Nóż na gardle [fantasy]

1
Jak zaznaczyłam - wyrwany ze środka, więc nie wszystko może być zrozumiałe. Wybrałam ten a nie inny, bo gdy przypadkiem go sobie wczoraj przeczytałam, uznałam, że jest tu naprawdę niezły moment.

- Poruczniku – Blizz zgięła się w ukłonie – Namiestniczka pana wzywa.
Jorg podniósł się znad szachownicy, na której rozgrywał właśnie samotną partię (dni stały się tak nieznośnie puste odkąd wszystko się posypało) i, nie zwracając uwagi na pokojówkę, podążył do komnaty szalonej kobiety.
Myśl o małżeństwie z nią przerażała go z każdym dniem bardziej… Ale właściwie nie mógł już się wycofać. Dał słowo, nie wspominając już o tym, że napisali oboje do Diogora w tej sprawie – zgoda, którą otrzymali była bardzo chłodna i niechętna, na tyle chłodna i niechętna, że Jorg nadal zastanawiał się nad tym czy wysyłanie królowi raportu o stanie namiestniczki – co miał w planach już od pewnego czasu – na pewno jest dobrym pomysłem.
Tego dnia Nuka rozwiała jego wątpliwości.
Znów siedziała przed lustrem, ale wcale nie przypominała siebie – przynajmniej nie siebie z ostatnich dni. Założyła na siebie prosty strój strzelca, włosy związała – a raczej związano jej – z tyłu w koński ogon. Wyglądała jakby była duchem samej siebie sprzed dziesięciu lat, z tą chudą czaszką ciasno obciągniętą skórą i niezdrowo błyszczącymi oczami.
Jasnobłękitnymi oczami. Odkąd Jorg pamiętał, oczy Nuki miały zapierający dech w piersiach kolor nocnego nieba. Ciemny, głęboki granat.
Nawet nie drgnął. To byłoby najgłupsze, co mógłby zrobić.
Namiestniczka odwróciła się od lustra, w które – swoim zwyczajem – wpatrywała się intensywnie, spojrzała na żołnierza i wzdrygnęła się.
- On tu jest. Czemu on tu jest? – szepnęła gorączkowo do stojącej za nią z kamienną twarzą Blizz.
- Wzywałaś go, pani.
- Przecież pamiętam – rzuciła ostro. – Możesz odejść.
Blizz skierowała się w stronę drzwi, a namiestniczka roześmiała się jakąś świszczącą parodią kokieteryjnego chichotu.
- Jorg! Nie spodziewałam się, że przyjdziesz. Wiesz przecież, że oglądanie panny młodej w sukni przed ślubem przynosi nieszczęście, prawda? – płynnym, kocim ruchem podniosła się ze stołka i obróciła się w tanecznym piruecie.
- Ale skoro już tu jesteś, to powiedz, jak wyglądam? – przechyliła głowę i wyszczerzyła do niego zęby w zawstydzonym, dziewczęcym uśmiechu. Jorg również się uśmiechnął – był to jeden z najtrudniejszych grymasów w jego życiu.
- Prześlicznie, Nuka. Jak zwykle.
Kobieta zatrzymała się gwałtownie i spojrzała na niego, unosząc brwi wysoko do góry. Zaśmiała się krótko, gardłowo.
- Jak zwykle? Ja ci prezentuję moją suknię ślubną, a ty mówisz „jak zwykle”? – zapytała, podchodząc do niego rozkołysanym krokiem. Złapała zdecydowanie jego dłoń i położyła sobie na talii. – Dotknij. Skoro już zobaczyłeś, to co ci szkodzi, dotknij. Co czujesz?
- Ja… - zaczął Jorg, po raz pierwszy od dawna nie będąc pewnym co powiedzieć.
- Najszczerszy jedwab, Jorg. Najdroższy. I to wszystko… - urwała, by uśmiechnąć się, gdy – już z własnej woli – położył na jej talii drugą dłoń, a pierwsza zaczęła wędrować ku górze po świetnie zakonserwowanym skórzanym pancerzu (Nuka zawsze dbała o sprzęt, zawsze), doskonale podkreślającym sylwetkę kobiety (i absolutnie uniemożliwiającym wyczucie znajdującego się pod nim ciała) – To wszystko dla ciebie, Jorg – wyszeptała mu do ucha… I gwałtownie, boleśnie w zasadzie ścisnęła jego dłoń tuż przed tym jak dotknął opuszkami palców jej szyi.
- Jeszcze pięć dni, dowódco. Musisz poczekać pięć dni.
Tym razem nie powstrzymał się przed reakcją. Cofnął się gwałtownie, aż rąbnął plecami o drzwi, wracając do siebie po chwilowym zapomnieniu, któremu się przed momentem – z niejaką przyjemnością – oddał.
- Nuka, za pięć dni jest Este Vierde – powiedział spokojnie.
- Wiem – przytaknęła radośnie kobieta. – Czy to nie piękne? Trzy… Cztery święta w jednym. Este Vierde, pogrzeb Hornaka i nasz ślub. – Podeszła tanecznym krokiem do łóżka i rzuciła się na nie jak, nie przymierzając, rozmarzony podlotek – Nie mogę się doczekać, nie mogę!
- Jeżeli zbierzesz całe miasto na naszej uroczystości w Este Vierde, duchy będą rozwścieczone. Kusisz los.
Nuka usiadła gwałtownie i spojrzała mu prosto w oczy. Śmiertelnie poważnie. A obłęd w tych błękitnych ślepiach był stary jak świat.
- To miasto jest moje. Jego duchy również, Jorg. I, czy im się to podoba czy nie, będą wykonywać moje rozkazy.
Mężczyzna pokręcił powoli głową.
- Nie możesz urządzić ślubu w Este Vierde. Nie przyłożę do tego ręki.
- Przyłożysz, Hornak – Nuka opadła na łóżko, śmiejąc się perliście. – Chyba, że chcesz tam wrócić. – Posłała mu uwodzicielskie spojrzenie spod rzęs. – A nie chcesz, prawda? Nie chcesz zostawić mnie samej w tym – przeciągnęła się zmysłowo - wielkim… pustym… Zimnym łóżku?
Jorg zazgrzytał zębami.
- Jesteś szalona – rzucił wściekle. – Nie powinienem był się na to godzić.
- Jorg. Wyjdziesz za mnie za pięć dni. To rozkaz. A w prezencie ślubnym dostaniesz tysiące martwych urtyjczyków. W przeciwnym wypadku zmierzysz się z konsekwencjami niewypełniania moich rozkazów. Rozumiemy się, kochany? – uśmiechnęła się słodko.
- Oczywiście, Namiestniczko – odparł Jorg, a kamienną maską nie była tylko jego twarz. Było nią całe jego ciało.
- I nie tytułuj mnie namiestniczką.
- Jak w takim wypadku? – zapytał sucho.
Tym razem Nuka zaprezentowała tę odmianę śmiechu, która ostatnio rozbrzmiewała w zamku najczęściej – śmiech opętańczy.
- Na pewno wymyślisz coś odpowiedniego – odparła, rozpromieniona. – Odmaszerować, żołnierzu.
Jorg odmaszerował. Z ulgą. Kiedy tylko drzwi zamknęły się za nim, Nuka znów wybuchnęła śmiechem – tym razem szyderczym. Zeskoczyła z łóżka, podeszła do lustra i spojrzała na swój żołnierski strój. Z zadowoleniem przejechała ręką po skórzanym pancerzu.
- Najdroższe jedwabie – prychnęła. – Naiwny idiota.

