Teresa

1
   Teresa

   Gdy ostatecznie zamknęliśmy projekt, mała wskazówka wiszącego w holu zegara dobiegła dziewiątki. Było już ciemno. Widok za oknem zastąpiło niewyraźne odbicie oświetlonego pomieszczenia i krzątających się po nim pracowników. Zmęczeni nadgodzinami bardzo szybko opuścili biuro. Zostałem tylko ja i moja szefowa – Teresa. Schowałem do szuflady kilka ważnych dokumentów i ubrałem marynarkę. Powolnym krokiem zacząłem zbliżać się do wyjścia, gdy Teresa wyciągnęła szampana i spytała, czy nie napiję się z nią po ciężkim dniu.
   Uderzyła mnie obojętność w jej zaproszeniu. Jakby miała zupełnie gdzieś, czy zgodzę się zostać, czy też wyjdę i sama będzie świętować udany dzień pracy.
   – Chętnie – odparłem spontanicznie; uległem jej beznamiętności w głosie: zimnej i pociągającej zarazem. Szczerze mówiąc nie miałem na szampana zbyt wielkiej ochoty.
   Z powrotem zdjąłem marynarkę, a gdy podszedłem zaraz do stolika – obydwa kieliszki były już nalane; wyglądało na to, że wyciągnęła je i zapełniła jeszcze zanim się zgodziłem. Poczułem się jak ofiara występnego chwytu psychologicznego. Teresa wzięła podłużne kieliszki do rąk i podała mi jeden, a twarz jej nabrała zupełnie nowego wyrazu. Przedstawiała dopięcie swego.
   Teresa była zmysłowa, piękna i bardzo kobieca. Na oko czterdziestkę miała już za sobą, co by znaczyło, że jest ode mnie ponad dziesięć lat starsza. Lecz takie właśnie kobiety – dojrzałe i pewne siebie – wzbudzały we mnie największe zainteresowanie.
   Najbardziej jednak, co pociągało mnie w Teresie, to podłe usposobienie. Miała silny charakter, była kobietą sukcesu. Wiedziała czego chce i zawsze to dostawała, za wszelką cenę. Swych pracowników traktowała dobrze, lecz tylko dlatego, że byli jej potrzebni – takie miałem o niej wyobrażenie, i myślę, że nie odbiegało od prawdy nic a nic. Za każdym życzliwym gestem z jej strony – który według mnie był zawsze nieszczery – zazwyczaj stało coś więcej, co przynosiło Teresie podwójną korzyść. Jej zepsucie imponowało mi do tego stopnia, że nie raz sam ułatwiałem jej korzystne rozwiązania kontraktów, oszukując dla niej za plecami.
   Łyknąłem szampana. Usiadłem w miękkim fotelu z czerwonej skóry, a Teresa na kanapie z tego samego kompletu, po przeciwnej stronie stolika. Wsparła się na łokciu, nogi zgięła i położyła na dalszej części kanapy. Przez chwilę poczułem się dziwnie. To pewnie skutek nieformalnej relacji, jaka zawierała się właśnie między nami, gdy tak wpółleżała przede mną i patrzyła na mnie ciepło.
   – Jesteś spięty? To minie. Szampan bardzo szybko cię odpręży – powiedziała uwodzicielskim tonem. Przysiągłbym, że właśnie takim.
   Sącząc złocisty napój, Teresa ani na moment nie spuszczała ze mnie płonących oczu. Wyglądało to jednoznacznie i przypomniało mi scenę z jakiegoś niemieckiego pornosa, w którym młoda kobieta oblizywała się gorsząco do siedzącego obok kelnera, a potem oboje wstali i akcja zmieniła dynamikę.
   Na tę myśl po plecach przeszły mi przyjemne ciarki. Moja pewność siebie zaczęła ulatniać się niczym bąbelki z szampana. Zdrowo pociągnąłem z kieliszka i przejąłem inicjatywę, gdyż dawało to pozorne poczucie kontroli sytuacji:
   – Jesteś bezwzględna. – Teresa zrobiła minę, jakby usłyszała ode mnie komplement. – Dlaczego wykopałaś Andrzeja? Bez niego nie mielibyśmy ugody z Etexem. Zawdzięczasz mu tak wiele... A zamiast to okazać, zadrwiłaś z niego przy wszystkich. – Mówiłem spokojnie, bez cienia wrogości, jakbym przedstawiał oczywistą prawdę. Teresa słuchała, kokietując mnie wzrokiem. – Gdy stanę się mniej użyteczny, mnie także wywalisz. Bez jakichkolwiek wyrzutów, a za plecami będziesz wyzywać od oferm... właściwie nawet nie za plecami.
   Znów przytknąłem usta do napoju. Nie do końca wiem, dlaczego to powiedziałem. Byłem chyba ciekaw jej reakcji. Po kilku sekundach ciszy uśmiechnęła się nagle, i ignorując zupełnie to, co mówiłem, odparła:
   – Chodź.
   – Dlaczego? – spytałem bezsensu, wlewając w siebie kolejny strumień bąbelków.
   – No chodź do mnie, to się przekonasz. – Usunęła nogi z kanapy, robiąc mi miejsce.
   Nagle jej intencje stały się dla mnie zupełnie jasne. Postanowiłem od razu, że jeśli tylko będę musiał – pójdę na całość i zrobię to, co będzie słuszne. Jeśli nie dla mnie, to dla dobra firmy.
   Lecz głównie dla mnie.
   Bez zbędnego wahania wstałem i usiadłem obok Teresy. Wtem ona zarzuciła mi nogi na kolana, a rękami objęła za szyję, przysuwając swoją twarz do mojej. I spojrzała mi w oczy z taką namiętnością, aż usłyszałem własny przepływ krwi przy skroniach.
   – Żeby być dobrym, najpierw trzeba być złym – wyszeptała powoli, poczym przywarła zimnymi od szampana ustami do moich i wtedy ja objąłem ją także. Opadliśmy płasko na kanapę, a mnie zakręciło się w głowie od jej mocnych perfum.
   – Chcesz mnie uprzedmiotowić do roli seks-zabawki – wymamrotałem, gdy poczułem jej delikatne dłonie spacerujące po mych plecach. – Podoba mi się ten pomysł.
   I znów przylgnąłem do jej twarzy, lecz w tym samym momencie ktoś stojący obok zapytał:
   – Jaki pomysł ci się podoba?
   Wystraszyłem się. To była Terasa. Zrozumiałem, że uległem erotycznej fantazji. Ciągle siedziałem w fotelu, a ona dolewała nam szampana. Wziąłem głęboki oddech. Uderzenie surowej rzeczywistości wysnuło hipotezę, że to wina mojego pożądania. Jakby feromony tej kobiety atakowały mnie całymi zastępami, przejmując kontrolę nad mym umysłem i poczuciem realności. Jakbym w ślepej delirce robił wszystko to, do czego nie chce się przyznać moja świadomość... Jednak gdy wstałem, by sięgnąć po kieliszek i padłem od razu na fotel w pozycję wyjściową – zrozumiałem że po prostu mi czegoś dosypała. Poczułem ciężar w głowie...
   Teresa była bardziej wyrafinowana, niż sądziłem. Nie miałem jednak siły ani ochoty, by zastanawiać się teraz nad nią, oraz analizować nie do końca jasną grę, którą ze mną prowadziła. Narkotyk zaczynał działać, a ja powoli odpływałem.
   – Naprawdę jesteś bezwzględna – wycedziłem z lekkim przerażeniem, gdy sufit zdawał się wirować. Teresa zrobiła pytającą minę niewiniątka, jakby nie wiedziała, co się ze mną dzieje, ani tym bardziej miała z tym coś wspólnego.
   Świat zaczął przeobrażać się w kolorową halucynację; nie stwarzał już pozorów realności. Kanapa mogła latać samoistnie w powietrzu, by w następnej chwili upaść jako zużyty szary mebel, zostawiwszy w górze swą krwistoczerwoną barwę, która jak sensualny obłok poczęła oplatać Teresę i resztę pomieszczenia. Spojrzałem w lewo. Przez sekundę widziałem rzeczywisty wygląd mojego biurka wyłaniającego się zza uchylonych drzwi, lecz czerwona chmura popłynęła w powietrzu za mym wzrokiem i znów zalała wszystko, przesuwając meble, poszerzając ściany, pochłaniając dźwięki. A potem wniknęła poprzez oczy do mózgu mego i osiadła starannie na układzie nerwowym, bym wszystkie te doznania mógł odczuć sam.
   Zamknąłem mocno powieki i potrząsnąłem głową chcąc się tego pozbyć. Gdy otworzyłem, widziałem niewyraźnie jak Teresa idzie w stronę wyjścia. Łudziłem się, że to także jest omam, że wcale mnie nie opuściła. Jednak przez następne kilka chwil, będąc jeszcze wpółprzytomny, nie dostrzegłem jej już nigdzie, mimo iż wierciłem się na puszystym jak piana fotelu i chłonąłem chciwie wszystkie detale przed oczami. Jakbym próbował ją odnaleźć w koszmarze sennym. I Teresa mogła by podejść do mnie jako ta jedyna rzeczywista w tym wirtualnym obrazie, i objąć mnie mocno by powiedzieć, żebym skupił się już tylko na niej. A potem mogła by rozpocząć swych śmiałych dłoni spacer po drżących plecach moich, zupełnie jak chwilę temu na kanapie. Lecz gdyby chciała mnie tylko objąć do snu, było by miło i tak.
   Nie doczekałem niczego takiego, a wkrótce zasnąłem sam – bez pomocy jej ciepła, i perfum okalających zmysły.
   Gdy się obudziłem, na zewnątrz było już jasno. Bolała mnie głowa; minęło kilka chwil, nim podniosłem się z fotela i otworzyłem szeroko oczy. Reszta była w porządku: pokój się nie ruszał, kanapa ciągle była czerwona. Butelka szampana i kieliszki stały w tej samej pozycji, w której je zapamiętałem. Rozejrzałem się dookoła. Było cicho, wyglądało na to, że jestem sam. Spojrzałem na zegar w holu – dochodziła 7.30. Powlokłem swoje zmęczone ciało do łazienki; zerknąłem w przekrwione w lustrze oczy, a potem chlusnąłem zimną wodą w znużoną twarz. Na koniec umyłem dokładnie zęby, a gdy wychodziłem, rozsunęły się drzwi wejściowe, z których wyłoniła się Teresa. Była rześka, umalowana, włosy miała spięte w skomplikowaną fryzurę. Wyglądała tak, jak wygląda co dzień gdy przychodzi do pracy – wspaniale.
   – No, jak się czujemy? – zapytała, ni to z troską.
   – Dobrze – wydobyłem z siebie z zerowym przekonaniem.
   – To do roboty. Za dwadzieścia minut zaczną się schodzić ludzie. Weź szybki prysznic, ogarnij się, przebierz, a ja zrobię ci kawy. – Poklepała mnie po ramieniu.
   – Poproszę beznarkotykową.
   Nie odpowiedziała, a ja wskoczyłem za jej radą pod prysznic. Miała rację, najważniejsze teraz, by szybko się ogarnąć. Zaraz zbiorą się pracownicy, zacznie się normalny dzień w biurze. Niepotrzebne mi żadne niewygodne plotki, jeśli nie wezmę się zaraz w garść i ludzie dowiedzą się, że tu nocowałem. To, co wydarzyło się wczoraj, będzie musiało poczekać.
   Wyszedłem spod prysznica po dziesięciu minutach. Kieliszki i butelka szampana rozpłynęły się bez śladu – jakby nigdy nie istniały i nie brały udziału w żadnym spisku.
   Wiązałem przed lustrem krawat, Teresa podeszła i mi pomogła. Potem podała mi kawę. Wziąłem bez słowa i zaniosłem do swego gabinetu, by tam po kryjomu wylać do doniczki. Nie podejrzewałem, by było w niej coś poza cukrem, ale od wczorajszej nocy wiem już, że z Teresą nic nie wiadomo.

