tester /SF - Komiedia/

1
Usłyszał dźwięk przekręcanego klucza w zamku.

Wychodząc do przedpokoju najpierw zobaczył śliczną, szczupłą rękę z genialnie zdobionymi tipsami, zaraz potem pojawiły się pukle niesamowicie skręconych blond włosów. Za nimi, powolutku wynurzały się te części ciała, które najbardziej kochał. Schowane pod obcisłym swetrem, wspaniałe, wręcz poetycko doskonałe piersi.

- No w końcu.- Powiedział Johny, stęskniony widokiem swojej dziewczyny.

- Nie mogłem się już ciebie doczekać.- Johny nawet nie próbował ukryć zadowolenia. Szybciutko odebrał ekologiczną torbę z zakupami, by zanieść ją do kuchni. Zawsze się zastanawiał jak ona to robi, że z jednej strony wszystko, co potrzebne do jedzenia mógł znaleźć bez problemu w lodówce, z drugiej nigdy jej nie widział obładowanej zakupami w stylu „Matka Polka”.

- Witaj Johny - Głos Laury przechodzący w szept wskazywał, że jest co najmniej równie stęskniona jego ciała.

- Jak Twoje testy? – Mrugając metrowymi rzęsami zapytała w taki sposób, że zaczął się zastanawiać czy jednak nie rzucić pilnej roboty, i zająć się testowaniem bardziej przyziemnych rzeczy, niż najnowsze produkty firmy „KeyLock International”. Takich jak chociażby niedawno zakupione łóżko „gigant”.

-Teraz nic z tego, wychodzę na chwilę -. Powiedziała Laura domyślając się, co chodzi mu po głowie.

- Jeszcze popracuj ze dwie godzinki, a ja wieczorem ci to wynagrodzę.- Woow!- Już nic więcej nie musiała mówić. Lepszej zachęty nie potrzebował. Szybko wrócił do komputera, by dokończyć robotę.



Był zawodowym testerem peryferyjnych urządzeń komputerowych. Testował nowe klawiatury, kaski wirtualne, tablety i wszystkie te „pierdoły” związane z obsługą interfejsu użytkownika. Tak naprawdę jego głównym zadaniem było sprawdzenie urządzeń pod względem ergonomicznym z jednej strony, z drugiej zaś, tak zwaną - „idiotoodporność”, czyli wrażliwość sprzętu na dziwne i nieoczekiwane reakcje z ludźmi chcącymi używać tego sprzętu do celów innych, niż przewidziane w instrukcji. Po wyjściu Laury, ubrał wirtualną rękawice, przełączając jednocześnie monitor na tryb „3D”. Już miął rozpocząć analizę pod kątem wygody poruszania palcami, gdy zadźwięczał dzwonek przy drzwiach. Kiedy otworzył, zobaczył znajomego kuriera.

- Dzień doberek Panie Johny. Paczuszka dla Pana. Tym razem jakaś mała? - Zdziwił się. Do tej pory przyzwyczajony był raczej do większych pakunków. Kiedy potwierdził odbiór i zaczął rozwijać papier, powoli jego oczom ukazywał się napis „KeyLock Inernational Alpha 001”.

- No i to mi się podoba! - Johny powiedział do siebie zadowolony. 001 oznaczało ni mniej ni więcej, tylko że będzie testował produkt jako pierwszy (nie licząc oczywiście laboratorium). Coraz częściej firma go doceniała. Zrzucił szybko rękawice, niestety będzie musiała poczekać.

Z ciekawością zajął się rozpakowywaniem urządzenia. Był to najnowszy model świetlnej klawiatury. Po umieszczeniu projektora na statywie i zsynchronizowaniu częstotliwości fal z kompem, wcisnął „On” znajdujący się na podstawce. Na biurku rozświetlił się układ tradycyjnej klawiatury. Jeszcze tylko zrzucił luźno leżące kartki na podłogę, żeby nie załamywały linii świetlnych. Nie martwił się bałaganem wiedząc, że Laura jak zwykle posprząta idealnie, układając wszystkie notatki dokładnie tak, żeby odnalezienie akurat tych potrzebnych nie zajmowało dużo czasu. Szybko zorientował się, że model różnił się od dotychczasowych możliwością dowolnego definiowania układu klawiszy. Dodatkowo można było wyświetlić małe okienko podglądu naciskanych punktów świetlnych, imitujących klawisze.

- No w końcu wprowadzili tę funkcjonalność - Johny ucieszył się. Dla patrzących w czasie pisania na klawiaturę, a nie na monitor, było to duże udogodnienie. Z radości energicznie wyciągnął ręce do przodu, zapominając o otwartej butelce wina, leżącej koło monitora.

Mimo prób schwytania, butelka przewróciła się jednak. Zaczął szybko prawą ręką zagradzać drogę, by płyn nie dostał się pod statyw. Z urządzeniami w wersji „Alpha” trzeba było na takie rzeczy uważać. Kiedy druga ręka poszybowała w kierunku wyłącznika zauważył, że jedna stróżka zaczyna dotykać podstawki. Już miał wyłączyć projektor, kiedy coś strzeliło, odrzucając Go od biurka razem z krzesłem, na którym siedział. Zanim stracił przytomność zdążył zobaczyć jeszcze niebieską łunę między monitorem i projektorem.





*****



Usłyszał dźwięk przekręcanego klucza w zamku.

To była Krycha wracająca od sąsiadki.

