JUREK, OGÓREK, KIEŁBASA I SZNUREK
"Poczułem wichry mocy" – Jurek.
Jurek siedział sobie spokojnie w gabinecie i sączył likier jabłkowy ze złotego kielicha.
- Mmm! Dobry rocznik. – powiedział i wyszedł na balkon.
Ostatnimi czasy, gdy przybyła tu zbrojna brygada z Wielkiego Buma liczba wojska stacjonującego w Nowym Jurku wzrosła trzydziestopięciokrotnie. Czyli innymi słowy żołnierz żołnierza żołnierzem poganiał. Jurek powoli tracił dobry humor.
Wojskowi latali po mieście bez żadnego celu, a co robili przekraczało ludzkie wyobrażenie. Przejść ulicami praktycznie nie szło, gdyż zabarykadowane były namiotami, szałasami, kempingami i innymi budynkami tego typu.
Skrzatu wraz z Dziobatą i Panem T.P. pojechał na trening i nie wracał już dość długo. Żarówa i jego przerażające oddziały stawały się coraz agresywniejsze i z każdym dniem podchodziły coraz bliżej. Ogólnie sytuacja nie była za ciekawa.
Jurkowi już kończyły się pomysły jak utrzymać to miasto w jednym kawałku. Jedynym człowiekiem, choć trochę mu pomagającym był Spojler. Wymyślił na przykład promocyjne stoiska z ogórkami i kiełbasą, aby podnieść morale wojska.
- Jak sądzisz Spojlerze, co mam robić? – Jurek był bliski załamania nerwowego.
- Odpowiednim posunięciem byłoby chyba przeciwstawienie się Żarówie. Teraz masz ogromną armię, a on nie jest do końca przygotowany na dzień dzisiejszy. Za jakiś czas to on uderzy. A wtedy będzie lipa, że mało.
- Ale popacz gościu na stosunek terenu! Armie też ma większą! – Jurek nie był przekonany.
- Wyślij listy do wszystkich, którzy mogą ci pomóc. Skrzaty z Gór Gryzikumów, Dziobaki, może te dzikusy z trzystusiedemdziesięciopięciomilowego lasu.
- Możliwe. Choć nie jestem pewien. Słyszałeś o tej wiosce… Serwer They? Podobno się zbuntowała. Żarówa wysłał tam swoich agentów, a oni zamienili ją w morze chaosu.
- Poważna sprawa. Zmienia postać rzeczy. Zrobimy tak: wyślemy posłańców, a póki co poczekamy jeszcze jakiś czas.
- Dobra. Ale jak się nam nie powiedzie to wisimy na sznurku nad rzeką lawy.
- Właśnie! Nasze wojsko jest jak lawa: z wierzchu gorące, wewnątrz gorące i wszystko podpalające.
- Dobre! Naprawdę dobre! Jeszcze Wielkie Królestwo Jurka nie zginęło póki Jurek żyje! – zawiwatował Jurek.
- Do boju Jurku! Do boju Jurku! Jeszcze tego lata, jeszcze tego lata Jurek będzie władcą świata!
- Bayamos SuperJurkos…
*****
Wuj zatrzymał się dopiero, gdy pechowo zleciał z rumaka oglądając się za siebie. Powodem była rozłożysta gałąź. Tak oto, więc odzyskał kontakt z ziemią, o czym powiadomiło głośne huknięcie. Podczas upadku znaleziony w Coupe woreczek z dziwnym proszkiem eksplodował wzbijając w powietrze swą zawartość. Wszyscy bez wyjątku zaczęli kichać. Oddychać normalnie dało się dopiero, gdy pył opadł na ziemię.
- Po jaką cholerę zabrałeś to świństwo?! – zdenerwował się Piaskownica.
- Leżało to wziąłem. – odparł Wuj - Znalezione nie kradzione.
- Też bym tak postąpił. – przyznał Kuba-Buba.
- To nie piknik. Jedziemy dalej! – rozkazał Wuj.
Wuj w szybkim tempie i z gracją wgramolił się na konia, wskazał kierunek dłonią i ponaglił rumaka.
Ku zdumieniu wszystkich jego zwierze wystartowało z niesamowitą wręcz prędkością wzbijając w powietrze tumany kurzu i piachu. Zatrzymał się dopiero na drugim wzgórzu pół kilometra dalej przy okazji gubiąc właściciela w połowie drogi. Reszta ekipy siedziała jak wryta. Turek przecierał oczy sprawdzając czy to nie złudzenie optyczne. Piaskownica solidnie rąbnął się w twarz sprawdzając czy czasem nie śpi.
- To nie sen. – przyznał.
- Może my też pogalopujemy? – zaproponował Kuba-Buba.
- Na trzy. – zarządził Maślak – Raz… Dwa… Trzy!
Wszyscy we czwórkę jednocześnie szarpnęli wodze. Efekt był podobny. Ruszyli zanim zdążyli mrugnąć okiem. Turek nie miał dziś szczęścia i zaraz na starcie w wyniku przeciwnego podmuchu wiatru zleciał z wierzchowca. Piaskownica jak się okazało zapanował nad pędem i dojechał aż na drugie wzgórze w jednym kawałku. Kubie-Bubie prawie się udało. Niestety był za wysoki i jego szansę na sukces przekreślił pewien konar. Maślak zaś nie wyrobił zakrętu i swoją znaczną powierzchnią ciała skosił dwa małe drzewka.
- Co za prędkość! – krzyknął Wuj podnosząc się z ziemi – Szczęście, że rumaki nie uciekły.
- To pewnie przez ten proszek F1. – odkrył dumny z siebie Piaskownica.
- Zaiste. – przyznał Wuj – Panowie! Mam plan! Po co mamy się szwędać po całej Lewazji? Z takim przyspieszeniem i prędkością możemy dojechać do Wielkiego Królestwa Jurka w może z dwie godziny!
- Jeśli nie zlecimy, albo nie zginiemy. – powiedział Turek.
- Właśnie! – wyjęczał Maślak.
- Dobra! Wystarczą małe zmiany, a efekt będzie wielki! Musimy przywiązać się do naszych wierzchowców. Jeżeli będzie dobrze nie zlecimy, a co za tym idzie dojedziemy. – Wuj fachowo rozwiązywał problemy.
Dokładnie tak jak zarządzono każdy ostrożnie i na ile było to możliwe komfortowo przytwierdził się do swego rumaka. Sposoby były różnorodne: pas, lina, rzep, łańcuch. Gdy każdy był już należycie zabezpieczony przyszedł czas na test. Wszyscy zrobili się wyjątkowo nerwowi. Ustawili się na drodze, Wuj zasygnalizował start… i … ruszyli!
Gnali ze zdumiewającą prędkością. Polne drogi aż kłębiły się w kurzu i piachu. Wuj postanowił obrać krótszą wersję drogi ścinając zakręty i jak najmniej zakręcając. W miejscach gdzie bohaterowie skracali sobie drogę na suchych liściach, bądź sianie wzniecały się małe ogniska. Jechali tak z dwie godziny i piętnaście minut z naprawdę dużą prędkością, aż w końcu raptownie zatrzymali się przed bramą do Nowego Jurku. Hamowanie było tak ostre, że cała piątka poleciała do przodu razem z siodłem, do którego się przywiązali.
*****
- Witamy w Nowym Jurku! – przywitał się strażnik – Panowie turystycznie czy pracy szukają?
- Pracy szukamy. – oznajmił Wuj.
- Jako jednostka wojskowa w obecnym czasie nie radzę. Brak wolnych miejsc do czasu wojny.
- Aha. Rozumiem.
- A teraz przedstawić się wszyscy. Musze zapiać każdego i możecie wejść. To tylko system ochronny.
- Jam jest Wuj, to Piaskownica, to Turek, to Maślak, a to Kuba-Buba.
- Dobra. Możecie wjechać. Tylko żadnych kłopotów.
Wuj oddał konie do stajni prowadząc je powoli. Wolał nie ryzykować jazdy po mieście. Kto wie, co mogłoby się wydarzyć? Kolejnym świetnym pomysłem było dostanie się na audiencje u Jurka. Jeśli ktoś wiedział gdzie jest Skrzatu i Pan T.P. to właśnie on.
*****
- Tyle wojska w całym mieście! Nie widziałeś tego jeszcze! Popacz, o popacz! – śpiewał Piaskownica.
- Nie śpiewaj takich rzeczy, gdy mamy poważny problem. Nie chcą nas umówić na spotkanie z Jurkiem. Jakieś pomysły? – Wuj chciał koniecznie spotkać się z królem.
- Jeśli nie chcą nas wpuścić, to sami się tam dostaniemy! Bła cha cha cha cha! – Piaskownica zaniósł się złowieszczym śmiechem.
******
Kuba-Buba i Maślak czekali przyczajeni w zaroślach. Plan był pogięty, ale mógł odnieść sukces. Turek miał wciągnąć straż pałacową w rozmowę, Kuba-Buba i Maślak mieli odwrócić uwagę nieprzyjaciela, a Piaskownica i Wuj zamierzali przebić się do Jurka. Problem był taki: pałac był ogromy, szukanie w nim Jurka będzie przypominało szukanie igły w stogu siana, z tym, że sprawę utrudniać będą oddziały wrogo nastawionych strażników.
Maślak wyjął lunetę i zasępił się w ochronę bramy wejściowej. Strażników było dwóch. Jeden mały i gruby, a drugi wysoki i łysy.
- He, he! Ale gruby strażnik. – zachichotał Maślak.
Kuba-Buba popatrzył na kumpla, potem na strażnika, który był niesamowicie chudy w porównaniu do Maślaka.
- Jak mógł się dopuścić do takiego stanu? – odparł Kuba-Buba udając zdziwionego.
*****
Turek właśnie ruszył realizować plan. Spokojnie, bez żadnych nagłych ruchów podszedł do strażników.
- Bez pisemnej zgody z podpisem Jurka nie może pan wstąpić do wewnątrz. – ostrzegł łysy.
- Co?! To jak można wejść do zamku? Skoro muszę mieć papier podpisany przez kogoś, kto jest tam!
- Zasady są surowe. – odparł drugi.
*****
Tymczasem w krzakach drużyna Kuby-Buby szykowała się do odciągnięcia straży. Niestety maślak pechowo zaklinował się między drzewami.
- Ops! Pomocy. Kuba-Buba ratuj. – wyjęczał.
- Masz ci los…
*****
- Ładna fryzura… Gdzie tak strzygą? – Turkowi kończyły się pomysły.
No gdzie oni są?
- A tam na rogu Jurkowskiej i Juriańskiej. Tu prosto, potem w lewo i pierwsze drzwi na prawo. Na pewno pan trafi.
*****
- Cholera! Dać im jakieś zadanie to koniec! – Wuj zaczynał tracić cierpliwość.
- To partacze. – wyjaśnił Piaskownica.
- To, co oni tak długo siedzą w tych krzakach? Już dawno powinni odciągnąć strażników!
- Może Maślak utknął między drzewami? He, he!
- Nie żartuj sobie! To nie jest śmieszne!
*****
- I warto za takie pieniądze tu tak stać na słońcu? – zapytał Turek, co mu na myśl przyszło.
- Czy ty do czegoś zmierzasz? – strażnicy robili się podejrzliwi.
- Nie. Ja tylko…
*****
Kubie-Bubie udało się wreszcie wydostać Maślaka z niewoli. Ustawili się.
- To na dziesięć! Dziesięć… dziewięć…
*****
- Ładnie dziś mamy niebo. Niebieskie nie? – Turek gadał już o zupełnych bzdurach.
- Gościu! Odczep się! Jasne?! – strażnicy już mieli dość.
Nagle z krzaków wyskoczyli Kuba-Buba oraz Maślak w przebraniu z liści, piór i gałęzi. Rycząc jak syrena policyjna gnali w kierunku strażników i Turka.
- Na brodę Czopka! – wrzasnął jeden.
- Nikt nie mówił, że walka z tym czymś należy do naszych obowiązków! W nogi! – krzyknął drugi.
Obaj rzucili się do ucieczki, lecz zahaczyli o nogę Turka i z pluskiem wlecieli do fosy wokół pałacu. Turek ruszył realizować dalszą część planu. Wbiegł przez bramę na dziedziniec i zaczął się drzeć:
- Potwory!... Nadciąga koniec świata!... Nie ma już niczego!
Zaraz za Turkiem wbiegli Kuba-Buba i Maślak rycząc przeraźliwie i machając rękoma. Z naprzeciwka nadciągał oddział gwardii pałacowej. Na tarczach nosili herb Jurka: butelkę spirytusu trzymaną przez rycerską rękawicę na żółtym tle. Gwardziści powoli i ostrożnie okrążali przebierańców. Turek wciąż cos krzyczał w stylu: „są niezniszczalni!”, „widziałem jak rozwalili setkę elitarnych wojowników jednym ruchem!”. Całe te wrzaski skutecznie obniżały morale wojsk przeciwników.
*****
- Nareszcie! Udało im się zrobić bajzel! Chodź za mną! – krzyknął Wuj i pędem ruszył w stronę bramy zamkowej. Piaskownica dotrzymywał mu kroku. Przebiegli przez bramę i powoli okrążyli dziedziniec nie zwracając na siebie uwagi. Na szczęście gwardia pałacowa była bardzo zaabsorbowana walką z „potworami”. Bitwa szła powoli. Co odważniejszy wojownik , który skoczył do przodu obrywał gałęzią w łeb, co skutecznie wyłączało go z walki.
Wuj i Piaskownica biegli pałacowymi korytarzami przez dobre dziesięć minut, aż dotarli do gabinetu Jurka. Piaskownica pchnął drzwi, które potężnie skrzypiąc się otworzyły. To, co tam zobaczyli kompletnie ich zaskoczyło. Na stole na środku pomieszczenia stało mnóstwo opróżnionych butelek.: trzy po likierze jabłkowym, jedenaście po winie, czternaście po spirytusie i szesnaście po barbarzyńskiej wódce, która jak głoszą legendy zostawiona na słońcu doprowadzała do samozapłonu.
Co ciekawe nikogo nie było wewnątrz. Wuj porządnie obejrzał pomieszczenie pospiesznie zabierając, co wartościowsze przedmioty. Trzy regały na książki wypełnione butelkami po alkoholu, biurko, sofa, obracany fotel i stół z czterema krzesłami było całym umeblowaniem pokoju.
- Jest tu, kto?! – krzyknął Wuj.
- Ja. – dobiegło spod stołu.
Wuj kucnął i zauważył, że pod stołem leży sam król Jurek ubrany w swoja złotą płytówkę z gwiazdą na piersi i napisem „Jurek” na plecach. Król zaczął się podnosić. Niestety uderzył głową o blat stołu, co z powrotem przywróciło go do pozycji leżącej.
- Dobrze się pan czuje? – zapytał Wuj wyciągając Jurka spod stołu.
- Tak. Akurat sen mnie zmorzył. – wyjaśnił Jurek.
- Wypiłeś to na raz? – zapytał Piaskownica wskazują na rząd pojemników na stole.
- Nie, tylko kolekcjonuje butelki. – wyjaśnił Jurek – Zaraz! Kto was tu wpuścił?
- Gwardia tłumaczyła, że możemy… - zaczął tłumaczyć Wuj, lecz przerwało mu pojawienie się sześciu gwardzistów prowadzących zakutych w kajdanach Maślaka, Turka i Kube-Bube.
Wuj mało nie stracił przytomności.
- Co tu się dzieje? – zapytał Jurek.
- Bo my chcieliśmy na audiencję. – powiedział Wuj.
- A! Rozumiem. Wystarczyło powiedzieć. – Jurek nie krył szoku.
- Ale strażnicy w bramie mówili, że nie ma takiej opcji! – oburzył się Piaskownica.
- To taki manewr. Żarcik. He, he! – zaśmiał się Jurek – Dobra! Rozkuć ich i wracać na stanowiska!
- Aj, aj! – powiedzieli gwardziści i wykonali polecenie.
- A wy panowie proszę za mną! Tylko się nie zgubcie!
*****
Zatrzymali się w dużej sali wypełnionej po brzegi różnorakimi krzesłami. Każdy zajął wygodne miejsce, poczekali parę minut na Spojlera – oficjalnego dowódcę i audiencja mogła się odbyć.
- Ogłaszam wszem i wobec, że audiencja zaiste się rozpoczyna. – powiedział Jurek.
- Brawo! Brawo! – klaskał Spojler, ale szybko przestał, o czym zarządziły spojrzenia pozostałych uczestników.
- Czego panowie ode mnie oczekują? – zapytał Jurek.
- Rusz pan tyłek z tego zamku i jazda na wroga! Na co jeszcze czekasz? Na świętego Mikołaja?! – Piaskownica nie miał zwyczaju być miły.
- Co?! To ja mam tylko możliwość na kogoś tu wrzeszczeć! – Jurek nie lubił krytyki w swoim kierunku.
- Przepraszam za niego. Jest nadpobudliwy. – powiedział Wuj – Ale mam dwa pytania. Gdzie jest Skrzatu? I na co jeszcze czekasz z tą wojną?
- Skrzatu jest w Kniejach Dziobaków. A czekam na odpowiedzi w sprawie wezwania do pomocy.
- A na jaką cholerę Skrzatu pojechał to tej puszczy?! – zapytał Wuj.
- Na trening. Jest wszak Krowim Jeźdźcem.
- CO?! – zdziwili się wszyscy.
- Ten pajac! Ja nie mogę! – Piaskownica nie mógł wyrobić.
- Zresztą sam wam sto opowie jak wróci. – powiedział Jurek – Jeszcze jakieś pytania?
- A zastanawia mnie jeszcze ile potrwa zanim otrzymasz wieści o pomocy? – zastanawiał się Wuj.
- Ze trzy miesiące.
- Co?! To dwa miesiące i dwa tygodnie ponad termin! Żarówa będzie przygotowany. To nie lepiej od razu wysłać mu list żeby się przygotował?! – Piaskownica nie miał humoru.
- Czyli mamy gnić tu przez trzy miechy? – zapytał Kuba-Buba.
- Wygląda na to, że tak. – odparł Wuj.
- Trudno. Nic na to nie poradzę. Możecie zamieszkać na razie w pałacu w pokojach dla gości. A za trzy miesiące ruszamy!
2
Zauważ, że namioty i kempingi to nie budynki. Szałasy bywają budynkami, a czasami nie (http://pl.wikipedia.org/wiki/Szałas), ale w tym przypadku raczej też nimi nie są.Dzwienkoswit pisze:gdyż zabarykadowane były namiotami, szałasami, kempingami i innymi budynkami tego typu.
Zupełnie mi to zdanie nie leży. Zamień imiesłów na osobne zdanie (Jedynym człowiekiem, który pomagał Jurkowi choć trochę, był Spojler) albo coś takiego.Jedynym człowiekiem, choć trochę mu pomagającym był Spojler.
1) Nie wiem, czy to specjalnie, ale pisze się "popatrz".- Ale popacz gościu na stosunek terenu! Armie też ma większą! – Jurek nie był przekonany.
2) "Armię"
3) Spokojnie możesz wywalić dodatkowe zdanie, bo wynika to z kwestii
Yyy... Nikt nie reaguje w ten sposób na wiadomość zmieniającą postać rzeczy. A ten typek od razu, bez chwili namysłu, mówi, co zrobią.- Możliwe. Choć nie jestem pewien. Słyszałeś o tej wiosce… Serwer They? Podobno się zbuntowała. Żarówa wysłał tam swoich agentów, a oni zamienili ją w morze chaosu.
- Poważna sprawa. Zmienia postać rzeczy. Zrobimy tak: wyślemy posłańców, a póki co poczekamy jeszcze jakiś czas.
No cóż... wiele nie sprawdziłem, ale jakoś nie bardzo mam siły na cokolwiek. Jakoś niedługo dokończę i może się rozpiszę
Pozdrawiam

Re: JUREK, OGÓREK, KIEŁBASA I SZNUREK (fantastyka/komedia)
3Przyjrzyjmy się temu fragmencikowi. Ważne jest, żeby wydarzenia łączyły się w spójnie ułożoną całość. Tutaj piszesz, że Wuj zatrzymał się, przedtem zleciał z rumaka, a przedtem obejrzał się. W kolejnym zdaniu znajduje się informacja o wydarzeniu między zleceniem z rumaka a obejrzeniem się. W następnym zaś mowa o dźwięku wywołanym przez uderzenie Wuja o glebę. Zdecydowanie nie ułatwia to czytania. Poustawiaj wszystko na swoim miejscu.Dzwienkoswit pisze:Wuj zatrzymał się dopiero, gdy pechowo zleciał z rumaka oglądając się za siebie. Powodem była rozłożysta gałąź. Tak oto, więc odzyskał kontakt z ziemią, o czym powiadomiło głośne huknięcie. Podczas upadku znaleziony w Coupe woreczek z dziwnym proszkiem eksplodował wzbijając w powietrze swą zawartość. Wszyscy bez wyjątku zaczęli kichać. Oddychać normalnie dało się dopiero, gdy pył opadł na ziemię.
Druga rzecz - w życiu nie zaciekawisz człowieka, jeśli wszystko od początku będzie tak oczywiste. W tym przypadku chodzi mi konkretnie o zdanie: "Podczas upadku znaleziony w Coupe woreczek z dziwnym proszkiem eksplodował wzbijając w powietrze swą zawartość". Napisz po prostu, że coś dziwnego wydarzyło się z powietrzem, uniemożliwiając oddychanie, że rzucali się w walce o tlen, że rzucali klątwami, w końcu - że powietrze przebiło się przez gęsty pył. Wszystko inne wyjaśni się w dialogu.
Warto by coś z tymi wujami zrobić. Pierwsze, co widać, to że ostatniego można wywalić. Poza tym przyda się jakieś zastępcze określenie. Może być związane z wyglądem, usposobieniem i tak dalej.- Po jaką cholerę zabrałeś to świństwo?! – zdenerwował się Piaskownica.
- Leżało to wziąłem. – odparł Wuj - Znalezione nie kradzione.
- Też bym tak postąpił. – przyznał Kuba-Buba.
- To nie piknik. Jedziemy dalej! – rozkazał Wuj.
Wuj w szybkim tempie i z gracją wgramolił się na konia, wskazał kierunek dłonią i ponaglił rumaka.
Warte byłoby to podkreślenia, gdyby skosił dwa drzewka cudzą powierzchnią ciałaMaślak zaś nie wyrobił zakrętu i swoją znaczną powierzchnią ciała skosił dwa małe drzewka.

A, no i jeszcze jedno. Skosił drzewka powierzchnią? Raczej masą ciała, a jeszcze lepiej - ciałem.
Ej, czy oni wszyscy wygrzmocili się w tym samym miejscu?- Co za prędkość! – krzyknął Wuj podnosząc się z ziemi – Szczęście, że rumaki nie uciekły.
- To pewnie przez ten proszek F1. – odkrył dumny z siebie Piaskownica.
- Zaiste. – przyznał Wuj – Panowie! Mam plan! Po co mamy się szwędać po całej Lewazji? Z takim przyspieszeniem i prędkością możemy dojechać do Wielkiego Królestwa Jurka w może z dwie godziny!
- Jeśli nie zlecimy, albo nie zginiemy. – powiedział Turek.
- Właśnie! – wyjęczał Maślak.
Kłębiące się polne drogi? Rozumiem, konwencja fantasy, ale dopóki ludzie mają nogi i ręce, drogi nie potrafią się kłębić!Polne drogi aż kłębiły się w kurzu i piachu.
Nie wmówisz mi, że przywiązali się do jednego siodła!Hamowanie było tak ostre, że cała piątka poleciała do przodu razem z siodłem, do którego się przywiązali.
Nie ma tutaj narracji, a powinna być. Często wstawki typu: "Strażnik z upiorną mitręgą na twarzy począł kreślić nazwiska. Niemo wołał o pomoc, gdy koszmarne literki zaczęły przechodzić jego możliwości, a strużki potu płynęły gęsto po czole. Wuj gwizdnął" dodają kolorytu.- A teraz przedstawić się wszyscy. Musze zapiać każdego i możecie wejść. To tylko system ochronny.
- Jam jest Wuj, to Piaskownica, to Turek, to Maślak, a to Kuba-Buba.
- Dobra. Możecie wjechać. Tylko żadnych kłopotów.
Nie jest to śmieszne, a pisze się "popatrz".- Tyle wojska w całym mieście! Nie widziałeś tego jeszcze! Popacz, o popacz! – śpiewał Piaskownica.
Wywal albo "Bła cha..." albo "złowieszczy śmiech". To tak, jakby napisać:- Jeśli nie chcą nas wpuścić, to sami się tam dostaniemy! Bła cha cha cha cha! – Piaskownica zaniósł się złowieszczym śmiechem.
"Nie kocham cię, ty suko! - oznajmił Jerzy tej głupiej suce, że jej nie kocha"
Choć może być też coś takiego:
"- Bła, cha, cha, cha! - Śmiech Piaskownicy zabrzmiał złowieszczo"
Bo w tym wypadku masz w kwestii, że on się śmieje, a narrator mówi tylko, że ów śmiech zabrzmiał złowieszczo. Czaisz?
Unikaj opisywania świata poprzez "miał" i "był". W tym wypadku wywal drugie "miał", a z "był"... radź sobie :]Kuba-Buba i Maślak czekali przyczajeni w zaroślach. Plan był pogięty, ale mógł odnieść sukces. Turek miał wciągnąć straż pałacową w rozmowę, Kuba-Buba i Maślak mieli odwrócić uwagę nieprzyjaciela, a Piaskownica i Wuj zamierzali przebić się do Jurka. Problem był taki: pałac był ogromy, szukanie w nim Jurka będzie przypominało szukanie igły w stogu siana, z tym, że sprawę utrudniać będą oddziały wrogo nastawionych strażników.
Maślak wyjął lunetę i zasępił się w ochronę bramy wejściowej. Strażników było dwóch.
A, i wiesz, co to znaczy "zasępić się"? Sprawdź w słowniku
Powtórzenie "już". Nie mów oczywistych oczywistości. Lepszy miałoby to wydźwięk, gdyby usunąć "Turek gadał..." i "strażnicy..."- Ładnie dziś mamy niebo. Niebieskie nie? – Turek gadał już o zupełnych bzdurach.
- Gościu! Odczep się! Jasne?! – strażnicy już mieli dość.
Wyliczanki, wyliczanki... Przecież oni tego nie liczyli. Wystarczy: "mnóstwo butelek. Wuj dostrzegł , że prawie połowa z nich była kiedyś wypełniona barbarzyńską wódką, która..."trzy po likierze jabłkowym, jedenaście po winie, czternaście po spirytusie i szesnaście po barbarzyńskiej wódce, która jak głoszą legendy zostawiona na słońcu doprowadzała do samozapłonu.
Bez "swoją"Wuj kucnął i zauważył, że pod stołem leży sam król Jurek ubrany w swoja złotą płytówkę z gwiazdą na piersi i napisem „Jurek” na plecach.
Mało kto to wie, często spotyka się to w tekstach, które przeszły korektę, ale "wszem i wobec" to błąd. Winno być "wszem wobec" i choć trochę archaicznie brzmi, będę tego bronił. Tu masz wyjaśnienie:- Ogłaszam wszem i wobec, że audiencja zaiste się rozpoczyna.
http://www.obcyjezykpolski.interia.pl/?md=archive&id=3
Nie możliwość, tylko prawo.- Co?! To ja mam tylko możliwość na kogoś tu wrzeszczeć!
Mnóstwo brakujących przecinków, trochę niepotrzebnych. Tego niestety trzeba się wyuczyć. Proponuję stąd:
http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629769
A poza tym czytać dużo.
Nieprawidłowy zapis dialogów. http://weryfikatorium.pl/viewtopic.php?t=992 - tutaj, w punkcie czwartym, masz, jak to powinno wyglądać.
No i na końcu. Zwracali się do króla na "ty". Nie wiem, czy tak powinno się mówić podczas audiencji.
Żeby nie było, że w kółko się czepiam. Mimo mnóstwa błędów i średniego stylu odczułem, że jest w tym takie... coś. Mimo infantylnej fabuły i idiotycznych żartów całkiem mi się podobało! To jest tak strasznie bezpretensjonalne, że, kurde bele, nie miałbym oporów, żeby przeczytać dalszy ciąg! Oczywiście, trzeba popoprawiać, trzeba posiedzieć, ale podczas czytania nie odczułem zmęczenia.
Pozdrawiam!
4
W trakcie czytania - musiałem zapoznać się z tekstem Bin'a, zanim począłem weryfikację, co bym nie powtarzał po nim...
do rzeczy:
W tym zdaniu jest też błąd logiczny: barykady/zabarykadowany to raczej nie namioty, szałasy i kempingi...
Rence opadajom...
Wyciągnął plan w formacie (dajmy na to) A4, który był pogięty i wymiętolony. I jak to pasuje do Twojego opowiadania? No ni jak, bo bzdurnie wplotłeś skrót myslowy domalowując do niego wysuszony kolokwializm, który ni jak ma się ze słowem pisanym.
Resztę pominąłem, czytając zawzięcie bez patrzenia "w tekst". W odróżnieniu od Bin'a, nie mam takiego entuzjazmu, bo w ogóle mi się to nie podobało. Ani zabawne, ani wartkie. Słabe i to bardzo. Nie widzę też w Twoim tekście pomysłu, który przyświecałby tobie w trakcie tworzenia.
do rzeczy:
Wojskowi latali po mieście bez żadnego celu, a to, co robili przekraczało ludzkie wyobrażenie.
Wyszedł śmieszny błąd, przez zestawienie dwóch wyrazów o takim samym znaczeniu, ale, przeciwnym użyciu: przejść i nie szłoPrzejść ulicami praktycznie nie szło, gdyż zabarykadowane były namiotami, szałasami, kempingami i innymi budynkami tego typu.
W tym zdaniu jest też błąd logiczny: barykady/zabarykadowany to raczej nie namioty, szałasy i kempingi...
To po co rozpisujesz coś wcześniej, skoro sam skracasz swoją wypowiedź, odejmując jej jakiejkolwiek ważności?Ogólnie sytuacja nie była za ciekawa.
Ogólnie w języku polskim nie stosuje się ego zwrotu, bo sam w sobie jest błędem. Jeżeli dzień = dzisiaj. Tak samo jest z wczoraj/jutro itd.dzień dzisiejszy
- Ale popacz gościu
Rence opadajom...
po co te więc?Tak oto, więc odzyskał kontakt z ziemią,
Jeżeli wyjęczał, to skąd tam wykrzyknik?- Właśnie! – wyjęczał Maślak.
Przywitał ich, czy się?- Witamy w Nowym Jurku! – przywitał się strażnik
Ty to robisz specjalnie? Jeżeli to jest jakaś wada wymowy bohatera, trzeba to gdzieś opisać w dialogu/narracji albo co...Popacz, o popacz!
A tutaj mam pole do popisu. Nie jestem zwolennikiem niszczenia naszej kochanej mowy ojczystej, ale napiszę, jak ja to widzę:Plan był pogięty
Wyciągnął plan w formacie (dajmy na to) A4, który był pogięty i wymiętolony. I jak to pasuje do Twojego opowiadania? No ni jak, bo bzdurnie wplotłeś skrót myslowy domalowując do niego wysuszony kolokwializm, który ni jak ma się ze słowem pisanym.
Resztę pominąłem, czytając zawzięcie bez patrzenia "w tekst". W odróżnieniu od Bin'a, nie mam takiego entuzjazmu, bo w ogóle mi się to nie podobało. Ani zabawne, ani wartkie. Słabe i to bardzo. Nie widzę też w Twoim tekście pomysłu, który przyświecałby tobie w trakcie tworzenia.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.