Golden Roust fantasy

1
Witam,zamieszczam kolejną część Kryształu Agardii.Jest to fragment III rozdziału.Prosze o oceny :)







Wyprawa trwała już prawie dwa dni. Nagle oczom elfów ukazał się gęsty, ciemny dym, unoszący się nad miastem Gollden Roust.

- Co to jest? Chyba coś się pali!- powiedział Lorenss przyśpieszając tempo marszu.

Gdy byli już w odległości nie całego kilometra, zauważyli miasto w płomieniach. Zaczęli biec na miejsce zdarzenia. Dotarli do jego murów, poczym szybko przekroczyli bramy miasta - mieli nadzieję że jeszcze ktoś żyje. Kroczyli coraz to głębiej w czeluści spalonej drogi. Wszędzie leżały ciała mieszkańców - zabitych w brutalny sposób. Freden stał w bezruchu. Lorenss nie mógł uwierzyć co stało się z jego ukochanym miastem. Elf upadł na kolana i gorzko zapłakał. Freden tylko poklepał go po ramieniu, obserwując dopalające się miasto. Po chwili wzruszenia młodzieniec wstał i powiedział:

- Chodźmy może ktoś ocalał!

Elfy chodziły ulicami miasta, omijając leżące na drodze ciała. Poszukiwali żywych stworzeń, które cudem mogły przeżyć.

- Tu nikogo nie ma! Wszyscy zginęli!- krzyknął Lorenss i ponownie upadając na kolana zapłakał.

Zapanowała cisza, słychać było tylko trzask dopalającego się drewna.

- Ratunku... - wydobył się nagle głos z jednego z domów.

Lorenss szybko zerwał się na nogi i pobiegł w kierunku palącego się drewnianego domu, z którego dobiegał cichy krzyk. Po chwili wołania się powtórzyły:

- Pomocy… – tym razem głos był o wiele cichszy.

Elf zobaczył już z kąt dobiegają wołania, zdjął płaszcz i wskoczył w głąb palącego się budynku, drzwi były całe spalone, co ułatwiło mu wejście do środka.

Gdy był już we wnętrzu chaty, rozglądał się w około szukając osoby znajdującej się w płomieniach, z kąt dochodziły krzyki. Wtedy ujrzał chłopca leżącego pod belką, która spadła na niego. Podbiegł szybko, poczym z wielkim trudem zrzucił drewniana belkę z elfa. Spojrzał mu w oczy i powiedział:

- Wszystko będzie dobrze!

Złapał chłopaka pod ramię i wyprowadził z walącego się domu. Gdy już przekroczyli próg, dom nagle runął, a Lorenss położywszy chłopaka na ziemi, głęboko odetchnął i zdyszany usiadł na trawę.

- Musimy go zanieść do pobliskiego miasta, jest ciężko poparzony.

- Najbliższe miasto to Nearel, odległe o trzy godziny drogi.- odpowiedział Freden.

- Więc ruszajmy!- wyrzucił Lorenss.

Freden wziął chłopaka na swoje barki i ruszyli w stronę miasta Nearel. Po blisko trzech godzinach ciężkiej, męczącej drogi, szczególnie dla Fredena, elfy doszły do najbliższego miasta. Gdy strażnik zobaczył ich u bram miasta szybko wpuścił ich, po czym skierował do pobliskiego zielarza o imieniu Rosher. Gdy dotarli na wskazane miejsce, Lorenss zapukał do drzwi. Po krótkiej chwili stanął w nich niski mężczyzna, z siwymi włosami sięgającymi mu do przedramienia, ubrany był w strój zakonnika.

- Musisz nam pomóc, mamy rannego - powiedział Freden.

- Wejdzie szybko do środka.- odrzekł mnich.

Freden wniósł chłopca do środka i położył go na pobliskim łóżku, po czym usiadł wraz z Lorenssem na drugim stojącym obok okna. naprzeciwko. Po chwili przyszedł z drugiego pokoju Rosher wraz z misą ziół, usiadł na łóżku obok chłopca i zaczął przykładać roztarte zioła na poparzone miejsca.

- Te zioła powinny sprzyjać gojeniu się ran. – powiedział spokojnym głosem.

- Wyjdzie z tego?- zapytał z niepokojem Lorenss.

- Myślę że tak, rany nie są aż tak duże. Jak do tego doszło?

- Miasto Gollden Roust zostało spalone i zgrabione przez orków. On jedyny ocalał - powiedział ze smutkiem elf.

- Orki spaliły miasto Gollden Roust? Dlaczego? – zapytał ze zdziwieniem zielarz.

- Tego nie wiemy. Jutro pójdziemy do króla Nearel i opowiemy mu o obecnej sytuacji w Gollden Roust. – odpowiedział Freden. – Tymczasem jeśli pozwolisz, pójdziemy się zdrzemnąć. – dodał po chwili spoglądając na Lorenssa. Ten twierdząco skinął głową i wyszedł do sąsiedniego pokoju.

2
Niedawno pierwsza część Twojego tekstu została poddana weryfikacji. Odnoszę wrażenie, że pisząc, bądź sprawdzając kolejny fragment nie wziąłeś pod uwagę błędów, które wytknięto Ci po pierwszej publikacji.



Osobiście nie widzę żadnej poprawy. Bardzo słaby fragment. Scena wejścia do spalonego, która mogła być wzruszająca, rozrywająca serce nie wyszła Ci. Bohater "upadający" dwukrotnie na kolana nie jest pełen patosu - jest niezdarny. Mógł paść na kolana, rwać włosy z głowy, posypywać się popiołem i ronić łzy. Mógł załkać, wrzeszczeć, urągać bogom - a po prostu upadł.



Kompletnie brakuje plastyczności opisu, a to przecież buduje nastrój. Nadeszli, zobaczyli dym, weszli do spalonego (płonącego? - nie wiem, nie połapałem się) miasta, zmartwili się, uratowali chłopca i poszli. Ta scena ma potencjał na wielostronnicowy opis - niepewności, przerażenia, potem szalejącego żywiołu, rozpaczy i bohaterskiej akcji ratowniczej. A wyszło nijako. Papierowi bohaterowie, nijakie dialogi.



Nie pisz powieści - spróbuj prostych opisów. Zacznij od szerokich kadrów, przejdź do szczegółów. Opisz emocje, popróbuj krótkich dialogów, wreszcie postaraj się napisać coś małego. Nie wiem, może opis jednego zdarzenia:

Miasto. Bohater zbliża się do niego. Jest na wzgórzu. Opisz co widzi. Potem zbliża się, dostrzega detale. Wspomina miasto rodzinne, porównuje. Mija bramę i jest świadkiem bójki. Ale strach paraliżuje go i nie jest w stanie pomóc. Koniec. Albo coś zupełnie innego, sam wymyśl, napisz i pochwal się. Jeśli cos takiego stworzysz, chętnie przeczytam, bo tak się buduje pisarski warsztat, którego niestety jeszcze Ci brakuje.



Jeśli natomiast chcesz przysyłać dalsze fragmenty powieści, to licz się z tym, że za którymś razem, ten czy inny weryfikator napisze ci zdawkowe: brak poprawy.

Masz pomysł na książkę - doskonale. Zapisz wszystkie pomysły, na pewno się przydadzą, a potem siądź do komputera i ćwicz formę. Najpierw "zdaniotwórstwo", styl, budowanie scen, dialogi, a dopiero potem powieści i pisarska chwała twórcy bestsellerów.



Tak mi się zdaje.



Powodzenia.

3
Wyprawa trwała już prawie dwa dni.


Zestawienie tych dwóch wyrazów tworzy dysonans i błąd zarazem. Bo nie jest uściślona informacja, ile tak naprawdę ta podróż trwała. Można zapisać dwie wersji, by było poprawniej.



Wyprawa trwała już dwa dni.

Wyprawa trwała prawie drugi dzień.



Nagle oczom elfów ukazał się gęsty, ciemny dym, unoszący się nad miastem Gollden Roust.
To jest niekonsekwencja akapitu. Piszesz o wyprawie (no, zaczynasz) i od tej wyprawy oczom elfów cos się ukazało? A może warto tam wspomnieć w dwóch krótkich zdaniach, że wyszli na polanę, przed las... cokolwiek, aby ich umiejscowić.


Gdy byli już w odległości nie całego kilometra, zauważyli miasto w płomieniach. Zaczęli biec na miejsce zdarzenia.


Chcesz napisać, że pobiegli do palącego się miasta czy od razu wiedzieli, gdzie powstał pożar (owe zdarzenie)? Bo tak po prawdzie, to jest błąd zapisu. Wystarczyło napisać, że pobiegli w stronę miasta.



Dotarli do jego [1]murów, poczym szybko przekroczyli bramy miasta - mieli nadzieję że jeszcze ktoś żyje. Kroczyli coraz to [2]głębiej w czeluści spalonej drogi.


1. wytnij zaimek

2. Nieprawidłowy wyraz: kroczyli w głąb drogi (co jest przenośnią, ale dobrą)



I uwaga. W tamtym tekście używałeś powtórzeń imion, a tu już drugi akapit i trzeci raz miasto Zobacz:


Wyprawa trwała już prawie dwa dni. Nagle oczom elfów ukazał się gęsty, ciemny dym, unoszący się nad miastem Gollden Roust.

- Co to jest? Chyba coś się pali!- powiedział Lorenss przyśpieszając tempo marszu.

Gdy byli już w odległości nie całego kilometra, zauważyli miasto w płomieniach. Zaczęli biec na miejsce zdarzenia. Dotarli do jego murów, poczym szybko przekroczyli bramy miasta - mieli nadzieję że jeszcze ktoś żyje. Kroczyli coraz to głębiej w czeluści spalonej drogi. Wszędzie leżały ciała mieszkańców - zabitych w brutalny sposób. Freden stał w bezruchu. Lorenss nie mógł uwierzyć co stało się z jego ukochanym miastem. Elf upadł na kolana i gorzko zapłakał. Freden tylko poklepał go po ramieniu, obserwując dopalające się miasto. Po chwili wzruszenia młodzieniec wstał i powiedział:

- Chodźmy może ktoś ocalał!


Szybka rada wujka Martiniusa:



Jeżeli zdanie rozpoczyna wołacz, na końcu tego zdania dajesz wykrzyknik, a po wołaczu przecinek. O, tak!



- Chodźmy, może ktoś ocalał!


- Tu nikogo nie ma! Wszyscy zginęli!- krzyknął Lorenss i ponownie upadając na kolana zapłakał.


Ja też zapłakałem, bo już została zwrócona ci uwaga na ten aspekt. Spacje przed i po znakach.


Elf zobaczył już z kąt dobiegają wołania,


No masz ci babo placek. Co to ma znaczyć?


Wtedy ujrzał chłopca leżącego pod belką, która spadła na niego.
Brak konsekwencji narracyjnej z dwóch względów.

1. Jeżeli byłoby tak, jak piszesz to Lorenss musiałby widzieć, jak owa belka spada na chłopca.

2. Jakby tak było, to najpierw ujrzałby chłopca ale jeszcze nie przygniecionego.

Zmieniamy na:

Wtedy ujrzał lezącego chłopca przygniecionego przez belkę.


- Najbliższe miasto to Nearel, odległe o trzy godziny drogi.- odpowiedział Freden.

- Więc ruszajmy!- wyrzucił Lorenss.


Ten sam błąd co poprzednio. Z bohatera robisz głupca, który nie wie, gdzie się znajduje. Jeżeli zależy ci, aby czytelnik orientował się mniej a więcej, co gdzie leży, wpleć tę informację w narrację w taki oto sposób.


- Do Nearel! - krzyknął nazwę miasta, oddalonego o trzy godziny drogi.

- Więc ruszajmy! - wyrzucił Lorenss.

Freden wziął chłopaka na swoje barki i ruszyli


Jeżeli to on wziął, to wiadomo, że na swoje. Zbędny zaimek.


- Miasto Gollden Roust zostało spalone i zgrabione przez orków. On jedyny ocalał


Nie wynika to z tekstu, tylko wypływa z ust bohatera, co sugeruje, że może kłamać. Jeżeli tak, a jak wspomniałem, narrator to pominął, prowadzi do niekonsekwencji. Bardzo zły zabieg.



O tekście: Powtarzać się nie będę, bo błędy są te same co były. Co więcej, jeżeli wobec wcześniejszego fragmentu nie ma żadnej poprawy, to uważam, że po wszelkich radach zwyczajnie "ten sam poziom" będzie pojęciem pejoratywnym. Styl wciąż leży - nie ma tutaj plastyki.

Płonące miasto to temat WODA, a ty opisałeś je w dwóch linijkach.

Tekst nie podobał mi się...
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

4
Dziękuję za szczere porady i wytyczne niektórych błądów.Będę starał się ciągle poprawiać swój tekst.Mam nadzieje że kolejny bedzie lepszy.

Pozdrawiam:)

5
Pisz, pisz. Inaczej się nie da. A jak ktoś Ci powie, żebyś nie pisał, albo że nie umiesz pisać, to go olej. Nawet jeśli nie zostaniesz mistrzem pióra, to umiejętności pisania (jakże przydatnej w codziennym życiu) nikt nie będzie Ci w stanie odebrać. Tak trzymaj. (tzn. z nastawieniem ;))

6
Co mi się nie podobało:
- Co to jest? Chyba coś się pali!
- Tak! To miasto!

Wypowiedź twojego elfa jest niesamowicie sztywna. Lepiej wyszłoby, gdyby jej w ogóle nie było, gdyby nasi bohaterowie wymienili się po prostu nerwowymi spojrzeniami. Może wtedy powstałoby jakieś napięcie?


Poszukiwali żywych stworzeń, które cudem mogły przeżyć
No tak. W sumie to mogli szukać martwych stworzeń, które mogły przeżyć, ale im się nie udało. A może żywych stworzeń, które nie mogły przeżyć? ;]

Chyba skłaniasz się ku szablonowi "minimum stylu, maksimum treści". Wybacz, ale to jest szablon dobry do ściągi na sprawdzian, ale nie do opowiadania. Masz treść przedstawić w interesujący sposób, nie po prostu przedstawić. Inaczej nie da rady.


Elf upadł na kolana i gorzko zapłakał (...) krzyknął Lorenss i ponownie upadając na kolana zapłakał
Jak czytam to samo zdanie w odległości jednego akapitu, to wychodzi efekt Benny'ego Hilla. Myślę sobie: jak jeszcze raz padnie na kolana i zapłacze, to pęknę ze śmiechu


Wtedy ujrzał chłopca leżącego pod belką, która spadła na niego
!!!

Nie potrafię tego skomentować... no nie potrafię!

!!!


Freden wziął chłopaka na swoje barki i ruszyli w stronę miasta Nearel. Po blisko trzech godzinach ciężkiej, męczącej drogi, szczególnie dla Fredena, elfy doszły do najbliższego miasta. Gdy strażnik zobaczył ich u bram miasta szybko wpuścił ich, po czym skierował do pobliskiego zielarza o imieniu Rosher. Gdy dotarli na wskazane miejsce, Lorenss zapukał do drzwi. Po krótkiej chwili stanął w nich niski mężczyzna, z siwymi włosami sięgającymi mu do przedramienia, ubrany był w strój zakonnika
W tym krótkim akapicie zmieściłeś całe mnóstwo treści, czyli znowu to, co w punkcie drugim. Czy wiesz, co mogło się dziać przez te trzy godziny? Nasi bohaterowie mogli padać ze zmęczenia, słuchać mrożących krew w żyłach jęków poparzonego chłopaka, mogli być blisko załamania nerwowego, mogli dogorywać z głodu czy pragnienia, mogli toczyć bój z własnymi kończynami odmawiającymi posłuszeństwa, mogli zatrzymywać się raz po raz, sądząc, że to ostatnie chwile życia rannego, mogli próbować wszystkiego i tracić nadzieję, mogli pocieszać samych siebie i kontynuować walkę o przetrwanie, mogli wrzeszczeć na siebie za to, że jeden lub drugi chce się poddać, mogli rozmawiać z poparzonym, pytać go o różne rzeczy, pokrzepiać w ostatnich, bolesnych chwilach, mogli...

Dużo mogli. A u ciebie w jednym zdaniu przeszli tak straszne trzy godziny. W jednym zdaniu! Rozumiesz, o co mi chodzi?



Twoje postacie są do cna plastikowe czy tam metalowe, mechaniczne, wyprute z emocji. Nieludzkie. Do wszystkiego podchodzą wyłącznie ze zdrowym rozsądkiem, a takie coś po prostu nie funkcjonuje w naturze. Opisy również opierają się na treści, nie na stylu, a bez stylu nie przedstawisz w ciekawy sposób treści.

Uważam, że musisz ćwiczyć opisy i dialogi. Po pierwsze, porzuć elfy i inne niestworzone historie. Weź na przykład jakąś zupełnie prozaiczną sytuację z życia, przyjrzyj jej się dogłębnie i najzwyczajniej w świecie opisz ze wszystkimi szczegółami i emocjami. Jeżeli chodzi o dialogi, to musisz słuchać. I tyle. Słuchać, co ludzie mówią, jak mówią, jak zachowują się w konkretnych sytuacjach. Widzę, że celujesz w świat nieistniejący, ale nie będzie on wiarygodny, jeżeli nie nałożysz na niego człowieczeństwa.



Co mi się podobało:


Będę starał się ciągle poprawiać swój tekst.Mam nadzieje że kolejny bedzie lepszy
To jest dobre nastawienie. Jeżeli nie będziesz próbował, to ci się nie uda. Życzę ci powodzenia i rozwoju. Niech Moc będzie z tobą!



Trzymaj się!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”