Grobowiec Zapomnienia - Prolog

1
Jest to prolog mojej treningowej powieści. Jesli kogoś zaciekawi, zapodam pierwszy rozdział:)

Historia ta może nie zdarzyła się dawno temu, ale bardzo, bardzo daleko z jakiegokolwiek miejsca na świecie. Nie ważne za iloma górami, rzekami i lasami. Nie pytajcie, bo nikt tego nie wie. Gdzieś tam leżało wielkie królestwo, przez starożytnych Azteków zwane Nanha-ghan, przez Indian - Kioro Omatasi, czasami mówiono o nim Kraina Dróg i Bezdroży, ale dla tamtejszych ludzi był to Aldakord. W królestwie tym były rozmaite drogi: kręte, proste, leśne ścieżki i przyrzeczne gościńce. Podążając tymi drogami można było dotrzeć do wielu pięknych miast, będących pod pieczą króla. Ale niech kto tylko spróbował zboczyć z drogi, odejść ledwie na milę od wydeptanego gościńca, a ślad po nim ginął. Aldakord był bowiem podzielony na dwie części: na Stolicę wraz z pięćdziesięcioma potężnymi miastami, o której mówiono Droża i na krainę bez końca, zwaną Bezdrożami. Niegdyś obie te części były jednością, a Kordyjczycy z pięćdziesięciu miast mogli zapuszczać się na tereny Bezdroży i obcować z tamtymi istotami i odwrotnie. Dawno już jednak minęły te czasy. Nie ma już świadków tamtych wydarzeń, nie ma ksiąg ani malowideł. Pozostały jedynie opowieści. Legendy mówią, że niegdyś, kiedy bogini Tajemnica miała jeszcze cielesną postać, odwiedzała króla w jego pałacu i opowiadała baśnie o dalekich zakątkach Aldakordu. Trzeba było mieć bowiem milion żyć, milion oczu i stokroć więcej odwagi, by zobaczyć i przeżyć to, co przeżyła bogini Tajemnica. Czyniła ona królowi wielką łaskę, odkrywając przed nim sekrety Bezdroży. Ten jednak nie uwierzył w żadną z baśni, znieważając tym samym boginię, która była władczynią mistycznego królestwa legend. Jej gniew był wielki, a kara sroga. W przeciągu jednej burzliwej nocy wyrósł las, nazwany Ardalionem . Był on na milę szeroki i stanął wzdłuż każdej drogi, wokół każdego miasta, odgradzając go od Bezdroży. Mieszkały w nim duchy Tajemnicy, które raz tylko przeprowadzały ludzi na drugą stronę, natomiast w drodze powrotnej zabijały. Przekonali się o tym kolejni następcy tronu, którzy wysyłali wielu żołnierzy na podbój Bezdroży. Wyruszyło ich wielu, jednak żaden nie powrócił.

W końcu zaniechano wielkich i głośnych wypraw odkrywczych. Zabrakło na Drożach śmiałków i szaleńców, którzy odważyliby się zagłębić w tajemnicze odmęty Bezdroży. Mimo to mury wszystkich miast wciąż huczały o nowych zaginięciach. Ludzie wędrujący od miasta do miasta znikali bez śladu, bez przyczyny. Być może duchy ściągnęły ich ku sobie, być może obudziła się w nich nieprzemożona ciekawość? Nikt tego nie wie. Doszło do tego, że ludzie przestali wędrować samotnie. Liczne kupieckie karawany i królewskie orszaki zawsze wędrowały pod pieczą królewskich żołnierzy. Z zabobonnym lękiem odwracano głowy od ściany drzew i gęstych krzewów, a jeśli któryś ujrzał coś dziwnego pomiędzy nimi, milczał. Nikt głośno nie rozpowiadał o Ardalionie, jakby mogło to sprowadzić nieszczęście. Miasta znajdujące się tuż przy granicy z Bezdrożami były zawsze uzbrojone, zawsze czujne, zawsze był ktoś, kto nie spał i nasłuchiwał.

W tych właśnie czasach po krainach Bezdroży wędrowała Arjuna. Czy był to duch, czy żywa istota, nikt nie pytał, nikt nie wiedział. Była zielarką i bajarką, która znała wszystkie legendy Bezdroży, każdą kryjówkę ukrytego skarbu i tylko ona wiedziała, jak daleko leżą granice wielkiego Aldakordu i czy w ogóle istnieją. Nie każdemu było dane ją ujrzeć, ale prędzej czy później usłyszeć ją musiał każdy. Opowiadała ona o dziwnych ludach, o ich skarbach, dawała wskazówki i prowadziła. Kto ją usłyszał, ten podążał za jej głosem, podążał tam, gdzie zaczynała się jego przygoda i jego własna legenda. To właśnie dzięki jej postaci Bezdroża tętniły magią. Mówi się, że w oczach jej tliła się Tajemnica, a w jej głosie jakaś dziwna przynęta.

Arjuna była jednak bardzo delikatna i płocha. Żyła w najdzikszych puszczach, wędrowała tak cicho i tak daleko, że nikomu nie było dane jej ujrzeć. Jednak jej głos był tak donośny, że przemierzał tysiące mil, nie gasnąc, ani nie słabnąc. Jej słów słuchano w szumie traw, deszczu i wietrze. Jej pieśni odbijały się echem na przełęczach, w głębokich lasach i na taflach jezior. Dla każdego miała legendę, w każdym sercu potrafiła zasiać ciekawość i rządzę odkrywania.

Głupcy i chciwcy starali się schwytać Arjunę, by poznać kryjówki wszystkich skarbów. Byli to najczęściej ci, którzy nie potrafili rozszyfrować jej wskazówek, nie potrafili podjąć własnej drogi, pełnej przygód. Każdy dobrze wiedział, że istota ta nie potrafi kłamać, gdyż zrodziła się ze źródełka Prawdy. Arjuna jednak była tak delikatna, że gdy zbliżał się ku niej ktoś niepożądany, zamieniała się w wiązkę promieni słońca, w kroplę rosy, w pyłek kurzu na skrzydle motyla… Nikt nie mógł jej pochwycić, tak jak nie można pochwycić wiatru, choć wielu próbowało.

Zdarzyło się jednak, że pewien wędrowiec wpadł na jej trop. Nikt nie wie, kim był, skąd pochodził i jak potrafił podążyć tropem wiatru i zapachem promieni słońca. Odnalazł jednak Arjunę, jak pewnej nocy zbierała zioła nad jeziorem Balduin. Legenda mówi, że bajarka usłyszała niepokojące szmery zbliżającego się wędrowca i w mgnieniu oka zamieniła się w odbicie gwiazdy na tafli jeziora. Gotowa była trwać w tej formie aż do brzasku. Być może myślała, że zbliżający się mężczyzna jest jakimś podróżnym, który tylko na chwilę zatrzyma się przy brzegu jeziora. On jednak stał długo, wpatrzony w ugwieżdżoną taflę. Bez ruchu i bez słowa. Po chwili nabrał trochę wody do glinianego naczynia, wraz z odbiciem światełka. Nie roniąc ani kropli przelał ją do kryształowej fiolki, zniewalając na bardzo długo. Być może był kimś, kto znał zakazaną baśń. Mówiła ona o tym, że należy Arjunę uwięzić w zamkniętym naczyniu, które otworzyć ponownie można dopiero w Argei, zwanej Wieżą Wnętrza. Tam należy podać ją do wypicia kobiecie, która stanie się świątynią i więzieniem zielarki. Ciało wraz z bajarską duszą nie będzie mogło umknąć, a kobieta wyjawi wówczas wszystkie sekrety Bezdroży, o które zapyta porywacz.

Baśń ta była skrzętnie ukrywana przez długie wieki, maskowana przez duchy Tajemnicy i przez samą boginię. Nie wiadomo kim był ten, kto ją znał i użył, by zdobyć największy skarb Bezdroży. Nie wiadomo, jak się dowiedział, dość, że zdołał porwać Bajarkę i uprowadziwszy pierwszą napotkaną kobietę, ruszył do Argei. Uczynił wszystko według zakazanej baśni – fiolkę otworzył dopiero w Wieży Wnętrza i jej zawartość podał do wypicia kobiecie. Wtedy stało się coś niewytłumaczalnego, coś w rodzaju figla baśni. W oczach kobiety zabłysło światło gwiazdy i Tajemnicy. Jęknęła głośno, uchwyciwszy się za ramię, bo tam właśnie wypalana była Bajarska Pieczęć – piętno Arjuny. Rzekła wtedy zmienionym głosem, głosem zielarki: „Od tej chwili zamilkną moje usta. Opowieści zasną, przepadną legendy, skarby zostaną zasypane gruzami Tajemnicy. Nie na zawsze jednak. Pokolenia moich córek będą żyć w niewiedzy, przenosząc mego ducha. Będą nosić pieczęć, która chronić będzie mych tajemnic. Dopiero syn ją złamie. Jemu wyjawię sekrety, na nowo opowiem zapomniane baśnie i legendy. On będzie kolejnym bajarzem.”

I wszystko spełniło się, jak powiedziała. Kobieta zemdlała, a echo poniosło ostatnie słowa Bajarki hen! daleko, odbijając je o wszystkie zakątki Bezdroży, o wszystkie uszy. Przepowiednia ta miała w sobie taką siłę, że przedarła się przez Ardalion, do Droży, wzbudzając zainteresowanie bajarskim synem, który miał się zrodzić z kobiety, obarczonej piętnem Arjuny.

Wiele minęło wieków. Pokolenia kobiet z bajarską pieczęcią rodziło się i żyło w ciągłym ukryciu, w ucieczce przed prześladowcami, którzy pragnęli być ojcami potomka Arjuny. Nawet kolejni królowie wznowili kampanie, poszukujące tych kobiet, wydzieranych z rąk do rąk, hańbionych, więzionych i skrywanych. Jednak każde kolejne dziecko zrodzone z bajarskiej pieczęci było dziewczynką. Mijały długie wieki, młode nieraz dziewczynki, będące dziećmi jeszcze, wciąż rodziły córki. Aż przyszła wreszcie dziwna noc w Bezdrożach…Wojownicy z ludu Zbożowych Ludzi odnaleźli w lesie kobietę o imieniu Avra, która umknęła swym dręczycielom. Była wymęczona długą wędrówką przez odludne tereny, wynędzniała, głodna i okaleczona. Do piersi tuliła owinięte we własny płaszcz dziecko, które oddała wojownikom. Gdy to zrobiła, szepnęła niemal bez życia: „to już ostatnia…z niej zrodzi się syn, na którego tak czekacie…” I umarła, a ostatni dech, jaki z siebie wydała, był wypełniony ulgą.

Wojownicy zabrali dziecko do siebie i ukryli w lasach, zapewniając bezpieczeństwo. Był to lud dobry i prawy, który pragnął wskrzesić baśnie, pragnął obudzić tą magię, której zabrakło wraz z uwiezieniem Arjuny. Ów wędrowiec, który postąpił według zakazanej baśni, sam nie zdawał sobie sprawy z następstw swojego czynu. Bezdroża bowiem zmieniły się w przeciągu zaledwie jednego pokolenia. Ludzie przestali wędrować po tajemniczych krainach. Nie ciągnięci ciekawością, osiedlili się w jednym miejscu, przez co narazili się na napady straszliwych Rozbójników i przebiegłych Karawaniarzy. Te baśnie, które nie popadły w zapomnienie, istniały dalej, ale znikło coś, co sprawiało, że była w nich magia – wiara. Nikt nie wierzył w ich prawdziwość. Skarby i magiczne miejsca zostały na długo pochowane w grobowcu Zapomnienia. Nie było już przygód, niesamowitych opowieści i samotnych włóczykijów. Skończyły się te czasy. Ludy ukrywały się w głębokich lasach i w górach, przez co i opowieści o wielkich Legendarach, wojowniczych Mongajach i tajemniczych Valorach zamieniły się w baśnie, w których nie pokładano wiary.

Jedyną legendą, w którą chorobliwie wierzono była przepowiednia Arjuny. Przez wieki najgorsi opryszkowie i Rozbójnicy polowali na młode dziewczynki i kobiety, które jedna po drugiej nosiły Znamię, przez które tak cierpiały. Tyle upokorzeń i niepokoju nie przeżywała żadna inna istota w całym Aldakordzie. Na szczęście wkrótce miał nadejść tego kres.

2
Droga Lady, jeden tekst tygodniowo - tak głosi regulamin.
Szczęście nie jest zarezerwowane dla wybranych.

3
tylko ona wiedziała, jak daleko leżą granice wielkiego Aldakordu i czy w ogóle istnieją
No wiesz, po przeczytaniu tego pierwszego, co ona wiedziała, domyślam się, że jednak istnieją
rządzę odkrywania
Ż
tą magię


Podoba mi się. Oryginalne, dobrze napisane, fajne. Czekam na ciąg dalszy. Tyle

4
Historia ta może nie zdarzyła się dawno temu, ale bardzo, bardzo daleko z jakiegokolwiek miejsca na świecie.
Błąd umiejscowienia. Od jakiegokolwiek...
Trzeba było mieć bowiem milion żyć, milion oczu i stokroć więcej odwagi, by zobaczyć i przeżyć to, co przeżyła bogini Tajemnica. Czyniła ona królowi wielką łaskę, odkrywając przed nim sekrety Bezdroży. Ten jednak nie uwierzył w żadną z baśni, znieważając tym samym boginię, która była władczynią mistycznego królestwa legend. Jej gniew był wielki, a kara sroga. W przeciągu jednej burzliwej nocy wyrósł las, nazwany Ardalionem . Był on na milę szeroki i stanął wzdłuż każdej drogi, wokół każdego miasta, odgradzając go od Bezdroży.
Wychodzi ci "byłoza". Zdecydowanie, jak na tekst opisowo-informacyjny jest tego za wiele. Ogólnie, odnoszę wrażenie, że przeczytany fragment jest źle poskładany pod względem narracji.
Była zielarką i bajarką, która znała wszystkie legendy
Poza kontynuacją "byłozy", uprawiasz bardzo prosty, brzydki zabieg opisowy: - podmiot, który...
Na podanym fragmencie pokaże, jak zmieniać tekst, aby zachował tę sama tresc, ale wyglądał zgoła inaczej:

Zielarka i bajarka, znająca wszystkie legendy...

nadużywasz też zaimków - w skali przekraczającą dobry styl:
Kto usłyszał, ten podążał za jej głosem, podążał tam, gdzie zaczynała się jego przygoda i jego własna legenda.
Można napisać w ten sposób:
Ten, kto usłyszał przejmujący głos, podążał za nim tam, gdzie zaczynała się jego własna przygoda... legenda.

Z 4 zaimków został się jeden.
Nikt nie wie, kim był, skąd pochodził i jak potrafił podążyć tropem wiatru i zapachem promieni słońca.
nadużywasz dwóch zwrotów: przeczącego i potwierdzającego.
Każdy/Nikt - na dłuższą metą, nuży taka narracja. Po pierwsze, można się zgubić, kiedy wszyscy wiedzieli, a kiedy nikt nie wiedział (czy też widział, słyszał, czuł). Po drugie, jest dużo substytutów do użycia, zamiast tego związku logicznego.
Mało kto wiedział, z rzadka ktoś widział, większość wierzyła, ludzie sądzili itd., itp...
...a echo poniosło ostatnie słowa Bajarki hen! daleko, odbijając je o wszystkie zakątki Bezdroży, o wszystkie uszy.
wystarczy przecinek.

Nie wciągnęło mnie. Napisałbym, że przegadane, ale to nie byłaby prawda. Wręcz przeciwnie, tekstu jest mało, jak na legendę, z tym, że jest on podany w taki zły, sposób, który przysłania wszystko. Powtórzenia i brak melodyki zdań kłują w oczy. W zasadzie większość zdań jest taka sama pod względem zawartości: była to, byli oni, każdy wiedział, nikt nie widział itd. Powtarzasz ten zabieg do znużenia i tak odebrałem przedstawiony fragment. O ile w jednym zdaniu porwałaś mnie (o tysiącu par oczu) to w pozostałych częściach prologu przysypiałem. Wina obarczam nie pomysł (bo ten pewnie jest godny uwagi) a właśnie styl. Jest słaby, brakuje ci pomysłów na wprowadzanie kolejnych elementów opowiadania, na rozgraniczanie opisów plastycznych i treści niosących informacje na akapity. Droża/Bezdroża, o ile dobrze brzmi i świetnie (choć nie oryginalnie), to w tej mnogości powtórzeń po prostu rażą w oczy. Nastaw się na poprawianie zdań - uciekanie od stworzonych schematów w opisach. Tekst, na ten moment, nie podoba mi się - bo też nic, poza takimi samymi zdaniami, nie widzę.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

5
Co do budowy zdań - zgadzam się z Martim, jednak mnie wciągnęło. Podoba mi się takie gawędziarstwo, baśniowe klimaty. Niezłe, wczułam się w klimat.

Wszelkie potknięcia wymienił Marti, więc nie będę się powtarzać. Idę poczytać pierwszy rozdział, bo widziałam, że wrzuciłaś. Tylko jakaś herbatka by się przydała... ;)
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron