Nadzieja

1
______Świtało. Słońce powoli wznosiło się, zalewając okolicę pomarańczowym blaskiem, lecz nie zdążyło jeszcze ogrzać ziemi swym ciepłem, więc nadal odczuwalny był przeszywający chłód, pozostałość po nocy. Za godzinę lub dwie temperatura wzrośnie o co najmniej dwadzieścia stopni, w południe upał będzie nie do wytrzymania. Nie pozostało tu już jednak zbyt wiele istnień, które musiałyby przejmować się gorącem. Wokół rozciągał się krajobraz miasta zrównanego z ziemią przez nieznany kataklizm. Sterty gruzu ciągnące się kilometrami, zardzewiałe szkielety wieżowców, zdewastowane wraki samochodów, nieliczne, powykręcane i sczerniałe drzewa, wszystko to składało się na nie kończący się obraz zniszczenia i dziwnej pustki. Prócz odgłosu wiatru świszczącego wśród ruin i osypujących się kamieni nie dało się słyszeć żadnego innego dźwięku. Od kilku miesięcy nie odezwał się tu żaden ptak, nie zabrzęczał choć jeden owad. W tym miejscu świat umarł.
______Promienie słońca dotarły do wnętrza pozbawionych dachu ruin niewielkiego sklepu, którego wszystkie cztery ściany cudem ocalały i stanowiły skuteczną ochronę przed mroźnym wiatrem w nocy i napierającymi chmurami pyłu w dzień. W kącie zachrzęściły drobne odłamki, kiedy mężczyzna w średnim wieku budził się i wygrzebywał spod fałd długiego, szarego od kurzu, płaszcza. Nazywał się Jan Adamski, trzy miesiące wcześniej opuścił swój osobisty schron, kiedy skończyła mu się żywność i od tamtej pory krążył po pozostałościach tego, niegdyś tętniącego życiem, miasta, próbując jakoś przetrwać.
______Mężczyzna wstał, rozprostował zesztywniane członki, naciągnął mocniej skórzane rękawiczki bez palców, otulił się płaszczem i skrzyżował ręce na piersi, po czym wziął kilka wdechów świeżego, choć suchego i pełnego pyłu, powietrza. Odruchowo przymknął załzawione oczy, gdy w jego kierunku wiatr wzbił niewielki obłok kurzu. Chłód poranka zaczął dawać o sobie znać. Targany dreszczami mężczyzna zaczął pocierać zziębnięte ręce, by choć trochę się ogrzać. Zeszłego dnia skończyły się jego zapasy i poważnym problemem okazać się mogły wysiłki związane z poszukiwaniem żywności lub chociażby wody. Poprzednio obie te rzeczy znalazł w pozostałościach po jakimś większym supermarkecie, kiedy po kilkugodzinnych trudach udało mu się wygrzebać spod gruzu odrobinę nadających się jeszcze do spożycia produktów. Teraz pozbawiony był jakichkolwiek racji żywnościowych. Rozejrzał się, by wybrać najdogodniejszy kierunek swej niekończącej się wędrówki przez obumarły świat. Od opuszczenia schronu nie spotkał drugiego człowieka, ani choćby zwierzęcia, czy jakiegokolwiek innego śladu życia. Z nostalgią przypominał sobie świat przed katastrofą, normalne życie, skupione wokół typowych problemów przeciętnego człowieka: pracy i rodzinie. Dokładnie pamiętał to popołudnie, kiedy nagle na wszystkich programach telewizyjnych i w każdej audycji radiowej podawano ten sam komunikat, czy raczej polecenie: czym prędzej odnaleźć jakieś bezpieczne schronienie i niezwłocznie się tam udać. Rząd nie powiadomił obywateli o żadnym konkretnym zagrożeniu, nie podał żadnych instrukcji. Nakazano tylko schronienie się i oczekiwanie kolejnych informacji. Jan udał się wówczas do schronu. Jego żona razem z dziesięcioletnią córką były wówczas na zakupach w centrum miasta. Miał nadzieję, że udało im się schronić. Potem nastąpił wstrząs, tylko jeden, a po nim długa cisza. Jan nie był pewien, ile czasu spędził w schronie. Według planów, zapasy miały wystarczyć na wyżywienie jego rodziny przez dwa miesiące. Lecz on był sam, w dodatku starał się je zużywać w miarę oszczędnie. Przez cały ten czas nie nadeszły żadne wiadomości. Radio milczało, choć Jan każdego dnia oczekiwał jakiegoś komunikatu. W końcu zapasy się skończyły i zmuszony był opuścić schron.
______Jego wzrok spoczął na wysokich ruinach – niewątpliwych pozostałościach po luksusowych wieżowcach. Jeśli dobrze się orientował było to niegdyś prężnie rozwijające się nowoczesne osiedle, odgrodzone od reszty miasta dwu i pół metrowym ogrodzeniem, przeznaczone tylko dla najbogatszych mieszkańców. Plotki głosiły, iż było tu wszystko, od mini fabryk po schrony przeciwatomowe. Ta myśl dodała Janowi otuchy. Być może znajdzie tam żywność, w końcu w skład osiedla wchodziły ponoć prywatne magazyny produktów spożywczych. Ruszył bez zwłoki w kierunku ponurych pozostałości. W głębi duszy miał nadzieję na spotkanie innych ludzi, nie bez powodu zbudowano tam przecież schrony.
______W ciągu niecałej godziny dotarł na miejsce. Stał pośród, kilkunastometrowej wysokości, szkieletów żelbetonowych konstrukcji urywających się nagle, jak gdyby resztę budowli oderwała jakaś nadprzyrodzona siła. W międzyczasie skaleczył się nieznacznie w nogę, w trakcie przechodzenia przez pozostałości po słynnym ogrodzeniu z cegieł i drutu kolczastego, mającym uczynić z tego miejsca istną enklawę.