- Dlaczego akurat teraz? - Zapytał sam siebie Wiesio. – Nie mógł sobie darować. Jakiś czas temu wpadł na pomysł, że zacznie pisać książki. Krycha przerwała pisanie Jego pierwszego w życiu opowiadania w momencie, w którym nie tylko przestał się męczyć z wymyślaniem kolejnego zdania, a wręcz zaczął pisać jak natchniony. A co? Skoro bracia Mroczkowie są aktorami, to równie dobrze On – Wiesio Księgowy, może być pisarzem.

- Słuchaj Wiesio. Tak sobie gadałyśmy z Julką.- Kiedy Krycha podchodziła do niego, szybko „wykrzyżykował” Worda obawiając się, że ta rozmowa szybko się nie skończy. U Julki na plotach siedziała całe popołudnie, a więc streszczenie, co której koleżance brakuje, i co która powiedziała innej, pewnie nie potrwa krótko. Gdy siadając na kanapie, zwinęła nogi w pozycji - „a teraz mnie słuchaj”, wyłączył komputer widząc, że miał rację.

- Wiesz, rozmawiałyśmy z Julką o wigilii-. Wiesiowi w głowie zapaliło się żółte światełko. – - Aaha! - Jeżeli sprawozdanie rozmowy z Julką, nie zaczynało się od pytania „a wiesz, kogo Julka spotkała ostatnio?”, to istniało duże prawdopodobieństwo, że sąsiadka podsunęła Kryśce jakiś głupi pomysł.

- Julka robi Wigilię u siebie.- Zaczynała czarować. – Pokazywała mi obrus, który kupiła na tą okazję, mówię Ci jaki śliczny, ręcznie haftowany, dosłownie super.- Krycha zaczynała coraz bardziej rozkręcać się. Mówiła szybciej, coraz szybciej. Kiedy przekroczyła prędkość 200 wypowiadanych słów na minutę, Wiesio zastosował jeden ze swoich opracowywanych przez lata doświadczeń, przepisów na udane małżeństwo. W tym przypadku, był to sposób na „Szwejka”. Należało zrobić minę z uśmiechem przypominającym spojrzenie zadowolonego bohatera, z kultowego Czeskiego filmu, po czym co jakiś czas potwierdzać słowami: „ależ tak”, „oczywiście”, „no no” , „masz rację kochanie”. Do tego należy dodać wyrazy zdziwienia: „niemożliwe!?”, no coś Ty?!”, „no niee!?” itp. Po nabraniu wprawy, można było używać kombinacji tych wyrazów i jednocześnie zająć się rozmyślaniem na poważniejsze tematy. Kiedy w tle słuchał wywodu Krychy, zaczął się zastanawiać, co takiego mogłoby spowodować zwarcie urządzenia przez Johnego. Musiałoby to być coś nieprzeciętnego i raczej niespotykanego. Przeniesienie w inny wymiar? – banalne. Utrata pamięci ? - No i o czym wtedy dalej pisać? Wiesio zastanawiał się coraz intensywniej, powoli tracąc kontakt z rzeczywistością.

-No oczywiście! – Niemalże krzyknął wyciągając kciuk do góry, zadowolony z pomysłu.

- Naprawdę? – Usłyszał głos jak z zaświatów.- Kocham Cię!- Krycha rzuciła się na Niego obdzielając dużym całusem. Powoli Wiesiowi świadomość podpowiadała, gdzie się znajduje.

- No to ja idę pogrzebać po przepisach -. Nie dość, że w głowie zapaliła się czerwona lampka, to jeszcze dodatkowo uruchomiła się syrena alarmowa.

- Na co ja się zgodziłem?- Pytał sam siebie wygrzebując z podświadomości ostatnie minuty jej monologu. – Najpierw była Julka, potem wigilia u Julki, potem zastanawianie się, do kogo pójdziemy na wigilie… - Mam! – Wiesio uświadomił sobie, że Krycha spytała Go, czy w tym roku, nie mogliby zrobić Wigilii u siebie zapraszając jednych i drugich rodziców. Aż zasyczał z przerażenia. No to go podeszła. Pobiegł za nią do kuchni, próbując odkręcić swoją głupotę. Kiedy zobaczył Krychę z fanatycznie wbitym wzrokiem w stos kulinarnych czasopism, zrezygnował z tłumaczenia, że to tylko nieporozumienie. Było już za późno.

- Przyszedłeś pomóc mi wybierać potrawy, które podamy kochanie? – Zapytała robiąc szczęśliwą minę.

- Nie, ja tylko po wodę- Zrezygnowany podniósł butelkę, mimo że wcale nie czuł pragnienia.

- Słuchaj! Idę jeszcze raz do Julki, wezmę od niej trochę przepisów, bo ja mam tak mało.-

-Tak maało?- Niemalże krzyknął widząc stertę, nad którą siedziała.

- Pożyczę od niej od razu „Titanic’a”. Obejrzysz wieczorem ze mną? - Spytała.

-Mam kupę roboty- Nie miał ochoty na żadne filmy, a tym bardziej na „Titanic’a”, z którym zaczynał odczuwać coraz bliższe więzy losu, i to nie ze względu na bohaterstwo Leonardo Dicaprio, a raczej na rolę tytułową. Wiesio zaczął szybki odwrót do komputera w obawie przed trafieniem jakimś lodowym odłamkiem w stylu – Zrobimy grzybową czy barszcz?

Kiedy startował komputer, Krycha właśnie wychodziła.



*****



Usłyszał dźwięk przekręcanego klucza w zamku.

- Co się stało? – Z przejęciem spytała Laura, kiedy go zobaczyła.