***

W szerokim wachlarzu umiejętności Blizz znajdowało się między innymi zamieranie w całkowitym bezruchu – właściwie było jedną z umiejętności podstawowych. Niezwykle przydatnych na przykład wtedy, gdy ktoś przykłada człowiekowi nóż do gardła. Zamiera się wtedy w bezruchu, unosi dumnie głowę (byle nie za bardzo, mięśnie pracują, to wszystko się rusza), która ostatecznie również zamiera w bezruchu, można pozwolić sobie na nerwowe, najlepiej zrezygnowane lub pełne dezaprobaty, skrzywienie ust (które nie może trwać zbyt długo, grymas, nie mina) a wzrok należy koniecznie skierować z kamienną miną w dół, na chłodne, bez wątpienia lśniące, ostrze, którego jednak nie można dostrzec. Od przodu wygląda to tak, jakby się przymykało oczy.
Od przodu w ogóle wygląda to zjawiskowo, ale w tym konkretnym momencie nikt nie patrzył od przodu na pokojówkę Namiestniczki i Jorga – byli sami w wysoko sklepionym korytarzu.
- Ciekawe – powiedział Jorg z autentycznym zainteresowaniem w głosie. Dziewczyna pod jego nożem nawet nie drgnęła, nie wydała również żadnego dźwięku. – Kim jesteś?
Blizz powoli wypuściła powietrze z płuc.
- Pokojówką, panie poruczniku – powiedziała… I zaklęłaby w myślach, gdyby miała w zwyczaju kląć. Powinna była się zająknąć, chociaż trochę, nadać głosowi przynajmniej pozory strachu, to nie powinno być trudne, biorąc pod uwagę fakt iż mogła zginąć od tiku nerwowego tego mężczyzny – ciekawe czy miał tiki nerwowe – ale w sumie było już za późno, żeby o tym myśleć. – Nie rozumiem co…
Nacisk na gardle stał się trochę silniejszy, Blizz poczuła jak ostrze leciutko nacina jej skórę.
- Nie obrażaj mojej inteligencji, dziewczyno. Nie lubię tego. Działa mi to na nerwy, a one i tak są ostatnio w nienajlepszym stanie. Skoro jednak wolisz pokłamać, skrócę naszą rozmowę i zapytam o coś innego; dlaczego mam cię nie zabijać, skoro doskonale wiem, że jesteś szpiegiem? Zanim się odezwiesz – dodał, czując, że dziewczyna ostrożnie nabiera tchu – ostrzegam, że przy kolejnym kłamstwie może zadrżeć mi ręka. Więc?
- Ty mi to powiedz, poruczniku – odparła Blizz, ostatnie słowo dodając właściwie odruchowo. Jorg uniósł brwi – czego dziewczyna oczywiście nie mogła zobaczyć.
- Słucham?
- Jeszcze mnie nie zabiłeś, prawda? – jej głos był spokojny i lodowaty. – Zakładam, że istnieje jakiś powód, dla którego tego nie uczyniłeś. Nikt w zamku nie zauważyłby mojej nieobecności, zwłaszcza, że pokojówki ostatnio giną jak muchy, więc możesz to zrobić zupełnie swobodnie. Najprawdopodobniej czegoś ode mnie chcesz. Powiedz więc czego.
Mężczyzna roześmiał się cicho.
- Nigdy się nie porozumiemy – my Diogorczycy i wy, mieszkańcy Południowych Królestw. Nie zabiłem cię jeszcze ponieważ jest to obowiązek i przywilej Namiestniczki. Udasz się teraz ze mną do jej lochu, a potem zamelduję jej o tym, że w bardzo głupi sposób podsłuchiwałaś naszą rozmowę.
W każdej innej sytuacji Blizz wytłumaczyłaby żołnierzowi dlaczego sposób nie był głupi. Wytknęła mu to, jak bardzo nie zwraca – nie zwracał do tej pory – uwagi na służbę. Tym razem jednak jej mózg zajęty był czymś innym – głównie dlatego, że była przerażona, naprawdę przerażona i Jorg o tym wiedział – trudno nie wiedzieć takich rzeczy będąc z kimś w kontakcie tak bliskim jak ten, który jest związany z trzymaniem noża na czyimś gardle. Mężczyzna poczuł więc, że Blizz zesztywniała jeszcze bardziej. Gdy się jednak odezwała, jej głos nadal był spokojny – a nawet lekko rozbawiony.
- Nie zabierzesz mnie tam, poruczniku. Jeśli to zrobisz, Namiestniczka najprawdopodobniej rozerwie mnie na strzępy gołymi rękami, nie zadając nawet jednego pytania, a nawet jeśli zada to ja i tak na nie nie odpowiem, wiedząc, że moja śmierć jest nieunikniona i bez względu na to, co powiem, będzie tak samo długa i bolesna. Skończy się na tym, że wszyscy będą niezadowoleni – ja, bo zginę w dość nieprzyjemny sposób i ty, bo niczego się nie dowiesz.
- Sugerujesz, że jeśli puszczę cię wolno to się dowiem? Nie, moja droga, wchodzenie w układy ze zdrajcami nigdy nie jest dobrym pomysłem. Podwójna gra zbyt często okazuje się grą potrójną, żebym chciał się w to bawić.
- Ależ nie proponuję ci moich usług, poruczniku. W końcu nie będziesz mi darowywał życia przez cały czas, każdego dnia aż do końca wojny. Proponuję ci informację. Jedną. Wybraną przez ciebie. Jeśli jej nie mam – trudno, w najbliższym czasie zamienię się w krwawiący kawał mięsa. Jeśli ją mam – puścisz mnie wolno, a ja więcej nie wrócę na zamek.
- Wiesz aż tyle? Żeby w ten sposób ryzykować życie?
- Tak.
- Dobrze – zabrał sztylet z jej gardła i odwrócił twarzą do siebie. – Ren, Vera i Nya’diel. Gdzie są.
Blizz przygryzła wargę i opuściła głowę. Jorg czekał cierpliwie.
- Opuścili miasto – powiedziała w końcu cicho. – Dzień przed egzekucją na placu. Pojechali do Schan.
- Kłamiesz. Od ponad dwóch tygodni nikt nie opuścił miasta. Bramy są zamknięte i strzeżone.
- Nie powiedziałam, że wyszli przez bramę. Powiedziałam, że opuścili miasto – odparła, unosząc głowę i patrząc mu już prosto w oczy.
- Jak?
- To byłaby druga informacja, poruczniku. Zbędna jeszcze bardziej niż ta pierwsza.
- Dobrze. Przysięgnij zatem, że to prawda, a ja puszczę cię wolno.
- Nie składam jednostronnych przysiąg. Jeżeli ja przysięgnę, że to prawda, ty, poruczniku, przysięgnij, że puścisz mnie wolno – powiedziała Blizz po czym odskoczyła gwałtownie, unikając chwytu mężczyzny i rzuciła się do ucieczki.
Była zła. Nie miała w zwyczaju biegać, a bardzo nie lubiła łamać swoich zwyczajów. Poza tym, była w tym kiepska, nawet na adrenalinie i nawet uciekając przed utykającym na jedną nogę mężczyzną, który mógłby być jej ojcem.
W sensie całkiem dosłownym, jeśli się nad tym zastanowić.
Gdyby Blizz miała w zwyczaju takie wariacje, mogłaby sprawić, że jej ucieczka byłaby naprawdę widowiskowa – zamek doskonale się do tego nadawał. Huśtałaby się na kandelabrach, przeskakiwała przez balustrady i poręcze, spuszczałaby się w dół po ścianach dzięki licznym zdobieniom i rzeźbom… Ponieważ jednak dziewczyna nie miała ani umiejętności ani ochoty by robić takie rzeczy, po prostu biegła – bez jakiegokolwiek romantyzmu czy fantazji biegła korytarzem, schodami w dół, kolejnym korytarzem, jeszcze kolejnym i innymi schodami. Było to wręcz ordynarne, przynajmniej tyle dobrego, że po drodze musiała wykonać przynajmniej jeden skok, przez jakąś skrzynię – bo przecież nie mogła przeskoczyć idącej korytarzem służącej – przy którym haniebnie rozdarła jej się spódnica. Jak niczego innego w życiu żałowała faktu iż poprzedniej nocy zmarnowała pozytywkę. Cóż z tego, że gdyby tego nie zrobiła, byłaby już martwa – dwanaście godzin życia w jedną czy drugą stronę tak naprawdę nie robi dużej różnicy…
Nie. W jej wypadku robiło. Przyspieszyła, chociaż jeszcze chwilę wcześniej nie wydawało jej się to możliwe. Co prawda jej szanse na ucieczkę były naprawdę nikłe – do Jorga dołączyło kilku strażników, którzy zbliżali się nieubłaganie, byli właściwie na wyciągnięcie ręki – to znaczy ona była na wyciągnięcie ręki. Ich ręki.
Zanim jednak którykolwiek zdążył zacisnąć palce na jej ramieniu, Blizz zniknęła. Z przekleństwem na ustach, mimo iż zdecydowanie nie miała w zwyczaju kląć.
- Język, Blizz. Nie tak cię wychowałam. – powiedziała Mira, patrząc chłodno na, z trudem łapiącą równowagę po nieoczekiwanej teleportacji, córkę.

2
Podobało mi się. Bez przynudzania i marnotrawienia słowa pisanego:)Uwielbiam fragmnety wyrwane ze środka. Twój mnie zainteresował. Wielu rzeczy nie zrozumiałam, ale w tym wypadku jest to tylko powowdem, by czytac wiecej, a nie by odłożyć dzieło na nieistniejące jutro.
Pozdrawiam

3
Z fragmentami wyciągniętymi losowo z większej całości, jest ten problem, że zazwyczaj czegoś brakuje: a to fabuły, a to akcji, a to porównania bohaterów na tle wcześniejszych wydarzeń. Wiele tego jest...

W tym konkretnym fragmencie udało ci się przekazać krótką charakterystykę osobowości: Jorga i Blizz oraz Nuki. Trochę porozwodzę się wpierw nad tym, jak odebrałem bohaterów.

Jeżeli pominąć "doklejki" emocjonalne (spojrzał złowrogo, powiedział chłodno itd.) to ciekawie, poprzez dialogi i nacechowania emocjonalnie, budujesz bohaterów. Jest tutaj pewna konsekwencja, która uplastycznia ich, sprawia, że mają silne osobowości i to przemawia do mnie. Nuka (kurna, co to za imię?!), jako obłąkana władczyni jest przekonywująca, Jorg, jako stanowczy człowiek z zasadami też jest na miejscu i jest też tajemnicza Blizz (kolejne, dziwne imię) - każdy ma nakreślony charakter - i to jest ważne.

Rzecz słabsza to narracja: budujesz porównania, opisu w sposób płynny, jednak nadużywasz kilku narzędzi. I tak, wszystkie wtrącenia w nawiasie czy spoza kadru męczą, bo jest ich za dużo i pierwotnie odrywają od rzeczonej narracji. Poza tym, nadużyciem jest używanie "utwardzaczy": faktem było, i na prawdę, i na pewno - używasz tego co kilka zdań i mam odczucie, że na siłę chcesz potwierdzić, że tak było - jakby sama scena/sceny nie pokazywały tego w sposób dobitny. Tutaj wychodzi takie coś, że warto pomyśleć, czy aby na pewno autor (ty) jest pewny tego, co pisze?

Zdecydowanie plusem jest nutka tajemniczości, która objawia się przy wizycie Jorga u Nuki (no masz, co to za imię???) i w scenie Jorga z Blizz - prześlizgujesz się w umiejętny sposób, dawkując kilka informacji.

Jak napisałem na początku, sztuką jest pokazać fragment, który zostanie postrzeżony w dobrym świetle - tutaj, mimo kilku takich dziwnych zdań i tych nieszczęsnych powtórzeń, można wyczuć klimat.

I rzecz ważna: poczytaj fragment w komnacie Nuki i zobacz, jak nakreślasz ustawienie bohaterów (gdzie się znajdują i co robią) - bo jestem pewien, że zgubiłeś się tam co najmniej dwukrotnie. Ogólnie, oceniam to jako średni kawałek, z potencjałem - ma klimat, jednak nie wciągnął mnie (fantastyka, ogólnie, z rzadka mnie wciąga).
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

4
I rzecz ważna: poczytaj fragment w komnacie Nuki i zobacz, jak nakreślasz ustawienie bohaterów (gdzie się znajdują i co robią) - bo jestem pewien, że zgubiłeś się tam co najmniej dwukrotnie.
Ja z kolei jestem pewna, że nie ;-) Gdybyś wskazał konkretną nieścisłość, byłabym wdzięczna, bo ja jej nie widzę - głównie dlatego, że wiem bardzo dobrze jak to wyglądało i pewnie dopowiadam sobie coś poza tym, co napisałam.
A z imionami zawsze mam problem. Ostatecznie zwykle wybieram w miarę możliwe do wymówienia zbitki głosek, wychodząc z założenia, że się "osłuchają". To znaczy "oczytają".
Co do "utwardzaczy" - coś w tym jest, ale śmiem zauważyć, że pojawiają się tylko w scenie ucieczki ;-) Przynajmniej z tego, co wyczytałam ;-)
Blogasek numer jeden (do oglądania)
Blogasek numer dwa (do poczytania)

5
Pokazywać nie będę - to cię nie nauczy znajdywać takie błędy. Podpowiedzią niech będzie: że siedziała po czym usiadła, albo nagle usiadła (mimo, że już siedziała), albo opadła na łóżko, mimo, że siedziała i opadnięcie tutaj jest przerysowanym opisem (bo dalej i tak siedziała).

Odnośnie "utwardzaczy" :
a raczej związano jej
- dobijasz wcześniejszą linijkę, zmieniając nieco sytuację. Zabieg z czynnego przechodzi w bierny ( rzecz tym bardziej dziwna, że powinno unikać się trybu biernego)
swoim zwyczajem
ponownie, wtrącenie jest dobiciem wcześniejszego zdania - że wpatrywała się w lustro. Nie łączysz to w płynną całość, ale wydzielasz. To jest typowy "utwardzacz" mający na celu podkreślenie patosu sceny.
był to jeden z najtrudniejszych grymasów w jego życiu.
Ponowne wtrącenie, mające "dobić" efekt tego uśmiechu. Ponownie jest patos i odciągnięcie od tekstu.
Nuka zawsze dbała o sprzęt, zawsze),
I znów, powtórzenie informacji. Coś a'la to jest FAKT. Taki transparent nad zdaniem...
powiedział Jorg z autentycznym zainteresowaniem w głosie.
Jakby samo wyrażenie "Ciekawie" nie dostarczało informacji o jego zainteresowaniu...

Takich zdań jak te, jest bardzo dużo - wszystkie mają na celu podwyższenie rangi wydarzeń, ale w natłoku ich użycia, tak naprawdę odciągają od płynnego, całkiem dobrego tekstu.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

7
Myśl o małżeństwie z nią przerażała go z każdym dniem bardziej… Ale właściwie nie mógł już się wycofać. Dał słowo, nie wspominając już o tym, że napisali oboje do Diogora w tej sprawie – zgoda, którą otrzymali była bardzo chłodna i niechętna, na tyle chłodna i niechętna, że Jorg nadal zastanawiał się nad tym czy wysyłanie królowi raportu o stanie namiestniczki – co miał w planach już od pewnego czasu – na pewno jest dobrym pomysłem.
Tego dnia Nuka rozwiała jego wątpliwości.
Znów siedziała przed lustrem, ale wcale nie przypominała siebie – przynajmniej nie siebie z ostatnich dni. Założyła na siebie prosty strój strzelca, włosy związała – a raczej związano jej – z tyłu w koński ogon. Wyglądała jakby była duchem samej siebie sprzed dziesięciu lat, z tą chudą czaszką ciasno obciągniętą skórą i niezdrowo błyszczącymi oczami.
Jasnobłękitnymi oczami. Odkąd Jorg pamiętał, oczy Nuki miały zapierający dech w piersiach kolor nocnego nieba. Ciemny, głęboki granat.
Nawet nie drgnął. To byłoby najgłupsze, co mógłby zrobić.
Namiestniczka odwróciła się od lustra, w które – swoim zwyczajem – wpatrywała się intensywnie, spojrzała na żołnierza i wzdrygnęła się.
Na początku zacznę od tego fragmentu. Jest okropny. Jakbym był lekarzem, stwierdziłbym zaimkozę. Nadużywasz zaimków strasznie, przez co czyta się, jakby ktoś strzelał z karabinu, a nie pisał. Czasami wystarczy coś prostego, np. "założyła prosty strój strzelca."
Dalej.
Przecinki! Toż pogrubione zdanie nie ma sensu bez przecinków. Oczy Nuki miały zapierający dech w piersiach? Mają piersi i dech?
A do tego cały fragment jest strasznie pomieszany. Na początku opowiadasz o nim, później o niej, a następnie ni stąd ni zowąd przeskakujesz znów na niego.
- Przyłożysz, Hornak – Nuka opadła na łóżko, śmiejąc się perliście.
Czyli że jak? Wybacz, ale nie potrafię sobie tego wyobrazić. Perliste łzy, perlisty post, ale nie perlisty śmiech.
W szerokim wachlarzu umiejętności Blizz znajdowało się między innymi zamieranie w całkowitym bezruchu – właściwie było jedną z umiejętności podstawowych. Niezwykle przydatnych na przykład wtedy, gdy ktoś przykłada człowiekowi nóż do gardła. Zamiera się wtedy w bezruchu, unosi dumnie głowę (byle nie za bardzo, mięśnie pracują, to wszystko się rusza), która ostatecznie również zamiera w bezruchu, można pozwolić sobie na nerwowe
Do pogrubionego: A ma poduszki powietrzne i ABS? Co to za tandetny opis?
A reszta po prostu zamarła w bezruchu.
I zaklęłaby w myślach, gdyby miała w zwyczaju kląć.
Takie zdania dla mnie nie mają sensu. Nie zaklęłaby skoro nie miała w zwyczaju.



Uff. Ledwo doczłapałem się do końca. Tekst strasznie męczący. Twój styl wymaga jeszcze wiele pracy. Interpunkcja jest zła – tylko tyle o niej mogę powiedzieć. Czasami diametralnie zmieniała sens zdania. Powtórzeń jest również dużo. Masz problemy z zaimkami, które powinnaś zredukować o 80%. Robisz również wiele logicznych błędów. Czasami próbowałaś wytłumaczyć własne zdania. Co to w ogóle jest? „Co prawda jej szanse na ucieczkę były naprawdę nikłe – do Jorga dołączyło kilku strażników, którzy zbliżali się nieubłaganie, byli właściwie na wyciągnięcie ręki – to znaczy ona była na wyciągnięcie ręki. Ich ręki."
No dobrze. Pomimo tych wszystkich błędów jest klimat i fabuła. Pisać poprawnie się jeszcze może nauczysz. Masz już natomiast narzędzie gawędziarstwa - opowiadasz i wciąga. Tylko dzięki temu dojechałem do końca. Za każdym razem, jak chciałem odejść od tekstu, trzymała mnie opowieść. Cały czas chciałem wiedzieć, co będzie dalej.
Generalnie dużo pracy przed Tobą. Pisz, pisz, pisz i jeszcze więcej czytaj.
Piotr Sender

http://www.piotrsender.pl
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron