
Napisane kilka miesięcy temu.
Mith podchodzi do zamkniętych bram pierwszego miasta, Herligch. Jedynym sposobem na dostanie się do środka jest rozmowa ze strażnikami.
Strażnik: …
Mith: Dlaczego bramy są zamknięte? Przecież nie zapadł jeszcze mrok.
Możliwość numer 1. Jeśli nie zabiliśmy Kapitana Obozu.
Strażnik: Miasto jest przepełnione, więc nie możemy wpuszczać nikogo poza kupcami oferującymi specyficzne towary. Żebracy i inne ścierwo leży w rynsztoku psując powietrze. Niedługo nie będzie gdzie się ruszyć, dlatego mamy rozkaz segregować wchodzących.
1) Masz mnie za ścierwo?
2) Nie zabawię tu długo. Śpieszy mi się do Toppen. Oto dokument upoważniający mnie do swobodnej podróży.
1) Najemnik unoszący się honorem, kurwa, tego jeszcze nie było. Uświadomię cię, tak, uważam cię za ścierwo tak długo, jak nie jesteś w stanie zaoferować niczego, co upoważniłoby mnie do otwarcia bram. Wczoraj przyszedł tu taki jak ty, ale on to porządny człowiek, artysta, nie taki pies.
2) Ten papierek jedynie zwalnia cię ze służby. Nie jesteś nic wart dla społeczności miejskiej. Pokaż lepiej wóz wyładowany wódką albo suknem. Nie jesteś wyjątkiem, chłopie. Od wczoraj siedzi tu jakiś tani śpiewak, o, tam jest.
Nieopodal stoi mężczyzna.
Trubadur: Słyszałem całą rozmowę. Miło mi, panie Mith. Siedzę tutaj od wczoraj i czekam na okazję, może jakiś kupiec będzie przejeżdżał, a wtedy schowam się w jego wozie. Hm? Mówisz, że nikt taki nie będzie próbował dostać się tą bramą, bo droga prowadzi tylko do obozu najemników? Jasna cholera! Dobrze, że obmyśliłem inny misterny plan. Będę jednak potrzebował twojej pomocy.
1) Jasne. Śpieszy mi się, muszę dostać się do środka.
2) Poradzę sobie sam.
2) Po bezskutecznych próbach przekupienia strażnika Mith musi zgodzić pomóc się Trubadurowi.
Trubadur: Skoro współpracujemy, nie możemy mieć przed sobą tajemnic. Tak naprawdę jestem wirtuozem złodziejstwa. Kradzież jest dla mnie jak muzyka. Potrafię przybierać dowolny kamuflaż na krótki czas, ale do zainicjowania zaklęcia potrzebny mi instrument. Masz może coś, na czym potrafię grać?
Mith: Oczywiście, opuszczając wojsko na wszelki wypadek spakowałem pianino. Co z ciebie za trubadur bez narzędzi?
Trubadur: Twoje riposty są bardzo ostre. Mógłbym napisać o nich pieśń i pociąć dźwiękami strażników. Przynieś mi cokolwiek, na czym mogę zagrać. Niektóre instrumenty wydają jedynie charakterystyczne dźwięki i używając ich mogę przybrać tylko określony wygląd.
Po drodze z obozu do miasta zabijaliśmy różne potwory, w których znajdowaliśmy złoto oraz przedmioty. Jeśli unikaliśmy walki, zawsze możemy wrócić i trochę ich powybijać. Możemy znaleźć między innymi:
złoto
wnętrzności xxx potwora (np. wnętrzności dzikiej bestii)
skrzydła xxx potwora (np. skrzydła wielkiej muchy)
piękny kwiat
Mając powyższe przedmioty w plecaku, możemy rozmawiać z trubadurem:
Trubadur[/b]: Co masz?
1) Złoto.
2) Wnętrzności.
3) Skrzydła.
4) Piękny kwiat.
1) Chcesz żebym stworzył melodię pocierając o siebie dwie monety? Czyli chcesz abym przybrał postać brudu albo bakterii?
2) Nie wezmę tego do ust.
3) Sam spróbuj na tym zagrać.
4) Ten kwiat ma niezwykle piękne płatki. Chyba mam pomysł. Módl się, aby ten kwiatek był zapylony przez jakiś owad, inaczej plan nie wypali. *Trubadur odrywa liść kwiatu i zaczyna na nim grać. Niesamowita muzyka wprawia w ruch czarne plamki przed oczami Mitha. Zaczyna bezwiednie kołysać się w rytm świszczącej melodii. Po chwili wyrywa się z transu i spogląda na miejsce, gdzie przed chwilą siedział Trubadur*
Mith: K-urwa..?
Trubadur: Nie kurwa tylko całka. To był kwiat białej lilii, symbol dziewictwa. Płatkami tego kwiatu Ewa zasłaniała swoje łono zanim została wypędzona z Raju – według legendy, gdy popełniła grzech, kwiat spadł na ziemię.
Mith: N-nie to miałem na myśli. Jesteś w stanie zamienić się w piękną kobietę poprzez grę na liściu. To niesamowite!
Trubadur: Niezbyt. Trudno mi chodzić, coś strasznie ciągnie mnie w przód. Teraz wiem dlaczego te wszystkie wiejskie dziewuszki są garbate… Na co ślepisz, do cholery?
Mith: Patrzę na twój brzuch. Dziewica w ciąży, co?
Trubadur: Najwyraźniej kwiatek był zapylony przez pszczoły. Dobra nasza. No, dalej, weź mnie na ręce.
Mith: Dlaczego mówisz to takim rozpalonym głosem?! O co ci chodzi, nie zbliżaj się!
Trubadur: Przestań chrzanić, Mith. Najwyraźniej dziewice tak mówią, w końcu nikt z nas nigdy nie spotkał żadnej, prawda? Plan jest taki. Ja udaję, że rodzę, a ty biegniesz ze mną na rękach w stronę strażnika. Gdy otworzy bramy, postawisz mnie na ziemi i wmieszamy się w tłum.
Mith: Może lepiej zapytamy, czy mają zapotrzebowanie na ladacznice. Mój kolega z obozu opowiadał mi kiedyś podczas warty, że znał kapłana, który miał słabość do kobiet w ciąży. Raz podejrzał go w burdelu i zobaczył coś dziwnego. Zanim kapłan zdjął spodnie, przez parę minut grzebał nierządnicy w waginie, jakby coś ustawiał czy przygotowywał. Dziwne robił rzeczy, ale to chyba można mu darować, w końcu dobry był z niego człowiek – założył nawet specjalną szkółkę dla małych chłopców…
Trubadur: PRZESTAŃ! PO PROSTU PRZESTAŃ! Chce mi się wymiotować, uch…
Mith: Nic dziwnego, w końcu jesteś w ciąży. Uch, aleś ty ciężka. Uwaga, biegnę.
Mith biegnie do strażnika.
Mith: Z DROGI! MEDYKA! MEDYKA!!! MOJA KOBIETA RODZI!
Strażnik: Ki chuj…
Mith: OTWÓRZCIE BRAMY, ON RODZI!!!
Strażnik: Co!?
Mith: JEST W FAZIE ŚWISTAKA!! ŚWISTAK CHOWA I WYCHYLA GŁÓWKĘ Z NORKI!!!
Strażnik: Otwórzcie bramę! Nagły wypadek! Świstak… tfu! Brzemienna!
*wbiega do miasta*
Mith: Udało się! Szybko, odmień się w faceta!
Trubadur: Urgh… bueagh… ja naprawdę…
Człowiek z tłumu: Kobieta rodzi! Medyka, szybko!
Syn kowala: Dajcie ją tutaj, znam się na tym! Raz patrzałem jak krowa siem cieliła!
Ktoś z tłumu: Spiłeś się. Co ty, Mariusz.
Człowiek z tłumu: Nie pchaj się, też chce zobaczyć!
*tłum porywa Trubadura i niesie go do karczmy*
1) Świetnie, teraz mogę się oddalić [+3 zło].
2) Powinienem mu pomóc zanim stanie się coś złego.
1) Odchodzimy, wątek urywa się na zawsze.
2) Przepychając się przez tłum słyszymy następującą rozmowę:
Syn kowala: Niech mnie jasny pirun trzaśnie! Niech mnie majestat Jej Dobrotliwości Verilli pochłonie, przez trzydzieści lat chędożyłem baby we wszystkich zakątkach świata, a takiego kuriozum to żem w życiu jeszcze nie widział!
Ktoś: Rzeczywiście! Dziwne to jakieś. Jesteś pewien Mariusz, że to dziewka jest? Ubrana jak trubadur jakiś.
Syn kowala: Trubadur? A głupi ty jak but! Odsuń się, przecie wiem co to jest. To jest choroba taka. Za… zasklepnica. Polega na tym, że pizda się dziewce zamyka i nijak otworzyć.
Ktoś: Jak to zamyka, Mariusz. Mnie to się wydaje, że baby to się rodzą z zamkniętymi otworami i dopiero jak chcą się wypróżnić, to im się otwiera. Może ona nigdy nie srała?
Syn kowala: Eeee! Młody jesteś, to nie wiesz nawet gdzie twoja dupa jest a co dopiero baby!
Ktoś inny: Jak z dołu zamknięte to może z góry spróbujta. Patrzcie, jak jej się z gęby coś wylewa. Jak moja rodziła, to też tak jej leciało. Chociaż za ostatnim razem to już nie.
Syn kowala: Nie! Przez szyję się dziecko nie zmieści. Zatkajcie jej czymś usta, bo jak wszystko wypłynie to dziecko jej w brzuchu na zawsze zostanie. Nie wyciągniemy na sucho. Dziecko dawno by się urodziło, gdyby miało wolne przejście. Ale droga jest zasklepiona, więc trzeba je ratować. Franek! Dawaj mi tu kij od szczotki, operować będziem.
Mith: Stać! W ten sposób tylko go zmasakrujecie! Dajcie lepiej jakiś instrument do grania. Może być flet albo…
Syn kowala: Ma rację chłopak! Kij od szczotki będzie za wąski. Dajcie flet!
Mith: NIE! Dajcie mu instrument żeby zaczął grać, bo musi się odmienić! Kto włożył mu do ust skarpety, przecież zaraz zadusi się wymiocinami!
Syn kowala: Te, muzykant, to twoja matrona jest? To ty ją pewnie zaraziłeś zasklepnicą. Tacy ludzie są szaleni – w czasie porodu każą kobiecie grać na flecie zamiast rodzić. Ludzie, odsuńcie się od niego, bo jak was dotknie, to wam się dupy zasklepią!
1) Nie pozwolę ci jej… nieważne, walcz! (rozpoczynamy walkę turową)
2) Posłuchaj mnie, to jest dość skomplikowane. (syn kowala rozpoczyna walkę turową)
Po wygranej walce syn kowala pada na ziemię, a ludzie zaczynają krzyczeć.
Ktoś z tłumu: Patrzcie na nią! Coś wyrasta jej z waginy!
Ktoś inny: To ośmiornica, widzę macki!
Jeszcze inny: Nie, to dziecko-demon. Wychodzi z jej ciała!
Ktoś z tłumu: Nie! To krzak białej lilii! T-to kwiaty!
Trubadur: Mith… bueaghh… ghhhhrww... but… butghhelka…
1) Rzucamy Trubadurowi but.
2) Rzucamy Trubadurowi butelkę pełną wina.
3) Zaczynamy karczować kwiaty.
4) Rzucamy Trubadurowi pustą butelkę.
1) *Trubadur zaczyna płakać i wymiotować na przemian* Trubadur: Ghhh... butelka…
2) *Trubadur wyrzuca butelkę* Jeśli jest to druga nieudana próba, umiera.
3) Umiera.
Jeśli Trubadur umiera, krzak lilii wychodzi z jego ciała i zaczyna z nami walczyć. Walka jest prawie niemożliwa do wygrania.
4) *Trubadur zaczyna grać na butelce*
Ktoś z tłumu: Patrzcie! Ona rodzi!
Ktoś z tłumu: Ona rodzi kwiatami!
Ktoś z tłumu: Ona... gra na butelce?
Ekran robi się coraz ciemniejszy. Gdy się rozjaśnia, jesteśmy w ślepej uliczce w mieście. Obok stoi jakiś mężczyzna w kapturze i pewien przedmiot.
Trubadur: Wreszcie się obudziłeś. Wybacz, myślałem, że już po tobie. Grając wtedy na butelce gubiłem melodię kilka razy. Ludzie w karczmie raczej postradali już zmysły. Gdy wyciągałem cię stamtąd, turlali się po podłodze. Lepiej nie patrz na moją twarz. Nie wiem, kto pił z tej butelki i wolę nie wiedzieć. Poczekajmy lepiej aż zaklęcie się skończy. Nie rób takiej zdziwionej miny, uratowałeś mnie i należy ci się nagroda [+300złota, +3 dobra, przedmioty].
Mith: A więc to nie był sen? Zaraz. Co to? Co leży koło ciebie i porusza się lekko?
Trubadur: Zdaje się, że to moje dziecko. Przecież nie mogłem go tak zostawić. Popatrz sam. *Trubadur podnosi przedmiot do góry. Okazuje się być krzakiem białej lilii. Poruszając lekko gałązkami, wydało z siebie cichy szelest* Jest lato. Lilie kwitną. Zaklęcie zmienia mnie, ale przecież nie zmieni zarodka, prawda? To niesamowite, prawda? Przecież te kwiaty nie rosną na krzaku.
Mith: Najlepiej będzie, jeśli zapomnę o tym wszystkim. To było zbyt dziwne. W tym momencie nasze drogi się rozchodzą - muszę ruszać do Toppen. A ty? Jesteś ojcem rośliny. Nie, jesteś jej matką. Ojcem jest jakaś pszczoła. Co zamierzasz?
Trubadur: Życie samotnej matki może okazać się bardzo trudne. Powinienem gdzieś go zasadzić i pozostawić samemu sobie.
Mith:
1) To byłoby straszne, uziemić i pozostawić swojego syna czy córkę. Ja się tym zaopiekuję [+1 do dobra, podręczny kwiat lilii potrzebny do specjalnego zaklęcia, walki, lub czegoś innego]
2) To twój wybór.
Żegnaj.