2
Widok za oknem zastąpiło niewyraźne odbicie oświetlonego pomieszczenia i krzątających się po nim pracowników. Zmęczeni nadgodzinami bardzo szybko opuścili biuro.
Tutaj zmieniłbym formę ponieważ nowe zdanie rytmicznie kieruje moje myśli na osobę bohatera, a nie tych pracowników.

Widok za oknem zastąpiło niewyraźne odbicie oświetlonego pomieszczenia i krzątających się po nim pracowników - szybko opuścili biuro, zmęczeni nadgodzinami.

Po zmianie masz ciąg przyczynowo skutkowy nawiązujący do pracowników w sposób bezpośredni.
Z powrotem zdjąłem marynarkę, a gdy podszedłem zaraz do stolika
Wyciąć - spowalnia niepotrzebnie świetną narrację.
obydwa kieliszki były już nalane;
babol. Były: pełne, uzupełnione (gdyby nalewała po raz drugi), napełnione, przygotowane (skrót myślowy, ale pełnoprawny dla tego zdania) - jak widzisz, możliwości miałeś dużo.
Swych pracowników traktowała dobrze
Zaimek całkowicie zbędny, zwłaszcza, że wynaturza zdanie.

Podwładnych traktowała dobrze... albo pracowników (co z logiki sugeruje, iż jej)
Wsparła się na łokciu, nogi zgięła i położyła na dalszej części kanapy.
Takie to mało plastyczne, żebym nie napisał, iż się uśmiałem. Pomyślałem sobie, że położyła te nogi dalej, niczym torebkę (no, miała sztuczne?).

Wsparła się na łokciu, nogi zgięła i ułożyła je wygodnie na kanapie.
– Jesteś bezwzględna. – Teresa zrobiła minę, jakby usłyszała ode mnie komplement.
I chociaż mówi to bohater, dowiaduję się tego z dalszej części zdania. Warto byłoby zaznaczyć, że wypalił, powiedział, stwierdził, ocenił...
I spojrzała mi w oczy z taką namiętnością, aż usłyszałem własny przepływ krwi przy skroniach.
zbędne - wiadomo, że nie jej :)

Całkiem ciekawa opowiastka i to pod wieloma względami.

Zacznę od narracji: bohater jest realny, wyrazisty i posiada charakter - to unaoczniasz w jego przemyśleniach oraz kilku całkiem udanych scenach. narrator, czyli ty, potrafisz doskonale i w plastyczny sposób przelać wizje na papier, które bez problemu odtworzyłem w wyobraźni. Skupiasz się na detalach, ale nie rozpływasz nad nimi: czerwony fotel, oznaka luksusu (w końcu, skórzany komplet) ma swoją zasadność - doskonale pasuje do Teresy, jej charakteru. W tekście wszystko zdaje się być uzasadnione i na miejscu.

Historia nie ma niby zawiązania, puenty albo jakiegoś bum - poza jednym małym faktem: to, co on uznał za fantazję, było ową fantazją, narkotykowym majakiem czy wydarzyło się naprawdę? - pytanie, które postawiłem sobie wraz z twoją kropką pozwoli wrócić do tekstu, przetworzyć go w myślach i... tutaj niespodzianka - widzę ponownie biuro, kieliszki, złocisty napój i czerwoną kanapę, nawet głowa mi zaczyna ciążyć, gdy bohater traci zmysły.

