że przestało robić jakiekolwiek wrażenie. Jestem zwolenniczką pisania o rzeczach, które się zna, albo rozumie, albo o takich, które można sobie z łatwością wyobrazić (że się je robi samemu), bo tylko wtedy można rzecz pokazać w sposób silnie zindywidualizowany, i tylko to może byc naprawdę interesujące czy nowatorskie. Natomiast nie umiem sobie wyobrazić jak można w sposób zindywidualizowany przedstawić odczucia czy wrażenia człowieka, który masakruje bogu ducha winnych przechodniów. To już jest czysta fantastyka dla większości z nas (na szczęście!), a fantastyka zazwyczaj kiepsko się łączy z psychologią. Zamiast machania kataną mógł zrobic coś innego, cos dużo bardziej zaskakujacego choć może mniej spektakularnego... ale paradoksalnie, właśnie bardziej nośnego znaczeniowo, bardziej nacechowanego indywidualnymi odczuciami. Myślę, że Ty sam też to czujesz, bo sceny masakry są właściwie wyprane z emocji - bo jak tu opisać coś takiego bez ocierania się o banał?
Dla mnie pierwsza część opowiadania, ta pierwszoosobowa jest dużo bardziej interesująca od drugiej. I nawet ta trzecioosobowa narracja w drugiej części potęguje to wrażenie o którym mówię, to oddalenie się od bohatera Twoje jako autora i moje jako czytelnika, ten dystans.
No dobra, zaczynam brzmieć jak ten filozof z "Rejsu". To chyba znak że czas kończyć :wink:
10
Zaczęłam, ale szczerze mówiąć nie chce mi się kończyć. Może nie załapałam myśli przewodniej, jakiegos wyższego celu, dla którego zostało stworzone to dzieło. Jakies dziwne to, niejasne, w sumie po przeczytaniu połowy wiem o historii tyle, że bohater ma na imię Daniel i został zwolniony z pracy. I że 'ptaki spierdoliły do ciepłych krajów'. Masa błędów interpunkcyjnych, niektóre tak podstawowe, że aż się za głowę łapię. Popraw koniecznie.
Wierzyłem, że miłość wzniesie mnie ponad ka, tak jak skrzydła wznosza ptaka ponad wszystko, co może go zabić i zjeść.
S. King
S. King
11
Porcelina:
Serdeczne dzięki za ocenę.
Wszystkie błędy poprawię i cieszę się, że zgadzasz się ze mną odnośnie wulgaryzmów.
Co do tej masakry to może to dziwne ale chodziło mi właśnie o to żeby były wyprane z emocji. Trzecia osoba też jest zamierzona, gdyż chodziło mi dokładnie o oddalenie się od bohatera. Czemu? Sam nie wiem. Może dlatego, że wtedy Daniel już praktycznie nie myślał, a w głowie miał tylko swój szalony plan.
Odnośnie powodów mogę powiedzieć tyle, że specjalnie zostawiłem to w strefie domysłów. Aczkolwiek trochę ujawniłem pomiędzy zdaniami.
Jeszcze raz wielkie dzięki.
Elster_swgp:
Bardzo mi przykro, że nie udało mi się do Ciebie trafić. W sumie domyślałem się pisząc ten tekst, że nie dla każdego będzie on odpowiedni. No ale tak to już jest. Do każdedo dotrzeć nie można. Sądzę jednak, że te ironiczne stwierdzenie o ptakach spierdalających do ciepłych krajów naprawdę nie było konieczne.
Odnośnie interpunkcji to postawiłaś mnie w kropce (ew. przecinku). Najłatwiej poprostu nagadać "O boże, ile tu błędów, aż mam zawroty głowy", a nie dać konkretnych przykładów tych 'podstawowych błędów'. Niestety ja ich nie dostrzegam i ubolewam, że nie byłaś tak łaskawa mi ich pokazać.
Pozdrawiam.
Serdeczne dzięki za ocenę.
Wszystkie błędy poprawię i cieszę się, że zgadzasz się ze mną odnośnie wulgaryzmów.

Co do tej masakry to może to dziwne ale chodziło mi właśnie o to żeby były wyprane z emocji. Trzecia osoba też jest zamierzona, gdyż chodziło mi dokładnie o oddalenie się od bohatera. Czemu? Sam nie wiem. Może dlatego, że wtedy Daniel już praktycznie nie myślał, a w głowie miał tylko swój szalony plan.
Odnośnie powodów mogę powiedzieć tyle, że specjalnie zostawiłem to w strefie domysłów. Aczkolwiek trochę ujawniłem pomiędzy zdaniami.

Jeszcze raz wielkie dzięki.
Elster_swgp:
Bardzo mi przykro, że nie udało mi się do Ciebie trafić. W sumie domyślałem się pisząc ten tekst, że nie dla każdego będzie on odpowiedni. No ale tak to już jest. Do każdedo dotrzeć nie można. Sądzę jednak, że te ironiczne stwierdzenie o ptakach spierdalających do ciepłych krajów naprawdę nie było konieczne.
Odnośnie interpunkcji to postawiłaś mnie w kropce (ew. przecinku). Najłatwiej poprostu nagadać "O boże, ile tu błędów, aż mam zawroty głowy", a nie dać konkretnych przykładów tych 'podstawowych błędów'. Niestety ja ich nie dostrzegam i ubolewam, że nie byłaś tak łaskawa mi ich pokazać.
Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
12
Dlatego gdy wybiła godzina 8:00 moje rzewne łzy wpadały do słoika
godzina 8:00 przecinek
Plum…i małe fale rozchodzą się
Po wielokropku spacja i wielka litera.
Cholercia, to źle bo dzisiaj jest Dzień
to źle przecinek
Wzdrygam się mimowolnie gdy widzę oszpecone nadgarstki
mimowolnie przecinek
Odzielenie dwóch zdań składowych.
Pierwsze orzeczenie: wzdrygam się, drugie: widzę
Ale miałem wtedy frajdę…zabawa pełną parą.
To samo. Spacja po wielokropku i wielka litera.
I myślałem, że zginę…że pułapka mnie zabije
Jak wyżej.
Gdzie się podziewasz do cholery?!
podziewasz przecinek
wystawiłeś ich palancie!
wystawiłeś ich przecinek
Jeśli chcesz odebrać swoje rzeczy to zgłoś się po nie do jutra.
swoje rzeczy przecinek
…Przypominam sobie jego krzyk gdy wpada w pułapkę
Po wielokropku spacja.
jego krzyk przecinek. Dwa zdania składowe!
ćwicząc, czułem się jak aktor,
Tu bez przecinka po ćwicząc.
uzbrójcie się w cierpliwość
UzbrOjcie.
Przestaję ćwiczyć gdy pierwsze krople potu ozdabiają
przestaję ćwiczyć przecinek.
Na razie tyle.[/quote]
Dodane po 36 minutach:
Ale oczy…przestraszyłem się moich oczu
Wydawało mi się, że nie istnieję…że istnieją tylko te oczy
sznury złych panów…panów bandytów.
z tej burej pułapki…z tego błotnistego gówna.
złych panów…panów bandytów.
bandytom dobrowolnie…z uśmiechem na twarzy.
W stronę Daniela…a Daniel ich zabijał, bo jaki miał wybór?
Ratunku! Jaki ty masz problem z tymi wielokropkami? Nie dość, ze pojawiają sie co trzecie zdanie, to jeszcze nie umiesz tych zdań poprawnie zapisać. W większości przypadków zamiast wielokropków wystarczyło wstawić przecinki. Może mniej patetycznie, ale przynajmiej bezbłędnie.
Widzę trzydziesto trzy letnią męską twarz
trzydziestotrzyletnią. Wszystkie człony razem.
Gdy wita mnie zimny poranek dnia przestaję myśleć.
Poranek dnia przecinek.
Poza tym, co to za wyrażenie, 'poranek dnia'?
przechodzień odwraca się marszcząc czoło
odwraca się przecinek
Nie mógł się doczekać kiedy ziarno wykiełkuje
się doczekać przecinek
Oto stoi Daniel w delikatnym rozkroku
Przepraszam, co to jest delikatny rozkrok?
Myślała o tym co zrobi dla dzieci na obiad
o tym przecinek
Odwrócił jednak wzrok gdyż chaos dotarł na ulicę
wzrok przecinek
I byłoby lepiej 'chaos ogarnął ulicę'.
Ludzie rozpaczliwie uciekali wybiegając na jezdnię.
uciekali przecinek.
To chyba już wszystko.[/quote]
Wierzyłem, że miłość wzniesie mnie ponad ka, tak jak skrzydła wznosza ptaka ponad wszystko, co może go zabić i zjeść.
S. King
S. King
13
Wielkie dzięki, błędy, które mi wskazałaś - poprawię.
Nie sądzę jednak, że mam problem z wielokropkami. To, że używam ich sporo nie jest dla mnie wadą i innych chyba zbytnio nie razi. Używam go tak jak używam, moja polonistka nigdy nie brała mi tego za błąd, tutaj zresztą też nikt mi nie zwrócał uwagi, więc myślę, że nie jest tak tragicznie.
Jeszcze raz dzięki.
Pozdrawiam.
Nie sądzę jednak, że mam problem z wielokropkami. To, że używam ich sporo nie jest dla mnie wadą i innych chyba zbytnio nie razi. Używam go tak jak używam, moja polonistka nigdy nie brała mi tego za błąd, tutaj zresztą też nikt mi nie zwrócał uwagi, więc myślę, że nie jest tak tragicznie.
Jeszcze raz dzięki.
Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
14
muszę powiedzieć, że podobało mi się:) bardzo ciekawy pomysł, choć musze przyznać, ze pierwsza częśc bardziej mi przypadła do gustu, w drugiej, trochę za dużo, jak dla mnie tego "odcinania głów", ale ogólnie pomysł naprawdę ciekawy, aż sama się dziwię, że mi się podoba bo z reguły taka tematyka do mnie jakoś nie przemawia... Ale Twój Daniel był wyjątkowo jakiś, taki przekonywujący
co do błędów, to było sporo interpunkcyjnych, które już przytoczyła Elster, ale tych złych przecinków, że tak powiem to chyba uniknąć się nie da :wink:
a i jeszcze co do tych wielokropków to małe sprostowanie, jeśli są one w środku zdania np. czuł, jak krew spływa mu po policzku... ale nagle, to wtedy po wielokropku owszem spacja ale kolejny wyraz z małej litery. Co innego, gdy wielokropek kończy zdanie, to wtedy owszem, wielka lieta rozpoczyna kolejne zdanie:)
a i jeszcze np:
ciebie z małej litery, to nie list.
no to tyle z mojej strony, ogólnie jak już pisałam podobało mi się.
Oceniłabym tak na 4-, ze względu na błędy, i ta druga część, nie bardzo trafiły do mnie te opisy zabijania, ale to taka tylko moja ocena:) nie jestem jeszcze wprawiona w ocenianiu
pozdrawiam i powodzenia w dalszym pisaniu

co do błędów, to było sporo interpunkcyjnych, które już przytoczyła Elster, ale tych złych przecinków, że tak powiem to chyba uniknąć się nie da :wink:
a i jeszcze co do tych wielokropków to małe sprostowanie, jeśli są one w środku zdania np. czuł, jak krew spływa mu po policzku... ale nagle, to wtedy po wielokropku owszem spacja ale kolejny wyraz z małej litery. Co innego, gdy wielokropek kończy zdanie, to wtedy owszem, wielka lieta rozpoczyna kolejne zdanie:)
a i jeszcze np:
to mi jakoś tak... nie pasuje ten zwrot do czytelnika...Myślicie pewnie, że teraz zacznę opisywać jaki to ma smak, jakie to cudne, o ja pierdole, mam erekcję. Gówno prawda. Jestem samolubem, zawsze byłem.
wiem, że to chciałeś podreślić tu liczbę mnogą, ale jestem prawie pewna, że powinno być jednak "koło nosa"Parę milionów przeszło nam koło nosów
zaraz tatuś po Ciebie wróci.
ciebie z małej litery, to nie list.
no to tyle z mojej strony, ogólnie jak już pisałam podobało mi się.

pozdrawiam i powodzenia w dalszym pisaniu
"You have to be someone"
Robert Nesta Marley
Robert Nesta Marley
15
Bardzo się cieszę, że Ci się podoba. Kurde, te zwroty grzecznościowe z dużej litery to ja już z przyzwyczajenia stawiam.
A to w mailu, a to na forum, a to na Gadu i później tak niestety wychodzi.
Właściwie to aż pozytywnie się dziwię, bo pisząc ten tekst sądziłem, że będzie więcej negatywnych opinii, gdyż opowiadanie miało być z założenia pokręconą, brutalną wizją świra Daniela. Naprawdę mi miło.
Co do tych wielokropków to spację i małą literę być może przyjmę do wiadomości.
Trudno się odzwyczajać od starych nawyków.
Dzięki za ocenę i serdecznie pozdrawiam.

Właściwie to aż pozytywnie się dziwię, bo pisząc ten tekst sądziłem, że będzie więcej negatywnych opinii, gdyż opowiadanie miało być z założenia pokręconą, brutalną wizją świra Daniela. Naprawdę mi miło.

Co do tych wielokropków to spację i małą literę być może przyjmę do wiadomości.

Dzięki za ocenę i serdecznie pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"