- Właśnie rozwaliłem klawiaturę. –Wskazał na roztrzaskany w drobny mak projektor.

- Nie martw się, przyślą jeszcze jedną.- Miękki głos, był niczym balsam.

Podnosząc się, obolały Johny podszedł do kompa zastanawiając się, czy nie poniósł jeszcze jakiejś straty.

- Szlag by to! - Parsknął, kiedy najpierw poczuł swąd spalenizny, a zaraz potem gasnący komputer. Miał nadzieję, że to tylko zasilacz i wysokie napięcie nie poszło dalej, na płytę główną. To byłaby już druga w tym miesiącu. Co prawda firma sponsorowała Johnemu cały sprzęt wymagany do testów, ale instalowanie od nowa wszystkich aplikacji, wcale mu się nie uśmiechało.

- Na pewno ze wszystkim sobie szybciutko poradzisz. – Laura pocieszała Go dalej, delikatnie dotykając dłońmi, w taki sposób, że przestał się przejmować czasem, który niewątpliwie musiałby stracić.

Wyjął z torby palmtopa i włączył, żeby skontaktować się z firmą.

- Co jest? - Potężnie się zdziwił, gdy zobaczył niebieską iskrę między palcem a obudową. Palmtop zamilkł, chwilę po tym, jak został uruchomiony. Zaczynał się coraz poważniej niepokoić. Dotknął biurka - nic się nie stało. Dotknął Laury, nic się nie stało. Przez moment, dotykał wszystkiego w zasięgu rąk - nic się nie działo. Jeszcze raz dotknął lampki, ale tym razem zapalił ją.

- Auć! – Krzyknął, kiedy poczuł ból, zaraz jak zobaczył iskrę sporych rozmiarów. żarówka strzeliła, rozsypując szklane kawałki na całym biurku. Johny zaczął panicznie myśleć, co się dzieje. Laura patrząc zdziwiona nie odzywała się wyczuwając, że teraz nie potrzebował żadnych pytań, żadnej otuchy, ani żadnych słów z jej strony. Po chwili zastanowienia wpadł na pewien pomysł. Z górnej półki szafy, do której ostatni raz zaglądał wieki temu, wyciągnął miernik elektroniczny. Po włożeniu baterii, podłączył zaciski kabli do wskazujących palców swoich rąk.

- Nie wierzę! – Wyłączył miernik mając nadzieję, że śni. Włączył jeszcze raz, ale pomiar ani na jotę nie różnił się od poprzedniego.

- Powiedz ile widzisz na wskaźniku? – Spytał swoją dziewczynę, nie chcąc uwierzyć w to, co widzi.

- 300 Volt. Słuchaj, to by wyjaśniało rozwalenie kompa, palma i tej nieszczęsnej żarówki. Stwierdziła, dokładnie w tym samym czasie, w którym Johny wydedukował, że zwarcie w wirtualnej klawiaturze nie skończyło się tylko na jej rozwaleniu.

- Ale jakim cudem ja żyję? – Nie mógł wyjść z podziwu. Przełączył miernik z trybu napięcia na natężenie. Westchnął z ulgą, kiedy wskazówka odchyliła się ledwo powyżej zera Amperów.

- Całe szczęście, bo inaczej bym się smażył. – Odetchnął.

- Słuchaj …- Chciał powiedzieć Laurze, by zadzwoniła do firmy, ponieważ nie chciał ryzykować rozwalenie komórki.

- Właśnie do nich dzwonię, kochanie.- Uśmiechnął się do niej. Podziwiał ją za to, że zawsze wiedziała, kiedy, co i w jaki sposób zrobić.



*****



Usłyszał dźwięk przekręcanego klucza w zamku.

Krycha wróciła z zakupów, jak zwykle, z co najmniej setką wypchanych, darmowych jednorazówek (niby nasz budżet strasznie by ucierpiał gdyby kupiła dwie torby płatne, ale duże). Kiedy Wiesio wyszedł z pokoju pomóc jej z zakupowym ekwipunkiem, zaczęła się dzielić nowinami z "Bazar radio", czyli plotkami usłyszanymi od „plotażanek”.

- Słuchaj, spotkałam Magdę. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaką sensację mi sprzedała.

- Naprawdę? Cóż się stało? - Spytał z zainteresowaniem, zastanawiając się, na jaki stopień zdałby egzamin do szkoły teatralnej.

- Pamiętasz Monikę?

- Tak, oczywiście że pamiętam.- Odpowiedział nie mając zielonego pojęcia, kto to jest Monika.

- Otóż jej mąż dwa lata temu wyjechał do Norwegii, Pamiętasz? Mówiłam Ci.

- Tak mówiłaś. - Oczywiście potwierdził. Ta dyskusja o rzeczach, co do których jego pamięć nie przywiązywała specjalnej wagi, zaczynała go męczyć.

- Otóż wyjeżdża do niego. Jej mąż, zwykły ślusarz, przez dwa lata dorobił się domku na fiordach. Mówię Ci, okolica prześliczna.

- A skąd wiesz, że prześliczna okolica. Byłaś tam, czy widziałaś zdjęcia?

- No przecież Magda mówiła, a ona wie, co mówi.- Kontynuowała, nawet na moment nie dając się zbić z tropu.

- Mówię Ci. Chata, że głowa boli.

- Tak wiem. Magda mówiła, a ona wie, co mówi.- Nie mógł się powstrzymać od sarkazmu.

- Czy Ty chociaż raz, możesz cokolwiek wysłuchać bez złośliwości.- W końcu się zorientowała.

- Zobacz!. Zwykły ślusarz, bez studiów i stać go na dom. A ty!. - No to się zaczęło.

Szybko pożałował swoich kpin.

- Ale ja nie jestem ślusarzem bez wykształcenia, tylko księgowym po studiach. I choćbym nie wiem jak się starał, nikt ani w Norwegii, ani nigdzie indziej nie przyjmie mnie na ślusarza.

- Zrozum w końcu, że jeżeli mamy zacząć żyć jak ludzie, to musisz myśleć o jakiejś innej robocie.

- Ale ja nie chcę myśleć o innej robocie. Moja robota mi się bardzo podoba. - Podjął dyskusję, chociaż wiedział, że i tak jest na przegranej pozycji.

- To wymyśl coś, bo ja nie zamierzam całe życie mieszkać w bloku.- Krycha wytoczyła argument, przy którym nawet podwójnie zrehabilitowany profesor analizy matematycznej nie potrafiłby odpowiedzieć logicznie.

- Ale mi w bloku nie jest źle.- Mimo iż wiedział, że bitwa jest w zasadzie przegrana, próbował się bronić.

- Tobie jest dobrze, ale w końcu, wcześniej czy później przekonam Cię do dziecka i co wtedy? Mamy w trójkę się gnieździć w kawalerce? - Zaczęła argumentować poniżej pasa.

- Zacznij w końcu myśleć o przyszłości.

- Gdybym myślał o przyszłości, to zamiast do kościoła na ślub z Tobą, poszedłbym do knajpy upić się.- Oddał jej, również nieprzepisowym ciosem.

- I pewnie chlałbyś do tej pory, a za swój największy życiowy sukces, uważałbyś wypicie flaszki jednym haustem? - Schowała się w łazience wściekle zamykając drzwi przed jego nosem.

- Chciałabyś! -. Zakończył rozmowę. Nieważne, że powiedział to do klamki, ale to do niego należało ostatnie słowo. Zresztą nie miał już ochoty na dyskusję. Za wszelką cenę chciał skończyć swoje opowiadanie. Nawet nie spodziewał się, że głupi tekst, który był raczej tylko testem jego pisarskich możliwości, wciągnie Go do tego stopnia, że nie będzie o niczym innym myślał. Wrócił do komputera, kontynuując opowiadanie.



*****



Usłyszał dźwięk przekręcanego klucza w zamku.

- Nie złościłeś się na mnie, że tak długo mnie nie było.- Laura była bardzo przejęta tym, że musiała opuścić Johna, by pozałatwiać najważniejsze sprawunki.

- Nie kochanie. – Nawet nie myślał, by te miesiące, które mu zostały marnotrawić na jakieś złości, czy obrażanie się. Tym bardziej, że, po wypadku, kiedy w szpitalu całe dnie przebywał na uciążliwych badaniach, tak naprawdę niewiele czasu spędził w samotności. Kiedy przedstawiono mu wyniki konsylium, w którym poza lekarzami, brali udział również inżynierowie z jego firmy, był załamany, ale teraz w domu przy Laurze, odzyskał spokój ducha. Okazało się, że jego stan zdrowia był spowodowany przez zwarcie w całkowicie nowym, doświadczalnie wprowadzonym układzie z magnetycznym mikroinduktorem, i właśnie ta, nowej generacji mikrocewka indukcyjna, była odpowiedzialna za tak potężne zwiększenie potencjału elektrycznego jego organizmu. Był dużej mocy akumulatorem. W zasadzie wszystko byłoby w porządku, ponieważ jego napięcie powoli z każdym dniem minimalnie spadało, i jak wyliczyli inżynierowie w przeciągu prawie roku powróciłby do normalnego stanu, gdyby nie małe „ale”. Występująca u niego elektroliza płynów ustrojowych postępowała znacznie szybciej niż malał jego potencjał elektryczny. Ponieważ dysocjacja elektrolitów była ciągła i nieodwracalna, był jednym z nielicznych, który znał dokładną datę swojej śmierci. Póki co, nie czuł się źle. Miał jeszcze przed sobą kilka miesięcy, z Laurą przy boku, która teraz całkowicie poświęciła się jemu. Spełniała każdą zachciankę, a ponieważ zawsze największą zachcianką Johna było łóżko, więc praktycznie z łóżka nie wychodzili, większość czasu spędzając na kochaniu. Pod tym względem Laura była rewelacyjna. Potrafiła zarówno być eteryczną gejszą, jak i wściekle dziką kocicą.

Oboje byli przygotowani na odejście. Kiedy dostawał pastylkę śmierci zwaną powszechnie „spokojnym odejściem” Laura wyprosiła lekarza o taką samą dla siebie. Podjęli decyzje, że kiedy opadnie z sił, oboje odejdą, objęci, tuląc się do siebie niczym Romeo i Julia.



*****



Usłyszał dźwięk przekręcanego klucza w zamku.

Kiedy Krycha udała się od razu do kuchni, bez tradycyjnego przycupnięcia na pufie w przedpokoju, wiedział już, że jest w nie najlepszym humorze. Kiedy po chwili ciszy zabrzęczał dźwięk przesuwanych garnków, westchnął zrezygnowany. Zobaczył najbliższą przyszłość ostrzej, niż widziałby Nostradamus. Znał tekst, którym zostanie uraczony za chwilę. Dlaczego nie posprzątałeś talerzy...?

- Czy naprawdę posprzątanie po obiedzie jest dla Ciebie aż tak dużym wysiłkiem? - Jednak tym razem nie trafił dokładnie w słowa. Głos Krychy robił się coraz donioślejszy.

- Cholera jasna! Ile razy ci mówiłam! Jak rozlejesz ketchup, to WYYTRZYYJ!.

Atmosfera w kuchni się zagęszczała, a Wiesio twardo udawał, że doznał czasowego zaniku słuchu. Jednak musiało paść to złowieszcze - Czy ty mnie w ogóle słuchasz!

Krycha była wściekła i jej agresja rozkręcała się wprost proporcjonalnie do coraz szybciej wystrzeliwanych przez nią słów. Dopóki coraz mniej zrozumiałe krzyki dotyczyły terenu neutralnego, jakim był porządek w kuchni, nie reagował stosując jeden ze swoich przepisów na udane małżeństwo - "na przeczekanie". Polegał on na braku jakiejkolwiek reakcji, dopóki szanowna małżonka nie straci większości swojej energii na biadoleniu, jaki to świat wokół niej, na czele z Wiesiem jest zły. Kiedy osłabiona zmarnotrawieniem sił witalnych klapnie na kanapie włączając jakiś serial, wtedy można było podejść bez obawy z pytaniem: - Ale o co chodzi?. - Wówczas można było liczyć, że zajęta przypominaniem sobie poprzedniego odcinka poprzestanie na zimnowojennym – A co ci będę gadać?- i „Status Quo” zostanie zachowane bez wszczynania kłótni. No ale kiedy doszły do niego słowa - "Twoja Matka jest... " nie wytrzymał. Miał już dosyć i był gotowy na wojnę, nawet za cenę życia przez kilka cichych dni, na barowym jedzeniu. Energicznie Wstał z krzesła, z gorącym postanowieniem wykrzyczenia, że skoro nie pracuje to, chociaż niech sprząta. Niestety, kiedy przeszedł parę metrów i kiedy zobaczył jej grymas (coś pomiędzy otwartą paszczą lwa i twarzą zawodowej płaczki w czasie pogrzebu) stwierdził, że gorące postanowienie stchórzyło i nadal siedzi na krześle.

- Co się stało? - Z trudem wyksztusił z siebie, starając się mówić to jak najspokojniej.

- Byłam u Twojej Matki.- Nooo taaak. Dalej już mu nie musiała nic mówić. Znowu Matka powiedziała o parę słów za dużo.

- Ile razy mam Ci powtarzać! Nie chcesz się denerwować z jej powodu, nie chodź do niej na "psiuty". - Nawet przestał się zastanawiać się, ile razy jeszcze będzie ryczeć, żeby zrozumiała tą oczywistą oczywistość.

- Po pierwsze nie na „psiuty”, tylko zaprosić na wigilię, a po drugie, to co? Może najlepiej zerwijmy ze wszystkimi kontakt? żyjmy sami jak na bezludnej wyspie?.

Nie chcąc jej drażnić nie powiedział jej, że pomysł wcale nie jest taki głupi.

- Mówiłem o Twoich kłótniach z moją Matką, a nie o odseparowaniu się od wszystkich.

Mówiąc to stwierdził w myślach, że wcale by się nie obraził, gdyby na tej wyspie został całkowicie sam.

- Dla Ciebie oczywiście wszystko jest takie proste. Ja nie wiem, jak Bóg mógł dać Wam, facetom takie ograniczone i nieskomplikowane mózgi. Idę do Julki. - Zawinęła się na pięcie i trzaskając drzwiami, niczym Chuck Norris drzwiami obrotowymi, wyszła z domu.

- I faceci wiedli sobie takie proste i nieskomplikowane życie, dopóki jakiś rogaty baran nie sprzedał Panu Bogu licencji na produkcję kobiety. – Pomyślał wracając do komputera.

Kiedy słychać było dźwięk odpalanego komputera, Wiesio nie wytrzymał i odreagowując huknął z całej siły w obudowę.

- Co jest? – Zdziwił się, kiedy usłyszał bardzo głośny niemiły zgrzyt, niczym dźwięk widelca przesuwanego po talerzu. Chwilę potem z komputera wydobył się wystrzał i olbrzymi wybuch wyrzucił Go razem z krzesłem, na którym siedział. Zanim stracił przytomność, Wiesio zobaczył potężną niebieską łunę nad komputerem.



Ocucił go dzwonek domofonu. Kiedy wstawał, otrzepując się z resztek połamanego krzesła, zwrócił się w stronę komputera. To nie był sen. Potężna łuna w dalszym ciągu rozświetlała komputer. Totalnie rozkojarzony poszedł otworzyć drzwi.

- Kogo tam niesie? – Zamamrotał do siebie. Akurat teraz, nie miał ochoty na żadną wizytę.

- Dzień doberek. Paczuszka dla Pana. – Kiedy usłyszał kuriera mówiącego tekstem z jego opowiadania o mało nie parsknął ze śmiechu. Pokwitował odbiór i rozbawiony zaczął rozwijać papier, w który zapakowany był pakunek. Wraz z rozwijanym papierem jego uśmiechnięty wyraz twarzy zmieniał się w coraz większe zdziwienie, by po chwili przeistoczyć się w całkowite przerażenie. Na paczce widniał napis „KeyLock International Alpha 001”.





*****







Usłyszał dźwięk przekręcanego klucza w zamku.

Siedząc w przedpokoju z paczką w rękach, widział coraz bardziej słabnącą niebieską poświatę. Jakimś cudem paczka z jego opowiadania trafiła do niego, do świata rzeczywistego. Ten cud niewątpliwie miał związek z wybuchem komputera i z łuną, która widział. Kiedy klamka drzwi uchylała się ku dołowi, jego myśli coraz szybciej kłębiły się w głowie.

- A jeżeli to nie paczka znalazła się w realu? – Myślał coraz intensywniej. Jeżeli to jego mózg po wypadku, przebywając gdzieś na granicy życia i śmierci zespolił się wizją przedstawioną w opowiadaniu? Patrząc w niebieskie światło, dobiegające z pokoju, widział jak zaczyna przygasać. Intuicja coraz mocniej krzyczała, że musi tam iść, póki nie zgaśnie całkowicie. Wstał i miał zamiar ruszyć z powrotem, kiedy przypomniał sobie Laurę, z jego opowiadania. Jego Laure. Doskonałość, ideał towarzyszki życia. Kiedy się odwrócił od światła, drzwi właśnie zaczynały się otwierać. Odniósł wrażenie, że czas spowolnił dając mu chwilę do namysłu. Zostając ryzykował, a właściwie był pewien, że scalając się z rzeczywistością jego opowiadania, skończy jak jego bohater. Ratunkiem była coraz słabiej widoczna niebieska łuna.

- Co robić? Co mam robić? – Pytał siebie, co chwilę zmieniając wzrok z coraz szerzej otwartych drzwi na światłość i z powrotem.

Powoli przestawał myśleć głową. Jego rozumowanie zaczęło przenosić się niżej, coraz niżej, w kierunku bardziej obiektywnego i niezależnego ośrodka podejmowania decyzji.

Powoli, powolutku w drzwiach ukazywała się ręka…
Boreasz

2
Zamykam do czasu przeczytania regulaminu i spełnienia jego kluczowych punktów.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

3
Hello!



Pierwszy :D:D:D



A że s-f, a że komedia, to i wziąłem na warsztat. Oceniam tekst w trakcie czytania...



Hmmm, "... genialnie zdobionymi tipsami." No niby może być, ale genialnie mi nie pasuje, za bardzo do mnie nie przemawia, nie potrafię sobie wyobrazić wyglądu tipsów. (miejscami mogę czepiać się szczegółów;) )



Dalej rzuca się w oczy zapis dialogów. Jeśli ciągniesz wypowiedź jednej osoby, to niech ona będzie... ciągła, nie przerywaj monologu w sposób, jakby to był dialog - pierwsze zdania Johnego.

Comi się nie spodobało, to właśie imię Johny, po prostu nie lubię hamerykanizowania, ale chwilę później wyjaśniasz, że jednak akcja może dziać się w Polsce, poprzez użycie określenia "Matka Polka" => Amerykanin z kochanką Polką, tak to widzę na razie... poczytamy, zobaczymy.


Głos Laury przechodzący w szept wskazywał, że jest co najmniej równie stęskniona jego ciała.
Ale, że co? A gdzie wcześniej wspominasz, że Johny pragnie jej ciała? Owszem, piszesz, że najbardziej kocha jej piersi, ale to nie oznacza, iż pragnie jej całej fizycznie. Powinieneś wywalić >co najmniej równie< i będzie ok.



Te metrowe rzęsy - metrowe sobie odpuść, komedia komedią, ale bez przesadyzmu.

/znowu zapis dialogu!!!/

Nie chciałbym wyjść na napalonego samca, ale... to nie jest przypadkiem tak, że wizja seksu z kobietą, którą ubóstwiam jest raczej rozpraszaczem aniżeli zachętą do pracy?
Lepszej zachęty nie potrzebował. Szybko wrócił do komputera, by dokończyć robotę.
nie twierdzę, że nierealne, jednak mało wiarygodne ;)



No muszę to zaznaczyć! Jeśli to naprawdę Twój pierwszy tekst, jeśli dopiero zaczynasz, to kontynuuj! Masz lekki styl, do tego humor nie jest wywalony na wierzch, trzeba się go doszukać, co bardzo mi odpowiada. To jednak początek, zobaczymy, co dalej...



W następnym akapicie wymieniasz kilka informacji o bohaterze, po czym przeskakujesz do akcji, tj. kiedy Laura wyszła, ubrał rękawicę itd. powinieneś oddzielić jedno od drugiego.



Unikaj nawiasów, te są zarezerwowane dla równań.


Zrzucił szybko rękawice, niestety będzie musiała poczekać.

Z ciekawością zajął się rozpakowywaniem urządzenia.
niestety, będzie musiała poczekać - możesz sobie darować.



"kompem" to mnie zabolało. Sam używam tego określenia, ale tutaj po prostu nie pasuje do klimatu.


wcisnął „On” znajdujący się na podstawce.
wiem, o co chodzi, ale jakoś inaczej powinieneś to napisać.



Wiesz, jak czytam, brakuje mi akapitów. Może to wina po prostu wklejania tekstu tutaj, na forum, a może po prostu zapominasz o wcięciach. Jeśi to drugie, to naprawdę zwróć na tę sprawę w przyszłości uwagę.



Ten fragment z winem mi trochę zgrzyta. Sam zapis jest w porząku, tylko o butelce powinieneś napomknąć coś wcześniej, kiedy wspominałeś o bałaganie na biurku. Gdy przeczytałem tę część, poczułem się jakbyś przywalił tak trochę "ni z gruchy, ni pietruchy".



Mmmm, Johny na Wiecha, Laura na Krychę? Bawimy się z czasem, alternatywną rzeczywistością? Temat dość oklepany, ale przyznam, zaciekawiłeś mnie. Wchodzę głebiej :)



Raczej zacznie pisać książkę, nie książki.



Hmmm, zaimki możesz chyba z małej litery pisać.

Pisać, pisanie - powtórzenia, wczesniej też było parę, ale nie tak rażące.



No i znowu ten cholerny zapis dialogów! Mógłbyś tak to zrobić:

" - Słuchaj Wiesio. Tak sobie gadałyśmy z Julką... - tutaj to, co on sobie myśli. - Wiesz, rozmawiałyśmy z Julką o wigilii. - znowu, co sobie myśli. - Robi ją u siebie." - moja wersja, Twojego dialogu. Mam nadzieję, że jasno przedstawiłem swoją wizję.



Opis sposobu "Na Szwejka" mógłbyś ciut inaczej przedstawić, tzn. od strony Wieśka, tego jak on osiągnął w nim mistrzostwo:

>>Robił minę z usmiechem przypominającym... Co chwila rzucał potwierdzenia "Ależ tak", "oczywiście", wymieszane ze zdziwieniem "No coś ty!?"... Po nabraniu wprawy potrafił przejść nawet do powazniejszych tematów.<<

Tak może by wyglądało lepiej, gdyż piszesz o Wiesku i o jego reakcjach, uczuciach, a nie o "Przewodniku po rozmowach z żoną".



O żesz Ty mały, skubany taki i owaki!!! Aleś mnie załatwił! Przez chwilę chciałem nawet wykasować o wspomnienie o zabawie z czasem czy alternatywną rzeczywistością, ale myślę sobie "Zostawię". Zaskoczyłeś mnie tym, PLUS dla Ciebie :)



Wypominam i wypiminał będę! - zapis dialogów bardzo burzy przyjemność czytania, a przyjemność jest.


kiedy najpierw poczuł swąd spalenizny, a zaraz potem ZOBACZYł gasnący komputer.


Dobra, dalej będe już tylko czytał i skupię się po prostu na wrażeniu, nie mam siły na wypisywanie, poprawianie błędów, tym bardziej, że to odrywa od brnięcia w akcję. Wolę się skupić na tym, cóż tam dalej Twa wyobraźnia zaserwowała :D



Może to czepianie, ale wspominasz, że Johny jako jeden z niewielu znał datę swojej śmierci, ok. Jednak póxniej piszesz, że zostalo mu kilka miesięcy, co trochę mi nie pasuje. Kilka to dość ogólne okreslenie. Nie jest to błąd (chyba bardziej czepialstwo), ale dla mnie to zgrzyt.



"Jak rozlejesz ketchup, to WYYTRZYYJ!." Ha, ha, ha!!! Przypomniała mi się plama ketchupu w moim pokoju na podłodze... już drugi tydzień na nią patrzę, ekhm, ale to chyba nie jest powód do dumy ;)



No to znam już drugi sposób na udane małżeństwo "na przeczekanie". Ile ich Wiesiek ma?



Yyyy, z tym Norrisem to nie trafiłeś :P



Zakończenie... no przewidywalne, ale fajnie, że nie zapiąłeś tego ostatniego guzika, że nie podałeś czytelnikowi ta tacy jakiegoś konkretnego finiszu. Pozytywnie.



Reasumując, jest dobrze! A że to Twój pierwszy tekst, nawet bardzo. Kwestia dopracowania, daj Swoje opowiadania przeczytać komuś trzeciemu dla wyłapania błędów. wytknąłem Ci kilka, które najbardziej rzucały się w oczy. Najgorszym grzechem sa dialogi i akapity, ale o tym pisałem i to jest kwestia p prostu do wyuczenia i tyle, natomiast styl masz ciekawy, potrafisz



Pozdrrrrr!

Dodane po 25 minutach:

Cholera, trochę chaotyczna ta moja recenzja, ale to ze względu na na to, że trichę tak na szybko to zrobiłem. Wybacz ;)
"Ludzie się pożenili albo się pożenią i pozamężnią, pooświadczali się... a ja na razie jestem na etapie robienia sobie kawy...jakkolwiek można to odnieść do życia" - Hipolit

4
Podoba mi się, a szczegółów się nie czepiam (tak naprawdę, te szczegóły dostrzegłam dopiero po przeczytaniu recenzji Mazera), ale właśnie taki ze mnie kiepski recenzent, że patrzę na historię i czy dialogi są ciekawe, a reszta jakoś mi... umyka? Ogólnie mi się podoba, a jak się spojrzy na: "Wychodząc do przedpokoju najpierw zobaczył śliczną, szczupłą rękę z genialnie zdobionymi tipsami, zaraz potem pojawiły się pukle niesamowicie skręconych blond włosów. Za nimi, powolutku wynurzały się te części ciała, które najbardziej kochał. Schowane pod obcisłym swetrem, wspaniałe, wręcz poetycko doskonałe piersi." to bez patrzenia na tytuł i kategorię, widać że to SF :D . Twoich bohaterów da się polubić (albo nie) i zapadają w pamięć, a to przecież duży plus. To tyle.

PS: Koniec fajny

5
Dzięki za komenty.

Bardzo sie cieszę, że treść podobała się. Ze wzgledu na moje mizerne doświadczenia językowe, tak naprawdę, własnie na ocenie treści i stylu zależy mi najbardziej.



Drogi Mazerze.

Jak nabiore literackiego doświadczenia, na tyle, by odważyc sie komentować teksty, innych autorów, to bede to robić, dokładnie jak Ty. Na gorąco, w trakcie czytania. Bardzo mi ten sposób rezenzowania spodobał się.



Co do błędów jezykowych takich jak akapity, formy dialogów i inne: właśnie nadrabiam szkolne zaległości i pilnie sie uczę. Między innymi z działu tego forum: Jak pisać? Na razie jestem na etapie róznicy w używaniu: "tę" i "tą".

Juz wiem, że zalezy to od tego, czy stosuje sie odmianę w narzędniku, czy też w bierniku. Jeszcze tylko muszę dowiedzieć się, czym się różni biernik od narzędnika.



Serdeczne pozdro Boreasz.



PS.

Piszesz Mazerze, bym w celu eliminacji błędów, dał tekst do przeczytania

osobie trzeciej. Jeżeli pozwolicie, chciałbym własnie forumowiczów Tego portalu uważać za osobę trzecią, która wytknie najmniejszy błąd, ale też chciałbym, byście w miare możliwości, w tym wytakaniu nie byli złośliwi.



Jeszcze raz pozdrowienia.
Boreasz

6
Boreaszu, bardzo mnie uwiódł rytm utworu, wprowadzenie kolejnych części od tej samej frazy i budowa zdań, powodująca szybkie czytanie bez konieczności opuszczania przydługich opisów.
'ad maiora natus sum'
'Infinita aestimatio est libertatis' HETEROKROMIA IRIDUM

'An Ye Harm None, Do What Ye Will' Wiccan Rede
-------------------------------------------------------
http://g.sheetmusicplus.com/Look-Inside ... 172366.jpg

7
Będę czytał i pisał na bieżąco, słuchając muzyki. Nie będzie to długa recenzja.


Wychodząc do przedpokoju najpierw zobaczył śliczną, szczupłą rękę z genialnie zdobionymi tipsami, zaraz potem pojawiły się pukle niesamowicie skręconych blond włosów. Za nimi, powolutku wynurzały się te części ciała, które najbardziej kochał. Schowane pod obcisłym swetrem, wspaniałe, wręcz poetycko doskonałe piersi.
Śliczne, aczkolwiek nie wspaniałe. Zbyt dużo określeń. Wszystko jest genialne, wspaniałe, śliczne, szczupłe, doskonałe. Zapomnij o połowie z tych słów. Przynajmniej na chwilę. Mnie nadmiar określeń zawsze śmieszy. Świadczy o dwóch rzeczach, nieumiejętności autora do opisania zwięźle acz treściwie tego, co chce przekazać i o tym, że jest początkującym.



Pierwszy akapit jest co najmniej dziwny. Chodzi mi o dialogi. Rozumiem, że podobno zakochani czytają sobie w myślach, ale z czego ona wydedukowała, że on chce olać testy czegoś tam i pójść z nią do łóżka? Nie dałeś napisałeś nawet słówka, które świadczyłoby o tym. Wiemy, że on się zastanawia, ale że ona o tym wie? Jasnowidzenie, czytanie w myślach. Genialna sprawa. Też chcę.



Zaciekawiła mnie "idiotoodporność". W jaki sposób to sprawdzał? Tak z ciekawości pytam.



Hm, dziwny zdaje się też dialog z kurierem. Połączenie zupełnie luzackiego "dzień doberek" z "Panie Johny", brzmi lekko sztucznie. Przynajmniej w moim skromnym mniemaniu. I dlaczego kurier pyta: "Tym razem jakaś mała?". A potem piszesz jakby pytał o to bohater. mieszają ci się podmioty. Strasznie. Popracuj nad tym. Nad zapisem dialogów również.


Zrzucił szybko rękawice, niestety będzie musiała poczekać.


Dlaczego "niestety"? Cieszy się z przesyłki, więc to niestety albo ironiczne albo pomyłkowo wpisane. Wątpię żeby było mu żal.



Sporo powtórzeń pojawia się w tekście. Zbyt wiele jak na mój gust. Momentami co linijkę mamy do czynienia z tym samym słowem. Jest to strasznie imitujące, sprawia momentami, że ma się uczucie czytania tego samego zdania dwa razy.



Powiedzmy, że to na razie koniec. Wzywają mnie inne obowiązki.



Mogę jedynie powiedzieć teraz, że sporo pracy przed tobą. Wiele do poprawienia, wiele do zauważenia. Wiele do sprawdzenia. Wiele do poczytania. Wiele do powtarzania.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

8
boreasz - ty chyba nie jesteś moją narzeczoną i nie piszesz potajemnie, jak mnie w domu nie ma? :)



A teraz o tekście: jeden z najbardziej inteligentnych tekstów, z jakimi miałem do czynienia, a do tego zabawny. Idealny. Konstrukcja opowiadania jest banalna, prosta, ale zabieg z dwoma wymiarami pozwolił ci na stworzenie idealnych konstrastów-przenośni. Na uwagę zasługują proste środki użyte do tworzenia atmosfery - dialogi. Naturalne, życiowe i wynikające z osobowości, przez co budują całe charaktery w sposób doskonały. Humor blokowy jest życiowy, i nie ma problemów z jego rozumieniem, ale w połączeniu z kontrastami wymiarów, nabiera osobliwego znaczenia i potęguje się. Naprawdę tekst mnie rozbawił do łez.



O warsztacie: tutaj idealność jest odległa. Mimo, że nie przywiązywałem wagi do formy, to i tak zauważyłem kilka krzaczków, złych sformułowań, błędów. Nic to - kwestia wprawy. Najważniejsze, że masz świetny dar opowiadania!



Bardzo mi się podobało.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”