Świetnie uchwyciłeś też zmysłowość bohaterki: osobliwa kobieta w średnim wieku z zasadami wartymi pogardy, a jednak wzbudziła mój szacunek i... pożądanie podobne temu, które doświadcza bohater. No - i co najważniejsze - jest diabelnie zagadkowa!

Tekst podobał mi się - chociaż na koniec zaczynasz stosować szyk naprzestawny i nieco trąci archaizmem, nie mniej zabieg ten nie wpływa na całokształt na tyle, abym wskazywał go jako błąd lub coś, co warto poprawić.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
Takie to mało plastyczne, żebym nie napisał, iż się uśmiałem. Pomyślałem sobie, że położyła te nogi dalej, niczym torebkę (no, miała sztuczne?).

Wsparła się na łokciu, nogi zgięła i ułożyła je wygodnie na kanapie
No tak. Ułożyła to zdecydowanie odpowiedniejsze słowo :D
Historia nie ma niby zawiązania, puenty albo jakiegoś bum
Generalnie, jak zaznaczyłem w temacie, to po prostu fragment jakiejś tam większej całości, stąd brak zamkniętej i spuentowanej konstrukcji. Ale skoro fragmenty też przyjmujecie do oceny - postanowiłem z tego skorzystać.
chociaż na koniec zaczynasz stosować szyk naprzestawny i nieco trąci archaizmem
Masz na myśli opis nawiedzających bohatera halucynacji? W tym miejscu akurat celowo starałem sie nieco ubarwić styl, by w jakiś sposób oddał dziwność stanu świadomości bohatera. Być może zupełnie niepotrzebnie.

Dzięki za poświęcony czas.

Btw. Kiedy tekst wrzucony do tego działu zostaje przeniesiony do 'zweryfikowane'?
Bowling is a man's sport.
If God had wanted women to bowl,
he would have put their breasts on their backs
so we would have something to watch while waiting our turn.

- Al Bundy

4
Horrigan pisze:Teresa wzięła podłużne kieliszki do rąk i podała mi jeden, a twarz jej nabrała zupełnie nowego wyrazu. Przedstawiała dopięcie swego.
- drugie zdanie źle brzmi. Myślę, że bez szkody dla tekstu można je przeredagować na: "Dopięła swego." (w domyśle: Teresa).
Horrigan pisze:Najbardziej jednak, co pociągało mnie w Teresie, to podłe usposobienie.
- to "co" strasznie mi tu nie pasuje. "Najbardziej jednak pociągało mnie w Teresie jej podłe usposobienie."
Horrigan pisze:Wiedziała czego chce i zawsze to dostawała, za wszelką cenę.
- podkreślone wyrzucić.
Horrigan pisze:  – Dlaczego? – spytałem bezsensu, wlewając w siebie kolejny strumień bąbelków.
- jeśli w takiej formie ma zostać, to "bez sensu".
Horrigan pisze:Uderzenie surowej rzeczywistości wysnuło hipotezę, że to wina mojego pożądania.
- uderzenie wysnuło hipotezę? Czy raczej bohater?
Horrigan pisze:Zamknąłem mocno powieki i potrząsnąłem
- "zamykasz oczy" lub "zaciskasz mocno powieki" (tak się tylko czepiam :) )
Horrigan pisze:Jednak przez następne kilka chwil, będąc jeszcze wpółprzytomny, nie dostrzegłem jej już nigdzie, mimo iż wierciłem się na puszystym jak piana fotelu i chłonąłem chciwie wszystkie detale przed oczami.
po co to "przed oczami"?
Horrigan pisze:Spojrzałem na zegar w holu – dochodziła 7.30.
- zapis słowny.

Spodobało mi się połączenie czerwonej kanapy ze złocistym szampanem, bardzo skuteczny chwyt. Postać Teresy szalenie intrygująca. Tekst czytało mi się bardzo przyjemnie (poza małymi wpadkami).

Pozdrawiam.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”