______Jan przystanął i rozejrzał się w poszukiwaniu potencjalnego miejsca, w którym mógłby odnaleźć coś do jedzenia. Jego uwagę przykuł odsłonięty fragment jakiejś większej budowli o owalnych, gładkich ścianach prawie w całości przysypaną przez pozostałości przewróconego wieżowca. Ochoczo ruszył, nieznacznie kuśtykając, by z bliska przyjrzeć się swemu odkryciu. Nie zawiódł się. Odsłonięty fragment istotnie mógł przypominać ułamek większej budowli, która prawdopodobnie była wejściem do schronu dla ludności cywilnej. Niestety cały budynek był z każdej strony przysypany kilkumetrową warstwą gruzu. Samo dotarcie do ziemi będzie wymagać od niego wiele wysiłku, a kto wie, w którym miejscu znajdują się wrota. Perspektywa daremnych wysiłków sprawiła, że Jan odrzucił od siebie pomysł mozolnego przebijania się pod powierzchnię gruzu w prawdopodobnie bezowocnych poszukiwaniach wejścia do starego schronu przeciwatomowego. Zapewne jednak nie był to jedyny schron w okolicy. Przy odrobinie szczęścia odnajdzie kolejny i być może wówczas łatwiej będzie mu odnaleźć wejście. Nie tracąc czasu zsunął się niezgrabnie z pozostałości po wieżowcu i ruszył na poszukiwania. Chwilę później, gdy wychodził zza rogu jednego ze zniszczonych budynków, dostrzegł w oddali kolejny owalny budynek, prawie nie tknięty przez kataklizm. Nadal nie dostrzegał śladu człowieka, lecz i tak było to dla niego pokrzepiające odkrycie. Z szybciej bijącym sercem, bez wahania pobiegł w jego kierunku , nie zważając na wzrastający ból w nodze i gorączkowo zaczął rozglądać się za wejściem. W końcu odnalazł je: potężne, stalowe wrota, które z łatwością mogłyby przepuścić spory samochód, sprawiały wrażenie groźnych i broniących wstępu do innego, jakby magicznego świata.
______Jan przyjrzał się grubej warstwie kurzu wyściełającej ziemię znajdującą się tuż przy wrotach. Nie było na niej widać żadnego śladu użycia od długiego czasu. Jeśli w środku rzeczywiście ktoś jest, od miesięcynie wyszedł na zewnątrz. Mężczyzna niepewnie zbliżył się i zapukał w stalowe wrota. Zorientował się, że tak słabe pukanie nikogo nie zaalarmuje, było to jednak echo jego starych nawyków, jeszcze sprzed kataklizmu, ot zwykła, codzienna czynność, zupełnie jak pukanie do drzwi sąsiada. Jan zdumiał się, gdy uświadomił sobie bezmyślność swojego czynu. Samotność i ponura egzystencja powoli zaczynała odciskać na nim swoje piętno. Brak kontaktu z innymi ludźmi sprawiał, że Jan zaczynał tworzyć wyimaginowane zdarzenia, coraz częściej też zdarzało mu się przemawiać do rzeczy martwych, zupełnie jak do ludzi. Świadomość pogarszającego się stanu psychicznego na chwilę zaprzątnęła jego umysł i nieprzyjemnie ścisnęła żołądek. Zaczynał bać się, że skończy na pustkowiu, pogrążony w delirium, nie będąc w stanie prawidłowo o siebie zadbać. Przepędził jednak nagle smutną wizję i wziął głęboki wdech. Cofnął się o krok, wziął zamach i z całej siły zaczął uderzać we wrota, wzbudzając dźwięk przypominający stłumione bicie dzwonu. Przestał dopiero, gdy opadł z sił. Chciał mieć pewność, że ktoś go usłyszy. Nie zanotował jednak żadnej reakcji. Po kilku chwilach bezowocnego oczekiwania przylgnął do wrót i zaczął je bacznie oglądać, zastanawiając się w jaki sposób się otwierają. W końcu zdecydował się pchnąć je do wewnątrz. Z wysiłkiem udało mu się utworzyć niewielką szparę, przez którą natychmiast zajrzał. Nie dostrzegł jednak nic, gdyż w środku schronu panowała ciemność. Jan ponownie naparł na wrota, aż udało mu się otworzyć je na tyle, by móc przecisnąć się do środka. Jego wychudzona sylwetka znacząco mu w tym pomogła. Gdy znalazł się wewnątrz budynku otoczyły go ciemności, dopiero po kilku minutach, gdy jego wzrok przyzwyczaił się do mroku, mógł się rozejrzeć. Po podłodze walało się kilka pudeł i mosiężnych rur. Poza tym było tu pusto. Na środku dostrzegł jednak schody, a za nimi korytarz prowadzący pod ziemię. Jan zszedł kilka stopni i spróbował zajrzeć w głąb korytarza, jednak panująca tam ciemność nie pozwalała niczego dostrzec. Mężczyzna odnalazł włącznik i po kilku bezskutecznych próbach udało mu się włączyć światło, poprzedzone złowrogim brzęczeniem wielkich generatorów, gdzieś spod podłogi. Powoli ruszył w głąb oświetlonego teraz korytarza. Cały czas opadał on w dół, aż w końcu wypoziomował się i ukazał rząd niewielkich pomieszczeń leżących blisko siebie. Jan zadrżał, gdy ujrzał but sprawiający wrażenie zużytego, lecz niegdyś eleganckiego. Podniósł go i, przyciskając do piersi, niczym największy skarb, ruszył wzdłuż rzędu pomieszczeń, bacznie się rozglądając. Znajdowało się tu wiele pudeł zawierających odpadki, a także kilka pustych szaf i kilka wielkich i opróżnionych pojemników na wodę. W końcu dotarł do przedostatniego pomieszczenia i zastygł w bezruchu. Zobaczył leżącą twarzą do podłogi wysoką postać ubraną w podniszczony mundur wojskowy. Nie mogąc wydobyć żadnego dźwięku ze ściśniętego napięciem gardła, Jan wsadził but pod pachę i klasnął w celu zwróceniu uwagi tajemniczej osoby. Ta jednak ani drgnęła. Mężczyzna odrzucił but, następnie powoli podszedł i przykucnął przy postaci. Delikatnie złapał ją za ramię, które wydało mu się dziwnie wychudzone i powoli zwrócił jej oblicze w swoją stronę, po czym odskoczył ze zgrozą i upadł tuż obok, wycofując się na oślep. Poczuł rozszalałe uderzenia własnego serca i z trudem łapał powietrze w płuca. Leżący na podłodze człowiek okazał się wysuszonym szkieletem. Jan poczuł, że uchodzi z niego poczucie szoku, więc powoli powstał i okrążył trupa, by dotrzeć do drzwi prowadzących do ostatniego pomieszczenia. Powoli nacisnął klamkę i zajrzał do pogrążonego w mroku wnętrza. Było to pomieszczenie pełniące funkcję sypialni. Wewnątrz znajdowało się kilkanaście łóżek polowych. Na większości z nich znajdowały się, przykryte cienkimi kocami, kolejne szczątki ludzi, którzy niegdyś się tu schronili. Jan usiadł na podłodze i przywarł plecami do ściany, następnie spuścił głowę i zamknął oczy. Nie chciał dociekać tego, co się tu wydarzyło. Nie było to dla niego ważne. Poczuł, że z wolna opuszcza go nadzieja, która dotąd trzymała go przy życiu. To nic, pomyślał, być może oni po prostu mieli pecha…
______Apatia towarzyszyła mu już od dłuższego czasu. Początkowy wstrząs spowodowany upadkiem cywilizacji stopniowo przeminął i zastąpiony został wolą przetrwania, skupioną wokół zaspokajania największych potrzeb: głodu i pragnienia. Ostatnie szczątki człowieczeństwa zachował dzięki nadziei na lepsze jutro i występujących coraz częściej urojeń. Jak dotąd nic nie zapowiadało poprawy jego sytuacji. Znalezisko, którego przed chwilą dokonał, także utwierdziło go w przekonaniu, że nie ma już żadnej nadziei na poprawę losu.
______Powoli dźwignął się na nogi i opuścił schron. Jeśli dobrze pamiętał, znajdował się na skraju miasta. Postanowił je w końcu opuścić, choć wątpił w znalezienie pożywienia poza nim. Przemierzył ruiny największych budynków i przystanął, gdy nagle w oddali mignęła mu barwa zieleni. Zieleń oznaczała życie! W pośpiechu ruszył w kierunku, w którym dostrzegł skrawek zieleni, modląc się, by nie było to kolejne przywidzenie, ominął ostatnie pozostałości po mniejszych budynkach i znalazł się poza miastem. Przed nim rozciągała się połać spękanej ziemi i wysuszonych roślin. Jednak w oddali nadal majaczyła kropka o zbawiennym, zielonym kolorze. Pozbawiony większych przeszkód Jan pobiegł w jej kierunku, ignorując ból nogi. Po chwili dotarł na miejsce. Znalazł się w oazie zieleni pośród szarej pustyni zniszczenia. Znajdowało się tu kilka większych krzewów oraz jedno drzewo o wysuszonych, lecz wciąż zielonych liściach. Większą część tego miejsca porastały białe i bladożółte grzyby. Pokrywały prawie całą ziemię i skupiały się wokół jednego skrawka ziemi, do którego Jan niezwłocznie podszedł. Na jego strudzonym obliczu pojawił się z dawna nie goszczony uśmiech, gdy dostrzegł przed sobą niewielkie źródełko czystej wody. Jak szalony, przypadł do ziemi i zanurzył usta w letnim płynie. Z powodu sąsiedztwa wszelkiego rodzaju grzybów woda przybrała gorzkawy smak, jednak Jan nie był wybredny, zdusił też nagły przebłysk instynktowego strachu przed zatruciem. Gdy ugasił pragnienie usiadł i rozejrzał się. Stopniowo uśmiech znikł z jego twarzy. Dostrzegł, że oaza, w której właśnie się znajdował zajmowała do niedawna większy obszar. Tymczasem teraz była to tylko odrobina roślinności otoczona zewsząd suchymi konarami sterczącymi w górę oraz, przypominającymi miotły, pozostałościami po krzewach. Również źródło znajdowało się w miejscu przypominającym niewielki dół. Jan domyślał się, co to oznacza – źródło stopniowo wysychało. Otaczające go rośliny już wykazywały oznaki odwodnienia. Mężczyzna położył się i zamknął oczy, do których napłynęły łzy. Początkowa fala radości zastąpiona została napadem smutku i rezygnacji. Świat umiera, szepnął, nie ma już dla mnie żadnej nadziei. Po chwili poczuł jak coś delikatnie kapnęło mu na czoło. Otworzył oczy i poczuł kilka następnych uderzeń. Od momentu wyjścia z obumarłego schronu ani razu nie zwrócił uwagi na niebo, które w tej chwili, pierwszy raz od tygodni, przysnuły ciemne chmury. Teraz, kropla po kropli, zsyłały na ziemię dawno wyczekiwany deszcz.
______Deszcz, niosący życie i nową nadzieję.

2
Cześć. Pozwoliłem sobie zredagować fragment, zachowując Twój styl. Oczywiście wprawny redaktor zrobiłby to lepiej. Ja nie jestem redaktorem, a tym bardziej wprawnym, więc przymknij oczy, czytając moje uwagi.

"Świtało. Słońce powoli wznosiło się, zalewając okolicę pomarańczowym blaskiem, lecz nie zdążyło jeszcze ogrzać ziemi swym ciepłem. Nadal odczuwalny był przeszywający chłód - pozostałość po nocy. Za godzinę lub dwie temperatura wzrośnie o dwadzieścia stopni; w południe upał będzie nie do wytrzymania. Nie pozostało tu zbyt wiele istnień, które musiałyby przejmować się gorącem. Wokół rozciągał się krajobraz miasta zrównanego z ziemią przez nieznany kataklizm. Sterty gruzu ciągnące się kilometrami, zardzewiałe szkielety wieżowców, zdewastowane wraki samochodów, nieliczne, powykręcane i sczerniałe drzewa. Obraz zniszczenia i pustki. Prócz odgłosu wiatru świszczącego wśród ruin nie było słychać żadnego innego dźwięku. Od kilku miesięcy nie zaśpiewał żaden ptak, nie zabrzęczał ani jeden owad... Świat umarł...

Promienie słońca muskały ruiny niewielkiego sklepu. Cztery ściany cudem ocalały katastrofę. Stanowiły skuteczną ochronę przed mroźnym wiatrem nocy i chmurami pyłu za dnia. W kącie zachrzęściły drobne odłamki. Mężczyzna w średnim wieku obudził się i wydostał spod fałd długiego płaszcza, szarego od kurzu. Jan Adamski - trzy miesiące wcześniej opuścił swój osobisty schron z powodu braku żywności. Od tamtej pory krążył po pozostałościach miasta niegdyś tętniącego życiem. Próbował przetrwać.

Wstał, rozprostowując zesztywniane członki. Naciągnął na dłonie skórzane rękawiczki bez palców i otulił się płaszczem. Przymknął powieki, chroniąc załzawione oczy przed obłokiem kurzu. Chłód poranka zaczął dawać o sobie znać. Targany dreszczami mężczyzna zaczął pocierać zziębnięte ręce, by je ogrzać. Zeszłego dnia skończyły się zapasy, więc musiał podjąć wysiłki w poszukiwaniu żywności i wody. Supermarket, który stanowił kopalnię życiodajnych produktów, przeszukał już wzdłuż i wszerz. Teraz pozbawiony był jakichkolwiek racji żywnościowych. Od opuszczenia schronu nie spotkał żadnej istoty. Z nostalgią wspominał świat przed katastrofą i normalną egzystencję skupioną wokół typowych problemów przeciętnego człowieka.

Dokładnie pamiętał to popołudnie. Na wszystkich programach telewizyjnych i w każdej audycji radiowej podawano ten sam komunikat: czym prędzej odnaleźć jakieś bezpieczne schronienie. Rząd nie powiadomił obywateli o żadnym konkretnym zagrożeniu. Jan wykonał polecenie, ale nie mógł zabrać ze sobą żony i dziesięcioletniej córki, które robiły zakupy w centrum miasta. Miał nadzieję, że udało im się ukryć. Potem nastąpił tylko jeden wstrząs, a po nim długa cisza. Mężczyzna nie był pewien, ile czasu spędził w betonowym bunkrze. Zapasy miały wystarczyć na wyżywienie rodziny przez dwa miesiące. On był sam, w dodatku zużywał je w miarę oszczędnie. Przez cały ten czas nie nadeszły żadne wiadomości. Radio milczało, a Jan rwał włosy z głowy, oczekująć wieści z zewnątrz. Pustka w spiżarni zmusiła do opuszczenia schronu.

Wzrok spoczął na wysokich ruinach – niewątpliwych pozostałościach po luksusowych wieżowcach. Jeśli dobrze kojarzył, było to niegdyś nowoczesne osiedle odgrodzone od reszty miasta dwu i pół metrowym murem. Enklawa przeznaczona tylko dla najbogatszych mieszkańców. Plotki głosiły, iż było tu wszystko, od mini fabryk po schrony przeciwatomowe. Jan przypuszczał, że może znajdzie tam żywność. W końcu w skład osiedla wchodziły ponoć prywatne magazyny produktów spożywczych. Ruszył w kierunku ponurych ruin. W głębi duszy miał nadzieję na spotkanie innych ludzi. Przecież nie bez powodu zbudowano tam schrony.

Dotarł na miejsce po trzech kwadransach. Stał pośród żelbetonowych konstrukcji urywających się nagle, jak gdyby resztę budowli oderwała jakaś nadprzyrodzona siła. W trakcie przechodzenia przez pozostałości po ogrodzeniu, z którego wystawały metalowe pręty, zranił się w nogę."

To tyle. Dalej czytałem nie nanosząc poprawek.
W tekście brakowało mi uczuć. Wszystko opisałeś sugestywnie i dokładnie, lecz beznamiętnie. Facet budzi się po apokalipsie, a wygląda na to, że miał tylko nocny koszmar. Powinien rwać włosy z głowy, wyć do księżyca, a tymczasem wsuwa mielonkę z puszki i zagryza korniszonem. Brak jedzenia zmusza go do opuszczenia schronu? Pomyśl, co robi człowiek oddzielony od rodziny kurtyną niewiadomej?

W całym opku jest tylko jeden emocjonalny (nie mylić z emocjonującym) moment. Napisałeś: "Zieleń oznaczała życie!" Moim zdaniem wykrzykników i znaków zapytania powinno być w tekście zdecydowanie więcej. Zaserwowałeś mi suchy przekaz, bez pierwiastka emocji, bez przemyśleń. Szkoda.

Co do spraw technicznych, za dużo zaimków i przysłówków. Takie subiektywne odczucie.

Pisz dalej.

Pozdrawiam.

3
Zodiak pisze: Od kilku miesięcy nie zaśpiewał żaden ptak, nie zabrzęczał ani jeden owad... Świat umarł...
Oj nie ;) Zmieniłeś w tym momencie kompozycję świata przedstawionego. Świadomie użyłem stwierdzenia "tu", żeby zaznaczyć, że chodzi o miasto i najbliższą okolicę, to co znajduje się w zasięgu wzroku. W zamierzeniu nie wiadomo, co się stało z resztą świata, od "wstrząsu" nie dotarły tu żadne informacje z zewnątrz. Narrator nie jest wszechwiedzący ;)
Zodiak pisze: Jan Adamski - trzy miesiące wcześniej opuścił swój osobisty schron z powodu braku żywności. Od tamtej pory krążył po pozostałościach miasta niegdyś tętniącego życiem. Próbował przetrwać.
Bez urazy, ale dla mnie brzmi to jak lektor z filmu dokumentalnego.
Zodiak pisze: Supermarket, który stanowił kopalnię życiodajnych produktów, przeszukał już wzdłuż i wszerz.
Co za supermarket? Gdzie? Jak? :)
Takie nagłe "wstawki" zawsze wybijały mnie z rytmu. Osobiście wolę być bardziej "delikatny" dla czytelnika ;)
Zodiak pisze: Wzrok spoczął na wysokich ruinach
Czytając to zdanie mam przed oczami osobę, która postanowiła sobie usiąść - stąd użyty zaimek, żeby innym się nie pokiełbasiło ;)
Zodiak pisze: Dotarł na miejsce po trzech kwadransach.
Jak dla mnie jest to zbyt precyzyjne określenie. Nie wspominałem o tym, że bohater posiada zegarek, ani o jego umiejętności precyzyjnego odczytywania biegu czasu z ruchu słońca. Cały czas jest to post-apo ;)
Zodiak pisze: Powinien rwać włosy z głowy, wyć do księżyca, a tymczasem wsuwa mielonkę z puszki i zagryza korniszonem.
Etap opisujący wyjście z schronu został przeze mnie celowo pominięty. Akcja dzieje się kilka miesięcy później, poza tym wyraźnie zaznaczyłem, że Jan popadł a apatię i skupia się tylko na przetrwaniu. Nadzieja na spotkanie innych ocalałych oddaliła się na trochę dalszy plan.
Zodiak pisze: Brak jedzenia zmusza go do opuszczenia schronu? Pomyśl, co robi człowiek oddzielony od rodziny kurtyną niewiadomej?
Słuszna uwaga, jednak nie chciałem robić z przeciętnego Adamskiego kolejnego Mad Maxa. Instynktowny strach przed nieznanym przerósł strach o losy rodziny. Jan w domyśle wolał oczekiwać wsparcia z zewnątrz, dlatego czuwał w schronie przy radiu. Jedynym impulsem, który "wygonił" go z schronu był głód. Po prostu.
Zodiak pisze: Zaserwowałeś mi suchy przekaz, bez pierwiastka emocji, bez przemyśleń.
To należałoby do obszerniejszych retrospekcji, z których, w tym opowiadaniu, zrezygnowałem na rzecz skupienia się na "teraźniejszości".

Dzięki za wstępną ocenę ;) zapamiętam parę uwag, jednak z przemyśleniami na temat ewentualnych zmian w stylu poczekam do oceny przez Weryfikatora :)
Pozdrawiam

4
1) zdania, gdzie zaburzona zostaje logika:
Saint pisze:Słońce powoli wznosiło się, zalewając okolicę pomarańczowym blaskiem, lecz nie zdążyło jeszcze ogrzać ziemi swym ciepłem, więc nadal odczuwalny był przeszywający chłód, pozostałość po nocy.
- świtające słońce nie jest w stanie momentalnie nagrzać ziemi. Owo nienagrzanie to zwyczajny chłód, pozostawiony przez noc. To zdanie przekazuje również treści, które czytający jest w stanie odszyfrować sam, bez wyraźnego akcentowania.
Saint pisze:Stał pośród, kilkunastometrowej wysokości, szkieletów żelbetonowych konstrukcji urywających się nagle, jak gdyby resztę budowli oderwała jakaś nadprzyrodzona siła.
- wysokość nie może być kilkunastometrowa - żelbetonowe konstrukcje, owszem.
Saint pisze:Jan przyjrzał się grubej warstwie kurzu wyściełającej ziemię znajdującą się tuż przy wrotach. Nie było na niej widać żadnego śladu użycia od długiego czasu.
- w tym świecie, gdzie kurz jest wszechobecny, trudno jest określić jak długo wrota nie były używane - ilość kurzu mogła być uwarunkowana siłą wybuchu, czy czemukolwiek, towarzyszącemu katastrofie.

2) powtórzenia, np.:
Saint pisze:powykręcane i sczerniałe drzewa, wszystko to składało się na nie kończący się obraz zniszczenia i dziwnej pustki.

Saint pisze:Jan udał się wówczas do schronu. Jego żona razem z dziesięcioletnią córką były wówczas na zakupach w centrum miasta.
Saint pisze:Jeśli dobrze się orientował było to niegdyś prężnie rozwijające się nowoczesne osiedle, odgrodzone od reszty miasta dwu i pół metrowym ogrodzeniem, przeznaczone tylko dla najbogatszych mieszkańców. Plotki głosiły, iż było tu wszystko, od mini fabryk po schrony przeciwatomowe.
Saint pisze:Chwilę później, gdy wychodził zza rogu jednego ze zniszczonych budynków, dostrzegł w oddali kolejny owalny budynek, prawie nie tknięty przez kataklizm. Nadal nie dostrzegał śladu człowieka, lecz i tak było to dla niego pokrzepiające odkrycie.
3) niepotrzebne zaimki, np.:
Saint pisze:Nazywał się Jan Adamski, trzy miesiące wcześniej opuścił swój osobisty schron, kiedy skończyła mu się żywność i od tamtej pory krążył po pozostałościach tego, niegdyś tętniącego życiem, miasta, próbując jakoś przetrwać.
Saint pisze:Delikatnie złapał ją za ramię, które wydało mu się dziwnie wychudzone i powoli zwrócił jej oblicze w swoją stronę, po czym odskoczył ze zgrozą i upadł tuż obok, wycofując się na oślep.
4) powtarzalność konstrukcji z "czy"
Saint pisze:Od opuszczenia schronu nie spotkał drugiego człowieka, ani choćby zwierzęcia, czy jakiegokolwiek innego śladu życia.(...)w każdej audycji radiowej podawano ten sam komunikat, czy raczej polecenie
5) przydługie zdania podające informacje, których czytelnik i tak się domyśli:
Saint pisze:W międzyczasie skaleczył się nieznacznie w nogę, w trakcie przechodzenia przez pozostałości po słynnym ogrodzeniu z cegieł i drutu kolczastego, mającym uczynić z tego miejsca istną enklawę.
- zupełnie niepotrzebnie akcentujesz zamiar twórców; oszczędzaj słowa pozwalając, by opisy przemówiły swoim językiem

6) błędne zestawienie spójników, np.:
Saint pisze:Chwilę później, gdy wychodził zza rogu jednego ze zniszczonych budynków, dostrzegł w oddali kolejny owalny budynek, prawie nie tknięty przez kataklizm. Nadal nie dostrzegał śladu człowieka, lecz i tak było to dla niego pokrzepiające odkrycie.
- spójniki nie mogą występować obok siebie - jeden całkowicie spełnia powierzone zadanie

5
Dzięki za wskazanie błędów :)
Z powtórzeniami i zaimkami walczę już od dłuższego czasu, ale widzę, że nadal muszę nad tym pracować. Widzę, że czeka mnie też praca nad budowaniem opisów, w ogóle chyba byłem pijany przy sprawdzaniu tekstu, skoro pozwoliłem na przeciek tylu błędów ;)
W każdym razie dziękuję raz jeszcze, tego mi było trzeba odnośnie warsztatu
Pozdrawiam :)

6
7) niepotrzebnie używasz zamienników - w tej części tekstu mamy do czynienia tylko z jedną osobą, poza tym jesteśmy w stanie wskazać wykonawcę czynności, wnioskując z kontekstu.
Saint pisze:Jan zszedł kilka stopni i spróbował zajrzeć w głąb korytarza, jednak panująca tam ciemność nie pozwalała niczego dostrzec. Mężczyzna odnalazł włącznik i po kilku bezskutecznych próbach udało mu się włączyć światło, poprzedzone złowrogim brzęczeniem wielkich generatorów, gdzieś spod podłogi.
Saint pisze:Mężczyzna odrzucił but, następnie powoli podszedł i przykucnął przy postaci.
8 ) tautologia
Saint pisze:Cały czas opadał on w dół, aż w końcu wypoziomował się i ukazał rząd niewielkich pomieszczeń leżących blisko siebie.
- opadać znaczy "obsuwać się z góry na dół"

9) kolejna porcja zdań pozbawionych logiki:
Saint pisze:Powoli nacisnął klamkę i zajrzał do pogrążonego w mroku wnętrza. Było to pomieszczenie pełniące funkcję sypialni. Wewnątrz znajdowało się kilkanaście łóżek polowych. Na większości z nich znajdowały się, przykryte cienkimi kocami, kolejne szczątki ludzi, którzy niegdyś się tu schronili.
- nie rozumiem, w jaki sposób bohater dostrzega łóżka, ba...! takie szczegóły, jak grubość koca, skoro pomieszczenie wypełnia mrok.
Saint pisze:W pośpiechu ruszył w kierunku, w którym dostrzegł skrawek zieleni, modląc się, by nie było to kolejne przywidzenie
- nie można dostrzec czegoś i ruszyć w kierunku, w którym się to coś dostrzegło.


Przeredaguj ten tekst jeszcze raz - natkniesz się na masę powtórzeń, mniejszą ilość niepotrzebnych zaimków i prawie niedostrzegalne niedopowiedzenia.

Pod względem fabularnym jest to bardzo prosty tekst, w którym największą rolę odgrywa chęć i pogoń za życiem. Ja określiłbym ją w kilku zdaniach, Ty potrafiłeś napisać opowiadanie, nie przynudzając przy tym. Nie pozwalasz czytelnikowi o nim zapomnieć. Świetnie!

Przyglądnij się stronie technicznej, bo warto nad nią popracować.

Trzymaj się!

7
Opowiadanie trochę dziwne.
W tym sensie, że często łamie prawa logiki.
Narrator na początku wydaje się być wszechwiedzący, wie, że promienie słońca padają na ruiny sklepu, że w południe upał będzie nie do wytrzymania, a jednak używa zwrotu:
Wokół rozciągał się krajobraz miasta zrównanego z ziemią przez nieznany kataklizm.
I nastrój wszechwiedzy pryska. łamie się jak zapałka.

Do tego sporo powtórzeń, których łatwo uniknąć zmieniając nieco budowę zdania. I wszystkie inne błędy i potknięcia wymienione przez poprzednika. Wymaga poprawy od technicznej strony.
Jeśli zaś chodzi o fabułę, to nie ma wielkiego zaskoczenia. Jednak nie jest jakoś źle, ot prosto i tyle.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

8
Saint pisze: Świtało. Słońce powoli wznosiło się, zalewając okolicę pomarańczowym blaskiem, lecz nie zdążyło jeszcze ogrzać ziemi swym ciepłem, więc nadal odczuwalny był przeszywający chłód, pozostałość po nocy.
Strasznie się rozwodzisz w tych opisach. Słońce powoli wznosiło się - jak się miało wznosić, chyba, że to nie Ziemia. Ale skoro piszesz o naszej gwieździe, to wiadomo, że nasza też planeta. Wiadomo też, że ciepłem jeszcze nie mogło ogrzać, a skoro nie mogło, to wiadomo, że panował chłód. Że przeszywający - informacja konieczna, ale "odczuwać przeszywający chłód?" - Przeszywał wystarczy.
Saint pisze: Prócz odgłosu wiatru świszczącego wśród ruin i osypujących się kamieni nie dało się słyszeć żadnego innego dźwięku.
I znowu - takie "świszczenie" jest odgłosem:
Prócz wiatru świszczącego wśród ruin...
Saint pisze: zdewastowane wraki samochodów
Wyciąć. Wiadomo, że zdewastowane, skoro wraki.
Saint pisze: W kącie zachrzęściły drobne odłamki
Wyciąć. Taka informacja nie jest konieczna. Bez tego zdanie będzie bardziej żywe.
Saint pisze: polecenie: czym prędzej odnaleźć jakieś bezpieczne schronienie i niezwłocznie się tam udać. Rząd nie powiadomił obywateli o żadnym konkretnym zagrożeniu, nie podał żadnych instrukcji. Nakazano tylko schronienie się i oczekiwanie kolejnych informacji. Jan udał się wówczas do schronu. Jego żona razem z dziesięcioletnią córką były wówczas na zakupach w centrum miasta. Miał nadzieję, że udało im się schronić. Potem nastąpił wstrząs, tylko jeden, a po nim długa cisza. Jan nie był pewien, ile czasu spędził w schronie.
Powtórzenia.
Saint pisze: W końcu zapasy się skończyły i zmuszony był opuścić schron.
Wcześniej pisałeś, że:
Saint pisze:trzy miesiące wcześniej opuścił swój osobisty schron, kiedy skończyła mu się żywność
Powtarzasz informacje.
Saint pisze: _ W międzyczasie skaleczył się nieznacznie w nogę, w trakcie przechodzenia przez pozostałości po słynnym ogrodzeniu z cegieł i drutu kolczastego, mającym uczynić z tego miejsca istną enklawę.
Będzie bardziej obrazowo, kiedy pokażesz, jak się kaleczy i jak na to skaleczenie reaguje. Tak to wygląda, jakby tylko narrator to zauważył - bohater nie. A skoro bohater nie zauważył, to ja też nie muszę.
Aliteracja.
Saint pisze: Jan przystanął i rozejrzał się w poszukiwaniu potencjalnego miejsca, w którym mógłby odnaleźć coś do jedzenia.
Do znudzenia powtarzasz, że szuka żywności.
Saint pisze: Ochoczo ruszył, nieznacznie kuśtykając, by z bliska przyjrzeć się swemu odkryciu.
Kuśtykając? A więc było to coś więcej, niż "nieznaczne skaleczenie".
Zaimek wyciąć.
Saint pisze: Samo dotarcie do ziemi będzie wymagać od niego wiele wysiłku
Wyciąć.
Saint pisze: Perspektywa daremnych wysiłków sprawiła, że Jan odrzucił od siebie pomysł mozolnego przebijania się pod powierzchnię gruzu w prawdopodobnie bezowocnych poszukiwaniach wejścia do starego schronu przeciwatomowego.
Aliteracja.
Wiadomo, że odrzucił pomysł od siebie - wyciąć.
Powtarzasz informacje: daremne wysiłki = bezowocne poszukiwania.
Saint pisze:Jeśli w środku rzeczywiście ktoś jest, od miesięcynie wyszedł na zewnątrz.
Wiadomo.
Saint pisze:Jan zdumiał się, gdy uświadomił sobie bezmyślność swojego czynu.
Nie nazwałabym delikatnego pukania czynem.
Saint pisze: Przepędził jednak nagle smutną wizję i wziął głęboki wdech.
Zły szyk. Wizja nagle stała się smutna?
Saint pisze: Z wysiłkiem udało mu się utworzyć niewielką szparę, przez którą natychmiast zajrzał. Nie dostrzegł jednak nic, gdyż w środku schronu panowała ciemność.
Niewielka - wyciąć. Skoro szpara, to wielka być nie mogła.
Z życiem:
Z wysiłkiem utworzył szparę, jednak nic przez nią nie dostrzegł, bo w środku panowała ciemność.
Saint pisze: Jego wychudzona sylwetka znacząco mu w tym pomogła
Wychudzenie ciała znacząco mu w tym pomogło.
Saint pisze: Mężczyzna odnalazł włącznik i po kilku bezskutecznych próbach udało mu się włączyć światło, poprzedzone złowrogim brzęczeniem wielkich generatorów, gdzieś spod podłogi. Powoli ruszył w głąb oświetlonego teraz korytarza.
Powtarzasz informacje: skoro włączył światło, to wiadomo, że od teraz oświetlało korytarz.
Saint pisze: Jan zadrżał, gdy ujrzał but sprawiający wrażenie zużytego, lecz niegdyś eleganckiego.
Ujrzał zużyty, niegdyś zapewne elegancki but, i zadrżał.
Saint pisze: Delikatnie złapał ją za ramię, które wydało mu się dziwnie wychudzone
Raczej bardzo wychudzone. Dziwne to, w tych warunkach, raczej nie było.
Saint pisze: Początkowy wstrząs spowodowany upadkiem cywilizacji stopniowo przeminął i zastąpiony został wolą przetrwania, skupioną wokół zaspokajania największych potrzeb: głodu i pragnienia.
Saint pisze: Jeśli dobrze pamiętał, znajdował się na skraju miasta. Postanowił je w końcu opuścić, choć wątpił w znalezienie pożywienia poza nim.
Zgodnie z pierwszym cytatem, raczej nie poszedłby za miasto. Niby chce przetrwać, jego głównym zmartwieniem jest głód, ale idzie tam, gdzie pożywienia z pewnością nie znajdzie.




Schematyczny tekst. Takich historii była już cała sterta. Ten tekst ginie pod nią, jak Twoje schrony pod gruzami w opowieści. Masz tutaj martwy świat i jednego bohatera, który idzie, i idzie, i nic się nie dzieje.
Piszesz tak:
Saint pisze: Samotność i ponura egzystencja powoli zaczynała odciskać na nim swoje piętno. Brak kontaktu z innymi ludźmi sprawiał, że Jan zaczynał tworzyć wyimaginowane zdarzenia, coraz częściej też zdarzało mu się przemawiać do rzeczy martwych, zupełnie jak do ludzi.
Zobacz, w jaki bezbarwny sposób przedstawiasz bohatera. Piszesz, że zdarza mu się mówić do przedmiotów, ale przez cały tekst nie wypowiada ani jednego słowa.
Dalej piszesz, że się boi, ale ja nie czuję tego strachu. Przeraził się trupa w schronie - ja nie. Nie ma ani napięcia, ani klimatu. Opisujesz, a powinieneś to pokazać. Inaczej historia będzie tak samo martwa, jak miasto.

Trzeba ożywić nieco styl, pisać zwięźlej, za to wymowniej.
Popracuj nad opisem emocji bohatera - z tym jest tutaj najgorzej.
Saint pisze: Osobiście wolę być bardziej "delikatny" dla czytelnika
Zastanów się jeszcze nad tą delikatnością. Wyznacz sobie jakąś granicę. Głaskanie czytelnika sprawi, że zaśnie. Od czasu do czasu trzeba mu przydzwonić.

Popracuj nad tym tekstem. Ma on potencjał, tylko trzeba go wydobyć.

Pozdrawiam.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron